wtorek, 29 grudnia 2020

Na przełomie...

 

Taki błogostan mnie ogarnął, bo z jednej strony udane święta, spotkania z bliskimi i jeszcze w perspektywie kilka dni oczekiwania i spokoju, mam nadzieję .

Oczekiwania na Nowy Rok, choć niektórzy twierdzą, że nie ma się z czego cieszyć, bośmy znowu starsi i do końca bliżej.

Ale póki co, dbajmy o ciało i umysł, by ten koniec zastał nas w jako takiej kondycji.

Teraz w modzie jest pozytywne nastawienie do świata i ludzi, udawanie, że nic nas nie denerwuje, bo rząd chce dla nas dobrze, a religia niczego złego nie uczy. I to się sprawdza, kolejne sondaże zapewniają  wysokie słupki niektórym i zdziwienie u innych, panowie i panie w telewizji dyskutują, a szary obywatel ma to, na co zasłużył.

Pozostają nam więc spacery, jako  nałóg  przyjemny  i zdrowy, a ile można zaobserwować i przy okazji myślom dać popłynąć. Oby i tego nie zabronili, choć nie jestem pewna, czy spacerować można, bo tyle jest sprzecznych doniesień. Co innego mówi premier, co innego minister zdrowia, a co innego niejaki pan Dworczyk, urzędnik w kancelarii premiera.

W parku dzieci wypróbowują nowe hulajnogi, najpewniej upominki gwiazdkowe, niektóre elektryczne, jeśli Gwiazdor portfel miał zasobniejszy. Cóż z tego, gdy ferie za pasem, a siedzieć w domu trzeba będzie, bo na powietrzu i dzieci zagrażają dorosłym i dorośli samym sobie, tak twierdzą politycy i minister od zdrowia i nie pomagają apele i petycje psychologów, rodziców i nauczycieli.

A najzabawniejsze jest to, że pewna pani doktor w TV zasugerowała, by w ferie nasze dziecko bawiło się z dziećmi sąsiadów, widocznie w mieszkaniu sąsiadów jest bezpieczniej, niż w parku. 

Półkolonii u nas np. nie ma, bo chętnych brak. Gdy rodzice dowiedzieli się, że przez kilka godzin w szkole dziecko znów ma siedzieć w budynku i w zasadzie niewiele można mu zaproponować z przyczyn sanitarnych, to nawet chętni wycofali zapisy.

Teraz, gdy piszę ten post, to za oknem niektórzy już świętują Sylwestra, pewnie kasę spod choinki w całości wydadzą na fajerwerki, bo galerie zamknięte. Obawiam się tylko, że skoro w Sylwestra wychodzić nie wolno, to paru pomysłowych zacznie strzelać z balkonów lub okien, oby w moje nie trafiło...

W nocy obudziła nas karetka pogotowia, wiadomo, na sygnale pędzi do pacjenta, a tu szlaban, bo wspólnota mieszkaniowa bramkę postawiła i kierowca karetki trąbił do skutku...gdybym tego pomysłodawcę od zagradzania drogi  dorwała...

Podobno zdarzyło się, także w naszym powiecie, że donoszono policji na sąsiadów, co to w licznym gronie biesiadowali , ale część donosów fałszywymi okazała się. Jak o jednak obywatele wzajemnie o swoje bezpieczeństwo dbają!

Gdy wybraliśmy się wczoraj z młodymi na cmentarze, by dziadkom znicze zapalili, to spotkaliśmy wóz policyjny pod bramą nekropolii, może panowie w mundurach liczyli żałobników, bo pogrzebów teraz mnóstwo, wiec na cmentarzu mógłby być niezły tłok.

Na przełomie , nim Nowy Rok zawita uszczęśliwiono nas jeszcze podwyżką czynszu, całe 130 zł więcej będzie wynosił, więc gdy dodać do tego zamrożenie płac na 2021 i wzrost podatków innych, zapowiada się zaciskanie pasa, co nawet dobrze zrobi na figurę.

Ale nie martwmy się, trzymajmy ciepło, łykajmy witaminy, bo licho nie śpi , a  lubi zestresowanych z deficytami w odżywianiu.


sobota, 26 grudnia 2020

Poświątecznie...


 Święta, święta i po świętach.

Jeszcze niedziela i niektórzy z nas zaczną przygotowania do Sylwestra. Niektórzy, bo nie wszyscy lubią, bo czas nie sprzyja lub problemów więcej, niż radości. 

Takie luźne refleksje mnie naszły w tym dziwnym czasie.

Byliśmy u syna w Poznaniu, droga normalnie ruchliwa, widać obywatele nie posłuchali pana premiera , bo auta z rejestracjami z całego kraju, a i zagranicznych widzieliśmy parę.

Czas miło spędzony, prezenty przyjęte z wdzięcznością, podsumowaliśmy kończący się rok, co się udało, co nie bardzo, nie obyło się bez prognoz, jak to może być za kilka miesięcy i od komentarzy na temat wszystkiego, co się dzieje w kraju i za jego granicami.

Słuchaliśmy kolęd i utworów świątecznych i powiem szczerze, że wolę tradycyjne wykonania znanych kawałków, bo dziwne interpretacje z gubieniem właściwej linii melodycznej nieco rażą moje ucho, a równie dziwne wygibasy niektórych wykonawców nie bardzo pasują do tego typu utworów.  

To chyba dobrze, że na niektóre smakołyki czeka się cały rok, inaczej z delicji świątecznego stołu nic nie byłoby już zaskoczeniem, a jeszcze ciekawiej, gdy spotyka się tradycja starszego pokolenia z nowinkami kulinarnymi młodych członków rodziny.

Nieodłącznym elementem świąt muszą być spacery, by nabrać apetytu na kolejny posiłek, przewietrzyć głowę i płuca i zerknąć, jak do świątecznego czasu przygotowuje się duże miasto.


Na jednej z poznańskich ulic natrafiliśmy na drzewa , znaki drogowe i pompy ubrane w czerwone wstążki i nie mogliśmy także odmówić sobie fotek z lokomotywą, która stoi przed stadionem Lecha.
Niedawno na owym stadionie obejrzeliśmy koncert Andrea Bocellego, a dziś  dekorację czasów pandemii czyli namioty punktu wymazowego do testów na covid-19.

Ostatnia refleksja to niesamowite zmiany pogody, jechaliśmy do Poznania w wiosennej aurze, wracaliśmy gdy padał śnieg z deszczem , a gdy pisze te słowa, zima już na dobre straszy mrozem...to jedynie dobrze dla zapasów zgromadzonych na święta, bo rosną sterty garnków na balkonach sąsiadów, więc lodówkom będzie lżej.

Ten jelonek z bombkami powyżej to dekoracja na naszym, nie poznańskim rynku:-)
A tu inny, wskazujący drogę do teatru...



wtorek, 22 grudnia 2020

Życzenia z Gwiazdorem :-)

 


Zdjęcie ma ponad 50 lat, tło siermiężne, Gwiazdor przerażający, w ręku trzyma dyscyplinę.
Widocznie wtedy dzieci też niegrzeczne bywały, a rzecznika praw dziecka nie było, gdy rzemieniem karcono, albo na grochu klęczeć kazano. 

To takie wspomnienie z mojego dzieciństwa, kiedy to chadzało się na bale dla dzieci z Gwiazdorem właśnie i paczki ze słodyczami dostawało każde dziecko... a cieszyliśmy się nawet z pierników i pomarańczy.

Długo myślałam, czego życzyć nam wszystkim na święta i nadchodzący rok, wszak chcielibyśmy być zdrowi, niekoniecznie bogaci, a piękniejsi już nie będziemy na pewno, chyba że z pomocą medycyny estetycznej...

Może więc życzenia skrojone na miarę?

Samotnym, by ktoś zapukał i o zdrowie zapytał.
Bogatym, by umieli dzielić się z biednymi.
Podróżnikom zawsze ciekawych tras i trafiania do celu.
Miłośnikom gotowania sprawdzonych przepisów i chwalących efekty zjadaczy smakołyków.
Piszącym lekkiego pióra i wyrozumiałych czytelników.
Bibliofilom  pięknych okładek i wciągających treści.
Miłośnikom sztuki niezapomnianych wzruszeń i nowych talentów. 
Robótkowiczom celnych pomysłów i zręcznych rąk.
Ogrodnikom radości z pielenia ,  przesadzania oraz udanych plonów.
Pesymistom nadziei i wiary.
Malkontentom większej ufności w mądrość i dobre serce  bliźniego
Rodzicom radości ze szczęścia dzieci, dziadkom miłości wnuków.

Nam wszystkim cierpliwości i siły w zmaganiach z życiem, ale i satysfakcji z najmniejszych dokonań, bo tylko jedno życie mamy i zasługujemy na najlepsze!

Jeszcze się uściskamy i na kawę pójdziemy, oby tylko kawiarnie przetrwały, a nas  apetyt nie opuścił!



sobota, 19 grudnia 2020

Przed świętami...

 Zawsze powtarzam, że bardziej cieszą mnie przygotowania, niż same święta. Oczywiście najważniejsze są spotkania z bliskimi, w tym roku ograniczone ze zrozumiałych względów.

Nasz świat, mimo możliwości podróżowania i Internetu kurczy się coraz bardziej. Nam, którzy pewne granice wiekowe przekraczamy, potrzeba coraz mniej do szczęścia, coraz rozsądniej jadamy, chętniej obdarowujemy, niż otrzymujemy, a od szumu w głowie od szampańskich bąbelków ważniejszy  jest spokojny sen i brak bólu , jakiegokolwiek.


Tak więc, w ramach rozsądnego jedzenia, dla odtrutki od mięsa, zaserwowałam na obiad kotlety z ziemniaków, łatwe, tanie, a z sałatką lub kapustą kiszoną to całkiem pożywny obiad.


Pozostając w kulinarnym klimacie na słodko będzie.
Tym razem nie pierniki, a rogaliki krucho-drożdżowe z dżemem z czarnego bzu, też łatwo i szybko, ciasto nie musi wyrastać, nie smaruję lukrem, bo za słodko.


Wyszły trzy blachy ciastek, jedną porcję zjedliśmy z mężem, pozostałe rogaliki zawieźliśmy synowi na Mikołajki.


 Z kuchni wychodzimy do salonu, gdzie uśmiecha się do nas malutka choinka, bo po remoncie nie mam miejsca na większą, poza tym dekoracje są jeszcze inne , byle symbol zaistniał...




Na ulicach i w parku dekoracje świetlne, istny festiwal form i fantazji, wybraliśmy się w pewien ciepły wieczór na spacer, by uwiecznić na fotkach i samym nastroić się świątecznie.
Na podobny pomysł wpadło kilka par z dziećmi i tylko kuracjusze w tym roku nie zobaczą.





Taki domek z piernika upiekła z rodzicami pewna sympatyczna Helenka lat 7...


A takie domki wypieka co roku siostra mojej koleżanki i rozdaje te piernikowe cuda rodzinie i przyjaciołom.


Mikołaj od Gabrysi z Mysłowic pilnuje grudniowego  kwiatka, który na zdjęciu ma rozwinięte kwiatostany, a w tej chwili wypuścił liczne pąki, ale rozwinąć się nie chcą, niestety, może na pierwsza gwiazdkę czekają?


Ostatnia kulinarna próba przed świętami czyli zapiekanka z karpia i warzyw. Karp złowiony przez pewnego znajomego górnika o złotym sercu, wieziony przez pół Polski!
Połowę zjedliśmy ze smakiem, reszta trafi na wigilijny stół w Poznaniu, oczywiście po odmrożeniu ...


A jak Wasze przygotowania, łapiecie świąteczny nastrój?

środa, 16 grudnia 2020

Bliskie spotkania...

 Nie ma to, jak w weekend wybrać się do parku na polowanie, z aparatem fotograficznym oczywiście.

Ludzi przed południem mało, bo niektórzy sprzątają, inni po galerii biegają, a jeszcze inni z domu od marca nie wychodzą...

Nie wiem dlaczego, ale zdjęcia zamieściły się w odwrotnej kolejności do zamierzonej, opowieść będzie więc chaotyczna.

Znamy taki zakątek w naszym parku, gdzie wiewiórki stadami biegają, a ostatnio dołączyły do nich sikory, którym na jednym z drzew urządzono luksusową stołówkę.


Tutaj mąż przyłapany na polowaniu na jedna z wiewiórek, zdjęcie nieco poruszone, bo te rude tak szybko biegają, że ostrości nie zdążysz nastawić.


Na stawie w parku taki oto domek dla ptaków, obok automat z darmową karmą dla kaczek, ale oprócz tego spacerowicze karmią chlebem głównie, niezła to atrakcja dla dzieci, gdy ptaszyska pływające biją się o kawałki karmy z ptakami latającymi, a od spodu podjadają swoje ryby.


Gdy podawałam wiewiórkom orzechy, zauważyłam, że coś mi ciągle lata koło oka i ucha, pikując w stronę woreczka z orzechami.
To była oczywiście sikorka, wzięłam więc trochę kaszy na rękę i czekałam. Za chwilę jedna usiadła mi na dłoni i dziobała delikatnie ziarenka. Byłam  wniebowzięta, z tak bliska obejrzeć sobie ptaszka i czuć jego pazurki wczepione w rękawiczkę.


Sikorek było całe mnóstwo, korzystały ze swej stołówki, gdzie ziarenka, słoninka, kule tłuszczowe, wszystko widać świeże , a my czuliśmy się jak w parkowej wolierze.


Na drzewie pojemniki dla ptaków zrobione z różnych materiałów, ale największym smakołykiem była świeża słonina.


Także wiewiórki, przyzwyczajone do kuracjuszy i miejscowych spacerowiczów, chętnie podchodzą po orzechy i ścigają się między sobą o łupy, nie zdążyłam nagrać telefonem wyścigu pary rudasów spiralnie wokół pnia, gdy jednemu podałam orzech, a drugi nie dostał na czas nic.


Zając wyszedł jak wisienka na torcie, ale tak naprawdę spotkaliśmy go na początku, na wejściu do parku, a teren ten sąsiaduje z polami, gdzie niedawno kukurydza rosła.
Do kompletu brakuje tu bażantów, które czasami słychać, ale zobaczyć trudno.


Kiedyś już  pokazywałam konie, ale teraz ich nie ma, a na miejscu starych stajni pojawiły się ekipy od wyburzania. Kto wie, może powstanie nowa stadnina?
Na spacery chodzimy często, więc będziemy obserwować ...

sobota, 12 grudnia 2020

Grafit czy diament?

 

Sukces to podobno 1% talentu i 99% ciężkiej pracy. 

Układ procentowy bywa rozmaity, zależy kto układa słupki.

Część z nas rodzi się z jakimś talentem lub nawet wieloma , ale nie wszyscy mają równe szanse na starcie.

Wiele czynników składa się na to,  czy zostaniemy pożytecznym, ale szarym grafitem czy będziemy błyszczeć jak diamenty.

Wnuk mojej koleżanki to chłopiec obdarzony wielką pasją do nauki i to niezależnie od tego czy są to przedmioty ścisłe czy humanistyczne.

Kończy szkołę podstawową dopiero, a już zdobył dwa stypendia naukowe , od stycznia 2021 czeka na niego nowe stypendium, także za wyniki w nauce.

Chłopiec zna doskonale angielski i hiszpański, poprosił rodziców o możliwość nauki arabskiego i żałuje tylko, że nie ma olimpiady przedmiotowej w tym zakresie.

Ma bardzo dużą podzielność uwagi, czasami uczy się , jeżdżąc na rolkach lub słuchając muzyki, w przerwach od nauki czyta lub raczej pochłania książki.

Nie myślcie, że to kujon przyrośnięty do fotela. Pływa, gra w szachy, jeździ na nartach, zwiedza z rodzicami i siostrą różne kraje i polskie zakątki. 

J. i jego siostra uczęszczają do prywatnej  szkoły. Rodziców stać na taki wydatek, ale nie przymuszali syna do nadmiernego wysiłku i zapisywania się na wszystkie koła zainteresowań i projekty. On tak po prostu ma. 

Siostra J. jest kilka lat młodsza, ale zdolności i potrzeby ma inne. Interesują ją raczej balet, gra na instrumentach, no i oczywiście moda.

Jestem pełna podziwu dla wnuka koleżanki i mądrości jego rodziców, którzy tak kierują zainteresowaniami syna, żeby rozwijał się wszechstronnie i poznawał wszystkie opcje , zanim wybierze coś na czym się skupi.

I tu wracamy do porównania grafitu z diamentem.

Znam osobiście równie zdolnych, ale leniwych lub pozbawionych motywacji młodych ludzi, których teraźniejszość nie wróży wielkiego sukcesu w przyszłości.

Bywają także talenty, które bez wsparcia  finansowego lub  opieki mentora nigdy nie wyjdą poza pewne ramy i ograniczenia, bo urodzili się w niewłaściwej rodzinie, w zabitej dechami wsi pod lasem lub zwyczajnie liczne choroby czy kalectwo fizyczne nie pozwalają na rozwijanie choćby pojedynczych uzdolnień.

Oczywiście powie ktoś, że nauka czy sukcesy nie gwarantują szczęścia .

Być może nie, ale  można tego szczęścia szukać na swój sposób, a sukces nie musi być spektakularny, tym bardziej, że dla każdego z nas czym innym jest sukces i z innych powodów bywamy szczęśliwi.



środa, 9 grudnia 2020

Dżungla za progiem :-)

 Miałam pisać o czymś innym, ale tyle jest we mnie złości i oburzenia, że postanowiłam przedstawić Wam moją domową dżunglę, pielęgnowaną latami, bo w innym przypadku sprofanuję blogspota, tyle niecenzuralnych słów pcha mi się na język.

O imprezie Rydzyka na pewno słyszeliście, a kto nie słyszał jeszcze, na pewno usłyszy.

Od wybuchu w czaszce uratowała mnie dyskusja w pracy, więc nieco złagodniałam i teraz te roślinki, bo odkurzyć musiałam, żeby zdrowiej rosły.




Roślinki mam w każdym niemal pomieszczeniu, oprócz łazienki, bo okna brak, a nie ma chyba roślin , które przetrwają bez światła słonecznego
?



Przewinęło się przez nasze mieszkanie wiele roślin doniczkowych, do niektórych przemawiałam, gdy traciły liście, niektóre zmarniały przez zauroczenie - wierzę w takie zabobony, bo mi się nieraz zdarzyło. Chwalił ktoś, chwalił, przyglądał się, a następnego dnia difenbachia wielka jak drzewo zaczęła gubić liście...




Sporo roślin mam także w bibliotece , co przeraża czasami moją koleżankę, a panie sprzątaczki przyprawia o ból głowy.
Gdy zdarza mi się być na zwolnieniu, to martwi się, by kwiatki nie zmarniały, bo ona jest z tych, co to kaktusa nawet zmarnują i nie ma zmiłuj.

Często podbieram szczepki różnych roślin, których nie posiadam , ukorzeniam i wsadzam do ziemi, podobno mam do tego rękę, a nie trzymam się ściśle dat czy przepisów.

Jedyną rośliną lub raczej rodziną roślin, które mnie nie kochają są wszelkie paprociowe.

Nie mam ogrodu ani działki, więc lubię, jak mi dżungla w doniczkach rośnie :-)

Miałabym tego więcej, ale nie mam już tyle sił, by zwłaszcza duże rośliny regularnie myć i przesadzać.

niedziela, 6 grudnia 2020

Jadą Mikołaje

Nie zamierzam pisać rozprawki na temat czy istnieje Mikołaj czy nie, czy dzieci powinny w Niego wierzyć czy też to haniebna manipulacja.

Kto dzieci lub wnuki posiada niechaj sam to rozstrzyga.

Wielu dorosłych niby w czoło się puka, ale rankiem do butów zagląda, ja też :-) Może z tęsknoty za dzieciństwem, może z innych powodów.
By tradycji stało się zadość witam Was wierszem, który kiedyś wpadł do mojej głowy w drodze do pracy, zapisałam, nawet nie pamiętam czy publikowałam, ale dziś wyręczy mnie w pisaniu elaboratów.

Jadą Mikołaje

Jadą Mikołaje na saniach czerwonych
Fruwają na wietrze u czapek pompony.
Każdy worek wypchany trzyma na kolanach
A w tych workach prezentów ilość niesłychana:

Plac zabaw dla dzieci z małego miasteczka,
Miska mleka dla kotka, buda dla pieseczka,
Ciepło przy rodzinie dla ludzi bez domu,
Dobre uczynki dla tych, którym trzeba pomóc.

Jadą Mikołaje, a za nimi zima,
Pada śnieg na pola, mróz siarczysty trzyma.
Ciągną sanie po śniegu renifery dzielne,
Skry się sypią spod kopyt, mruga okiem księżyc.

Czas rozsupłać worki wielkie z prezentami
By pocieszyć zmartwionych dobrymi słowami.
Zaleczyć zranione serca lub ziścić pragnienia,
Rozświetlić uśmiechem mrok osamotnienia.

Stoją Elfy przy drodze, deszcz prezentów pada,
Biegnie za saniami dzieciaków gromada.
Latarenki Elfów błyskają wokoło,
Szkraby dary zbierają , śmieją się wesoło.

Jadą Mikołaje, w workach ciągle pełno,
Noc mikołajkowa jakże jest tajemną.
Jeśli choć przez chwilę w moc darów uwierzysz,
Może będzie Ci dane piękne święta przeżyć.

I jeszcze taka zabawa (z dziećmi pracuję, więc dziecinna bywam) - którego Mikołaja powitalibyście chętnie w swoim domu?
1.

2.


3.


4.


5.


6.


7.


Życzę wszystkim pięknego czasu grudniowego, spędzanego wedle upodobań, ale zawsze wśród bliskich i z miłością w sercach.



czwartek, 3 grudnia 2020

Optymistycznie :-)

 

Takie historie czyta się z łezką w oku.

Na działkach pod miastem mieszkał w altanie bezdomny ze swoim psem. Obaj już niemłodzi, ale związani ze sobą i swoim miejscem.

Traf chciał, że właściciel psa trafił do szpitala i to na dłużej, pies zostałby więc sam, bez opieki, co zwłaszcza zimą mogłoby się skończyć źle.

Ale od czego dobrzy ludzie? Wszak działkowcy i zimą na działki zaglądają. Gospodarz ogrodów zaopiekował się psem, a gdy życzliwi nagłośnili historię, pomogła też Straż Miejska , kupując psią karmę i potrzebne rzeczy.  

 Miejscowa lecznica weterynaryjna zaoferowała opiekę dla staruszka na czterech łapach, który odwdzięcza się merdaniem ogona.

Pies jest wesoły, w dobrej kondycji i tęskni za swoim towarzyszem.

Stał się ulubieńcem miejskich strażników, którzy obiecali pomoc także po wyjściu ze szpitala bezdomnego właściciela psa.

A przeczytałam o tym na lokalnym portalu miejskim i postanowiłam podzielić się z Wami tą historią.

Budujące jest to, że w tak trudnym dla wszystkich czasie dzieją się tak optymistyczne rzeczy.