niedziela, 31 października 2021

Dwie historie...

 

Mówi się, że nie wszyscy radzą sobie z życiem...

Przyczyny bywają różne: słaba psychika, zbieg fatalnych okoliczności, brak umiejętności społecznych, uzależnienia, zawód miłosny, brak poczucia bezpieczeństwa itd.

Bywa, że człowiek staje pod ścianą i jeśli nie potrafi lub wstydzi się poprosić o pomoc, sięga po rozwiązanie ostateczne czyli samobójstwo.

Czasami samobójstwo jest skutkiem depresji, długotrwałej, wyniszczającej i nawet najbliżsi nie zauważają niepokojących objawów choroby.
 
Chcę dziś opowiedzieć dwie historie, smutne, z tragicznym finałem, ale uświadamiające, że obok nas codziennie są ludzie potrzebujący wsparcia, choćby rozmowy  i może gdyby takie znaleźli, nie szukaliby rozwiązań ostatecznych... choć kto to wie?

Żona pana S. tego dnia mijała męża na schodach, ona na zakupy, on do piwnicy, gdzie miał swój azyl. Zawsze tam coś dłubał, przynosił to, o co żona poprosiła.
Gdy wróciła z ryneczku, mąż był nadal nieobecny, ale nie zaniepokoiło jej to, pewnie kolegę przygruchał i nalewki próbują.
Codzienna krzątanina spowodowała, że nie zauważyła upływu czasu. Zaniepokojona, wreszcie zeszła do piwnicy, bo ile razy obiad można odgrzewać?
W drzwiach wmurowało ją w posadzkę, pan S. wisiał martwy na sznurze. Za późno było na ratunek, pogotowie, policja, powiadomione dzieci.

Gdy pani S. otrząsnęła się z szoku i męża pochowała, zaczęły się schody.
Okazało się, że pan S. był nałogowym hazardzistą, zadłużył mieszkanie i tylko dzięki dobremu prawnikowi i pomocy dzieci pani S. nie stała się bezdomną.
Ciekawe, jak  udało mu się  ukrywać przed żoną i dziećmi swoje uzależnienie i długi, koniec końców , gdy doszedł do ściany wybrał ostateczne rozwiązanie ...
Rozmawiałam z panią S. po jakimś czasie. Stwierdziła, że nie miała czasu na żałobę, tyle spraw czekało na załatwienie , a najbardziej dominującym uczuciem była wściekłość na męża, że  zostawił ją samą z całym tym galimatiasem.

Drugi przykład to pan w średnim wieku, mąż atrakcyjnej pani, z którą prowadzili prywatną firmę.
Elegancki, dbający o kondycję, miły dla sąsiadów, znany i lubiany na osiedlu domków jednorodzinnych. 
Któregoś dnia jedna z sąsiadek zauważyła w rozmowie z inną, że dawno nie widziała pana Z. - ani z żoną, ani w trakcie joggingu, ani w ogrodzie, ani tym bardziej wracającego z pracy.
Gdy spostrzeżenia pocztą pantoflową dotarły gdzie trzeba, odpowiednie służby zainteresowały się nagłym zniknięciem pana Z.
Okazało się, że związek i firma państwa Z. są już historią, małżonkowie rozstali się po 20 latach wspólnego życia, a w zasadzie to pani Z. odeszła z młodszym partnerem.
Lubiany przez sąsiadów pan Z. prawdopodobnie nie mógł poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i powiesił się w swoim domu. Jak stwierdziła jedna ze znajomych - dobrze, że małżonkowie nie mieli dzieci ...

Jak mało znamy naszych bliskich, przyjaciół, współpracowników lub tak dobrze ukrywają oni swoje problemy...

czwartek, 28 października 2021

Czego potrzeba umarłym?...

 

Mówi się, że żyjemy tak długo, jak długo trwa  pamięć o nas w sercach bliskich i przyjaciół.

Wynika z tego, że niektórzy żyć będą wiecznie, innych ziemia pochłonęła bezpowrotnie...
 
Obserwuję i słucham, jak to co roku , a niektórzy tylko raz w roku prześcigają się  rodacy w ozdabianiu grobów na cmentarzach. Naręcze kwiatów, tysiące zniczy, stroiki, chorągiewki, kamyczki, złocenia...
Za kilka dni, najpóźniej tygodni te wszystkie plastiki, szklane lampiony trafią na śmietniki - pół biedy, jeśli zarządcy cmentarzy wprowadzili segregację odpadów. A pamiętacie te łuny dymu nad każdym cmentarzem?
Bo nie wystarczy jedna zapalona lampka, musi ich być kilkadziesiąt na każdym grobie, ostatnio im większe, tym lepiej.

Podsłuchałam rozmowę starszego pana ze znajomą:
- pani kochana, na jeden grób wydaliśmy 184 zł, a ile tych grobów jeszcze mamy!
- to co pan kupił?
- a nic takiego, stroiki i znicze, ale wszystko takie drogie!
Spojrzałam na staruszka, paltocik mizerny, buty nie lepsze, ale groby mają dać świadectwo , tylko czego?
 
Czy naszym zmarłym bliskim potrzeba marmurowych obelisków, stroików do przykrycia tychże i lampionów niczym  latarnie morskie?
Czy może te wszystkie drogie ozdoby mają uciszyć sumienia tych, co o zmarłych przypominają sobie raz w roku?
Czy może bogactwo na nagrobkach bywa miarą naszej miłości i pamięci?
A jak do tego ma się dbanie o najbliższe środowisko i planetę?

Dzień Zmarłych obchodzony jest w Polsce od dawna. Sama pamiętam wizyty na cmentarzu, gdy przy grobie spotykała się rodzina, a po zapaleniu lampek szliśmy w odwiedziny do dziadków, by wspominać tych, co już nie zasiedli z nami przy stole. Wtedy liczyła się możliwość spotkania i życzliwa pamięć, a nie rywalizacja, kto ile wydał na ozdoby i czyj grób najokazalszy.

Skąd wzięła się ta pogoń za blichtrem nawet na cmentarzach, ta moda na coraz większe lampiony, ta chęć zaimponowania znajomym, pokazania, że nas stać?


Ale żeby nie kończyć ponuro, polecam piękną opowieść Barbary Kosmowskiej "Dziewczynka z parku", o wspólnym przechodzeniu przez żałobę matki i córki po śmierci męża i ojca.
Do wspólnego czytania z dzieckiem, do głośnego czytania rodzinnego.
 Jest tam także wiele ciepłych słów o przyjaźni,  chorobie, akceptacji, miłości do przyrody, znaczeniu więzi i mądrym wychowaniu.
Przeczytałam , pilnując uczniów na konkursie historycznym (etap pisemny).

poniedziałek, 25 października 2021

Niedziela na Pałukach

 Gdy wiatry wyszalały się nad Polską, ruszyliśmy w plenery, bo i słońce  motywowało do wyprawy.

Tym razem Pałuki, kraina sąsiadująca z Kujawami, nieco bardziej urozmaicona , nie tak płaska i w jeziora równie bogata. Pałuki znane głównie  z  Biskupina i pobliskiej Wenecji, a przecież oferuje o wiele więcej atrakcji, jak choćby Żnin, Lubostroń, Pakość, Chomiąża Szlachecka i wiele innych.

Zaczęliśmy od Żnina, niby znanego, ale za każdym pobytem coś ciekawego trafiamy.


Muzeum Ziemi Pałuckiej, niestety zamknięte, ale rynek z wieżą  i ciekawe zakamarki żnińskiego deptaka są równie zajmujące. Na ścianie jednej z kamienic dostrzegam informacje na temat patrona ulicy, na której kamienica stoi. Tablica umieszczona w 100 rocznicę odzyskania niepodległości z inicjatywy Żnińskiego Towarzystwa Kultury.
Patronem upamiętnionym w ten sposób jest Admirał Floty Józef Unrug - współtwórca Marynarki wojennej w II Rzeczypospolitej, legendarny dowódca floty, bohaterski obrońca wybrzeża w kampanii wrześniowej 1939 roku. Zmarł we Francji, gdzie zaniósł go los po tułaczce w oflagach niemieckich.


Bardzo spodobał mi się mural na ścianie w głębi podwórza, być może sponsorowany przez właścicieli restauracji, która była tuż obok. Widoczna obok wieża to centralny punkt żnińskiego rynku.


Takich  detali szuka oko aparatu we wszystkich zwiedzanych miejscowościach.


A to już park wokół lubostrońskiego pałacu - dywany kolorowych liści, stare ławeczki i furtki w murze oraz nowe detale, jak tablice ścieżki dydaktycznej czy rzeźby z naturalnych elementów parkowych...


Rzut oka na budynki należące do kompleksu parkowo-pałacowego -  w pierwszym restauracja, gdzie karmią dobrze i niedrogo, w drugim hotel , ale nie korzystałam, więc nie opowiem.


Na terenie parku zastaliśmy wystawę plenerową - instalacja postaci wykonanych z różnych metalowych części , być może złomowanych , trudno jednak uchwycić na zdjęciach szczegóły, gdy rzeźby stoją na tle kolorowych drzew, a słońce świeci w obiektyw, więc wybaczcie...




W drodze powrotnej skręcamy na drogę do pałacu Młodocin, dokąd wieźliśmy kiedyś syna na wesele kolegi. Niestety brama zamknięta, ale udało się zrobić fotki budynku oraz świętej figury w pobliżu pałacu. A widoki wokół bajeczne, wszak to pagórkowate Pałuki!


A o Pakości, która tez po drodze już pisałam TUTAJ







piątek, 22 października 2021

Rozmowy...

 

Bez zbędnych wstępów przytaczam rozmowy szkolne, jedną własną z dziewczynką z pierwszej klasy oraz sprzedane przez koleżanki z pracy.

Przesympatyczna Julka oddawała przeczytaną książkę i zapytała czy może też wybrać bajkę dla młodszej siostry:
- możesz, a ile siostra ma lat?
- trzy, a zna pani Patryka z ósmej klasy?
- znam, czy to twój brat, bo nawet podobna jesteś, ale inaczej się nazywasz?
- moja siostra też inaczej się nazywa, a jeszcze mam najstarszego brata, ale on z nami nie mieszka, bo dziadek się nie zgodził...
- to gdzie brat mieszka?
- w domu dziecka, ale on jest prawie dorosły
- czyli jest was w domu sporo, bo jeszcze dziadek
- taaak, jest jeszcze moja kuzynka i ciocia, 
- no i wujek?
- nie ma wujka, a ciocia urodzi niedługo nową kuzynkę
- i wszyscy zamieszkacie razem?
- tak, ale nie jest ciasno, bo my z bratem po szkole chodzimy do świetlicy na osiedlu
- to wybieraj te książki, bo czas wracać na lekcje

W czasie wizyty w domu ucznia, opuszczającego sporo lekcji , wychowawczyni pyta matkę, dlaczego nie odbiera telefonów ze szkoły.
- och, bo widzi pani, Ksawery gra na moim telefonie i gdy gra, odrzuca wszystkie połączenia...
nauczycielka rozejrzała się po mieszkaniu - w jednym łóżku Ksawery, grający na telefonie matki, w drugim 2-letnia dziewczynka z tabletem, oglądająca bajki.

Pod koniec przerwy między lekcjami, koleżanka poszła do toalety umyć ręce. Przy drugiej umywalce uczennica z ósmej klasy wyjmuje z torby wielgachną kosmetyczkę, wyciąga z niej mascarę,  po czym tuszuje i tak już mocno sklejone rzęsy. Koleżanka zagaduje:
- o, kochana, taka wypasiona kosmetyczka?
- wie pani, trzeba wyglądać!
Koleżanka spojrzała w lustro na swoje podkrążone oczy i potargane wiatrem włosy i powiedziała w duchu - trzeba wyglądać, starzejesz się, kochana...

Inna dyżurująca koleżanka chciała być miła i zagadała do chłopaków z ósmej klasy:
- dzień dobry chłopaki, co słychać?
- a co to panią interesuje, to nasza sprawa!
Kopara opadła i długo nie wróciła na miejsce...

Dla tych, którzy pamiętają rozmowy z  Krzysiem - chłopiec jest już w 7 klasie, wyższy ode mnie, kłania się z daleka, ale na pogaduchy nie wpada. Z tablicy informacyjnej wyczytałam, że stratuje w wyborach na przewodniczącego Rady Uczniów.



Mem mówi o szkole 2020, ale teraz wytyczne są podobne :-(

środa, 20 października 2021

Pralnia towarzyska....


 Zainspirowana postem Teresy  przypomniałam sobie  zwyczaj rodzinnego prania , które urastało do rangi nie byle jakiego wydarzenia.

Dzisiaj pranie ułatwiają nam nowoczesne urządzenia, nawet  suszą od razu wyprane ubrania, szkoda jeszcze, że nie prasują, ale i tu rozwój technologii idzie nam z pomocą.

Gdy byłam dzieckiem, generalne pranie odbywało się dwa razy do roku, może trzy. W domach były pralki Franie, które nie wszystko jednak wyprały, wirówek nie znano, więc koce, pościele, obrusy, kurtki, zasłony, firany zbierano i w blokowej pralni odbywało się pranie rodzinne.

Moi dziadkowie nie mieli nawet bieżącej wody, o ciepłej nie mówiąc, więc i oni zbierali swoje rzeczy, by później wspólnie wyprać wszystko w naszej pralni.

Blokowe pralnie istnieją jeszcze, ale chyba już nikt z nich nie korzysta, wszak teraz są liczniki indywidualne na wodę. Obok pralni była także suszarnia i to dość obszerna.

Pralnię z suszarnią trzeba było zamówić z wyprzedzeniem, kluczami i terminarzem zajmowała się chętna sąsiadka.

Pamiętam, że od świtu przygotowywano kocioł do grzania wody i gotowania bielizny oraz krochmalenia obrusów i firan . Były całe sterty tego prania, wszystkie czynności powtarzane czasami wielokrotnie, bo i proszki kiepskie były lub używano szarego mydła startego na tarce.

Takie rodzinne pranie zajmowało cały dzień z przerwą na obiad. Donosiłam dziadkom kawę i kanapki do piwnicy, lubiłam wieszać w suszarni mniejsze ubrania i serwety. Do pralni przychodziły czasem sąsiadki na ploteczki, podobnie było w maglu.

Następnego dnia zdejmowało się wysuszone pranie i część składano do koszy, by potem z tymi koszami pójść do magla. To także było wydarzenie i wymagało długiego  stania w kolejce, ale gospodyniom jakoś to nie wadziło, na wszystko miały czas...

Ułatwieniem stał się  elektryczny magiel parowy, ale klimat już nie ten i usługa droższa.


 Odpowiednikiem dawnych pralni są chyba zbiorowe pralnie  z automatami wrzutowymi. Nie wiem czy jest podobna w Polsce, ale mój bratanek korzysta z takiej w Szwajcarii, bo tam gdzie mieszka, nie wolno mieć pralek w wynajmowanych mieszkaniach.

A czy ktoś z Was pamięta takie rodzinne prania towarzyskie?


niedziela, 17 października 2021

Dobrze, że są weekendy...

 Gdy jesteśmy czynni zawodowo w pełnym wymiarze, na pełną rekreację pozostają weekendy, ewentualnie spacery do i z pracy. Do pełnego szczęścia przydaje się dobra pogoda, ale na to już nie mamy wpływu.
Jeśli relaks ogranicza się do spacerów, serce radują piękne drobiazgi, które na zdjęciach poniżej.

W naszym mieście posiano owadom przyjazne łąki, obserwowałam, jak rosły poszczególne rośliny, ale dopiero teraz widać ich prawdziwe piękno, mimo że niektóre kwiaty już przekwitły!


 Przebarwiają się drzewa i krzewy, pnącza zawładnęły wysokimi słupami i latarniami...



Krótka wycieczka do Torunia , a tyle ciekawostek - spotkaliśmy na deptaku głównym pochód postaci z bajek, przechodnie dołączali w drodze, aż trudno było zdjęcie zrobić. Wesoło i kolorowo, trudno się nie uśmiechnąć.


Także w Toruniu, blisko pomnika Kopernika słyszymy nietypowe dźwięki , okazało się, ze to kataryniarz, ale katarynka jakaś inna. Podchodzę , a tu instrument niczym małe organy, melodia zapisana na perforowanej taśmie papierowej, dźwięk nie drażni uszu. Pytam kataryniarza, wyjaśnia, że to katarynka fletowa, dlatego melodia miła dla ucha.
Zdjęcia poniżej to ostatnie róże w parku, kwitną dumnie, nawet na łodyżkach bez liści.

                                    

Nie byłoby wypadu do grodu Kopernika bez słynnych pierników i zakupów w gruzińskiej piekarni, nawet tylko w tym celu warto tam pojechać:-)


Jesienne obrazki  - nowa część w parku solankowym, dlatego drzewa młode, ale obszar może zmęczyć nawet młode nogi.
Płacząca wierzba przegląda się w jeziorze Gopło, bo i tam mamy blisko, a widoki cudowne.


Ostatnie zdjęcia robione w parku w Gołuchowie, takich malowniczych mostków jest tam kilka, a ostatnio odkryliśmy ogrody kwiatowo - ziołowe, o tej porze roku już raczej niewiele rośnie na grządkach, ale i tak jest pięknie.

Zanim dopadnie nas jesienna szaruga, cieszmy się każdym słonecznym dniem i kolorami natury, nawet przyjaciół zabierzmy w plenery, zamiast siedzieć przy stole:-)

czwartek, 14 października 2021

Od stóp do głowy...

 

Jest taka seria książek "Księga 1000... rekordów/sensacji/przygód/pytań i odpowiedzi " itp.

Czasami do niej zaglądam i zawsze znajdę coś ciekawego, w dodatku można wyszukać ciekawostki z ulubionej dziedziny, gdyż każdy tom podzielony jest na rozdziały typu: nauka i technika, człowiek  i jego otoczenie, astronomia, świat zwierząt itd.

Dziś wybrałam dla Was ciekawostki o człowieku, może coś Was zadziwi, a może nie?

1. Angielska królowa Wiktoria jako pierwsza kobieta zachodu w 1853 roku przebyła bezbolesny poród. Wdychała opary chloroformu i uznała to doznanie za przyjemnie i kojące doznanie. Prekursorem takiego położnictwa był szkocki lekarz James Simpson.

2. Pierwszym pacjentem, którego leczono elektrowstrząsami był cesarz rzymski Klaudiusz. Gdy dokuczały mu bóle głowy, jego lekarz przykładał mu do czoła węgorze elektryczne, które wytwarzały słabe impulsy. Podobno przynosiło to władcy ulgę.

3. Głośne bicie dzwonów może powodować krwawienie z nosa. Nasze ucho wychwytuje tylko część dźwięków dzwonu, na silne drgania dzwonu delikatne naczynia krwionośne w nosie reagują pękaniem.

4. W ludzkim organizmie żyje ok.600 milionów różnych drobnoustrojów - od skóry, poprzez ślinę po jelita. Nawet wirusy maję się w naszym wnętrzu całkiem dobrze i specjalnie nie szkodzą, chyba że nasz system odpornościowy ulegnie osłabieniu.

5. Najbardziej wytrzymałym mięśniem w naszym organizmie jest mięsień szczęki dolnej, umożliwiający mówienie i jedzenie. W normalnych warunkach nigdy nie wiotczeje, więc ból w dolnej szczęce nam nie grozi.

6. Dorosły człowiek jest rankiem o około 2 cm wyższy, niż wieczorem, po męczącym dniu na nogach wysokość może zmienić się nawet o 3 cm.

7. Nie wszystkie włosy wypadają nam równie szybko. Włosy na brodzie mogą przetrwać nawet 20 lat. Owłosienie ciała i głowy zmieniamy średnio co 4 lata, a rzęsy co 3 miesiące.

8. Nawet gdy spokojnie stoimy, pracuje w naszym ciele wiele mięśni, by nas utrzymać w równowadze. Bez udziału świadomości mózg nieustannie reguluje nasza postawę, od błędnika po stopy. gdybyśmy byli faktycznie nieruchomi, przewróciłby nas wiatr, ale układ nerwowy automatycznie równoważy wpływ na nas sił zewnętrznych.



poniedziałek, 11 października 2021

W rzeźbę kropidłem...

 

Czytam na lokalnej stronie internetowej, ze  w pewnej szkole, z okazji jubileuszu odsłonięto i poświęcono płaskorzeźbę ku czci patrona szkoły.

Innym razem było to poświęcenie sali multimedialnej do nauki języków obcych, boiska szkolnego, całej szkoły. 
Chodziło oczywiście o państwowe szkoły publiczne, nie społeczne, katolickie czy innych wyznań.

Co roku na św. Krzysztofa proboszcz pobliskiej parafii święci samochody, rowery i motocykle.

Zainteresowałam się , czym w KK są święcenia tego typu, bo trochę dziwne mi się to wydaje. 
Znalazłam dwa uzasadnienia i oba nie przemawiają do mnie wcale, według mnie są co najmniej naciągane...

Na stronach poświęconych święceniu przedmiotów czytam mianowicie, że :

1. każdą rzecz i przedmiot można poświęcić Bogu, a woda święcona ma moc ochrony przed złem, ale działa tylko wówczas, gdy "usługobiorca" wierzy w tę moc i jest należycie religijny.
( trochę z Harrym Potterem mi się to kojarzy i jest wygodne, gdyby się okazało, że auto, mimo święcenia rozbite na amen)
Do poczytania TUTAJ

2. stosuje się błogosławieństwa osób, przedmiotów, także przy użyciu wody święconej i wprawdzie dotyczą głównie kościoła i ołtarza, to dopuszcza się błogosławienie sal szkolnych, boisk , przedmiotów, by uwolnić je spod władzy i wpływu złego ducha, jest to równocześnie  akt uproszenia o opiekę nad osobami przebywającymi w danym miejscu i używających określonych przedmiotów.
Do poczytania TUTAJ

I tak się zastanawiam, co złego może spotkać ucznia w sali języków obcych lub płaskorzeźbę na korytarzu szkolnym? Przypominam, że święceń dokonano w świeckich szkołach publicznych, gdzie uczą się dzieci różnych wyznań i niewierzące, że o pracownikach nie wspomnę.
Co przyjdzie Bogu z poświęcenia mu sklepu , gdzie codziennie sprzedaje się alkohol, papierosy, prezerwatywy, a ludzie na wiele sposobów utrudniają sobie wzajemnie życie?

Z innej nieco beczki.

Zajęta pracami kuchennymi, włączam telewizor i pilot trafia na telewizję TRWAM.
Już mam przełączyć kanał, gdy moją uwagę przykuwa napis NAGRODA IM. PROF.SZYSZKO - 
tak, tego samego, co lasy błyskawicznie i dla naszego dobra wycinał.
Przemawia ojciec dyrektor z Torunia, przemawia kapelan myśliwych. 
Wręczono nagrodę za rok ubiegły - nieodebrana z powodu pandemii. Nie wiem za co.
Wręczono wreszcie nagrodę tegoroczną. otrzymał ją dyrektor jednej ze szkół wraz z uczniami za: przygotowywanie kiełbasek i grochówki dla myśliwych w czasie corocznego Hubertusa oraz za to, że sam pan dyrektor w końcu został myśliwym i jego uczniowie także.
Przytoczyłam dosłownie, nóź niemal wypadł mi z ręki. 
I mam do Was pytanie : czy to ja jestem dziwna czy tu jednak coś jest nie tak?


To zdjęcie świetnie pasuje do stwierdzenia, że alkohol na polowaniach uratował więcej zwierząt, niż aktywiści Greenpeace. 

piątek, 8 października 2021

Nie byle jakie drzwi...

 

W każdym mieście jest kościołów wiele.

Kolegiaty, bazyliki, katedry, fary... dla wierzących to chyba bez różnicy czy modlą się w katedrze, czy w małym wiejskim kościółku?

Nie jestem religijna, ale doceniam piękno zabytków, klimat drewnianych świątyń i kapliczek. Wolę te skromne, bez nadmiaru złoceń i marmurów, budowle z ciekawą historią , czasem z życzliwym wikarym, co turystom otworzy drzwi, by wnętrze obejrzeli.

Dziś chcę napisać o nowym nabytku dla kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja w moim mieście. Kościół stary i znany z procesu nad Krzyżakami oraz z pobytu Władysława Jagiełły i jego żony Jadwigi. Stąd ulica i szkoła średnia imienia królowej i posąg Jadwigi na rynku.


To drewniana dzwonnica przy kościele, która omal nie spłonęła, bo jacyś niefrasobliwi nastolatkowie zaprószyli w niej kiedyś ogień.


Przypadkiem, w czasie spaceru zauważyliśmy nowe drzwi w głównym wejściu do Fary. Na pierwszy rzut oka przypominają słynne Drzwi Gnieźnieńskie. Obok tablica informacyjna, ale słabo czytelna, bo litery na złotym tle, więc w słoneczny dzień, prędzej Cię oślepi, niż napis odczytasz, chyba że pod odpowiednim kątem.



(zdjęcia można powiększyć kliknięciem)

Czytam na tablicy, iż są to Drzwi Jubileuszowe, zaprojektowane i wykonane dla uczczenia 100. rocznicy odzyskania niepodległości.
Powstawały w latach 2019-2021, a autorem projektu jest Andrzej Prokopiuk. 

Tympanon przedstawia Chrystusa ukrzyżowanego i wzorowany był na najstarszym zabytku Fary czyli XIV wiecznej rzeźbie z ołtarza Krzyża Świętego.
Sentencje upamiętniają kardynała Józefa Glempa oraz Jana Kasprowicza.
 
Płaskorzeźb jest sześć, poczynając od lewego górnego rogu scenki ukazują:
 
1. Założenie miasta w 1239 roku przez księcia kujawskiego Kazimierza Konradowica.

2.Wyrok w procesie papieskim nad Krzyżakami w latach 1320-1321, w którym rozstrzygano kwestie przynależności do Polski Pomorza Gdańskiego.

3.Pobyt w Inowrocławiu Władysława Jagiełły, który z zamku inowrocławskiego przez 3 tygodnie kierował wojną z zakonem krzyżackim.
 
4. Rozwój miasta w XIX wieku, powstały wówczas kopalnia, uzdrowisko, stacja kolejowa.

5. Walka z germanizacją i  powstanie Towarzystwa Gimnastycznego SOKÓŁ, którego siedziba stoi do dziś.

6. Pierwszy dzień wolności po sukcesie Powstania Wielkopolskiego- Inowrocław odzyskuje niepodległość po 147 latach zaboru prusko-niemieckiego.

Drzwi stanowią na pewno atrakcję turystyczną, a dla mieszkańców to dobra okazja, by odświeżyć sobie dzieje własnej miejscowości.
 

wtorek, 5 października 2021

Z frontu...

 

Wykorzystuję ostatni rok pracy, by swoje obserwacje przelać na łamy bloga, później Was sprawami szkoły zanudzać nie będę.

Nie zawsze doniesienia medialne dają obraz rzeczywistości, wszak  propaganda rządowa działa skutecznie.

Pan minister od edukacji obiecywał lepszą opiekę psychologiczną dla uczniów oraz wyrównanie szans dla tych, którym zdalne nauczanie nie bardzo wychodziło i mają teraz spore braki.

Nie wiem, jak jest w dużych miastach, u nas polepszenie skutkuje tym, że mamy 2 psychologów na wszystkie szkoły podstawowe, czyli na jedną panią psycholog wypadają po 4 szkoły. Nie wyobrażam sobie, jak można taśmowo rozwiązywać problemy dzieci i często ich rodziców, a jest tych problemów coraz więcej. Wiele spraw wymaga dalszych działań pozaszkolnych.
Nasz placówka i jedna po sąsiedzku etatu dla psychologa nie dostały, bo obie panie pedagog mają wykształcenie kierunkowe psychologiczne, ale na dodatkowe dla nich godziny kasy brak. 
A tu   przecież potrzeba właśnie dodatkowego czasu dla uczniów. 
Na prywatne wizyty u psychiatry czeka się miesiącami i nie każdego stać.

Obiecywano po 15 godzin dodatkowych zajęć na klasę  dla uczniów potrzebujących wsparcia w nauce.
Finalnie okazało się, że to 15 godzin na szkołę, a wielu rodziców rezygnuje z takowych i wypisuje dzieci, bo albo musiałyby czekać  1- 2 godziny po lekcjach na wolne sale, albo uczniowie mają w tym czasie szkoły muzyczne itp.  Wreszcie dzieciaki zwyczajnie nie dają rady z liczbą godzin przebywania w szkole. Robi się z tego cały etat osoby dorosłej, a gdzie reszta życia?
 
Podobne fiasko dotyczy sponsorowanych wycieczek dla uczniów oraz programu rozwoju czytelnictwa, najpierw wymyśla się hasło i wygłasza laurki pochwalne w mediach,  dopiero później wychodzą błędy i brak konsultacji z zainteresowanymi podmiotami.

Edukacja zostaje w tyle, bo ważniejsze są procedury covidowe, odkażanie sal, wietrznie pomieszczeń i dezynfekcja klamek i poręczy, prowadzanie dzieci "na sznurku" nawet do toalety, pilnowanie by się uczniowie nie mieszali i myli ręce. Na lekcję zostaje jakieś pół godziny.
 
 

Co zauważa się u uczniów? Rozmaite niekorzystne zjawiska, od wzmożonej agresji wobec rówieśników i nauczycieli, poprzez zniechęcenie do wysiłku umysłowego w ogóle , po fobie szkolne oraz inne problemy psychologiczne.
Najbardziej zauważalnym jest jednak uzależnienie od telefonów komórkowych. niektóre dzieciaki nie wytrzymują bez zerkania na ekrany komórek jednej lekcji, zdarza się, że wymuszają częste wyjścia do toalety, byle tylko włączyć telefon i sprawdzić, czy życie nadal toczy się bez ich udziału. 
Zdarzają się spóźnienia lub nieobecności w szkole, bo uczniowie grają do rana w gry komputerowe, czatują z kolegami i koleżankami lub bawią się w youtuberów.
Rodzice czują się bezradni, szukają pomocy w szkole.

Dieta uczniów także zostawia  sporo do życzenia. Kupują mnóstwo tzw, przegryzek, różnych niezdrowych rzeczy, piją napoje energetyczne, co skutkuje brakiem koncentracji na zajęciach i wzmożoną agresją właśnie. Dawno nie widziałam, by jakieś dziecko w szkole jadło owoce lub warzywa, tym bardziej, że ustała akcja owoce i warzywa w szkole. Już w drodze na lekcje zapychają się chipsami, pizzerinkami, cukierkami.
 
Najbardziej martwi mnie upadek  czytelnictwa, tak źle nie było od dawna i nie pomagają akcje czy imprezy .
Starsi uczniowie wypożyczają tylko lektury , a młodsze dzieci coraz częściej pytają o książki do oglądania, żeby było dużo obrazków. Gdy zapytałam dzieci z pierwszych klas czy ktoś im czyta przed snem lub czy sami już czytają, to podniosło ręce kilka osób tylko, a jeden z chłopców stwierdził, że on czyta coś tam tylko w telefonie...

Oszczędności w szkołach widać na każdym kroku, pewnie to zależy też od kondycji finansowej lokalnych  samorządów, za to maski i płyny do dezynfekcji placówki oświatowe otrzymują z ministerstwa  w kolosalnych ilościach.

Zainteresowanych szerzej tematem odsyłam do znakomitego portalu EDUNEWS, skąd pochodzi cytat:

"Pandemia pokazała także, że generalnie władze oświatowe nie mają dobrego kontaktu ze szkołami i co więcej swoimi działaniami przyczyniają się raczej do pogorszenia warunków pracy dyrektorów i nauczycieli w szkołach niż do poprawy. W pandemii autonomia szkoły zaczęła się kurczyć. I słysząc o kolejnych planowanych zmianach można mieć obawy, że lepiej nie będzie. Może w polskiej oświacie też nastał czas cyklopów, czyli osób patrzących tylko jednym okiem na świat (w tym i na szkolnictwo) i nie dostrzegających szerszego kontekstu i zależności oraz wyzwań, które czekają młodych ludzi w tym skomplikowanym świecie. A może naprawdę naszej rodzimej klasie politycznej chodzi o tylko kształcenie miernych, ale wiernych obywateli…"

To słowa Marcina Polaka, który  zajmuje się zawodowo polską edukacją od ponad 15. lat i jest głęboko zaangażowany w debatę na temat modernizacji i reformy szkolnictwa.


piątek, 1 października 2021

Różne odsłony lasu...


Gdy jesień ciepłem rozpieszcza warto wybrać się w plener, na przykład do Gołuchowa, o którym już wielokrotnie pisałam, bo tam i zamek ciekawy, i park piękny,  ogromny, wreszcie zagroda zwierząt i las wokół, gdzie sarenki spotkać można.


Jeśli po komnatach zamku chodzić nie chcesz, warto choć na dziedziniec zajrzeć i kunszt architektów podziwiać.

Ale jeśli wybierzesz się do Gołuchowa w niepogodę, to też niewiele stracisz, bo otwarto ostatnio muzeum leśnictwa, a w zasadzie zmodernizowano starą jego wersję, a modernizacja i zbiory zachwycają.


Jest tu wszystko, co o lesie i jego pracownikach wiedzieć wypada. Ekspozycja jest multimedialna, zbiory bogate, poznasz las w każdej jego odsłonie. 
Podziwiać też wypada zbiory rzeźby i obrazów z materiałów ekologicznych, ale o sztuce innym razem.


Widuje się lub słyszy czasami pracowników lasu, bo nie tylko drwali, którzy dbają o jego dobrą kondycję, a liczba narzędzi, jakich na co dzień używają jest imponująca, warto poczytać, do czego służą.


Wielkie gabloty pokazują jak wygląda las w różnych porach roku i choć za wypchanymi zwierzętami nie przepadam, to trzeba przyznać, że ekspozycje  niesamowicie dobrze naśladują rzeczywistość.


Każda w zasadzie ekspozycja w tym muzeum to świetna lekcja przyrody dla młodych i starszych zwiedzających, a dodatkowe informacje czekają gotowe do odpalenia na multimedialnych ekranach i tablicach poglądowych. Spodobały mi się wizerunki i głosy ptaków.


Takie kolumny widziałam po raz pierwszy. Betonowy trzon otoczony tubą z pleksi, a w środku dary lasu - szyszki, żołędzie, kawałki kory itp.


Jako przeciwniczka polowań na zwierzęta, z mieszanymi uczuciami obejrzałam trofea myśliwskie, ale przyznać trzeba, że zbiór imponujący, z rogów były także meble i lampy.


By poznać budowę i znaczenie lasu nie musimy nawet do niego wchodzić. Specjalna ekspozycja opowiada o lesie wszystko i wciąga muzealnych gości w kolejne rozdziały opowieści. Łatwo jest stracić rachubę czasu i zgubić drogę do wyjścia.


Zapytacie pewnie, cóż to za księgi? Niezwykły zbiór 28 drzewnych książek, a każda z innego rodzaju drewna , a wewnątrz liście, kora, owoce , nasiona poszczególnych gatunków.
Zadziwia dokładność i pasja wykonawcy, imponuje idea przekazania wiedzy w nietuzinkowy sposób.

Tak niewiele o tak ciekawym muzeum na terenie kompleksu pałacowo-parkowego w Gołuchowie koło Kalisza.
Gdy dodać do tego dom pszczelarza i inne ciekawe zakątki, to już wiecie, dlaczego kilka do roku bywamy właśnie tam...