czwartek, 3 grudnia 2015

USG nie leczy...

Pan Leon znał wiele przepisów, jako emerytowany pracownik służb mundurowych zawsze był sumienny i przestrzegał zasad. Zdrowie mu dopisywało, kondycja również, postawa wzorowa, chód lekki, ale stanowczy, żadne tam człapanie, choć emeryt. Zdarzyło się jednak, że pan Leon, dorabiając w pewnym urzędzie po schodach biegał i noga doznała kontuzji. Ból był straszny, ale pan Leon nie chcąc nikomu robić kłopotu (wszak był piątek po południu) dokuśtykał do krzesła w korytarzu i zadzwonił po córkę. Ból nogi jednak potęgował się i córka podwiozła ojca na izbę przyjęć miejscowego szpitala. Tam pan Leon dostał zieloną opaskę, co oznaczało, że czekał na kontakt z lekarzem 6 godzin, siedząc na wózku. Po 5 godzinach chciał wyjechać na świeże powietrze i wówczas zainteresowano się emerytem, bo może chce wózek ukraść. Lekarz po pobieżnym wywiadzie o stanie pacjenta stwierdził zapalenie żył i zalecił potrójną dawkę leku na rozrzedzenie krwi, po czym noga urosła do monstrualnych rozmiarów. szukając pomocy u innego lekarza pan Leon dowiedział się, że to nie zapalenie żył było, ale zerwanie jakiegoś tam więzadła czy ścięgna...a lek na rozrzedzenie krwi spowodował wylew krwi i powstawanie krwiaków.
Rozpoczęło się długie leczenie i rehabilitacja, aby naprawić szkody z powodu złej diagnozy. Pan Leon otrzymał tez skierowanie na USG, aby sprawdzić postęp leczenia, ale musiał oczekiwać 2 tygodnie w ramach NFZ, bo skoro 40 lat płaci składki, to nie będzie sponsorował prywatnych gabinetów. Gdy minęły 2 tygodnie pan Leon stawił się na prześwietlenie, wchodzi do gabinetu, a lekarz nie wstając zza biurka i nie patrząc na pacjenta o kuli pyta:
- Pan w jakiej sprawie?
- No na USG, odpowiada pacjent, bo mam chorą nogę...
- Ale USG nie leczy...
- Ale mam skierowanie...
I tak pan Leon dostąpił łaski badania USG, po wymianie jeszcze kilku "uprzejmości" z lekarzem. Noga goiła się długo, zwolnienie lekarskie przedłużano, więc pan Leon postanowił ubiegać się o odszkodowanie. Pojechał w tym celu ze swoją dokumentacją na komisję lekarską. Pani orzecznik w wieku matuzalemowym z odległości 10 metrów życzyła sobie obejrzeć nogę delikwenta, poprosiła więc o podniesienie nogawki.
- O, noga całkiem ładna...
- To pani bez badania, na odległość będzie wydawać opinię? - zapytał oburzony pan Leon
Na to pani orzecznik otworzyła szufladę biurka i wyjęła... centymetr krawiecki!
A czy nie powiedział ktoś, że życie jest jak kabaret?

33 komentarze:

  1. Ja bym powiedziała, że czasem jak dramat. A co do kolejek - ja gdybym chciała leczyć się na NFZ to do okulisty dostałabym się po 1,5 roku, a do dentysty po 7 miesiącach... szkoda gać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak niestety jest, do przychodni chodzę właściwie tylko z gardłem....

      Usuń
  2. A no jest jak kabaret. Ja kiedyś przeżyłam podobny i opisałam swoją historię z nosem, jak to mi "przemiła" pani doktor szwy po operacji zdejmowała, a raczej zdjąć nie chciała. Jest to gdzieś zakopane na moim blogu.
    Pozdrówka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie każdy ma jakieś podobne doświadczenia, ciekawe , że prywatnie podejście lekarzy jest inne!

      Usuń
  3. 2 tygodnie na USG? Ja przez 3 miesiące polowałam na zapis, a następne 3 miałam czekać na badanie. Poszłam prywatnie. Przyjęli mnie z dnia na dzień, pan dr od USG porozmawiał jak równy z równym, a nawet pożartował.
    Co do lekarzy z NFZ, bardzo są przeczuleni na wszelką próbę wkraczania w ich kompetencje. Najlepiej odgrywać niekumatego osobnika, lekarz czując swoją przewagę wypyta dokładnie, wybada... z litości dla tumana.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z kolei w różnych poradnikach napisali , że najlepiej znasz swój organizm i masz lekarzowi zgłaszać nieprawidłowości....teoria swoje, praktyka swoje:-(

      Usuń
  4. I nawet można by się śmiać, gdyby to nie było tragiczne. Mój Tata (zaawansowany nowotwór) na pytanie kiedy następna wizyta usłyszał "A po co?" Odebrano mu nadzieję, chociaż prawdopodobnie i tak by nie doczekał.
    A co do Pana Leona- jeśli służby mundurowe (a nie pracownik cywilny), to raczej nie służył 40 lat. A tym bardziej nie płacił składek. Ale to oczywiście nie znaczy, że nie należy pacjenta traktować jak człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam szczegółów, ale lekarzy faktycznie powinni uczyć rozmów z pacjentami...

      Usuń
  5. To prawda, że to istny kabaret.
    Doświadczyłam ostatnio sama na sobie,
    Kiedy będąc w szpitalu operację miałam odkładaną z dnia na dzień,
    Ponieważ ciężko było panu kardiologowi zejśc na konsultację piętro niżej.
    Taką mamy służbę zdrowia.
    Tak dbają o nas - pacjentów.

    Miłego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle procedury procedurami, ale przecież na końcu jest człowiek, a nie robot...

      Usuń
  6. Uwielbiam takie absurdalne sytuacje - część lekarzy to oszołomy - wiem co mówię . pracowałam z nimi 10 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trafiłam na kilku normalnych, nawet życzliwych, ale może miałam szczęście?

      Usuń
  7. Takie rzeczy to chyba tylko w Polsce :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozczaruję Cię , we Włoszech jest jeszcze gorzej :)

      Usuń
    2. Nie wiem właśnie jak to jest gdzie indziej w państwowej służbie zdrowia.

      Usuń
  8. Witaj
    Na naszą służbę zdrowia mogę tylko powiedzieć JEDNO WIELKIE KUREWSTWO. A za tym kurewstwem kryją się ustawy i przepisy ale też kryją się za tym pielęgniarki , lekarze i cała jeszcze inna masa specjalistów. Oczywiście ta wypowiedz jest na zasadzie uderz w stół a nożyce się odezwą więc jeśli ktoś nieutożsamiania się z tym kurewstwem, to doprawdy nie musi się oburzać. Ja spotykam się w większości przypadków z chamstwem , ignorancją i znieczulicą a o przepisach i działaniu naszej służby zdrowia to już naprawdę nie mogę nic innego powiedzieć jak tylko KUREWSTWO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, kto nie ma sobie nic do zarzucenia to się nie obrazi...

      Usuń
  9. Lekarz orzecznik - to jest określenie które przyprawia mnie o mdłości. Kiedyś potraktował mnie tak, że po wyjściu z ZUSu płakałam, Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył. W samych majtkach chodziłam po pokoju tam i z powrotem, a schorzenie dotyczyło kręgosłupa szyjnego. A świadczeń i tak mi nie przedłużyli, pewnie moje ciało nie spełniało wymogów lekarza orzecznika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Gabrysiu bardzo mi przykro! Ja też poczułam się kiedyś upokorzona w szpitalu, teraz po latach gdy jestem starsza i znam prawa pacjenta, pewnie inaczej bym to załatwiła, zamiast płakać w poduszkę...

      Usuń
  10. Nie jestem (niestety) odosobniona w ocenach naszej służby zdrowia. Na swoim przykładzie też mogę coś dorzucić. Pracowałam także w służbach mundurowych (jednak była to służba bez przywilejów jeżeli chodzi o przejście na emeryturę,chociaż dla ogółu nie jest to oczywiste). W 2007 roku nagle znalazłam się w szpitalu...z diagnozą zwężenia zastawki serca- z koniecznością operacji. Nie będę rozwlekać tematu...mimo tego ,że wszędzie pisało "cito" kilkakrotnie zmieniano termin operacji. I tu jedynie pomocny był przywilej ,że wtedy ja jako "mundurowa" mogłam chorować "spokojnie" (L-4) rok ,teraz już tak nie jest.Więc miałam szczęście ,że w przeciągu roku zostałam zoperowana,doszłam do siebie i nie przekraczając roku wróciłam do pracy....Ale w rodzinie mam osoby ,które są w wieku ok 70-80 lat i mają skierowanie na operację zaćmy na jedno oko np. w tym roku ,a na następne ...ot w 2017 ....Tak się samo narzuca ,że pewnie już liczą ,ze tej drugiej już nie doczeka..i sprawa załatwiona. To jest bardzo smutna rzeczywistość. Teraz słyszę o likwidacji NFZ i tak myślę,czy dla nas .......to lepiej ,czy mamy się cieszyć czy wprost przeciwnie.....to sprawa otwarta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, bez dodatkowych nakładów finansowych i całkowitej reformy chyba nic się nie zmieni, tylko czemu to trwa tyle lat? Czy nie ma u nas specjalistów i doradców?

      Usuń
  11. Poza lekarzem rodzinnym, miłym i życzliwym, wszędzie chodzę, jak muszę, prywatnie. Zwyczajnie nie mam zdrowia się leczyć biegając za numerkami, czy czymś tam. Ale miałam w szpitalu rodziców...Zgroza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ludźmi w podeszłym wieku to jeszcze inna historia, mojej babci nie chcieli przyjąć do szpitala, bo za stara....

      Usuń
    2. Jota pozwolisz że powiem tylko
      - Nosz kurwa mać! Co to ma być ?

      Usuń
    3. Tak było, miała 78 lat i złamała miednicę, a tego się nie leczy, jak powiedzieli na izbie przyjęć. Gdyby nie znajoma pielęgniarka...

      Usuń
  12. Życie życie jest nowelą!
    Polska służba zdrowia jak zwykle mnie zadziwia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pewnie jeszcze nie raz zadziwi, bo oprócz przepisów są jeszcze ludzie...

      Usuń
  13. Coś o tym wiem, bo miałam wątpliwą przyjemność w takim kabarecie uczestniczyć; to wszystko jest żenujące i uwłaczające ludzkiej godności - człowiek płaci te składki, a jak mu potrzeba pomocy i odpowiedniej diagnozy to niestety trzeba z własnej kiesy wyciągać i prywatnie do lekarza iść, bo inaczej katastrofa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez płace za USG, dentystę, ginekologa itp. A na co idą moje składki?

      Usuń
  14. Smutne, bo wydawałoby się, że lekarze to też ludzie, a jak widać nie wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe , że jeśli chodzi o członków rodziny postępują inaczej...

      Usuń
  15. Szok! Nie wiem, czy śmiać się czy płakać...Masakra:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie najpierw się śmiałam, ale gdyby to na mnie trafiło, nie byłoby mi do śmiechu...

      Usuń