Swoją relację ze Szczawnicy rozpoczęłam już wcześniej od spotkania z Anią. Później wróciłam na chwilę do krynickich opowieści.
Teraz z kolei zaczynam od końca, od ostatniego dnia pobytu w sercu Pienin, póki mam świeżo w pamięci ciekawa opowieść naszego przewodnika po maleńkim ośrodku historii turystyki górskiej przy schronisku na Orlicy.
Niezwykle sympatyczny gawędziarz, pan Ryszard Remiszewski, autor wielu publikacji o Pieninach, opowiedział nam historię o wielkiej powodzi w Pieninach i na Podhalu w 1934 roku, właśnie w lipcu.
Trafiliśmy więc w rocznicę tych wydarzeń. Powódź tę nazwano powodzią stulecia!
A zaczęło się od pytania o piękny most na Dunajcu, który zobaczyłam na jednym ze zdjęć wystawy.
Most istniał do 1934 roku, a zniszczyła go powódź właśnie i nie tyle sama woda, co dom płynący wezbranym Dunajcem, który uderzył w ten most.
Dom ów był willą na półwyspie, niedaleko dzisiejszego schroniska Orlica. W willi tej bywali znani ówczesnego świata, m.in. żona marszałka Józefa Piłsudskiego.
W 1934 roku w lipcu deszcze padały obficie, ale nikt nie spodziewał się, że dojdzie do sytuacji, kiedy "domy rzekami płyną", a fala powodziowa wzrośnie do 7m wysokości.
(grafika - https://krakow.wyborcza.pl/krakow/56,44425,21690542,gdy-domy-plynely-powodz-stulecia-1934-w-malopolsce-zdjecia.html)
W willi na półwyspie bawiono się świetnie, grając namiętnie w brydża, kuchnia przygotowywała kotlety schabowe na obiad dla gości. Dom posiadał, jako jedyny w okolicy łączność telefoniczną ze światem, ale nikt nie wierzył, że gościom ośrodka może cokolwiek zagrażać. Oddział ratunkowy nie mógł przybyć na czas, bo drogi od Nowego Targu już były zalane, więc gdy przyszło do ewakuacji, mieszkańcy willi weszli do łodzi tak, jak stali, a dom porwała woda i poniosła Dunajcem.
Legenda głosi, że pewien kajakarz, szukający powodzian na rzece, wpłynął do willi i znalazł w kuchni smażące się jeszcze kotlety!
Ależ ciekawe opowieści czasem ukrywają się w takich niewielkich muzeach.
OdpowiedzUsuńKiedyś kupiłam kilka części bardzo dokładniej mapy Pienin z tłumaczeniami na niemiecki (chodziło mi o te tłumaczenia).
Szkoda mostu, ale historia też niezwykle ciekawa z tymi kotletami :))
No właśnie, a trafiliśmy przypadkiem, bo miejsce słabo oznaczone...
Usuńjako kiedyś czynny brydżysta miałem okazję niejednej opowieści wysłuchać i w niejednej sytuacji przy stoliku uczestniczyć, ale o takim spotkaniu brydżowym jeszcze nie słyszałem, okazuje się, że nie tylko karta może wtedy kogoś zalać, ale nawet rzeka...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Otóż to, a miejscówka wydawała się bezpieczna i z widokami!
UsuńA co to za zgrabna Dziewczyne pan przewodnik poderwal???
OdpowiedzUsuńStokrotka chce wiedziec :-)
Akurat dziewczyna poderwała pana przewodnika:-)
UsuńNiesamowite opowieści. Nazwisko p. Ryszarda jest mi znane. Ale najfajniejsza jest ta filigranowa, zgrabna dziewczyna na zdjęciach! Uściski!
OdpowiedzUsuńOch, aż się zarumieniłam, dobrze że fotka zrobiona z odpowiedniej odległości:-)
UsuńPochodze z Tarnowa wiec Dunajec mialam pod reka i stad wiem jaki byl grozny nawet pomijajac powodzie - bardzo wielu ludzi sie w nim utopilo.
OdpowiedzUsuńOpisana powodz brzmi strasznie i dobrze ze jej historia zachowala sie, lacznie ze zdjeciem.
Gdzie nie pojedziesz napotykasz sie na ciekawe opowiastki i ludzi. Absolutnie powinnas te swe wojaze zebrac i napisac ksiazke o nich.
To jest jakiś pomysł, szczególnie na jesienne wieczory!
UsuńLudzie z tamtych okolic, pomni chocby tej powodzi (inne pozniej tez nastepowaly mze nie tak wielkie ale rownie dotkliwe, wichry zostawiajace po sobie olbrzymie wichrolomy, susze, siarczyste zimy ect) maja chyba bardziej racjonalny poglad na temat zmian klimatycznych...
OdpowiedzUsuńTakie opowiesci daja do myslenia.
Wydaje mi się jednak, że zmiany następują, sama pamiętam wichury i podtopienia, ale nie tak częste i nie tak spektakularne...
UsuńJesteś wiernym słuchaczem, o powodziach aż strach słuchać my mieliśmy w 1997 , siostra i brat stracili wówczas praktycznie wszystko, budynek się ostał ale ich stan psychiczny masakra,.Te kotlety to ciekawa sprawa.Jestes sliczna ,wyglądasz jak nastolatka.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKotlety pewnie spaliły się na węgiel!
UsuńDziękuję serdecznie za wszystkie miłe słowa:-)
Tak, jak się spotka fajnego gawędziarza, to zawsze jest ciekawie, po prawdziwe szczęście spotkać kogoś takiego na wyprawie. :) Kiedy czytam takie historie, to czuję i smutek i wdzięczność, że nie byłam tego częścią... jak dotąd. Życzę, byśmy nigdy nie byli. Wiesz, bardzo miło mi Cię widzieć, bo patrzę na dobrą twarz na kogoś, kto mnie motywuje i daje dużo szczęścia. Jako że się nie widzimy, to posyłam Ci do tych zdjęć dużo miłości. hehe A co mi tam... i tak co to czujesz. :D
OdpowiedzUsuńJako autor publikacji o Pieninach mógłby godzinami, muszę poszukać jego książek! W dodatku to bardzo pogodny człowiek!
UsuńOch, czuję te miłość, kochana!
Porwany dom... świetna historia, czego to natura nie wymyśli :)
OdpowiedzUsuńA 7 metrów fali? Nie do wyobrażenia!
UsuńŚwietna historia!
OdpowiedzUsuńTeż mnie wciągnęła!
UsuńPamiętam moją szkolną wycieczkę do Pienin. Ciągali nas wtedy po wyżynnych szlakach nie mając w planach jakiegokolwiek muzeum. Chcieli nas chyba zmęczyć abyśmy wieczorem grzecznie poszli spać.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej powodzi w Pieninach.
Ja w Pieniny jeździłam jeszcze z tatą, bo organizował wycieczki dla pracowników, ale pamiętam głównie spływ Dunajcem i wielkie picie...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńUsunelam komentarz bo zauwazylam, ze link juz zostal podany pod zdjeciem plynacego domu. Bardzo informacyjny tekst i zdjecia.
UsuńSzukałam czegoś o tej willi na półwyspie, a znalazłam tyle ciekawych informacji!
UsuńPowodzie mnie przerażają i to niezależnie gdzie one są. Był taki rok, że Warszawie groziło wylanie Wisły- i....zamiast siedzieć w domu pojechałyśmy z córką nad Wisłę do centrum Warszawy by zobaczyć tę wezbraną naszą Wisłę. Byłyśmy koło mostów około godz. 21,00 i byłyśmy nieco przerażone - ludzi na lewym brzegu Wisły było mnóstwo - woda naprawdę podeszła bardzo wysoko- w powietrzu nad rzeką czuło się dużą wilgotność i wyglądało to wszystko nieco groźnie. A kilka dni temu oglądałam w "telewizorni" powodzie w wielu miejscach na świecie- to straszny żywioł. A teraz z innej beczki - popatrzyłam na zdjęcie i pomyślałam- dziwne, Jotka nie pisała nigdy że ma córkę. Najlepszego Jotko!
OdpowiedzUsuńWidziałam kiedyś skutki powodzi w Białym Dunajcu i wezbranie Wisły w Toruniu! Przed powodzią uciekaliśmy z Zakopanego...przerażające!
UsuńOjej, widocznie kurz biblioteczny konserwuje;-)
Powodzie w górach są spektakularne i niebezpieczne. Raz w ostatniej chwili ewakuował mnie śp.Starszy z Wisły Głębce. Odtąd unikałam wyjazdów w lipcu.
OdpowiedzUsuńMy uciekaliśmy ostatnim pociągiem z Zakopanego...
UsuńBardzo interesująca historia. Na podstawie tej opowieści widać jak ważne są zbiorniki retencyjne i nasadzenia rozprowadzające deszczówkę. Cieszę się, że wakacje Wam się udały!
OdpowiedzUsuńTo prawda, zbiornik na tamie w Niedzicy tez wiele razy ratował okolicę...
Usuń1997 rok, Kotlina Kłodzka te obraz nigdy nie wymarze się z mojej pamieci.
OdpowiedzUsuńPrzeżyłem to,wiem co znaczy powódź.
Pozdrawiam.
Wszyscy chyba pamiętamy ten rok! Jest nawet świetny film Wielka woda, nie mówiąc o dokumentalnych...
UsuńBBM: Ja też pamiętam wezbrane wody Dunajca po zaledwie lekkiej burzy- przerażający widok, ogromne wrażenie!
OdpowiedzUsuńO tak, rwąca górska rzeka potrafi przerazić!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńOpowieść równie dramatyczna jak ta o Tytaniku...
Powodzie, pożary, wichury potrafią pustoszyć z niebywałym, ślepym okrucieństwem. Szczęście - jeśli obywa się bez ofiar śmiertelnych.
Pozdrawiam:)
W tym wypadku tak, ale pewnie w całokształcie ówczesnej powodzi bilans był tragiczny...
UsuńNie słyszałam o tej powodzi. Niewesoło było.
OdpowiedzUsuńNiesamowite jest, gdy spotykamy takich ludzi pełnych wiedzy i pasji. Potrafią sprawić, że miejsca, które są ciekawe, stają się jeszcze ciekawsze i jeszcze piękniejsze!
Piękna fotorelacja i widać- bardzo udane wakacje!
Pozdrawiam
Wyjazd udany bardzo, ale podróż daleka, mąż narzeka na ból pleców...ach, ten Pesel!
UsuńSłuchanie opowieści ludzi z pasją zawsze jest wielką przyjemnością, nie pobiją tego żadne filmy, reportaże ani audiobooki. Historia ze smażącymi się kotletami najlepiej obrazuje to, że w sytuacji zagrożenia rzucamy wszystko i ratujemy najcenniejsze: życie...
OdpowiedzUsuńKotlety, brydż, ubrania... nic nie jest na tyle ważkie, by ginąc w powodzi!
UsuńTyle się mówi o zmianach klimatu i coraz częstszych atakach żywiołów, ale tak naprawdę są równie stare jak świat. Przerażające jest natomiast to, że nadal nie potrafimy się przed nimi dostatecznie chronić i ciągle pozwalamy się zaskakiwać...
OdpowiedzUsuńOj tak, jedyne co możemy, to w porę się ostrzegać i uciekać!
UsuńNiektórzy wciąż powtarzają, że podróże uczą. Jeśli wierzyć temu to Twoje podróże są tak pełne ciekawych historii i faktów, że naprawdę można się wiele dowiedzieć i nauczyć. Znam osoby, które podróżują do odległych krajów, lecz nie przywożą ze sobą tak interesujących opowieści i w ogóle niewiele można się od nich dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńCzasami ludzie podróżują głównie po to, by odpocząć pod palmami, ale my nawet nie plażowi, wiec i tak nas nosi:-)
UsuńTe dalekie podroze nie sa tak glebokie ze wzgledow barier jezykowych, kulturowych i ograniczen czasowych.
UsuńTo na pewno też, ale można spotkać przewodnika w języku polskim.
UsuńWielu ludzi jedzie głównie rekreacyjnie, bo tam gdzie murowana pogoda, nie ma czasu na muzea...
Ostatnio słyszałam pewną celebrytkę, która stwierdziła, że człowiek rządzi naturą...Setnie się uśmiałam...;o)
OdpowiedzUsuńDo twarzy Ci z półwyspem...;o)
A ile ta celebrytka miała lat?
UsuńFajny ten półwysep, z dwóch stron rwąca rzeka!
Powodzie są straszne. Przy wielkich ulewach, zwłaszcza w górach, wody w rzekach czy nawet strumieniach wzbierają w mgnieniu oka. Na szczęście nie przeżyłam powodzi, ale w górach, w Gorcach widziałam, jak po ulewie rzeka Kamienica , która można było po kamieniach przejść na druga stronę, nagle zadudniła i potężny wał wodny zalał całe koryto, jakby ktoś dosłownie otworzył stawisko na tamie. I ten huk przewalających się kamieni rzecznych! Strach. A mieszkaliśmy tuż przy rzece. Ale poniosło wodę dalej i nie wylała się z koryta na brzegi. Ciekawa opowieść. Przyroda nadal jest nieprzewidywalna i tak trudno ją oswoić.
OdpowiedzUsuńHaniu, my przed powodzią uciekaliśmy z Zakopanego, woda podchodziła już pod tory, wyjeżdżaliśmy ostatnim pociągiem.
UsuńW latach o dużych opadach zdarzały się zalania z winy jezior i stawów, niesamowite!
W Toruniu widziałam, jak wysoko wznosi się Wisła, w porównaniu z normalnym stanem, nie do uwierzenia...
Ale historia z tym domem... Też chyba byłam w tym muzeum, ale za bardzo nie pamiętam, bo raz że miałam wtedy 16 lat, a dwa, moja kondycja psychiczna była wtedy fatalna. Może warto byłoby odwiedzić te rejony jeszcze raz. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto, każdy dzień wypełniony ciekawymi sytuacjami!
UsuńDawno temu byliśmy z MS głodni i szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy zjeść obiad. "Pod Orlicą" się reklamowało więc akurat będąc w pobliżu wdrapaliśmy się i... nie było żywego ducha w całym obiekcie. Fakt, jeździliśmy poza sezonem, ale żeby ani śladu nie tylko jedzenia, ale całkiem nikogo? Tak więc musieliśmy szukać strawy gdzie indziej :) Zdjęcia z powodzi oglądałam, a na skale nad Dunajcem jest zaznaczone miejsce, do którego sięgała woda. No, nie chciałabym przeżyć podobnej przygody na własnej skórze :) Uściski!
OdpowiedzUsuńPrzewodnik mówił nam, że tabliczkę z oznaczeniem fali powodziowej powieszono i tak za nisko, bo nie mieli wyższej drabiny, do tego znaku trzeba dodać jakieś 1,5 metra!
UsuńI bez tego 1,5 bym się utopiła 😃
UsuńJak i my wszyscy!
Usuń