@ W popularnym markecie w małej miejscowości mnóstwo klientów, czynna tylko jedna kasa, klienci niecierpliwią się. Jeden z nich, wychodząc ze sklepu zauważył kilkoro pracowników sklepu na tzw. przerwie papierosowej.
Pyta więc ochroniarza:
- panie, w sklepie kolejka do kasy, a tu papieroski?
Na to zapytany odpowiedział:
- to Ukraińcy, oni są do rozkładania towaru, nie mają uprawnień na kasę...
@ Na ławce siedzi para, mężczyzna właśnie skończył rozmowę przez telefon i zwraca się do partnerki:
- idziemy do mamy na obiad
- a co jest dobrego?
- nie mówiła, ale na pewno lepsze, niż ty ugotujesz...
@ Na targowisku klient pyta sprzedawcę:
- ma pan jaja?
- no co pan?
- o matko, o kurzęce pytam!
@ na tym samym ryneczku plotkują dwie panie:
- widziałaś, kochana jakie wszystko drogie?
- to się w głowie nie mieści, żeby banany były tańsze od naszych polskich jabłek!
- a węgiel o 100 zł droższy i nie ma na placu. Dobrze, że przed wakacjami kupiłam!
- ale węgiel to nie owoce, żeby zmarzł na wiosnę...
- no kiedyś to do Ruskich wysyłali, ale teraz?
@ Kobieta ciągnie plączące dziecko do domu z placu zabaw:
- ale ja nie jestem zmęczona, nie chcę jeszcze do domu
- ale ja jestem i chcę odpocząć
@ Alejką parkową idą dwie jejmości:
- skaranie boskie z tymi rowerzystami i to wszędzie, na ścieżki rowerowe ich wyrzucić, za miasto!
- ma pani rację, nie znasz dnia ani godziny, stratują!
- a jakie tłumy w parku, ławki wolnej nie uświadczysz, czy ci ludzie domów nie mają?
- chodźmy na herbatę do kawiarni, o tam jest taka nad stawkiem
- pani kochana, ale jakie ceny tam są! w domu trzy herbaty się za to zrobi...
czwartek, 31 sierpnia 2017
poniedziałek, 28 sierpnia 2017
Słownikowe cuda.
Lubię czasami zajrzeć do słownika języka polskiego lub wyrazów obcych. Nie czytam ich do poduszki, szukam wyjaśnienia niezrozumiałych wyrazów lub zasad właściwego ich użycia, jak wszyscy. Trochę książek, czasopism i innych tekstów w życiu przeczytałam, a ciągle zdarza mi się trafiać na słowa, których nie znam, nigdy nie słyszałam, a nawet, jeśli brzmienie wydaje się znajome, to znaczenie umknęło.
Człowiek uczy się całe życie, a więc i słownictwo warto wzbogacać, nawet jeśli niektórych wyrazów prawie nie używamy, to zachwyca ich brzmienie lub zadziwia pochodzenie.
Maszop – rybak, członek maszoperii czyli spółki handlowej, okrętowej lub rybackiej w dawnych czasach. W Polsce do niedawna istniały maszoperie na Kaszubach i Helu.
Molino – tkanina bawełniana, barwiona lub drukowana, używana na sukienki, poszewki lub prześcieradła.
Leżanina – drewno nadpsute od długiego leżenia w lesie.
Leporello – prospekt, katalog, druk reklamowy w formie tekturowej lub papierowej taśmy, złożonej jak harmonijka i zadrukowanej z jednej lub z obu stron.
(grafika by Eline Gumbert CC BY 3.0 via Wikimedia Commons)
Papatacz – ciastko drożdżowe z rodzynkami i cynamonem.
Osełedec – kosmyk włosów na czubku ogolonej głowy, spotykany niegdyś u Kozaków zaporoskich.
(grafika by Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0)
Ombrofob – roślina nie znosząca wody, nawet małego deszczu, rosnąca w klimacie suchym.
Persz – drążek służący artystom cyrkowym do wykonywania skomplikowanych ewolucji cyrkowych.
Czy spotkaliście ostatnio jakieś słowa, które Was zdziwiły?
Człowiek uczy się całe życie, a więc i słownictwo warto wzbogacać, nawet jeśli niektórych wyrazów prawie nie używamy, to zachwyca ich brzmienie lub zadziwia pochodzenie.
Maszop – rybak, członek maszoperii czyli spółki handlowej, okrętowej lub rybackiej w dawnych czasach. W Polsce do niedawna istniały maszoperie na Kaszubach i Helu.
Molino – tkanina bawełniana, barwiona lub drukowana, używana na sukienki, poszewki lub prześcieradła.
Leżanina – drewno nadpsute od długiego leżenia w lesie.
Leporello – prospekt, katalog, druk reklamowy w formie tekturowej lub papierowej taśmy, złożonej jak harmonijka i zadrukowanej z jednej lub z obu stron.
(grafika by Eline Gumbert CC BY 3.0 via Wikimedia Commons)
Papatacz – ciastko drożdżowe z rodzynkami i cynamonem.
Osełedec – kosmyk włosów na czubku ogolonej głowy, spotykany niegdyś u Kozaków zaporoskich.
(grafika by Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0)
Ombrofob – roślina nie znosząca wody, nawet małego deszczu, rosnąca w klimacie suchym.
Persz – drążek służący artystom cyrkowym do wykonywania skomplikowanych ewolucji cyrkowych.
Czy spotkaliście ostatnio jakieś słowa, które Was zdziwiły?
sobota, 26 sierpnia 2017
Muszę zabrać głos...
Nie znam się na polityce, na gospodarce także nie za bardzo, jeszcze mniej na prawie czy sądownictwie, ale mam jakieś tam poglądy na różne sprawy i słysząc o tym i owym gotuje sie we mnie wszystko i dochodzi do głosu poczucie niesprawiedliwości. Nie lubię i staram sie nie mówić, że coś jest głupie, bezsensowne, że ktoś kłamie, oszukuje lub nie myśli rozsądnie, bo mogę nie mieć racji.
Mogę natomiast podzielić się swoimi odczuciami, zwłaszcza na temat niesprawiedliwości, a co za tym idzie bezmyślności posłów. Ale co się dziwić, skoro głosują w nocy, na kolanie, w dodatku nie czytając treści ustaw.
Ten długi wstęp powstał do kilku uwag na temat tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Zbulwersował mnie telefon do redakcji jednego z programów TV pewnej pani Ireny, której 95-letni ojciec miał łzy w oczach, gdy usłyszał, że obniżają mu emeryturę.
Za co? Jako młody człowiek przez 3,5 miesiąca bronił z kolegami posterunku granicznego przed bandami UPA, bez wynagrodzenia i z narażeniem życia.
Jeden z kolegów zginął, drugi stracił rękę czy nogę, on sam został ciężko ranny, długo leczył się w szpitalu, został kaleką.
Dzisiaj ten epizod w jego życiorysie spowodował odebranie mu części emerytury.
I nie chodzi nawet o pieniądze, ale o zwykłą uczciwość i godne traktowanie.
Takich przypadków jest wiele, ale posłowie o nich nie pomyśleli, nie zdążyli...wielu starych ludzi nie będzie odwoływać się do sądów, pisać odwołań, a nawet jeśli to zrobią, to wielu rozstrzygnięcia nie dożyje.
Łatwiej jest zabrać wszystkim jak leci, niż popracować nad bublem ustawodawczym, presja wszak była wielka.
Mój wujek jako młody żołnierz także walczył z bandami UPA w Bieszczadach. Żałuję, że nie spisywałam jego wspomnień, ale smarkata byłam, a on niechętnie opowiadał.
Pewnie dziś, gdyby żył też dostałby takie pismo, a pracował sumiennie przez 50 lat, nie należał do partii, a jedyne, czego się "dorobił" to rodzina i drewniana altanka na pracowniczej działce...
Jak go znałam, to pewnie nie skarżyłby się, ale zapadłby jeszcze bardziej w sobie, a smutne oczy pytałyby: ale o co chodzi?
Mogę natomiast podzielić się swoimi odczuciami, zwłaszcza na temat niesprawiedliwości, a co za tym idzie bezmyślności posłów. Ale co się dziwić, skoro głosują w nocy, na kolanie, w dodatku nie czytając treści ustaw.
Ten długi wstęp powstał do kilku uwag na temat tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Zbulwersował mnie telefon do redakcji jednego z programów TV pewnej pani Ireny, której 95-letni ojciec miał łzy w oczach, gdy usłyszał, że obniżają mu emeryturę.
Za co? Jako młody człowiek przez 3,5 miesiąca bronił z kolegami posterunku granicznego przed bandami UPA, bez wynagrodzenia i z narażeniem życia.
Jeden z kolegów zginął, drugi stracił rękę czy nogę, on sam został ciężko ranny, długo leczył się w szpitalu, został kaleką.
Dzisiaj ten epizod w jego życiorysie spowodował odebranie mu części emerytury.
I nie chodzi nawet o pieniądze, ale o zwykłą uczciwość i godne traktowanie.
Takich przypadków jest wiele, ale posłowie o nich nie pomyśleli, nie zdążyli...wielu starych ludzi nie będzie odwoływać się do sądów, pisać odwołań, a nawet jeśli to zrobią, to wielu rozstrzygnięcia nie dożyje.
Łatwiej jest zabrać wszystkim jak leci, niż popracować nad bublem ustawodawczym, presja wszak była wielka.
Mój wujek jako młody żołnierz także walczył z bandami UPA w Bieszczadach. Żałuję, że nie spisywałam jego wspomnień, ale smarkata byłam, a on niechętnie opowiadał.
Pewnie dziś, gdyby żył też dostałby takie pismo, a pracował sumiennie przez 50 lat, nie należał do partii, a jedyne, czego się "dorobił" to rodzina i drewniana altanka na pracowniczej działce...
Jak go znałam, to pewnie nie skarżyłby się, ale zapadłby jeszcze bardziej w sobie, a smutne oczy pytałyby: ale o co chodzi?
środa, 23 sierpnia 2017
Co ma kot do armaty?
Niech ktoś powie, że spacery są nudne!
Może dziecko z ADHD, ale i jemu możemy dostarczyć na spacerze tylu bodźców, że nie powinno narzekać.
Na spacer można piechotą lub rowerem, daleko lub blisko od miejsca zamieszkania, ale zawsze warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
Dowód dostarczam w postaci zdjęć, niektóre zrobione komórką...
Oprócz zwierząt dużego kalibru są i średnie, do nóg się łaszące i ciekawe naszych rowerów.
Tutaj chciałoby sie krzyknąć- uciekaj myszko do dziury, tylko że to nie mysz, a maleńka ryjówka...
W parku obok naszej ławki, na której siedząc jedliśmy lody przemknął zaskroniec, wdrapał się na pobliski krzew i tak trwał, jakby obserwował, kto jakie lody kupuje...
Oprócz walorów przyrodniczych, także ciekawostka historyczna z okresu II wojny światowej
Są to betonowe podstawy pod niemieckie armaty przeciwlotnicze z 1943 roku.
Bateria liczyła ok. 6 dział, stanowiska otoczono nasypami ziemnymi, a w pobliżu wybudowano barak dla artylerzystów oraz magazyn amunicji.
Głównym zadaniem armat była obrona przeciwlotnicza torów kolejowych z kierunku Poznania oraz wieży ciśnień wybudowanych w 1942 roku – bateria powstała w 1943.
Podobne stanowiska Niemcy wybudowali w pobliżu dworca kolejowego dla obrony torowisk z Bydgoszczy i Torunia.
Zachowane podstawy dział w okresie powojennym usytuowano w pobliżu ogrodów działkowych, teraz stanowią atrakcję historyczną rozbudowanej części parku miejskiego.
Na tablicy informacyjnej pokazano wygląd ówczesnej broni.
I pomyśleć, że na spacerze w parku kórnickim byłam świadkiem marudzenia chłopca, spacerującego z rodzicami - mamo, kiedy wreszcie pojedziemy do galerii handlowej?
Może dziecko z ADHD, ale i jemu możemy dostarczyć na spacerze tylu bodźców, że nie powinno narzekać.
Na spacer można piechotą lub rowerem, daleko lub blisko od miejsca zamieszkania, ale zawsze warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte.
Dowód dostarczam w postaci zdjęć, niektóre zrobione komórką...
Oprócz zwierząt dużego kalibru są i średnie, do nóg się łaszące i ciekawe naszych rowerów.
Tutaj chciałoby sie krzyknąć- uciekaj myszko do dziury, tylko że to nie mysz, a maleńka ryjówka...
W parku obok naszej ławki, na której siedząc jedliśmy lody przemknął zaskroniec, wdrapał się na pobliski krzew i tak trwał, jakby obserwował, kto jakie lody kupuje...
Oprócz walorów przyrodniczych, także ciekawostka historyczna z okresu II wojny światowej
Są to betonowe podstawy pod niemieckie armaty przeciwlotnicze z 1943 roku.
Bateria liczyła ok. 6 dział, stanowiska otoczono nasypami ziemnymi, a w pobliżu wybudowano barak dla artylerzystów oraz magazyn amunicji.
Głównym zadaniem armat była obrona przeciwlotnicza torów kolejowych z kierunku Poznania oraz wieży ciśnień wybudowanych w 1942 roku – bateria powstała w 1943.
Podobne stanowiska Niemcy wybudowali w pobliżu dworca kolejowego dla obrony torowisk z Bydgoszczy i Torunia.
Zachowane podstawy dział w okresie powojennym usytuowano w pobliżu ogrodów działkowych, teraz stanowią atrakcję historyczną rozbudowanej części parku miejskiego.
Na tablicy informacyjnej pokazano wygląd ówczesnej broni.
I pomyśleć, że na spacerze w parku kórnickim byłam świadkiem marudzenia chłopca, spacerującego z rodzicami - mamo, kiedy wreszcie pojedziemy do galerii handlowej?
niedziela, 20 sierpnia 2017
Plecami do świata?
Podbudować wiarę w ludzkość lub ją stracić można na różne sposoby.
Obok przejawów obojętności czy okrucieństwa nawet, trafiamy przecież na przykłady wspaniałych odruchów serca czy po prostu zwykłej życzliwości.
Swoją drogą, czy zauważyliście, że dzisiaj za heroiczne czyny uważa się zwykłe ludzkie odruchy, jak właśnie pomoc drugiemu człowiekowi?
Ale nagłaśnianie ich być może przypomni niektórym, jak trzeba się zachować.
Jak długo można powtarzać:
- to nie moja sprawa,
- mnie to nie dotyczy
- nie mam na to wpływu
- mam inne zmartwienia
To nie Twój problem? Za chwilę może się okazać, że znajdziesz się w podobnej sytuacji i wtedy inni, powtarzając to co Ty teraz, odwrócą się do Ciebie plecami...
Pierwszą sytuację zaobserwowałam w sklepie obuwniczym, gdzie kupić można także torby.
Do sklepu wjechał starszy pan na wózku, który obsługiwał jednym palcem, ledwo można było go zrozumieć. Poszukiwał torby z wieloma przegródkami, bo stara się podarła, więc zastąpił ją futerałem od aparatu fotograficznego, ale to nie to samo.
Obawiałam się, że sprzedawczyni, zobaczywszy kalekę, zbędzie go szybko, a tu miła niespodzianka. Pani przeprosiła nas na chwilę i cierpliwie pokazywała panu na wózku wszystkie męskie torebki, a nawet damskie, które za męskie mogły uchodzić. Pokazywała przegródki, informowała o cenie.
Niestety, wszystkie okazały się zbyt duże lub zbyt drogie.
Klient podziękował i pojechał dalej...
Druga scenka miała miejsce w piekarni. Kupowaliśmy chleb, gdy dziewczyna układająca pieczywo, chwyciła nagle bochenek i kilka bułek i wybiegła przed sklep. Okazało się, że wyniosła zakupy dla starszego pana na wózku, który czekał przed oknem wystawowym. Przywitała go słowami:
- Oj, przepraszam, nie widziałam pana, bo byłam zajęta, chyba długo pan nie czekał?
Wzięła od stałego klienta pieniądze i zaniosła do kasy.
Od koleżanki wiem, że pewnej starszej pani, która nie może chodzić na obiady do restauracji, w której wykupiła abonament, bo ma problemy z chodzeniem kelner przynosi codziennie obiad, bo klientka mieszka blisko , a jest to niecodzienna usługa, gdyż restauracja nie prowadzi kateringu.
Oczywiście podbudowujące mogą także tzw. ludzkie zachowania wobec zwierząt, gdy czytamy lub słyszymy, że ktoś prowadzi schronisko dla rannych zwierząt, że na odległej plaży ludzie ratowali zabłąkanego wieloryba lub czyścili skrzydła ptakom po katastrofie tankowca na morzu.
Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby dobrowolni ofiarodawcy nie przesyłali fundacjom pieniędzy dla chorych, bo na państwo liczyć nie mogą.
Byłam pełna podziwu dla młodych ludzi, którzy spontanicznie i dobrowolnie pojechali na tereny objęte katastrofą po burzach na zachodzie naszego kraju i pomagali obcym ludziom w uprzątaniu gospodarstw, domów, lasów, dróg. Równie wspaniale zachowali się ci, którzy bezinteresownie dostarczali wolontariuszom żywność, przygotowywali posiłki itp.
Wiele jest w życiu sytuacji, gdy możemy coś zrobić dla innych, nie zgodzić się na coś, co jest sprzeczne z naszym sumieniem czy światopoglądem, sprzeciwić się złu lub przeciwstawić głupocie. Czasami jednak tego nie robimy, bo tak wygodniej, czasami inni nas zawstydzają swoim postępowaniem, a czasami tylko kibicujemy, z powodu własnych ograniczeń, poczucia bezradności lub z innych przyczyn...
Dlaczego o tym piszę?
Takie naszły mnie refleksje po przeczytaniu krótkiego tekstu współautora blogu, do którego link TUTAJ
Tekst wstawiam za pozwoleniem autora:
KONKLUZJA
Do każdego można się odwrócić … (na początek łagodnie rzecz ujmując) plecami. Bez wyjątku każdemu pokazać można palec wskazujący wypięty pod niebiosa. Ale czasami do każdego przyjdzie życie i zmusi, żeby powiedzieć „proszę”. Dupą bardzo trudno się mówi „proszę”. A nawet wtedy trzeba mieć komu.
Obok przejawów obojętności czy okrucieństwa nawet, trafiamy przecież na przykłady wspaniałych odruchów serca czy po prostu zwykłej życzliwości.
Swoją drogą, czy zauważyliście, że dzisiaj za heroiczne czyny uważa się zwykłe ludzkie odruchy, jak właśnie pomoc drugiemu człowiekowi?
Ale nagłaśnianie ich być może przypomni niektórym, jak trzeba się zachować.
Jak długo można powtarzać:
- to nie moja sprawa,
- mnie to nie dotyczy
- nie mam na to wpływu
- mam inne zmartwienia
To nie Twój problem? Za chwilę może się okazać, że znajdziesz się w podobnej sytuacji i wtedy inni, powtarzając to co Ty teraz, odwrócą się do Ciebie plecami...
Pierwszą sytuację zaobserwowałam w sklepie obuwniczym, gdzie kupić można także torby.
Do sklepu wjechał starszy pan na wózku, który obsługiwał jednym palcem, ledwo można było go zrozumieć. Poszukiwał torby z wieloma przegródkami, bo stara się podarła, więc zastąpił ją futerałem od aparatu fotograficznego, ale to nie to samo.
Obawiałam się, że sprzedawczyni, zobaczywszy kalekę, zbędzie go szybko, a tu miła niespodzianka. Pani przeprosiła nas na chwilę i cierpliwie pokazywała panu na wózku wszystkie męskie torebki, a nawet damskie, które za męskie mogły uchodzić. Pokazywała przegródki, informowała o cenie.
Niestety, wszystkie okazały się zbyt duże lub zbyt drogie.
Klient podziękował i pojechał dalej...
Druga scenka miała miejsce w piekarni. Kupowaliśmy chleb, gdy dziewczyna układająca pieczywo, chwyciła nagle bochenek i kilka bułek i wybiegła przed sklep. Okazało się, że wyniosła zakupy dla starszego pana na wózku, który czekał przed oknem wystawowym. Przywitała go słowami:
- Oj, przepraszam, nie widziałam pana, bo byłam zajęta, chyba długo pan nie czekał?
Wzięła od stałego klienta pieniądze i zaniosła do kasy.
Od koleżanki wiem, że pewnej starszej pani, która nie może chodzić na obiady do restauracji, w której wykupiła abonament, bo ma problemy z chodzeniem kelner przynosi codziennie obiad, bo klientka mieszka blisko , a jest to niecodzienna usługa, gdyż restauracja nie prowadzi kateringu.
Oczywiście podbudowujące mogą także tzw. ludzkie zachowania wobec zwierząt, gdy czytamy lub słyszymy, że ktoś prowadzi schronisko dla rannych zwierząt, że na odległej plaży ludzie ratowali zabłąkanego wieloryba lub czyścili skrzydła ptakom po katastrofie tankowca na morzu.
Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby dobrowolni ofiarodawcy nie przesyłali fundacjom pieniędzy dla chorych, bo na państwo liczyć nie mogą.
Byłam pełna podziwu dla młodych ludzi, którzy spontanicznie i dobrowolnie pojechali na tereny objęte katastrofą po burzach na zachodzie naszego kraju i pomagali obcym ludziom w uprzątaniu gospodarstw, domów, lasów, dróg. Równie wspaniale zachowali się ci, którzy bezinteresownie dostarczali wolontariuszom żywność, przygotowywali posiłki itp.
Wiele jest w życiu sytuacji, gdy możemy coś zrobić dla innych, nie zgodzić się na coś, co jest sprzeczne z naszym sumieniem czy światopoglądem, sprzeciwić się złu lub przeciwstawić głupocie. Czasami jednak tego nie robimy, bo tak wygodniej, czasami inni nas zawstydzają swoim postępowaniem, a czasami tylko kibicujemy, z powodu własnych ograniczeń, poczucia bezradności lub z innych przyczyn...
Dlaczego o tym piszę?
Takie naszły mnie refleksje po przeczytaniu krótkiego tekstu współautora blogu, do którego link TUTAJ
Tekst wstawiam za pozwoleniem autora:
KONKLUZJA
Do każdego można się odwrócić … (na początek łagodnie rzecz ujmując) plecami. Bez wyjątku każdemu pokazać można palec wskazujący wypięty pod niebiosa. Ale czasami do każdego przyjdzie życie i zmusi, żeby powiedzieć „proszę”. Dupą bardzo trudno się mówi „proszę”. A nawet wtedy trzeba mieć komu.
czwartek, 17 sierpnia 2017
Nie zawsze musi być poważnie, choć nie wszystko śmieszy...
Lubię podpatrywać, lubię podsłuchiwać, to już wiecie. Dziś przynoszę kilka anegdot zasłyszanych osobiście i opowiedzianych w towarzystwie, chociaż niektóre , jak tak pomyśleć, to raczej czarny humor jest….
Scenka pierwsza - ławeczka jak Wilkowyjach, siedzą panowie i prowadzą filozoficzne dysputy. Jeden z nich chodzi wokół ławki, co denerwuje siedzących. Zapytany czemu tak chodzi, odpowiada, że zapaliłby, więc ktoś częstuje papierosem.
- Ognia byście dali, zapałek nie wziąłem.
- ognia to w 39-ym dawali … a teraz to jedynie mogę ci przypalić...
Scenka druga – dziewczynki przy huśtawce prześcigają się , która babcia starsza
- moja jest młoda, bo chodzi dżinsach
- moja też w dżinsach, ale ma zmarszczki
- a moja to mogłaby w horrorach występować, bo tata powiedział, że z babci twarzą, to tylko dzieci straszyć…
Scenka trzecia – przed wejściem do znanego marketu moją znajomą zatrzymuje pan, mocno ogorzały, ale raczej nie od słońca i prosi:
- szefowo, złotóweczkę na kielicha by się zdało..
- mogę panu chlebek kupić – odpowiada znajoma
- kierowniczko, zagrychę to mam, a suszy okropnie…
Scenka czwarta – w parku płacze dziecko użądlone przez osę, na szczęście nic groźnego, ale zawodzi strasznie. Gdy mama pyta, czemu aż tak krzyczy, malec odpowiada:
- bo to niesprawiedliwe, mogła ugryźć tatę, tata jest większy!
Scenka piąta – w poczekalni szpitalnej siedzi znajoma w oczekiwaniu na prześwietlenie nogi, bo miała wypadek w pracy. Jakiś pan jęczy strasznie, innemu krew kapie z dłoni na podłogę. Sąsiadka rannego idzie do łazienki po papierowy ręcznik i owija nim dłoń mężczyzny, bo żadnej z pielęgniarek ten widok nie przeraża. Gdy jęki pana z bólem brzucha nasilaja się, wypada z gabinetu lekarz z komunikatem:
- proszę ciszej, nie jest pan sam, witajcie państwo w państwowej służbie zdrowie, tu każdy swoje 6 godzin musi odczekać…
Ostatnia anegdota wiąże się z oglądaniem telewizji. Trafiłam kiedyś na film Winnetou, który dawno temu rozśmieszył mnie dialogami w wersji niemieckiej, gdy usłyszałam z ust kowboja hände hoch. Ale tym razem telewizja silesia puściła ten sam film w gwarze śląskiej i usłyszałam takie perełki:
- blade pyski
- indianery
- sztajger tego obozu
- pogodomy w cztery ślipia…
Nie obejrzałam do końca, bo po jakimś czasie przestałam wiele rozumieć, a łzy lały się ze śmiechu.
Scenka pierwsza - ławeczka jak Wilkowyjach, siedzą panowie i prowadzą filozoficzne dysputy. Jeden z nich chodzi wokół ławki, co denerwuje siedzących. Zapytany czemu tak chodzi, odpowiada, że zapaliłby, więc ktoś częstuje papierosem.
- Ognia byście dali, zapałek nie wziąłem.
- ognia to w 39-ym dawali … a teraz to jedynie mogę ci przypalić...
Scenka druga – dziewczynki przy huśtawce prześcigają się , która babcia starsza
- moja jest młoda, bo chodzi dżinsach
- moja też w dżinsach, ale ma zmarszczki
- a moja to mogłaby w horrorach występować, bo tata powiedział, że z babci twarzą, to tylko dzieci straszyć…
Scenka trzecia – przed wejściem do znanego marketu moją znajomą zatrzymuje pan, mocno ogorzały, ale raczej nie od słońca i prosi:
- szefowo, złotóweczkę na kielicha by się zdało..
- mogę panu chlebek kupić – odpowiada znajoma
- kierowniczko, zagrychę to mam, a suszy okropnie…
Scenka czwarta – w parku płacze dziecko użądlone przez osę, na szczęście nic groźnego, ale zawodzi strasznie. Gdy mama pyta, czemu aż tak krzyczy, malec odpowiada:
- bo to niesprawiedliwe, mogła ugryźć tatę, tata jest większy!
Scenka piąta – w poczekalni szpitalnej siedzi znajoma w oczekiwaniu na prześwietlenie nogi, bo miała wypadek w pracy. Jakiś pan jęczy strasznie, innemu krew kapie z dłoni na podłogę. Sąsiadka rannego idzie do łazienki po papierowy ręcznik i owija nim dłoń mężczyzny, bo żadnej z pielęgniarek ten widok nie przeraża. Gdy jęki pana z bólem brzucha nasilaja się, wypada z gabinetu lekarz z komunikatem:
- proszę ciszej, nie jest pan sam, witajcie państwo w państwowej służbie zdrowie, tu każdy swoje 6 godzin musi odczekać…
Ostatnia anegdota wiąże się z oglądaniem telewizji. Trafiłam kiedyś na film Winnetou, który dawno temu rozśmieszył mnie dialogami w wersji niemieckiej, gdy usłyszałam z ust kowboja hände hoch. Ale tym razem telewizja silesia puściła ten sam film w gwarze śląskiej i usłyszałam takie perełki:
- blade pyski
- indianery
- sztajger tego obozu
- pogodomy w cztery ślipia…
Nie obejrzałam do końca, bo po jakimś czasie przestałam wiele rozumieć, a łzy lały się ze śmiechu.
poniedziałek, 14 sierpnia 2017
Koncert organowy
Te organy mają 157 głosów i 12 tysięcy piszczałek, z których największa ma ok.10 metrów wysokości. Koncepcję brzmieniową instrumentu opracował profesor Andrzej Chorosiński. Zgodnie z jego projektem na całość składają się trzy samodzielne instrumenty, największy na chórze głównym nad wejściem do świątyni. Główny stół gry, połączony elektronicznie ze wszystkimi częściami organów, umożliwia grę na wszystkich instrumentach jednocześnie. Gdy organista ma możliwość zaprezentowania wszystkich możliwości instrumentu, wrażenia są niesamowite.
Całe organy ważą kilkadziesiąt ton, wiele z piszczałek wykonanych jest z niemal czystej cyny, bo podobnego od tego zależy brzmienie instrumentu.Poszczególne piszczałki wykonano w kilku krajach Europy, między innymi w Niemczech i Hiszpanii.
Gdy grają organy wszyscy szukają organisty , spoglądając na instrument na chórze, tymczasem on siedzi przy małym pulpicie w pobliżu ołtarza i po koncercie wychyla się taki mały zza olbrzymiej kolumny, by ukłonić się słuchaczom.
Szukając informacji na temat organów w Bazylice Licheńskiej, bo o nich mowa, znalazłam kilka nieścisłości w stosunku do tego, co mówią koncermistrzowie przed występem.
Koncerty organowe odbywają się od kwietnia do września codziennie w godz. 11.00, 14.00, 20.00
Koncert organowy
Twardość ławki
niegościnną
lekceważę by
za dźwiękiem
organów podążać.
Patrzą na mnie
kolorowe witraże,
z mroku kruchty
Pielgrzym
z czcią zerka
na ołtarz.
Rozedrgana
od dźwięków i wzruszeń
cała jestem
Symfonią lub Pieśnią.
Moc akordów
rozrywa mi duszę
lewituję pod kopułą,
nieśpiesznie.
Gdy doznania
falą dreszczy
spadają,
a koncertu finał
przedwczesny,
błądzę
wzrokiem po sali
pustawej –
dokąd wszyscy
Nagle odeszli?
Całe organy ważą kilkadziesiąt ton, wiele z piszczałek wykonanych jest z niemal czystej cyny, bo podobnego od tego zależy brzmienie instrumentu.Poszczególne piszczałki wykonano w kilku krajach Europy, między innymi w Niemczech i Hiszpanii.
Gdy grają organy wszyscy szukają organisty , spoglądając na instrument na chórze, tymczasem on siedzi przy małym pulpicie w pobliżu ołtarza i po koncercie wychyla się taki mały zza olbrzymiej kolumny, by ukłonić się słuchaczom.
Szukając informacji na temat organów w Bazylice Licheńskiej, bo o nich mowa, znalazłam kilka nieścisłości w stosunku do tego, co mówią koncermistrzowie przed występem.
Koncerty organowe odbywają się od kwietnia do września codziennie w godz. 11.00, 14.00, 20.00
Koncert organowy
Twardość ławki
niegościnną
lekceważę by
za dźwiękiem
organów podążać.
Patrzą na mnie
kolorowe witraże,
z mroku kruchty
Pielgrzym
z czcią zerka
na ołtarz.
Rozedrgana
od dźwięków i wzruszeń
cała jestem
Symfonią lub Pieśnią.
Moc akordów
rozrywa mi duszę
lewituję pod kopułą,
nieśpiesznie.
Gdy doznania
falą dreszczy
spadają,
a koncertu finał
przedwczesny,
błądzę
wzrokiem po sali
pustawej –
dokąd wszyscy
Nagle odeszli?
piątek, 11 sierpnia 2017
Epizod niehazardowy...
Namówił mnie jeden Wojtek do wspomnień z okresu, gdy bywałam w jaskini hazardu.
Rozczaruję Was jednak, bo nie grałam w Black Jacka ani w Jednorękiego bandytę, nie zastawiłam zegarka na żetony, ani tym bardziej nie wygrałam fortuny, by ją szybko przepuścić na zbytki.
Bywałam w małym kasynie gry o nazwie Admirał w celach zarobkowych, jako konserwator powierzchni płaskich czyli sprzątaczka.
Robota trafiła się przypadkiem. Kolega miał znajomego, który szukał zaufanych osób do pracy w kasynie właśnie. Płacili świetnie, praca lekka przez godzinę dziennie 7 dni w tygodniu. Kasyno czynne było 23 godziny na dobę, więc przez tę jedyną godzinę dziennie musiałyśmy we dwie z koleżanką posprzątać przed drugą zmianą.
Dlaczego we dwie? Po pierwsze raźniej, po drugie zmieniałyśmy się w weekendy, żeby choć wtedy dłużej pospać. Kasyno obsługiwały dwie zmiany w składzie - współwłaściciel plus pracownik. Śmieszne było to, że jedna zmiana lubiła pogadać i częstowała kawą, druga nic - zero rozmów, zero kawy...
O pracy sprzątaczki nie ma co pisać, cóż moze być pasjonującego w odkurzaniu wykładziny wielgachnym przemysłowym odkurzaczem, opróżnianiu popielniczek i myciu toalet?
W zasadzie nie widywałyśmy także gości tego przybytku, w każdym razie brudzili niewiele, za to petów było mnóstwo. Nawet nie wiem czy teraz w kasynach też obowiązuję zakaz palenia jak w innych lokalach?
Zajmujące były opowieści pracowników o bywalcach kasyna. Niejedna głowa rodziny przegrała w kasynie nie tylko wypłatę, zegarek czy samochód, zdarzały się weksle na dom podpisywane przy świadkach, wzywanie na pomoc kolegów z pożyczoną gotówką, wizyty pogotowia do bywalców ze słabszym sercem i awantury żon przybywających w ślad za trwoniącym majątek mężem.
Swoją droga, okazało się po jakimś czasie, że jeden z pracowników także uległ nałogowi i wymieniono go na innego.
Nie było też tajemnicą, że stałym bywalcem kasyna był miejscowy proboszcz, ale wpadał na skromniejsze występy, bo z większą gotówką i po większe stawki jeździł podobno do Torunia.
W kasynie pracowałyśmy pół roku. Miała to być praca dodatkowa do wakacji, więc zgodnie z umową zakończyłyśmy proceder. Kasyno po jakimś czasie upadło, a lokal chyba pechowy jakiś, bo do dziś wisi na drzwiach napis - WYNAJMĘ LUB SPRZEDAM.
Rozczaruję Was jednak, bo nie grałam w Black Jacka ani w Jednorękiego bandytę, nie zastawiłam zegarka na żetony, ani tym bardziej nie wygrałam fortuny, by ją szybko przepuścić na zbytki.
Bywałam w małym kasynie gry o nazwie Admirał w celach zarobkowych, jako konserwator powierzchni płaskich czyli sprzątaczka.
Robota trafiła się przypadkiem. Kolega miał znajomego, który szukał zaufanych osób do pracy w kasynie właśnie. Płacili świetnie, praca lekka przez godzinę dziennie 7 dni w tygodniu. Kasyno czynne było 23 godziny na dobę, więc przez tę jedyną godzinę dziennie musiałyśmy we dwie z koleżanką posprzątać przed drugą zmianą.
Dlaczego we dwie? Po pierwsze raźniej, po drugie zmieniałyśmy się w weekendy, żeby choć wtedy dłużej pospać. Kasyno obsługiwały dwie zmiany w składzie - współwłaściciel plus pracownik. Śmieszne było to, że jedna zmiana lubiła pogadać i częstowała kawą, druga nic - zero rozmów, zero kawy...
O pracy sprzątaczki nie ma co pisać, cóż moze być pasjonującego w odkurzaniu wykładziny wielgachnym przemysłowym odkurzaczem, opróżnianiu popielniczek i myciu toalet?
W zasadzie nie widywałyśmy także gości tego przybytku, w każdym razie brudzili niewiele, za to petów było mnóstwo. Nawet nie wiem czy teraz w kasynach też obowiązuję zakaz palenia jak w innych lokalach?
Zajmujące były opowieści pracowników o bywalcach kasyna. Niejedna głowa rodziny przegrała w kasynie nie tylko wypłatę, zegarek czy samochód, zdarzały się weksle na dom podpisywane przy świadkach, wzywanie na pomoc kolegów z pożyczoną gotówką, wizyty pogotowia do bywalców ze słabszym sercem i awantury żon przybywających w ślad za trwoniącym majątek mężem.
Swoją droga, okazało się po jakimś czasie, że jeden z pracowników także uległ nałogowi i wymieniono go na innego.
Nie było też tajemnicą, że stałym bywalcem kasyna był miejscowy proboszcz, ale wpadał na skromniejsze występy, bo z większą gotówką i po większe stawki jeździł podobno do Torunia.
W kasynie pracowałyśmy pół roku. Miała to być praca dodatkowa do wakacji, więc zgodnie z umową zakończyłyśmy proceder. Kasyno po jakimś czasie upadło, a lokal chyba pechowy jakiś, bo do dziś wisi na drzwiach napis - WYNAJMĘ LUB SPRZEDAM.
wtorek, 8 sierpnia 2017
Okiem spacerowicza.
Czasami zachwycamy się miejscami oddalonymi od naszego siedliska, a tuż obok nie zauważamy szczegółów, które doceniają ludzie z zewnątrz.
Na blogu OTO JA autorka napisała o swoim nowym projekcie i zainspirowała mnie do pójścia z aparatem na spacer, by przyjrzeć się często mijanym miejscom i pokazać je światu, może ktoś z Was pokusi się o podobną rzecz, jak zrobiła to także Iwona Kmita na swoim blogu i powstanie blogowy album miejsc powszednich a niezwykłych.
Kiedyś już prezentowałam zdjęcia z mojej miejscowości, dzisiejsze więc zrobiłam na świeżo, by się nie powtórzyły...
Serce miasta - fontanna na rynku, która w południe raczy przechodniów melodiami, a obok kupicie najlepsze lody w mieście. Kamienica, w której mieszkałam z rodzicami i dziadkami do 4 roku życia. Druga fontanna w kształcie smoka, w misie której kapią się często ptaki, a stoi obok kościoła, gdzie odbył się sąd nad Krzyżakami za czasów królowej Jadwigi.
To obrazki z naszej codziennej niemal przejażdżki rowerowej, prawda, że odpoczywać tu można bajecznie? Są tu tzw. ogrody zapachów, w centrum których rosną przepiękne róże, akurat tu ich nie widać, bo chciałam pokazać altanki i ustronne miejsca na romantyczną randkę...
Tutaj wnętrze naszej małej palmiarni parkowej, zdjęcie zrobione zimą jeszcze, ale warto pokazać, że i palmiarnię mamy, a obok pijalnia wód mineralnych i nazwach Jadwiga oraz Inowrocławianka. W centralnym miejscu pijalni słynny już pomnik teściowej z pieskiem. Wszyscy robią sobie fotki z teściową. W pijalni organizowano także konkursy: na nalewkę teściowej, deser teściowejitp. Odbywają się tu koncerty, wystawy, potańcówki, a nawet studniówki.
Ostatnie fotki to centralna część starego parku Solanki, dywany kwiatowe w pobliżu muszli koncertowej oraz stacja meteo, gdzie można sprawdzić temperaturę wskazywaną, odczuwalną, prędkość wiatru, wilgotność powietrza oraz ilość opadów.
Na blogu OTO JA autorka napisała o swoim nowym projekcie i zainspirowała mnie do pójścia z aparatem na spacer, by przyjrzeć się często mijanym miejscom i pokazać je światu, może ktoś z Was pokusi się o podobną rzecz, jak zrobiła to także Iwona Kmita na swoim blogu i powstanie blogowy album miejsc powszednich a niezwykłych.
Kiedyś już prezentowałam zdjęcia z mojej miejscowości, dzisiejsze więc zrobiłam na świeżo, by się nie powtórzyły...
Serce miasta - fontanna na rynku, która w południe raczy przechodniów melodiami, a obok kupicie najlepsze lody w mieście. Kamienica, w której mieszkałam z rodzicami i dziadkami do 4 roku życia. Druga fontanna w kształcie smoka, w misie której kapią się często ptaki, a stoi obok kościoła, gdzie odbył się sąd nad Krzyżakami za czasów królowej Jadwigi.
To obrazki z naszej codziennej niemal przejażdżki rowerowej, prawda, że odpoczywać tu można bajecznie? Są tu tzw. ogrody zapachów, w centrum których rosną przepiękne róże, akurat tu ich nie widać, bo chciałam pokazać altanki i ustronne miejsca na romantyczną randkę...
Tutaj wnętrze naszej małej palmiarni parkowej, zdjęcie zrobione zimą jeszcze, ale warto pokazać, że i palmiarnię mamy, a obok pijalnia wód mineralnych i nazwach Jadwiga oraz Inowrocławianka. W centralnym miejscu pijalni słynny już pomnik teściowej z pieskiem. Wszyscy robią sobie fotki z teściową. W pijalni organizowano także konkursy: na nalewkę teściowej, deser teściowejitp. Odbywają się tu koncerty, wystawy, potańcówki, a nawet studniówki.
Ostatnie fotki to centralna część starego parku Solanki, dywany kwiatowe w pobliżu muszli koncertowej oraz stacja meteo, gdzie można sprawdzić temperaturę wskazywaną, odczuwalną, prędkość wiatru, wilgotność powietrza oraz ilość opadów.
sobota, 5 sierpnia 2017
W ogniu pytań...
W TVP Kultura natknęłam się niedawno na program sprzed lat pod nazwą „ 100 pytań do…”
Pewnie przełączyłabym na następny kanał, gdyby nie osoba przepytywanego czyli Daniela Olbrychskiego. Wtedy miał niewiele ponad 40 lat. Pytania zadawali kolejno dziennikarze zgromadzeni w studiu, odpowiedzi aktora bardzo mnie zainteresowały, starałam się zapamiętać i zapisać jak najwięcej, bo pomyślałam, że to dobry materiał na post.
Czy aktorstwa można się wyuczyć czy trzeba jednak mieć talent?
Uważam, że do wszystkiego trzeba mieć talent. Ja, dajmy na to, mógłbym nauczyć się naprawiać samochody, ale bez talentu byłbym miernym mechanikiem…
Występuje pan w wielu polskich i zagranicznych produkcjach, czy wybiera pan role, za które lepiej płacą?
To prawda, występuję we Francji, Rosji, ale nie jest to kwestia tego, ile kto zapłaci, jeśli zainteresuje mnie rola u polskiego reżysera, to zagram u niego.
Gdzie woli pan żyć, w Polsce czy w Paryżu? Gdzie czuje się pan bardziej u siebie?
Teraz więcej mieszkam w Paryżu, czuję się tam dobrze, choć tak duże miasto jest męczące. Zawsze jednak gdy ląduję na Okęciu czuję się u siebie, czuję, że wracam do siebie. W Paryżu pracuję i pomieszkuję.
Co jest najtrudniejsze w zawodzie aktora?
Czekanie. Produkcja filmowa w Polsce jest tak zorganizowana, że czasami czekamy na swoją kolej kilka godzin, bez żadnego zaplecza, choćby w postaci herbaty czy posiłku. Widocznie organizatorom planu wydaje się, że aktor tyle zarabia, iż może czekać , nic nie jeść , nie pić i nie spać.
Czasem wole występować z koniem, bo koniom należy się przerwa, woda i obrok, więc przy okazji i ja coś skorzystam. Za granica jest to nie do pomyślenia…
Czy chciałby pan spróbować swych sił po drugiej stronie kamery?
Na razie jeszcze nie, póki mogę przytulać w scenach piękne aktorki zamiast patrzeć z daleka, to wolę występować…
Powtarzana jest legenda, że Cybulski ukazał się panu po śmierci, czy to prawda?
Opowiadałem to już wiele razy, więc powtórzę w skrócie – pracowałem z nim raz, obserwowałem wiele razy, podziwiałem łączył nas styl grania. Jakoś spektakularnie jako duch nie pojawił się, ale czułem jakąś szczególną energię, cokolwiek to było, wiedziałem, że to ON.
Jak anegdota wiąże się z powstaniem filmu Wajdy BEZ ZNIECZULENIA?
Byłem kiedyś w związku nieformalnym z Marylą Rodowicz. Rozstaliśmy się, a właściwie to ona mnie zostawiła. Mówię, kiedyś do Wajdy, ze musiałem odciąć sobie to i owo bez znieczulenia. On mi na to: czekaj, czekaj, to będzie dobry tytuł dla nowego filmu według scenariusza Agnieszki Holland. Ot i cała anegdota.
Porównywano pana z amerykańskimi idolami, z Cybulskim, a jak pan na to reagował?
Nie da się powtórzyć , naśladować innej osoby, można próbować, ale inne są realia, osobowość aktora, każdy ma odmienne wyobrażenia. Nie wszyscy mnie widzieli w rolach z Trylogii, trwały spory czy powinienem zagrać Kmicica, ale jeden z zagranicznych aktorów powiedział: jeżeli w Polsce kłócą się o nie zagrane jeszcze przez ciebie role, to znaczy jesteś kimś.
(portret aktora : Flickr by P.Drabik)
Pewnie przełączyłabym na następny kanał, gdyby nie osoba przepytywanego czyli Daniela Olbrychskiego. Wtedy miał niewiele ponad 40 lat. Pytania zadawali kolejno dziennikarze zgromadzeni w studiu, odpowiedzi aktora bardzo mnie zainteresowały, starałam się zapamiętać i zapisać jak najwięcej, bo pomyślałam, że to dobry materiał na post.
Czy aktorstwa można się wyuczyć czy trzeba jednak mieć talent?
Uważam, że do wszystkiego trzeba mieć talent. Ja, dajmy na to, mógłbym nauczyć się naprawiać samochody, ale bez talentu byłbym miernym mechanikiem…
Występuje pan w wielu polskich i zagranicznych produkcjach, czy wybiera pan role, za które lepiej płacą?
To prawda, występuję we Francji, Rosji, ale nie jest to kwestia tego, ile kto zapłaci, jeśli zainteresuje mnie rola u polskiego reżysera, to zagram u niego.
Gdzie woli pan żyć, w Polsce czy w Paryżu? Gdzie czuje się pan bardziej u siebie?
Teraz więcej mieszkam w Paryżu, czuję się tam dobrze, choć tak duże miasto jest męczące. Zawsze jednak gdy ląduję na Okęciu czuję się u siebie, czuję, że wracam do siebie. W Paryżu pracuję i pomieszkuję.
Co jest najtrudniejsze w zawodzie aktora?
Czekanie. Produkcja filmowa w Polsce jest tak zorganizowana, że czasami czekamy na swoją kolej kilka godzin, bez żadnego zaplecza, choćby w postaci herbaty czy posiłku. Widocznie organizatorom planu wydaje się, że aktor tyle zarabia, iż może czekać , nic nie jeść , nie pić i nie spać.
Czasem wole występować z koniem, bo koniom należy się przerwa, woda i obrok, więc przy okazji i ja coś skorzystam. Za granica jest to nie do pomyślenia…
Czy chciałby pan spróbować swych sił po drugiej stronie kamery?
Na razie jeszcze nie, póki mogę przytulać w scenach piękne aktorki zamiast patrzeć z daleka, to wolę występować…
Powtarzana jest legenda, że Cybulski ukazał się panu po śmierci, czy to prawda?
Opowiadałem to już wiele razy, więc powtórzę w skrócie – pracowałem z nim raz, obserwowałem wiele razy, podziwiałem łączył nas styl grania. Jakoś spektakularnie jako duch nie pojawił się, ale czułem jakąś szczególną energię, cokolwiek to było, wiedziałem, że to ON.
Jak anegdota wiąże się z powstaniem filmu Wajdy BEZ ZNIECZULENIA?
Byłem kiedyś w związku nieformalnym z Marylą Rodowicz. Rozstaliśmy się, a właściwie to ona mnie zostawiła. Mówię, kiedyś do Wajdy, ze musiałem odciąć sobie to i owo bez znieczulenia. On mi na to: czekaj, czekaj, to będzie dobry tytuł dla nowego filmu według scenariusza Agnieszki Holland. Ot i cała anegdota.
Porównywano pana z amerykańskimi idolami, z Cybulskim, a jak pan na to reagował?
Nie da się powtórzyć , naśladować innej osoby, można próbować, ale inne są realia, osobowość aktora, każdy ma odmienne wyobrażenia. Nie wszyscy mnie widzieli w rolach z Trylogii, trwały spory czy powinienem zagrać Kmicica, ale jeden z zagranicznych aktorów powiedział: jeżeli w Polsce kłócą się o nie zagrane jeszcze przez ciebie role, to znaczy jesteś kimś.
(portret aktora : Flickr by P.Drabik)
czwartek, 3 sierpnia 2017
Rozmowa w przymierzalni...
Dziś temat wakacyjny z cyklu: podpatrzone, podsłuchane...
Wybraliśmy się na zakupy, by wybrać coś nowego do mieszkania, w którym robimy mały lifting i korzystając z okazji weszłam do babskiego sklepu, by co nieco przymierzyć.
W przymierzalni obok mnie słyszę jakieś dwie panie, a do rozmowy włącza się ekspedientka, która coś tam donosi, wymienia itd.
- Ale duszno, nie chce mi się przymierzać, bo gorąco.
- Przymierzaj i płać, to szybciej wyjdziemy. Mówiłaś, że musisz kupić spodnie - zachęca koleżanka.
- No tak, muszę mieć nowe do pracy, w plażowych nie pójdę, a inne za ciasne.
- Zaczniesz biegać do pracy to schudniesz.
- Ale ja lubię jeść, więc schudnąć trudno.
- Jeszcze parę lat temu ja też byłam szczupła, mogłam zagryzać golonkę tortem i nic nie przybywało, a teraz mam swoje lata i ciągle tyję...a jem dużo mniej, niż kiedyś.
- Ja nigdy nie byłam szczupła, ale zawsze kochałam jeść.
- Oj, drogie panie, nie tylko wy macie ten problem... proszę, tu jest większy rozmiar - wtrąciła ekspedientka.
- Te granatowe są ładne i gładkie, a ja mam wzorzyste bluzki, ale czy nie będą za ciepłe?
- Te są bardzo przewiewne i wyszczuplające, bo ciemne.
- Jak przewiewne, to biorę, we wzorzystych grubo wyglądam.
- Ma pani po prostu pełną sylwetkę i powiem jeszcze, że lepiej być grubym , niż głodnym!
- Ale to pani fajnie powiedziała, to będzie moje motto życiowe...
Wybraliśmy się na zakupy, by wybrać coś nowego do mieszkania, w którym robimy mały lifting i korzystając z okazji weszłam do babskiego sklepu, by co nieco przymierzyć.
W przymierzalni obok mnie słyszę jakieś dwie panie, a do rozmowy włącza się ekspedientka, która coś tam donosi, wymienia itd.
- Ale duszno, nie chce mi się przymierzać, bo gorąco.
- Przymierzaj i płać, to szybciej wyjdziemy. Mówiłaś, że musisz kupić spodnie - zachęca koleżanka.
- No tak, muszę mieć nowe do pracy, w plażowych nie pójdę, a inne za ciasne.
- Zaczniesz biegać do pracy to schudniesz.
- Ale ja lubię jeść, więc schudnąć trudno.
- Jeszcze parę lat temu ja też byłam szczupła, mogłam zagryzać golonkę tortem i nic nie przybywało, a teraz mam swoje lata i ciągle tyję...a jem dużo mniej, niż kiedyś.
- Ja nigdy nie byłam szczupła, ale zawsze kochałam jeść.
- Oj, drogie panie, nie tylko wy macie ten problem... proszę, tu jest większy rozmiar - wtrąciła ekspedientka.
- Te granatowe są ładne i gładkie, a ja mam wzorzyste bluzki, ale czy nie będą za ciepłe?
- Te są bardzo przewiewne i wyszczuplające, bo ciemne.
- Jak przewiewne, to biorę, we wzorzystych grubo wyglądam.
- Ma pani po prostu pełną sylwetkę i powiem jeszcze, że lepiej być grubym , niż głodnym!
- Ale to pani fajnie powiedziała, to będzie moje motto życiowe...
Subskrybuj:
Posty (Atom)