sobota, 8 sierpnia 2015

Ideał sięgnął bruku...

Wczorajsze "Szkło kontaktowe" przypomniało mi problem, o którym chciałam napisać. W Tv pokazano fragment spotkania z P.Kukizem, w czasie którego jeden z fanów wokalisty w nieładny sposób skomentował jego karierę polityczną. Nie o sposobie komentowania jednak chcę pisać, bo to osobny problem (mógł to zrobić inaczej), ale o tym, jak czasami nasze młodzieńcze ideały zderzają się z brukiem lub inaczej: jak nasi idole okazują się zwyczajnymi ludźmi.
Gdy byłam w liceum naszym idolem był polonista, fakt że przy okazji przystojny, ale nie z powodu aparycji idolem został. Prowadził swoje lekcje inaczej, potrafił zarazić pasją, nawiązywał partnerski niemal kontakt, podobnie jak w filmie "Stowarzyszenie umarłych poetów". Długo buzowały w nas emocje po sądzie nad Antygoną, w który zaangażowana była cała klasa. Poznaliśmy wtedy nie tylko dramaturgów greckich, ale siebie nawzajem, bo klasa podzielona była na 3 obozy: obrońcy, oskarżyciele i sędziowie. Antygonę Sofoklesa znaliśmy na pamięć. Podobnie było z innymi lekturami, na polskim nie wypadało nie umieć, nie przeczytać... Bywaliśmy u niego w domu by dyskutować i uczyć się do olimpiady.
W klasie maturalnej spadła na nas jak grom plotka, że nasz ukochany polonista wyjeżdża wkrótce do Niemiec "za chlebem". Jak to? Idol młodzieży, humanista, trener dusz i umysłów? Został do końca roku szkolnego, wypuścił swoich maturzystów i słuch po nim zaginął. Potem poszłam na studia, był stan wojenny, straciło się kontakt z wieloma osobami. Po latach dowiedziałam się, że wyjechał z całą rodziną, pracował tu i tam, przyjeżdżał do Polski nawet na spotkania z absolwentami, ale na spotkaniach tych nie dyskutowano o losach i ideach wychowanków, nasz były idol usiłował sprzedawać materace, ile się da i komu się da. Nie żałowałam więc, że mnie tam nie było.
Dziś, jako osoba dawno już dojrzała jestem w stanie zrozumieć jego pobudki, miał rodzinę, 3 dzieci, jego żona tez była nauczycielką. Zamiast harować na korepetycjach woleli wyjechać w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Nie wiem czy takową znaleźli, podobno małżeństwo nie takie idealne, ale na pewno, mówiąc patetycznie wyjazd ten miał duży wpływ na młodzieńczy ogląd świata dwudziestu paru osób z mojej klasy humanistycznej...

12 komentarzy:

  1. A czy to jego wina, że na sprzedaży materacy lepiej się zarabia niż na nauczaniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, a te wszystkie wpatrzone w Niego oczy? Jaki materac zastąpi rzesze całe wielbicieli?

      Usuń
  2. Niestety życie zmusza do takich wyborów. Najpierw trzeba zaspokoić podstawowe potrzeby biologiczne, a potem myśleć o literaturze. Maturzyści mający po 19 lat nie mają pojęcia o życiu, dopiero później muszą rozwiązywać problemy. Ideał nie sięgnął bruku, tylko życia.... Mnie to nie dziwi, sama zastanawiam się nad wyjazdem za granicę, bo tu nie mam perspektyw. Moja babcia zawsze mówiła: "Tam jest twój dom, gdzie chleb." i miała rację. Ty masz etat w bibliotece i nie musisz martwić się o pracę, inni mają gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dziś nie oceniam go tak surowo, bo dziś nawet w oświacie nie ma nic pewnego, wierz mi wiem coś o tym...

      Usuń
  3. Uczyłem kiedyś w szkole. Uczenie innych, to piękna i bardzo rozwijająca praca. Jednak odszedłem ponieważ... nie chciałem przez całe życie dziadować oraz przez coś, co nazywam "systemem szkolnictwa w Polsce". Pieniądze, a właściwie ich brak był przykry, ale do wytrzymania, atmosfera, jaką tworzy organizacja szkolna zdecydowanie nie. Teraz, po kilkunastu latach przerwy wracam do nauczania, lecz na moich warunkach i poza systemem oświaty. Pieniędzy nadal mało, ale poczucia sensu zdecydowanie więcej :-)
    Rozumiem Twojego polonistę, on pracował chyba w trudniejszych czasach od tych, jakie są teraz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno były to czasy trudne materialnie i ideowo, ale dziś właśnie "system" i wszystkie poboczne do nauczania kwestie rozwalają pasjonatów najbardziej, ale to już inna bajka...

      Usuń
  4. życie to nie bajka, niestety. A ideałami rachunków się nie opłaci, szkoda, ale wiele osób tak ma. Najpierw studia, potem praca zgodna z wykształceniem, sporo pasji, ale niska pensja..chce się mieć dzieci, dom to trzeba zmienić pracę - ot rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to racja, dlatego mało kto może powiedzieć, że w pracy spełnia swoje pasje i jeszcze mu za to płacą. A niektórzy mają szczęście...

      Usuń
  5. Teraz w końcu ja mam to szczęście. że w pracy spełniam swoje pasje - tylko z tym płaceniem gorzej. Pewnie gdybym to samo robiła za naszą zachodnią granicą...Nie wyczekiwałabym tak bardzo emerytury męża, żeby opłacić rachunki. I tutaj koło się zamyka Joasiu. Pozdrawiam chłodno - póki co - ciepłe pozdrowienia raczej nie na miejscu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ZUS przysłał mi wyliczenie przyszłej emerytury i wynika z niego, ze chcąc wykształcić syna i pomóc mu na starcie przyjdzie mi pracować do śmierci, bo emerytura na opłaty tylko wystarczy, o ile nie zlikwidują bibliotek szkolnych... ale grunt to zdrowym być:-) Teraz to powinniśmy życzyć sobie deszczu i wiatrów z północy.

      Usuń
  6. życie często weryfikuje nasze poglądy, plany, nasze życie... dla niego było to pewnie jedyne rozwiązanie na poprawę sytuacji życiowej, ale dla was, jego uczniów... istny koszmar stracić tak wspaniałego nauczyciela - kumpla... wciąż jednak przykry jest fakt, że nasi rodacy muszą opuszczać kraj, żeby zarobić na chleb...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, strona materialna to jedna sprawa, a idee... ale dla młodych ludzi to czasem utrata drogowskazu na długo, nic mnie tak potem nie rozczarowało w życiu jak decyzja nauczyciela-idola.

      Usuń