Lubimy być w ruchu cały rok, ale zimą oczywiście bywamy mniej mobilni.
W czasie podróży ważne są nie tylko nowe miejsca, widoki, ludzie, ale także kulinaria.
Nie oszukujmy się, nawet człek mocno zachwycony widokami jeść musi.
Zabieramy jakiś prowiant, termos z herbatą zawsze, ale niekiedy lubimy zjeść coś ciepłego, często zatrzymujemy się na kawę, bo tej z termosu nie lubię.
Istotną częścią podróżowania poza tym, jest poznawanie nowych smaków i regionalnych przysmaków.
Nie mniejszą wagę przywiązujemy do wystroju wnętrz i zapachów.
Nie wypiję kawy i nie zjem niczego w lokalu, gdzie śmierdzi brudną ścierą, nie i już.
Miło, gdy restauracja, bar, karczma czy kawiarnia mają swojski klimat, czyste wnętrze i życzliwą obsługę. Nie zawsze w wypasionych na pierwszy rzut oka restauracjach bywa drogo i odwrotnie. Zdarza się, że knajpa pozostawia wiele do życzenia, ale cenami właściciele rekompensują sobie chyba kiepski status lokalu...
Osobnym tematem są toalety, ale dziś nie o tym...
Przed powrotem do domu poczyniliśmy zakupy, by zabrać ze sobą trochę smaków i zapachów z wakacji.
Na zdjęciu ćwiartka wielkiego bochna chleba na zakwasie z lokalnej piekarni, reszta wylądowała w zamrażarce na później. Ocet z czosnku niedźwiedziego zakupiony ze straganu na rynku w Lanckoronie, ilość różnych rodzajów octu przyprawiła mnie o zawrót głowy, najchętniej wzięłabym wszystkie...
Oscypki zakupione na targowisku w Zawoi, a miód spadziowy trafiliśmy przypadkiem na szlaku, nabyliśmy dwa słoje od miejscowego pszczelarza i mąż nosił je z poświęceniem na całej trasie w plecaku, ale warto!
Takie patio w stylu włoskim trafiliśmy przy hotelowej restauracji, nie usiedliśmy tam jednak, gdyż był to czas między deszczami i wszędzie było mokro, ale widok piękny.
To z kolei przytulny kominek w w miejscu Orawski Dwór, w okolicy Zubrzycy Górnej. Jeśli tam dotrzecie, polecam szczerze, tym bardziej, że na przeciwko umiejscowiono raj dla dzieci o nazwie Wypasiona dolina:-)
Hotel z restauracją i SPA, ale ceny umiarkowane i pyszne jedzenie, można tam też kupić miody i nalewki oraz wyroby rzemiosła.
To jeden z pysznych deserów w zawojskiej cukierni, fajnie próbować różnych ciast, z reguły dzielimy się na pół, by spróbować jak najwiecej, a nie przytyć za bardzo.
W jednej z karczm zamówiliśmy placki ziemniaczane z boczkiem dla męża , a pierogi ze szpinakiem dla mnie. Placki podobno były pyszne, moje pierogi natomiast średnie...
A to znana już szarlotka ze schroniska na Markowych Szczawinach, pyszna, wielka porcja i dobra kawa.
Pamiętam czasy, gdy w schroniskach dostępny był tylko kiepski bigos, herbata słodzona z wiadra, a toalety? Przemilczmy...
Kolejne dwa dania jedliśmy w hotelu Jawor, ceny do przyjęcia, miła obsługa, świeże i pyszne jedzenie.
Na pierwszym zdjęciu makaron ze szpinakiem, grillowanym łososiem i parmezanem, na drugim kociołek zbójnicki.
Ten kociołek to pikantna zupa gulaszowa, świetna na chłodne dni, olbrzymia porcja i atrakcyjne podanie.
Te obłędne pierogi jedliśmy bliżej domu, bo w Toruniu, w starej pierogarni, polecam wszystkim odwiedzającym Toruń, ale nie zamawiajcie większej porcji, bo nie dacie rady, słowo!
Kolejne danie na męski gust, kotlet gruby i chrupiący i fajnie podane frytki - frytek tak w ogóle najedliśmy się na rok z góry, nie spojrzę na ten przysmak dłuuugo!
Najlepszy na świecie sernik z malinowym sosem - kawiarnia w Lanckoronie.
Chociaż nie, równie dobry był w malutkiej miejscowości Żarki, w drodze do Bobolic, w kawiarni o wdzięcznej nazwie Ice love and Caffe
Powiem szczerze, że pierwsze, co zrobiłam po powrocie do domu , to zważyłam się, ale o dziwo, nie przytyłam... mam szczęście!
Dobrze, że jestem akurat po kolacji, bo inaczej zaraz bym musiała pobiec po coś słodkiego, takie pyszności pokazałaś ;-)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie prezentuja się te toruńskie pierogi. Na pierwszy rzut oka wyglądaja mało pierogowo, aż się zastanawiałam co to za potrawa, zanim doczytałam.
Masz racje, czyste wnętrze i życzliwa obsługa są bardzo ważne. No i oczywiście toalety. Nie mogę zrozumieć, dlaczego w wielu eleganckich lokalach toalety są traktowane po macoszemu.
Może to po prostu brak wyobraźni lub szacunku dla klienta?
UsuńZanim gdziekolwiek coś zamówię, odwiedzam toaletę. To WC wydaje najbardziej wiarygodne świadectwo o tym, jaka może być kuchnia, spiżarnia, garnki i patelnie w danym lokalu. Nie elegancki wygląd sali konsumpcyjnej. Jeśli widzę brudne toalety, to i proces przygotowywania jedzenia oraz całe zaplecze i jedzenie uważam za brudne.
UsuńBardzo mądrze, to także wyraz szacunku dla klienta.
UsuńZauważyłam, że podobnie jak ja lubisz szpinak :) U na s to potrawa świąteczna - nasza nowa tradycja. Słodkości mniej mnie ruszają, choć wyglądają pięknie.
OdpowiedzUsuńKiedy podróżowałam kiedyś z dziećmi, to przy autostradzie (a raczej drodze szybkiego ruchu :) ) nawet stacji benzynowych z wyszynkiem nie było, dopiero potem się pojawiły. Młodzi nawet nie wiedzą, jak Polska się zmieniła przez ostatnie 30 lat.
Zmieniła sie bardzo, choć na niektórych trasach trudno nadal zjeść cokolwiek, dlatego zawsze wozimy suchy prowiant.
UsuńSzpinak nawet jako dziecko lubiłam, zupy mleczne także ;-)
Jej, naszła mnie ochota na owsiankę, ale taką prawdziwą :)
UsuńTo były moje ulubione potrawy: owsianka, ryz na mleku, kasza manna z sokiem, budyń...teraz nie mogę mleka, więc najwyżej owsianka na wodzie.
UsuńNa te wszystkie delicje jedyny ratunek to dużo ruchu i dobra przemiana materii.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wakacje nie trwają cały rok i kasy nie starczyłoby na to wszystko...
UsuńAż ślinka cieknie na te pyszności. Ja też lubię klimatyczne knajpki, za to nie przepadam za lokalami, co wyglądają jak stołówka. Jeśli już mam coś gdzieś zamówić, wolę wydać więcej i czuć się dobrze w danym miejscu. Zresztą w przypadku restauracji i innych jadłodajni najlepiej sprawdza się sposób pójścia za tłumem. Tam gdzie dużo osób na pewno jest dobre jedzenie!
OdpowiedzUsuńDobrze i niedrogo karmią tam, gdzie sporo TIRów lub motocyklistów...
UsuńNie przytyłaś, bo jednak sporo wędrowaliście, przy tylu wydeptanych kilometrach nie ma obawy o nadmiar kilogramów.
OdpowiedzUsuńOd lat bywam w Niemczech i jedno co zaraz za pierwszym pobytem zauważyłam- ciężko tu umrzeć z głodu, bo wszędzie zawsze trafialiśmy na bardzo smaczne jedzenie, czystość nienaganną przy stole i poza nim, ale porcje- ogromne. Przeważnie brałyśmy z córką jedną porcję, prosząc by ją rozdzielono na dwa talerze jeszcze w kuchni, albo brałyśmy porcje dziecięce. No i trzeba bardzo uważać zamawiając tzw. "porcję ciasta" do kawy, bo wtedy wjeżdża na stół niemal pół blachy do pieczenia ciasta, dla każdego. Ostatnio jedliśmy ()tu, w Berlinie)w greckiej restauracji i w szóstkę najedliśmy się po uszy, mnie już same przystawki wystarczyły, a dzieciaki wsunęły same desery-suflety czekoladowe z...kaszy manny. Odkryłam frytki z batatów- pycha.
Miłego;)
P.S.
Ścierami to kiedyś cuchnęły niektóre bary mleczne.
Oj tak, porcje są zbyt duże. W wielu miejscach zmawiamy porcje dla dzieci lub na tzw. mniejszy apetyt, ale wybór jest dużo mniejszy, niestety. Czasami zamawiamy jedną zupę i jedno drugie danie, to i tak sporo...
UsuńTeraz bary mleczne są O.K., przynajmniej w Krakowie i u nas.
Asiu dlaczego mnie tak "mordujesz" tymi widokami.Już brzuszek mi daje znać o sobie.A obiecywałam sobie,ze teraz dopiero kolacja.Tak jak w dzieciństwie nie cierpiałam szpinaku tak teraz to jedno z moich ulubionych.Ale jednak najlepiej mi smakuje jak sama zrobię czy to pierogi czy makaron czy omlet ze szpinakiem.Rzadko jadamy w lokalach,ostatnio parę dni temu byliśmy w MacDonaldzie. Dla mnie szału nie było....
OdpowiedzUsuńGdy jesteśmy u siebie to czasami idziemy na pizzę, najczęściej jadamy w domu, rzecz jasna:-)
UsuńTo ładne patio z kwiatami pokazywała kiedyś Grażyna która ma bloga: Tu i Tam, o ile dobrze pamiętam jedzenie było tam przeciętne.
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda pokazane przez ciebie jedzonko, bardzo podoba mi się ten zbójecki kociołek :)
Smak to bardzo subiektywna rzecz, to patio jest tam właśnie, gdzie jadłam ten pyszny makaron z łososiem i zbójecki kociołek:-)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńMam podobnie. Musi być estetycznie, czysto, smacznie.
Lubię popróbować nowych smaków, bo warto zapoznawać się z kuchniami świata także. Nasze krajowe, zawsze nieco tańsze.
Sama wymyślam w moim domowym jadłospisie ciągle coś nowego.
Pozdrawiam mile:)
Twoje ciasta wyglądają niesamowicie, ja to raczej leniwa jestem w kuchni, natomiast pasję kulinarną odkrył w sobie mój syn:-)
UsuńZaprezentowane przez Ciebie jedzonka wyglądają bardzo smakowicie! Rzadko bywam w restauracjach a i wtedy raczej nie eksperymentuję- może dlatego, że i w domu stawiam na tradycyjne nieskomplikowane jedzenie, bo nie przepadam za kucharzeniem. ;(
OdpowiedzUsuńEksperymenty raczej lubię, mało jest potraw, których bym nie spróbowała, no chyba że mi szkodzą...
UsuńJa na wszelki wypadek wagę już dawno wyrzuciłam.Co będę sobie humor psuła
OdpowiedzUsuńJa tak z ciekawości...bo te frytki i ciasta, to już przesada była, ale jaka przyjemność!
UsuńFakt ...pierogi z Torunia są obłędne ... byłam jadłam i też polecam :) Ogólnie trzeba przyznać ,że podróżując po kraju coraz częściej można spotkać ciekawe aranżacje restauracji i tym podobnych przybytków i co najważniejsze przyzwoitą a i bardzo dobrą dbałość o smak i estetykę podawanych potraw.
OdpowiedzUsuńTo prawda i w dodatku ceny porównywalne, z reguły patrzę w menu na ceny kawy i napojów. Tam gdzie kawa czy soki bardzo drogie, to i kuchnia nieprzyzwoicie droga...
UsuńGdybyś zaplątała się kiedyś w Bieszczadach, to polecam karczmy "Łemkowyna" i "Siekierezada' w Cisnej :)
OdpowiedzUsuńZapamiętam, o tej drugiej ktoś mi chyba wspominał...
UsuńMoże ja :)
UsuńTa pierwsza jest łemkowska, ta druga - zakapiorska i pierogi mają wywalone w kosmos po prostu. Tylko trzeba się oswoić ze scenerią. Mnie się całkiem dobrze jadło z siekierą wbitą w stół :)
Chyba raczej mój brat, bo uwielbia Bieszczady i aż dziw, że w tym roku jeszcze nie był...
UsuńNo to powinien wiedzieć, czym to się je :)
UsuńCiekawe jak można zjeść ten deser z zawojskiej cukierni nie zostawiając czekolady na talerzu? Nasuwa mi się tylko wylizanie. ;)
OdpowiedzUsuńMaczałam kawałki babeczki w czekoladzie:-)
UsuńTyle tych pyszności...
OdpowiedzUsuńTakie placki ziemniaczane bym sobie zjadła teraz :)
Próbowałam, były chrupiące, ale boczek to nie mój przysmak.
UsuńI pstrąg w hotelu Jawor - też był smaczniutki :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Mój łosoś także pyszny:-)
UsuńTo prawda, lokal musi byc zadbany i koniecznie musi byc czysto. Też lubię próbować nowe potrawy, smaki najchętniej w klimatycznym miejscu, a często kawiarnie, karczmy sa naprawdę ciekawie urządzone.
OdpowiedzUsuńW kawiarniach bywają także dania obiadowe lub raczej lanczowe:-)
UsuńNie ukrywam, że wszystko to wygląda bardzo smakowicie...
OdpowiedzUsuńTeż odrzucają mnie niechlujne restauracje i... niechlujne domowe kuchnie.
Pozdrawiam
Nie wiem właśnie, skąd jeszcze byle jakie lokale się zdarzają, czyżby właścicielom nie zależało na klientach?
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńO tak, Pan Smak to bardzo wdzięczny towarzysz podróży:)
Pozdrawiam:)
Zwłaszcza, gdy podróż długa, miejsce zmienia się często, a jeść trzeba...
UsuńTeż lubię próbować lokalnych dań. A potem okazuje się, że smak to jeden z tych elementów podróży, który pamiętam najdłużej. Poza tym, kiedy, tak jak my, podróżuje się z dziećmi, często trzeba zajść na coś ciepłego.
OdpowiedzUsuńOczywiście, zdarzało się nam, że gdy syn był mały, a budżet ograniczony, to staraliśmy się, by chociaż on jadał porządne obiady.
UsuńGłodna się zrobiłam patrząc na zdjęcia. zaraz coś lepszego niż zwykle przygotuję na śniadanie, rozochociłam się ;)
OdpowiedzUsuńZ prywatnej pasieki kupiliśmy kiedyś miód nawłociowy, Mąż stwierdził, że takiego dobrego w życiu nie próbował. Może jeszcze kiedyś uda się taki upolować. Jeśli masz okazję, spróbuj.
Nawłociowego nie próbowaliśmy, gdy zawitamy na festyn w skansenie we wrześniu, to być może zakupimy:-)
UsuńTakie pyszyności pokazujesz,że na ich widok ślinka cieknie. Niestety, na różne jedzenie trafiamy w restauracjach. Wspaniałe rarytasy przywieżliście z wyprawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Taki nasz skarb, chleb jeszcze jest świeży:-)
UsuńTe pierogi wyglądają imponująco :-)
OdpowiedzUsuńJa wyjeżdżam 9 sierpnia, mieliśmy po sezonie, ale potrzebujemy bardzo uciec trochę. Będziemy mieszkać koło Poznania, już tam obczaiłam knajpkę koreańską. Bardzo lubię jadać poza domem i poznawać nowe smaki. To ciekawe i czasem zaskakujące.
Właśnie dostałam od męża smsa, że mu klepnęli urklop!!! YES!
Miłego dnia Jotko!
No to super wiadomość, ja w Poznaniu uwielbiam restauracje chińską PEKIN, ale jeśli będziesz w Poznaniu, to polecam restaurację ZDOLNI, tam to się zdziwisz, gwarantuję!
UsuńNo to trzeba mieć czas i fantazje, aby w taki sposób podawać potrawy. Czemu nie tylko trochę więcej czasu zajmuje bo to odp. talerz, dodatki i trach kulinarne cudo powstaje. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńMój mąż czasem narzeka, że na talerzu więcej dekoracji, niż obiadu;-)
UsuńTo taki prawdzi chleb, że chleb?
OdpowiedzUsuńNajprawdziwszy, kupowany w ub. sobotę i jeszcze świeży!
UsuńTeraz najcześciej chleb to taki twór - nie wiadomo jak nazwać ;/
UsuńTo prawda, dlatego długo szukamy dobrego pieczywa!
UsuńJA u siebie nie znalazłam... brakuje mi takiego żytniego lub gryczanego 100% tylko i wyłącznie nazakwasie
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńI to się nazywa Prawdziwa Turystka, która chłonie wszystko, łącznie ze smakami i zapachami. :)
Pozdrawiam serdecznie.
O, dziękuję! czasami żal, że tylko jeden żołądek się posiada...
UsuńKawa z termosu, zależy jaka. Klasyczna nie będzie dobra. Ja sobie robię frappe. :)
OdpowiedzUsuńNie przywiązuję wagi do lokali. Korzystam czasami, owszem ale ja rzadko jem w ciągu doby i z reguły towarzystwo się zatrzymuje na posiłek, a ja nie wiem co ze sobą w tym czasie zrobić. ;D ;D
W górach także jadamy rzadko, bo nie ma gdzie, własny prowiant musi wystarczyć, zresztą nie wyobrażam sobie wspinaczki z pełnym brzuchem...
UsuńO to właśnie chodzi. Dlatego śniadanie zawsze staram się zjeść jak najpóźniej. Na szczycie najlepiej, żeby już podejść nie było.
UsuńMusiałaś to robić? No takie pyszności :) Mniami :)
OdpowiedzUsuńNo przepraszam, ale czasami trzeba się porozmieszczać, może ciasteczko?
UsuńOo i to najważniejsze, że się najadłaś, a nie przytyłaś! ;D
OdpowiedzUsuńChyba że waga popsuta, sprawdzę później jeszcze raz...
UsuńJeśli gdzieś jedziemy to szukamy i kosztujemy specjałów danego regionu. Kuchnia polska jest niesamowicie zróżnicowana. Same pyszności na stole.
OdpowiedzUsuńNie tyle kuchnia, co kucharze, zdarzają się też coraz częściej zagraniczne smakołyki, nawet w małych miejscowościach.
UsuńPo ilości smakołyków stwierdzam, że dużo żeście zwiedzili :)
OdpowiedzUsuńTrafna uwaga, tym bardziej, że to nie wszystko, tylko ułamek owych pyszności:-)
UsuńPoznawanie kuchni i smakowanie potraw miejsca, w którym akurat jestem, to dla mnie- obok zwiedzania, pięknych widoków, spotkań z ciekawymi ludźmi, itp.- największa frajda i przyjemność.
OdpowiedzUsuńWszystko na zdjęciach wygląda smakowicie i pięknie ale teraz ślinka mi cieknie na kawę i coś słodkiego:-)
A z toaletami różnie bywa nie tylko u nas.
Właśnie zrobiłam sobie kawę, bo zanosi się na burzę i ciśnienie leci w dół...
UsuńOhoho jak smacznie, cudownie!
OdpowiedzUsuńNo to smacznego!
UsuńIle pyszności! Też lubię na różnych wyjazdach próbować nowe smaki, ten sernik z malinowym sosem wygląda naprawdę pysznie. :)
OdpowiedzUsuńBył wspaniały, a sos idealny!
UsuńTe adresy z Torunia, Lanckorony i Żarek zapisuję, mam szansę w tych miejscach być :-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą najlepsze pierogi jadłem w knajpie, której wygląd pozostawiał dużo do życzenia. Ale jedzenie było rewelacyjne
Bywa i tak, czasami warto sugerować sie zapachem jedzenia, ma pachnieć dobrym jadłem, na szczęście już nie śmierdzi papierosami...
UsuńAleż pyszności zaserwowałaś! My podobnie, w czasie wyjazdu staramy się poznawać potrawy regionalne. Z opisanych przez Ciebie smakołyków znam i jadłam te wielkie pierogi:) Na wrocławskim rynku również znajduje się stara pierogarnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
We Wrocławiu trafiłam kiedyś do chińskiej knajpki, dla mnie to wówczas była nowość:-)
UsuńO Matko, Joasiu! Jak psu, tak mi ślinka cieknie! Wspaniałe zdjęcia i przysmaki (a pierogi w pierogarni jadłam!). Zgadzam sie z Tobą w 100%. Bez próbowania lokalnych smaków wyjazd jest na pół gwizdka, czegoś brak. I ja tak, jak Ty, dziele się z mężem ciastem (czasem da mi więcej niż pół, bo jestem strasznym łasuchem, a przytyć też nie chcę). Piękny ranking kilku lokali. Szkoda, że w tym roku nie będę w wymienionych przez Ciebie okolicach. Ale Lanckorona jest w moich planach, bardzo mnie ciekawi. Serdeczności dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńO Lanckoronie jeszcze napiszę, taka mała perełka na szlaku, ale smaki cudowne...
UsuńHej. Podróż to też dobre jedzenie. Może być proste. Lubię szlak jedzenia regionalnego i takiego zawsze szukam w podróżach. No i zawsze też była kiełbasa i ziemniaki bo często ognisko jest z nami w drodze ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDobra kiełbasa i smakowita jajecznica to hity podróżowania:-)
UsuńKulinarny wymiar podróży to rzeczywiście osobny rozdział. Zwykle bardzo ciekawy. Choć ja z racji wybredności juniora nie wszędzie mogę ostatnio zajrzeć i nie wszystkiego mogę spróbować. Ale mam nadzieję, że wyrośnie :)
OdpowiedzUsuńWyrośnie, mój nie lubił wielu dań, mimo naszych starań, teraz sam testuje i wymyśla różne potrawy:-)
Usuńcha cha, rośnie konkurencja dla wielu rankingów kulinarnych:))
OdpowiedzUsuńNo aż tak, to chyba nie, takie tam spostrzeżenia, ale to fakt, programy kulinarne uczą, na co zwracać uwagę w temacie jakość potraw.
UsuńWitaj jeszcze lipcowo
OdpowiedzUsuńJak zawsze piszę do Ciebie o poranku. Wówczas mam jeszcze czas. Bo jak zapewne już wiesz za chwilę uciekam do mojego ogrodu, aby nacieszyć się jego pięknem i panującą tam ciszą. Chcę zobaczyć, co przez ten tydzień się w nim zmieniło i zatrzymać ten widok do kolejnego weekendu.
A "podróże ze smakiem" lubię. Gdy zwiedzam kolejne miejsca, to zawsze zaglądam do restauracji w poszukiwaniu nowych smaków. Niestety, ponieważ jestem na diecie nie zawsze łatwo jest coś wybrać. Na szczęście coraz częściej w menu są podane informacje, kelnerzy są zorientowani. Niestety w Polsce musimy się tego nauczyć
A czytałam, że kiedyś biegałaś. Ja również biegałam dookoła stawu, ale z trudem robiłam jedno okrążenie. Może ten mój był większy?
Pozdrawiam wszystkimi kolorami i zapachami pełni lata
Raczej próbowałam biegać, skończyło się na kupnie butów i dwóch okrążeniach... to nie dla mnie.
Usuń