Wysłuchałam niedawno ciekawej rozmowy na temat tego, jakie zawody i jacy specjaliści będą potrzebni w najbliższej przyszłości na rynku pracy.
Okazuje się, co zresztą nie było dla mnie niespodzianką, że są to zawody związane z branżą IT czyli programiści, sieciowcy oraz specjaliści do spraw cyberbezpieczeństwa , a także inni specjaliści wykorzystujacy technologię komputerową w pracy.
Oni też będą najlepiej opłacanymi pracownikami, przy czym firmy poszukiwać będą tych średnio doświadczonych, bo początkujący jeszcze się uczą, a na specjalistów wysokiej klasy nie każdą firmę będzie stać.
Najbardziej poszukiwaną cechą ma być kreatywność, po drugie elastyczność, mile widziana też wielokompetencyjność. - na przykład grafik komputerowy znający kilka języków obcych, tajniki fotografii artystycznej oraz analityki rynku reklamowego na dokładkę, może jeszcze księgowy. Takie czasy...
Ale w zasadzie to chciałam pogadać o tym, czy udało Wam się pracować w wymarzonym niegdyś zawodzie.
Każdy z nas w dzieciństwie marzył przecież o tym, kim będzie w przyszłości. Gdy pytałam kiedyś uczniów szkoły podstawowej, co planują , odpowiadali, że chcą zostać youtuberami, piłkarzami, tancerzami, kucharzami, stylistami - to chyba efekt oglądania popularnych programów rozrywkowych.
Sama chciałam być najpierw zakonnicą, później archeologiem, może pisarką, a tak poza konkretnym zawodem - właścicielką firmy z rękodziełem artystycznym.
Moja babcia Stefania marzyła o zawodzie nauczycielki, była podobno bardzo zdolna i nauczycielka polskiego namawiała ją do kontynuowania nauki w kolegium nauczycielskim. Niestety, życie zweryfikowało te plany, bo kryzys lat 30-ych XXw. spowodował, że jako najstarsza z rodzeństwa musiała iść do pracy w fabryce. Potem wybuchła wojna, a po wojnie , bez zawodu dorabiała babcia do pensji dziadka szyciem ubrań sąsiadkom.
Podobno większość z nas nie pracuje lub nie pracowało w wymarzonym zawodzie, a część nie pracuje nawet w zawodzie wyuczonym. Nie przytaczam liczb, bo różne źródła podają różne dane, a badania nie są najnowsze. Niektórzy natomiast pracują na umowę w swoim zawodzie, ale dorabiają po godzinach lub w weekendy w całkiem innej profesji. Mój znajomy, nauczyciel zresztą dorabiał, póki siły pozwalały jako instruktor nauki jazdy, a w weekendy razem z teściem wymieniał okna w domach prywatnych.
Kobiety po urodzeniu dzieci albo nie wracają na rynek pracy, albo szukają pracy elastycznej czasowo, dziś często jest to praca zdalna, praca na własnym lub dorywcze usługi na zlecenie.
Bywa, że specjaliści w danej dziedzinie są samoukami, nie przeszkadza mi brak dyplomu czy certyfikatu, byle praca była rzetelna, a ceny rozsądne.
Bywa też, ze zatrudnienie w wielu firmach uwarunkowane jest przysłowiowymi papierami, więc jeśli nie masz świadectwa/dyplomu/ kursu nie możesz liczyć na umowę. Inną sprawą jest bycie znajomym króliczka, o czym świadczy zatrudnianie pseudospecjalistów w spółkach skarbu państwa.
Część z nas być może zdobyła upragniony zawód czy umiejętności, ale życie potoczyło się tak, że trzeba było własne plany podporządkować cudzym lub zdrowie pokrzyżowało nam szyki.
Wreszcie pytanie zasadnicze - czy udało Wam się zdobyć wymarzony zawód, pracę czy też pracujecie/ pracowaliście w zupełnie innej dziedzinie?
Nie namawiam do ujawniania szczegółów drażliwych, chodzi raczej o sondę, tak z ciekawości, jak to wygląda wobec badań rynku.
Jako dziecko marzyłam o tym żeby zostać ogrodniczka i hodować nowe roślinki.... takie jakich nigdzie na świecie nie ma.
OdpowiedzUsuńOdrobinę mi się to spełniło bo a działce działam ....
W międzyczasie chciałam zostać poetka....I podróżniczka....
Zostałam ekonomistka 😀
Zapomniałaś o pisarce, przewodniczce i blogerce!
UsuńJak byłam mała to chciałam być policjantką (nawet na teście w szkole mi to wyszło). Miałam w domu dobry wzór, mój tata był cywilem w sekcji wywiadowczej na dobrym stanowisku. Marzyło mi się oczyszczać ulice z przestępców. Poza tym naoglądałam się też sporo kreskówek o superbohaterach, którzy sprawiali, że w mieście żyło się choć trochę bezpieczniej. Moim faworytem był Robocop.
OdpowiedzUsuńMiałam do tego zapędy jeszcze długo, ale tata wybił mi to z głowy, krótko mówiąc, nie zgodził się, bym szła w tym kierunku. Za dużo przeżył, zbyt wiele zła widział. I choć w pewnym sensie uczył mnie (już w podstawówce umiałam rozłożyć i wyczyścić broń), ale nie chciał żebym pchała się w ten okrutny świat.
Potem około liceum zamarzyłam zostać pisarką, ale jak zobaczyłam cenniki wydawnictw, odechciało mi się. Zostałam nią tylko dlatego, że jakiś czas zarabiałam we Frankach Szwajcarskich. Teraz znów mieszkam w Polsce i znów jestem sprzedawcą w sklepie.
W międzyczasie miałam epizod odczuwalnego powołania do zakonu bezhabitowego. Nie pracowałabym normalnie. Wybrałam zakon w Warszawie, który był jednocześnie domem opieki dla starszych niechcianych. Marzyło mi się służyć w ten sposób.
Bardzo ciekawe marzenia, myślę że detektywem byłabyś dobrym!
UsuńMasz tyle pasji, że na wiele zawodów by starczyło:-)
Praca w pasji to zawodowy sukces. :)
UsuńTo prawda!
UsuńZawsze miałam ciągoty do kierunków plastycznych, już od dziecka, i taki właśnie skończyłam i pracowałam częściowo w zbliżonej dziedzinie. Prace plastyczne cały czas są obecne w moim życiu, robię biżuterię, dekoracje przeróżne, wiankuję, itp. Czuję się spełniona w swoich pasjach, które szczęśliwie połączyły się z kierunkiem wykształcenia i częściowo wykonywanym zawodem :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Agnes:))
To prawda, zawsze podziwiam Twoje prace i wypieki, które tez są sztuką!
UsuńJako dziecko marzyłam by zostać aktorką i piosenkarką , potem ekspedientką , stewardesą ... Moje inklinacje do bycia na scenie zrealizowałam zostając ostatecznie nauczycielką . :) Wykonywany zawód też był wymarzony i okazał się strzałem w dziesiątkę. Codziennie stawałam przed swoją publicznością i musiałam się bardzo starać by przez ponad 30 lat pracy nie stracić w ich oczach i nie zostać wygwizdaną . :) Uczyliśmy się , ale równolegle też śpiewaliśmy , tańczyliśmy i graliśmy przedstawienia . Uczniowie osiągali sukcesy a ja niejako dawałam upust swoim dziecięcym marzeniom :) Stewardesą nie zostałam , ale latałam samolotem /czyli jednak spełniłam swoje marzenie o lataniu/ choć wtedy gdy marzyłam wydawało mi się ono zupełnie nie realne. :) Będąc ubogą emerytką dorabiałam sobie pracując jako ekspedientka w sklepie odzieżowym, potem z biżuterią...a więc i to marzenie się spełniło :) Czyli warto marzyć ! :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto, bo jeśli nie w zawodzie, to w życiu pozazawodowym można swoje marzenia realizować.
UsuńRealizowałaś w pracy wiele pomysłów, więc to już na pewno dawało satysfakcję:-)
BBM: W dzieciństwie marzyłam o tym, by zostać baletnicą. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło- telewizji przecież jeszcze wtedy nie było, by dziecko zachwyciło się jakimś pięknym tańcem...
OdpowiedzUsuńMoże miałaś to we krwi?
UsuńOd wczesnego dzieciństwa lubiłam dzieci, zajmowałam się młodszymi braćmi, dziećmi sąsiedzkimi, ale jak kończyłam szkołę podstawową to wcale nie myślałam aby wybrać naukę nauczycielskiego zawodu. W ogóle nie miałam zawodowych marzeń. Miałam zdolności plastyczne, więc brałam pod uwagę liceum plastyczne, które odradził mój wychowawca, twierdząc że moje zdolności nie są jakieś rewelacyjne. Byłam dobra z fizyki więc zdawałam do technikum elektronicznego, nie dostałam się więc wylądowałam w budowlance i zaczynałam od szkoły zawodowej o specjalności...betoniarz zbrojarz hehehehe, potem skończyłam jeszcze technikum budowlane, ale wiedziałam że praca na budowie odpada całkowicie. Po 3 latach pracy w biurze planowania przestrzennego zdecydowałam że jednak dzieci są mi najbliższe, a było wtedy zapotrzebowanie na nauczycieli przedszkolnych, więc skończyłam studium wychowania przedszkolnego. Przez 20 lat pracowałam z dziećmi przedszkolnymi i miewałam w tym zawodzie ogromnie dużo satysfakcji, sukcesy zresztą też, jednak upierdliwości pracy w szkolnictwie spowodowały że zamierzałam zwiać ze szkolnictwa. No i wykorzystałam furtkę jaką podsunął mi los, zaczęły wysiadać mi struny głosowe, weszłam więc w procedurę choroby zawodowej, no i dostałam orzeczenie, a potem nawet rentę z tego tytułu, a potem zaczęły się moje bardzo poważne problemy zdrowotne i do zorganizowanej pracy zawodowej nigdy już nie wróciłam.
OdpowiedzUsuńJednak praca z dziećmi spowodowała, że zaczęłam rozwijać zdolności plastyczne, oraz kreatywność i cały czas nad tym pracuję, a efekty znasz z mego bloga :)
Jak nie miałam już możliwości powrotu do zawodu nauczyciela, orzeczenie o chorobie zawodowej to uniemożliwia, to zainteresowałam się grafiką komputerową, a zaraz potem fotografią, no i są to moje dodatkowe pasje :)
Dorzucę jeszcze, jako ciekawostkę, że zaczynając moje zawodowe przygotowania jako betoniarz zbrojarz doszłam i do tego, że miałam swoje autorskie zajęcia na kursach dokształcających dla nauczycieli i ewenementem było to że nigdy nie studiowałam na żadnej wyższej uczelni. Ten ewenement mnie trochę śmieszył, bo dla mnie było oczywiste, że skoro posiadam przydatne umiejętności i potrafię je na dodatek przekazać to je przekazuję, jednak jak przychodził do mojej placówki ktoś z jednostek nadrzędnych, wizytator czy kurator to byłam prezentowana jako okaz szczególny ;)
UsuńOkaz szczególny nieźle brzmi, a władze kuratoryjne zawsze były zbyt papierkowe...
UsuńCzyli całe życie przewija się u Ciebie plastyka, więc nauczyciel nie miał racji, zniechęcając Cię do specjalistycznej szkoły, czego dowodem są Twoje prace i pomysły!
Chciałam być aktorką i zdałam dwa razy do PWST. Niestety, stan zdrowia nie pozwolił mi na te studia. Potem, zanim znalazłam swoje miejsce, pracowałam w domu kultury, w przedszkolu, w bibliotece, uczulam w 1-3, angielskiego, byłam wspomagającym. Teraz lubię swoją robotę, ale po tych wszystkich przejściach czuję się wypalona.
OdpowiedzUsuńDorabiałam w domu kultury, jednak było to zbyt męczące, bo mam zawsze w pracy 1,5 etatu.
Chciałabym żyć z pisania.
To znaczy, że podobnie do mnie szukałaś spełnienia na wielu polach, może dlatego dopadło nas wypalenie...
UsuńPracowałam w wyuczonym zawodzie 35 lat. Ponieważ lubiłam swój zawód, uczyłam nowatorsko, dzieci były mi wdzięczne, do dziś utrzymuję z wieloma kontakty, mogę liczyć na ich pomoc, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste. I to docenienie uczniów dla mnie jest nagrodą za trud, bo przecież praca w szkole do łatwych nie należy.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
O tak, nie dyplomy i nagrody dają satysfakcje, ale kontakt z uczniami po latach!
UsuńMoja babcia chciala byc pielegiarka. Miala 14 lat kiedy wybuchla wojna. Ojciec wiozl ja 1 wrzesnia do szkoly pielegniarskiej a tam dowiedzieli sie, ze dzieciaki maja wracac do domow bo szkolapozostanie zamknieta do odwolania. Babcia zostala krawcowa. Cos musiala przez okres wojny z soba zrobic, gdzies sie uczyc... Szyla baaardzo dobrze, ale bardziej jako hobby niz wyuczony zawod.
OdpowiedzUsuńZ rodzicami nie wiem jak bylo. Chyba los ich pchnal w takie, a nie inne zawody.
Ja konczac liceum nie wiedzialam zbytnio co chce robic. W gre wchodzilo prawo . Zostalam nauczycielka i powiem szczerze , ze sprawa byla prozaiczna- spora ilosc wolnego. Potem , kiedy zaznalam tego zawodu mialam dosc, choc wiem, ze nadawalam sie. Byly aspekty tej roboty, ktore bardzo mi pasowaly i przynosily sukces:)
Wiem tylko, ze jako dzieciak mowilam , ze bede pisarka- to bylo moje marzenie.
Z siostrami nie mam pojecia. Mysle, ze sporo mama , ktora nie wtracala sie w nasze wybory pokierowala ich wyborem zawodow. Bardzo praktycznie podeszla do sprawy. Mam takie wrazenie, ze moja najmlodsza siostra miala swego czasu niemale pole do popisu w branzy , w ktorej skonczyla szkole, ale wybrala cos calkiem innego.
A z tym , ze nie warto byc wysoko wykfalifikowanym pracownikiem. Tu w Niemczech takim ludziom bardzo czesto firmy odmawiaja zatrudnienia, bo mowiac zawaluowanie : " Nie stac nas na pania/pana".
Ciekawe historie ... moja babcia tez została krawcową:-)
UsuńU nas kiedyś tak było, że zwykły pracownik po zawodówce zarabiał lepiej od specjalisty po technikum, pewnie teraz w wielu branżach tez tak bywa...
Jako dziecko wcale nie marzyłam o pracy :) Gdy po LO trzeba się było na coś zdecydować, zaczęłam przeglądać książki w naszej domowej bibliotece tak długo, aż natrafiłam na tematykę, która mnie zaciekawiła. Bardzo prozaicznie, bez marzeń, czyste wyrachowanie :)
OdpowiedzUsuńKiedyś w ogóle nie myślało się o zarobkach, bardziej o zainteresowaniach, dziś nie wiem czy nie wybrałabym inaczej.
UsuńWidzę, że nie będę oryginalna, gdy powiem, że chciałam zostać pisarką 😁 Nawet miałam obmyślone, że oczywiście będę publikować pod pseudonimem, a moje kolejne książki będą nosić tytuły A, potem B, potem C i tak dalej.
OdpowiedzUsuńMarzenia o pisaniu łączyły się z tymi o dziennikarzowaniu.
Potem, gdy zaczęłam się uczyć języków i zrozumiałam, że mam do tego dryg, przeszłam w kierunku tłumaczenia. Ale nigdy do tego nie doszłam. Tłumaczenie literatury to trochę jak pisanie, więc byłoby po linii. Ale wiadomo, że z tego ciężko się utrzymać. Mój wykładowca, nawiasem mówiąc, zorientował się w moich zdolnościach i trochę mnie z tego powodu tępił - a raczej mobilizował na swój własny sposób 🤣 tyle że na mnie działała jedynie pozytywna motywacja 😂
Żeby utrzymać się "z języków" - czyli pracując jako tłumacz kabinowy - nie dało rady: wykluczyła mnie z tego zawodu migrena. Tu nie ma to tamto, musisz być w najwyższej formie w momencie, gdy do kabiny wchodzisz i zakładasz słuchawki. Nie jestem zresztą jedyna, którą migrena w ten sposób załatwiła...
Ale życie tak się poukładało, że pierwsze pięć lat pracy zawodowej spędziłam w cudownym miejscu wśród książek i muzealnych artefaktów, a ostatnie dwadzieścia kilka właśnie z wyuczonym na studiach językiem, tyle że bez tego spięcia, jakie wymaga tłumaczenie kabinowe.
W międzyczasie miałam epizod z przewodnictwem, takim z wysokiej półki, bo nie chodziło o zwykłe wycieczkowe grupy i stałe powtarzanie tego samego, tylko o oprowadzanie specjalistyczne - na przykład TAJEMNICE ULICY GRODZKIEJ - wymagające gruntownego przygotowania, szperania po książkach, czasopismach i internecie w wyszukiwaniu informacji i ciekawostek - dla zainteresowanej publiczności. To dawało wielką satysfakcję (choć niekoniecznie pieniądze). Szkoda, że na to zabrakło już czasu...
W sumie mogę się uważać za osobę, której się zawodowo poszczęściło 😍
To na pewno, a Twoje zafascynowanie Pragą to jak druga profesja!
UsuńMigrena tez pozbawiła mnie wielu wyzwań, a wczoraj roczku u wnusia, bardzo mi smutno z tego powodu...
O, roczku u wnusia szkoda 😥
UsuńBardzo mi szkoda, ale co zrobić?
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńChciałam być panią od polskiego:)
I byłam:) Uwielbiałam swoją pracę i do dziś żałuję, że, z powodów ode mnie niezależnych, musiałam się przebranżowić:)
Pozdrawiam:)
Na pewno prowadziłaś fascynujące lekcje!
UsuńTrudno czasami pogodzić się z sytuacjami, jakie niesie los.
Dziękuję.
UsuńBardzo mi miło, że tak myślisz, ale to ocenić mogą tylko uczniowie:)
Gdy mnie widzą, nie przechodzą na drugą stronę ulicy, ba! nawet mi się kłaniają i zatrzymują, by porozmawiać; zawsze też pamiętają o okolicznościowych życzeniach, więc chyba taka najgorsza nie byłam:)
To najlepszy dowód, jakim byłaś belfrem!
UsuńJa akurat zawsze chciałam być nauczycielką i oto jestem 😉
OdpowiedzUsuńNo i super, tak trzymaj!
Usuńjako dzieciak podstawówkowy marzyłem o poznawaniu Kosmosu, ale nie mogłem się zdecydować, czy chcę być astronomem, czy astronautą...
OdpowiedzUsuńpotem już nie miałem konkretnych marzeń zawodowych, zaliczyłem nawet sporo sposobów zarabiania pieniędzy i pewien udział miał w tym też przypadek, na przykład po studiach (matematycznych) poszedłem pracować w psychiatrii, nie było to spełnienie marzenia, ale raczej chęć poznania i przeżycia czegoś nowego... w niektórych przypadkach miałem harmonię pasji z pracą, ale generalnie, to lubiłem każde zajęcie, które uprawiałem... nigdy nie podejmowałem się czegoś, co jakoś by kolidowało ze mną samym, a w razie pomyłki szybko decydowałem się na zmianę...
p.jzns :)
To wiele osób może Ci pozazdrościć, dziś młodzi ludzie tak robią.
UsuńGdy praca nie daje satysfakcji lub kasy, zmieniają szybko na inną, przynajmniej ci, których znam.
chyba u wielu ludzi zdarzają się sytuacje, gdy nagle potrzeba jakiejś awaryjnej kasy, więc aby ją zdobyć imają się (prawie) każdej pracy, więc mnie też się to zdarzało za młodu... ale rozumiem, że nie mówimy teraz o takich przypadkach, tylko o bardziej stałych zajęciach, zatrudnieniach...
Usuńno, i jest jeszcze kwestia motywacji... dla niektórych pieniądze są absolutnym priorytetem, ale dla mnie akurat nie są... stąd też i pewien komfort psychiczny, jaki zawsze miałem i mam w tym temacie...
a z młodymi to chyba jest podobnie: jednych kasa zaślepia, a drudzy mają inne priorytety... jedni wchodzą ochoczo w wyścig szczurów, drudzy to kontestują... jakie są proporcje między jednymi drugimi, tego po prostu nie wiem :)
To prawda, w sytuacjach wyjątkowych człowiek dorabiał jak mógł, teraz chyba ludzie są bardziej wybredni lub mają zasiłki, ja nigdy żadnego zasiłku, nawet na dziecko nie miałam.
UsuńZnam osoby, które pracują głównie na podróże, nie martwiąc się o mieszkanie czy auto. Inni wręcz przeciwnie - priorytety to kluczowa sprawa.
podróże... hehehe... sam miałem okres jeżdżenia po Europie połączony z handlowaniem... to było bardzo zabawne: jednego dnia praca, wcale nie taka lekka, drugiego dnia wolne, urlop, który można było przeznaczyć na poznawanie świata... to było takie trochę "cygańskie życie", ale nas to akurat kręciło... dopiero na koniec sezonu był zjazd do domu, a w domu, choć stać nas było na "nicnierobienie", to jednak coś się robiło zarobkowo, to już nawet nie chodziło o kasę, ale żeby z nudów nie zdechnąć... poza tym trzeba było się przygotować jakoś do kolejnego sezonu...
UsuńMiałam koleżankę, która latem handlowała czym popadnie nad morzem, praca i wakacje w jednym:-)
UsuńWe wczesnym dzieciństwie chciałam zostać nauczycielką, tak jak mama, ale szybko poszłam w kierunku medycyny. Z tym, że najpierw myślałam tylko o pielęgniarstwie, ale szybko wybito mi to z głowy, na zasadzie medycyna tak, ale raczej jako lekarz. No i teraz mam problem. Bo kocham to co robię, ale nie umiem tak naprawdę nic innego, więc gdyby coś nieszczęśliwie się wydarzyło, to byłoby ciężko się przebranżowić
OdpowiedzUsuńO byciu lekarzem nie myślałam, ale ciekawi mnie medycyna jako nauka, zwłaszcza stawianie diagnozy.
UsuńPrzypadek czasami sam za nas wybiera, wiec na pewno dałabyś radę także w innym zawodzie, oczywiście nie mam na myśli przypadków ekstremalnych...
W kwestii zawodu nigdy nie byłam zdecydowana, zbyt dużo różnych dziedzin mi się podobało. W przedszkolu chciałam sprzedawać w sklepie, raz z koleżanką nawet myślałyśmy, że fajnie byłoby jeździć na śmieciarce. 😅 Z takich poważniejszych najbardziej wymarzona chyba była architektura, ale nie żałuję - pracowite studia i trudny rynek, na którym nie wiem, czy bym się odnalazła. Numer dwa to budownictwo (do ostatniej chwili wahałam się, czy nie złożyć papierów) i tego czasami żałuję, ale znowu: trudny rynek. Zawsze interesowały mnie też języki i przeszła mi przez myśl filologia rosyjska (mój ulubiony obecnie hiszpański wtedy nie interesował mnie w ogóle), z tym, że zdecydowanie odpadała opcja nauczania. Myślałam też, że jak nie wymyślę nic lepszego, to pójdę na jakiś kierunek ekonomiczny, tylko że to nuda. :)
OdpowiedzUsuńA gdybym miała wybierać ponownie, wybrałabym informatykę i poszła od razu konkretnie w IT - nie zdecydowałam się, bo uwierzyłam w bzdury, że rynek się już nasyca i do tego trzeba być wielkim pasjonatem (tyle warte bywają opinie ekspertów). Niby studiów nie trzeba, ale jednak ułatwiają start i dają podstawy. Teraz próbuję iść w tym kierunku, w obecnej pracy też aktualnie coś tam robię, ale to jednak nie to samo i ciągle czuję się za mało pewnie. A lubię programować, lubię rozwiązywać problemy. Może nie na tyle, żeby być wybitną, ale wystarczającą jak najbardziej. Swoje studia - trochę pokrewne, ale coś innego - wybrałam, bo wydawały mi się ciekawe i w programie było dużo matematyki. ;) Pracuję w branży, ale dzisiaj czuję, że jednak jestem za mało "techniczna", trochę też popełniłam błąd, że nie próbowałam walczyć o nieco inne zajęcia i dzisiaj mnie to ogranicza. Branża ma i swoje wady, i zalety: przez jakiś czas przebywałam praktycznie wyłącznie poza domem, na delegacjach normą jest minimum 10 h dziennie plus weekendy, i to niezależnie od firmy, ale za to odłożyłam wtedy wystarczającą kwotę, żeby nie musieć się dzisiaj martwić o kredyt i mieszkanie. Poza tym jednak fajnie przez jakiś czas pomieszkać sobie w innym kraju (choć z czasem na poznawanie go bywa różnie) i ja osobiście lubię fabryki, obecnie jeździć nie muszę i czasami mi tego brakuje. ;) A wady, że jeśli się chce lepiej zarabiać, to wymaga poświęceń (ludzie zwykle po kilku latach już tak nie chcą), nie są to kwoty jak w IT, nie jest to też tak stabilna praca, nie ma tylu firm do wyboru… Czasami mnie denerwowały moje zajęcia, że za mało ambitne, ale też nie mogę powiedzieć, że nie lubię.
W sumie to jak tak jeszcze myślę, to pociągałoby mnie bycie pilotem. 😊 Tylko nie wiem, czy moja wada wzroku by mnie nie dyskwalifikowała, no i mnie już badania na prowadzenie samochodu służbowego stresują. 😉 Albo jeżdżenie pociągiem, ewentualnie tramwajem – ostatnio była głośna sprawa, kiedy chłopak ukradł tramwaj i przejechał się po trasie, tłumacząc się potem, że chciał spełnić marzenie, i ja go nawet rozumiem. 😅
Też go rozumiem, wcale się nie dziwię i chyba trochę zazdroszczę odwagi, zwłaszcza że sama chciałam być kierowcą autobusu ( patrz niżej 😀 )
UsuńO. :) Ja podziwiam też, że on umiał ten tramwaj prowadzić! :)
UsuńMój tato naprawiał autobusy i często bywałam u niego w pracy, czasami cos zanosząc lub odbierając. Mam nawet zdjęcie za kierownicą takiego starego "cygara".
UsuńZabawy z IT lubię, ale mam chyba za mało cierpliwości lub zdolności, by w tym zabłysnąć, natomiast mój syn pracuje w ten sposób i nawet doceniają go w firmie:-)
A moja bratanica marzyła o kierowaniu tramwajem i spełniła to marzenie, przez kilka lat pracowała we wrocławskim MPK, musiała zrezygnować bo wyprowadziła się do malutkiej miejscowości.
Usuńno tak... motornicza/y raczej nie ma jak uzbierać na założenie własnej linii tramwajowej w malutkiej miejscowości, nie mówiąc już o jej utrzymaniu i rentowności...
Usuńp.jzns...
Linii tramwajowej pewnie nie, ale u nas jeździły busiki uzupełniające komunikację miejską, ale zniknęły, bo wątpliwy bywał ich stan techniczny i jeździły przepełnione, bo bilety tanie zrobili.
Usuńbranża busikowa nawet nieźle się rozwijała swojego czasu, mocno ją jednak przetrzebiła pandemia, a obecnie ceny paliwa nie są przyjazne... niedobrze, bo to jest dość ważny element komunikacji regionalnej: wsie, małe miasta, w końcu nie każdy ma własne auto do dyspozycji...
UsuńCzytam, że u nas znowu pociągi okrojone mają być wedle nowego rozkładu, a ludzie już mają problem z dojazdem do pracy i szkoły!
UsuńO, kurczę :)
OdpowiedzUsuńJa, jako mała dziewczynka, "byłam" nauczycielką. Miałam dziennik z nazwiskami wymyślonych uczniów, wpisywałam tematy zajęć i oceny. Potem, przez lata, nigdy o tym nie myślałam, a gdyby mi ktoś wspomniał, że zostanę nauczycielką, chyba bym go wyśmiała :) Z wykształcenia inżynier ( ani jednej godziny w tym zawodzie), z przypadku nauczycielka. Paradoks?
Jeden z moich byłych uczniów powiedział mi, że "to był najwspanialszy przypadek świata". Nie powiem, że nie było to miłe :)
A co mam w duszy?... sami "widzicie" :) :)
Widzimy i podziwiamy!
UsuńPrzypomniałaś mi, że tez tak się bawiłam, nawet mama przynosiła mi specjalne skoroszyty z pracy na dzienniki.
Po iluś tam latach pracy w bibliotece zaczęłam szukać innych aktywności, by nie zaśniedzieć miedzy regałami:-)
hahaha... miałam podobnie - mnie jakieś książki z rubrykami przynosił dziadek ze swojej pracy :)
UsuńA przedtem podobno bawiłam się w przedszkole z misiami i lakami:-)
UsuńChciałam pracować w szkole 🙈zrobilam studia, praktyki, staż i praca. Zderzyłam się z okrutną rzeczywistością. Nauczyciele to najpodlejsza grupa zawodowa. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się odważę do tej pracy, bo tak zawistych ludzi jak w szkole, to się mimo wszystko nie spodziewałam 🙈
OdpowiedzUsuńA no widzisz, ja odetchnęłam dopiero, gdy odeszła najstarsza grupa nauczycieli, których znałam jeszcze jako uczennica...
UsuńJako dziecko chciałam być kierowcą gdyńskiego autobusu nr 134 🙂. Często nim jeździłam, mieszkaliśmy na początku trasy, po kilku przystankach mogłam wysiąść i iść do babci, a na przystanku końcowym w gdyńskim porcie pracowała moja mama, do której często do pracy jeździłam. Znałam całą trasę na pamięć i uwielbiałam siadać koło kierowcy i obserwować co robi. W zawodzie wyuczonym poniekąd ciągle pracuję ale miałam epizod pracy w biurze podróży, która w pewnym momencie też była moją wymarzoną. Szybko jednak się okazało, że do sprzedaży to ja się średnio nadaję i w ogóle tego nie lubię 🙂
OdpowiedzUsuńTo tez praca nie dla mnie, bo próbowałam tego i owego i zawsze z tyłu głowy miałam alarm, że kogoś robię w konia...mimo wszystko.
UsuńDokładnie tak, bardzo często trzeba było podkolorowywać rzeczywistość dla zwiększenia sprzedaży, a w tym byłam kiepska 🤭
UsuńA poza tym, do niektórych klientów trzeba mieć anielską cierpliwość:-)
UsuńChciałam być archeologiem, zostałam chemiczką :) Co niesamowite, udało mi się wiele lat pracować w zawodzie, a i obecnie pracę dostałam dzięki wypracowanym studiom i doświadczeniu w zawodzie. I to bez żadnych koneksji. Widać tak miało być :)
OdpowiedzUsuńPodobno każdy dostaje od losu, co mu przeznaczone:-)
UsuńMoja rodzicielka bardzo wierząca, toteż początkowo planowałem zostać księdzem….potem pojawił się film „Paragon gola” i już tylko marzyła mi się piłka do czego przyczynił die również Lubanski…zostałem księgowym brrr
OdpowiedzUsuńMarek z E.
Spora rozpiętość zainteresowań, moja mam była ksiegową, a skończyła technikum gastronomiczne:-)
UsuńOd najmłodszych lat wiedziałem, że zostanę inżynierem.
OdpowiedzUsuńCzy chciałem, to już inna sprawa, chociaż gdy w szkole zacząłem się uczyć fizyki to chyba nawet zacząłem chcieć.
Dostałem się na studia, na wydział mechaniczno-technologiczny. Pierwsze 2 lata to przedmioty ścisłe - w porządku. Na 3 roku spróbowaliśmy smaku technologii - spawalnictwo, odlewnictwo, obróbka skrawaniem... to mnie w ogóle nie interesowało, w desperacji, wybrałem kierunek inżynieryjno-ekonomiczny. To też nie było interesujące, ale nie trzeba było się uczyć tylu technicznych szczegółów.
Pierwsza praca - fabryka elektrotechniki motoryzacyjnej, miałem od nich stypendium fundowane. Inżyniero-urzędnik - czy się stoi czy się leży... beznadzieja. Po 4 latach błysnęło światło - fabryka zaczęła wprowadzać system informatyczny, ja byłem łącznikiem między instytutem, który opracował system a użytkownikami. Nauczyłem się programowania i wpakowałem się z butami do środka. Następne 10 lat to była bajka a potem Awantura Arabska - praca w Kuwejcie i wreszcie emigracja do Australii gdzie też informatyka służyła mi dobrze.
Ciekawy życiorys zawodowy i podróże, mój mąż teraz szkoli uczniów na obrabiarkach cyfrowych:-)
UsuńTytułowe pytanie - jak pamietam - zadawano mi od najmłodszych lat. Ale moja odpowiedź za każdym razem była zupełnie inna. Podejrzewam, że przyczyna tej niestałości był fakt, że od 4-5 r.ż. umiałem już czytać. Czytając bajki chciałem zostać królewiczem, albo rycerzem. Po bajkach przyszła kolej na poważniejsze literatury, to dlatego chciałem zostać m.in. Wołodyjowskim, Klossem, Bondem, Supermanem, i każdym innym bohaterem filmów i książek. Na komunię dostałem aparat "Druh" i zestaw "Małego Inżyniera", a więc fotografia i elektronika. Trafiłem jednak do liceum. Elektronika dość szybko zamieniła się w psychotronikę. Nigdy jednak nie potrafiłem zdecydować się na jeden konkretny zawód.
OdpowiedzUsuńA każda dziewczynka chciała być księżniczką, ale pamiętam, że ja akurat nie!
UsuńCzyli polikompetencyjność to twój żywioł!
Jeden z moich bardzo młodych znajomych oświadczył, że chce zostać emerytem jak najszybciej, bo emeryt nic nie musi robić, ma pieniądze i bardzo dużo wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńA wnuk znajomej stwierdził, że chce być profesorem, bo profesor nic nie robi, tylko książki czyta!
UsuńBędąc około 10-letnią dziewczynką widziałam siebie jako stewardessę. Ale później rodzice dopilnowali, by było jak oni chcą. Gdy przekonałam się, jak ważny jest sport w moim życiu, przy pierwszej okazji wzięłam ster w swoje ręce. Było gadanie, ale ja już byłam dorosła, więc zrobiłam wszystko by zostać kim chciałam. I tak spędziłam sporo lat w moim ukochanym zawodzie, aż do emerytury. Gdybym miała decydować drugi raz, zrobiłabym to samo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Jotko... miłego poniedziałku...
To możesz być z siebie dumna, gratuluję szczerze!
UsuńMialam kilka zawodow na oku - archeologia, medycyna, technik laboratoryjny. W rezultacie zostalam technikiem laboratoryjnym i nie zalowalam - i chyba geny tego zainteresowania przekazalam dzieciom bo oboje zostali mikrobiologami.
OdpowiedzUsuńOd medycyny odrzucila mnie mysl grzebania w ludzkich wnetrzach, krwi i innych czesciach. Dzisiaj, majac wiecej doswiadczenia zyciowego, zostalabym anestezjologiem. Znam malzenstwo anastezjologow - nie musza wykonywac brudnej roboty przy pacjentach a zarabiaja krocie i ich rola w leczeniu ludzi tez jest bardzo duza i cenna.
Nigdy nie chcialam byc aktorka czy piosenkarka - ich zycie wygladalo na chaotyczne, niezorganizowane a takze pelne ryzyka bo ich kariery ukladaly sie bardzo roznie : raz na wozie, raz pod wozem.
Na zostanie anestezjologiem chyba brakowałoby mi odwagi, to wielka odpowiedzialność, a tak łatwo popełnić błąd!
Usuń"Kiedy byłem, kiedy byłem małym chłopcem, hej!" chciałem być dyrektorem fabryki produkującej oranżadę :-)... z wiadomych względów :-) Jako licealista myślałem o tym, aby być albo pisarzem, albo nauczycielem. Wybrałem to drugie. Podsumowując swoją pracę w tym zawodzie, mój wybór okazał się złym wyborem. Praca jako nauczyciel miała sens do roku 1989, a potem... potem to najczęściej kabaret, a ja zdolności aktorskich nie posiadłem.
OdpowiedzUsuńWielu nauczycieli rozczarowało się do zawodu lub funkcjonowania oświaty, mnie dopadło wypalenie, więc nie czekałam z emeryturą ani dnia...
UsuńW przeszłości chciałem być między innymi papieżem. :) Ale jak dowiedziałem się ile trzeba poświęcić czasu to mi przeszło. Potem był motorniczy tramwaju (też nie takie hop-siup), kierowca wożący krew do szpitali, jakieś też klasyki typu policjant przeżyłem także. Ostatecznie jestem w miarę zadowolony ze swojego wykształcenia, bo poszedłem w kierunku jaki od gimnazjum mnie nęcił, nauki humanistyczne mówiąc krótko. Administracja to takie połączenie socjologii, politologii i paru jeszcze dziedzin polana sosem prawniczym z lekka. :)
OdpowiedzUsuńMoja masa motywuje mnie do zmniejszania jej ze względu na kolana. Podobno mam szansę na powtórkę z drugim kolanem. Wolę dmuchać na zimne.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
O, to spory wachlarz profesji u ciebie:-)
UsuńKolana meczą wielu ludzi, może teraz to choroba cywilizacyjna?
Moja kochana blogerko, ileż ja miałam marzeń. Chciałam być piosenkarką, to na bank. Talent mam spory, mam oryginalną barwę głosu, jest jeden problem...mam blokadę i za nic nie umiem jej zlikwidować. Chciałam być ogrodnikiem i gdyby nie dżdżownice, to bym była. Jest to moja wielka fobia, ogromna, ja nawet pisząc to słowo, czuję się niedobrze. Chciałam być aktorką, pisarzem, rysownikiem, barmanem, choć nie piję. Chciałam być filmowcem... Boże mogę wymieniać wieki. haha Zawsze poszukiwałam swojej drogi, wiele razy próbowałam, by zrozumieć czy to jest to, czy jednak nie. Pracuję jako sprzątaczka...także nie, nie w tym, co pragnęłam. Praca to praca, wchodzę i wychodzę... Jednak walczę też o marzenia, bo czemu nie...czemu nie powalczyć, nic nie tracę, bo i tak lubię robić to, co okazało się moją pasją. Kocham tworzyć, pisać, malować, rysować, bawić się fotografią...czemu nie powalczyć o marzenia...raczej warto...choćby miało się 100 lat. :)))) Dziękuję, że jesteś. <3
OdpowiedzUsuńOch, ile marzeń i pasji w jednej osobie, dziewczyno!
UsuńSukcesem nie jest wysoko płatna praca, ale ten ogień, który tkwi w Tobie, mimo przeciwności losu:-)
Buziaki!!!
Od dziecka kochałam książki. W wieku 5 lat, w czasie okupacji należałam już do biblioteki dla dzieci. Niemcy tępili polskość w każdej postaci nie była to więc oficjalna biblioteka…. mieściła się w prywatnym mieszkaniu. We wczesnym okresie powojennym, trochę starsza, dziesięcioletnia zostałam oczywiście już czytelniczką biblioteki młodzieżowej, do której pędziłam po lekcjach, by pomóc pani od biblioteki w okładaniu książek.
OdpowiedzUsuńDo tej pory kocham zapach, księgarń, bibliotek, książek zarówno starych jak i tych prosto z drukarni..
Dlaczego więc nie studiowałam bibliotekarstwa? Otóż w latach 50-ch w trójmieście nie było jeszcze uniwersytetu, chyba dopiero powstawał. Była tylko uczelnia o kierunku technicznym – politechnika. Zdawałam więc na chemię, bo ją lubiłam, dostałam się i całe życie pracowałam jako inżynier chemii. Nigdy iie żałowałam , czułam się w tym zawodzie spełniona, ale b. często wchodząc do biblioteki trochę zazdrościłam bibliotekarce lub bibliotekarzowi za ladą z książkami, że to nie ja tam siedzę.
Można powiedzieć żartobliwie, że nie trzeba kupować biblioteki, by mieć kontakt z książkami, a z kolei podziwiamy wielu utalentowanych kucharzy czy cukierników, którzy szkoły w tym kierunku nie kończyli.
UsuńŻycie czasem wybiera za nas...
Jako dzieciak marzyłam żeby zostać kominiarze...Po dachach chodził, nikt na niego za to nie krzyczał, a na dodatek miał cylinder !! ;o)
OdpowiedzUsuńJak się domyślasz, nic z tego nie wyszło...;o)
Jako nastolatka chciał zostać witrażystką...Malowanie świata szkłem fascynuje mnie do dzisiaj...Ale Rodzice postawili totalne weto, bo szkół nie było, a córka oddana na czeladnika kiepsko brzmiało...;o)
I chociaż szkołę skończyłam "przypadkową" to zawsze zawodowo robiłam to co kochałam...;o)
I to jest najważniejsze, tylko pogratulować:-)
UsuńNigdy nie myślałam by zostać prostytutką a zostałam. Jeszcze kilka lat temu była to profesja niszowa. Konkurencja niewielka ale teraz, cieszę się ,że już w tym nie jestem bo konkurencja to nie jest coś co lubię . Kloszard.
OdpowiedzUsuńNiszową chyba nie była nigdy...
UsuńOj, ja chciałam być nauczycielką, bibliotekarką, stewardessą i kierowcą karetki pogotowia. Nic nie wyszło... Najbardziej żałuję bibliotekoznawstwa...
OdpowiedzUsuńW moich czasach program studiów był dziwny, za to dostęp do tak ciekawych bibliotek, że poza zawodem nigdy bym tam nie zajrzała:-)
UsuńNa różnych etapach życia miałam różne marzenia i wyobrażenia co do swojej przyszłości . Róznych rzeczy próbowałam (dziennikarstwo, bibliotekarstwo, aktorstwo...). A potem życie to wszystko zweryfikowało i ustawiło mnie tam, gdzie widocznie najlepiej pasuję. A najwazniejsze okazało sie samopoznanie siebie, bo człowiek często nie ma pojęcia jaki jest i do czego sie nadaje, póki nie zdobędzie doswiadczenia...
OdpowiedzUsuńMasz rację, praca zawodowa i kontakty z ludźmi pozwalają nam poznać siebie i często zmieniają, niektórych na lepsze, innych na gorsze.
UsuńJako dziecko zapowiadałam, że kiedyś będę pracować w cyrku, ale czy to miało być sprzedawanie biletów czy sprzątanie po słoniach, tego już nie wiedziałam :D Później przechodziłam okres fascynacji archeologią. Począwszy od starszych lat podstawówki i w liceum już w ogóle nie snułam żadnych planów. ale też nikt wtedy z nami - uczniami - nie rozmawiał nt. przyszłości. To znaczy w VIII klasie podstawówki raz rozmawiała z nami jakaś babka, ale to było stanowczo za mało. Należę do tej przeciętnej grupy osób, które nie mają jakiegoś bardzo konkretnego hobby czy na tyle silnych zainteresowań w danym kierunku, aby łączyć z tym życie zawodowe połączone z przychodem pozwalającym przeżyć.
OdpowiedzUsuńA co do elastyczności - chyba pracodawcy i pracownicy rozumieją ją inaczej. Ci drudzy mają na myśli elastyczny czas pracy, a ci pierwsi szybkie przyzwyczajenie się, że pracodawca może mieć wymagania z sufitu, np. siedzenie w pracy po10-12 godzin, a pracownik powinien szybko się do tego dostosować i to najlepiej za śmieszne pieniądze. Przynajmniej ja na takich Januszy biznesu trafiałam. Pozdrawiam!!!
Oj to prawda, niektórzy szefowie mają wymagania z sufitu, a docenić pracownika to dla nich zbyt wiele...
UsuńNie bardzo pamiętam czy miałam wymarzony zawód (pisarka?). To jest chyba mój życiowy problem, zawsze chciałam być szczęśliwa, a nie dobrze zaprojektowana i zorganizowana. Toteż długo życia sobie "nie ułożyłam", za to zazwyczaj jestem zadowolona :D
OdpowiedzUsuńZawsze życzyłam mojemu synowi, by przede wszystkim był/czuł się szczęśliwy, bo kasa i kariera to nie wszystko...
UsuńJako dziecko marzyłam o pracy w bibliotece, a babcia bibliotekarka żartowała, że będzie pracować, aż skończę szkoły i zajmę jej miejsce… Tyle tylko, że jako nastolatka chciałam zostać informatykiem, no ale matka uznała, że liceum informatyczne jest dla chłopców… Przed maturą marzyła mi się praca w policji i ściganie morderców, fascynowała mnie też praca patologa sądowego, a i wojsko ciekawiło, ale cóż, rodzina spełniła moje pierwsze, już wtedy nieaktualne, marzenie… Na studia nie było mnie stać… Praca w bibliotece była w porządku i sporo frajdy mi dała, ale warunki, w jakich pracowałam do dziś śnią mi się w koszmarach… Teraz se śmigam na szmacie i też jestem zadowolona, bo robota choć ciężka, to pasuje do moich potrzeb…
OdpowiedzUsuńMój Młody (10) chce być lekarzem zwierząt albo archeologiem, albo nauczycielem przedszkola… Youtuberem już był w wieku 8-9 lat (ochoczo mu w tym pomagałam) i już wie, że to wcale nie taka łatwa robota, jak się niektórym ludziom wydaje oraz że w ten sposób nie bardzo można coś w życiu osiągnąć. Właśnie stoimy przed wyborem szkoły średniej i zastanawiamy się czy posłać go do technicznej (komputery, roboty etc) czy na nauki przyrodnicze…
Pytanie tylko, czy za te kilka lat świat będzie taki jak jest dziś, czy w ogóle będzie…? Dla moich dziewczyn z kolei nie tyle sam zawód jest ważny, co to, czy zdrowie pozwoli im na wykonywanie jakiegokolwiek sensownego zawodu na tyle, by były w stanie za to przeżyć… Zdrowi i zwyczajni zwykle nie zdają sobie sprawy, jakiego mają farta…
Na szmacie też śmigałam, w dodatku w kasynie gry, a jak dobrze płacili! robota łatwa i godziny fajne:-)
UsuńZawsze chciałam być panią nauczycielką, mówić innym co maja robić ;) I byłam nią 35 lat. A że uczyłam starszą młodzież, to jeszcze lepiej. Uwielbiałam swoją pracę. A zdarzały się też prace dodatkowe (bo i dokształt zrobiłam) i byłam przez pół roku wychowawczynią w I kl. podstawówki. Dzieci były wspaniałe, praca wymagająca, ale jaka satysfakcjonująca. Dokładnie wiedziałam, że to tylko zastępstwo i nie przejmowałam się za bardzo dyrekcją i wypełnianiem papierów. Na stałe podstawówka by mnie chyba "przemieliła". Ale gdy nadarzyła się okazja pójścia na wcześniejszą emeryturę skorzystałam skwapliwie z tej okazji i nigdy nie żałowałam.
OdpowiedzUsuńNie żałowałaś, bo dzięki temu zapewne zachowałaś siły i apetyt na życie:-)
UsuńJak.bylam taka.mlala, mala czyli gdzieś taln10- letnia dziewczynka to chciałam pracować w przedszkolu i zawsze lubiłam.bawicnsie lalkami, a potem uwielbiałam małe dzieci,.potem chciałam pracować w biurze i dość długo mi się to w głowie przewracało nawet poszlm na administrację. Ale po szkole wylądowałam w sklepie. Potem przeprowadzk do Norwegii i od 8 lat pracuje w przedszkolu :) czyli wróciłam do pierwszej mysli
OdpowiedzUsuńCzyli zew zaprowadził Cię do źródła, Aniu:-)
UsuńW marzeniach z dzieciństwa o przyszłej pracy jest bardzo dużo wskazówek, tylko nie zawsze trzeba je traktować dosłownie. Jako coach specjalizuję się w pomaganiu ludziom w znalezieniu rodzaju i miejsca pracy, w którym będą czuli się szczęśliwi. Marzenia z dzieciństwa pomagają w tym procesie
OdpowiedzUsuńJa zmieniałem zawód wiele razy. Nie wyobrażam sobie pracy w tym samym zawodzie i w tym samym miejscu przez całe życie. Ale taką mam naturę :-)
Tez pracowałam w wielu miejscach, ale raczej dorywczo...
Usuń