Zastanawialiśmy się jak spędzić stulecie Niepodległej niebanalnie, by nie siedzieć w domu i nie emocjonować się doniesieniami ze stolicy, czy były race czy nie, kto kogo pobił i dlaczego, kto komu nie podał ręki...
Poranny telefon od bratowej i już wsiadamy do auta, a w bagażniku kosz piknikowy i aparat fotograficzny, przy nas dobre humory i oczekiwanie nowych wrażeń.
Wyruszyliśmy do Poznania na imieniny ulicy Święty Marcin.
Po drodze wstąpiliśmy do mojego syna na pyszne rogale Świętomarcińskie i po zreperowaniu sił starsi członkowie rodzinki na rynek, a młodzi na spotkanie ze znajomymi.
Nie zdążyliśmy na przemarsz orszaku św.Marcina, ale spotykaliśmy po drodze uczestników Biegu dla Niepodległej (ponad 23 tysiące biegaczy!!!).
Nie przewidzieliśmy, że tego dnia trudno będzie przejechać, że o miejscu do parkowania nie wspomnę.
W centrum Poznania działy się różne ciekawe rzeczy, wszak i rocznica Odzyskania Niepodległości i Imieniny ulicy św. Marcin.
Pogoda wiosenna, uśmiechy na twarzach, balony, kotyliony, niemal każdy jadł rogale, całe rodziny spacerowały, robiły zdjęcia, kolejki do stoisk ze smakołykami.
Tłumy niezliczone, ale nikt nikogo nie popychał, nie zauważyłam złych spojrzeń, zniecierpliwienia czy pospiechu...
Spotkaliśmy prezydenta Poznania na spacerze przez miasto z Bronisławem Komorowskim.
Przewędrowaliśmy centrum miasta wzdłuż i wszerz, zachwyceni atmosferą święta, posłuchaliśmy koncertów, obejrzeliśmy rekonstrukcje wydarzeń na placu Adama Mickiewicza, podziwialiśmy elementy patriotycznych dekoracji i stroje z epoki.
Tylu balonów, flag i uśmiechniętych twarzy w różnych kolorach skóry nie widziałam na raz nigdy. Do tego rozmowy w wielu językach świata.
Podsłuchałam też jedna rozmowę w kolejce po rogale:
- Ciekawe czy Ania jadła już rogale Świętomarcińskie?
- Chyba jeszcze nie, bo gdyby jadła, to zdjęcie byłoby już na Instagramie...
Najbardziej podobało mi się to, że obok podniosłych, patriotycznych elementów święta panowała wokół serdeczna, rodzinna wręcz atmosfera, jak na niedzielnym spacerze w parku, prawdziwe święto, dla wszystkich.
Ludzie spędzali czas na powietrzu, jedząc na ulicy, bo miejsc w lokalach zabrakło, a żal było wracać do domu, niektórzy nosili tradycyjne rogale kartonami, nie wiem czy donieśli je do domu, bo ciągle podjadali, ot, takie słodkie święto...
Z zainteresowaniem podziwialiśmy wystawę wozów bojowych z różnych okresów działań wojennych, a rekonstrukcja wydarzeń poznańskich, gdy przemawiał Ignacy Paderewski u niejednej osoby wywołała łzy wzruszenia, bez względu na wiek.
Głód wyciągnął nas z rynku poznańskiego w poszukiwaniu obiadu, a był już wieczór. Żal było wracać, bo atrakcje świąteczne zapowiadano do późnych godzin wieczornych, ale do domu jeszcze długa droga...
A w domu ... czekała na nas niespodzianka - sąsiadka przyszła z rogalami upieczonymi własnoręcznie i życzyła nam miłego świętowania.
Na koniec polecam piękny wpis świąteczny na blogu Alex, warto zajrzeć i poznać spojrzenie młodej osoby na patriotyzm...
I to była bardzo dobra decyzja Asiu...
OdpowiedzUsuń:-)
Też tak uważam, Stokrotko:-)
UsuńWstyd się przyznać ale jeszcze nigdy nie jadłam tych rogali!
OdpowiedzUsuńPięknie i przyjemnie spędziliście ten dzień. Pogoda dopisała, św. Marcin nie przyjechał na białym koniu.
Pozdrawiam:-)
Przyjechał symbolicznie i dobrze, spędziliśmy kilka godzin na świeżym powietrzu:-)
UsuńTo bardzo, bardzo miło spędziliście czas. A ja popatrzyłam na ten smętny marsz, odnotowałam, że wesołość uczestników przypomina WYPISZ/WYMALUJ MARSZE PIERWSZOMAJOWE Z MINIONEJ EPOKI, ZABRAKŁO TYLKO MÓWNICY.
OdpowiedzUsuńU mnie pogoda się zbiesiła, mieliśmy pojechać Turystycznym Tramwajem na zwiedzanie północnej części miasta, ale lał deszcz, więc odpuściliśmy.
Wyobraź sobie, że w życiu nie jadłam rogala świętomarcińskiego!!
Miłego;)
To szkoda, ale skoro nie możesz glutenu...
UsuńWidziałam urywki w telewizji, chyba inne miasta lepiej świętowały, no i we Wrocławiu nieprzyjemne incydenty...
Ja byłam na Marszu Niepodległości w Warszawie. Było wspaniale i jakoś nie miałam odczucia, że jestem na pochodzie pierwszonajowym. Wręcz przeciwnie, wokół mnie wszędzie byli ludzie po prostu dumni z tegoż że są Polakami. Nikt ich do przyjścia nie zmuszał.
UsuńTo dowód na to, że media nie są obiektywne lub kamery nie wszystko widzą...
UsuńPięknie świętowaliście.
OdpowiedzUsuńMy wybieraliśmy się na piknik rodzinny do Chorzowa, ale wnuczka się pochorowała, więc pocieszaliśmy ją w domu. I w sumie dobrze nam to zrobiło - syn nie ma telewizora :)
Choroba nie wybiera, a dziecko miało najbliższe osoby obok siebie:-)
UsuńDzięki niedoszłej teściowej mojego syna miałam okazję zjeść takiego rogala, bo przywieźli właśnie z obchodów tego święta. Uwielbiam wielkopolan, bo potrafia łączyć patriotyzm z trzeźwym patrzeniem na rzeczy.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tam zawsze coś się dzieje i lubimy odwiedzać nie tylko syna:-)
UsuńŚwięty Marcin!!! To ulica młodości mojej mamy!!! Z Poznaniem byłam bardzo związana w dzieciństwie, młodości i w dojrzałym wieku. Czyli zawsze!
OdpowiedzUsuńOd kilku tygodni jestem zameldowana w innym dużym mieście. Czuję się tu dobrze! A rogale marcińskie kupiłam u Sowy. Też takie smaczne jak na Św. Marcinie!!!
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!!
Skoro tak mówisz, to tak jest. Kaloryczne są bardzo, ale okazja jest raz w roku i tradycje trzeba kultywować.
UsuńUściski po poznańsku:-)
Stworzenie takiej rodzinnej, przyjaznej atmosfery jest chyba jedną z największych bolączek wszystkich oficjalnych obchodów świąt państwowych. Jest podniośle, ale też niestety nudno, sztampowo. Zwykły Kowalski właściwie nie ma czego tam szukać. A jednak wielu chciałoby jakoś świętować, ale brak dla nich propozycji. Tutaj widać, że się udało! :)
OdpowiedzUsuńW naszym mieście organizowano obchody, ale trochę smętnawe, więc woleliśmy większe miasto i nie zawiedliśmy się:-)
UsuńJa wczoraj świętowałam imieniny mojego młodszego braciszka Marcina :) Piękne imię - sama mu wybierałam :D
OdpowiedzUsuńChyba specjalnie takie wybrałaś, by okazja była podwójna;-)
UsuńA wiesz, że nie znam smaku tego rogala? Wiem, że ma orzechowy smak, słodziutki i tyle.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ultro, trzeba to zmienić, lubisz nowe i tradycyjne smaki, więc może w przyszłym roku zaplanuj Poznań?
UsuńSłyszałam o rogalach świętomarcińskich,ale jeszcze nie miałam przyjemności próbować. U nas w Dukli za to często można usłyszeć "na Marcina najlepsza gęsina".Cieszę się ,że miło spędziliście to święto.U nas oprócz mszy,akademii był też pokaz musztry paradnej kawalerzystów w dukielskim parku.Później jeszcze śpiewaliśmy na rynku dukielskim piosenki patriotyczne.Była także grochówka dla chętnych.Ja jednak pozostałam przy zupie -krem z dyni z groszkiem ptysiowym,którą ugotował Mietek.A ja upiekłam ciasto (pleśniak).Ten dzień pozostawi miłe wrażenia.Nawet niezbyt "nasłuchiwałam" jak było z tymi różnymi marszami.Pozdrawiam Asiu cieplutko -u nas w Dukli bardzo wieje.
OdpowiedzUsuńU nas takie rogale też wypiekają, chociaż receptury pewno różne, zresztą w celu ochrony dawnych przepisów, te poznańskie są chronione certyfikatem. U nas są więc bydgoskie lub firmowe...
UsuńChyba pogoda zmienia sie, bo senna jestem, albo za dużo rogali zjadłam;-)
Kochana!
OdpowiedzUsuńTo spędziłaś spontanicznie miły dzień:)
Nie byłam w Poznaniu, rogale jadłam, ale pewnie nazwa tylko ta sama.
Pozdrawiam:)
To był naprawdę udany wyjazd i wyobraź sobie piknik w listopadzie, niesamowite!
UsuńWiem (z powodu jednego Wielkopolanina), że świętowanie świętego Marcina i jedzenie tych rogalików świętomarcińskich to zwyczaj wielkopolski - i tylko tyle wiem. Nigdy ich nie jadłam i nie pamiętam daty. Zaskoczyłaś mnie tym, że to wczoraj - po tytule sądziłam, że może było to święto ul. Niepodległości :)
OdpowiedzUsuńUlica Niepodległości w moim mieście jest, a jakoś nikt nie wpadł na imieniny ulicy!
UsuńPoznaniacy mają zawsze święto podwójne, Odzyskanie Niepodległości i Imieniny ulicy św.Marcin, fajna sprawa...
Rogale polecam, na rynku w Poznaniu przez cały rok!
Ulica Niepodległości jest chyba w każdym mieście w Polsce :) Wiesz... tak jakby trochę daleko mam na ten poznański rynek, może być kłopot ze wstąpieniem na rogalika. Ale nie upadajmy na duchu, może kiedyś i tam trafię...
UsuńNa pewno, życzę Ci tego, może się z córką wybierzecie?
UsuńTo bardzo możliwe, bo ludziska mówią, że Poznań jest piękny. Z drugiej strony, chciałabym pojechać tam sama... i zajrzeć w jeszcze jedno miejsce w okolicy... Masochistycznie.
UsuńNa Poznań parę sobie zarezerwuj, w jeden nie dasz rady...
UsuńTo oczywiste, sama podróż wyrąbie mi kawał życiorysu :) Najlepiej w lecie, bo człowiek nie musi łazić zakutany w szmaty jak bałwan.
UsuńJa jeszcze kawał Poznania mam do obejrzenia...
UsuńJeśli życie pozwoli, obejrzę.
UsuńPięknie to Święto spędziliście , pozazdrościć :-)
OdpowiedzUsuńJa uczciłam tym ,
że po raz pierwszy od poł rojy wsiadłam na rower na 5 minut ,
by sprawdzić jak sobie dam radę, wyszło świetnie,
ale czuję się dzisiaj jakby mnie traktor przejechał,
bo jednak mięśnie odzywczajone .
I w ten sposób na pewno to Święto zapamiętam :-)))
Krysiu, małymi kroczkami dojdziesz do dawnych kilometrów, a okazja świetna:-)
UsuńZdarzyło mi się zjeść kilka takich rogalikach. Były wyjątkowo pyszne!
OdpowiedzUsuńJa dziś chyba kilogram więcej ważę, bo sąsiadka jeszcze przyniosła...
UsuńDostała przesyłkę od Ciebie, serdecznie Ci dziękuję! :) Mąż zainteresował się bardzo mocno tymi folderami o solankach itd. Pytał czy nie dostałam czasem jakiś voucherów :P
UsuńTo długo szła...ale ważne, że dotarła:-)
UsuńMożna? Można!
OdpowiedzUsuńMożna i trzeba próbować:-)
Usuńtakie rogale piekła moja mama... były genialne. Zazdroszczę, że miałaś okazję bo lubię je
OdpowiedzUsuńKto nie lubi rogali? w dodatku farsz może być ulubiony...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńUznałam podobnie - nie ma sensu uczestniczyć i oglądać ewentualnych szarpanin i wybyłam do świata bezmedialnego:)
Pozdrawiam:)
Byliśmy w centrum wydarzeń, a kamery widzieliśmy z daleka...
UsuńMiałam na myśli rodzime obchody (a raczej Rodzime Obchody) i doniesienia stoliczne, dlatego napisałam "podobnie". Imienin ulicy w zasięgu nie było, więc wybrałam... brak zasięgu;)
UsuńPozdrawiam:)
Leno, doskonale Cię zrozumiałam :-)
UsuńJa po raz pierwszy widziałam wszystko z bliska, a nie okiem kamery:-)
Z tego co widziałem w telewizji atmosfera w Poznaniu była bardzo ciekawa, na pewno różniła się nieco od tej napompowanej politycznie, co w stolicy była.
OdpowiedzUsuńTeż parę razy nawet tutaj, na blogspocie miałem takie niespodzianki. Cóż, czasem życie pisze scenariusze, w których nie ma już miejsca na pisanie w Sieci. Jak widzę po wielu osobach, nawet przy pracy czy innych zajęciach się da. Trzeba jednak chcieć tego, by obrabiać na bieżąco to swoje ,,poletko".
Pozdrawiam!
Na pewno pojadę jeszcze nie raz, o ile zdrowie pozwoli:-)
UsuńA wiesz że miałam tam biec w maratonie?
OdpowiedzUsuńPodobno właśnie Poznań najpiękniej świętował
Tak mi doniosły koleżanki biegaczko
Ja nadal w Niemczech
Pozdrwiam
No popatrz, to może bym Ciebie gdzieś wyhaczyła?
UsuńPięknie wyglądali, tacy biało-czerwoni:-)
A ja aż puchłam z dumy czytając taka laurkę mojego miasta. Gdy jeszcze mieszkaliśmy w Poznaniu to albo jechaliśmy na Św.Marcin w południe,na rogala, albo wieczorem, na pokaz ogni sztucznych :) Zawsze jest piękne widowisko "Światło i Dźwięk" i oczywiscie tłumy. Pamiętam kiedys była chyba śnieżna zawieja, a i tak człowiek przy człowieku i piękny, nieco "przysypany' pokaz ogni sztucznych! A w tym roku jem rogale już od 3.11., codziennie :) Póki są (jeszcze tydzień będą nasi cukiernicy w miasteczku wypiekać). Uwielbiam i nie dbam o kalorie i kilogramy. Tylko te ceny! Szybują! Uściski!
OdpowiedzUsuńCo tam kilogramy! Tradycja zachowana, endorfiny w sporej ilości i o to chodzi:-)
UsuńI miód na moje serce wlałaś, bo ja jeszcze nie ochłonęłam po tym, co zobaczyłam na ulicach Warszawy i Wrocławia. Fajne takie świętowanie z Marcinem w tle.
OdpowiedzUsuńStan świąteczny utrzymuje się nadal, aż nie chce sie wracać do pracy:-)
UsuńMądrzy z Was ludzie!Aż zazdroszczę. Najbardziej rogali:))
OdpowiedzUsuńNie próbowaliśmy gęsiny, ale syn jadł i mówił, że pyszna!
UsuńBiedna ta Ania i te rogale ;) a swoją drogą super pomysł na ucieczkę od polityki
OdpowiedzUsuńNiektórzy żyją wedle zasady - nie ma Cię w mediach - nie żyjesz...
UsuńChociaż mieszkam na śląsku, rogale św.Marcina też tu do naszego domu dotarły. Smaczne są. :)
OdpowiedzUsuńSmaczne, choć sporo kosztują, trzeba uważać gdzie się kupuje...
UsuńSuper pomysł na świętowanie niepodległości. Tak własnie to powinno wyglądać. Polskie Chicago również biegało, maraton 10 km, zaczynali o 11:11. Bardzo dużo osób brało w tym udział. My spędziliśmy ten dzień, bardziej rodzinnie, popijając szampana, nad nowiutkim pierścionkiem zaręczynowym kuzynki:)
OdpowiedzUsuńZaręczyny to też dobra okazja, święto narodowe i rodzinne:-)
UsuńWzorcowo. Lubię Poznań, ale rogali świętomarcińskich nie lubię (u nas się je nazywa krócej: marcińskimi). Orzechowa masa nie dla mnie. Ale lubię je oglądać.
OdpowiedzUsuńJa wolę z dżemem, posypane orzechami i skórką pomarańczy, ale orzechowe lub z makiem też zjem:-)
UsuńNie tylko Poznań, Warszawa Łódź, Kutno, Tomaszów, Wyszków...był nasycony radością i spontanicznym szczęściem. Ja na jednym z marszów, szczęśliwa, radosna, uduchowiona, dumna ... i ja nie przytyłam bo od rogali, co by nie napisać, można utyć...bomba kaloryczna acz smaczna.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwi czasu i kalorii nie liczą:-)
Usuńdobrze ,że jest czas gdy można być tylko szczęśliwą.
OdpowiedzUsuńPodobno szczęśliwym się bywa...
UsuńGdyby Warszawa wypracowała sobie jakiś przysmak, to może tam też obyczaje byłyby łagodniejsze?
OdpowiedzUsuńKiedyś markę miały ciastka od Bliklego :-)
UsuńPoznań tak blisko, a nie byłam ani na wspominanych imieninach ulicy ani na Pyrkonie... Trzeba myśleć o planach na rok przyszły, bo miasto ładne i imprezy ciekawe.
OdpowiedzUsuńMy postanowiliśmy jechać za rok, ale wcześniej , by zdążyć na wszystkie atrakcje:-)
UsuńHa hahaha :))) tekst o Instagramie świetny - nic dodać. Cudnie spędziliście czas
OdpowiedzUsuńI to dwa dni pod rząd, taki kaprys:-)
UsuńWolałbym od grudnia już. I pewnie tak będzie. Poza tym takie mniej więcej były ramy czasowe zakreślone przez panią kierownik na rozmowie w urzędzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To życzę powodzenia!
UsuńCo to musiało być za przeżycie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widziałam aż takie tłumy radosnych ludzi:-)
UsuńFajny dzień miałaś. My też - byliśmy na świątecznym obiedzie u przyjaciół.Aż do kolacji. Było super:)
OdpowiedzUsuńTakie spotkania są nam potrzebne, prawda?
UsuńWitaj w ten szary, jesienny dzień
OdpowiedzUsuńI mamy już drugą połowę listopada. Za oknem szaro, buro i ponuro. O spacerze nie chce się mi nawet myśleć. Dlatego postanowiłam, że:
"Napiszę list do Ciebie
A w liście tym opiszę
Mój zwykły szary dzień
I powiem Ci, jak pusto
Ponuro mi i smutno
Bo dni są bez wyrazu
A myśli me bez sensu
Napiszę list do Ciebie"
bo nawet o spacerze nie chce się mi nawet myśleć. Bardzo mnie zatem rozgrzewają i pozytywnie nastrajają takie chwile celebrowane wolniutko i delikatnie. Mam jednak nadzieję, że dni upływają Tobie w bardziej nielistopadowych nastrojach.
Jednak widzę, że dajesz radę. Kiedyś byłam na 11 listopada u mojej rodziny między Twoim miastem a Poznaniem. Tam to święto ma zupełnie inny wydźwięk.
Pozdrawiam wszystkimi , nie tylko szarymi, kolorami listopada
Upływają w różnych, ale chyba częściej w kolorowych...
UsuńMnie również "najbardziej podobałoby mi się to, że obok podniosłych, patriotycznych elementów święta panowała wokół serdeczna, rodzinna wręcz atmosfera, jak na niedzielnym spacerze w parku, prawdziwe święto, dla wszystkich".
OdpowiedzUsuńAż serce rośnie gdy otacza nas taka atmosfera;
wszak "żyje się raz....żyje się raz; żyje się tylko raz"
Prawda? bo tak naprawdę życie jest za krótkie na spory, konflikty, wyścigi itp.
Usuń