Mówi się, że nie wszyscy radzą sobie z życiem...
Przyczyny bywają różne: słaba psychika, zbieg fatalnych okoliczności, brak umiejętności społecznych, uzależnienia, zawód miłosny, brak poczucia bezpieczeństwa itd.
Bywa, że człowiek staje pod ścianą i jeśli nie potrafi lub wstydzi się poprosić o pomoc, sięga po rozwiązanie ostateczne czyli samobójstwo.
Czasami samobójstwo jest skutkiem depresji, długotrwałej, wyniszczającej i nawet najbliżsi nie zauważają niepokojących objawów choroby.
Chcę dziś opowiedzieć dwie historie, smutne, z tragicznym finałem, ale uświadamiające, że obok nas codziennie są ludzie potrzebujący wsparcia, choćby rozmowy i może gdyby takie znaleźli, nie szukaliby rozwiązań ostatecznych... choć kto to wie?
Żona pana S. tego dnia mijała męża na schodach, ona na zakupy, on do piwnicy, gdzie miał swój azyl. Zawsze tam coś dłubał, przynosił to, o co żona poprosiła.
Gdy wróciła z ryneczku, mąż był nadal nieobecny, ale nie zaniepokoiło jej to, pewnie kolegę przygruchał i nalewki próbują.
Codzienna krzątanina spowodowała, że nie zauważyła upływu czasu. Zaniepokojona, wreszcie zeszła do piwnicy, bo ile razy obiad można odgrzewać?
W drzwiach wmurowało ją w posadzkę, pan S. wisiał martwy na sznurze. Za późno było na ratunek, pogotowie, policja, powiadomione dzieci.
Gdy pani S. otrząsnęła się z szoku i męża pochowała, zaczęły się schody.
Okazało się, że pan S. był nałogowym hazardzistą, zadłużył mieszkanie i tylko dzięki dobremu prawnikowi i pomocy dzieci pani S. nie stała się bezdomną.
Ciekawe, jak udało mu się ukrywać przed żoną i dziećmi swoje uzależnienie i długi, koniec końców , gdy doszedł do ściany wybrał ostateczne rozwiązanie ...
Rozmawiałam z panią S. po jakimś czasie. Stwierdziła, że nie miała czasu na żałobę, tyle spraw czekało na załatwienie , a najbardziej dominującym uczuciem była wściekłość na męża, że zostawił ją samą z całym tym galimatiasem.
Drugi przykład to pan w średnim wieku, mąż atrakcyjnej pani, z którą prowadzili prywatną firmę.
Elegancki, dbający o kondycję, miły dla sąsiadów, znany i lubiany na osiedlu domków jednorodzinnych.
Któregoś dnia jedna z sąsiadek zauważyła w rozmowie z inną, że dawno nie widziała pana Z. - ani z żoną, ani w trakcie joggingu, ani w ogrodzie, ani tym bardziej wracającego z pracy.
Gdy spostrzeżenia pocztą pantoflową dotarły gdzie trzeba, odpowiednie służby zainteresowały się nagłym zniknięciem pana Z.
Okazało się, że związek i firma państwa Z. są już historią, małżonkowie rozstali się po 20 latach wspólnego życia, a w zasadzie to pani Z. odeszła z młodszym partnerem.
Lubiany przez sąsiadów pan Z. prawdopodobnie nie mógł poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i powiesił się w swoim domu. Jak stwierdziła jedna ze znajomych - dobrze, że małżonkowie nie mieli dzieci ...
Jak mało znamy naszych bliskich, przyjaciół, współpracowników lub tak dobrze ukrywają oni swoje problemy...
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA może nie potrafimy odczytywać wysyłanych sygnałów? Znawcy mówią, że przed samobójstwem zawsze są jakieś sygnały będące błaganiem o ratunek.
Pozdrawiam serdecznie.
Może tak być, sama znałam kobietę , która teoretycznie miała wszystko, osierociła dwie córeczki, mąż niczego nie podejrzewał...
UsuńPrzykre bardzo. Uczeni jesteśmy/byliśmy od zawsze, że nie należy opowiadać nikomu "co się dzieje w domu i w szkole choćby cię smażono w smole". Nie każdy potrafi się przełamać i o pomoc poprosić. Może chwila zwierzeń i "słabości" została kiedyś użyta przeciw nim?
OdpowiedzUsuńO tak, wypłakiwanie się w poduszkę nie zawsze przynosi ulgę, a jeśli otoczenie nie uznaje takich słabości, to katastrofa gotowa...
UsuńPrzemądrzali kaznodzieje grzmią, że samobójstwo to grzech świadczący m.in. o słabości charakteru... Ileż jednak trzeba mieć w sobie ODWAGI [i determinacji] do popełnienia tego czynu ostatecznego, poza którym nie ma już niczego.
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiemy, co dzieje się w głowie samobójcy, zwłaszcza osoby, która zostawia dzieci...
UsuńJedno jest pewne - samobojca dochodzi do punktu kiedy czuje ze dalej nie podola.....
OdpowiedzUsuńNie uwazam ich za tchorzy a takze nie skupiam sie na tych ktorzy zostali - raczej mi zal tej osoby bo uczynek mowi jaki byl nieszczesliwy i w jakiej beznadziei. Czasem dzieje sie tak z powodow spowodowanych osobiscie jak w pierwszym opisanym przypadku ale czesciej nie - i wowczas wydaje mi sie ze nie nalezy oceniac tej osoby tylko tych ktorzy sytuacje spowodowali.
Wiele też razy bywa tak, że bliscy dostrzegają, starają się pomóc, ale i tak nie potrafią zapobiec nieszczęściu...
UsuńZgadzam się z mottem z kartki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDaje do myślenia, prawda?
Usuńmam wrażenie za za mało się mówi o tych trudnych tematach - samobójstwa, to ostatnio plaga, choroba cywilizacyjna... życie staje na głowie, są wielkie wymagania, a małe możliwości - ludzie nie dają rady, nie ma co się dziwić
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie dla każdego ten ciągły pospiech, wyścig szczurów, problemy finansowe czy zdrowotne... niektórzy uciekają w nałogi lub...
Usuńtak... lub...
UsuńOby nie...
UsuńTo okropne, ale niestety paru ludzi, których znałam i jedna osoba z mojej klasy w liceum... trudno mi sobie to wyobrazić... nie wiem, czy to objaw tchórzostwo, czy odwaga... nie nam zresztą oceniać
UsuńKartka mi się nie podoba. Zrzuca winę na ofiarę. A winy tu nie ma nigdzie. Wszyscy mamy problemy, które ukrywamy. Sama wiem jak trudno zacząć o nich mówić. Trzeba do tego wielkiej siły. Niektórzy wolą się wylogować. Ja to rozumiem. To trudna planeta do życia, a my sobie nie ułatwiamy. Bliscy mówi się, rodzina, czy napewno: bliscy...
OdpowiedzUsuńNie odebrałam tak tej kartki, raczej jako próbę uświadomienia, ze samobójstwo niczego nie kończy, wręcz przeciwnie, zwłaszcza gdy samobójca zostawia rodzinę.
UsuńW niektórych sprawach łatwiej otworzyć się przed obcym, specjalistą, przypadkowym słuchaczem, czasem zrządzenie losu przynosi jakieś rozwiązanie. Wczoraj obejrzeliśmy film "Plan B" z Kinga Preis m.in.
Świetny film, polecam.
Poza oczywistą sytuacją, gdy choroba i ból z nią związany stawia człowieka przed takim wyborem, nie zauważamy rozważań drugiej osoby o śmierci, gdy żyjemy obok, zamiast żyć razem. Pierwszy przykład jaki podałaś jest typowy. Zosia Samosia i jej mąż, który gdzieś coś dłubie (piwnica, garaż, działka). To historia życia większości ludzi z pokolenia naszych rodziców. I jak trudny jest ten schemat do przełamania widzę w moim pokoleniu, moich koleżanek Zoś Samoś, które na tym etapie swojego życia głównie mijają męża wracając z zakupów. Zgadzam się z Anną Bzikową powyżej, że słowo "bliscy" jest nadużywane.
OdpowiedzUsuńTak się dzieje w wielu związkach, to prawda - gdy prawdziwą bliskość zastępuje przyzwyczajenie. Dlatego zawsze powtarzam do znudzenia, że w związku najważniejsza jest przyjaźń - z przyjacielem żaden temat nie jest za trudny, żadna myśl, sytuacja nie powodują niezręcznego milczenia.
UsuńW tej sprawie nie sposób być „mądrym”. Jedynym zrozumiałym wytłumaczeniem jest społeczny ostracyzm, lub strach przed nim, z którym czasami nie sposób sobie poradzić, ale przecież nie we wszystkich przypadkach mamy z czymś takim do czynienia.
OdpowiedzUsuńOsobiście nigdy nie próbuję wnikać w przyczyny, bo ja ich i tak nie zrozumiem, ale przyznaję, że czasami żal mi młodych...
Nie wiem czy to można zrozumieć, trzeba by znaleźć się w skórze samobójcy, ale wtedy moglibyśmy nie mieć okazji przekazać, co czuliśmy ...
UsuńLudzie decydują się odejść, kiedy umiejętność adaptacji do trudnej sytuacji ich przerasta, a życie boli.
OdpowiedzUsuńSentencja na kartce jest bardzo madra. Kiedyś, kiedy mieliśmy poważne kłopoty z moją mamą i bardzo niewiele sił, powiedziałam do syna: jeśli ja kiedyś będę w takim stanie, pomóż mi odejść; teraz, będąc w pełni sił proszę Cię o to; nie chcę się tak męczyć. Syn odpowiedział: mamo, a jak ja bym mógł z tym potem żyć? Poczułam się, jak największa egoistka na świecie. Nie zamierzam zostawić nikogo z takim bólem, nawet gdybym sama sobie mogła pomóc w odejściu.
Moja mama powiedziała mi to samo, gdy opiekowała się swoja siostrą, ale o dziwo, gdy sama zachorowała na raka płuc, tak bardzo chciała żyć i jednocześnie to właśnie z przyjaciółką rozmawiała o chorobie, a nie z nami...
UsuńPrawdę mówiąc to wiele małżeństw żyje raczej po latach "obok siebie" a nie razem. Bo nikt nas nie uczy w prawidłowy sposób "życia w rodzinie z drugim, obcym do niedawna człowiekiem", tak samo jak nikt nie uczy nas sprawowania funkcji matki. Tę wiedzę na ogół wynosimy z własnego domu, a jak wiadomu domy rodzinne bywaja różne. I nikt nam w szkole nie mówi nic o naszej psychice, o tym jak sobie radzić ze swoimi problemami. A szukanie porady u psychiatry ewentualnie u psychoterapeuty najczęściej naraża nas na etykietkę "wariata". Zawsze mnie dziwiło i dziwi nadal, że jeśli chcesz wykonywać jakikolwiek, nawet dość prosty zawód to musisz mieć do tego "odpowiedni dokument", ale do tego by wychować własne dziecko ma ci wystarczyć albo chęć szczera i świadome macierzyństwo albo zwykły przypadek.
OdpowiedzUsuńTo wszystko ważne, o czym piszesz i do tej pory nie ma to pomysłu, by dzieci mieli tylko ci, co sprostają zadaniu. Zamiast tego rodzą się kolejne pokolenia kalek psychicznych, demografia nade wszystko, a za skutki uboczne płaci całe społeczeństwo...
UsuńCałe życie, choć bywało mi bardzo ciężko, uważałam samobójstwo za rodzaj tchórzostwa i ucieczkę przed problemami. mawiałam "nie ja dałam sobie życie, nie ja mam prawo je sobie odebrać". Dzisiaj zamknięta w 4 ścianach, gdy bliscy dają mi do wiwatu, łapię sie na tym, że nie mam odwagi skończyć ze sobą, choć to by rozwiązało moje i innych problemy.
OdpowiedzUsuńW szkole na schodach pojawiły się różne hasła, jedno z nich głosi - pamiętaj, że z każdej trudnej sytuacji jest wyjście...ale czy na pewno? jak pisałam wyżej, bardzo spodobał nam się polski film "Plan B", o takich właśnie sytuacjach i ludziach na naszej drodze...
UsuńNiestety de[resja jest starszną chorobą, a osoby z otoczenia mogą nie wiedzieć że dana osoba jest chora. Mówię oczywiście o dalszym otoczeniu, bo najbliżsi (jeżeli mają normalne relacje) od razu zauważają problem. Przeraża mnie najbardziej kiedy dochodzi do rozszerzonych samobojstw... W naszym mieście jakiś czas temu było głośno o tym, że młoda mama zabiła siebie i bliżniaków. Nie mieści się to w głowie...
OdpowiedzUsuńMoże chciała im zaoszczędzić trudów życia, które dla niej samej stało się koszmarem? nigdy się nie dowiemy...
UsuńNieraz ludzie nie mówią o swoich problemach,bo chyba mają świadomość tego ,że nikt im nie jest w stanie pomóc.
OdpowiedzUsuń... a przynajmniej nie widzą takiego rozwiązania, nie mają nadziei, nie chcą innych wciągać w swoje rozterki?
UsuńTo są straszne zakończenia i nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje człowiek sięgając po ostateczność. Choć byłam w życiu już bardzo blisko.
OdpowiedzUsuńW takie stany trudno się wczuć samemu...oby nie trzeba było!
UsuńMyślę, że do tego ostatecznego kroku trzeba ogromnej odwagi, determinacji i... rozpaczy. Przerażają mnie szczególnie samobójstwa młodzieży i dzieci. One nie powinny się zdarzać.
OdpowiedzUsuńSytuacja dzieci jest w ogóle dramatyczna, jak bardzo muszą się czuć samotne...nawet nie umiem sobie tego wyobrazić!
UsuńPowody są różne. Dla mnie trzeba mnóstwo odwagi mieć w sobie, by dokonać samobójstwa i cóż, nie potępiam tych ludzi, bo oni musieli nosić w sobie wiele bólu. To prawda, ludzie dużo ukrywają i właściwie to wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc. Cierpią ci, którzy zostają, ale już nie ci, którzy odeszli, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wierzący najbardziej chyba mają z tym problem...
UsuńNiedawno rozmawiałam z koleżanką, która zwierzyła mi się z ogromnego problemu. Jej 11 letni syn ma depresję i myśli samobójcze. Przeraziło mnie to. Żniwo pandemii ?... Trafili już do psychiatry , mam nadzieję że wszystko potoczy się dobrze. Niestety, mało jest osób, które potrafią się zwierzyć czy nawet poprosić o pomoc. Nie wiem , ale chyba pokutuje takie przeświadczenie, że to jakaś skaza byłaby - pokazać swoją słabość. Przekonałam się już, że nie jest możliwa pomoc komuś, kto o nia nie prosi. Nie ma takiej możliwości, nawet gdyby człowiek wyszedł sam z siebie - nie da rady.
OdpowiedzUsuńNiektórzy rodzice obawiają się nawet rozmowy z pedagogiem szkolnym, a badania w poradni psychologicznej, to już w ogóle podejrzane...
UsuńZMARŁ ANDRZEJ ZAORSKI...
OdpowiedzUsuńSłyszałam, rocznik mojej mamy. Odchodzi ostatnio wielu znanych, cenionych... wszyscy to mamy w pakiecie.
UsuńMoja dobra znajoma Stasia w zeszlym roku przeszla zalamanie nerwowe i wyladowala w psychiatryku. To ja uratowalo jak twierdzi. Sama by sobie nie poradzila, musiala przejsc dluga terapie, brac leki. Z depresja nie ma zartow :( ona zabija jesli w odpowiedniej chwili nie poprosimy o pomoc. Bardzo smutne historie Asiu, niestety znam podobne. Trzymaj sie cieplutko
OdpowiedzUsuńTak pomyślałam, że dobrze wspomnieć przy okazji wspominania naszych bliskich także ...
UsuńJuż z tego, co napisałaś, widać, że samobójstwo niejedno ma imię, choć w obecnych czasach wydaje mi się, że pogłębiające sią stany depresyjne stają się najłatwiejszą drogą, na której zakończeniu jest samobójstwo, wymagające przecież i odwagi, i determinacji, i szaleństwa. Samobójstwa - to jest moje zdanie - można uniknąć w większości wypadków, gdy znikną przyczyny zamachu na własne życie... tyle że jest to bardzo trudne do ogarnięcia, gdyż każdy człowiek ma inny próg wrażliwości na problemy, których nie potrafi rozwiązać,,,
OdpowiedzUsuńNie mieści mi się w głowie, jak w ogóle powstają takie myśli ... jak trzeba być samotnym, zdeterminowanym, wrażliwym.
UsuńSytuacje bez wyjścia lub ludzie nie na te czasy...
Czasem człowiek dochodzi do ściany i nie poradzisz. A na marginesie tej pierwszej opowieści dodam, że jeszcze całkiem niedawno uważano samobójstwo za honorowe "wyjście z sytuacji"...
OdpowiedzUsuńPodobnie w tradycji japońskiej - sepuku, harakiri itp. Okropne!
UsuńOkazuje się statystycznie, że mężczyźni przechodzący depresję rzadziej zgłaszają się po pomoc (a przez to rzadziej figurują w statystykach), którą odczytują jako wyraz słabości. Może dlatego częściej sięgają po taką ostateczność, jaka jest samobójstwo.
OdpowiedzUsuńMężczyźni w ogóle rzadziej chodzą po lekarzach, namów takiego do badań kontrolnych! A słabość w obliczu trudności? niewyobrażalne!
UsuńSamobójstwo może dotyczyć każdego... a o przyczynach można by długo. Trzeba też powiedzieć sobie, że bycie czujnym i uwrażliwionym na drugiego człowieka jest czymś czego nam w dzisiejszych czasach bardzo brakuje, ale też niestety nie zawsze możemy uchronić osobę przed targnięciem się na własne życie.
OdpowiedzUsuńWynika z tych naszych rozważań, że samobójstwa będą się zdarzały nadal, ale zwłaszcza te wśród młodych ludzi są przygnebiające...
UsuńPrzykra konstatacja ... ale trzeba być realistą.
UsuńRaczej jestem, więc nie mam złudzeń...
UsuńNigdy nie wiemy co w kim siedzi. Wydaje mi się, że wchodząc w wiek produkcyjny, wielu ma wygórowane oczekiwania. Zderzenie z realiami jest bolesne i nie każdy z tym potrafi sobie poradzić.
OdpowiedzUsuńZderzenie z realiami i własne słabości przerastają wielu z nas i kończy się to tragicznie.
UsuńWitaj Jotko,
OdpowiedzUsuńjakże smutne są te dwie historie. Chociaż ktoś na górze, w postach pisze że karteczka się nie podoba ale ona jest prawdziwa. Taka jest prawda, bardzo bolesna.
Nie będę ukrywać, że w swoim życiu też miewałam takie myśli ale zawsze mówiłam, że nigdy tego nie zrobię mojej mamie. Był wówczas ciężki czas w naszym domu. Nie spróbowałam nigdy co prawda na życie się targnąć ale myśli były :(
Mimo wszystko, wszystkiego dobrego.
Do mnie ta kartka przemawia, bo nie żyjemy na pustyni, a samobójstwo pozostawia także bliskich w trudnej sytuacji.
UsuńŻycie wbrew pozorom, nigdy nie było czynnością łatwą i przyjemną w dłuższym czasie.
OdpowiedzUsuńNo niestety...zwłaszcza na starość.
UsuńZnałam dziewczynę, która popełniła samobójstwo. Miała grono przyjaciół, miała oddaną rodzinę, miała chłopaka...miała też niezdiagnozowaną schizofrenię, o czym wszyscy dowiedzieli się z jej pamiętnika, odnalezionego już po jej śmierci. Zawsze o niej myślę w listopadzie. Minęło wiele lat, a i tak żal...
OdpowiedzUsuńPamięć i tęsknota chyba nigdy nie ustają, czas tylko łagodzi...
UsuńPowody samobójstw bywają różne, nie miejsce by je wymieniać. Najbardziej tragicznymi są ucieczki w śmierć ludzi młodych, ucieczki przed innymi lidźmi.
OdpowiedzUsuńTo prawda, to samobójstwa dzieci i nastolatków to jakby nasza wspólna porażka...
UsuńSamobójstwo, to jest egoizm... I też efekt nieradzenia sobie z bólem. Najczęściej bólem porzucenia...
OdpowiedzUsuńKażdy ma inny próg radzenia sobie z bólem oraz innymi sytuacjami życiowymi, a pomocy znikąd...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam. Wybacz.
Pozdrawiam:)
Rozumiem, Leno.
UsuńSpokojnych dni.
Odniosę się do pierwszego przypadku - moja przyjaciółka przeżyła podobną sytuację w rodzinie męża. Mimo tego, że rodzina wiedziała o "pewnych" problemach finansowych delikwenta próbowała mu pomagać, pożyczała pieniądze... Wszystko na nic... Gdy po samobójstwie okazało się jaka jest skala długów i z czego wynikają żal po stracie bliskiej osoby ustąpił miejsca złości... Tylko matka nie mogła sobie darować, że niczego nie zauważyła na czas.... On odszedł, a innym zostawił swoje problemy...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ktoś wiedział, pożyczał, współczuł, ale właściwe kroki nie zostały podjęte... jak w każdym uzależnieniu.
UsuńTrudny temat. Trudne sprawy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie bójmy się mówić o trudnych sprawach...
UsuńMary wpis. Genialny ten napis o samobójstwie.
OdpowiedzUsuńDla żyjących , a bliskich samobójcy, to czasami wielki problem...
UsuńW moim bloku było jedno samobójstwo, w bloku obok kilka. Nie znałam tych osób, więc nic nie wiem o przyczynach. Ale zawsze wtedy pojawia się myśl, że ktoś za ścianą cierpi tak niewyobrażalnie, a ja sobie komedię oglądam akurat, na przykład. I nic z tym przecież nie da się zrobić...
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie wiem jaka jest skala w kraju czy na świecie, ale zawsze to przerażające zjawisko.
UsuńJotko, właśnie parę dni temu dowiedziałam się od znajomej pielęgniarki o śmierci mojej lekarki. Co prawda przez ostatnie dwa lata nie byłam na żadnej wizycie, bo reumatyzm trochę mi odpuścił, ale leczyłam się u niej kilkanaście lat. Była bardzo dobrym reumatologiem i bardzo życzliwą osobą. Zawodowo świetnie prosperowała, bo spełniała się jako lekarz i kierownik prywatnej przychodni, w której miała też udziały. Pracownicy chwalili ją za dbałość o personel, talenty organizacyjne i serdeczność jaką miała dla ludzi. Zawsze była uśmiechnięta i bardzo zadbana. Jednak 31 sierpnia 2020 roku ta kobieta wyglądająca na szczęśliwą i zadowoloną z życia wyskoczyła z 10 pietra bloku, który był niedaleko jej domu. Dzień wcześniej jej syn brał ślub i było wesele. Wszyscy byli w szoku. W wyniku prokuratorskiego śledztwa ujawniono, że od lat leczyła się na depresję. Współpracownicy nie wiedzieli o jej problemach, bo była zbyt dumna, żeby się skarżyć. Trudno powiedzieć co wiedziała rodzina, ale być może też niewiele. A jej wystarczyło siły tyko na tyle, żeby dożyć do ślubu syna. Bardzo mnie poruszyła ta śmierć. Wiele razy rozmawiałyśmy podczas moich wizyt na różne tematy i zawsze odbierałam ją jako bardzo pozytywną osobę. Była starsza ode mnie tylko o trzy lata, a od roku już jej nie ma. Każdy z nas jest tajemnicą dla innych i częściowo dla siebie, ale niektórych życie bardziej boli. Nie zawsze można pomóc, ale zawsze trzeba próbować.
OdpowiedzUsuńTez mi się skojarzyło, że ledwie dotrwała do ślubu syna, a nie wiadomo jakim kosztem i co działo się w jej głowie. Straszne to dla wszystkich, a dla młodych chyba szczególnie...i jeszcze ten skok!
UsuńMasz racje, trzeba próbować!
Ciężki temat Jotko... w czerwcu tez nasz kolega odebrał sobo5e życie. Młody chłopak,dusza towarzystwia, ładna żona u boku szczęśliwi, on firma jedna druga i nagle dowiadujemy się że go nie ma... Wiedzieliśmy że za młodego miał problemy z narkotykami, ale czy to to go targnęło na życie to nikt je wie...szkoda jego , szkoda jej...
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda, zwłaszcza młodych, przed którymi całe życie jeszcze, ale wybrali inaczej!
UsuńCiężki temat...ale zawsze warto wspierać, rozmawiać, pokazać że nikt z nas nie jest samotna wyspą...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie flowersblossominthewintertime.blogspot.com
A na pewno powinien móc liczyć na wsparcie:-)
Usuń