Jest problem lub niebawem będzie.
Z roku na rok obserwuje się większą liczbę uczniów z rozmaitymi dysfunkcjami w zakresie przyswajania wiedzy i umiejętności, od ogólnych po specjalistyczne, co zresztą idzie z sobą w parze, bo trudno nauczyć młodego człowieka posługiwania się specjalistycznymi narzędziami i procesami różnych branż, jeśli ma on kłopoty z opanowaniem podstawowych pojęć matematyczno-technicznych, ze skupieniem uwagi, logicznym myśleniem czy zwyczajnie z punktualnością i poczuciem odpowiedzialności.
Każda placówka, także kształcąca fachowców rzemiosła i przemysłu jest zobowiązana dostosowywać wymagania do poziomu swych wychowanków. Poradnie psychologiczno-pedagogiczne szczegółowo określają , w jaki sposób kreować podejście do ucznia, indywidualizować treści kształcenia, organizować dodatkowe konsultacje , konstruować programy naprawcze...
Trudno się z tym nie zgodzić, bo uczeń powinien być traktowany podmiotowo. Wytyczne określają więc, co dany wychowanek powinien umieć by zaliczyć kurs kształcenia zawodowego na daną ocenę i zdać egzamin z przygotowania do zawodu.
I tutaj, jako klient ślusarza, hydraulika, cukiernika, krawca, mechanika, fryzjera zadaję sobie pytanie - skoro pewien procent uczniów posiada specjalne dostosowanie trybu nauki w zawodzie, bo mają określone dysfunkcje, które nie pozwalają opanować w pełni programu nauczania, jak to się przekłada na jakość świadczonych później usług?
Taki na przykład piekarz, potrafi upiec chleb i bułki, a chałki i drożdżówki już nie?
A ślusarz? Otworzy zamek, który się zaciął, ale klucza do drzwi już nie dorobi?
A fryzjerka? Nakręci włosy na wałki i uczesze, ale jak ze strzyżeniem lub obliczaniem ilości farby do koloryzacji włosów?
Podobne rozterki miewam czasami, jeśli chodzi o kształcenie lekarzy i farmaceutów czy fizjoterapeutów. Bo jeśli medyk kończy studia z ocenami w średnim przedziale skali, to czego nie potrafi?
Z tym pytaniem zostawiam Was , może jakieś refleksje się narodzą?
Też się nad tym zastanawiam. Jeśli chodzi o medyków, ogrom materiału tłumaczy oceny średnie, które wcale nie muszą oznaczać, że w pracy zawodowej lekarz czegoś nie wie (Twoje pytanie sugeruje, że w późniejszym życiu piątkowi studenci pamiętają każde zdanie z wykładów na studiach, co oczywiście nie ma miejsca). Natomiast fachowców jednak się rozpoznaje, niektóre mimozy-fryzjerki w gruncie rzeczy potem nie pracują w zawodzie, tylko siedzą ciągle na macierzyńskim. Wykształcenie zawodowe jest po prostu dzisiaj minimum do którego nawet osoba mocno ograniczona intelektualnie i sprawnościowo dąży. W Polsce dysfunkcje wypychają ludzi z rynku pracy.
OdpowiedzUsuńNie do końca, z tego, co słyszałam powstają miejsca pracy dla takich ludzi, choćby kawiarnie obsługiwane przez autystyków, oczywiście pracują pod nadzorem.
UsuńNie mam złudzeń, że po studiach wszystko się wie, praktyka czyni mistrza, byle traktować swój zawód z pasją i doskonalić się.
Obserwuje lekarkę, która utknęła w medycynie pracy, wypisuje kolejne zeszyty i formularze... czy to ją satysfakcjonuje? Być może tak, a być może tez ma jakieś ograniczenia...
Winne są te wszystkie bzdury z wmawianiem dzieciom chorób. Dys-to, dys-tamto. W czasach, gdy my chodziłyśmy do szkoły, dobrzy uczniowie szli do liceów i techników, gorsi do zawodówek i mimo braku diagnoz te zawodówki kształciły dobrych fachowców. Teraz nikt nic nie może!
OdpowiedzUsuńTeż o tym myślałam, czasami przez zbytnie obudowywanie niektórych zaniedbań naukowymi nazwami, kamufluje się deficyty w opiece rodzinnej, ale z drugiej strony, wiem od męża, że coraz więcej uczniów ma problemy z opanowaniem podstawowych umiejętności zawodowych, od sprzątania zwykłą miotłą stanowiska pracy po bardziej skomplikowane czynności...
UsuńBBM: Pamiętam czasy, gdy fryzjerki, krawcowe przyjmowały praktykantki szkół zawodowych. Dziś tego nie uświadczysz ... a może warto byłoby do tego wrócić?...
OdpowiedzUsuńAleż przyjmują praktykantki. Tylko taka praktykantka zazwyczaj myje włosy, podaje rzeczy itd. Może farbę nałoży. Ja bym się jej obciąć nie dała. No ale też może się przyglądać.
UsuńKoleżanka sama stwierdziła, że nie chce być fryzjerką... Czegoś się w tej szkole i na praktykach nauczyła, ale uznała, że to jednak nie zawód dla niej.
Praktykantki w sklepach widuję, u fryzjerów dawno nie widziałam.
UsuńW przemyśle , zwłaszcza w firmach prywatnych nikt nie chce się bawić w nauczanie, zresztą nawet do tego potrzebny często kurs pedagogiczny, absurd!
Z jednej strony trzeba dostosować wymagania do ucznia, ale z drugiej jeśli jego dysfunkcje uniemożliwiają opanowanie materiału potrzebnego do danego zawodu, to raczej nie powinien tego zawodu wykonywać, tylko należałoby mu pomóc znaleźć taki, w którym się odnajdzie. Za moich czasów w gimnazjum były konsultacje zawodowe w poradni, ale nie wiem, czy coś z nich wynikało (ja się nie dowiedziałam niczego, na co bym sama nie wpadła).
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o oceny, to moim zdaniem i te na studiach nie muszą o niczym świadczyć. Szczególnie w przypadku lekarzy. Po studiach jest zresztą jeszcze roczny staż, kilka lat specjalizacji i egzaminy (swoją drogą też niekoniecznie praktyczne). Jeśli coś jest potrzebne na co dzień w pracy, to się to opanuje, a jeśli nie, to zapomni. Żeby nie było, sama miałam na dyplomie piątkę. ;)
Jeśli chodzi o nauczycieli w szkołach zawodowych, to warunki pracy musiałyby być atrakcyjne... Ale też jeśli ktoś jest fachowcem, to często woli zajmować się swoją robotą niż uczyć innych, tym bardziej że w zawodówkach często młodzież bywa trudna. Ja to bym na coś takiego i za 20k miesięcznie nie poszła.
Jak na razie nie ma oferty dla takich uczniów, kiedyś pokazywano zakłady pracy chałupniczej, szycie laczków, maskotek...ale tu tez trzeba podstawy jakieś opanować.
UsuńOczywiście, że oceny bywają mało adekwatne, studiowałam i znam problem, ale w niektórych profesjach, gdzie na szali leży życie ludzi, ocena powinna być zerojedynkowa, umie lub nie. Może to drastyczne, ale wymagania tutaj powinny być większe.
Myślę, że zwykle trudno ocenić, co jest zerojedynkowe. Chociaż egzaminy zawodowe lekarzy w sumie takie są, chyba nikogo nie interesują procenty (może żeby nagrodę jakaś dostać - mój brat chyba dostał, my tak rodzinnie jesteśmy świetni z testów ;)). Inna sprawa, że tam się różnych niepraktycznych szczegółów też trzeba nauczyć. No i że ktoś się dobrze uczy na studiach, to jeszcze nie znaczy, że będzie dbał o swoje kompetencje później - i odwrotnie. Mam przy tym nadzieję, że ludzi, którzy nie opanowali podstaw, nie przepuszcza się dalej. ;)
UsuńTez mam taka nadzieję, zresztą jak piszesz, wielu ludzi zmienia się z czasem lub zmienia zawód, w przypadku zawodów medycznych ważne jest, by nie szkodzić, do tego trzeba pokory także i empatii.
UsuńZgadzam się z Frau Be- gdy ja chodziłam do szkoły to jakimś cudem nie było dyslektyków i dysgrafików, a rodzice musieli po prostu poświęcać dziecku swój czas i dopilnować by w domu uzupełnił swe braki. A niedouczeni lekarze to jednak istnieją i niestety nawet czasami bywają to chirurdzy a czasem...pediatrzy.
OdpowiedzUsuńTeraz rodzice głównie pracują, podobno istnieją nawet żłobki, do których odprowadzasz dziecko w poniedziałek i odbierasz w piątek. Oby to był fake news!
UsuńTakie żłobki tygodniowe były w ZSRR, nie wiem, jak teraz...
UsuńJa też nie wiem, ale to przerażające...
UsuńW Polsce też były takie żłobki w początkach lat sześćdziesiątych. Nie wiem czy w wielu miastach, ale w Warszawie był, bo jedna z moich koleżanek oddawała dziecko do takiego żłobka.
Usuńanabell
To chyba tylko w Warszawie...
UsuńOpiekunki w tamtym żłobku, to w takim razie na 3 zmiany pracowały?
Mam podobne spostrzeżenia. Teraz mało kto chce uczyć się fachu. Ciężka praca nie popłaca, jak było mawiane. Co z tego że fachowiec zamontuje piec, jak musi przybic pieczątkę ktoś kto nie maczał w tym palców. Złote rączki odeszły do przysłowiowego lamusa.
OdpowiedzUsuńZ powodu źle zamontowanego kominka, spalił się dom jednej z naszych uczennic, szkoła organizowała zbiórkę.
UsuńBo w latach 90, po transformacji ustrojowej, zakompleksionym Polakom z poczuciem niższości wmówiono, że tylko wyższe wykształcenie, studnia. Najlepiej prawo, najlepiej praca w urzędach, w garniturkach, że wtedy jest się KIMŚ... A robić nie ma komu. Bardzo trudno o porządnego pracownika, który się zna. My u nas przerobiliśmy przez 10 lat tylu pracowników, że książkę można pisać.
OdpowiedzUsuńSłyszałam od znajomego o pracownikach budowlańcach, którzy znikali po otrzymaniu zaliczki...
UsuńNie mam nerwów logować się setny raz bez skutku, więc piszę tak.
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś bardzo ważny temat, nad którym dumam od wielu lat.
Mamy u nas szkołę branżową (spec), więc ... Sama rozumiesz. Kiedyś poszłam do fryzjerki i serio - sama bym się lepiej ufryzowała...
Zgodzę się też z Sivką - po grzyba tylu magistrów? I jeszcze jedno: raz zrezygnowałam z podyplomowych, nie zrozum mnie źle, bo ja naprawdę mam w sobie dużo empatii, ale to była logopedia i była na niej dziewczyna z wyraźną wadą wymowy, a jako animator teatralny troszkę się na tym znam... Tak to teraz jest. Fachowiec na wagę złota, dlatego tak drogie są te usługi. A zdać egzamin zawodowy - to już inna sprawa, byłam na kilku jako obserwator. Wielu nie zdaje.
Otóż to, problem szeroki jak ocean. Tu także dochodzą do głosu ambicje rodziców czy kiepskie wyobrażenia ucznia o danej profesji.
UsuńPytałam kiedyś uczennicę, kim pragnie zostać po szkole, odpowiedziała, że youtuberką i zamierza nagrywać filmiki. A co chcesz przekazać za ich pośrednictwem? Nie wiedziała nawet o co pytam...
I potem mamy zalew dolarsowych Karolinek z Miami. :D
UsuńOch, widziałam fragment tego serialu, jedynym zajęciem żon milionerów jest ładnie wyglądać i wydawać kasę, ale oglądalność to podobno ma sporą...może dla niektórych widzów, to jak lizanie czekolady przez szybkę:-)
UsuńNiestety prawda, szkoły przyzakładowe zlikwidowane chociaż u nas coś zaczynają tworzyć
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Oby rychło cos zmieniło się na lepsze, bo inaczej marnie z usługami nawet będzie...
UsuńChwalimy komunę i szkolnictwo w jej czasach ale jak mawiają moi rodzice, dlatego oświata była lepsza bo żyli przedwojenni nauczyciele a głąby z komunistycznego nadania zazwyczaj nie mieli dość odwagi by ciągnąć w dół.Od przeistoczenia komuny w demokratów dzieje się coraz gorzej no bo dlaczego ma być lepiej ? Po co ? Na co ? Nigdy nie rozumiałam i do dziś nie pojmuję-są kraje w których dzieje sie lepiej i nawet idiota może ukraść jeden drugi trzeci pomysł ale to chyba nie jest problem w braku odpowiednich idiotów, komuś bardzo zależy byśmy potrafili jedynie szparagi zbierać czy tyłki podcierać.Sprzątanie to już trudniejsza sztuka. NKloszard
OdpowiedzUsuńAkurat na szparagi i zmywak jeździli ludzie wykształceni, a i dzis do opieki nad ludźmi starszymi w innych krajach jeżdżą m.in.polscy emeryci po studiach, ekonomia tu decyduje.
UsuńNa zdjęciu przykład czego Pani podała ? Instalacja chociaż brzydko wyglądająca może działać znakomicie a wtedy narzekanie na pana fachowca jest słuszne czy niekoniecznie ? NKloszard
OdpowiedzUsuńPodoba się? To proszę u siebie zastosować, choć nie polecam.
Usuń... widzę, że kloszardowej skończyły się tabletki :-)
UsuńAkurat na temat szkolnictwa zawodowego mógłbym wiele powiedzieć, co niestety przekształciłoby się w wielostronicową wypowiedź, czego chciałbym uniknąć. Wobec tego podam jeden drobny element, który może być przynajmniej cząstką odpowiedzi na pytanie, co powoduje, że tak ciężko jest w szkolnictwie zawodowym. Otóż będąc dyrektorem zespołu szkół rolniczych stawałem przed problemem zatrudniania nauczycieli do przedmiotów zawodowych takich jak: "produkcja zwierzęca" i "produkcja zwierzęca". Okazuje się, że jeden absolwent uczelni rolniczej może nauczać pierwszego przedmiotu, nie może natomiast drugiego, a winna temu jest liczba godzin zajęć z w/w przedmiotów na uczelni. Jeśli absolwent akademii rolniczej miał 120 godzin z przedmiotu "produkcja zwierzęca" to mogłem mu powierzyć nauczanie tegoż przedmiotu w szkole; jeśli natomiast miał na szkole wyższej rolniczej jedynie 100 godzin z przedmiotu "produkcja roślinna", nie mógł on w mojej szkole nauczać tegoż przedmiotu.
OdpowiedzUsuńZnajomo brzmi, jeden z absurdów kształcenia w Polsce, a już podyplomówki czy kursy kwalifikacyjne to prawdziwy matrix, przynajmniej z moich doświadczeń tak wynika.
UsuńTo widać, słychać i czuć... niestety!
OdpowiedzUsuńCelnie podsumowane słowami piosenki:-)
UsuńKiedyś młodzik był czeladnikiem u mistrza i ten przygotowywał go do zawodu. Czy tego się już nie praktykuje? Ostatnio, znany mi i ceniony hydraulik, przyszedł mi coś naprawić z takim właśnie uczniem. "nauka" szła bardzo sprawnie, bez szkody dla mnie.
OdpowiedzUsuńDo mnie hydraulik tez przyszedł z pomocnikiem, ale pomocnik był strażakiem przed emeryturą i douczał się w nowym zawodzie, by dorabiać do emerytury...
Usuńnarzekamy,a jak wytlumaczyc fakt,ze w wielu europejskich krajach,o wyzszym pkb duza czesc mlodziezy jest analfabetami?
OdpowiedzUsuńTo pytanie nie do mnie raczej...
UsuńKiedyś byłam podciąć końcówki, pani szczotką do modelowania coś jakby czesała mi te kosmyki ale jakby coś niby modelowała, nie bardzo wiedziałam co ta kobita robi. Pani ze wshodu, zapytałam czy jest fryzjerką, powiedziała mi że jest nauczycielką angielskiego po filologii angielskiej a tu przyjechała za lepszym życiem
OdpowiedzUsuńPewnie wielu podobnych fachowców spotkamy, a kelnerki i recepcjonistki to chyba głównie dziś Ukrainki...
Usuńniestety tez i lekarki i pielegniarki,ktore nie musialy potwierdzac wyksztalcenia,lub nie mialy papierow tlumaczac sie wojna takze nie wiemy,kto nas leczy...
UsuńU nas tez pracują w przychodniach lekarze z innych krajów, ale nie tylko z Ukrainy.
UsuńEdukacja wymaga reformy, ale niestety ciągle jest deformowana. Trudno jednak dostosować edukację do wciąż nie znanych potrzeb gospodarki, bo przecież świat (m.in. technicyzacja) nie stoi w miejscu. Dzisiejszy absolwent nauczania na każdym poziomie staje się dyletantem w życiu, to dlatego np. zamiast lekarza/znachora do wszystkiego mamy ... kilkaset specjalizacji medycznych. Może więc warto skuteczniej oddzielać teorię od praktyki?
OdpowiedzUsuńO tak, porządnych reform nie było od dawna, bo trudno nazwać ostatnie zmiany reformami!
UsuńMogę Ci coś opowiedzieć na swoim przykładzie, może delikatnie odbiegając od tematu, ale nadal będzie o zawodach.
OdpowiedzUsuńMiałam potencjał i ochotę, by edukować się na lekarza, chciałam pracować w szpitalu, ciągnęła mnie chirurgia. Byłam w podstawówce.
Potem na czas gimnazjum, miałam sporą (nabytą samodzielnie) wiedzę odnośnie człowieka, większą od rówieśników. Ale nauczyciele mnie tak zgnoili, zwłaszcza pani z chemii, że później w liceum (to gnojenie trwało do końca), niemal mnie nie przepuszczono do następnej klasy. Nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale nie czułam się najgorsza i nie czułam się tępakiem.
Później chciałam iść do policji, ale tata mnie skutecznie zniechęcił. Tutaj akurat nie mam mu za złe, bo może i dobrze z uwagi na to co się dzieje wewnątrz. Temat rzeka.
Potem chciałam zostać psychologiem analitykiem. Sądówka mnie ciągnęła. Ale zabrakło motywacji, rodzice cały czas mi mówili, że to się nie opłaca i nigdzie nie dostanę pracy, bo akurat moich rówieśników ponad połowa wybierała się na psychologię. To faktycznie był bardzo okupowany wydział i trudno było się dostać.
Po drodze jeszcze chciałam iść na dziennikarstwo, ale rodzice zrugali całkowicie ten temat.
W ten oto sposób nie poszłam na żadne studia i zostałam wiecznym sprzedawcą w sklepie. Z potencjałem i wiedzą do rzeczy bezużytecznych w moich życiu. Tyle, że mam ukończony kurs pierwszej pomocy i to wszystko. Tyle mi pozwolili w życiu osiągnąć.
Trafić na fatalnych nauczycieli, to pech, ale nie dostawać wsparcia od rodziców, to życiowa tragedia, ale wszystko co robisz, robisz najlepiej i z pasją, a to niezwykła wartość!
UsuńMoją tragedią było to, że pozwalałam sobą pomiatać jak chorągiewką i nie potrafiłam podejmować decyzji. Błąd na drodze edukacji wynikł z tego, że usilnie chciałam polegać na rodzicach i słuchałam ich rad, które nie wynikały z troski o mnie, tylko z własnych poglądów. Nie chcieli mnie widzieć tam, gdzie sami źle się czuli (lub źle BY się czuli).
UsuńIch błąd zaś, polegał na tym, że nie dali mi wsparcia w ogóle.
Czasami niektóre rzeczy docierają do nas zbyt późno, niekiedy brak nam odwagi lub siły przebicia. Wszystko to jednak ukształtowało Cię w jakiś sposób, a wyższe wykształcenie to nie wszystko...
UsuńTo nie wszystko, ale nie męczyłabym się w handlu.
UsuńRęka fachowca nie zostaje wykształcona i stworzona przez "szkoły". Moim zdaniem to, że mniej, czy bardziej, uświadomione zdolności człowieka powinna go skierować do odpowiedniej dla jego umiejętności i intelektu uczelni. Gdzie "giną" fachowcy, złote rączki? Kiedy nie udało "im się" ujawnić w wykształceniu, poszli i ukryli się w prywatnych hobbystycznych projektach. I tam się ICH znajduje, jeżeli "złote rączki" do prac i projektów proponowanych przez "fachowców".
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że nawet po odpowiedniej "uczelni" absolwent powinien iść do pracy, a nie wszyscy mogą i co dalej?!
UsuńMam podobna opinie jotko - brak prawdziwych, solidnych fachowcow, firmy zatrudniaja pierwszego lepszego bo wszedzie brak ludzi do pracy, szybko przeszkolaja i to wszystko. Glownie w temacie bezpieczenstwa pracy by pozniej nie byc sadzonym.
OdpowiedzUsuńDrugie z czym sie zgadzam to dysfunkcje mlodych, dawniej zupelnie nie spotykanych.
Niestety ale doszlam do wniosku ze dawny swiat i "normalka" skonczyla sie w XX wieku.
No tak, szkolenie BHP obowiązkowe, ale przydatności w zawodzie nikt nie sprawdza, coraz częściej zdarzają się pijani kierowcy autobusów, policjanci sadyści, lekarze bez empatii, nauczyciele bez pasji.
UsuńMoże masz rację, że skończyła się jakaś epoka ...
trudno dziś o dobrego fachowca, a jeszcze trudniej o jakiś dobry obiekt do naprawiania, same zepsute się trafiają...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Ale skąd, zawsze można dobry zmienić w lepszy, a zepsuty do lamusa...
UsuńTo prawda, że występuje brak nauczycieli do nauki zawodu, ale prawda jest również taka, że niektórzy nauczyciele, którzy uczą zawodu nie zawsze posiadają do tego odpowiednie kwalifikacje i należytą wiedzę... Można tak samo zaobserwować uczniów z rozmaitymi dysfunkcjami w zakresie przyswajania wiedzy i umiejętności, ze skupieniem uwagi, logicznym myśleniem czy zwyczajnie z punktualnością i poczuciem odpowiedzialności, ale moim zdaniem na to może wpływać również środowisko w jakim uczeń codziennie funkcjonuje...Nie każdy fachowiec podchodzi do własnej pracy z należytą starannością :/ Poruszony całkiem ciekawy temat. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZgadza się, przekazywanie wiedzy i umiejętności to także trudna sztuka. Problem jest złożony, dlatego od lat się mówi, że kształcenie wymaga reform, a nie pozorowanych działań!
UsuńMoim zdaniem braki w wykształceniu albo nieumiejętność wykonywania pewnych rzeczy przypisanych danemu zawodowi wynika z powstających obecnie wielu zawodów " pobocznych ". Kiedyś było wiadomo, że piekarz upiecze i chleb, i bułki, i chałkę, i pączka i jeszcze bułkę tartą zrobi z tego co zostanie. Szewc reperował buty bez dodatkowej pomocy a teraz pewnie, gdyby ten zawód był tak popularny jak kiedyś, trzeba by było najpierw zaopatrzyć się w materiały niezbędne do zreperowania obuwia u odpowiedniej osoby, a dopiero później iść ze wszystkim do szewca. Mnie np. informatyk kojarzy się z komputerami i byłam pewna, że w tym temacie ogarnia wszystko. A tu zonk, od stron www ktoś inny, od oprogramowania ktoś inny. I jeszcze druga rzecz - jest mnóstwo miejsc pracy nie wymagających specjalistycznego wykształcenia i jak ktoś nie ma ambicji albo chęci to może pociesza się myślą, że uda mu się objąć jedno z nich.
OdpowiedzUsuńInformatyk kojarzy się z komputerami, ale raczej od strony technicznej, a programowanie, sieci, zakładanie stron, to wąskie specjalności. Wśród szewców czy piekarzy raczej jest inaczej, przynajmniej taką mam nadzieję...
UsuńW rzeczywistości najlepszą naukę zdobywa się w praktyce. Szkoła to dopiero początek kariery, a i często się zdarza, że ludzie nie pracują w swoim zawodzie, bo np. zapotrzebowanie na rynku się zmieniają.
OdpowiedzUsuńPrawdziwa pasja rodzi sukces - to wiem na pewno. Oczywiście trzeba do tego odrobiny szczęścia, wsparcia i wiary najbliższych, a także samodyscypliny, sama nie wiem... Pewnie wszystkich tych czynników na raz.
Wszystko to prawda, tylko pisałam raczej o kształceniu fachowców, którzy nie bardzo mogą przyswoić wszystkich umiejętności z powodu różnych dysfunkcji, a szkoły zawodowe kończą. My ich zatrudniamy, a skutek często mierny...
UsuńKlient nie ma możliwości w inny sposób niż wykonana usługa sprawdzić wykształcenia. No chyba, że dyplomy wiszą w zakładzie pracy. Według mnie powinno się brać fachowców z polecenia, a nie dlatego, że tańszy lub w danym czasie dostępny.
UsuńTo prawda, z polecenia najlepiej, jak tani, to już podejrzany...
UsuńDawniej posyłało się dziecko do terminu, gdzie zawodu uczyło się od mistrza, który sam decydował ile uczeń powinien umieć, by dostać zgodę na wykonywanie zawodu. Na porządku dziennym było, że zawód przechodził z ojca na syna i w ten sposób powstawały firmy rodzinne, posiadające lepsze lub gorsze "marki". Dziś firmę usługową: hydrauliczną, elektryczną czy stolarską, może założyć każdy, kto ma wystarczający kapitał, a pracowników mających pojęcie o danym fachu dobiera sobie na podstawie oferowanych warunków pracy. Uściski.
OdpowiedzUsuńTak było! dziś nawet zakład fryzjerski czy kosmetyczny może otworzyć kazdy, a ile szkody narobi niewykwalifikowana kadra, to głowa boli!
UsuńMiałam Koleżankę w Technikum, która mimo największych chęci, stresowała się tak bardzo, że w czasie odpowiedzi ustnych i prac pisemnych obrywała pałę za pałą...Na korytarzu wiedziała wszystko, w klasie ogarniała ją "czarna masa"...Przemęczyła się rok, a my z Nią, bo żal było patrzeć na Jej hektolitry łez...Nauczyciele też pomagali jak mogli...Po roku, Wychowawca zaproponował Jej przejście do "zawodówki" (teraz praktyka niewyobrażalna)...Skończyła ją jako Prymuska...Poszła do wieczorowego Technikum...Skończyła jako Prymuska...Poszła na studia...I skończyła je z dobrą lokatą...Teraz jest świetnym Fachowcem...;o)
OdpowiedzUsuńPotrzebowała czasu, wyrozumiałości i mądrych Nauczycieli (którzy mieli możliwości zareagować)...;o)
A co do Piekarzy...Zawsze kupuję ten sam chleb (jeśli nie piekę) i zawsze wiem, kiedy "mój" Piekarz jest na urlopie (po bochenkach)...;o) W tej Piekarni każdy ma swoją "specjalizację" - co komu najlepiej wychodzi (do chałek i słodkich bułek trzeba fantazji, do chleba trzeba siły, bułki to taka piekarnicza "wprawka"...;o)
Dokładnie tak, potrzeba jej było stopniowania trudności! podobno fachowcy po zawodówkach i technikach są najlepsi.
UsuńTe wąskie specjalizacje w rzemiośle, to już przesada, podobnie w restauracji, ktoś robi sosy, kto inny przystawki, a jeszcze inna osoba desery...
Dorota z kobietytomy.pl
OdpowiedzUsuńNiestety tak to wygląda...o fachowca jest wyjątkowo trudno. A będzie tylko gorzej... jak żyć? Chyba samemu sobie robić wszystko, wyjdzie najczęściej lepiej...
OdpowiedzUsuńWszystkiego się nie da...a czasami już wiek czy zdrowie nie pozwala.
UsuńRzeczywiście jest problem. Jestem na etapie poszukiwania dobrej ekipy do remontu łazienki. Czy uda mi się znaleźć prawdziwych specjalistów?
OdpowiedzUsuńNasz hydraulik współpracuje z ekipami kafelkarzy, ale już dwa razy zmieniał współpracowników...raz z powodu picia w pracy!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTak. Też zauważam ten spadek umiejętności. Nie bez powodu mówi się, że praktyka czyni mistrza - gdy jej brak, to i mistrzów coraz mniej.
I mamy też schyłek epoki naprawczej. Teraz coraz częściej zepsute się wyrzuca:)
Pozdrawiam:)
Wyrzuca się m.in dlatego, że niektóre urządzenia są nienaprawialne(decyzja producenta) lub naprawa przekracza koszt nowego zakupu.
UsuńDobry, solidny fachowiec to skarb prawdziwy. Takie czasy, dawniej każdy sam w domu potrafił zrobić, naprawić prawie wszystko, np. mój dziadek, tata, ale już MS zdolności takich nie posiada, ani upodobania w tym kierunku czego ja osobiście bardzo żałuję 😉
OdpowiedzUsuńMój mąż wiele potrafi, ale remontować to już zdrowie mu nie pozwala...
UsuńWszystko zaczyna się w domu. Bo który rodzic widząc zainteresowanie syna śrubkami, zaproponuje mu, aby uczył się na ślusarza ? Nie! Niech będzie inżynierem i idzie na politechnikę, co z tego, że ledwo zalicza przedmioty, ale dyplom jest! A która matka zaproponuje córce, aby była krawcową ? Albo ogrodniczką ? Jak mi wnuczka kilka dni temu ;powiedziała (obserwując bardzo ładną i elegancką panią na kasie w lidlu, w rękawiczkach i ze słuchawkami w uszach), że ona tez by chciała być taką kasjerką, to też się obruszyłam:) jak to ? Co za brak ambicji:)! Każdy rodzic kieruje życiem dziecka i chce je oddalić od pracy fizycznej, a więc także rzemieślniczej i usługowej. Dziecko to czuje i słyszy i nie wybiera takich zawodów, zresztą, gdzie miałoby się ich uczyć ?
OdpowiedzUsuńA dzieci z dysfunkcjami rodzic pcha do ogólniaka, niech choć liceum skończy i zostaje taki biedak bez zawodu. A u mnie mały remont musiał robić sąsiad alkoholik, bo fachowców w całej okolicy dwóch na krzyż i zamawiać ich trzeba pół roku do przodu:)
Mam świetnego hydraulika w okolicy. Jednego. Reszta to partacze. Wziął ucznia, z rodziny, może będzie z niego pożytek, bo jak mi zakładali kaloryfery, to widziałam, że rozumiał, co szef do niego mówi i co ma robić. Ale jeśli się nauczy, to nie ze szkoły przecież. W gminnym miasteczku mamy zawodówkę kształcącą mechaników samochodowych, ale nie wiem, gdzie oni po ukończeniu szkoły się podziewają, bo nie ma żadnego zakładu naprawy aut oprócz stacji diagnostycznej:) A też by się przydał.
Uczą się, ale nie umieją.
U nas kiedyś była afera u znanego piekarza, który przyjął uczniów w zawodzie. Nakrył wesołych chłopców, jak kapsle od piwa do chleba wtykali, dla jaj, a on mógł przez to zakład stracić. Pewnie nie wziął już żadnego ucznia...
UsuńRzeczywiście, kwestie związane z kształceniem zawodowym stawiają przed nami wyzwania. Ważne jest, aby szkolnictwo branżowe dostosowywało się do zmieniających się warunków i potrzeb uczniów. Dodatkowo, odpowiednie wsparcie dla nauczycieli i dostęp do nowoczesnych narzędzi edukacyjnych są kluczowe. Warto też zastanowić się, jak skutecznie integrować różnorodne umiejętności uczniów, aby jakość świadczonych usług była jak najwyższa.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie chodzi o fundusze, bo jak nauczać uczniów zawodu, gdy na materiały i narzędzia brak pieniędzy lub nie ma gdzie zorganizować praktyk...
UsuńZ jednym nie do końca się zgadzam, z oceną na trzy z plusem. Polska szkoła nauczyła zakuwać na pamięci i dzieci i młodzież zakuwa. Często nie przekłada się to na umiejętności, rozumowanie , ani nawet na czytanie ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuńA co do nauczycieli zawodu- kolega mojego syna usilnie go nagabywał, żeby przyszedł do jego szkoły uczyć zawodu, chociaż na kilka godzin w tygodniu. Młody prawie się zgodził, tylko jak zobaczył pracownię, a następnie ewentualne wynagrodzenie , to tylko stwierdził jedno : tragedia.
O widzisz, wspomniałaś o ocenach...to także w oświacie kwestia sporna, ocenianie powinno także się zmienić, o czym mówi się od lat, ale konkretów nie widać.
UsuńNauka umiejętności zawodowych wygląda różnie w różnych placówkach, mnie raczej martwią efekty u tych uczniów, którzy mają pewne ograniczenia, a pracować gdzieś muszą.