Wracam jeszcze wspomnieniem do naszego wyjazdu w góry.
Jeden z pieszych szlaków zaprowadził nas do miejscowości Zwardoń, a dzień był gorący. Na szczęście droga prowadziła częściowo przez tereny zadrzewione, co dawało wytchnienie od słońca.
Po dotarciu do celu szukaliśmy miejsca, by usiąść przy dobrej kawie.
Niestety, w miejscu, gdzie kończył się szlak było blisko do przejścia granicznego, dookoła jakieś domy prywatne, tablica informacyjna , kapliczka ku czci św.Anny i ....niczego na horyzoncie. Jakaś pani z dzieckiem zapytana, gdzie tu można napić się kawy wskazała stację benzynową, w której kierunku ruszyliśmy, mijając nieczynną od dawna kawiarnię i liczne grupy kolonistów...
Stacja jak stacja, ktoś kupował winiety, kto inny hot dogi. Z boku długiej lady siedziało dwóch panów przy kawie, starszy z nich zapytał czego szukamy, bo rozglądałam się za expresem do kawy.
Gdy wyraziłam życzenie zamówienia gorącego napoju pan stwierdził, że ekspres został oddany do czyszczenia, ale on może nam służyć kawą parzoną lub rozpuszczalną. Ja na to, że liczyłam BARDZO na dobrą kawę. Pan zapewnił, że kawę mają świetną, więc zamówiłam.
Widzę jednak, że pan włączył po prostu czajnik elektryczny.
- Czy mógłby pan przynajmniej nalać świeżej wody? Chyba nie zaleje mi pan kawy tą używaną z czajnika?
- Ale o co chodzi z ta wodą ? - pan zapytał uprzejmie
- Żeby kawa miała piankę woda musi być świeża... zapewniał pan, że kawa będzie dobra.
- No coś takiego, pierwsze słyszę, ale wody naleję świeżej z radością i proszę nasypać sobie kawy do kubka, jak w domu.
- A mogę prosić o filiżankę?
- Nie lubi pani w kubku? pan wyciągał z szafki kolejne naczynia
- Nie bardzo, o proszę tę filiżankę.
Pan Kazimierz, bo tak miał na imię, zalał kawę w naczyniu, zaprosił na krzesła , otworzył pudełko ciastek i podsunął talerzyk z pokrojonym arbuzem. Jak w domu.
Mąż zapytał - ile płacimy?
- Za co chce pan płacić? jesteście państwo moimi gośćmi, tak mi się spodobała pana kobieta, że z przyjemnością przysiądę się, by pogawędzić, proszę się częstować.
Okazało się, że pan Kazimierz jest właścicielem stacji benzynowej i połowy domów w Zwardoniu.
Pływał kiedyś na statkach po całym świecie, gdzie ma teraz wielu przyjaciół. Zapraszano go często do Kanady, USA, Singapuru, ale tyle się napodróżował, że teraz osiadł na stałe i prowadzi swoje interesy.
A pochodzi w ogóle z Gdyni.
Siedzieliśmy tam długo, co odbiło się na obsłudze innych klientów, opowieści pana Kazimierza były niesamowite!
Zapytałam dlaczego nie napisze wspomnień, szkoda tych wszystkich opowieści i anegdot. Wymówił się brakiem czasu.
Starszy pan, a rozsadza go energia i napędza chęć kontaktów z ludźmi, do czego stacja benzynowa przy ruchliwej drodze, obok przejścia granicznego bardzo się nadaje. Jego bezpośredniość wobec klientów niektórych trochę krepuje, może myślą, że są w ukrytej kamerze?
Na koniec pan Kazimierz opowiedział nam anegdotę o swoim bracie. Razem pływali, podobnie zarabiali (chociaż brat był raczej pracownikiem fizycznym), ale tak jak nasz rozmówca inwestował swoje zarobki, tak jego brat odkładał do skarpety. Podobno zakopał złoto w ogrodzie i chyba już nie pamięta gdzie, a według pana Kazimierza te słoiki ze złotem tak sobie dryfują z czasem w stronę pobliskiego kościoła...
Przy pożegnaniu pan Kazimierz zapytał czy mój mąż dobrze się sprawuje, odpowiedziałam, że nie mam prawa narzekać.
- W takim razie życzę szerokiej drogi i zapraszam także do Gdyni!
To chyba dość charakterystyczne, że ludzie, którzy mają na koncie wiele podróży, zwłaszcza tych po całym świecie, są otwarci na innych ludzi.
OdpowiedzUsuńMasz rację, coś w tym musi być - otwarci, rozmowni i uczynni:-)
UsuńZgadzam się z tym stwierdzeniem, więc się tu najpierw dopiszę. Ludzie otwierają się coraz bardziej po każdej podróży. :)
UsuńTo prawda, podróżowanie wiele uczy i zmienia nas samych:-)
Usuńmasz szczęście do ludzi chyba. jakoś lubią na Ciebie wpadać znienacka.
OdpowiedzUsuńTak mówisz? Może wpadają, może ja szukam?
UsuńCiekawie czyta się takie historie. Pokazują, że pewne wartości nadal są w użyciu.
OdpowiedzUsuńNo to racja, jednak nagromadziło się tyle imprez sportowych ostatnio (lekka atletyka, pływanie, badminton, kolarstwo torowe i szosowe), że już zarzuciłem pilne śledzenie wyników. Nie dałbym rady wszystkiego obejrzeć.
Cóż można poradzić takim osobom, chyba najlepiej wskazać im drzwi i dodać, by więcej się nie wypowiadały na tematy bieżące. Poza tym to kolejny dowód na to, że niektórzy dziennikarze nie powinni nimi zostać. Żeby być dobrym trzeba mieć w sobie umiejętność mądrego wypowiadania się w każdej sytuacji.
Pozdrawiam!
Dziennikarstwo ostatnio pozostawia wiele do życzenia, ciekawe z czego to wynika?
UsuńMiałem w pracy kumpla, który potrzebował kwadrans na przygotowanie sobie kawy. Co on za cuda przy tym wyczyniał niie będę opisywał, dość, że używał właśnie takiego topornego kubka z emblematem PZPR :D
OdpowiedzUsuńPrzesyłkę otrzymałem, jeszcze nie sprawdzałem, o wszystkim dam znać.
Pozdrawiam :)
Nie tylko herbaciarze mają swoje rytuały:-) A czas na kawę - rzecz święta:-)
UsuńTak mi się teraz skojarzyło. Ten mój kumpel od parzenia kawy też miał na imię Kazimierz ;)
UsuńWysłąłęm tekst do autoryzacji.
Ja też zawsze wlewam świeżą wodę do kawy 😊 Moja mama nie potrafi tego zrozumieć 😁
OdpowiedzUsuńWiele osób nie przywiązuje do tego wagi, póki nie przetestuje...
UsuńA ja mam ze Zwardonia jak najgorsze wspomnienia. Jeśli chodzi o zaplecze dla turystów widzę, że nic się nie zmieniło. Zapewniam Cię, że pan K. jest chlubnym wyjątkiem. Nas miejscowi przyjmowali z jawną wrogością, choć przecież wynajmowali swoje kwatery turystom min. przez Orbis. Nie rozumieją, jak należy żyć w miejscowości turystycznej. To całkowite przeciwieństwo Wisły.
OdpowiedzUsuńUffff...Odreagowałam dawny stres :)
No widzisz, pewnie nie było wtedy pana Kazimierza :-)
UsuńPodobny rytuał jest przy parzeniu zielonej herbaty - woda świeża, zalewamy tzw. białym wrzątkiem, czyli wtedy, gdy pojawią się pierwsze bąbelki, które "zmącą" wodę. No i najlepsze jest drugie parzenie tej herbaty. Kawa, jak dla mnie zawsze z ekspresu. Masz szczęście do ludzi Jotko:)
OdpowiedzUsuńZielonej herbaty nie mogę pić, dziwnie na mnie działa...
UsuńRytuały są ważne w życiu, prawda?
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńMam koleżankę kawową czarodziejkę:)
A spotkać na swojej drodze kogoś otwartego, komu jeszcze przypadło się do gustu - zawsze przyjemnie:)
Pozdrawiam:)
Bardzo przyjemnie, miłe niespodzianki w podróży to wakacyjny bonus:-)
UsuńCudownie, że na świecie żyją jeszcze takie osoby :)
OdpowiedzUsuńdreamerworldfototravel.blogspot.com
To prawda, przywracają wiarę w bezinteresowną życzliwość :-)
UsuńAle fantastyczne spotkanie. Hm... wszędzie pełno interesujacych ludzi, tylko trzeba się otworzyć. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńA zdrugej strony, to trochę szkoda, że te opowieści odleca w niebyt. A może Ty byś je spisała?
Słyszałam tylko mały ułamek, a do Zwardonia mam za daleko...
UsuńBo mężczyźni lubią i cenią kobiety, które wiedzą czego chcą i potrafią postawić na swoim. Nic dziwnego, że przypadłaś do gustu Panu Kazimierzowi;)
OdpowiedzUsuńNajpyszniejszą kawę piłam w Mardin w Szafranowym Klasztorze przygotowywaną ponoć wg jakiejś tajemnej-jak to zazwyczaj bywa-mnisiej receptury. Wiem tylko, że miała dodatek szafranu i była...wyborna!
Pozdrawiam i żegnam się na jakiś czas.
p.s.motyla, który Cię tak zaintrygował sfociłam w Calpe i wstyd się przyznać ale nic o nim nie wiem:(
Takiej kawy to jeszcze nie piłam, jeśli wyjeżdżasz to miłych chwil i ciekawych ludzi życzę:-)
UsuńAleż Was nosi po Polsce południowej:). Sama za Zwardoniem nie przepadam, bo opróćz gór to nic tam nie ma. fajnie, że chociaz ktoś się Wami zajął...
OdpowiedzUsuńNo faktycznie nie ma, ale tak nas szlak poprowadził...
UsuńCzytałam i myślałam, że pan Kazimierz Cię zaraz zwymyśla, że taka wybredna jesteś. ;-) A tu proszę, takie sympatyczne spotkanie. :)
OdpowiedzUsuńSama przewróciłabym oczami na taką klientkę :-)
UsuńPodróże nie tylko kształcą, ale "otwierają" na ludzi. Im więcej się podróżuje tym się człowiek mniej wszystkiemu dziwi, mniej się obawia obcych a z czasem niemal wszędzie, bez obaw może się osiedlić.
OdpowiedzUsuńPięknie i mądrze napisałaś :-)
UsuńInteresujący ludzie do Ciebie aż lgną. Niesamowite :) Niewątpliwie masz coś w sobie :) Umiłowanie do dobrej kawy na pewno ;)
OdpowiedzUsuńMoże to zasługa kawy?
UsuńTakie spotkania są niesamowite :)
OdpowiedzUsuńWydawać by się mogło, że to tylko zwykła stacja benzynowa, gdzieś na końcu Polski i zwykły, starszy pan, który ją prowadzi ...
Prawda? Kiedyś w małym barze przy drodze, gdzie nie spodziewałam się nawet dobrej herbaty, właściciel zaserwował kawę Lavazza z expresu!
UsuńPrzefajny pan :)
OdpowiedzUsuńAż żal było wracać!
UsuńNo to przygoda, a co na te awanse Pana Kazimierza, Twój mąż?:)))
OdpowiedzUsuńCieszył sie, że nie musi płacić ;-) i z równą chęcią wysłuchał opowieści...
UsuńTeż pierwsze słyszę, że wody świeżej nalać trzeba. Ale ja "po turecku" nie pijam.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że wędrowcy tak właśnie mają. Mówisz, że pan przepłynął cały świat, wszędzie ma przyjaciół... Przywołałaś miłe wspomnienie z czasów, kiedy samotnie wędrowałam po naszym kraju i też narobiłam sobie mnóstwo znajomych. W zasadzie w każdym jej krańcu (prócz gór), miałam kogoś, u kogo mogłabym się na chwilę zatrzymać. To było piękne życie.
Piękne spotkanie mięliście :)
To też jesteś otwarta dusza, mam nadzieję, że także w Szwajcarii jest podobnie:-)
UsuńNiestety nie, bariera językowa, mnogość dziwacznych narzeczy, nie radzę sobie za dobrze.
UsuńOstatnio słyszałam Holendrów, dla mnie wszystko zlewało się w jedno...
UsuńAsiu Ty po prostu przyciągasz takich ludzi do siebie....to chyba jakiś dar.A przy tym bardzo mi się podoba sposób w jaki później nam to "opowiadasz".Zachęciłaś mnie do pokręcenia się w okolicach Zwardonia....może tez spotkałabym takiego pana Kazimierza.
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, Grażynko:-) Wszędzie można spotkać ciekawych ludzi...ja słyszałam o Twojej niezwykłej gościnności:-)
UsuńKolejna ciekawa postać :) Jak widać czasem warto się odezwać i dochodzić swego - bo dzięki temu zyskałaś sympatię pana Kazimierza
OdpowiedzUsuńJak to ogarnęłam, to aż strach, że taka zołza byłam:-)
UsuńSpodobało mi się, że Pan Kazimierz mimo zwracania mu uwagi na to, jak ma zrobić tę kawę, tak uprzejmie i miło się ze wszystkiego wywiązał.
OdpowiedzUsuńTakie miejsca i takich ludzi potem wspomina się z przyjemnością bardzo długo. :)
To prawda, nie wiem jak sama zareagowałabym na podobną klientkę:-)
UsuńPiękna powiastka, a Pan Kazimierz wydaje się być z ludzi, których lubię najbardziej. ;) Pozdrawiam wieczornie
OdpowiedzUsuńOj, zdarzają się ludzie z sercem na dłoni, to nie jedyny przypadek:-)
UsuńWitaj po przerwie:-)
Pewnie jak to zwykle bywa z różnych przyczyn. Dziennikarze chcąc zachować swoją pracę zaczynają podlizywać się władzy, ci co studiują wybierają taki kierunek, bo uważają, że zawsze znajdą pracę potem, owszem znajdują ale na przykład nie spełnia ich oczekiwań i dają z siebie mało itp. itd.
OdpowiedzUsuńNie oglądałem Tour de France jakoś specjalnie w tym roku, więc nie mam porównania. Mnie drażniło w tegorocznym Tour de Pologne to, jaka jakość była w połączeniach z wozem, gdzie dziennikarz sportowy siedział.
Okropna jest też wilgotność, jak miałem w mieszkaniu 60% to nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie mógłbym chyba do Amazonii pojechać.
Pozdrawiam!
Ja też nie, kiedyś słyszałam, że w dżungli ubranie nigdy nie wysycha, koszmar!
UsuńTen Pan Kazimierz to musi być bardzo sympatycznym człowiekiem
OdpowiedzUsuńPo prostu dusza towarzystwa i serce na dłoni:-)
UsuńPan Kazimierz włączył swój uwodzicielski urok widzę ;D. Dobrze, że ma człowiek poczucie humoru, jest weselej nie tylko jemu, ale i innym. ;)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że był serdeczny dla wszystkich, także dla młodych dziewczyn tam pracujących.
UsuńPodróże otwierają umysły i serca, ale tylko jeśli na to pozwolimy. :) Bardzo ciekawy człowiek, a jego opowieści, anegdotki na pewno były świetne.
OdpowiedzUsuń(P.S. Gdzie to złoto? :D )
No kurczę, zapomniałam zapytać czy w Zwardoniu czy może w Gdyni?
UsuńJa rzadko parzę kawę w kubku, bo i w pracy i w domu mam ekspres, ale kiedy już się to zdarza - zawsze używam świeżej wody. :)
OdpowiedzUsuńA ludzie są tak dziwnym gatunkiem, że nigdy nie wiadomo, kogo spotka się na swojej drodze :)
Czasem jestem skazana na ten kubek i kawę z przypadku...rekompensatą są ciekawe rozmowy:-)
UsuńKiedyś pod wiejskim sklepem zaczepił nas oberwaniec o wyglądzie klasycznego kloszarda, który zapytał, czy ... może nam postawić piwo? Nie my Jemu, ale On nam! Okazało się, że to właściciel tego sklepu, kilku mieszkań w Ełku i czegoś tam jeszcze. Ponieważ harował pół życia w Grecji i inwestował w Polsce na starość (a był młodszy ode mnie) postanowił kompletnie nic nie robić, tylko zostać rentierem. Nawet ten sklep prowadził ktoś inny, kto pewnie nielicho Go oszukiwał, ale miał to gdzieś:)))
OdpowiedzUsuńTeż fajna historia!
UsuńJeśli pan Kazimierz tak będzie wszystkich częstował, to zacznie dokładać do interesu, ale mam wrażenie, że zajmuje się tym dla kontaktów z ludźmi właśnie :-)
Świetnie spotkać na swojej drodze tak otwartego człowieka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Zwłaszcza po długim marszu, w mało ciekawej miejscowości:-)
UsuńW Zwardoniu wybudowano nowoczesne przejście graniczne, ale zanim je otwarto, Polska weszła do Unii i zniesiono granice. Potem to wszystko zaczęło niszczeć. Odkąd pamiętam, to Zwardoń był zapyziały turystyczne. Nie przepadam za kawą, a jak piję, to tylko "plujkę" w szklance i w dodatku z mlekiem bez cukru. taki proletariacki szyk:):):) Wierzę, że pan Kazimierz zaparzył, według Twoich wskazówek, świetną. Wydaje mi się, że to nie kawa, a jego nastawienie do Was było bezcenne:):):)
OdpowiedzUsuńOczywiście! Gdyby nie jego serdeczne zaproszenie, może zrezygnowałabym z kawy?
UsuńWojciech Cejrowski kiedyś powiedział w swoim programie, że do dżungli bierze jedną koszulę, bo podobno jednak szybko schnie. Jakby nie było to i tak dosłownie po chwili znów jest morka, więc cała zabawa w pranie idzie na marne.
OdpowiedzUsuńWiele jest takich imprez sportowych, co są znakomite do oglądania.
Pozdrawiam!
Dlatego dżungla to nie dla mnie i te wszystkie robale...
UsuńTakie rozmowy są esencją podróży, a ludzie ciekawi są trochę dziwni, trochę narwani, ale jak uda się taką rozmowę nawiązać, to zostaje w pamięci...
OdpowiedzUsuńTo wręcz skarbnica wiedzy wszelakiej, pamiętam, że też opisywałeś różne ciekawe spotkania:-)
UsuńI właśnie takie spotkania potem się wspomina i wspomina...
OdpowiedzUsuńA niektórzy nawet opisują w książkach:-)
UsuńTeż miałem przygodę jako kierowca autobusu wioząc wycieczkę. W miejscowości Sromowce Wyżne skończyła mi się droga i trzeba było zawrócić.
OdpowiedzUsuńNam droga skończyła się w Klukach...dalej było już tylko jezioro i konie na pastwisku:-)
UsuńTakie spotkania są bardzo ciekawe. Lubię poznawać ludzi i słuchać ich opowieści, dużo można się dowiedzieć i nauczyć:) Sposób na coś bardzo ostrego w jedzeniu, trzeba szybko zjeść coś słodkiego. Tak mi doradzano jak Tajlandka poczęstowała mnie swoją potrawą ...ja myślałam, że się uduszę, myślałam, że był tam drobniutko pokrojony szczypiorek, a to były papryczki chili)buziaki;)
OdpowiedzUsuńPodobno najlepiej od razu zjeść lody, a pikantne potrawy mogą spowodować nawet zatrzymanie oddechu u wrażliwych osób!
UsuńUważaj więc na chilli!
Piękne spotkanie. .. ale, ale zapomnialas napisac, czy kawa ci smakowała 😊
OdpowiedzUsuńPiłam lepsze i odzwyczaiłam się od rozpuszczalnej, ale na bezrybiu i rak ryba...
UsuńPróbuje wrócić do świata żywych... Na razie samo czytanie ze zrozumieniem sprawia mi ból :)
OdpowiedzUsuńNo kochana, mam nadzieję, że to nic strasznego i dasz radę, powolutku :-)
UsuńMógłbym ewentualnie polecieć kiedyś do Ameryki Południowej, jednak bez wizyt w buszu. Choć pewnie w miastach latem też można zwariować.
OdpowiedzUsuńTe Mistrzostwa uważam za jedne z lepszych. Dziś podobał mi się konkurs skoków o tyczce, Szwed niesamowity, ciekawe co będzie za parę lat. @_@
Pozdrawiam!
Też oglądałam, skakali i biegali jak rzadko, nasi lekkoatleci dali czadu!
UsuńOd razu zobaczyłam Włoskich gospodarzy :) serdeczni i otwarci
OdpowiedzUsuńPodobno w Grecji także:-)
UsuńWitam Jotko w 2018 roku! Przeniosłam się w czasie, by poczytać o serdeczności i gościnności ludzkiej, jaka Cię spotkała właśnie w Zwardoniu, mojej ulubionej miejscówce. Mnie też spotkała tam tylko życzliwość i otwartość na przyjezdnych, co przerodziło się w wieloletnią super znajomość. Mój Zwardoń to lata 80. - 90. ubiegłego wieku i jego przełom. Trochę dawne czasy, ale w pamięci wciąż obecne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie...
Dzięki, że zajrzałaś, przy okazji odświeżyłam sobie te klimaty:-)
Usuń