Ostatnio często jeżdżę pociągiem, a to doskonałe miejsce do obserwacji i czasami udaje się podsłuchać rozmowy pasażerów.
Podróż nie trwa długo, można korzystać z laptopa, kupić kawę lub herbatę i coś do jedzenia, nawet bilet kupić nie wychodząc z domu.
Mam tę dogodność, że niektóre pociągi zatrzymują się na małej stacyjce w pobliżu mojego domu, dosłownie 10 minut spacerkiem.
Z punktualnością pociągów bywa różnie, akurat te, z których korzystam praktycznie nie spóźniają się , najwyżej od 1 do 10 minut na całej trasie. Gorzej z dworcami w dużych miastach. Niedawno czekałam na swój pociąg na peronie trzecim, wedle rozkładu, ludzi mnóstwo , część przepycha się do swoich składów, które mają opóźnienie, a ludzie przesiadki. Bagaże, ścisk, szukanie pociągu...
Stoję na peronie zajętym przez dwa opóźnione składy i myślę, że pewnie i mój także będzie spóźniony, bo nie ma gdzie wjechać. Nagle na peronie wielkie poruszenie, bo na sąsiedni peron wjechał pociąg, Żadnej zapowiedzi, żadnych informacji. Ludzie ruszają do ruchomych schodów, nie wiem skąd wiedzieli. Dobrze, że odprowadzał mnie syn, bo dojrzał z daleka numer pociągu, porównaliśmy z moim biletem i hajda na górę. Syn wysoki, postawny, wziął moje bagaże, ja za nim, zdążyliśmy, uff.
Pociągi pełne, nie przypuszczałam, że tylu ludzi korzysta z PKP, w większości ludzie młodzi i w średnim wieku, bagaże to głównie plecaki, laptopy, rzadziej walizki na kółkach.
Bywa w wagonie duszno, niektórzy rozbierają się jak do rosołu lub wychodzą na korytarz, dlatego wolę wagony bezprzedziałowe, bo w nich większy przepływ powietrza i na monitorze wyświetlane są informacje o kolejnych stacjach oraz opóźnieniach.
Ludzie przeważnie z nosami w telefonie, rzadziej w książce lub czasopiśmie, czasem zdarzy się ktoś pracujący na laptopie. Wykupiłam kiedyś bilet przy oknie, ale na moim miejscu siedziała chyba studentka, spała, więc nie budziłam, choć gdy ocknęła się, nie przeprosiła za zajęcie mojego miejsca. Mała strata, bo po ciemku i tak nic za oknem nie widać, a pociąg jedzie tak szybko, że oczy dostają kociokwiku...
Kilka dni temu przypadł mi przedział ze studentami wracającymi z nart. Chcąc, nie chcąc słyszałam ich rozmowy, nawet nie mogłam się skupić na czytaniu. Na szczęście, w pewnym momencie każdy zajął się własnymi sprawami i mogłam poczytać. Miło było posłuchać kulturalnych młodych ludzi, którzy rozmawiali bez wulgaryzmów. Poznali się chyba na nartach, bo nie studiowali razem, wymieniali się wrażeniami z uczelni, stołówek studenckich, klubów, dziwili cenom sprzętu narciarskiego i opłat za trasy. W pewnym momencie zahaczyli o sprawy brytyjskiej rodziny królewskiej i o dziwo, ostro skrytykowali wyznania Harrego i Megan na temat ich konfliktu z rodziną Karola III.
Przyjrzałam się pociągom Inter City, a moja przerwa w korzystaniu z kolei jest spora i zauważyłam ogromne zmiany na lepsze, nawet obsługa miła i cierpliwa, ale co najważniejsze, uprzejmość współpasażerów zaskoczyła mnie pozytywnie. Jak na razie:-)
A pamiętam czasy, gdy zimą zdarzał się lód wewnątrz wagonów lub do Katowic jechałam na jednej nodze, bo druga spoczywała na torbie, a do toalety podawano sobie dzieci górą na głowami pasażerów, dorośli nie korzystali, bo i w toalecie ktoś stał z bagażem! jak daliśmy radę?
Na koniec jeszcze uwaga organizacyjna. Jako senior 60+ mam zniżkę na przejazdy pociągami, także pośpiesznymi, co cieszy i tylko dziwi mnie skąd różnice w cenie za bilet na tej samej trasie? Raz płacę ok.27 zł, innym razem ok.25 zł. Nie rozumiem tego, bo przewoźnik ten sam, trasa taka sama, więc skąd różnica? A może o czymś nie wiem?
Nie jeżdżę pociągami, dlatego z ciekawością przeczytałam notkę.
OdpowiedzUsuńOpowieści, prawdziwe zaznaczam, związane z podróżami dawnego PKP, to materiał na kilka notek :) Czytając Cię, niektóre przeleciały mi przez głowę...To było państwo w państwie. Brrr...
To prawda, kiedyś do Zakopanego jeździliśmy pociągiem i to z przesiadką. Faktycznie, można wiele o tym napisać...
Usuńskoro opóźnienia mogą być [płynne, to i ceny też.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, muszę to sprawdzić!
UsuńBBM: Ciekawa notka. Rzadko jadę gdzieś pociągiem, ale zawsze z ciekawością obserwuję podróżnych- naturalnie bardzo dyskretnie. Czasem trafiają się niezwykłe indywidua…🤭
OdpowiedzUsuńA tak, a i interesujący rozmówca się zdarzy:-)
UsuńDawno nie jechałam pociągiem.Kiedys była trasa Katowice Gdynia chyba, my wysiadaliśmy w Toruniu i tam mieliśmy przesiadkę
OdpowiedzUsuńW Katowicach najpierw mąż wchodził do pociągu, przez okno bagaż i udało mu się jakieś miejsce znaleźć a potem ja z dziećmi wchodziłam.Tradycją już była jazda z domu do Katowic podczas której dzieci zjadły już kanapki.Jazda =jedzenie.Ile razy jechało się na korytarzu.Pozdrawiam.
My mieliśmy czasami w Katowicach przesiadkę, na przykład do Ustronia, a nasz syn uwielbiał kuszetki na trasie do Zakopanego:-)
UsuńUwielbiam jeździć pociągiem. Jeździłam tak na uczelnię (wtedy były przebudowy torów i czasami musiałam przyjść kilka minut przed godziną odjazdu, to akurat zdążałam na poprzedni opóźniony ;)) i nie straciłam sympatii. Pamiętam, jak dawno temu jeździliśmy z rodzicami nad morze i jako dziecko to lubiłam, miałam tylko problem z podmiejskim pociągiem, na który trzeba się było przesiąść na koniec: śmierdział i było mi niedobrze. Przygody i stanie w tłumie też pamiętam, i to już z czasów studenckich, w majówkę nie dało się przecisnąć między ludźmi. Kolega nie zdążył wtedy kupić biletu, nie dopchał się do konduktora i cały wagon mu kibicował, żeby pod koniec trasy konduktor nie zdążył dopchać się do niego. :)
OdpowiedzUsuńAle zawsze mnie stresuje, że mi zmienią peron, a ja nie usłyszę albo nie zdążę dobiec! Najgorzej, jak się trzeba tarabanić z bagażem... I jeszcze mam tendencję do spanikowania, że zaraz odjedzie i wejścia, zanim dotrę do swojego wagonu i potem muszę się przeciskać. ;)
Stres zawsze jest, zwłaszcza w obcym mieście, gdy nie znamy dworca, a peronów sporo.
UsuńNa studia jeździłam piętrusem do Torunia, to tez była jakaś frajda:-)
Nawet nie wiem czy są jeszcze pociągi lokalne, podstawiane na peron na krótkie trasy?
Nawet i w znanym, kiedy zmiana peronu oznacza schody w dół i w górę i przeciskanie się między ludźmi...
UsuńSą regionalne, na trasach typu Katowice-Kraków czy Gliwice- Zawiercie. W Warszawie czy w Trójmieście to i Szybka Kolej Miejska jest. :)
U nas lokalnych na lekarstwo, bo jakichś umów nie podpisano...
UsuńBardzo rzadko zawsze korzystałam z pociągów na polskich trasach, ale pamiętam, że jako dziecko ery tuż powojennej przeżywałam koszmary na wieść, że będziemy jechać pociągiem- zaraz widziałam ten dziki tłum walący do pociągu który jeszcze nie stał na peronie a do niego podjeżdżał. Gdy już nabyliśmy samochód (równolegle z moim prawem jazdy) to głównie jeździłam po Polsce samochodem a trasy zagraniczne pokonywałam samolotem. Tu jeżdżę głównie metrem i na szczęście bardzo rzadko jadę w godzinach szczytu, bo wtedy to przydaliby się japońscy "upychacze". Ciągle jakoś jestem nieprzystosowana do tłoku i nadal strasznie się tłumu boję.
OdpowiedzUsuńGdy kupiliśmy auto, to tez przestaliśmy jeździć pociągiem, ja korzystam tylko dlatego, że podróż zajmuje mi godzinę, a mąż nie może mnie zawieźć.
UsuńMało podróżowałam w moim życiu, choć opisane sceny nie są mi obce. Pewnie z powodu braku doświadczeń, uważam pociąg za najbezpieczniejszy środek lokomocji przy większych odległościach.
OdpowiedzUsuńI chyba tak jest, jest tez wygodny i zawsze można zarezerwować wcześniej bilet.
UsuńKiedy ja ostatnio pociągiem jechałam?
OdpowiedzUsuńDawno.
No chyba, że takim
Gdańsk Główny- Gdańsk Wrzeszcz 😂
Jeżeli chodzi o obserwację ludzi to w okresie wakacji zawsze sobie siadam na jakiejś ławce na Długim Targu i przypatruje się przyjezdnym.
Nawet nie wiem dlaczego🤔
Ja siadam w parku, a kuracjusze to dobry obiekt obserwacji:-)
UsuńSzczęściara z Ciebie. Możesz dojeżdżać pociągiem. Do mojej dziury (warszawskiej, ale zapomnianej przez władze) pociągów jeździ coraz mniej. A to najszybszy transport (15 minut i jestem pod PKiN). Samochodem też trudno się wydostać, bo (paradoksalnie) przejazd kolejowy ciągle zamknięty.
OdpowiedzUsuńNie do końca jest różowo, bo ze stacji głównej syn musi mnie odebrać i jedziemy kawałek za miasto, nawet nie wiem czy jakiś autobus tam dojeżdża z dworca...
UsuńOstatni raz jechałam pociągiem piętnaście lat temu, nawet biletu bym kupić nie umiała, a ponoć jestem Kolejarzem...;o)
OdpowiedzUsuńTez myślałam, że to wyższa matematyka, ale tylko za pierwszym razem:-)
Usuńpo kilkuletnim okresie rezygnacji z usług kolei na rzecz firm autobusowych sprawy się pozmieniały na tyle, że znowu jeżdżę pociągami... ale pozostał mi nawyk wybierania wagonów bezprzedziałowych, wygodniejszych zresztą, których kiedyś w komunikacji dalekobieżnej nie było... w nich jednak są gorsze warunki do obserwowania ludzi... inna sprawa, że to obserwowanie od dawna mnie już nudzi, sytuacje wciąż podobne, wręcz takie same, rzadko zdarza się coś naprawdę ciekawego... nie odmawiam sobie tylko rzucenia okiem na ładne kobitki, ale to jest naturalny odruch, którego zwalczać nie ma sensu...
OdpowiedzUsuńdawne czasy podróżowania pociągiem miały więcej uroku, mimo ich upierdliwości,ale czy bym się zamienił i do nich powrócił?... szczerze?... nie...
p.jzns :)
U mnie z kolei autobusy zlikwidowano, tzn. jest jakiś Flixbus, ale raz dziennie i o nieludzkiej porze...
UsuńDawne czasy wspominam, ale powrotu nie chcę!
Flixbus /a wcześniej PolskiBus przezeń wchłonięty/ to było kiedyś naprawdę coś, taniej i wygodniej od kolei, ale rosnące ceny paliwa wszystko zmieniły, a kolej z kolei poprawiła standardy jakości usług... mowa rzecz jasna o pociągach dalekobieżnych, bo lokalne, regionalne to trochę inna bajka, porównywalna z komunikacją miejską...
Usuńale to w sumie ciekawe, a raczej dziwne, że autobusowe firmy przewozowe mało interesują się miastem uzdrowiskowym i nie uwzględniają go projektując swoje sieci......
Tez mnie to dziwi, a i połączeń kolejowych było kiedyś więcej. Widocznie teraz nic się nie opłaca, nawet za parkowanie auta pod sanatorium kasowane są opłaty...
Usuńopłaty za parkowanie można jeszcze jakoś uzasadnić:
Usuń- polityka antysmogowa...
- rozszerzenie usług na terapię przez spacer z miejsca lokum do miejsca pobierania zabiegów...
ale w tym przypadku do kompletu powinna być sieć darmowych meleksów dla kuracjuszy, którzy mogą mieć realny kłopot z wykonaniem takiego spaceru... tylko jak sprawdzić, czy nie ma wśród nich oszukańców, którzy mogą spacerować, ale im się nie chce? :)
Nasze uzdrowisko nie jest tak wielkie, by meleksem jeździć, choć istnieją takie usługi prywatne, ale to raczej wokół uzdrowiska i po mieście. No i każde sanatorium ma wypożyczalnię rowerów:-)
Usuńno, nie wiem, czy takie niewielkie /wg. Wiki 2020 = ponad 70000 luda/... a taki pobliski Konin wg. Wiki (2020) ma podobnie (72500), trzecie miasto po Poznaniu i Kaliszu w woj. Wielkopolskim, a kiedyś sam był miastem wojewódzkim w czasach 49 województw...
UsuńBudapeszt /też uzdrowisko!/ to nie jest, ale jak na przeciętne uzdrowisko, to jednak jedno w większych...
Gdy auta nie było, to na wakacje tylko pociągiem, teraz wszędzie autem. Do tęgo stopnia, że nawet komunikacji miejskiej we własnym mieście nie ogarniam :)) Miłych podróży i oby się nie zmieniały dobre wrażenia!
OdpowiedzUsuńZ komunikacji miejskiej nie korzystam, miasto małe, wszędzie docieram piechotą:-)
UsuńLubię obserwować ludzi. Pociągiem teraz jeżdżę mniej, bo kierunek mi się zmienił, kiedyś dojeżdżałam do pracy chyba 3 przystanki w granicach Łodzi.
OdpowiedzUsuńDzisiaj byłam w pociągu. Zostawiłam samochód u mechanika, wróciłam 2 przystanki, trwało to 5 minut. Za kilka godzin zawijka na zad.
I lubię to. :)
Często pociągiem, tramwajem lub rowerem jest szybciej, zwłaszcza w godzinach szczytu.
UsuńJazde pociagiem znam jedynie z Polski - i zdarzaly mi sie podroze nimi w czasie zimy, z przestojami i duzymi opoznieniami, tlokiem i balaganem w srodku. W USA jezdze jesli nie samochodem to samolotem bo to tutaj, ze wzgledu na ogromne odleglosci, najpraktyczniejszy sposob na podroze. Ze dwa razy jechalam starodawna ciuchcia ale to byl pociag turystyczny, dymiacy i powolny, z ktorego ogladalo sie krajobrazy i pieknie kolorowe jesienne drzewa.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnych podrozy jotko.
Turystyczne pociągi są super, nadal takie kursują, tylko dobrą pogodę trzeba trafić:-)
UsuńKiedyś dojeżdżałam pospiesznymi. Co za katorga, gdy trzeba było otworzyć ciężkie drzwi lekko przymarznięte. Zawsze szukałam faceta przy drzwiach :-)
OdpowiedzUsuńTeraz drzwi otwierają się automatycznie, ewentualnie na przycisk:-)
UsuńTakie drzwi z wajchą nadal się spotyka - i człowiek zestresowany, czy da radę otworzyć. :) Atrakcje w postaci konieczności wchodzenia po wąskich schodkach z 20 kg walizką też aktualne. ;)
Usuńkatasza
Czasami wtarganie walizy na górną półkę bywa problemem, znam to, a z wiekiem coraz gorzej...
UsuńJa uwielbiam pociągi! W czasach szkoły podstawowej i liceum na większość wycieczek jeździłam PKP, z Trójmiasta na południe Polski to była prawdziwa wyprawa. Pamiętam tłok, opóźnienia, umieranie z zimna jak się zepsuło ogrzewanie. Do końca życia będę mieć sentyment 🙂. Miałam ciocię na wsi koło Kościerzyny i do niej kursowały pociągi piętrowe, to dopiero była frajda. Do dzisiaj uwielbiam takimi jeździć i zawsze muszę siedzieć na górze. Teraz również dojeżdżam do pracy pociągiem i lubię te chwile, w moim przypadku zawsze z książką.
OdpowiedzUsuńPiętrowymi tez jeździłam, podobałaby mi się kuszetki i wagon restauracyjny:-)
UsuńAktualnie pociągami nie jeżdżę, ale lubiłam nimi podróżować, chociaż warunki podróżowania dostarczały kiedyś niejednokrotnie doznań ekstremalnych. Lubiłam stać w otwartym oknie pociągu i obserwować migającą okolicę, szczególnie słupy i drzewa i stukot kół też lubiłam.
OdpowiedzUsuńStukot kół ma właściwości uspokajające, to prawda, mieszkam w pobliżu małej stacji i często słyszymy pociagi, co wcale nie przeszkadza, o dziwo!
UsuńPrzez całe studia dojeżdżałem na uczelnie pociągiem. Mam wiele sentymentu do nich, chociaż to już nie te pociągi i nie te czasy.
OdpowiedzUsuńMarek z E.
Tak jak ja, na studia do Torunia, na zakupy do Bydgoszczy, w odwiedziny do rodziny na wieś:-)
Usuńczytalam,ze w Japonii w pociagu cisza,jak makiem zasial ludzie nie rozmawiaja nie mozna uzywac teléfonow,jesc i tak sie zastanawiam,ze czasami fajnie byloby tak w ciszy jechac...
OdpowiedzUsuńWrażenie na pewno dziwne. Podobno są szkoły z taką ciszą na przerwach, bo wszyscy z nosami w telefonach lub tabletach.
UsuńPociągiem nie jeździłam chyba 20 lat, powiem szczerze, że mam ogromną ochotę na taką podróż, naprawdę to lubiłam, mimo, że bardzo często był taki ścisk, że w przedziałach pełno, a i na korytarzach staliśmy ściśnięci jak sardynki w puszce :)) Jednak wspomnienia całkiem miłe :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Teraz miejsca głównie rezerwowane, pojedynczy studenci stoją na korytarzach, ale tłoku nie ma...
UsuńPociągami jeździłam na studia. Bardzo lubiłam te wyprawy i bawet tłumy ludzi nie przerażały. Zawsze jakaś przygoda, poznani ludzie. Teraz czasem wybieramy się do Wrocławia, ale ja akurat nie lubie te bezprzedziałowe i dlatego unikam tej komunikacji publicznej. Co przedział to przedział 😃.
OdpowiedzUsuńPodróżowanie pociągami jest teraz wygodne, czasami dotarcie na dworzec trwa dłużej, niż jazda pociągiem:-)
UsuńObudziłaś moje studenckie wspomnienia, Jotko.
OdpowiedzUsuńWtedy regularnie jeździłam pociągami.
Potem jak pojawiły się dzieciaki - wygodniejszy stał się samochód.
Ale bardzo lubię podróż pociągiem.
Ten rytmiczny stukot kół, mijane w szybie pejzaże i to oczekiwanie, nadzieję na nowe, nieznane. :)
Pociąg równa się przygoda. :)
Masz rację, cała wyprawa to przygoda, dzieciaki uwielbiają, zwłaszcza te, które zawsze tylko autem.
UsuńMy późno kupiliśmy pierwszy samochód, więc wszędzie pociągami i komunikacja miejską:-)
Zawsze dużo jeździłam pociągami. Nikt i nic nie przebije moich wspomnień z nocnych kolejowych podróży do Zakopanego... gdy stało się prawie całą noc na jednej nodze ... na dodatek tuż przy toalecie.
OdpowiedzUsuńKiedyś moze o tym napiszę...
A Twoje obserwacje bardzo trafne...
Stokrotka
Wszyscy się więc zgadzamy, że to dobry motyw na niejeden wpis blogowy:-)
UsuńJuż kilka lat nie jechałam pociągiem a kiedyś nawet często. I lubiłam to, niezaleznie nawet od warunków, w jakich przyszło mi podróżować. Po prostu w samym podrózowaniu był dla mnie sens, była w tym magia...Pamiętam, że najbardziej mnie zawsze zdumiewało to, że wszędzie, w mijanych miastach i wioskach zyja ludzie. Wszędzie jest czyjeś miejsce na ziemi. A ja tym pociągiem jadąc tylko przemykam obok i nic o nich nie wiem i niczego sie nie dowiem. Pociąg jest dla mnie symbolem życia w ogóle. Bo jedziemy przez te nasze przerózne stacje i nie możemy zatrzymać się na nich, zostać na dłużej. Wszak pociąg nadal gna...
OdpowiedzUsuńCos w tym jest, a ile znajomości można zawrzeć w pociągach!
UsuńA restauracje dworcowe? teraz to nawet często luksusowe lub dworce przy galeriach handlowych, a kiedyś restauracja czy bar dworcowy to była "jakość" sama w sobie...
Achhh..pamiętam te super :) czasy, gdy jeździło się w ścisku i na jednej nodze :) raz [bardzo dawno temu] w takich warunkach jechałam nocą do Rzeszowa. Matko! nie zapomnę tego :)
OdpowiedzUsuńA teraz jest nawet komfortowo [ale moja opinia jest niemiarodajna, bo korzystam bardzo rzadko]
Gdy jest się bardzo młodym, to wszystko człowiekowi pasuje, byle do przodu, byle dalej:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńNie wiem, niestety, od czego zależy cena biletu, ale zawsze wolałam przemieszczać się pociągami niż autobusami. Najeździłam się też nimi swojego czasu sporo.
Dobrze, że standard tych podróży wzrósł, bo czasami bywało hardcorowo:)
Pozdrawiam:)
Na długiej trasie można w pociągu rozprostować nogi i toaleta jest, choć dawniej korzystanie z takowej też było ryzykowne...
UsuńPrzypomnialas mi te pociagi za moich czasow studenckich. Napchane, naladowane. Rzadko zdarzao sie miec miejsce siedzace. Z tego powodu, bo najezdzilam sie swego czasu, unikam PKP, zas moja corka uwielbia w Polsce podroze pociagiem. Ciocie naciaga na pociagowa wyprawe do Torunia, albo pociagowa przygode do Olsztyna, choc to od nas krotki skok.
OdpowiedzUsuńOstatnio polskim pociagiem jechalam przed pandemia do Krakowa. 8 godzin podrozy. Dalam sie naciagnac mlodziezy do Energylandii. Nie powiem bylo znosnie. Miejsca siedzace. Zadnego spoznienia i pedzila maszyna jak szalona. To nie te ciuchcie jak za moich czasow. One byly elektryczne, ale pomimo wszystko takiej predkosci, jaka maja obecne pociagi nie osiagaly.
Jeżdżąc na studia często stałam na korytarzu, czasami konduktor pozwolił zająć wolne miejsca w przedziale, ale najczęściej jeździło się lokalnymi pociągami , czasem szybciej chyba byłoby pieszo lub rowerem...
UsuńPolubiłam pociągi, odkąd bardzo często jeżdżę do Trójmiasta sama. Lubię auto, ale to długa trasa i pociąg jest dla mnie dużym komfortem.
OdpowiedzUsuńCo przewoźnik to inne ceny, a dodatkowo mam zniżkę na IC, gdy kupuję sobie bilet z dużym wyprzedzeniem.
Ostatnio miałam tak świetne towarzystwo w obie strony, że nawet nie poczułam, kiedy minęła mi ponad pięciogodzinna podróż z Wrocławia do Gdyni, ale czasem jeżdżą niefajni ludzie.
Dużo się na kolei zmieniło od czasu moich studiów (1988 - 1994, bo robiłam studium i studia od razu), jest lepiej, wygodniej, ale opóźnienia wciąż bywają szalone.
Czyli mamy podobne zdanie, na długie trasy jedziemy z mężem, wiec auto jest wygodniejsze i mimo wszystko tańsze, na razie.
UsuńCzęsto i dużo kiedyś podróżowałam pociągami. Naszym rodzinnym miastem była Warszawa, a po wojnie znaleźliśmy się w Gdyni. Pamiętam więc te okropne podróże w latach 1946. 1947. Całą trójką . mama z nami - dziećmi 10 -12 letnimi w każde święta jeździła do Warszawy, do najbliższej rodziny. Tłok. wchodzenie oknami szukanie miejsca, przesypianie całej nocy w zaduchu i ciasnocie, wymieniane się miejscami.
OdpowiedzUsuńPotem już jako nastolatka, często sama jeździłam do W-wy, na wakacje, albo do ulubionych ciotek, wujków. To były początki lat 50 i nie było już tragicznie, zresztą zawsze mnie ktoś odprowadzał. W latach 58, 59 było całkiem normalnie, były wagony restauracyjne i roznoszenie gorących napojów.... natomiast makabrą były podróże na trasie Gdynia - Zakopane, nieogrzewane, nieszczelne przedziały.
Za jakiś czas pojawiły się kuszetki, potem sypialne i mimo że często jeździłam na tej trasie nie wspominam tych jazd tragicznie.
Nie zapomnę nigdy jednej, mojej podróży z W-wy do Gdyni, która mogła się różnie skończyć. Miałam chyba 15 lat, wracałam z W-wy do domu.... to był dzień sylwestrowy, byłam zaproszona na "prywatkę" - dziś nazwana by była domówką / okropnie / Od początku , od wyjazdu z W-wy towarzyszył mi nachalnie jakiś starszawy młodzian. wciągał do rozmowy, dowiadywał się gdzie i po co jadę.... W końcu zaproponował mi bym wysiadła z nim po drodze w Elblągu, spędzę cudownego sylwestra. Całą drogę nie dawał mi spokoju i w Elblągu prawie na siłę próbował ze mną wyjść. Wywinęłam się jakoś,..... I mimo, że mama wtłaczała mi do głowy - jakie mi mogą grozić niebezpieczeństwa w czasie podróży - dziwię się, że zgadzała się na nie, tym bardziej, że nie mieliśmy wtedy jeszcze telefonu. Prawdopodobnie wierzyła w moją rozwagę.
Jak zawsze opowiadasz ciekawe historie, ale masz racje, rozwaga jest potrzebna. Moja bratanica skorzystała kiedyś z podwiezienia chłopaka, którego poznała w pociągu, załamałyśmy z bratową ręce...na szczęście nic się nie stało!
UsuńNiedawno jechałam pociągiem, w sumie 1000 km, bardzo pozytywne odczucia mam z tej podróży, zarówno co do poziomu usług, cen i ogólnego wrażenia. Żałuję tylko, że nie wszędzie mogę dojechać koleją, bo jeździłabym więcej.
OdpowiedzUsuńMnie się marzy podróż Orient Expresem lub Koleją Transsyberyjską:-)
UsuńPs. Skoro rzuciłaś Jotko taki wspomnieniowy temat - jako że podobno starsi lubią zanudzać wspomnieniami - opowiem jeszcze o moich dotąd wspominanych może nawet z łezką podróżach..... gdy się miało 17 lat . To był rok 1952.... zaczynałam studia.
OdpowiedzUsuńPolitechnika znajdowała się w Gdańsku Wrzeszczu, a ja mieszkałam w
Gdyni. nie było jeszcze kolejki elektrycznej dojeżdżało się pociągiem parowym. Zajęcia rozpoczynały się o 7.30. Pociąg z Gdyni o 6.00 . Mieszkałam dość daleko od dworca, więc najpierw autobus....często b. zatłoczony..... potem pociąg do Wrzeszcza, biegiem do tramwaju na uczelnię. I o 7.30 punktualnie na miejscu.
Gdyński pociąg - pełen studenckiej młodzieży, wesoło, przywitania spotkania z sympatiami, lub sympatią - w moim wypadku - nie chciało się wysiadać. Gorzej było z powrotem.... pracownie kończyły się późno i często dopiero ok 21.00, lub 22.00 po ciemku zimą wyjeżdżało się również pociągiem parowym do Gdyni, do domu Jeśli to był pociąg dalekobieżny często sie spóźniał. dopiero chyba za rok zaczął jeździć pociąg elektryczny, ale tylko do Sopot. Z Sopot trolejbusem do Gdyni i autobusem lub piechotą do domu Tak więc najeździłam się i napodróżowałam jak mało kto. Może dlatego lubię poezję wspomnień z młodych lat i rozumiem autorów..
Twoje wspomnienia nigdy nie zanudzają, to skarbnica cudnych opowieści, jaka ciekaw byłaby z nich książka!
UsuńJa wspominam moje dojeżdżanie na studia, często w Toruniu uciekał nam pociąg, bo autobusy na dworzec jechały mostem przez Wisłę, most był jeden, ruch spory i czasami pociąg pokazał nam kitę!
Ja też lubię słuchać rozmów współpasażerów, często są bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńLubię też obserwować ludzi.
Serdecznie pozdrawiam :)
Najlepszy jest dyskretny współpasażer, bo nie zawsze mamy ochotę na rozmowy:-)
UsuńKiedyś jechałam do Gdańska autobusem. Gdy ruszył, wszystcy pasażerowie jak jeden mąż wyjęli laptopy i tablety. Tylko ja i siedząca naprzeciw mnie pani sięgnęłyśmy po książki. Wymieniłyśmy nad nimi znaczące uśmiechy i pogrążyłyśmy się w lekturze.
OdpowiedzUsuńTo podobnie u mnie, tylko ja z książką i pewna pani z gazetą:-)
UsuńDość często jeżdżę z miasteczka do Poznania )Kolejami Wielkopolskimi). Punktualne, czyste, ciepłe. Jeżdżę często i nie ma tłoku, zwykle mam miejsce siedzące. To wygoda, gdy jadę do centrum, nie musze się martwić o miejsce parkingowe, tych w centrum zawsze za mało, mimo wysokich opłat. No i pociągiem dojadę szybciej niż autem.
OdpowiedzUsuńTeż pamiętam dalekobieżne pociągi z lat siedemdziesiątych, do Lublina na praktyki (odjazd z P-nia o pólnocy) też przesiedziałam na walizce na korytarzu. Dobrze, że to już przeszłość.
W Poznaniu syn wcale nie używał auta, bo tramwajem wygodniej i szybciej:-)
UsuńOstatni raz jechałem pociągiem ponad 10 lat temu, kiedy jechaliśmy z grupą uczniów do Bratysławy na zajęcia w ramach Programu Młodzież. Drzewiej częściej, np. do Łodzi na studia dojeżdżałem z Kutna pociągiem; podróżowałem też z Kutna do wujostwa w Krakowie, a raz zdarzył się mnie i mojej żonie osobliwy kurs - kupiliśmy w Warszawie bilet (wraz z miejscówką) do Kołobrzegu i trafiliśmy do Świnoujścia. Ciekawe, że konduktor dwa razy sprawdzał nasze bilety... i dopiero wysiadłszy na docelowej stacji, okazało się, że był to jeden z peronów na dworcu w Świnoujściu :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńMój mąż kiedyś w Toruniu pomylił pociągi, a że telefonów komórkowych wtedy nie było, to wyobraź sobie moje zdenerwowanie, gdy z miasta oddalonego o 35 km nie wracał do późna!
UsuńJa kiedyś nie lubiłam tego środka transportu bo źle mi się kojarzył (jeździłam nim do szpitala i na operację).
OdpowiedzUsuńTeraz czasem mi się marzy taka podróż, kilka godzin na lekturę, refleksje, obserwację.
Póki co jednak, z dziewczynami i wszystkimi naszymi torbami, poduszkami, pluszakami, ze względu na wygodę podróżujemy autem.
Bo dalekie podróże z bagażami i dziećmi są wygodniejsze autem, zatrzymujesz się gdzie chcesz i zabierasz pół domu:-)
UsuńTylko wagony bezprzedziałowe, takie wybieram a w ostatnich latach, dużo pociągami jeżdżę i bardzo sobie chwalę, dla mnie to genialne rozwiązanie a lubię się włóczyć po Polsce, różnica w cenach związana jest chyba z popularnością godziny jazdy. Szkoda ,że nie wszędzie pociągiem można dojechać, czasem wsiadam do autobusów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBrak niektórych połączeń to naprawdę problem, gdyby nie własne auto, to w niektóre miejsca ciężko dotrzeć.
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
Fajnie było poczytać o polskich pociągach. Od dawna ciakawiło mnie, jak teraz wyglądają podróże po PL. Pamiętam jak na obozy karate nad morze jeździliśmy... połowa drogi na stojąco jak sardynki upchani z tymi wszystkimi namiotami, plecakami. Nad Bałtykiem chłopaki wskakiwali przez okno i zajmowali przedziały, odbierali plecaki przez okno, a reszta potem do nich się przepychała. Do wc nie było szans pójść. Fajnie było, ale pamiętam że pociągi były strasznie brudne. Te zasłonki na oknach bleee. Teraz w BE lubię jeździć pociągami, ale u nas często strajki i często opóźnienia. Mój ulubiony komunikat "Pociąg z Mechelen do Bruggi ma 5 minut opóźnienia", zamiast "Pociąg z Mechelen do Bruggi wjedzie na tor pierwszy". A chwilę potem 10 ...minut, 20 minut, 30 minut, 45 minut... a w końcu "Pociąg z Mehelen do Brugii dzisiaj nie jedzie". Zmiany torów to już czasem jaja jak berety. Najpierw usłyszysz że twój pociąg za chwilę przyjedzie. Minutę później że zmiana torów, zamiast 2 wjedzie na 10 i wszyscy w długą!
OdpowiedzUsuńU nas "kurniki" (pociągi z przedziałami) nie jeżdżą, ale popularne pociągi są długaśne, a i tak czasem trudno się wbić. Kiedyś z Brukseli do Mechelen jechałam. Konduktorka woła: przesuńcie się albo niech ktoś wysiądzie, bo dopóki ja nie wsiądę, ten pociąg nie odjedzie.
Z plaży w Ostendzie kiedys z córką wracałam w najgorętszy dzień. Połowa pociągów odwołana przez upał, reszta po 40 minut opóźnienia, a jeszcze jak nasz przyjechał to 2 wagony zamkniete przez awarię. Masakra! Ludzie tracili przytomność przez upał. Córka w tym ścisku zdejmowała koszulkę spod sukienki bez zdejmowania sukienki. Jakaś babcia zaczęła jej kibicować, co zwróciło uwagę innych, więc jak jej się udało w końcu, wszyscy bili brawo :)
Z Maastricht też raz wracałyśmy do Belgii w gigantycznym tlumie. Siedziałyśmy w korytarzu przy wejściu do pociągu na dywanie jak za starych gówniarskich czasów. Uwielbiam pociągi. Szkoda że nie ma połączenia pomiędzy Brukselą a Warszawą. Ostatnio koleżanka zauważyła, że pociąg jest dużo droższy niż pociąg i jedzie się ponad 20 godzin. Żenada.
*że pociąg jest droższy niż samolot (errata)
UsuńCała rodzina pociągiem to masakra finansowa, to już taniej autem.
UsuńMoja bratanica ma szczęście do wyszukiwania bardzo tanich przelotów i często w weekend leci do Londynu, czy Neapolu:-)
Kiedyś z uczniami jechaliśmy w góry w wagonie pocztowym, dzieciakom się podobało spanie na workach z listami...
W Belgii dzieci do 12 lat podróżują pociągami za friko, zatem z małymi dziećmi spoko się jeździ. Ze starszymi już drogo, ale w weekendy bilety kosztują tylko połowę ceny, są też różne promocje, np we dwoje na jeden bilet. W wakacje i ferie młodzież może wykupić bilet wakacyjny na tydzień lub miesiąc - np płacisz 25 euro i możesz jeżdzić cały miesiąc po całej Belgii bez ograniczeń dzień-noc. Albo są zniżki do atrakcji turystycznych, gdzie po wykupieniu biletu na pociąg masz zniżkę lub gratis wejście do jakiegoś muzeum, parku rozrywki, zoo etc.
UsuńOd nas są tanie zagraniczne przejazdy kolejowe, ale też trzeba polować na okazje. Paryż czy Londyn czasem za 20 euro da się objechać (pociąg do Londynu bodajże 2,5h, do Paryża 1,5h), ale ja jeszcze nigdy nie skorzystałam. Najstarsza była raz z klasą w Londynie na parę dni pociągiem i zapłaciła mandat za brak biletu, bo nie wiedziała, że powrotny też ma na dowodzie osobistym i powiedziała konduktorowi, że nie ma hahaha. Od tego czasu nigdy nie wybieram opcji wysyłania biletu na dowód osobisty, tylko normalnie na telefon albo jeszcze lepiej drukuję sobie, bo telefonowi też nie ufam.
Ja tez mam zawsze wydrukowany, bo nigdy nie wiem, kiedy urządzenie odmówi współpracy.
UsuńU nas można kupić bilet u konduktora, jeśli się go szybko znajdzie i zgłosi chęć kupna, ale kosztuje o wiele drożej. Przynajmniej tak było kiedyś. Są też chyba bilety miesięczne dla dojeżdżających do pracy i szkoły i zniżki dla dzieci.
Lubię jeździć pociągiem i nawet wolę ten środek transportu niż dotarcie na zawody samochodem, zwłaszcza trenera (ma taki w nim syf, że szok). Co prawda ceny biletów nie są niskie, ale raz na jakiś czas da się przeżyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas to nawet atrakcja i bywają duże promocje, gdy kupujesz bilet sporo wcześniej:-)
UsuńPodróże pociągami bywają ciekawe. Grunt to trafić na w miarę kulturalnych współpasażerów :)
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku jechałam pociągiem do Wrocławia na szkolenie. Pracodawca dbając o mój komfort powiedział, abym kupiła bilet w pierwszej klasie, bo będzie wygodniej i trochę bezpieczniej (wtedy jeszcze chroniliśmy się przed covidem). Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że i w pierwszej klasie przedziały pełne...
Pewnie wszyscy wyszli z podobnego założenia i stąd tłok, chociaż teraz wszystkie pociągi pełne, chyba z powodu problemów z parkowaniem aut.
UsuńAleś się wstrzeliła z tematem! Właśnie w piątek miałam kolejowe doświadczenie tego rodzaju, że: pociąg Regio o 14.14 - wiadomo, że jedzie cała masa studentów wracających do domu na weekend plus odpowiednia porcja zwykłych pasażerów. Podstawiają oczywiście jakiś mizerny skład i natychmiast zapełniają się wszystkie miejsca stojące. Z peronu słychać krzyki, żeby się przesuwać do przodu, bo nie można wsiąść. Odjechaliśmy z 12-minutowym spóźnieniem, bo nie można było zamknąć drzwi, ludzie na peronie wciąż napierali.
OdpowiedzUsuńWyobrażasz sobie, że można tak traktować pasażerów jak bydło??? Przecież wiadomo, że w piątek należy podstawić większy skład. Podobnie jak w niedzielę na powrót... No, ale to trzeba myśleć o pasażerach, a nie o ... nie wiem czym.
Konduktor przyszedł sprawdzać bilety dopiero po godzinie jazdy, gdy już się nieco przerzedziło (wśród stojących). Wie, co jest grane...
Czasami konduktor wcale nie chodzi, co się będzie narażał na pretensje i zarazki?
UsuńMnie znowu, jak za czasów studenckich spotyka kontrola tożsamości, cały przedział zajęty, a tylko ja jestem proszona o dowód ze zdjęciem, muszę chyba podejrzanie wyglądać.
W pewną majówkę kilkanaście lat temu zdarzyło mi się, że podjechał piękny nowy skład (Flirt), pasażerowie się wpakowali (nawet nie wiem, czy wszyscy), po czym okazało się, że jest przeciążony i nie ruszy. :D Dopiero musieli podstawiać inny... Taka wyobraźnia. :)
UsuńA myślałam, że to tylko w samolotach tak robią!
UsuńBardzo dawno nie jechałem pociągiem, ale po twoich relacjach, chyba gdzieś pojadę? Jak będzie cieplej!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, lepiej poczekać na cieplejszą aurę, nie zmarznie się na dworcach...
UsuńDużo jeździłam pociągami w czasach szkolnych, lokomotywa buchająca dymem i parą, węglowy smog wciskający się przez okno, drewniane siedziska z listew gniotące tyłek, a pociąg wszyscy nazywali "bałajem":-) mamy kolejkę wąskotorową, super jedzie się nią latem w otwartych wagonach, a wiatr włosy rozwiewa, kursuje na potrzeby turystów. Po powodzi, która zniszczyła tory kilka lat temu, przerwa w kursach, dopóki nie naprawią.
OdpowiedzUsuńTeraz lokomotywy podziwiamy na pokazach i w muzeach, i dobrze, bo smogu jest wystarczająco dużo!
UsuńMy mamy w pobliżu muzeum pociągów i latem można sobie ciuchcią węglową pojeździć. Jednak jak raz pojechaliśmy, to lokomotywa sie popsuła i staliśmy gdzieś w polach w upał głodni ponad godzinę, zanim inna lokomotywa podjechała :-) Odtąd chodzimy tylko oglądać te wszystkie stare pociągi na stacji.
UsuńJa kiedyś stałam w upale , czekając na zmianę autokaru wycieczkowego, dorośli to jeszcze, ale maluchy? O nie był największy strach!
UsuńPonieważ plusy i minusy korzystania z pociągów w Polsce, to temat na pracę doktorską, zamieszczę jedynie anegdotkę:
OdpowiedzUsuńJechałem pociągiem nocnym z Jeleniej Góry do Warszawy i zasnąłem. Śniło mi się, że otwieram ze znajomymi bardzo ciężką, stalową bramę. W pewnym momencie nie zdążyłem cofnąć stopy, znalazła się pod bramą, którą koledzy jeszcze dodatkowo ciągnęli mi na nogę, bo tego nie zauważyli. Bolało, ale myślałem, że się zorientują, nim zacznę tłumaczyć dlaczego mają przestać. Nie zorientowali się, ból się zwiększał, więc wrzasnąłem na całe gardło: Kurrrrwa mać! Mój krzyk mnie obudził i zauważyłem pasażera siedzącego naprzeciwko, który w panice wycofywał swój ciężki bucior z mojej stopy. Jemu też się przysnęło i nieopacznie nogi wyciągnął ;-)
kiedyś jechałem pociągiem w wagonie przedziałowym i zacząłem flirtować z atrakcyjną pasażerką siedzącą naprzeciwko... potem się zbudziłem, dobudziłem i zauważyłem, że atrakcyjna pasażerka siedząca naprzeciwko jakoś dziwnie mi się przygląda...
Usuńco się takiego stało, a centralnie, to co się chyba stało?...
hipoteza jest taka, że zanim zasnąłem, to ta pasażerka musiała mi wpaść w oko, a gdy zasnąłem po prostu mi się przyśniła... ale czasem bywa tak, że teksty, które puszczamy podczas rozmowy we śnie słychać realnie... no, i zapewne ta realna pasażerka słyszała to, co gadałem do bohaterki swojego snu, może nie wszystko, ale jakieś pojedyncze zdania... nie pamiętam zbyt dokładnie, co gadałem podczas snu, ale wydaje mi się, że to chyba dość śmiało zagadywałem...
zaraz po przebudzeniu poczułem potrzebę pójścia do klo i po drodze postanowiłem, że zapytam tej pani, co ja gadałem przez sen... ale gdy wróciłem do przedziału pani spała, a ja uznałem, że to byłaby niezła siara /lub krindż mówiąc obecnym językiem/, gdybym zaczął ją budzić i wypytywać, co ja takiego gadałem przez sen ileś tam minut wcześniej... zwłaszcza, że być może ja wcale nie gadałem przez sen, a mnie się tylko wydawało, że ona mi się dziwnie przygląda po tym moim obudzeniu...
a już kolejne kilka minut później pociąg zaczął dojeżdżać do dworca Wawa Centralna, w przedziale zaczęło się zamieszanie, bo większość pasażerów szykowała się do wypadu, więc cała sprawa stała się kompletnie nieistotna... dopiero później zacząłem to wszystko sobie przewijać i odtwarzać, więc jakoś zapamiętałem do tej pory... trochę to podchodzi pod anegdotę w stylu witryny "yafud"...
p.jzns :)
Obie anegdoty świadczą o tym, że lepiej nie zasypiać w pociągu, chyba że jest to kuszetka, nawet nie wiem czy jeszcze takowe kursują. Ależ była to wygoda, konduktor obudził, zrobił kawę, trzeba było tylko odpowiednio wcześnie iść do toalety, bo pasażerów sporo i mogło wody zabraknąć ;-)
Usuńodpowiedź system wrzucił mi na główny pień...
Usuńkuszetką jeździłem na trasie Wawa - Gdańsk ponad 10 lat temu przez jakiś czas, po prostu chodziło o to, że wsiadałem w nocy i rano musiałem być w formie po przyjeździe... to była tzw. "tania kuszetka", pół ceny standardowej, tylko zagłówek i chyba jedno prześciółko jednorazowe, ale kawę to się kupowało nie w kuszetkach,a le w slipingach u opiekuna wagonu, jak to teraz jest, nie wiem...
OdpowiedzUsuńpotem dopiero podczas remontu sieci na tej trasie jazda (przez Toruń) trwała 8 godzin, a ja wtedy odkryłem PolskiBus /obecnie Flixbus/ za grosze i szybciej...
obecnie w ogóle się wiele u mnie zmieniło i kursuję na trasie Wrocław - Kraków w obie strony, ale wróciłem do kolei, bo mi się bardziej kalkuluje...
Dawniej mieliśmy świetne połączenia nawet z Warszawą, odkąd zlikwidowano PKS zostaje auto i pociągi, lokalnie dobrze funkcjonuje Nadgoplańska Komunikacja Autobusowa i prywatni przewoźnicy, bez nich dzieciaki nie miałyby czym dojechać do szkoły. Jeden z dużych zakładów pracy poza miastem ma własny transport dla pracowników.
Usuń