Bardzo lubię książki, które obok warstwy fabularnej niosą sporą dawkę konkretnej wiedzy, w tym wypadku o Laponii i jej dawnych mieszkańcach.
Nie będę streszczać treści, bo sama nie lubię, gdy ktoś mi opowiada szczegóły lektury.
Książka ta, to Ostatni Lapończyk Oliviera Truca - wydana w Czarnej Serii jako thriller, choć tak bym jej nie klasyfikowała, ale ma zaskakujące zakończenie, a to także duży plus.
Tematyka raczej nietypowa, o co w zalewie popularnej literatury trudno. W czasie czytania warto popijać gorące napoje, bo bohaterowie książki działają w temperaturach od minus 20 do minus 40 stopni i panuje noc polarna. Bywają dni, kiedy słońce pojawia się zaledwie na dwie godziny na dobę, a bez sań i skuterów na płozach nie dostanie się człowiek nigdzie poza miasta i wioski.
Z czym najczęściej kojarzymy Laponię? Oczywiście z reniferami, Mikołajem od prezentów i zorzami polarnymi. Nawet nie wiedziałam, że nazwa Lapończyk używana jest niechętnie przez rdzennych mieszkańców Laponii, którzy nazywają siebie Saamami, gdyż w językach skandynawskich słowo lapp ma wydźwięk negatywny (szmata lub łata).
Laponia jest krainą poza kołem podbiegunowym , której granice zahaczają o terytoria Szwecji, Norwegii, Finlandii i Rosji, a w czasach, gdy nie obowiązywały ścisłe granice, hodowcy reniferów nie mieli problemów i mogli wypasać swoje stada dowolnie, byle nie wchodzili sobie nawzajem w drogę. Współcześnie, wielu hodowców zlikwidowało stada, gdyż płacili wysokie mandaty za przekroczenie granic państw skandynawskich przez renifery. Konflikty między hodowcami i nielegalne wypasy spowodowały powstanie tzw. policji reniferów.
Kultura ludów Laponii rozwijała się bez przeszkód do czasu, gdy wkroczyły na te tereny - chrześcijaństwo, poszukiwacze surowców oraz władza państw skandynawskich.
Mieli swoje wierzenia, szamanów, kultywowali tradycyjne metody hodowli reniferów, czcili matke naturę, potrafili przetrwać w najtrudniejszych warunkach.
Naród Lapończyków poddany został podobnej eksterminacji, jak Indianie Ameryki Północnej lub Aborygeni w Australii.
Zwalczano ich wierzenia, palono szamańskie bębny, rozpijano i wykorzystywano do niewolniczej pracy w kopalniach uranu. Saamskie dzieci, które trafiały do skandynawskich szkół i sierocińców bito, jeśli używały języka dawnego zamiast skandynawskiego.
Wiele wytworów kultury saamskiej oglądać można jedynie w muzeach lub zbiorach prywatnych, nie licząc współczesnych podróbek saamskiej sztuki ludowej, produkowanych na potrzeby przemysłu turystycznego.
W kopalniach uranu Saamowie umierali nie tylko od niewolniczej pracy, ale także na skutek wdychania gazu radonu, który powodował raka płuc. Górnicy umierali masowo, właściciele kopalń więzili i bili Lapończyków, którzy nie chcieli pracować pod ziemią. Rudę uranu przewożono transportem z użyciem siły reniferów, które także padały, a zwierzęta te były źródłem utrzymania Saamów. Tak znikały całe wioski...
Czytając książkę Ostatni Lapończyk odkrywamy jeszcze jeden aspekt fabuły, bardzo uniwersalny i smutny zarazem - dla zysków i sławy, dla swoich racji i swojej religii człowiek posunie się do każdego świństwa, dla osobistej korzyści poświęci nawet planetę, na której mieszka, a życie ludzkie nie ma dla niektórych żadnej wartości...
Zaznaczony ciemnym kolorem na mapie obszar Laponii.
Grafika: CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons)