środa, 30 października 2024

Oni są czekaniem...

 

Dziś kilka  refleksji po lekturze książki "Zamieć", której autorem jest Adam Cioczek.

Na okładce rekomendacja Andrzeja Seweryna, więc tym bardziej byłam ciekawa, co trafiło w moje ręce.

Podobno w Polsce ginie rocznie kilkanaście tysięcy osób, w tym około 2 tysięcy dzieci. To jakby znikało małe miasteczko lub mieszkańcy jednej z dzielnic dużego miasta...

Niektórzy znajdują się szybko, cali i zdrowi, innych znajduje się pogrzebanych lub nie odnajduje wcale.

Wśród zaginionych bywają także tacy, którzy znikają świadomie, bez uprzedzenia, czasami zostawiając ślad istnienia, ale są i tacy, którzy zgłaszają oficjalnie, by ich nie szukać, często też zmieniają tożsamość, miejsce zamieszkania, wygląd...

Nie wiedziałam, że jeśli osoba poszukiwana przez rodzinę zgłosi odpowiednim organom żądanie zaprzestania poszukiwań , to bliskim zostaje tylko detektyw lub jasnowidz, bo ani policja, ani stowarzyszenie Itaka tracą prawo kontynuowania  postępowania poszukiwawczego.

Każda z osób znikających świadomie i z rozmysłem kieruje się innymi powodami. Kiedyś w naszym mieście znana była sprawa zaginięcia młodego przedsiębiorcy, który zniknął w trasie. Podejrzewano porwanie. Nawet żona nie wiedziała, że wszystko było ukartowane, by przykryć długi i przewinienia, których się dopuścił. Słabo jednak na tym wyszedł, bo organa ścigania doszły prawdy.

Inny przykład z mojej miejscowości, to młoda kobieta, której rodziców znam z widzenia. wyjechała do pracy w Anglii czy Irlandii, zostawiła swoja córeczkę z dziadkami i słuch po niej zaginął. Były apele w telewizji, poszukiwania, ale bez rezultatu. Dziś córka zaginionej jest już dorosłą kobietą.

Czasami młodzi ludzie tak się zagalopują w swoich staraniach wyswobodzenia się spod kurateli rodziców, że potem nie ma odwrotu lub wstyd im wszystko odkręcić.

Motywów i okoliczności jest sporo, wspomniana książka opowiada o trzech przypadkach, przy czym czytelnik ma wgląd w sprawy z punktu widzenia ofiar oraz ich bliskich.

" Jest wiele przyczyn, dla których ludzie rozpętują życiową zamieć, znikając bez śladu. Jedni ulegają tragicznym wypadkom, inni uciekają napędzani  młodzieńczym buntem, starcy nie pamiętają drogi powrotnej."

Często motorem działania jest wiara, że gdzieś tam jest lepiej, inaczej, problemy znikną same, przyjaźnie będą głębsze...

Wiele razy widziałam w mediach apele o pomoc w odnalezieniu zaginionych osób i wielokrotnie chwytało za serce stwierdzenie, że jakakolwiek wiadomość o poszukiwanych jest lepsza, niż brak wiedzy i czekanie z nadzieją lub bez...

Porzuceni bliscy odchodzą od zmysłów, czekają, szukają, upatrują winy w sobie lub relacjach rodzinnych. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że nadzieja umiera ostatnia, a wiele osób wolałoby znać najgorszą prawdę, mieć grób do odwiedzania, śmierć do opłakania, niż resztę życia łudzić się i w każdej napotkanej osobie wypatrywać męża, syna, córki...

Zawsze jednak bulwersuje mnie świadome porzucenie własnych dzieci, którym trudno wytłumaczyć, że rodzic wybrał inne życie, inna rodzinę, nie życzy sobie kontaktu, bo poszukuje swojej tożsamości i sensu życia. 

Każdy ma prawo do swoich wyborów, poszukiwań, rozwiązań, ale czy na pewno jesteśmy na tyle wolni i niezależni w swoim postępowaniu, by nie liczyć się z uczuciami innych?

niedziela, 27 października 2024

Zapiski codzienności cz.9

 Zróbcie przegląd płatków i kasz, jeśli takowe macie w szafach! Otworzyłam niedawno puszkę z płatkami owsianymi, a tu coś się rusza, aż poszłam po okulary! Cała zawartość zainfekowana malutkimi robaczkami, szybko zamknęłam puszkę i wyrzuciłam! ale jak owo robactwo wylęgło się bez dostępu powietrza? Zresztą szkodniki różnego rodzaju nawiedzają nasze domy co jakiś czas. Piszecie o myszach polnych, które wdzierają się do domów, mole też nie odpuszczają, zjadły już niejeden wełniany sweter czy kożuch. Mojej mamie poszatkowały kiedyś futro, a moje zakopiańskie bambosze zamieniły w sito...Ustawicznie przeglądam zapasy włóczki i swetry, bo na niektóre szkodniki domowe sposoby nie zawsze działają.


Znalazłam na lokalnej stronie internetowej przykład dobrej praktyki mieszkańców. Brzydki i stary przystanek autobusowy zamieniono na małą galerię sztuki, nawet obraz dobrany do pory roku, oby nikomu nie przyszło do głowy go zniszczyć !


Syn przysłał mi zdjęcia z dyniowego raju. Frajda także dla dorosłych, rozmaite odmiany, formy, gotowe pomysły na jesienne i halloweenowe dekoracje :-)


Wygrzebałam z laptopowej galerii zdjęcia obrazów z mojej ulubionej galerii sztuki w Rogalinie. Jeśli nie byliście jeszcze, to polecam! Tu akurat portrety z książką. Dla mnie to zawsze jakaś magia - uchwycić za pomocą farb lekkość tiulu, połysk włosów, fałdy na tkaninach...


Kolejny stosik książek zamówionych w Internecie, a jedna podarowana, wczoraj odebrałam trzy pozycje w promocji: pakiet  3 sztuk za 29.90 zł


Lubię murale, ale taki wandalizm jak na poniższym zdjęciu, to i świętego wyprowadziłby z równowagi.
Świeżo odnowione fasady garaży osiedlowych pomazane wielokrotnie przez różnych wandali. 
Nie wiem, czego wyrazem ma być taka twórczość?


Na koniec zdjęcie od znajomego, który po lasach biega o świcie i o zmierzchu i takie piękne fotki mi przysyła magia po prostu!


Uważajcie na wirusy, bo mnie jeden taki dopadł, ale idzie ku lepszemu!


czwartek, 24 października 2024

10 niezbędnych rzeczy...

 

Tak przerzucałam sobie czasopisma z podarowanego stosiku i wpadły mi w oko niektóre doniesienia z tzw. aktualności. 

Pierwsza refleksja taka, że niektóre znane i bywałe w świecie osoby, to chyba na nic innego nie mają czasu, jak tylko imprezy, wernisaże, otwarcia, promocje itp.

Ile to się trzeba po fryzjerach i stylistach nabiegać, by na ściankach dobrze wypaść. No ale rozpoznawalność zobowiązuje....

Nie o celebrytach jednak chciałam pisać. W wielu czasopismach pojawia się temat drobiazgów w naszym życiu, które zależnie od osobowości i stylu życia mają wpływ na nasze lepsze samopoczucie, są wręcz niezbędne dla codziennego komfortu. Dla jednych jest to ulubione miejsce do czytania, dla innych ulubiona potrawa czy nawet krem do rąk.

Pomyślałam, co u mnie mogłoby uchodzić za owe niezbędniki i wyszło mi coś takiego ( kolejność nie ma znaczenia):

1. kawa , nie ma bez niej udanego poranka...

2. książki - dzień bez czytania jest dniem straconym!

3. spacery - swoje kilometry muszę wybiegać, inaczej cierpi też dusza...

4. wanna - prysznic jest idealny w upalny czas, ale jesienią i zimą tylko kąpiel w pianie!

5. rośliny w mieszkaniu - lubię wyhodować coś z małej szczepki i patrzeć jak rośnie :-)

6. ulubiony fotel, a pod ręką książka, notes i laptop...bez blogowania ani rusz!

7. dobry chleb - nigdy się nie znudzi!

8. muzyka, zależnie od nastroju, albo ciche pomruki w tle, albo pełną parą  ze śpiewem !

9. telefon - do rozmów z bliskimi i do robienia zdjęć na spacerach

10. robótki ręczne - by dłonie miały zajęcie i by od czasu do czasu mieć coś nowego lub komuś podarować :-)

Takie w sumie prozaiczne rzeczy, ale nadają kolorów naszemu życiu, jeśli dodamy do tego inne elementy, to tym lepiej. Każdy z nas ma inne potrzeby i możliwości. 

Jestem ciekawa Waszych niezbędników, jeśli zechcecie wypowiedzieć się w komentarzu:-)


poniedziałek, 21 października 2024

Trzy Gracje :-)

Spotkanie w dużej mierze spontaniczne.
 Hania mieszka pod Poznaniem, ja bywam w Poznaniu, a Alicja była w drodze na Dolny Śląsk. Jak tu nie skorzystać z okazji, by spotkać się we trzy, spędzić razem popołudnie i nagadać do woli? 

Trzy blogerki, trzy dziewczyny po 60-ce, trzy Gracje otwarte na świat i ludzi.  Podobne, a jednocześnie każda inna - innością, która ciekawi, a jednocześnie uzupełnia to, czego koleżankom brakuje.

Z Hanią poznałyśmy się kilka lat wcześniej w Inowrocławiu, Alicję znałam tylko z bloga, Hania z Alą rozmawiały czasem telefonicznie, ale myślę, że dziewczyny potwierdzą moje zdanie, że zaiskrzyło od pierwszej chwili na peronie!

Hania była gospodynią, miłą i troskliwą, opracowała świetny plan naszego spotkania, uwzgledniający zwiedzanie miasta, lunch na Rynku z widokiem na koziołki i wreszcie gościnę u Niej w domu.
Jeden dzień, a wrażeń i środków komunikacji sporo: pociąg pospieszny, tramwaj, pociąg lokalny, auto i znowu pociąg! 

Alicja, to kobieta petarda, pełna zapału, ciekawa wszystkiego wokół, napędzająca i naszą energię. Mimo intensywności wrażeń i mojej migreny (niestety) , jakoś nie czułam zmęczenia, a byłyśmy tu i tam, nawet spotkałyśmy na tej kładce powyżej trzy inne Gracje, prosto z Czech! dzięki temu mamy wspólną fotkę:-)

Spacerując po Poznaniu wyszukałyśmy kilka urokliwych kawiarenek i detali ...


Posiedziałyśmy we włoskim ogródku...


Były też Weranda i Szarlotta w jesiennych dekoracjach:-)


Wreszcie w restauracji "Pod Koziołkami" zjadłyśmy pyszny obiad i wypiłyśmy kawę...


Obiadek niby prosty, ale pyszny: naleśnik ze szpinakiem, kurczakiem i pieczarkami, do tego sos jogurtowy, pychota.
Hania testowała regionalną zupę o nazwie "ślepe ryby", by porównać z tą, którą gotuje u siebie w domu. Kto wie, co to za zupa?


Hania, jako świetna przewodniczka pokazała nam najpiękniejsze zakątki Poznania, na przykład Poznańską Bramę, Ostrów Tumski, budynki poznańskich uczelni, Centrum Kultury Zamek i najpiękniejsze kościoły.


Także ten mural, przedstawiający fragment miasta, ze sklepami, trębaczem na dachu i wspinającym się kotem zrobił na nas ogromne wrażenie! Prawda, że cudowny?


Wreszcie lokalną kolejką i autem pojechałyśmy do domu naszej gospodyni, gdzie ogrodu pilnowały dwa koty, a z tarasu rozciągał się widok na jesienną przyrodę.


Ugoszczone sercem i szarlotką z dodatkiem pigwy, wymieniałyśmy się wspomnieniami i wrażeniami na temat blogowania. Wszystkie lubimy podróże, poznawanie miejsc i smaków, podobnie odbieramy niektóre osoby, zjawiska i sytuacje. 


Obdarzona upominkami, opowieściami i ciepłymi uściskami musiałam wracać do domu. Dziewczyny odwiozły mnie na dworzec w Gnieźnie, bo tam jeszcze Alicja chciała zawitać przy okazji. 
Umówiłyśmy się, że każda z nas na swoim blogu, zda relację ze spotkania i przekonamy się , jak to wygląda z różnych punków widzenia :-)

Jeśli macie ochotę zajrzeć do Hani i Alicji podaję linki:


sobota, 19 października 2024

Zapiski codzienności cz.8

 Morduję się w luksusie, bo vouchery do SPA dostałam i korzystam, a co! Po lecie długim i upalnym jak znalazł. Każdy powinien czasami się porozpieszczać! Łączę dwie pożyteczne rzeczy, bo chodzę do tego SPA piechotą przez park, więc w obie strony, to kilka kilometrów.


Oprócz książek dla siebie, wyszukuję książeczki dla wnuka, a jest już na etapie ciekawostek ze świata przyrody. Korzystam z promocji księgarń internetowych, bo ceny książek przyprawiają o ból głowy!


Codziennie staramy się z mężem spacerować, póki pogoda sprzyja długim wędrówkom, czasami skoczymy do lasu lub po prostu za miasto w szczere pola, gdzie taki zachód słońca można upolować!


W parku miejskim zamontowano nową stację meteo, która informuje o temperaturze, sile wiatru, wilgotności powietrza i zanieczyszczeniach. Tablica ma elektroniczny wyświetlacz, wyraźny i czytelny.


W części uzdrowiskowej miasta trwają remonty kamienic nie byle jakich, bo to albo przedwojenne wille uzdrowiskowych lekarzy , albo dawne budynki sanatoryjne. Na zdjęciach widać różnicę między starym a odrestaurowanym...



Dopadło mnie robótkowe i lekturowe ADHD. Trzy bluzki zaczęte, jedna spruta i robiona od nowa, bo nie sprawdziła się w noszeniu.
Książki czytam na zmianę z czasopismami, bo w sieci i TV tyle bzdur, że głowa mała...
Ostatnio wciągnął nas serial brytyjski Vera na Ale kino+, ekranizacja powieści kryminalnych Anny Cleeves, nie każdy lubi ten klimat, ja bardzo.


Grzybobrania były dwa, a w zasadzie jedno nieplanowane, więc w lesie poszukałam naczyń - śmieci wszelkich pod dostatkiem, chyba niebawem zamiast grzybów będę zbierać puszki!



Grzybki pokrojone, suszą się na słońcu, a pachnie w całym domu!


Wilków ani dzików nie spotkaliśmy, a podobno zdarzają się w gniewkowsko-bydgoskich lasach.
Czytałam natomiast na lokalnej stronie, że niektórzy grzybiarze przecinają siatki otaczające szkółki leśne, bo poszła fama, że to leśnicy ogrodzili tereny bogate w grzyby, jakoby dla siebie chcieli zostawić...
Jak łatwo ludzie popadają w paranoję, to się w głowie nie mieści!

A po weekendzie napiszę o spotkaniu blogerek w gościnie u przemiłej Hani!


wtorek, 15 października 2024

Dylematy medyczne

 

Czytałam ostatnio ciekawe pozycje o tematyce medycznej lub  zahaczające o ten wątek.

Powstał więc pomysł, by zamiast recenzowania czy polecania przeczytanych książek, zainteresować Was pewnymi wyjątkami z ich treści, a każdy z nich może stanowić tło ciekawej dyskusji.

Są to dylematy medyczno-moralne, które stają na drodze różnych osób - lekarza, sędziego, rodziców chorego dziecka, pacjenta.

Dylematy o tyle trudne, że ich rozwiązanie może decydować o życiu człowieka, zaważyć na karierze lekarza czy obciążyć sumienie rodziny chorego.

Tytuły książek są obok, w galerii zdjęć , każda warta przeczytania, może którąś zresztą już znacie.
Każda pozycja jest też innego rodzaju. Wspomnienia i zapiski neurochirurga dziecięcego, obyczajowa z elementami fantazji oraz obyczajowa, odsłaniająca tajniki pracy sędziego. Ostatnia doczekała się zresztą ekranizacji.

W pracy neurochirurga dylematy zdarzają się nader często. Usuwanie guzów w mózgu czy naprawa kręgosłupa, to nie byle operacje, wycięcie zbyt dużego obszaru zajętego nowotworem może oznaczać zmianę osobowości pacjenta, utratę części życiowych funkcji, paraliż, wreszcie śmierć.
Ale autor wspomina też o innych przypadkach w swojej pracy. Chodzi o dylematy związane z ciążą, a raczej z jej powikłaniami. Zdobycze medycyny i doświadczenie lekarzy okazują się bowiem bezwartościowe wobec opinii religijnych czy kulturowych. Nawet jeśli aborcja jest najlepszym wskazaniem dla kobiety i płodu, który rozwija się w jej ciele , to wszystkie diagnozy i niezbite fakty zostają pogrzebane przez niezachwiane przekonanie niektórych ignorantów, że dziecko MUSI SIĘ URODZIĆ. A co po porodzie? Wszyscy wiemy...

Dylematy medyczno-religijne, to także element pracy sędziego, zwłaszcza w sądach rodzinnych. Czasami bowiem trzeba stanąć w obronie dziecka lub niepełnoletniego nastolatka, gdy rodzice w imię przekonań religijnych odmawiają podania leku lub przeprowadzenia zabiegu ratującego życie.
Tak było na przykład w sprawie sądowej o transfuzję krwi u dziecka Świadków Jehowy, którego rodzice nie zgadzali się na zabieg, bo ich religia zabrania mieszania krwi u wyznawców. Co dziwniejsze, zakaz nie funkcjonuje w doktrynach wiary od zarania, a został wprowadzony przez "zarząd wyznawców" dopiero po 1945 roku.
Chociaż chłopcu groziła utrata wzroku, uraz mózgu, długoletnie dializy, rodzice nie zgadzali się na przetoczenie krwi, a i nastolatek był zdeterminowany, by dochować wierności swej wierze. Jaki Bóg wymaga od swych wyznawców takiego poświęcenia i czy na pewno o Boga tu chodzi? 

Książka "Jeszcze jeden dzień" jest nietypowa, klimatem przypomina powieść "Oskar i pani Róża". 
Wszystko dzieje się na oddziale onkologii dziecięcej, a i jedna z pielęgniarek zachorowała na nowotwór.
W leczeniu chorych onkologicznie, dylematów jest równie dużo. Jak choćby sprawa uporczywego leczenia i skazywania chorych na dotkliwe męczarnie, pomimo nadziei na poprawę stanu chorego.
Z drugiej strony, najbardziej spektakularne bywają  rezygnacje z leczenia konwencjonalnego na rzecz podejrzanych praktyk znachorskich czy metod , mówiąc delikatnie alternatywnych. 
W przypadku dzieci, ważnym dylematem staje się również sprawa spełniania marzeń, tych dużych i całkiem małych. Czy warto narażać chorego na pogorszenie stanu jego zdrowia lub zakażenie, by choć na chwilę zapomnieli o pobycie w szpitalu? Czy warto nawiązywać nowe relacje z innymi, zdrowymi lub chorymi, gdy życie ma dla chorego na raka nieprzewidywalne zakończenie? Czy lepiej zrezygnować z miłości i nie ranić drugiej połowy, czy jednak dać sobie i jemu szansę na, być może, ostatni związek w swoim życiu...

Trudne tematy, jeszcze trudniejsze odpowiedzi, ale lubię, gdy książki lub filmy zmuszają do refleksji i dyskusji , wzbudzają emocje, wzruszają...

sobota, 12 października 2024

Kawa czy herbata?

 Ludzie podobno dzielą się na tych, co piją herbatę i celebrują picie kawy oraz na tych, którzy tylko herbacie są wierni , pieczołowicie wybierają jej gatunki, parzą na różne sposoby , kolekcjonują herbaciane filiżanki. Niektórzy kawę lub herbatę wzbogacają o różne dodatki, wielu pije tylko kawę z expresu, inni tylko parzoną z fusami, są smakosze kaw rozpuszczalnych. Znam osoby, które niby nie palą papierosów nałogowo, ale do kawy zapalą jednego cienkiego...

Jedyny napój, którego nie lubię, to herbata z mlekiem, bez cukru piję nawet herbatę z cytryną. Niektórzy słodzą miodem, ale to nie moja bajka. Smak zielonej herbaty nie przeszkadza mi, ale zielona dziwnie na mnie działa, jakbym wypiła ze trzy espresso.

Beata Pawlikowska, podróżniczka zdradziła kiedyś, że najlepiej w upały gasi pragnienie herbata zielona parzona z miętą.

Równie ważne są naczynia, w których  podajemy ulubiony napój, niektórzy twierdzą nawet, że mniej istotnym jest co pijemy, natomiast ważne, w czym !

Poniżej przegląd moich naczyń, lubię zmieniać filiżanki do kawy, zależnie od nastroju czy pory roku, a w kubkach pijemy tylko herbatę. Dawno nie piłam kakao czy kawy Inki, może trzeba do tego wrócić?









Z herbat rzadko piję czarne odmiany, za bardzo wysuszają, ale gdy mam do wyboru kiepską kawę i dobrą herbatę, to wolę herbatę, w zimne i wietrzne dni, nie ma to jak herbata z cytryną!
Na co dzień tylko herbaty owocowe i ziołowe, a wybór herbat jest ogromny.
Bywają odmiany, które spotykam tylko w kawiarniach, to podobno takie specjalne zestawy dla gastronomii.


A jaki jest wasz ulubiony napój?

środa, 9 października 2024

Zapiski codzienności cz.7

Wymyśliłam zmianę suszarki w łazience. Kupić to Pikuś! Na szczęście w domu jest męska ręka i narzędzia, ale nigdy nie jest łatwo. Gdybym była samotna, zdecydowałabym się na  stojącą suszarkę, bo zakupiona wymagała nieziemskiej cierpliwości i umiejętności ekwilibrystycznych.


Szkopuł polegał na tym, że nie włożysz drabinki do wanny i nie połączysz sznurków na sucho przed założeniem ustrojstwa na suficie, a producent zapomniał dołączyć do zestawu taki dynks do przewlekania sznurków. Co myśmy się namęczyli - szydełkiem, drutem...sznurek się plątał rozwarstwiał, masakra.
Wreszcie bingo! jak w Vabanku z dynksem od alarmu, zrobiliśmy pętelkę z drucika i poszło, ale wszystko zajęło prawie 2 godziny, bo i wzrok już nie ten...


Po pracy należy się spacer, a tu kolejna niespodzianka! Różowy zając w chaszczorach? no nie, ja chyba śnię!

W kruszwickim parku znalazłam takie zagrzybione drzewo, na pewno nie są to huby, ale co?
Same niespodzianki!

Pogoda była piękna, więc weszliśmy na Mysią Wieżę, a tam oblazły nas myszy! Prezentacja jest tak sugestywna i ruchoma, że można się zafiksować! myszy przybywa, nawet spoglądają na człowieka i uciekają, zabawne spotkanie:-)


Pokazywałam kiedyś na blogu mural dla uczczenia romskiej poetki Papuszy. Niedawno odsłonięto także ławeczkę jej imienia. Moja uwaga jest tylko taka, że skoro na terenie muzeum jest już mural, to może ławeczkę przydałoby się postawić w innym miejscu, dla szerszego odbioru przez przechodniów?


W pochmurne popołudnie wybraliśmy się do lasu, by poczuć zapachy i posłuchać ptaków. 
Grzybów jeszcze nie było, w dodatku zaczęło padać, więc mój kierowca zarządził wypad do Torunia po pierniki, bo byliśmy niedaleko. 
Sezon na pierniki i jesienne smakołyki uważam za otwarty!
 Grzyby były przy innej okazji!