Nazbierało się drobiazgów życia codziennego, którymi chcę się z Wami podzielić.
Lubię myśleć, że te drobiazgi właśnie, a nie spektakularne zdarzenia decydują, że czujemy się szczęśliwi, spełnieni, budzimy się z ochotą na przeżycie kolejnego dnia.
Taki plakacik oprawiony w ramkę podarowałam synowi i synowej w dniu ślubu. Plakacik zrobiłam w programie do obróbki zdjęć z wykorzystaniem ich fotki z sesji narzeczeńskiej. Mała rzecz, a cieszy:-)
Te roślinki, niby zwyczajne, mają swoją historię. W czerwcu, tuż przed zakończeniem roku szkolnego dostałam maleńkie sadzonki od uczennicy 8 klasy Vanessy, z którą przegadałyśmy wiele przerw na temat jej hodowlanej pasji.
Roślinki rosną jak szalone, już w tej chwili są dwa razy większe, niż na zdjęciach. To sympatyczny dar, dzięki któremu będę pamietac dziewczynę jeszcze długo po opuszczeniu przez nią szkoły.
Przeskakuję z tematu na temat, ale fotek różnych się uzbierało. Wspominałam, ze nowożeńcy przygotowali sami upominki dla gości weselnych.
najpierw syn zrobił nalewkę cytrynową, którą narzeczona rozlała do małych buteleczek, a następnie przyklejali nalepki z imionami i słowem Dziękujemy.Oczywiście nieletni goście otrzymali słodycze.
Byłam dumna, że sami to wymyślili i oszczędzali na wydatkach gdzie się dało.
W dzień Święta Wojska Polskiego wybraliśmy się do parku, a tam pokazy sprzętu i parada wojskowa. Oboje z mężem przymierzyliśmy to i owo, zwłaszcza sprzęt noktowizyjny i powiem Wam, że wszystko tyle waży, iż po założeniu tego ustrojstwa na siebie nie mogłam się ruszyć, nie mówiąc o aktywnym używaniu w terenie.
Takie gigantyczne pomidory hoduje dziadek mojej synowej, ledwie mieszczą się na dłoni, a ważą chyba ze 30 dekagramów lub więcej.
Smaku nie odda żadne zdjęcie ani opowieść...
I na koniec obiecałam pokazać efekty moich zmagań robótkowych.
Pierwszy to półgolf z delikatnej cieniowanej włóczki z ażurowym motywem także na rękawach, drugi to bawełniano-bambusowa bluzeczka, mocno ażurowa, więc muszę zakładać pod spód jakiś top. Zastosowałam dwa rodzaje włóczki, jedna jest lekko błyszcząca i metaliczna w dotyku, ale najlepszy jest kolor, bardzo twarzowy i dodający energii.
Życzę wszystkim równie optymistycznych drobiazgów codziennych, miłych jak pyszna kawa w dobrym towarzystwie:-)
sobota, 31 sierpnia 2019
czwartek, 29 sierpnia 2019
I do roboty...
Uchylam kotary i zapraszam do zajrzenia w mój warsztat pracy.
To tylko połowa owego warsztatu - w większości ćwiczenia dla uczniów.
Cała świetlica w stertach, a kartony ciągle przywożą.
Podręczniki w ilości większej jeszcze czekają w szafach na trzecim piętrze.
Gdy rozdam to, co w świetlicy, zajmę sie podręcznikami.
A niektórzy rodzice chcieliby , aby dzieci odebrały wszystko 1 września.
Tylko jak to zrobić, kiedy całość musi być sprawdzona (kartka po kartce), zaksięgowana, policzona i rozliczona, a wydawnictwa przysyłają podręczniki dopiero od wtorku...przynajmniej u nas.
Dziękuję odnośnym władzom za dbanie o rozwój moich mięśni i dewastację kręgosłupa.
Może ktoś chętny do rozfoliowania paczek lub pieczętowania podręczników?
To tylko połowa owego warsztatu - w większości ćwiczenia dla uczniów.
Cała świetlica w stertach, a kartony ciągle przywożą.
Podręczniki w ilości większej jeszcze czekają w szafach na trzecim piętrze.
Gdy rozdam to, co w świetlicy, zajmę sie podręcznikami.
A niektórzy rodzice chcieliby , aby dzieci odebrały wszystko 1 września.
Tylko jak to zrobić, kiedy całość musi być sprawdzona (kartka po kartce), zaksięgowana, policzona i rozliczona, a wydawnictwa przysyłają podręczniki dopiero od wtorku...przynajmniej u nas.
Dziękuję odnośnym władzom za dbanie o rozwój moich mięśni i dewastację kręgosłupa.
Może ktoś chętny do rozfoliowania paczek lub pieczętowania podręczników?
poniedziałek, 26 sierpnia 2019
Z troski ...
Ze zdumieniem słyszę i czytam w mediach o sprawie donosu na dyrektorkę szkoły z małej miejscowości pod Kaliszem.
Rodzice uczniów napisali pismo do miejscowego proboszcza ze skargą na dyrektorkę szkoły.
Piszą w nim, że nie powinna pełnić swej funkcji z uwagi na to, że ma syna geja i w dodatku wspiera go, uczestnicząc w marszach równości i jak mają wychowywać swoje dzieci, skoro dyrektorka ma syna geja, a bycie gejem jest złem?
Pismo ma znamiona anonimowego donosu, gdyż nie zostało przez zatroskanych parafian podpisane, to zwykły, obrzydliwy proceder.
Na szczęście proboszcz okazał się przyzwoitym człowiekiem i pokazał pismo pani dyrektor, która ma zamiar nadal wspierać swojego syna.
Na szczęście szkoła jest szkołą publiczną, a nie katolicką czy prywatną i nie wszyscy rodzice podzielają zdanie anonimowych oburzonych.
W podstawie programowej kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej są m.in. takie zapisy :
* kształtowanie postawy otwartej wobec świata i innych ludzi, aktywności w życiu społecznym oraz odpowiedzialności za zbiorowość;
* szkoła dba o wychowanie dzieci i młodzieży w duchu akceptacji i szacunku dla drugiego człowieka, kształtuje postawę szacunku dla środowiska przyrodniczego, w tym upowszechnia wiedzę o zasadach zrównoważonego rozwoju, motywuje do działań na rzecz ochrony środowiska oraz rozwija zainteresowanie ekologią.
Być może rodzice donosiciele nie wiedzą, że bycie gejem nie jest zaraźliwe, a w ogóle jest to prywatna sprawa pani dyrektor i jej syna, a w ogóle, to chyba nie mają czystych sumień skoro anonim napisali.
Obawiam się, że w obliczu takiej, a nie innej postawy proboszcza zostanie on wkrótce odwołany ze swej funkcji w małej parafii...moze na skutek kolejnego anonimu, tym razem skierowanego do biskupa. Chociaż niekoniecznie, biskup też pewnie ogląda telewizję...
Rodzice uczniów napisali pismo do miejscowego proboszcza ze skargą na dyrektorkę szkoły.
Piszą w nim, że nie powinna pełnić swej funkcji z uwagi na to, że ma syna geja i w dodatku wspiera go, uczestnicząc w marszach równości i jak mają wychowywać swoje dzieci, skoro dyrektorka ma syna geja, a bycie gejem jest złem?
Pismo ma znamiona anonimowego donosu, gdyż nie zostało przez zatroskanych parafian podpisane, to zwykły, obrzydliwy proceder.
Na szczęście proboszcz okazał się przyzwoitym człowiekiem i pokazał pismo pani dyrektor, która ma zamiar nadal wspierać swojego syna.
Na szczęście szkoła jest szkołą publiczną, a nie katolicką czy prywatną i nie wszyscy rodzice podzielają zdanie anonimowych oburzonych.
W podstawie programowej kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej są m.in. takie zapisy :
* kształtowanie postawy otwartej wobec świata i innych ludzi, aktywności w życiu społecznym oraz odpowiedzialności za zbiorowość;
* szkoła dba o wychowanie dzieci i młodzieży w duchu akceptacji i szacunku dla drugiego człowieka, kształtuje postawę szacunku dla środowiska przyrodniczego, w tym upowszechnia wiedzę o zasadach zrównoważonego rozwoju, motywuje do działań na rzecz ochrony środowiska oraz rozwija zainteresowanie ekologią.
Być może rodzice donosiciele nie wiedzą, że bycie gejem nie jest zaraźliwe, a w ogóle jest to prywatna sprawa pani dyrektor i jej syna, a w ogóle, to chyba nie mają czystych sumień skoro anonim napisali.
Obawiam się, że w obliczu takiej, a nie innej postawy proboszcza zostanie on wkrótce odwołany ze swej funkcji w małej parafii...moze na skutek kolejnego anonimu, tym razem skierowanego do biskupa. Chociaż niekoniecznie, biskup też pewnie ogląda telewizję...
piątek, 23 sierpnia 2019
Patent na wnuki...
Pomoc dziadków w opiece nad dziećmi jest nieoceniona, zwłaszcza w wakacje.
Dla seniorów to często nie lada wyzwanie, gdy wnuków kilkoro, w dodatku żywiołowych.
Tym bardziej byłam pod wrażeniem sprytu pewnej babci, która zabrała ruchliwą trójkę w młodszym wieku szkolnym na zakupy w dużym markecie.
Pomyślałam, wchodząc za nimi, że niezły Meksyk będzie, ale o dziwo moje obawy nie sprawdziły się, a to co widziałam postanowiłam opisać.
Babcia wzięła najpierw kosz dla siebie, trójce wnucząt przydzieliła 3 mniejsze koszyki, zaprowadziła do stoiska z artykułami szkolnymi i określiła kwotę do wydania dla każdego dziecka.
Sama robiłam dość spore zakupy, bo po weselu pustki w lodówce (poza zapasami w zamrażarce), więc mijałam towarzystwo i obserwowałam poczynania maluchów.
Najpierw był rwetes, bo tyle dobra w zasięgu wzroku, potem wybieranie wszystkiego, co wpadło w oko i zaglądanie sobie do koszyków, wreszcie próby podliczania, ile kto nabrał towaru.
Gdy zmierzałam do kasy, babcia powróciła do swoich pociech i sprawdziła zawartość koszyków. Przy czytniku kodów sprawdziła pobieżnie czy dzieciaki zmieściły się w limicie kwotowym.
Później wszyscy po kolei podeszli do kasy, każdego kasjerka skasowała osobno, dostał osobną torbę i czekali na babcię grzecznie na ławeczce.
Gdybyście widzieli ich miny - duma i satysfakcja i nikt nie marudził.
Zapamiętam sobie tę historyjkę, może kiedyś skorzystam :-)
Dla seniorów to często nie lada wyzwanie, gdy wnuków kilkoro, w dodatku żywiołowych.
Tym bardziej byłam pod wrażeniem sprytu pewnej babci, która zabrała ruchliwą trójkę w młodszym wieku szkolnym na zakupy w dużym markecie.
Pomyślałam, wchodząc za nimi, że niezły Meksyk będzie, ale o dziwo moje obawy nie sprawdziły się, a to co widziałam postanowiłam opisać.
Babcia wzięła najpierw kosz dla siebie, trójce wnucząt przydzieliła 3 mniejsze koszyki, zaprowadziła do stoiska z artykułami szkolnymi i określiła kwotę do wydania dla każdego dziecka.
Sama robiłam dość spore zakupy, bo po weselu pustki w lodówce (poza zapasami w zamrażarce), więc mijałam towarzystwo i obserwowałam poczynania maluchów.
Najpierw był rwetes, bo tyle dobra w zasięgu wzroku, potem wybieranie wszystkiego, co wpadło w oko i zaglądanie sobie do koszyków, wreszcie próby podliczania, ile kto nabrał towaru.
Gdy zmierzałam do kasy, babcia powróciła do swoich pociech i sprawdziła zawartość koszyków. Przy czytniku kodów sprawdziła pobieżnie czy dzieciaki zmieściły się w limicie kwotowym.
Później wszyscy po kolei podeszli do kasy, każdego kasjerka skasowała osobno, dostał osobną torbę i czekali na babcię grzecznie na ławeczce.
Gdybyście widzieli ich miny - duma i satysfakcja i nikt nie marudził.
Zapamiętam sobie tę historyjkę, może kiedyś skorzystam :-)
środa, 21 sierpnia 2019
Z poradnika babuni...
Ciekawostki ze starych poradników mogą przydać się w kuchni lub pozostać ciekawostkami do czytania w jesienne wieczory.
Podobne porady moje dwie babcie miały w głowie, niewiele z nich pamiętam, ale niektóre tak:
- ciasto drożdżowe nie lubi przeciągów, a w czasie burzy może powstać zakalec
- ciasto na biszkopt mieszaj zawsze w jednym kierunku
- jajek nie wybijaj wprost do potrawy, szkoda zepsuć całość jednym zepsutym jajkiem
- zbyt słony sos uratujesz surowym ziemniakiem wrzuconym w czasie gotowania, a zbyt rzadki zagęścisz razowym chlebem
Pewnie znacie podobne przykazania z domowych sekretników kuchennych.
A poniżej porady wynotowane z poradnika dobrej gospodyni, już kiedyś inne cytowałam na tym blogu.
- whisky działa bakteriobójczo – osoby podróżujące, zwłaszcza za granicę powinny pić codziennie łyk tego alkoholu w celu zapobiegania ewentualnym infekcjom…
- kufle do piwa powinno się myć bez płynu do naczyń, gdyż źle wypłukany hamuje powstawanie piany na piwie
- nie można zostawiać srebrnych sztućców w kwaśnych potrawach, gdyż śniedzieją, a śniedź jest trująca…
- do odświeżenia dywanu możemy użyć kapusty kiszonej, należy posypać dywan odciśniętą kapustą, trzeć mocno, a następnie odkurzyć…
- bita śmietana utrzyma się dłużej na sztywno, jeśli do ubijania dodamy cukru żelującego…
- szczypta kawy rozpuszczalnej dodana do sosu z pieczeni nada potrawie świetnego aromatu…
- jeśli zaś wyjdzie zbyt mało sosu, to rozmnożysz go dodatkiem śmietany, a do sosu z wołowiny dobrze dodać piwa…
- jeśli wrzucisz do gorącego mleka kostkę lodu, to na powierzchni nie powstanie kożuch…
- innym sposobem na podniesienie smaku sosu jest dodanie plasterków jabłka lub cukru rozgrzanego na patelni i zalanego sokiem jabłkowym…
- by wołowina była miękka i krucha dodaj do mięsa kieliszek koniaku w trakcie duszenia
- aby zagłuszyć smak i zapach czosnku w ustach należy zjeść kawałek czekolady…
- parówki nie popękają w czasie gotowania, jeśli dolejesz do wody trochę mleka i nie dopuścisz do wrzenia…
- zioła krojone na drewnianej desce tracą nieco aromatu, gdyż drewno wyciąga smak i zapach, dlatego warto deskę zwilżyć wodą…
Może i Wy znacie jakieś tajemnice babć czy ciotek, które przechodzą z pokolenia na pokolenie?
Podobne porady moje dwie babcie miały w głowie, niewiele z nich pamiętam, ale niektóre tak:
- ciasto drożdżowe nie lubi przeciągów, a w czasie burzy może powstać zakalec
- ciasto na biszkopt mieszaj zawsze w jednym kierunku
- jajek nie wybijaj wprost do potrawy, szkoda zepsuć całość jednym zepsutym jajkiem
- zbyt słony sos uratujesz surowym ziemniakiem wrzuconym w czasie gotowania, a zbyt rzadki zagęścisz razowym chlebem
Pewnie znacie podobne przykazania z domowych sekretników kuchennych.
A poniżej porady wynotowane z poradnika dobrej gospodyni, już kiedyś inne cytowałam na tym blogu.
- whisky działa bakteriobójczo – osoby podróżujące, zwłaszcza za granicę powinny pić codziennie łyk tego alkoholu w celu zapobiegania ewentualnym infekcjom…
- kufle do piwa powinno się myć bez płynu do naczyń, gdyż źle wypłukany hamuje powstawanie piany na piwie
- nie można zostawiać srebrnych sztućców w kwaśnych potrawach, gdyż śniedzieją, a śniedź jest trująca…
- do odświeżenia dywanu możemy użyć kapusty kiszonej, należy posypać dywan odciśniętą kapustą, trzeć mocno, a następnie odkurzyć…
- bita śmietana utrzyma się dłużej na sztywno, jeśli do ubijania dodamy cukru żelującego…
- szczypta kawy rozpuszczalnej dodana do sosu z pieczeni nada potrawie świetnego aromatu…
- jeśli zaś wyjdzie zbyt mało sosu, to rozmnożysz go dodatkiem śmietany, a do sosu z wołowiny dobrze dodać piwa…
- jeśli wrzucisz do gorącego mleka kostkę lodu, to na powierzchni nie powstanie kożuch…
- innym sposobem na podniesienie smaku sosu jest dodanie plasterków jabłka lub cukru rozgrzanego na patelni i zalanego sokiem jabłkowym…
- by wołowina była miękka i krucha dodaj do mięsa kieliszek koniaku w trakcie duszenia
- aby zagłuszyć smak i zapach czosnku w ustach należy zjeść kawałek czekolady…
- parówki nie popękają w czasie gotowania, jeśli dolejesz do wody trochę mleka i nie dopuścisz do wrzenia…
- zioła krojone na drewnianej desce tracą nieco aromatu, gdyż drewno wyciąga smak i zapach, dlatego warto deskę zwilżyć wodą…
Może i Wy znacie jakieś tajemnice babć czy ciotek, które przechodzą z pokolenia na pokolenie?
poniedziałek, 19 sierpnia 2019
Wróciłam ciałem, duchem podążam....
Wróciłam przepełniona wrażeniami, zmęczona, ale szczęśliwa.
Dziękuję Wszystkim za życzenia, sprawdziły się w 100% - pogoda dopisała, humory także, uroczystości wypadły wspaniale (tak twierdzą goście).
Bawiliśmy się do 4.30, do końca parkiet pełen był tańczących par. Nie przypuszczałam, że wytrwam tak długo, nawet nie zauważyłam, że jest północ, gdyby nie tort weselny, myślałabym, że minęły dopiero ze dwie godzinki...
Najbardziej wzruszający moment wesela to podziękowanie Młodych dla rodziców.
Obejrzeliśmy film z wykorzystaniem zdjęć rodzinnych od narodzin obojga młodych do narzeczeństwa, w którym dorosłe już dzieci dziękowały rodzicom za Życie, Cudowne dzieciństwo, Edukację....było śmiesznie i wzruszająco, podkład muzyczny dopełnił całość, łzy lały się kaskadą i to nie tylko nasze, goście weselni wycierali ukradkiem spocone oczy.
Otrzymaliśmy( rodzice obojga młodych) wielki bukiet róż oraz upominek, zapierający dech w piersiach - voucher na następne wakacje!
Goście weselni otrzymali drobne upominki - maleńką flaszeczkę nalewki cytrynowej na miodzie własnej produkcji i dedykowane krówki (cukierki).
Mam nadzieję, że będę dobrą teściową, zresztą moja była cudownym człowiekiem, z kolei mój mąż zawsze swoją chwalił... mam więc dobre wzorce, a z synową złapałyśmy od początku świetny kontakt.
Szczęśliwe dzieci to szczęśliwi rodzice!
Dziękuję Wszystkim za życzenia, sprawdziły się w 100% - pogoda dopisała, humory także, uroczystości wypadły wspaniale (tak twierdzą goście).
Bawiliśmy się do 4.30, do końca parkiet pełen był tańczących par. Nie przypuszczałam, że wytrwam tak długo, nawet nie zauważyłam, że jest północ, gdyby nie tort weselny, myślałabym, że minęły dopiero ze dwie godzinki...
Najbardziej wzruszający moment wesela to podziękowanie Młodych dla rodziców.
Obejrzeliśmy film z wykorzystaniem zdjęć rodzinnych od narodzin obojga młodych do narzeczeństwa, w którym dorosłe już dzieci dziękowały rodzicom za Życie, Cudowne dzieciństwo, Edukację....było śmiesznie i wzruszająco, podkład muzyczny dopełnił całość, łzy lały się kaskadą i to nie tylko nasze, goście weselni wycierali ukradkiem spocone oczy.
Otrzymaliśmy( rodzice obojga młodych) wielki bukiet róż oraz upominek, zapierający dech w piersiach - voucher na następne wakacje!
Goście weselni otrzymali drobne upominki - maleńką flaszeczkę nalewki cytrynowej na miodzie własnej produkcji i dedykowane krówki (cukierki).
Mam nadzieję, że będę dobrą teściową, zresztą moja była cudownym człowiekiem, z kolei mój mąż zawsze swoją chwalił... mam więc dobre wzorce, a z synową złapałyśmy od początku świetny kontakt.
Szczęśliwe dzieci to szczęśliwi rodzice!
czwartek, 15 sierpnia 2019
Do poniedziałku...
Wybywam na ślub i wesele syna, powrócę już jako teściowa, ale zostawiam Wam kilka sympatycznych obrazków - ku uciesze, refleksji, do wyboru.
Trzymajcie kciuki, bym wytrwała do końca wesela, mam nadzieję, że wytańczę się za wszystkie czasy:-)
Życzę wszystkim dobrych dni i do poczytania:-)
Trzymajcie kciuki, bym wytrwała do końca wesela, mam nadzieję, że wytańczę się za wszystkie czasy:-)
Życzę wszystkim dobrych dni i do poczytania:-)
poniedziałek, 12 sierpnia 2019
W gościnie u Mieszka
Najlepsze bywają spontaniczne wypady.
Mąż mówi - jedziemy do Biskupina odwiedzić stare kąty, spokojnie będzie nad jeziorem, wycieczek mało...
Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że parkingi pełne, ludzi mnóstwo, na szczęście kolejek do kas nie było.
No, może kilka osób.
Za bramą skansenu przywitał nas transparent o treści:
W wiosce Mieszka, festyn wakacyjny 10-11 sierpnia.
Dało się zauważyć, że zwiedzanie całymi rodzinami stało się popularne, słychać także różne języki: angielski, hiszpański, rosyjski.
Dzieci nie nudzą się zwiedzaniem, bo przygotowano dla nich wiele atrakcji:
- strzelanie z łuku
- wybijanie pamiątkowych medali
- przebieranie się w stroje z epoki
- lepienie z gliny
- próbowanie podpłomyków, chleba ze smalcem
- przekrój przez ul w zagrodzie bartnika
- zagrody ze zwierzętami
- wystawy tematyczne w muzeum na terenie skansenu
- rejs statkiem po jeziorze
Nowością dla mnie była plenerowa wystawa kamieni z rozmaitymi płaskorzeźbami, nie znalazłam jednak informacji skąd te kamienie i co przedstawiają rzeźby...
Dzieci zwracały uwagę na łabędzia, który wyszedł na ląd, ale nie pozwalał się do siebie zbliżyć, syczał na dzieciaki, a szczególnie na psy...
W muzeum dwie wystawy czasowe:
pierwsza to Świat komiksów Janusza Christy. "Kajko i Kokosz" jako ambasadorzy popularyzacji naszych dawnych dziejów.
Słychać było zachwyty nie tylko dzieci, ale także ojców - popatrz, mój ulubiony komiks z dzieciństwa...
W gablotach rekonstrukcja naczyń i narzędzi oraz strojów z epoki.
Druga wystawa, niezwykle ciekawa to proces powstawania naczyń glinianych od neolitu do współczesności.
Wielu eksponatów można było dotknąć, wiele ciekawostek znalazłam w specjalnych zakamarkach dla dociekliwych.
Na dużych ekranach wyświetlano filmy dotyczące historii garncarstwa na ziemiach polskich.
W wiosce Mieszka obrazki z codziennego życia wczesnośredniowiecznych mieszkańców tych ziem - organizatorzy wykorzystali do tego celu rekonstrukcje wykonane jeszcze dla planu filmowego produkcji "Stara baśń".
Każdorazowo wizyta w Biskupinie przynosi jakieś ciekawostki historyczne, kiedyś zwiedziliśmy muzeum rybactwa, tuż obok skansenu archeologicznego.
Tym razem zapoznaliśmy się z wystawą o tajemnych kręgach i kultowych źródłach, którym nasi przodkowie oddawali cześć.
Ślady ich życia i wierzeń sięgają 6000 lat wstecz.
Poprawia się także baza turystyczna z noclegami, restauracjami, zniknęły obskurne stragany z pamiątkami, pojawiły się darmowe, schludne toalety.
W drodze powrotnej mijaliśmy kolejkę turystyczną, wąskotorową, którą dojedziemy ze Żnina do Biskupina przez Wenecję, gdzie diabeł straszy.
Kolejny duży festyn w sierpniu pod hasłem Smaki przeszłości i we wrześniu jubileuszowy, więc jeśli będziecie w pobliżu...
Mąż mówi - jedziemy do Biskupina odwiedzić stare kąty, spokojnie będzie nad jeziorem, wycieczek mało...
Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że parkingi pełne, ludzi mnóstwo, na szczęście kolejek do kas nie było.
No, może kilka osób.
Za bramą skansenu przywitał nas transparent o treści:
W wiosce Mieszka, festyn wakacyjny 10-11 sierpnia.
Dało się zauważyć, że zwiedzanie całymi rodzinami stało się popularne, słychać także różne języki: angielski, hiszpański, rosyjski.
Dzieci nie nudzą się zwiedzaniem, bo przygotowano dla nich wiele atrakcji:
- strzelanie z łuku
- wybijanie pamiątkowych medali
- przebieranie się w stroje z epoki
- lepienie z gliny
- próbowanie podpłomyków, chleba ze smalcem
- przekrój przez ul w zagrodzie bartnika
- zagrody ze zwierzętami
- wystawy tematyczne w muzeum na terenie skansenu
- rejs statkiem po jeziorze
Nowością dla mnie była plenerowa wystawa kamieni z rozmaitymi płaskorzeźbami, nie znalazłam jednak informacji skąd te kamienie i co przedstawiają rzeźby...
Dzieci zwracały uwagę na łabędzia, który wyszedł na ląd, ale nie pozwalał się do siebie zbliżyć, syczał na dzieciaki, a szczególnie na psy...
W muzeum dwie wystawy czasowe:
pierwsza to Świat komiksów Janusza Christy. "Kajko i Kokosz" jako ambasadorzy popularyzacji naszych dawnych dziejów.
Słychać było zachwyty nie tylko dzieci, ale także ojców - popatrz, mój ulubiony komiks z dzieciństwa...
W gablotach rekonstrukcja naczyń i narzędzi oraz strojów z epoki.
Druga wystawa, niezwykle ciekawa to proces powstawania naczyń glinianych od neolitu do współczesności.
Wielu eksponatów można było dotknąć, wiele ciekawostek znalazłam w specjalnych zakamarkach dla dociekliwych.
Na dużych ekranach wyświetlano filmy dotyczące historii garncarstwa na ziemiach polskich.
W wiosce Mieszka obrazki z codziennego życia wczesnośredniowiecznych mieszkańców tych ziem - organizatorzy wykorzystali do tego celu rekonstrukcje wykonane jeszcze dla planu filmowego produkcji "Stara baśń".
Każdorazowo wizyta w Biskupinie przynosi jakieś ciekawostki historyczne, kiedyś zwiedziliśmy muzeum rybactwa, tuż obok skansenu archeologicznego.
Tym razem zapoznaliśmy się z wystawą o tajemnych kręgach i kultowych źródłach, którym nasi przodkowie oddawali cześć.
Ślady ich życia i wierzeń sięgają 6000 lat wstecz.
Poprawia się także baza turystyczna z noclegami, restauracjami, zniknęły obskurne stragany z pamiątkami, pojawiły się darmowe, schludne toalety.
W drodze powrotnej mijaliśmy kolejkę turystyczną, wąskotorową, którą dojedziemy ze Żnina do Biskupina przez Wenecję, gdzie diabeł straszy.
Kolejny duży festyn w sierpniu pod hasłem Smaki przeszłości i we wrześniu jubileuszowy, więc jeśli będziecie w pobliżu...
sobota, 10 sierpnia 2019
Krok za krokiem...
Lubimy chodzić przy każdej pogodzie, mówi się , że nie ma złej pogody, jedynie niewłaściwe ubranie...
Nawet upał nie jest przeszkodą, wręcz przeciwnie, gdy człowiek się rusza krew lepiej krąży, mniej puchną nogi.
Oczywiście trzeba się dobrze przygotować.
Organizm przyzwyczaja się nawet do upałów. Najbardziej dokuczliwa jest duchota przed burzą, nie sama temperatura...
Sąsiad pyta nas ostatnio - gdzie was niesie na taki upał, ja ledwo zipię...ale sąsiad porusza się głównie autem, za kółkiem pracuje, wychodzi tylko wieczorem z psem.
Mamy z mężem swoje trasy i przebiegi, mawiamy, że musimy przejść swój dzienny dystans, bo bez tego źle się czujemy, po prostu.
Zainstalowałam sobie aplikację w telefonie, która mierzy ilość kroków, kilometrów i kalorii spalonych w ruchu.
Po co mi to?
Z ciekawości. Najpierw słyszałam od koleżanki, że ma i chwaliła się, jak to z psem przeszła 3000 kroków.
Pomyślałam, że to bardzo dużo!
Okazało się, że mąż ma taką w swoim telefonie, więc zainstalowałam także, bo nie zawsze spacerujemy razem.
Najpierw sprawdziłam trasę do pracy i z powrotem - jakieś 14.000 kroków!
Krok następny to dłuższy spacer, jakieś 2 godziny na powietrzu:
16530 kroków
505 spalonych kalorii
10,74 km
Naprawdę, spacerując w ogóle tego nie czułam, ale wyświetlone na ekranie robi wrażenie. Szkoda, że nie zainstalowałam wcześniej...
Tak to mniej więcej wygląda w telefonie, ale są różne opcje.
Podobno dla zdrowia powinniśmy przejść codziennie co najmniej 10 tysięcy kroków i coś w tym jest, bo człowiek niby zmęczony fizycznie, ale nastrój o wiele lepszy.
Taka jeszcze refleksja nasunęła mi się w tym wszystkim, że organizm ludzki jest doskonałą maszyną.
Tyle chodzenia, biegania, zginania stawów, ścierania skóry, maltretowania włosów, trawienia różnych lepszych i gorszych pokarmów, obżeranie się i posty, eksperymenty z używkami, zmiany klimatu, elektronika wszędzie - niejedna maszyna zepsułaby się już dawno ...
A my ciągle dajemy radę i im mniej się rozpieszczamy luksusem, tym lepsza kondycja i zdrowie - zadziwiające!
P.S. wczoraj aplikacja pokazała 17656 kroków i 652 kcal, więc zjadłam bez wyrzutów pyszny sernik o nazwie Manhattan:-)
Nawet upał nie jest przeszkodą, wręcz przeciwnie, gdy człowiek się rusza krew lepiej krąży, mniej puchną nogi.
Oczywiście trzeba się dobrze przygotować.
Organizm przyzwyczaja się nawet do upałów. Najbardziej dokuczliwa jest duchota przed burzą, nie sama temperatura...
Sąsiad pyta nas ostatnio - gdzie was niesie na taki upał, ja ledwo zipię...ale sąsiad porusza się głównie autem, za kółkiem pracuje, wychodzi tylko wieczorem z psem.
Mamy z mężem swoje trasy i przebiegi, mawiamy, że musimy przejść swój dzienny dystans, bo bez tego źle się czujemy, po prostu.
Zainstalowałam sobie aplikację w telefonie, która mierzy ilość kroków, kilometrów i kalorii spalonych w ruchu.
Po co mi to?
Z ciekawości. Najpierw słyszałam od koleżanki, że ma i chwaliła się, jak to z psem przeszła 3000 kroków.
Pomyślałam, że to bardzo dużo!
Okazało się, że mąż ma taką w swoim telefonie, więc zainstalowałam także, bo nie zawsze spacerujemy razem.
Najpierw sprawdziłam trasę do pracy i z powrotem - jakieś 14.000 kroków!
Krok następny to dłuższy spacer, jakieś 2 godziny na powietrzu:
16530 kroków
505 spalonych kalorii
10,74 km
Naprawdę, spacerując w ogóle tego nie czułam, ale wyświetlone na ekranie robi wrażenie. Szkoda, że nie zainstalowałam wcześniej...
Tak to mniej więcej wygląda w telefonie, ale są różne opcje.
Podobno dla zdrowia powinniśmy przejść codziennie co najmniej 10 tysięcy kroków i coś w tym jest, bo człowiek niby zmęczony fizycznie, ale nastrój o wiele lepszy.
Taka jeszcze refleksja nasunęła mi się w tym wszystkim, że organizm ludzki jest doskonałą maszyną.
Tyle chodzenia, biegania, zginania stawów, ścierania skóry, maltretowania włosów, trawienia różnych lepszych i gorszych pokarmów, obżeranie się i posty, eksperymenty z używkami, zmiany klimatu, elektronika wszędzie - niejedna maszyna zepsułaby się już dawno ...
A my ciągle dajemy radę i im mniej się rozpieszczamy luksusem, tym lepsza kondycja i zdrowie - zadziwiające!
P.S. wczoraj aplikacja pokazała 17656 kroków i 652 kcal, więc zjadłam bez wyrzutów pyszny sernik o nazwie Manhattan:-)
środa, 7 sierpnia 2019
O mowo polska...
Media mają wielką moc, wiec tym bardziej ludzie mediów powinni dbać nie tylko treść, ale i o poprawność językową.
Rozumiem jeszcze, że ktoś popełnia jakieś błędy, każdemu się zdarza - z nerwów, przez roztargnienie, zbyt szybkie mówienie, ale komplikowanie prostych wypowiedzi dziwnymi konstrukcjami stylistycznymi czy niepotrzebnymi wtrąceniami obcymi, to już zbyt wiele.
Są oczywiście różne style wypowiedzi, ale uczono mnie , że najlepsze są proste wypowiedzenia bez zbędnych udziwnień oraz niezbyt długie zdania. Styl oratorski nie zawsze się sprawdza. Nie w każdej sytuacji wypada stosować język gwary młodzieżowej i dziwne skróty myślowe.
Jeśli mam do czynienia z informacjami typu doniesienia medialne o bieżącej sytuacji w kraju i nie tylko, spodziewam się rzetelnego sprawozdania bez udziwnień językowych i bez opinii sprawozdawcy.
Informacje nie staną się też bardziej zrozumiałe, gdy użyjemy fachowego języka, mało dostępnego dla laików w danej dziedzinie. To zostawmy na konferencje i sympozja branżowe.
Od takich niespodzianek językowych nie są wolne zarówno kanały informacyjne, jak i programy poradnikowe, że o dyskusjach na żywo nie wspomnę.
W krótkim czasie udało mi się wynotować kilka takich kwiatków, które pojawiają się najczęściej. Może ktoś z czytających dorzuci swój przykład?
Oto niektóre z moich przykładów:
- fokusować się na target - pani prowadząca program o urodzie
- wow tygodnia i lol tygodnia - artykuł w Internecie
- prowadzić czynności ze świadkiem, zmierzające do wyjaśnienia okoliczności zdarzenia na obiekcie sportowym - program informacyjny
- dwuosobowa grupa strażników miejskich - hit tygodnia jak dla mnie!
- sprawca śmiertelnie ranił ofiarę ostrym narzędziem - chyba zabił?
- potrącenie pieszego ze skutkiem śmiertelnym - zabicie pieszego na pasach!
- strażacy po przybyciu na miejsce zgłoszenia zastali mocno rozwiniętą sytuację pożarową - prawda, że cudne?
- kierujący pojazdem jednośladowym typu hulajnoga spowodował kolizję w ruchu pieszych- świat się zmienia, nie ma co!
(grafika na licencji CCO Public Domain)
- pan minister spotka się z dziennikarzami na krótkim briefingu - czyli co będą robić?
- do wody wpadła osoba na rowerze - a czy na rowerze jeżdżą zwierzęta?
- inna czynność płciowa - kuriozalne, inna od czego?
- pozyskano 40 sztuk dzików - enigmatyczna nazwa na zabicie zwierząt!
- ewakuowano 5 klatek schodowych - ciekawe, jak to zrobiono, a ludzie?
- do zdarzenia zadysponowano karetkę - częste ostatnio, a myślałam, że karetki się wysyła/kieruje na miejsce zdarzenia...
To tylko media, a co dopiero myśleć o języku korporacyjnym czy slangach innych grup społecznych...
Będę wdzięczna jeśli podzielicie się swoimi przykładami:-)
Rozumiem jeszcze, że ktoś popełnia jakieś błędy, każdemu się zdarza - z nerwów, przez roztargnienie, zbyt szybkie mówienie, ale komplikowanie prostych wypowiedzi dziwnymi konstrukcjami stylistycznymi czy niepotrzebnymi wtrąceniami obcymi, to już zbyt wiele.
Są oczywiście różne style wypowiedzi, ale uczono mnie , że najlepsze są proste wypowiedzenia bez zbędnych udziwnień oraz niezbyt długie zdania. Styl oratorski nie zawsze się sprawdza. Nie w każdej sytuacji wypada stosować język gwary młodzieżowej i dziwne skróty myślowe.
Jeśli mam do czynienia z informacjami typu doniesienia medialne o bieżącej sytuacji w kraju i nie tylko, spodziewam się rzetelnego sprawozdania bez udziwnień językowych i bez opinii sprawozdawcy.
Informacje nie staną się też bardziej zrozumiałe, gdy użyjemy fachowego języka, mało dostępnego dla laików w danej dziedzinie. To zostawmy na konferencje i sympozja branżowe.
Od takich niespodzianek językowych nie są wolne zarówno kanały informacyjne, jak i programy poradnikowe, że o dyskusjach na żywo nie wspomnę.
W krótkim czasie udało mi się wynotować kilka takich kwiatków, które pojawiają się najczęściej. Może ktoś z czytających dorzuci swój przykład?
Oto niektóre z moich przykładów:
- fokusować się na target - pani prowadząca program o urodzie
- wow tygodnia i lol tygodnia - artykuł w Internecie
- prowadzić czynności ze świadkiem, zmierzające do wyjaśnienia okoliczności zdarzenia na obiekcie sportowym - program informacyjny
- dwuosobowa grupa strażników miejskich - hit tygodnia jak dla mnie!
- sprawca śmiertelnie ranił ofiarę ostrym narzędziem - chyba zabił?
- potrącenie pieszego ze skutkiem śmiertelnym - zabicie pieszego na pasach!
- strażacy po przybyciu na miejsce zgłoszenia zastali mocno rozwiniętą sytuację pożarową - prawda, że cudne?
- kierujący pojazdem jednośladowym typu hulajnoga spowodował kolizję w ruchu pieszych- świat się zmienia, nie ma co!
(grafika na licencji CCO Public Domain)
- pan minister spotka się z dziennikarzami na krótkim briefingu - czyli co będą robić?
- do wody wpadła osoba na rowerze - a czy na rowerze jeżdżą zwierzęta?
- inna czynność płciowa - kuriozalne, inna od czego?
- pozyskano 40 sztuk dzików - enigmatyczna nazwa na zabicie zwierząt!
- ewakuowano 5 klatek schodowych - ciekawe, jak to zrobiono, a ludzie?
- do zdarzenia zadysponowano karetkę - częste ostatnio, a myślałam, że karetki się wysyła/kieruje na miejsce zdarzenia...
To tylko media, a co dopiero myśleć o języku korporacyjnym czy slangach innych grup społecznych...
Będę wdzięczna jeśli podzielicie się swoimi przykładami:-)
niedziela, 4 sierpnia 2019
Wszystkiego najlepszego...
Ktoś na blogu wspominał o sposobach na zapamiętanie rocznic, urodzin i innych okazji, o których pamiętać wypada, a nasza pamięć niezbyt współpracuje albo owe okazje przypominają nam się zbyt późno.
Znalazłam na Pintereście taką oto tablicę, którą możemy zrobić sami z użyciem prostych i tanich materiałów.
Ma jeszcze tę zaletę, że nie musimy wiecznie przeglądać kalendarza, notesu lub wpisywać w nowy roku tych samych treści.
Lubię czasami zapisywać podobne pomysły na swojej tablicy Pinterest.
Czy ktoś z Was ma coś takiego? Bardzo się przydaje...
Ale to ułatwienie jest tylko pretekstem do rozważań na tematy imprezowe.
Każdy z nas obchodzi inne okazje, są też tacy, którzy nie celebrują świąt, urodzin, rocznic.
Czasem składamy komuś życzenia, a słyszymy odpowiedź - ale ja nie obchodzę...
Bywa, że składam komuś znajomemu lub bliskiemu życzenia telefonicznie, a słyszę - ale ja nie wyprawiam - przecież nie dzwonię po to, by wprosić się na kawę, wystarczy podziękować, prawda?
Inna sprawa to liczba gości przy stole. Na szczęście odchodzi się od hucznych imprez do późnych godzin nocnych, bo w blokach zwłaszcza, jest to dla innych bardzo uciążliwe.
Sama pamiętam rodzinne imieniny, gdy przy stole zasiadało do 20 osób, ciasnota, duchota, dym z papierosów (takie były czasy), a po kilku drinkach śpiewy biesiadne.
W ogóle częściej sie ludzie spotykali towarzysko w domach, czasem bez uprzedniego zapraszania, bo nawet telefon był nie w każdym domu.
Dziś tę funkcję przejęły lokale gastronomiczne, jeśli kogoś stać lub zapraszamy gości w bardziej kameralnym składzie.
Mniej osób to mniej przygotowań i lepsza okazja do rozmów. Bywa, że gramy w gry planszowe, a śmiechu jest wtedy co niemiara.
Sama tak robię, bo nie mam już sił, żeby sprostać przyjmowaniu dużej liczby gości, bo to i zakupy, gotowanie, dekoracje i zadbanie o dobry nastrój każdego. Z doświadczenia wiem, że porozmawiać każdy z każdym nie da rady, jedynie wszyscy przekrzykują się przez stół.
W tym wypadku lepsze są imprezy ogrodowe przy grillu i składkowe... każdy może przynieść to , co najbardziej lubi i posmakować specjałów innych gości.
Spotykamy się także powakacyjnie, by obejrzeć zdjęcia z wypraw w różne strony, a ostatnio, aby pobyć rodzinnie, ale nie napracować się w kuchni wybieramy imprezy plenerowe, na przykład wspólny wypad z bliskimi na festyn w skansenie.
Tam można urządzić własny piknik na trawie lub popróbować lokalnych przysmaków przygotowanych przez panie z kół gospodyń wiejskich.
Jak to mówią, każda okazja jest dobra by pobyć z bliskimi lub przyjaciółmi, wystarczy znaleźć sposób, by nie urobić się po łokcie, a wszyscy, łącznie z gospodarzami mogli miło spędzić czas.
Znalazłam na Pintereście taką oto tablicę, którą możemy zrobić sami z użyciem prostych i tanich materiałów.
Ma jeszcze tę zaletę, że nie musimy wiecznie przeglądać kalendarza, notesu lub wpisywać w nowy roku tych samych treści.
Lubię czasami zapisywać podobne pomysły na swojej tablicy Pinterest.
Czy ktoś z Was ma coś takiego? Bardzo się przydaje...
Ale to ułatwienie jest tylko pretekstem do rozważań na tematy imprezowe.
Każdy z nas obchodzi inne okazje, są też tacy, którzy nie celebrują świąt, urodzin, rocznic.
Czasem składamy komuś życzenia, a słyszymy odpowiedź - ale ja nie obchodzę...
Bywa, że składam komuś znajomemu lub bliskiemu życzenia telefonicznie, a słyszę - ale ja nie wyprawiam - przecież nie dzwonię po to, by wprosić się na kawę, wystarczy podziękować, prawda?
Inna sprawa to liczba gości przy stole. Na szczęście odchodzi się od hucznych imprez do późnych godzin nocnych, bo w blokach zwłaszcza, jest to dla innych bardzo uciążliwe.
Sama pamiętam rodzinne imieniny, gdy przy stole zasiadało do 20 osób, ciasnota, duchota, dym z papierosów (takie były czasy), a po kilku drinkach śpiewy biesiadne.
W ogóle częściej sie ludzie spotykali towarzysko w domach, czasem bez uprzedniego zapraszania, bo nawet telefon był nie w każdym domu.
Dziś tę funkcję przejęły lokale gastronomiczne, jeśli kogoś stać lub zapraszamy gości w bardziej kameralnym składzie.
Mniej osób to mniej przygotowań i lepsza okazja do rozmów. Bywa, że gramy w gry planszowe, a śmiechu jest wtedy co niemiara.
Sama tak robię, bo nie mam już sił, żeby sprostać przyjmowaniu dużej liczby gości, bo to i zakupy, gotowanie, dekoracje i zadbanie o dobry nastrój każdego. Z doświadczenia wiem, że porozmawiać każdy z każdym nie da rady, jedynie wszyscy przekrzykują się przez stół.
W tym wypadku lepsze są imprezy ogrodowe przy grillu i składkowe... każdy może przynieść to , co najbardziej lubi i posmakować specjałów innych gości.
Spotykamy się także powakacyjnie, by obejrzeć zdjęcia z wypraw w różne strony, a ostatnio, aby pobyć rodzinnie, ale nie napracować się w kuchni wybieramy imprezy plenerowe, na przykład wspólny wypad z bliskimi na festyn w skansenie.
Tam można urządzić własny piknik na trawie lub popróbować lokalnych przysmaków przygotowanych przez panie z kół gospodyń wiejskich.
Jak to mówią, każda okazja jest dobra by pobyć z bliskimi lub przyjaciółmi, wystarczy znaleźć sposób, by nie urobić się po łokcie, a wszyscy, łącznie z gospodarzami mogli miło spędzić czas.
czwartek, 1 sierpnia 2019
Z pamiętnika łączniczki
O pani Basi, łączniczce z Powstania Warszawskiego pisałam dwa razy, wystarczy odszukać w etykietach hasło Powstanie Warszawskie.
Odeszła kilka miesięcy temu, ku wielkiej rozpaczy bliskich i znajomych.
Na szczęście pozostawiła po sobie pamiątki i relacje, które wzbogaciły zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego, a wiele czeka jeszcze na przejrzenie przez syna, który zdołał namówić mamę na krótko przed śmiercią na nagranie ustnej relacji z tego niezwykłego okresu jej życia.
A nie było to łatwe, gdyż niechętnie wracała do wspomnień z powstania.
Zrozumiała jednak, że jest to winna tym kolegom, którzy zginęli na oczach młodziutkiej łączniczki oraz swoim wnukom i prawnukom, by poznały prawdę o tym zrywie powstańczym.
Mnie wzruszyła nie tylko nagrana relacja, ostatnie wspomnienie bohaterki, którą poznałam osobiście, ale także pamiętnik spisywany pięknym charakterem pisma, w którym utrwalała także ulubione wiersze i teksty piosenek.
Prywatny śpiewnik pieśni powstańczych, tych samych, które śpiewam co roku z mieszkańcami Warszawy, tyle że przed ekranem telewizora...
Matka Boska Armii Krajowej
Nie na świętym świeciłaś obrazie
nie z legendy Cię wzięto wiekowej
stałaś z nami na barykadzie
Matko Boża Armii krajowej
W naszym mieście naszego chleba
Daj nam dzisiaj po walce pożywać
Zanim wiecznym ogarniesz niebem
Święta Panno Warszawska i tkliwa
Gną się salwy a wieczór pokrótce
Świeci jasno pod stalowym kaskiem
ze szmajcerem staje na placówce
Matka Boska ulicy Warszawskiej.
Ona jedna nie zginie bez sławy
i nie padnie pod bombą nalotu
Matka Boska, co kocha Warszawę
Tak jak strzelec krajowej piechoty...
(jeden z wierszy w pamiętniku)
Zainteresowanych sylwetką pani Barbary odsyłam do archiwum biogramów powstańczych, gdzie widnieje również biografia pani Basi oraz jej osobista relacja udziału w Powstaniu Warszawskim. Wystarczy kliknąć TUTAJ
Wszystkie informacje, w tym portret z młodości naszej bohaterki publikuję dzięki uprzejmości syna pani Barbary Sosińskiej.
Odeszła kilka miesięcy temu, ku wielkiej rozpaczy bliskich i znajomych.
Na szczęście pozostawiła po sobie pamiątki i relacje, które wzbogaciły zbiory Muzeum Powstania Warszawskiego, a wiele czeka jeszcze na przejrzenie przez syna, który zdołał namówić mamę na krótko przed śmiercią na nagranie ustnej relacji z tego niezwykłego okresu jej życia.
A nie było to łatwe, gdyż niechętnie wracała do wspomnień z powstania.
Zrozumiała jednak, że jest to winna tym kolegom, którzy zginęli na oczach młodziutkiej łączniczki oraz swoim wnukom i prawnukom, by poznały prawdę o tym zrywie powstańczym.
Mnie wzruszyła nie tylko nagrana relacja, ostatnie wspomnienie bohaterki, którą poznałam osobiście, ale także pamiętnik spisywany pięknym charakterem pisma, w którym utrwalała także ulubione wiersze i teksty piosenek.
Prywatny śpiewnik pieśni powstańczych, tych samych, które śpiewam co roku z mieszkańcami Warszawy, tyle że przed ekranem telewizora...
Matka Boska Armii Krajowej
Nie na świętym świeciłaś obrazie
nie z legendy Cię wzięto wiekowej
stałaś z nami na barykadzie
Matko Boża Armii krajowej
W naszym mieście naszego chleba
Daj nam dzisiaj po walce pożywać
Zanim wiecznym ogarniesz niebem
Święta Panno Warszawska i tkliwa
Gną się salwy a wieczór pokrótce
Świeci jasno pod stalowym kaskiem
ze szmajcerem staje na placówce
Matka Boska ulicy Warszawskiej.
Ona jedna nie zginie bez sławy
i nie padnie pod bombą nalotu
Matka Boska, co kocha Warszawę
Tak jak strzelec krajowej piechoty...
(jeden z wierszy w pamiętniku)
Zainteresowanych sylwetką pani Barbary odsyłam do archiwum biogramów powstańczych, gdzie widnieje również biografia pani Basi oraz jej osobista relacja udziału w Powstaniu Warszawskim. Wystarczy kliknąć TUTAJ
Wszystkie informacje, w tym portret z młodości naszej bohaterki publikuję dzięki uprzejmości syna pani Barbary Sosińskiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)