Czy zastanawialiście się, jak często i ilu z nas, zgadza się na bylejakość w życiu, postępowaniu, myśleniu, wypowiadaniu się, w relacjach ?
Skąd w ogóle bierze się bylejakość w naszym życiu? Czy wynika z lenistwa, z biedy, z rezygnacji, czy to jednak cechy naszej osobowości, a może wynosimy to z domu?
A przecież, jeśli odpuścimy sobie w drobiazgach, to z czasem i w sprawach ważnych pojawi się bylejakość i stany przygnębienia, których źródła często nie zauważamy.
Zaczyna się niewinnie: wyszczerbiony talerz, niedomyta szklanka, poplamiony obrus, dziura w skarpecie, niewyprasowana koszula. Później odkładanie wizyty u fryzjera ( przykryję czapką), zjadanie w pospiechu kanapek zamiast obiadu zjedzonego w spokoju, zasłanianie brudnych okien roletą, lekceważenie porządku w przestrzeni publicznej, niedbały strój do teatru, życzenia wysłane sms-em, zamiast składane osobiście, ignorowanie przepisów i zasad.
Nie chodzi o to, by być perfekcjonistą, każdy z nas ma lepsze i gorsze dni, raczej o pilnowanie tego, co ma/miało dla nas wartość, co wpływa na to jak postrzegamy siebie, co poprawia nam nastrój i buduje pewność siebie, a jednocześnie wpływa na jakość życia nas wszystkich.
A bylejakość myślenia?
- co mnie to obchodzi; nie mój problem;
- nie przywiązuję do tego wagi, mam inne problemy
- niech ktoś cos zrobi!
- segregacja śmieci? mam to gdzieś, bez sensu...
- w wywiadzie z powracającymi z Izraela, jeden z uczestników stwierdził, że wycieczka udana, modlili się, a że rakiety latały? niech latają!
- politycy kradną? może i kradną, byle nam dawali...
- pobili geja? pewnie ich sprowokował...
Przykłady można mnożyć. Chcemy do Europy, chcemy doganiać świat, a tak naprawdę pilnujemy tylko swojego podwórka. Przyzwyczajenie czyni z nas niewolników bylejakości, przestają nam przeszkadzać braki i niedostatki. Przymykamy oko na brudne toalety i przystanki, śmieci na chodniku, kiepską jakość usług, na wulgaryzmy i hejt, prześladowanie słabszych .
Pewna moja znajoma mawiała, że warto czasami zjeść kolację przy świecach, choćby na stole był tylko chleb z pasztetową. Liczy się celebrowanie chwili, rozmowa, wspólny czas przy stole. Inna znajoma wybiera się czasami z mężem na obiad do restauracji, choćby po to, by inaczej się ubrać, nie spędzić połowy dnia w kuchni i przy okazji odbyć wspólny spacer przez park. Randki, nawet w długoletnich związkach są wskazane.
Gdzieś spotkałam cytat, który wzięłam sobie do serca: żyjmy tak, jakby to był ostatni dzień naszego życia, celebrujmy najprostsze czynności, nie marnujmy szansy na to, by każdy dzień mógł być świętem.
Wiem, nie zawsze się da, ale próbować warto!