Dziś mały przerywnik w relacjach wyjazdowych, choć nie do końca.
Podróże bowiem obfitują także w spotkania z różnymi ludźmi oraz przynoszą historie podsłuchane czy zasłyszane przy okazji.
Historia I
Jedziemy busem do Krakowa, gość przed nami rozmawia przez telefon:
- tak, już siedzę w busie, tak pójdę na zupę, to tylko parę złotych, obiad zrobię sobie w domu
- panie kierowco, o której będziemy na miejscu?
- tak, zdążę, nie martw się, że co?
- no tak, to prawda, Paweł nie żyje, wyjechał do Włoch do pracy w winnicy i tam zmarł
- podobno na wylew lub udar, no wiesz, tam taki upał, on już niemłody, 53 lata i nie wytrzymał
- no skąd mogę wiedzieć, brat jedzie po zwłoki do Włoch, straszna tragedia, pojechał za chlebem, a wróci w trumnie...
- nie wiem kiedy pogrzeb, to trochę potrwa pewnie, że o kosztach nie wspomnę!
- tak, dam znać, jak dojadę
Historia II
Ulewa zatrzymała nas w sklepie, pogawędziliśmy z sympatyczną ekspedientką:
- a często tu tak leje?
- ale gdzie tam, chyba pierwszy raz w tym roku! a deszcz potrzebny
- niech pani spojrzy jaki grad pada
- o matko, moje ogórki, nici ze zbiorów
- może nie będzie tak źle, w naszych stronach susza
- słyszałam, a najbardziej w Wielkopolsce
- tutaj bardzo nam się podoba, chcielibyśmy tu kiedyś zamieszkać, ale daleko od dzieci
- domów na sprzedaż pełno, ino się rozejrzeć, a że daleko? moje dzieciaki w świat poszły i tak, za chlebem, można powiedzieć, bo tu roboty nie ma, dorywczo to może, ale dla młodych nie...
Historia III
Wracamy ze szlaku, idzie nam naprzeciw mężczyzna w kapeluszu:
- a witojcie, wy z Hali Barankowej wracacie?
- z barankowej, a pan z roboty?
- jaka tam robota, robi się tu i tam, przy podmurówce abo inszych budowlanych, a moja chałupa tam za barankową, solidna, z bali
- i tak co dzień pan pod tę górę tak wchodzi?
- a jak! jo nawykły, a jak chcecie to wom historie o babiej opowiem
- chętnie posłuchamy
- a jużci, jeno parę złotówek dejcie na piwo, bo w gardle zaschnie
- na piwo czyli ile?
- na piwo i na chleb przecie, bo w brzuchu burcy...
Daliśmy 5 złotych, bo historie ciekawe były, a paradoks jest taki, że te 5 zł znalazłam na ulicy tuż przed wejściem na szlak.
Znak jaki czy co?
Wracam do domu i zostawiam Was z tymi opowieściami, odezwę się po rozpakowaniu walizek:-)
Pani sklepowa jest bezbłędna (w sensie pozytywnym). Mnie ktoś w podobny sposób, podobnymi argumentami, namówił do zmiany otoczenia. Dwadzieścia lat wspaniałego urlopu. Najpiękniejszych lat mojego życia.
OdpowiedzUsuńJest wiele za i tyle samo przeciw, trudne decyzje...
UsuńWyjazdy, także te zagraniczne, są w porządku, o ile się może, a nie musi.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, bo gdy sie musi, to żadna przyjemność i wielka niewiadoma...
UsuńDobrze się zaczyna. Czekam na ciąg dalszy po "rozpakowaniu walizek".
OdpowiedzUsuńOj, będzie tego sporo:-)
UsuńZa chlebem wyjeżdżało się i dawniej, pamiętam z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPodróże nas wzbogacają, a spotkania z ludźmi zawsze skłaniają do refleksji.
Pozdrawiam miło:)
Miejscowi chętnie wdają się w pogawędki, a to często skarbnica wiedzy...
UsuńJuż naprawdę niedaleko mnie byłaś...
OdpowiedzUsuńSpoko, w przyszłym roku może ruszę na wschód?
UsuńCzuję się jakbym była Azjatką :))
UsuńNa pewno jesteś jedyna taka babka!
UsuńCiekawe historyjki, takie można powiedzieć opowiadanie wrażeń na bieżąco. Ciekawy będzie ciąg dalszy. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia.
OdpowiedzUsuńWrażeń nazbierało się tyle, że do końca lata starczy:-)
UsuńNa całym świecie zawsze ktoś jeździł i jeździ "za chlebem". Tak było "od zawsze". I znamienne- zawsze ze wschodu na zachód. Niemcy np. jadą w tym celu do Brazylii lub do USA. I coś mi się wydaje, że tak będzie zawsze. I to nie tylko dlatego, że w kraju rodzimym nie ma zatrudnienia, ale dlatego, że zawsze za horyzontem trawa zieleńsza się wydaje być. To ja czeka na dalszy ciąg;)
OdpowiedzUsuńBo wszędzie dobrze/lepiej, gdzie nas nie ma...
UsuńSabałowe bajanie mocno mnie zaintrygowało.
OdpowiedzUsuńA pierwsza rozmowa - wielki rodzinny dramat. 53 lata- toż to sam kwiat życia!! :(
Oj, opowiadał i śpiewał, jeśli nie zapomnę, to napiszę...
Usuńza chlebem to i po Wawie trzeba się czasem mocno najeździć, żeby znaleźć źródełko, bo ten sieciowy chleb to jakaś porażka, czysty erzatz...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Przywieźliśmy ze sobą wielki bochen chleba na zakwasie, pachniał całą drogę w aucie:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPamiętasz?
"— Maryś!
— A co?
— Widzisz?
— Widzę.
— A dziwujesz się?
— Dziwuję się.
(...)
— Tatulu!
— Czego?
— Dziwować się, to się i dziwować, ale zawdyk w Lipińcach było lepiej.
— Nie bluźniłabyś po próżnicy.
Po chwili jednak Wawrzon dodał, jakby mówiąc sam do siebie:
— Wola boża!…"
("Za chlebem" - H. Sienkiewicz)
Pozdrawiam:)
Wiele dramatów wiązało się z tymi wędrówkami, moi pradziadkowie też za chlebem jeździli daleko...
UsuńZa chlebem wyjeżdżaliśmy, wyjeżdżamy i chyba wyjeżdżać będziemy. Niestety.
OdpowiedzUsuńKażdy szuka Ziemi Obiecanej, niektórzy znajdują:-)
UsuńNaprawdę odległość od dzieci jest takim problemem? Wszyscy przecież jesteście mobilni, a możesz w ten sposób przegapić coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuńTak mi jeszcze przyszło do głowy... miałam pracować u rolnika na polu, pomagać przy zbiorach, ale zrezygnowałam, bo bałam się, że będę z roboty z udarami wracać. Bez sensu.
Gdy jesteśmy w miarę zdrowi i sprawni, to nic wielkiego. Teraz odległość do Poznania nie stanowi problemu, ale za kilkanaście lat trasa z Zawoi do Poznania to byłby problem...
UsuńAle dla nich na pewno nie. Zresztą ja mam inny punkt widzenia. Zmienił się od kiedy jestem bardzo daleko od mojej rodziny. Widzę po prostu, że wszystko jest w porządku, a spodziewałam się Bóg wie czego.
UsuńDo pewnych rzeczy, sytuacji się dojrzewa lub dokonuje się wyboru, póki co jestem tu gdzie jestem...
UsuńNajważniejsze, byś czuła się szczęśliwa.
UsuńI chyba tak się czuję, a przynajmniej bywam szczęśliwa:-)
UsuńDziękuję za przesyłkę i gratuluję dobrze wykorzystanego czasu!
No! Wreszcie dotarła, a już ją pogrzebałam. ;)
Usuńnasza poczta nierychliwa, ale...piękne pocztówki, jeszcze raz dziękuję:-)
UsuńJak widać o pracę wszędzie ciężko...
OdpowiedzUsuńSzczególnie o pracę w swoim zawodzie...
UsuńZa chlebem ... ale za jakim? Jedni wybierają go ze śmietnika, inni jedzą z masełkiem i kawiorem, a jeszcze innym podaje go do stołu lokaj w liberii.
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga, poza tym niektórzy nie wiedzą nawet czego szukają...
UsuńCiekawe opowieści z życia wzięte. Tak różnie się to życie plecie.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię słuchać i "podsłuchiwać", oczywiście gdy są to ciekawe historie...
UsuńW autobusie czy tramwaju najbardziej drażnią mnie głośne rozmowy przez telefon. Nie interesują mnie szczegóły czyjegoś prywatnego życia...
OdpowiedzUsuńTo fakt, niektóre rozmowy bywają żenujące dla słuchaczy...
UsuńU nas wszyscy do Belgii wyjeżdżają "za chlebem". Stawiają domy, urządzają, kupują auta, przywożą dzieciom różne cudeńka..i tak życie mija. A potem stoją te domy puste, rozpadają się rodziny, a dzieci mają gdzieś rodziców, co ich nigdy nie było...
OdpowiedzUsuńEch Jotko, życie czasem układamy sobie głupio.
Obserwujemy to u naszych uczniów, niestety. Dzieciaki tęsknią, miewają problemy, rodzice sie bogacą, ale tylko finansowo...
UsuńCóż już kiedyś Sienkieiwcz napisał Za chlebem,
OdpowiedzUsuńa teraz Ty opisałaś takie historie...
Żal tych ludzi, bo ten chleb zagraniczny wcale nie jest taki łatwy,
tylko co poniektórzy na blogach piszą ,że jest ślicznie i doskonale,
ale ja na wałasne oczy widziałam tę doskonałość hmmm...
Żal, jeśli kończą się źle, ale zdarzają się i pozytywne zakończenia.
UsuńI oby tych pozytywnych zakończeń było jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńLubię w górach podsłuchiwać rozmowy (wiem, że nieładnie)np. przy sąsiednim stoliku usłyszałam babcię do wnuczki mówiącą jak ma robić zupę grochową i odtąd sama tak robię :) Czasem nawet notuję jakieś specyficzne określenia, nazwy - lubię, to jakbym głębiej wchodziła w tamte strony.
To mamy podobnie :-)
UsuńPrzyjemnie czytać takie opowiastki ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się :-)
UsuńRozmowa z ekspedientką jakby żywcem skopiowana z rozmowy z moją babcią...
OdpowiedzUsuńJaki ten świat mały, a rozmowy ludzi podobne...
UsuńHeheh, no nieźle Ci powiem. A co niektórzy mówią, że robota jest, że trzeba dobrze poszukać, że jak ktoś chce to znajdzie, a to guzik prawda... Bo jak jest coś ciekawego to za marne grosze, a dużo jest takich, gdzie po prostu nikt nie chce pójść tam, bo warunki tragiczne albo zmieniają ludzi jak skarpetki.
OdpowiedzUsuńMłodzi szukają też pracy w dużych miastach, bo małe miejscowości są dla nich mniej atrakcyjne...
Usuńjestem mam kubeczek trawiasty z kawa inka z giga i czekam na ten placek drożdżowy:)
OdpowiedzUsuńJest pyszna, więc zapraszam:-)
UsuńWitam. Nie wiem czy jesteś jeszcze w tej podróży, ale depczę Ci po piętach... ;) zaczarowałaś i co było robić - wyruszyć. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJuż wróciłam, a teraz będę zanudzać fotkami z wojaży;-)
UsuńRozpieszczać chciałaś powiedzieć :)
UsuńW takim razie uspokoiłaś mnie:-)
UsuńRzeczywiście jakby znak w 3 historii :3
OdpowiedzUsuńPrawda? Łatwo przyszło, łatwo poszło...
UsuńPolaków rozmowy... to ciekawy temat! :)
OdpowiedzUsuńO tak, choć nie zawsze miły dla ucha!
UsuńTrudne decyzję - coś o tym wiem, my też i chcielibyśmy i boimy się 😊
OdpowiedzUsuńGdyby tak znać konsekwencje, ale wtedy życie byłoby zbyt proste...
UsuńTakże i ja kiedyś wędrowałam za chlebem, szukając zatrudnienia i...kąta.
OdpowiedzUsuńDziś już nie potrzeba mi ani etatu, ani mieszkania. Mam emeryturę
i własny dom tylko....nie tam gdzie bym chciała mieszkać; mówi się trudno, bo podobno "starych drzew się nie przesadza";
pozdrawiam i przepraszam za przerwę w blogowaniu :)
Podobno jest tak, jak miało być, nie na wszystko mamy wpływ, najważniejszy jest chyba spokój wewnętrzny, poczucie spełnienia...
UsuńNie musisz przepraszać, to ma być przyjemność, nie przymus:-)
Samo życie w tych opowiastkach, samo życie...
OdpowiedzUsuńWiesz Jotko... Ja bym zaryzykowała i... przeprowadziła się. Nawet gdybym miała żałować:-) Lepsze to niż żal, że czegoś się nie zrobiło i zastanawianie się jakby to było... Pragnienia trzeba realizować:-) Sama jestem przed przeprowadzką...do innego kraju:-)
Pozdrawiam serdecznie!
Przed emerytura to na pewno nie nastąpi i na razie kapitał mizerny, ale kto wie, co przyniesie życie, prawda?
UsuńSkoro przeprowadzka, to chyba i ekscytacja? Cudnie!
Ekscytacja ale i...obawy, Jotko. Najwcześniej nastąpi to za 2 lata. Na razie budżet się nie spina, język trzeba szlifować no i ten domek trochę ogarnąć:-)
UsuńO tak:-) Życie jest niezastąpione w dostarczaniu nam niespodzianek więc...wszystko jest możliwe:-)
Masz więc 2 lata na oswojenie swoich obaw oraz inne przygotowania, ale to szybko zleci...
UsuńCiekawe te historie ale już nieraz mówiłam ,ze Jesteś bystrą obserwatorką i przekazujesz nam tu z ciekawej strony codzienne życie. Przy temacie ulewy muszę wspomnieć o niedzielnym naszym spotkaniu na działce z rodzinką i przyjaciółmi.W trakcie tak lunęło ,że reakcja nasza choć była błyskawiczna to wszyscy byliśmy mokrzy ,a ja jako gospocha po prostu ociekałam jak zmokła kura.Przenieśliśmy się na 2 piętro do nas i dzięki dobremu humorowi dalszy ciąg imprezki jeszcze będziemy długo wspominać.
OdpowiedzUsuńOj to lana impreza była, lepiej niż dyngus:-)
UsuńWesołe macie tam towarzystwo to i ulewa Wam nie straszna:-)
Witoj Jotko
OdpowiedzUsuńZaraz mi się taka starowinka przypomina co stała przy szlaku na Trzy Korony i sprzedawała oscypki i kwaśne mleko. Przy takich upałach to było dla nas jak zbawienie. Oj nasłucha się człowiek histori różnych, nasłucha . Ściskam Cię mocno
Dlatego takie cudne są podróże, prawda?
UsuńŚciskam Cię równie mocno, kochana:-)
Za chlebem ludzie jadą, ale za chlebem z masłem i szynką albo łososiem. Z gór ludzie "od zawsze" emigrowali. Ale tam była prawdziwa bieda, jeść nie było co. Jeszcze w początkach lat sześćdziesiątych było bardzo biednie, pamiętam, chociaż byłam dzieckiem (byliśmy letnikami z miasta,też niebogaci, ale różnica w poziomie życia była dostrzegalna nawet dla dziecka). A za górami tęsknię. Zawsze się męczyłam, ale te widoki ze szczytów rekompensowały mi wysiłek. Teraz to jedynie wyciągiem w górę i po nogach w dół, inaczej nie dam rady. Uściski dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńOj, gdybyś słyszała, jak na początku mojej górskiej kariery klęłam te wysokie podejścia...
UsuńJa jestem chętna sie dzielić i pietruszka tez jest
OdpowiedzUsuńSkoro masz pietruszkę, to sporo zaoszczędzisz, bo podobno w tym roku drogocenna jest:-)
UsuńOpowieści sympatyczne. Wakacje w pełni. Pozdrawiam zatem wakacyjnie.
OdpowiedzUsuńWakacje to pora relaksu i odkrywania nowego...
UsuńGdybym musiała wyjezdzac gdzieś za chlebem to nie bylabym szczesliwa. Moje miejsce jest w kraju nad Wisłą.
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem, nie próbowałam...ale chyba także nie.
UsuńWitaj Asiu! Też bym dała piątaka. Pewnie dla niego był przeznaczony.
OdpowiedzUsuńCiesze się, Tereniu, że jesteś. Tak sobie pomyślałam, że skoro piątak znaleziony, to i przekazany być musi...
UsuńDlatego chyba nie rozumiem podróży za chlebem...znaczy chodzi mi o to, że odnoszę wrażenie, że one czasem ...uzależniają...człowiek wyjechał i pieniądze są łatwe (nie dlatego, że praca łatwa, ale dlatego, że łatwiej za nie zagospodarować życie rodziny w Polsce)...
OdpowiedzUsuńZawsze kończy się tragicznie....nie jak u Pana we Włoszech, ale żony w ciągle nowych samochodach, dzieci czekające na prezenty...po jakimś czasie już tylko na prezenty...A wszyscy w wybudowanym i ciągle ulepszanym domu....
I już nie ma co zbierać...nie ma gdzie wracać...
Nie przesadzam...A Ty Asiu w szkole z pewnością takie rzeczy sytuacje i dramaty dziecięce obserwujesz...
A piątka z pewnością była przeznaczona i inaczej być nie mogło;)
Najboleśniej obserwować te stęsknione dzieci i gdy z dzieckiem dzieje sie coś niedobrego, zwykle oznacza to wyjazd jednego z rodziców...
Usuń