Pogoda nadal rozpieszcza, nasz samochód wreszcie odzyskany z serwisu (po miesiącu), więc pora na weekendowe wycieczki i nowe odkrycia. Nawet w znajomych i często odwiedzanych miejscach zawsze udaje się odkryć coś nowego lub popatrzeć na znajome rzeczy innymi oczyma. Obiecałam Gabrysi aniołka, bo wiem, że zbiera, a gdzie szukać? W aniołkowym zagłębiu, ale jeszcze nie zdradzę gdzie, może ze zdjęć odgadniecie...Nie zamieszczę jednak spektakularnych ujęć, bo banalne i łatwo rozpoznawalne. W miejscu, które odwiedziliśmy wiele jest zaskakujących zakątków, wiele gatunków roślin, niczym w ogrodzie botanicznym i zależnie od pory roku kwitną inne kwiaty, teraz róże i wrzosy. Znajdziecie tam liczne fontanny, oczka wodne, a na nich nenufary i kaczki. Spotkacie posągi, rzeźby, tablice in memoriam, niestety większość strasznie kiczowatych, z zaburzonymi proporcjami postaci. Ale zieleni wokół mnóstwo...
Można odpocząć w cieniu altan, wdychać różane aromaty, a ciszę zakłócają jedynie dźwięki dzwonów.
W miejscu tym zjecie najlepsze w Polsce flaki ( w końcu nie samą sztuką człowiek żyje), a po obiedzie za grosze polecam kawę z ciachem w urokliwym miejscu, gdzie obcujemy ze sztuką tuż obok, o bogactwie roślin nie wspominając.
Strawa duchowa ma tam wieloraki wymiar, gdyż oprócz sztuki namacalnej i okazów botanicznych możemy nasycić uszy muzyką organową, której koncerty odbywają codziennie o godz.11, 14, 20 aż do 20 września. Gdy zagrają organy, dostajesz gęsiej skórki, a posłuchac mozna nie tylko utworów ciężkich, psalmów kościelnych czy koncertów barokowych, ale np. znanego chyba wszystkim w wykonaniu Cohena "Allelujah". Trafiliśmy tym razem na koncert w wykonaniu absolwenta Akademii Muzycznej w Warszawie.
Obok miejsca słynnego na cały kraj są inne, mniej słynne, ale równie ciekawe, jak na przykład mały kościółek obok klasztoru sióstr Anuncjatek, cały biały, nowoczesny w formie, ascetyczny w wystroju, skrajnie różny od przebogato wyposażonej świątyni kilka kilometrów dalej.
Jeśli jeszcze nie zgadliście jakie to miejsce nazywam zagłębiem aniołków, bo faktycznie jest ich tam mnóstwo w każdej postaci, to podpowiem, że stoi tam bazylika zbudowana na wzór watykańskiej. Jeździmy tam często w różnych porach roku, ale nie z powodów religijnych, bo oboje z mężem do religijnych nie należymy. Raczej z powodu tych licznych zakątków, które sprzyjają wyciszeniu duszy i ukojeniu nerwów, z powodu ulubionych smaków i możliwości obserwacji ludzi, których tłumy napływają przez rok cały, a z racji rozległych przestrzeni nikt nikomu na plecy nie wchodzi.
niedziela, 30 sierpnia 2015
piątek, 28 sierpnia 2015
Optymista dziwoląg?
Mówi się, że optymistom żyje się lepiej, ale czy są oni dobrze postrzegani przez ogół naszego społeczeństwa, które nagminnie lubi narzekać? Kiedyś na pytanie znajomej, co słychać? odpowiedziałam, wszystko w najlepszym porządku, a u Ciebie? Nastąpiła chwila ciszy, bo pewnie zastanawiała się czy odpowiedzieć w tym samym tonie, czy jednak skorzystać z okazji i ponarzekać trochę. W końcu odpowiedziała tylko: a wiesz stara bieda. Dlaczego akurat bieda? Nawet jeśli jest zwyczajnie i bez fajerwerków, to musi być zaraz bieda? Temat do posta nasunął się sam, gdy mój mąż wrócił z pracy i opowiedział historię, która go spotkała. Wchodzi mianowicie do pomieszczenia, gdzie kilka osób wymienia uwagi na temat zastanej sytuacji: obniżone pensje z powodu redukcji etatów. Przysłuchuje się chwilę i ktoś rzuca pytanie: a co ty stoisz i nic nie mówisz? A co mam mówić? Narzekać zawsze można, zawsze może być gorzej, ale pracę wszyscy mamy, jestem zdrowy , moi bliscy też, czym tu się martwić, że kupię jedną parę butów mniej? Może za rok będzie lepiej... I tu temat się skończył, wszystkim zrzedły miny, jakiś pojedynczy głos przytaknął i zaczęło towarzystwo rozchodzić się w różne strony... Mąż poczuł się jak na bezludnej wyspie, sam zadowolony z tego, co niesie życie, jakiś optymista dziwoląg...
środa, 26 sierpnia 2015
Sprzężenie zwrotne
Zdarzyła się rzecz niebywała: po pierwsze trzecia nominacja blogowa (co jest nieziemsko miłe i motywujące), po drugie nastąpiło sprzężenie zwrotne miedzy blogami, gdyż w tym samym czasie, ba - w tej samej minucie wysłałyśmy sobie zaproszenia i jedna nie wiedziała o drugiej. Wysyp nominacji na blogach obfity, ale tak myślę, że maja rolnicy swoje żniwa, miejmy i my.
Chciałam najpierw odpowiedzieć na pytania Anny w komentarzach na Jej blogu, ale sama lubię czytać, co inni odpowiadają, więc moje odpowiedzi potraktuję jako kolejny post. Jeśli ktoś ma już przesyt, niechaj pominie, trudno... Następnych 11 blogów nie dam rady znaleźć, wybaczcie, może za jakiś czas.
Oto więc moje odpowiedzi na pytania Anny, autorki bloga ...ŚWIAT WEDŁUG KOBIETY...
1. Gdybyś mogła wybrać swoją płeć przy urodzeniu, to byłabyś dziś kobietą czy mężczyzną ?
Zdecydowanie kobietą, chociaż gdy niektóre aspekty fizjologicznej kobiecości mi dopieką, to zazdroszczę facetom…
2. Gdybyś złowiła złotą rybkę, to czego zażyczyłabyś sobie w trzech życzeniach ?
Zdrowia, zdrowia, zdrowia!
3. W życiu bardziej stawiasz na miłość czy przyjaźń ?
30 lat wstecz odpowiedziałabym, że miłość, ale dziś chyba powiem, że miłość i przyjaźń, bo w mężu mam prawdziwego przyjaciela, co bardzo sobie cenię.
4. Świat otaczający Cię postrzegasz poprzez pryzmat Boga czy może jednak poprzez naukę i jej doniesienia ?
Raczej przez mędrca szkiełko i oko, chociaż nie wykluczam istnienia jakiś sił tajemnych…
5. Gdyby został Ci tylko jeden dzień życia, to jakbyś go przeżyła ?
Wolałabym o tym nie wiedzieć…
6. Wolałabyś być kobietą bardzo piękną ale niestety biedną niczym mysz
kościelna, czy może bardzo brzydką ale za to obrzydliwie bogatą ?
Trudne pytanie, ale chyba jednak ta pierwsza miałaby większe szanse na szczęście…
7. Preferujesz zawsze prawdę choćby nawet gorzką czy jednak czasem zdarza Ci się posłużyć dobrym kłamstwem ?
Szczerość do bólu nie zawsze przynosi dobre owoce… jeśli prawda miałaby zranić kogoś do głębi, wybrałabym sprytne kłamstwo lub niecałą prawdę.
8. Masz możliwość na rok wcielić się w życie kogoś innego. Kto by to był i dlaczego ?
Chyba wolę pozostać w swojej postaci, może niezbyt szczególnej, ale problemów mniej.
9. Gdyby ktoś nadprzyrodzony zaproponował Ci nieśmiertelność zupełnie za nic. Skorzystałabyś z propozycji, w końcu nikt nie chce umierać ?
Przykłady przodków pokazują, że na każdego przychodzi taka chwila, że ma już dość tego świata…
10. W życiu liczy się dla Ciebie bardziej wszechstronna wiedza wyuczona, zaczerpnięta z podręczników czy może jednak mądrość życiowa wynikająca z doświadczenia przeżytego życia ?
Uważam, że jedno bez drugiego niewiele jest warte lub inaczej , jeśli masz jedno i drugie, osiągniesz więcej.
11. Jaki jest Twój sposób na życie ?
Och, cieszyć się każdą chwilą, robić sobie i bliskim małe przyjemności, poznawać nowe miejsca i nowe smaki, rozwijać się w jakiejkolwiek dziedzinie, starać się zachować pogodne usposobienie.
No, nie było łatwo, niektórzy w swych pytaniach dają czadu i trzeba się napocić, żeby nie wyszło marnie... Raz kozie śmierć!
wtorek, 25 sierpnia 2015
Druga nominacja od Marii Alejandry
Nominowała mnie tym razem Maria Alejandra z bloga SMUTEK I SZCZĘŚCIE. Dziękuję bardzo i na prośbę nominującej odpowiadam na Jej pytania, z kolei moim zadaniem jest podać swoje pytania i zaprosić do zabawy kolejnych blogowiczów. Zastanawiałam się czy podać kolejne nominacje, bo już raz to robiłam, a tylu aż blogów nie czytuję i nie wszyscy lubią brać w tym udział. Zdecydowałam jednak, że chciałabym zareklamować blogi, które cenię i lubię, a nie nominowałam ich poprzednio.Warto także pokazać te, które niedawno odkryłam, aby autorów zmotywować, bo wiem, jakie to ważne, dla mnie było...Jeśli ktoś z zaproszonych nie ma ochoty, to nie będzie dramatu, to ma być zabawa, nikogo nie zmuszamy :-)
Jeśli zaś osoba nominowana zechce się przyłączyć, odpowiada na pytania zamieszczone na moim blogu, nominuje kolejne blogi i podaje swoje pytania do nominowanych przez siebie. Zapraszam...
Pytania Marii:
1. Co Was skłoniło do pisania bloga?
Jakiś niedosyt, potrzeba wymiany myśli z osobami spoza bliskiego otoczenia, chęć pisania…
2. Blogi o jakiej tematyce najczęściej czytacie?
Różne, ciągle zaglądam tu i tam, szukając bratniej duszy, ciekawych tematów, innego oglądu rzeczywistości, specyficznego poczucia humoru, pięknych zdjęć.
3. Jakie miejsce na świecie chcielibyście odwiedzić?
Wszystkie, gdzie jeszcze nie byłam, zmienia się to z wiekiem chyba, na pewno chciałabym zobaczyć Alaskę.
4. Gdzie chcielibyście zamieszkać w przyszłości?
Gdzieś gdzie nie ma skrajnych temperatur, gdzie mieszkają pogodni ludzie i koszty utrzymania nie powodują, że będę się zastanawiać czy wykupić leki czy oddać buty do szewca…
5. Co myślicie o polskich politykach?
Cały czas zastanawiam się, skąd się tacy ludzie biorą i kto na nich głosuje…
6. Ile waszym zdaniem powinni zarabiać Polacy?
Trudno powiedzieć, każdy ma inne wymagania i potrzeby, patrz też p.4
7. Czy Waszym zdaniem 6 latki powinny iść do szkoły?
Też trudno powiedzieć, są dzieci 5-letnie, które sobie radzą i są wręcz spragnione wiedzy i kontaktów z rówieśnikami, a są 7-letnie które nie mają dojrzałości szkolnej. Zdarzają się też dzieci z różnymi dysfunkcjami, które np. mają fobię szkolna.
8. Jak oceniacie polską służbę zdrowia?
Powiem tylko, że wiele rzeczy nie zależy od procedur czy funduszy ale od samych ludzi po obu stronach.
9. Czy jesteście zadowoleni z dotychczasowego życia?
Zgrzeszyłabym, gdybym marudziła, sami jesteśmy kowalami swego losu, a ostatnio najbardziej cenię sobie zdrowie, dobry nastrój i święty spokój.
10. Co myślicie o moim blogu?
Mario, już kiedyś pisałam, że z blogami i książkami jest jak z ludźmi, do jednych nas ciągnie, a do innych zupełnie nie. Moje wizyty u Ciebie chyba o tym świadczą…
11. Czy przeczytaliście mojego bloga od deski do deski?
Nie czytam żadnego od deski do deski, raczej wracam i po trochu doczytuję nawet bardzo stare posty. Tak lubię…
Blogi nominowane przeze mnie:
http://jagatoja.blogspot.com/
http://petraxc.blogspot.com/
http://annakobieta.blog.onet.pl/
https://damakameliowa.wordpress.com/
http://subiektywna-ja.blog.pl/
https://rudablondynkalodz.wordpress.com/
http://mojepasjewjednymmiejscu.blogspot.com/
http://xswiatoczamiblondynkix.blogspot.com/
http://dermiblog.pl/
http://wszechmysli.blogspot.com/
http://michalo-magic.blogspot.com/
Moje pytania do Was:
1. Który dzień tygodnia lubisz najbardziej?
2. Jakich zajęć domowych nie cierpisz?
3. Kogo określiłbyś mianem "bratniej duszy"?
4. Co robisz gdy masz chandrę?
5. Za co lubisz swoje miasto?
6. Czy lubisz polskie filmy?
7. Czy często słuchasz radia?
8. Z czego najczęściej się śmiejesz?
9. Twoja ulubiona maksyma...
10. Co najbardziej lubisz w blogowaniu?
11. Czego brakuje Ci do szczęścia?
Jeśli zaś osoba nominowana zechce się przyłączyć, odpowiada na pytania zamieszczone na moim blogu, nominuje kolejne blogi i podaje swoje pytania do nominowanych przez siebie. Zapraszam...
Pytania Marii:
1. Co Was skłoniło do pisania bloga?
Jakiś niedosyt, potrzeba wymiany myśli z osobami spoza bliskiego otoczenia, chęć pisania…
2. Blogi o jakiej tematyce najczęściej czytacie?
Różne, ciągle zaglądam tu i tam, szukając bratniej duszy, ciekawych tematów, innego oglądu rzeczywistości, specyficznego poczucia humoru, pięknych zdjęć.
3. Jakie miejsce na świecie chcielibyście odwiedzić?
Wszystkie, gdzie jeszcze nie byłam, zmienia się to z wiekiem chyba, na pewno chciałabym zobaczyć Alaskę.
4. Gdzie chcielibyście zamieszkać w przyszłości?
Gdzieś gdzie nie ma skrajnych temperatur, gdzie mieszkają pogodni ludzie i koszty utrzymania nie powodują, że będę się zastanawiać czy wykupić leki czy oddać buty do szewca…
5. Co myślicie o polskich politykach?
Cały czas zastanawiam się, skąd się tacy ludzie biorą i kto na nich głosuje…
6. Ile waszym zdaniem powinni zarabiać Polacy?
Trudno powiedzieć, każdy ma inne wymagania i potrzeby, patrz też p.4
7. Czy Waszym zdaniem 6 latki powinny iść do szkoły?
Też trudno powiedzieć, są dzieci 5-letnie, które sobie radzą i są wręcz spragnione wiedzy i kontaktów z rówieśnikami, a są 7-letnie które nie mają dojrzałości szkolnej. Zdarzają się też dzieci z różnymi dysfunkcjami, które np. mają fobię szkolna.
8. Jak oceniacie polską służbę zdrowia?
Powiem tylko, że wiele rzeczy nie zależy od procedur czy funduszy ale od samych ludzi po obu stronach.
9. Czy jesteście zadowoleni z dotychczasowego życia?
Zgrzeszyłabym, gdybym marudziła, sami jesteśmy kowalami swego losu, a ostatnio najbardziej cenię sobie zdrowie, dobry nastrój i święty spokój.
10. Co myślicie o moim blogu?
Mario, już kiedyś pisałam, że z blogami i książkami jest jak z ludźmi, do jednych nas ciągnie, a do innych zupełnie nie. Moje wizyty u Ciebie chyba o tym świadczą…
11. Czy przeczytaliście mojego bloga od deski do deski?
Nie czytam żadnego od deski do deski, raczej wracam i po trochu doczytuję nawet bardzo stare posty. Tak lubię…
Blogi nominowane przeze mnie:
http://jagatoja.blogspot.com/
http://petraxc.blogspot.com/
http://annakobieta.blog.onet.pl/
https://damakameliowa.wordpress.com/
http://subiektywna-ja.blog.pl/
https://rudablondynkalodz.wordpress.com/
http://mojepasjewjednymmiejscu.blogspot.com/
http://xswiatoczamiblondynkix.blogspot.com/
http://dermiblog.pl/
http://wszechmysli.blogspot.com/
http://michalo-magic.blogspot.com/
Moje pytania do Was:
1. Który dzień tygodnia lubisz najbardziej?
2. Jakich zajęć domowych nie cierpisz?
3. Kogo określiłbyś mianem "bratniej duszy"?
4. Co robisz gdy masz chandrę?
5. Za co lubisz swoje miasto?
6. Czy lubisz polskie filmy?
7. Czy często słuchasz radia?
8. Z czego najczęściej się śmiejesz?
9. Twoja ulubiona maksyma...
10. Co najbardziej lubisz w blogowaniu?
11. Czego brakuje Ci do szczęścia?
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
Bluesowa sobota
Sobotnie popołudnie spędziłam w parku, gdzie udało się połączyć dwa w jednym czyli relaks na świeżym powietrzu z ucztą duchową, albowiem odbywały się w muszli koncertowej występy zespołów bluesowych w ramach Ino Blues Festiwal. Gościli w tej trzeciej już edycji : KŁUSEM Z BLUSEM, DEMOBIL BLUES, SZULERZY i NOCNA ZMIANA BLUESA. Najbardziej chyba rozbujali publiczność wykonawcy z Nocnej Zmiany Bluesa i nastrój jak dla mnie też stworzyli prawdziwie bluesowy. Solistka z Szulerów to nie mój klimat, w kawałkach bluesowych najbardziej pasuje mi facet, jeszcze z odpowiednim głosem i ustną harmonijką. Pokiwałam się do rytmu, ponuciłam, ale trzeba było wracać do domu, bo sierpniowe wieczory chłodne.
Ilość słuchaczy zmieniała się, gdyż kuracjusze wychodzili na kolację, a młodzież napływała gdy zaczynało zmierzchać. Niezmienne jednak było to, że wszyscy świetnie się bawili, nogami przytupywali, klaskali do rytmu, co śmielsi tańczyli pod sceną. W przerwach między kolejnymi zespołami zorganizowano krótkie konkursy z wiedzy o bluesie i chętne osoby mogły wygrać koszulkę, płytę lub inne gadżety.
"Jestem chory na bluesa i wyzdrowieć nie chcę już...."
sobota, 22 sierpnia 2015
Niespodzianka na urodziny ...
Otworzyłam dziś pocztę mailową a tam ... list od Gabrysi, a w nim życzenia urodzinowe pisane wierszem, specjalnie dla mnie, a w komplecie ilustracja - kolaż z moim zdjęciem. Czytałam, wzruszona coraz bardziej i postanowiłam pochwalić się wierszem na blogu i podkreślić (wężykiem), jaką radość może sprawić czyjaś życzliwa pamięć, a wszystkie te miłe słowa są jednocześnie wielkim zobowiązaniem, by nigdy nie zawieść i całą te dobroć przekazywać dalej... dziękuję Gabrysiu :-)
Dzisiaj swe urodzinowe święto
ma Joasia miła
Która w mym życiu
całkiem niedawno się
pojawiła
I wcale nie będę się długo rozpisywała
Nie wiem
jak bym teraz bez niej
dzień jeden wytrzymała
Na bloga co - Pani od Biblioteki - się nazywa
wchodzę kiedy rano
z łóżka się zrywam
Potem czytam Joasi komentarze
co rozweselają
wszystkie czytające twarze
A potem jeszcze zaglądam do skrzynki mailowej
czy czasem nie przyszły
wiadomości nowe
Tak więc Joasiu w Dniu Twojego Święta
wierna czytelniczka
o Tobie pamięta
Zdrowia, radości i pomysłów wiele
by Na Twoim blogu
mnożyli się przyjaciele
Marzeń spełnienia
wielu chwil wytchnienia
w ramionach ukochanego
Anioła Domowego
Autorka "Pogodnej dojrzałości"
życzy Tobie tego
Dzisiaj swe urodzinowe święto
ma Joasia miła
Która w mym życiu
całkiem niedawno się
pojawiła
I wcale nie będę się długo rozpisywała
Nie wiem
jak bym teraz bez niej
dzień jeden wytrzymała
Na bloga co - Pani od Biblioteki - się nazywa
wchodzę kiedy rano
z łóżka się zrywam
Potem czytam Joasi komentarze
co rozweselają
wszystkie czytające twarze
A potem jeszcze zaglądam do skrzynki mailowej
czy czasem nie przyszły
wiadomości nowe
Tak więc Joasiu w Dniu Twojego Święta
wierna czytelniczka
o Tobie pamięta
Zdrowia, radości i pomysłów wiele
by Na Twoim blogu
mnożyli się przyjaciele
Marzeń spełnienia
wielu chwil wytchnienia
w ramionach ukochanego
Anioła Domowego
Autorka "Pogodnej dojrzałości"
życzy Tobie tego
piątek, 21 sierpnia 2015
Dwa domy - dwie Hanny
Pewna reklama telewizyjna przywołała wspomnienie z okresu, gdy chodziłam do podstawówki. Miałam dwie koleżanki, w domach których bywałam. Obie akurat miały na imię Hania. Były to tak różne Hanie, jak odmienne były też ich domy, a w zasadzie mieszkania.
Pierwsza Hania mieszkała w starej kamienicy, jej mama była krawcową, mieli tylko pokój z kuchnią. Pokój pełnił funkcje jadalni, sypialni, miejsca zabaw i miejsca do odrabiania lekcji. Całe życie rodziny skupiało się w przytulnej kuchni, dość dużej, z bogatą spiżarnią, ciepłym piecem. Mama Hani zawsze miała coś do roboty, częstowała herbatą i własnymi wypiekami. Bywałam tam często, gdyż pomagałam Hani w lekcjach, zwłaszcza w pisaniu wypracowań, których wówczas pisaliśmy dużo, nie to, co teraz. Wstępowałam też po Hanię w drodze do szkoły, na zajęcia pozaszkolne, na lekcje religii.
Druga koleżanka Hanka mieszkała w nowym bloku, jej rodzice byli nauczycielami matematyki w szkole średniej, mieszkanie było sterylnie czyste, a Hanka zapraszała do siebie tylko pod nieobecność rodziców. Nawet wówczas mogłyśmy przebywać tylko w jej pokoju. Żadnych poczęstunków nigdy nie było, bo mama Hanki nie uznawała przekąsek między posiłkami, nigdy też nie widziałam, aby koleżanka jadła słodycze. Gdy rodzice Hanki byli czasem w domu, musiałyśmy się bardzo cicho zachowywać, nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tam się śmiał. Zawsze zastanawiałam się jak w domu może być tak czysto, nawet w kuchni żadnych oznak przygotowywania posiłków, nie pamiętam kwiatów w wazonie lub roślin na parapetach. Nawet na biurku Hanki panował wzorowy porządek. Nie muszę chyba dodawać, że Hanka była dobra z matematyki. Przegadałyśmy na podwórku niejedną godzinę. W rozmowach tych zwierzyła mi się kiedyś ze swoich podejrzeń, że została adoptowana. Szczerze mówiąc, obserwując oschłość jej rodziców (a ojciec był dużo starszy ), nie dziwię się, ale była jednak bardzo podobna do matki.
Z opisu zapewne domyślacie się, u której koleżanki zawsze było gwarno i wesoło, a która wracała do pustego i cichego domu.
środa, 19 sierpnia 2015
Komentarz niepolityczny
Mówi się, że jeśli chcesz stracić przyjaciół, pożycz im pieniądze. A jeśli chcesz popsuć sobie prywatna imprezę to zaproś gości o skrajnych poglądach politycznych i religijnych. Nieraz zdarza się, że kłótnie przy imieninowym stole przeradzają się w rękoczyny, jak na spotkaniach kiboli przeciwnych drużyn. Mam znajomą, która nie zaprasza bliskich na święta i imieniny, bo brat i teściowa hołdują odmiennym poglądom na politykę i rządzących, a ich kłótnie zepsuły jej niejedną uroczystość. Chcąc więc pozostać zdrową na umyśle i nie stracić kontaktu z resztą rodziny albo nie wyprawia rodzinnych uroczystości wcale, albo kameralnie spotykają się w odpowiednich podgrupach.
We wszystkich takich dyskusjach nie chodzi przecież o wymianę poglądów, ale raczej o to, aby przeforsować swoje zdanie lub narzucić innym swoje poglądy, bo ich są złe...Rzadko zdarza się, ze umiemy prowadzić dyskusje na argumenty, nic dziwnego - światopogląd wywołuje emocje.
Emocje wzbudzają także doniesienia medialne na temat życia politycznego, zachowania posłów, nietrafionych decyzji, fanatyczne wypowiedzi, przestępstwa korupcji ludzi już i tak nieprzyzwoicie bogatych.
Ja nie będę tutaj rozdzierać szat na tematy religijno-polityczne, choć jakieś tam poglądy mam, ale każdy z nas ma i takie nasze prawo. Podzielę się jedynie tym, co pozwala mi od czasu do czasu przywrócić wiarę w istnienie zdrowego rozsądku i stawia mnie do pionu po różnych doniesieniach w wieczornych wiadomościach. A są to małe arcydzieła Krzysztofa Daukszewicza, którego często z mężem słuchamy, a którego książkę niedawno czytaliśmy, zaśmiewając się do łez (patrz zakładka CZYTAM).
Druga rzecz to programy, które regularnie oglądam : "Drugie śniadanie mistrzów"prowadzone przez Marcina Mellera oraz "Świat kobiet" Młynarskiej i Wellman Dlaczego akurat te programy? W Drugim śniadaniu mogę posłuchać opinii ludzi kultury i sztuki na różne tematy, także polityczne, ale nie dyskutują tam na szczęście politycy, nikt się nie kłóci, nie skacze sobie do oczu, nie obraża. I to mi odpowiada.
A Świat kobiet to nie tylko program o babskich czy damsko-męskich sprawach, to po prostu rozmowy o tym, co mnie też interesuje i lubię także z powodu Doroty Wellman, którą uwielbiam i jako dziennikarkę i jako człowieka(głupie określenie, ale tak wyszło)
We wszystkich takich dyskusjach nie chodzi przecież o wymianę poglądów, ale raczej o to, aby przeforsować swoje zdanie lub narzucić innym swoje poglądy, bo ich są złe...Rzadko zdarza się, ze umiemy prowadzić dyskusje na argumenty, nic dziwnego - światopogląd wywołuje emocje.
Emocje wzbudzają także doniesienia medialne na temat życia politycznego, zachowania posłów, nietrafionych decyzji, fanatyczne wypowiedzi, przestępstwa korupcji ludzi już i tak nieprzyzwoicie bogatych.
Ja nie będę tutaj rozdzierać szat na tematy religijno-polityczne, choć jakieś tam poglądy mam, ale każdy z nas ma i takie nasze prawo. Podzielę się jedynie tym, co pozwala mi od czasu do czasu przywrócić wiarę w istnienie zdrowego rozsądku i stawia mnie do pionu po różnych doniesieniach w wieczornych wiadomościach. A są to małe arcydzieła Krzysztofa Daukszewicza, którego często z mężem słuchamy, a którego książkę niedawno czytaliśmy, zaśmiewając się do łez (patrz zakładka CZYTAM).
Druga rzecz to programy, które regularnie oglądam : "Drugie śniadanie mistrzów"prowadzone przez Marcina Mellera oraz "Świat kobiet" Młynarskiej i Wellman Dlaczego akurat te programy? W Drugim śniadaniu mogę posłuchać opinii ludzi kultury i sztuki na różne tematy, także polityczne, ale nie dyskutują tam na szczęście politycy, nikt się nie kłóci, nie skacze sobie do oczu, nie obraża. I to mi odpowiada.
A Świat kobiet to nie tylko program o babskich czy damsko-męskich sprawach, to po prostu rozmowy o tym, co mnie też interesuje i lubię także z powodu Doroty Wellman, którą uwielbiam i jako dziennikarkę i jako człowieka(głupie określenie, ale tak wyszło)
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Kolejka po słowo pisane...
Gdyby chciał ktoś dowieść sensu istnienia małych bibliotek osiedlowych to powinien pójść ze mną do filii na moim osiedlu, gdzie udałam się dziś rano w celu wymiany przeczytanych książek na nowe.
I nie uwierzylibyście, ale stałam dość długo w kolejce. W kolejce, żeby oddać książki i potem jeszcze raz, znacznie dłużej, aby wypożyczyć nowe, bo w międzyczasie czytelników przybywało. I nie były to same starsze panie, przekrój wiekowy szeroki, w tym panowie, jedna bardzo młoda osoba korzystająca z Internetu i jedna czytająca czasopisma. Bogaty tez był wachlarz tematyki wypożyczanych książek. Były oczywiście miłośniczki romansów Danielle Steel lub polskich pisarek w rodzaju Moniki Szwaji czy Katarzyny Grocholi, ale pytano też o książki podróżnicze, psychologiczne, kryminały,pamiętniki z okresu II wojny. Pan przede mną oddawał książki Marka Krajewskiego i Zygmunta Miłoszewskiego (jeszcze nie czytałam, ale podobno dobre). Tu zauważyłam taki podział: niektórzy czytelnicy wybierają swoje lektury sami, długo i pieczołowicie, niektóre panie są wierne kilku autorkom romansów. Są także czytelnicy polegający w całości na propozycjach bibliotekarza oraz innych czytelników i wreszcie osoby pytające wyłącznie o nowości i wybierające chętnie książki z wystawki nabytków.
W pracy mam koleżankę, która nie korzysta z bibliotek, a wszystko co czyta kupuje, dostaje lub ewentualnie wypożycza od zaufanych osób. Taką ma fobię, nie lubi używanych książek.
Ja nie mam takich obiekcji i wyszłam jak zwykle z ciężką siatką, bo biorę też zawsze lektury dla męża, który lubi czytać, ale nie lubi chodzić do biblioteki, dziwne prawda, bo żonę ma bibliotekarkę...
I nie uwierzylibyście, ale stałam dość długo w kolejce. W kolejce, żeby oddać książki i potem jeszcze raz, znacznie dłużej, aby wypożyczyć nowe, bo w międzyczasie czytelników przybywało. I nie były to same starsze panie, przekrój wiekowy szeroki, w tym panowie, jedna bardzo młoda osoba korzystająca z Internetu i jedna czytająca czasopisma. Bogaty tez był wachlarz tematyki wypożyczanych książek. Były oczywiście miłośniczki romansów Danielle Steel lub polskich pisarek w rodzaju Moniki Szwaji czy Katarzyny Grocholi, ale pytano też o książki podróżnicze, psychologiczne, kryminały,pamiętniki z okresu II wojny. Pan przede mną oddawał książki Marka Krajewskiego i Zygmunta Miłoszewskiego (jeszcze nie czytałam, ale podobno dobre). Tu zauważyłam taki podział: niektórzy czytelnicy wybierają swoje lektury sami, długo i pieczołowicie, niektóre panie są wierne kilku autorkom romansów. Są także czytelnicy polegający w całości na propozycjach bibliotekarza oraz innych czytelników i wreszcie osoby pytające wyłącznie o nowości i wybierające chętnie książki z wystawki nabytków.
W pracy mam koleżankę, która nie korzysta z bibliotek, a wszystko co czyta kupuje, dostaje lub ewentualnie wypożycza od zaufanych osób. Taką ma fobię, nie lubi używanych książek.
Ja nie mam takich obiekcji i wyszłam jak zwykle z ciężką siatką, bo biorę też zawsze lektury dla męża, który lubi czytać, ale nie lubi chodzić do biblioteki, dziwne prawda, bo żonę ma bibliotekarkę...
niedziela, 16 sierpnia 2015
Petry zdaniem
Zastrzegałam się, że do trzech razy sztuka, ale Gabrysia odgadła, że na trzech się nie skończy. Nie wiem jak to się dzieje, ale nagle coś zaczyna mi chodzić po głowie i niebawem uzależnię się nie tylko od blogowania, ale i od pisania wierszyków z dedykacją. Mam nadzieję, że wybaczą mi czytelnicy bloga, a tym bardziej adresaci wierszyków. Etykietuję to wprawdzie "poezja", ale tak na wyrost...Z Petrą znalazłyśmy się dość dawno, ale muza ma wolną duszę i nie zawsze rymuje po kolejności. Tak więc, jeśli autorka bloga MOIM ZDANIEM nie ma nic przeciw, dziś dar rymowany dla Petry:
Petry zdaniem
Petra
jak bliska sąsiadka,
ze zdaniem
na temat każdy,
uważna,
szczera do bólu,
obłudą
i plotką gardzi.
Aktywna,
chętnie komentarz
pod postem
ciekawy napisze,
czasami
surowa w ocenie
lecz nigdy
nie zabrzmi fałszywie.
U Petry
znajdziesz, co trzeba
jak to
u dobrej sąsiadki
ciekawe linki i fotki,
poważne
i luźne gadki.
I chociaż
nie jest wylewna -
nie każdy
wszakże być musi,
mądrego
coś zawsze napisze,
do refleksji
każdego zmusi...
Petry zdaniem
Petra
jak bliska sąsiadka,
ze zdaniem
na temat każdy,
uważna,
szczera do bólu,
obłudą
i plotką gardzi.
Aktywna,
chętnie komentarz
pod postem
ciekawy napisze,
czasami
surowa w ocenie
lecz nigdy
nie zabrzmi fałszywie.
U Petry
znajdziesz, co trzeba
jak to
u dobrej sąsiadki
ciekawe linki i fotki,
poważne
i luźne gadki.
I chociaż
nie jest wylewna -
nie każdy
wszakże być musi,
mądrego
coś zawsze napisze,
do refleksji
każdego zmusi...
sobota, 15 sierpnia 2015
Powrót do aktywności
Miały być wyjazdy poświęcone zwiedzaniu, miałam wiele planów, ale upały powyżej 36 stopni w cieniu powaliły mnie na łopatki, nawet rower stał samotnie w piwnicy. Kartki książek lepiły się do rąk, laptopa włączałam na krótko, bo za gorąco, w telewizji mizeria, samochód w garażu, bo serwis czeka na części. Jedyny pożytek z upałów to cisza za oknami, wymarłe miasto, nie licząc odgłosów karetek lub straży pożarnej. Wile osób wyrażało życzenie zobaczenia na nieboskłonie choć odrobiny chmur...
Ale wreszcie coś drgnęło, zaszumiało, zaniosło się na burzę, która wszakże przeszła bokiem, ale gorąc już nie taka, a dziś nad ranem już tylko 17 stopni, niesamowite! Od razu żyć się chce :-) I jakby telepatycznie wywołuję koleżankę, która dzwoni z propozycją pójścia na kawę. Wyszykowałam się więc ochoczo i pomaszerowałam do cukierni, aby rozpieścić swoje kubki smakowe, bo do kawy zamówiłyśmy tartaletki wiśniowe z migdałami i czekoladą:
Oczywiście trochę inne niż na zdjęciu, ale zapomniałam zrobić fotkę. Wymieniłyśmy ploteczki, bo długo się nie widziałyśmy, a potem zrobiłyśmy przebieżkę po galerii w poszukiwaniu ostatnich promocji. Po tak fantastycznie zaczętym dniu postanowiłam wybrać się z mężem na poszukiwanie wymarzonych wygodnych foteli. Czekały na nas, akuratne, wystarczyło dobrać kolor. Miały być spokojne, stonowane, a ja pod wpływem tej poupalnej energii zamówiłam pomarańczowo-czerwone.
...żartowałam, ten na zdjęciu trochę jednak za odważny, ale oddaje moją euforię zakupową :-)
Na zakończenie dnia lampka pysznego martini z lodem i limonką, a co! Tak oto uczciłam koniec upałów i powrót do aktywności z lipcowo-sierpniowego uśpienia. W końcu to ostatnie chwile beztroski, bo podręczniki dla uczniów już w drodze i polecę pewnie do pracy...
Czy Wy także cieszycie się, że wraca nasze polskie lato zamiast tropikalnych upałów?
Ale wreszcie coś drgnęło, zaszumiało, zaniosło się na burzę, która wszakże przeszła bokiem, ale gorąc już nie taka, a dziś nad ranem już tylko 17 stopni, niesamowite! Od razu żyć się chce :-) I jakby telepatycznie wywołuję koleżankę, która dzwoni z propozycją pójścia na kawę. Wyszykowałam się więc ochoczo i pomaszerowałam do cukierni, aby rozpieścić swoje kubki smakowe, bo do kawy zamówiłyśmy tartaletki wiśniowe z migdałami i czekoladą:
Oczywiście trochę inne niż na zdjęciu, ale zapomniałam zrobić fotkę. Wymieniłyśmy ploteczki, bo długo się nie widziałyśmy, a potem zrobiłyśmy przebieżkę po galerii w poszukiwaniu ostatnich promocji. Po tak fantastycznie zaczętym dniu postanowiłam wybrać się z mężem na poszukiwanie wymarzonych wygodnych foteli. Czekały na nas, akuratne, wystarczyło dobrać kolor. Miały być spokojne, stonowane, a ja pod wpływem tej poupalnej energii zamówiłam pomarańczowo-czerwone.
...żartowałam, ten na zdjęciu trochę jednak za odważny, ale oddaje moją euforię zakupową :-)
Na zakończenie dnia lampka pysznego martini z lodem i limonką, a co! Tak oto uczciłam koniec upałów i powrót do aktywności z lipcowo-sierpniowego uśpienia. W końcu to ostatnie chwile beztroski, bo podręczniki dla uczniów już w drodze i polecę pewnie do pracy...
Czy Wy także cieszycie się, że wraca nasze polskie lato zamiast tropikalnych upałów?
piątek, 14 sierpnia 2015
Pomidorowa wymiata...
Rodzinka mojej koleżanki wyjechała do Chorwacji - córka z zięciem i wnuki. Wynajęli domek, aby plażować, jeść owoce morza w pobliskiej knajpce i ogólnie cieszyć się życiem. Zanim wyjechali to już tydzień trwały u nas tropiki i córka koleżanki trochę żałowała przedpłaty za domek, bo w obliczu upalnego lata jechać po to samo 1800 km? No, może niezupełnie jednak to samo...
Ale rzecz nie o plażach, ale o kulinariach. Gdy wybrali się do knajpki na obiad i kelner przyniósł kartę, zaczęli wybierać co smakowitsze kąski: stek z rekina, homara, małże i przegrzebki. Wreszcie już się zdecydowali i pytają 5-letnią córkę, co chce zjeść, bo syn wybrał rekina. Dziewczynka z bardzo zdecydowaną miną, zamykając kartę dań odrzekła: zupkę pomidorową i naleśniki, takie jak u babci. Cóż było robić, nie każdy gustuje w owocach morza, a któż nie lubi naszej swojskiej pomidorowej lub naleśników. Pamiętam, że gdy nasz syn był w podobnym wieku i zabieraliśmy go do różnych lokali, to mimo namawiania na spróbowanie różnych dań, on zawsze zamawiał ulubioną pizzę. Czy wszystkie dzieci tak mają?
Ale rzecz nie o plażach, ale o kulinariach. Gdy wybrali się do knajpki na obiad i kelner przyniósł kartę, zaczęli wybierać co smakowitsze kąski: stek z rekina, homara, małże i przegrzebki. Wreszcie już się zdecydowali i pytają 5-letnią córkę, co chce zjeść, bo syn wybrał rekina. Dziewczynka z bardzo zdecydowaną miną, zamykając kartę dań odrzekła: zupkę pomidorową i naleśniki, takie jak u babci. Cóż było robić, nie każdy gustuje w owocach morza, a któż nie lubi naszej swojskiej pomidorowej lub naleśników. Pamiętam, że gdy nasz syn był w podobnym wieku i zabieraliśmy go do różnych lokali, to mimo namawiania na spróbowanie różnych dań, on zawsze zamawiał ulubioną pizzę. Czy wszystkie dzieci tak mają?
środa, 12 sierpnia 2015
Trafiło na Boję
Wlazł mi Boja do głowy nocą chyba, bo jak tylko rano otworzyłam oczy już chwytałam za pióro(czytaj długopis). Dla tych, którzy Jego kronik nie czytają zamieszczam link: Kroniki Mikołaja Miki
Boja zrymowany
Boja kpiarz i prześmiewca
rymy zgrabnie układa
niejedną napisze kronikę
niejedna powstanie ballada.
Podglądacz i obserwator
dojrzy swym okiem bystrym
komu przywalić trzeba
z kpiną lecz bez nienawiści.
Blogi czytuje różne
komentarz celny napisze.
Zawsze świetnie nas bawi
zawsze nas wszystkich rozśmieszy.
W blogowej swej opowieści
postaci powołał krwiste
w kronikach u Mikołaja
nie wszystko jest oczywiste...
Bo Boja bystrym swym okiem
jak Stańczyk u boku króla
czasami do łez rozbawia
czasami do głębi rozczula...
wtorek, 11 sierpnia 2015
Kowalski i Nowak
Dwa najpopularniejsze nazwiska w Polsce (chociaż Nowak podobno częściej spotykane)posłużą do przedstawienia równie popularnego ( w negatywnym sensie) problemu czyli redukcja etatów. Nie jest istotne w jakiej firmie i z jakiego powodu, ale istotne są kryteria decydujące o typowaniu kandydatów do zwolnienia.
Siłą rzeczy nie jestem w stanie napisać o wszystkich przykładach, ale napiszę o tym, z którym zetknęłam się w swoim środowisku. Być może gdzieś funkcjonują inne zasady, być może gdzieś redukcje są konieczne. Na pewno nie jest łatwo "podziękować" komuś za dotychczasową pracę, żeby zrobić to po ludzku, ale niektórzy pracodawcy doszli do perfekcji w poniżaniu pracownika. Słyszałam np. o wymówieniu w postaci sms-a, wymianie zamków w drzwiach i biurkach czy wysłaniu listu pocztą. No cóż, przynajmniej nie trzeba patrzeć ludziom w oczy lub narażać się na kilka słów prawdy o szefie.
Mój przykład dotyczy dwóch osób pracujących w jednej firmie, nazwijmy ich Kowalski i Nowak. Podobny staż pracy, podobne stanowiska, uposażenie wyższe u Nowaka, bo podnosił kwalifikacje, ciągle kończył jakies kursy, podyplomówki, finansowane w części lub w całości z własnych funduszy. Kowalski w tym czasie pomagał żonie wychowywać 2 dzieci, nie brał nigdy dodatkowo płatnych prac, bo on musi do żony, do dzieci. I chociaż nie powodziło im się zbyt dobrze, bo żona nie pracowała, to pojawiło się trzecie dziecko, więc Kowalski tym bardziej musiał w domu pomóc, a zamiast zarobić na rodzinę, brał zapomogi i należne dodatki rodzinne.
Zapytany, czemu nie podnosi kwalifikacji, bo mógłby mieć wyższą pensję odpowiadał: a po co? nie mam co w domu robić? Wówczas etat był jak w banku, a jego żona nie pracowała zawodowo z wyboru. Nadszedł jednak czas, gdy redukcje stały się nagminne, także w firmie Nowaka i kowalskiego. Rozmowa w kręgu decyzyjnym na temat kogo zwolnić w pierwszej kolejności: Nowak ma najwyższe kwalifikacje, kreatywny, pracowity, lubiany, chętnie zatrudniany na godziny w innej firmie, ale ... Kowalski ma 3 dzieci, niską pensję, żona nie pracuje, nie poradzi sobie, a żona Nowaka pracuje zawodowo, mają jedno dziecko, w razie czego dadzą radę...
Decyzja nie została jeszcze podjęta, jak myślicie, co decydenci zrobią, bo ja się domyślam...
Siłą rzeczy nie jestem w stanie napisać o wszystkich przykładach, ale napiszę o tym, z którym zetknęłam się w swoim środowisku. Być może gdzieś funkcjonują inne zasady, być może gdzieś redukcje są konieczne. Na pewno nie jest łatwo "podziękować" komuś za dotychczasową pracę, żeby zrobić to po ludzku, ale niektórzy pracodawcy doszli do perfekcji w poniżaniu pracownika. Słyszałam np. o wymówieniu w postaci sms-a, wymianie zamków w drzwiach i biurkach czy wysłaniu listu pocztą. No cóż, przynajmniej nie trzeba patrzeć ludziom w oczy lub narażać się na kilka słów prawdy o szefie.
Mój przykład dotyczy dwóch osób pracujących w jednej firmie, nazwijmy ich Kowalski i Nowak. Podobny staż pracy, podobne stanowiska, uposażenie wyższe u Nowaka, bo podnosił kwalifikacje, ciągle kończył jakies kursy, podyplomówki, finansowane w części lub w całości z własnych funduszy. Kowalski w tym czasie pomagał żonie wychowywać 2 dzieci, nie brał nigdy dodatkowo płatnych prac, bo on musi do żony, do dzieci. I chociaż nie powodziło im się zbyt dobrze, bo żona nie pracowała, to pojawiło się trzecie dziecko, więc Kowalski tym bardziej musiał w domu pomóc, a zamiast zarobić na rodzinę, brał zapomogi i należne dodatki rodzinne.
Zapytany, czemu nie podnosi kwalifikacji, bo mógłby mieć wyższą pensję odpowiadał: a po co? nie mam co w domu robić? Wówczas etat był jak w banku, a jego żona nie pracowała zawodowo z wyboru. Nadszedł jednak czas, gdy redukcje stały się nagminne, także w firmie Nowaka i kowalskiego. Rozmowa w kręgu decyzyjnym na temat kogo zwolnić w pierwszej kolejności: Nowak ma najwyższe kwalifikacje, kreatywny, pracowity, lubiany, chętnie zatrudniany na godziny w innej firmie, ale ... Kowalski ma 3 dzieci, niską pensję, żona nie pracuje, nie poradzi sobie, a żona Nowaka pracuje zawodowo, mają jedno dziecko, w razie czego dadzą radę...
Decyzja nie została jeszcze podjęta, jak myślicie, co decydenci zrobią, bo ja się domyślam...
niedziela, 9 sierpnia 2015
W kogo on się wdał?
Dzieci to podobno niezapisana tablica i wszystko co na niej zapiszemy będzie procentowało w przyszłości. Ale obserwując rozwój własnych i cudzych dzieci czasem zadajemy sobie pytania: w kogo oni się wdali, podobny do ojca czy do dziadka, które cechy, matki czy ojca przeważają w naszym dziecku? Pomijam wpływy rówieśników i środowiska oraz panujące mody, bo pewne wartości, które dzieciom wpajamy są stałe, niezależnie od trendów.
Niekiedy podobieństwo uwidacznia się dopiero po latach, gdy dorosłe już dzieci pokazują światu oblicze przypominające łudząco ich rodziców lub dziadków. Słyszymy wtedy: wykapany ojciec, cała babcia Bronia, utalentowany jak dziadek, skąpy jak ojciec chrzestny itp. Fascynujące jest dla mnie to, że odnajduję w moim synu cechy zebrane niejako z kilku osób w rodzinie, nawet z poprzednich pokoleń. Objawienie się niektórych cech u dzieci zaskakuje wręcz rodziców, zwłaszcza gdy są tak odmienne od tych, jakie rodzice sami posiadają.
Nigdy np.nie miałam zamiłowania do gotowania. Oczywiście gotuję, bo muszę, czasem nawiedza mnie wena, aby coś nowego wypróbować, ale gotowanie nie kojarzy mi się z relaksem. Mój syn natomiast rzadko stołuje się w lokalach, choć jako student ma zniżkę. Najczęściej gotuje sobie sam i w dodatku twierdzi, że go to odstresowuje. Lubi nowinki, poszukuje nowych smaków, przysyła mi zdjęcia ugotowanych potraw.
Zainteresowania ekonomiczno-informatyczne czyli trochę po ojcu, trochę po babci, lubi literaturę fantasy i thrillery( jak ojciec w młodości), a filmy działające na emocje(jak ja). Gdy musi jest bardzo oszczędny, po jednym dziadku, ale czasami żyje pełną piersią, to po drugim dziadku.
Ale najbardziej zaskakuje mnie zawsze to, że ziarna nie padały na jałowy grunt czyli widzę w nim cechy, które starałam się w nim od małego pielęgnować i zdawało mi się, że grochem o ścianę, a tu słyszę od innych, że dało to efekty i mogę spać spokojnie.
Czy Wy też przeżywacie czasami takie zaskoczenia? czy zdarza się, że ktoś mówi o Was: masz głos zupełnie jak matka lub widzę u Ciebie gestykulację ojca? Kiedyś usiedli na ławce mój tato, brat i bratanek i wszyscy oniemieli ze zdziwienia, bo wyglądali jak z jednej matrycy, chociaż gdy funkcjonowali osobno, nie rzucało się to w oczy.
Niekiedy podobieństwo uwidacznia się dopiero po latach, gdy dorosłe już dzieci pokazują światu oblicze przypominające łudząco ich rodziców lub dziadków. Słyszymy wtedy: wykapany ojciec, cała babcia Bronia, utalentowany jak dziadek, skąpy jak ojciec chrzestny itp. Fascynujące jest dla mnie to, że odnajduję w moim synu cechy zebrane niejako z kilku osób w rodzinie, nawet z poprzednich pokoleń. Objawienie się niektórych cech u dzieci zaskakuje wręcz rodziców, zwłaszcza gdy są tak odmienne od tych, jakie rodzice sami posiadają.
Nigdy np.nie miałam zamiłowania do gotowania. Oczywiście gotuję, bo muszę, czasem nawiedza mnie wena, aby coś nowego wypróbować, ale gotowanie nie kojarzy mi się z relaksem. Mój syn natomiast rzadko stołuje się w lokalach, choć jako student ma zniżkę. Najczęściej gotuje sobie sam i w dodatku twierdzi, że go to odstresowuje. Lubi nowinki, poszukuje nowych smaków, przysyła mi zdjęcia ugotowanych potraw.
Zainteresowania ekonomiczno-informatyczne czyli trochę po ojcu, trochę po babci, lubi literaturę fantasy i thrillery( jak ojciec w młodości), a filmy działające na emocje(jak ja). Gdy musi jest bardzo oszczędny, po jednym dziadku, ale czasami żyje pełną piersią, to po drugim dziadku.
Ale najbardziej zaskakuje mnie zawsze to, że ziarna nie padały na jałowy grunt czyli widzę w nim cechy, które starałam się w nim od małego pielęgnować i zdawało mi się, że grochem o ścianę, a tu słyszę od innych, że dało to efekty i mogę spać spokojnie.
Czy Wy też przeżywacie czasami takie zaskoczenia? czy zdarza się, że ktoś mówi o Was: masz głos zupełnie jak matka lub widzę u Ciebie gestykulację ojca? Kiedyś usiedli na ławce mój tato, brat i bratanek i wszyscy oniemieli ze zdziwienia, bo wyglądali jak z jednej matrycy, chociaż gdy funkcjonowali osobno, nie rzucało się to w oczy.
sobota, 8 sierpnia 2015
Ideał sięgnął bruku...
Wczorajsze "Szkło kontaktowe" przypomniało mi problem, o którym chciałam napisać. W Tv pokazano fragment spotkania z P.Kukizem, w czasie którego jeden z fanów wokalisty w nieładny sposób skomentował jego karierę polityczną. Nie o sposobie komentowania jednak chcę pisać, bo to osobny problem (mógł to zrobić inaczej), ale o tym, jak czasami nasze młodzieńcze ideały zderzają się z brukiem lub inaczej: jak nasi idole okazują się zwyczajnymi ludźmi.
Gdy byłam w liceum naszym idolem był polonista, fakt że przy okazji przystojny, ale nie z powodu aparycji idolem został. Prowadził swoje lekcje inaczej, potrafił zarazić pasją, nawiązywał partnerski niemal kontakt, podobnie jak w filmie "Stowarzyszenie umarłych poetów". Długo buzowały w nas emocje po sądzie nad Antygoną, w który zaangażowana była cała klasa. Poznaliśmy wtedy nie tylko dramaturgów greckich, ale siebie nawzajem, bo klasa podzielona była na 3 obozy: obrońcy, oskarżyciele i sędziowie. Antygonę Sofoklesa znaliśmy na pamięć. Podobnie było z innymi lekturami, na polskim nie wypadało nie umieć, nie przeczytać... Bywaliśmy u niego w domu by dyskutować i uczyć się do olimpiady.
W klasie maturalnej spadła na nas jak grom plotka, że nasz ukochany polonista wyjeżdża wkrótce do Niemiec "za chlebem". Jak to? Idol młodzieży, humanista, trener dusz i umysłów? Został do końca roku szkolnego, wypuścił swoich maturzystów i słuch po nim zaginął. Potem poszłam na studia, był stan wojenny, straciło się kontakt z wieloma osobami. Po latach dowiedziałam się, że wyjechał z całą rodziną, pracował tu i tam, przyjeżdżał do Polski nawet na spotkania z absolwentami, ale na spotkaniach tych nie dyskutowano o losach i ideach wychowanków, nasz były idol usiłował sprzedawać materace, ile się da i komu się da. Nie żałowałam więc, że mnie tam nie było.
Dziś, jako osoba dawno już dojrzała jestem w stanie zrozumieć jego pobudki, miał rodzinę, 3 dzieci, jego żona tez była nauczycielką. Zamiast harować na korepetycjach woleli wyjechać w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Nie wiem czy takową znaleźli, podobno małżeństwo nie takie idealne, ale na pewno, mówiąc patetycznie wyjazd ten miał duży wpływ na młodzieńczy ogląd świata dwudziestu paru osób z mojej klasy humanistycznej...
Gdy byłam w liceum naszym idolem był polonista, fakt że przy okazji przystojny, ale nie z powodu aparycji idolem został. Prowadził swoje lekcje inaczej, potrafił zarazić pasją, nawiązywał partnerski niemal kontakt, podobnie jak w filmie "Stowarzyszenie umarłych poetów". Długo buzowały w nas emocje po sądzie nad Antygoną, w który zaangażowana była cała klasa. Poznaliśmy wtedy nie tylko dramaturgów greckich, ale siebie nawzajem, bo klasa podzielona była na 3 obozy: obrońcy, oskarżyciele i sędziowie. Antygonę Sofoklesa znaliśmy na pamięć. Podobnie było z innymi lekturami, na polskim nie wypadało nie umieć, nie przeczytać... Bywaliśmy u niego w domu by dyskutować i uczyć się do olimpiady.
W klasie maturalnej spadła na nas jak grom plotka, że nasz ukochany polonista wyjeżdża wkrótce do Niemiec "za chlebem". Jak to? Idol młodzieży, humanista, trener dusz i umysłów? Został do końca roku szkolnego, wypuścił swoich maturzystów i słuch po nim zaginął. Potem poszłam na studia, był stan wojenny, straciło się kontakt z wieloma osobami. Po latach dowiedziałam się, że wyjechał z całą rodziną, pracował tu i tam, przyjeżdżał do Polski nawet na spotkania z absolwentami, ale na spotkaniach tych nie dyskutowano o losach i ideach wychowanków, nasz były idol usiłował sprzedawać materace, ile się da i komu się da. Nie żałowałam więc, że mnie tam nie było.
Dziś, jako osoba dawno już dojrzała jestem w stanie zrozumieć jego pobudki, miał rodzinę, 3 dzieci, jego żona tez była nauczycielką. Zamiast harować na korepetycjach woleli wyjechać w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Nie wiem czy takową znaleźli, podobno małżeństwo nie takie idealne, ale na pewno, mówiąc patetycznie wyjazd ten miał duży wpływ na młodzieńczy ogląd świata dwudziestu paru osób z mojej klasy humanistycznej...
piątek, 7 sierpnia 2015
Niech mnie ktoś uszczypnie...
... bo nie wierzę!
Upały mamy afrykańskie, jak to podkreślają spece od meteo, każdy radzi sobie jak może, dużą ulgę przynosi częsty prysznic i kurtyny wodne, spacery w zalecanych godzinach itd. A co ja czytam na kartce w gablocie po wejściu na schody? W dniach 10-14 sierpnia brakować ma ciepłej wody z powodu wymiany zaworów, uszczelek czy czego tam jeszcze w osiedlowym wodociągu. W takie upały? Czerwiec zimny, lipiec pogodowo zmienny, za to teraz, gdy skwar i żar leje się z nieba zakręcą nam wodę, a na mycie garów i ablucje mamy grzać wodę w przegrzanej już kuchni. Czy nie można zrobić tego we wrześniu? Oczywiście, mogłaby (odpukać) zdarzyć się awaria i nie mielibyśmy wcale wody, ale zawsze może być gorzej, a awaria - siła wyższa, ale celowo zakręcać w takie upały ciepłą?
Tu przypomniał mi się dowcip o bacy, który oprowadzał turystów, a ci pytają: co ten kapelusz tak po jeziorze w tę i w tamtą pływa? A baca na to, że to Jondruś Gąsienica, powódź pole mu zalała, ale Jondruś pedzioł: powódź nie powódź, pole zaorać trza i orze.
Poczułam się jak na Alternatywy 4, plan to plan, myć się będziecie jak upały się skończą.
Upały mamy afrykańskie, jak to podkreślają spece od meteo, każdy radzi sobie jak może, dużą ulgę przynosi częsty prysznic i kurtyny wodne, spacery w zalecanych godzinach itd. A co ja czytam na kartce w gablocie po wejściu na schody? W dniach 10-14 sierpnia brakować ma ciepłej wody z powodu wymiany zaworów, uszczelek czy czego tam jeszcze w osiedlowym wodociągu. W takie upały? Czerwiec zimny, lipiec pogodowo zmienny, za to teraz, gdy skwar i żar leje się z nieba zakręcą nam wodę, a na mycie garów i ablucje mamy grzać wodę w przegrzanej już kuchni. Czy nie można zrobić tego we wrześniu? Oczywiście, mogłaby (odpukać) zdarzyć się awaria i nie mielibyśmy wcale wody, ale zawsze może być gorzej, a awaria - siła wyższa, ale celowo zakręcać w takie upały ciepłą?
Tu przypomniał mi się dowcip o bacy, który oprowadzał turystów, a ci pytają: co ten kapelusz tak po jeziorze w tę i w tamtą pływa? A baca na to, że to Jondruś Gąsienica, powódź pole mu zalała, ale Jondruś pedzioł: powódź nie powódź, pole zaorać trza i orze.
Poczułam się jak na Alternatywy 4, plan to plan, myć się będziecie jak upały się skończą.
środa, 5 sierpnia 2015
Która dzielniejsza?
Widywałam je obie: matkę i córkę. Z wyglądu jak siostry, córka nieco wyższa. Bywały okresy, gdy matka samotnie spacerowała po ulicach, bo w tym czasie córka prawdopodobnie przebywała na kuracji. Piszę "prawdopodobnie", bo nie znam ich osobiście, wiem kim są, kłaniamy się sobie, ale jest to znajomość na zasadzie: byłyśmy kiedyś na jakiejś imprezie. Córka zachorowała na anoreksję, nie znam szczegółów, obserwowałam z daleka postępy choroby i stopień wyniszczenia ciała. Pewnego dnia, gdy robiłam coś w kuchni przy otwartym oknie usłyszałam gruchnięcie czegoś o chodnik, jakby spadł z góry worek z węglem. Wyjrzałam przez okno: matka z córką spacerowały pod moim blokiem i prawdopodobnie dziewczyna potknęła się na nierównościach. Jej chudość była przerażająca, na zdjęciach z obozu koncentracyjnego nie widziałam takich rzeczy. Usłyszałam więc dźwięk kości uderzających o płyty chodnikowe. Wierzcie mi, coś okropnego... Serce mi pękało, gdy patrzyłam na matkę, która dźwiga dziewczynę z tego chodnika i zmusza do dalszej drogi. Nim się ocknęłam z szoku i zbiegłam na dół już ich nie było, był natomiast sąsiad z niezwykle "mądrą"uwagą:
- widziała pani, jaka chuda, iść nie ma siły, ja to bym taka siłą nakarmił, jak się gęsi tuczy
- wie pan, to nie takie proste, to choroba, która się leczy i to z mizernym skutkiem...
Sąsiad nie wydawał się być przekonanym, ale cóż... dziewczyna zniknęła potem na jakiś czas, proceder się powtarzał. Zawsze gdy widywałam matkę samą, domyślałam się, ze córka jest w ośrodku.
Od pewnego czasu znów je częściej widuję, dziewczynę nawet w towarzystwie rówieśników i wszystko zapowiada się optymistycznie, w końcu doszła do siebie, wygląda coraz lepiej, jest starsza.
I tu wracam do tytułowego pytania: która z nich dzielniejsza, matka czy córka? Dziewczyna zdołała z profesjonalną pomocą pokonać chorobę, przynajmniej na razie. Matka uśmiecha się, spaceruje, ale próżno by szukać w niej tej promiennej, żywej osoby, którą była. Nawet włosy przestała farbować, a uśmiechają się tylko jej usta. Czy ktokolwiek domyśla się, co znieść musiało jej matczyne serce?
- widziała pani, jaka chuda, iść nie ma siły, ja to bym taka siłą nakarmił, jak się gęsi tuczy
- wie pan, to nie takie proste, to choroba, która się leczy i to z mizernym skutkiem...
Sąsiad nie wydawał się być przekonanym, ale cóż... dziewczyna zniknęła potem na jakiś czas, proceder się powtarzał. Zawsze gdy widywałam matkę samą, domyślałam się, ze córka jest w ośrodku.
Od pewnego czasu znów je częściej widuję, dziewczynę nawet w towarzystwie rówieśników i wszystko zapowiada się optymistycznie, w końcu doszła do siebie, wygląda coraz lepiej, jest starsza.
I tu wracam do tytułowego pytania: która z nich dzielniejsza, matka czy córka? Dziewczyna zdołała z profesjonalną pomocą pokonać chorobę, przynajmniej na razie. Matka uśmiecha się, spaceruje, ale próżno by szukać w niej tej promiennej, żywej osoby, którą była. Nawet włosy przestała farbować, a uśmiechają się tylko jej usta. Czy ktokolwiek domyśla się, co znieść musiało jej matczyne serce?
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Dedykacja
Zainspirowana wpisem Gabrysi Kotas, która rozsyła "kluczyki", a my wtajemniczeni z wdzięcznością te kluczyki przyjmujemy, wdrożyłam rozmyślania nad związkami i rozwiązkami w blogosferze, gdzie znajdujemy się czasami przez przypadek i zostajemy lub odchodzimy, kaŻdy do swojej "bajki".
Oto wyszło z tych rozmyślań, takich kilka zwrotek, które dedykuję przede wszystkim bywalcom tegoż bloga:
JESTEŚCIE GDZIEŚ TAM
DALECY BLISCY
KAŻDE Z WAS
W SWOIM NAJLEPSZYM
ZE ŚWIATÓW
PRZYTULAMY
SŁOWO DO SŁOWA
SERCE DO SERCA
PODNOSZĄC SIĘ WZAJEMNIE
NA DUCHU
PRZEKUWAJĄC
SŁOWA I MYŚLI
W SKUTECZNE LEKARSTWO
PRZECIW CHANDRZE
LEK NA DUSZĘ
NIE ZAWSZE
CHĘTNIE KOMENTUJĄC
NIE ZAWSZE TYM SAMYM GŁOSEM
ALE ZAWSZE
NIEŚMIAŁO WYCZEKUJĄC:
BLISKOŚCI
NAWET Z ODDALI
POBŁAŻANIA DLA SĄDÓW
DYSTANSU
DO SAMYCH SIEBIE
DOBRZE
ŻE JESTEŚCIE
PO DRUGIEJ STRONIE
ZWĄTPIEŃ I NADZIEI
RADOŚCI I WIARY
sobota, 1 sierpnia 2015
Do łóżka... z książką
Portale poświęcone literaturze i czytaniu donoszą o wynikach najnowszych badań czytelniczych, z których wynika, że coś w czytelnictwie drgnęło czyli czytamy coraz więcej, czytanie wśród młodzieży staje się modne (przeglądałam kiedyś blogi uczniowskie, na których znalazłam mnóstwo wypowiedzi o przeczytanych i polecanych książkach), książki znowu stają się popularnym prezentem dla dzieci i młodzieży. Z moich obserwacji wynika, że furorę zrobiły wśród młodych czytelników pozycje "Zniszcz ten dziennik" oraz "To nie jest książka". Wielu dorosłych zżyma się i twierdzi, że to nie jest literatura, być może, ale ile wyzwala kreatywności, emocji, a najważniejsze - sprawia, że dzieciaki rozmawiają ze sobą, wymieniają się pomysłami, noszą wszędzie te niby-książki jak relikwię i wyrabiają w sobie pewien nawyk (mam przy sobie książkę, nie czuję się samotny) i wierzcie mi, na długo odsuwają ten moment, który ma być całkowitą destrukcją ich egzemplarza. Kto zna, wie o czym mówię.
Z badań wynika też, że Polacy najchętniej czytają w łóżku i coś w tym jest, ja sama też czytam najwięcej przed snem, bo w ciągu dnia tyle się czasem dzieje, a po powrocie z pracy nie zawsze mam ochotę chwycić od razu za książkę. Więcej też czytam na urlopie i jak wynika z moich obserwacji robi tak wielu czytelników.
W górach widziałam taki obrazek: mostek nad strumieniem, młody człowiek z piwkiem w jednej, z książką w drugiej ręce i w towarzystwie ptaków oraz szumu strumyka czytał sobie w najlepsze. Są też tacy, którzy wędrują specjalnie do parku, aby poczytać wśród zieleni i popatrzeć na przemykające wiewiórki.
A jak podają media, w Tokio we wrześniu tego roku ma powstać specjalny książko-hostel, dla tych, którzy nie tylko czytają w łózkach, ale nawet chcieliby spać w bibliotece...
A takie oto wyobrażenie miłości czytania znalazłam w Sieci:
Wszystkim miłośnikom czytania i książek polecam stronę: booklips.pl
Z badań wynika też, że Polacy najchętniej czytają w łóżku i coś w tym jest, ja sama też czytam najwięcej przed snem, bo w ciągu dnia tyle się czasem dzieje, a po powrocie z pracy nie zawsze mam ochotę chwycić od razu za książkę. Więcej też czytam na urlopie i jak wynika z moich obserwacji robi tak wielu czytelników.
W górach widziałam taki obrazek: mostek nad strumieniem, młody człowiek z piwkiem w jednej, z książką w drugiej ręce i w towarzystwie ptaków oraz szumu strumyka czytał sobie w najlepsze. Są też tacy, którzy wędrują specjalnie do parku, aby poczytać wśród zieleni i popatrzeć na przemykające wiewiórki.
A jak podają media, w Tokio we wrześniu tego roku ma powstać specjalny książko-hostel, dla tych, którzy nie tylko czytają w łózkach, ale nawet chcieliby spać w bibliotece...
A takie oto wyobrażenie miłości czytania znalazłam w Sieci:
Wszystkim miłośnikom czytania i książek polecam stronę: booklips.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)