Nikt z nas nie wie, ile lat przyjdzie mu przeżyć i jakie koleje losu będą jego udziałem.
Każdy pewnie chciałby żyć długo, szczęśliwie i w dobrym zdrowiu. Może dlatego właśnie odkładamy zawsze coś na czarną godzinę, oszczędzamy pieniądze i rzeczy, odsuwamy w czasie pewne sytuacje, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdą gorsze czasy.
Wierzymy, że na wszystko jeszcze mamy czas: najpierw trzeba skończyć studia, potem odchować dzieci, wyposażyć je jakoś na start w dorosłość, kupić nowy samochód, bo stary ledwo zipie, później wnuki i emerytura lub odwrotnie, a wreszcie...
Ale zapominamy, że to wreszcie możemy przegapić lub samo nas minie, nawet nie przypominając o sobie.
Uderzcie się w piersi i przyznajcie - kto z Was nie wypowiedział choćby jednej z poniższych kwestii:
* Gdy dzieci podrosną pojedziemy na wakacje życia, we dwoje...
* gdy będę na emeryturze zacznę uprawiać ogród...
* gdy skończę ten projekt, odwiedzę kuzynkę w Holandii...
* gdy zrobi się cieplej, zacznę biegać po parku...
* gdy spłacę pożyczkę, wykupię wycieczkę statkiem...
* gdy znajdę trochę czasu, zapiszę się na francuski...
lub coś w tym rodzaju, chyba Wiecie o co mi chodzi?
Albo czy zdarzało się Wam przyłapać samych siebie na takich oto drobiazgach:
* nie bierz tych filiżanek, to droga porcelana...
* te sztućce przeznaczamy na specjalne okazje...
* wisiorek od męża zakładam tylko na wielkie wyjścia...
* w tych butach nie chodzę do pracy, były bardzo drogie, szkoda ich...
* ta koronkowa bielizna jest tylko na wizyty u lekarza...
* tę butelkę wina zostawiamy dla specjalnych gości...
Liczymy więc, że będzie kiedyś jakaś okazja, jakiś szczególny powód, że nic nie przeszkodzi nam w realizacji naszych planów. Tymczasem życie mamy jedno, zdrowie to jedna wielka niewiadoma, dzieci szybko dorośleją i mają swoje plany, tak różne od naszych priorytetów.
A my? Dochodzimy do punktu, w którym wszystko okazuje się spóźnione: buty wyszły z mody, sukienka jest dawno za ciasna, na wycieczkę marzeń nie stać nas , bo dużo wydajemy na leki, na szydełkowanie lub haft nie pozwalają już oczy, kuzynka, którą mieliśmy odwiedzić już nie żyje.
Miałam kiedyś koleżankę, która marzyła, by zostać pilotem wycieczek. Czekała, aż dzieci skończą studia i się usamodzielnią, potem czekała na emeryturę, bo wymarzony kurs był kosztowny i czasochłonny. Gdy poszła na wcześniejszą emeryturę, bo była taka szansa, okazało się, że zachorowała na nowotwór jelita grubego. Kurs zaczęła mimo to, jakby na przekór, aby nie poddawać się beznadziei.
Zmarła w wieku 52 lat, nie zrealizowawszy swojego marzenia.
Czy warto więc odkładać coś na czarną godzinę, na lepsze czasy, na inną okazję? Życie jest zbyt krótkie, a los potrafi z nas czasem zakpić...
Wychodzi na to, że jestem wielką szczęściarą, bo udało mi się na stare lata zrealizować swoje marzenie. Pisać i wydać to co napisałam. A właściwie to tylko wydać, bo pisałam całe życie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o to odkładanie na czarną godzinę, to nigdy nie odkładałam, po prostu całe życie żyłam i żyję bardzo oszczędnie, więc zawsze coś tam na koncie zostanie...
Pozdrawiam serdecznie.
I dobrze robiłaś, bo pamięć jest ulotna...
UsuńW drugiej kwestii mam podobnie:-)
Dlatego właśnie robię, to co robię:) Do emerytury mogę nie dożyć, a nawet, jak dożyję, to w tym wieku latanie po bagnach może być problematyczne:) PS. Skąd wiedziałaś o tej bieliźnie? Mój lekarz się wygadał? :)))))
OdpowiedzUsuńNie musiał, chyba wszyscy tak mamy :-))))
UsuńStaram się pomału, acz skrupulatnie odhaczać poszczególne punkty z mojej osobistej listy marzeń, bo jak sama trafnie ujęłaś to "kiedyś" może nigdy nie nadejść, więc musi być teraz.
OdpowiedzUsuńOj, a ja listy nie mam, działam na chybił trafił:-)
UsuńNie uwierzysz zapewne- należę do tych, którzy właściwie to nie marzą, a tylko planują. A że jestem osobą mało romantyczną to w chwili planowania bazuję na realiach. Nie mam żadnych zapasów na tzw. czarną godzinę, nie odkładam czegokolwiek na spec-okazje, bo wiem, że mogą się one nigdy nie zdarzyć.Po prostu jestem mieszanką pesymistki i fatalistki, ale mi z tym dobrze się wędruje po świecie.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Każdy ma swój sposób na życie lub próbuje go znaleźć, doświadczenie też robi swoje. Najważniejsze, że dobrze Ci z tym, co masz :-)
UsuńGdy tak sobie czytałam to od razu na myśl przyszła mi moja koleżanka-imienniczka Grażynka. Trochę starsza ode mnie ,pracowała także jako celniczka i pracując w tzw. dziale kadr obiecała ,że mnie "poprowadzi" abym bez kłopotów sprawnie przeszła na emeryturę. Nie zdążyła bo czekając na swoją emeryturę (mogła iść już od 2 lat)a raczej na nagrodę jubileuszową za 40 lat pracy przegrała.....w przeciągu 5 miesięcy już Jej nie było. Postanowiłam,że nie będę czekać na swoją "nagrodę" ,mimo ,że niektórzy uważali ,że źle robię.I tak szczęśliwie jestem już 3 rok na "wolności",staram się spędzać ten czas tak jak lubię.Za bardzo nie wybiegam w "przyszłość" ,nie zbieram na "czarną godzinę" bo szczerze mówiąc widząc jak kruche jest życie i jaki nieprzewidywalny czasami jego "koniec". Słyszałam kilka razy ,że ktoś chciałby wiedzieć dokładnie kiedy umrze....w takich chwilach myślę,że ten ktoś nie wie co mówi....moim zdaniem byłoby to straszne. Wystarczy świadomość,że każdego z nas to czeka.Oj jakoś tak weszłam w ten temat....W każdym razie staram się cieszyć z każdego dnia,a dzisiaj cieszę się także z tego ,że wczoraj udało nam się umyć okna i te świat wokół od razu wygląda "piękniej"...
OdpowiedzUsuńJa raczej nie chciałabym wiedzieć, bo jak powiedziała Nałkowska - rzeczywistość jest do zniesienia, bo jest nie cała wiadoma...
UsuńNawet czyste okna mogą dać trochę radości:-)
Mam wiele rzeczy na specjalne okazje, tyle tylko że ich brak. Na czarną godzinę chętnie coś bym odłożyła, ale mój syn za bardzo lubi pieniądze, by na bieżąco nie znajdował dla nich przeznaczenia. Dlatego cieszę się, że jeszcze mogę wstać z łóżka, przesiąść się na wózek. Koloru czarnego nigdy nie lubiłam, więc staram się nie myśleć o tym, że czarna godzina i dla mnie kiedyś nastanie. Uściski.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię czarnego koloru, a już czarnej godziny i czarnych myśli szczególnie...
UsuńSerdeczności:-)
Ja już wiem, że nie wszystko zdąże. Najpierw temu zaprzeczasz, potem się z tym godzisz. No to korzystam z tego, co jeszcze mam....
OdpowiedzUsuńNikt z nas nie wie, ile wykorzysta w tym życiu, może w następnym?
UsuńAniu, jeśli zdarzyło się coś, co wyczuwam, to przytulam Cię mocno !!!
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńCarpe diem quam minimum credula postero:)
Mamy porcelanę i sztućce, których używamy tylko przy szczególnych okazjach, ale wiąże się to raczej z budowaniem klimatu chwili niż z oszczędzaniem na potem:)
Nie widzę niczego złego w podkreślaniu wyjątkowości jakiegoś życiowego momentu także przy pomocy drobiazgów. Oczywiście - nie robię afery, gdy ktoś weźmie "świąteczny widelec" w dzień powszedni, nie ma zakazu korzystania:)
Innych rzeczy nie chomikuję na bliżej nieokreślone kiedyś:)
Pozdrawiam :)
Wyjątkowe okazje i wyjątkowe drobiazgi ubarwiają nam życie, oby było ich jak najwięcej :-)
UsuńNie na darmo Horacy powiedział "carpe diem". A z mojego podwórka - to wino trzymane na lepszą okazję trochę skwaśniało, a z bielizny z pewnością bardziej ucieszyłby się mąż niż lekarz, ha ha ha.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Z bielizny lub jej braku w ogóle :-)
UsuńŻycie jest przewrotne. Może nas przez długi czas nie zaskakiwać, a przyjedzie moment, w którym to zrobi i udaremni nasze plany. A je lepiej właśnie wcielać w życie, niż przekładać, tylko nie zawsze ma się te możliwości. To takie błędne koło trochę. Odkładamy, bo może się coś nieprzewidzianego zdarzyć, czekamy, bo to nieodpowiedni czas, a ten odpowiedni czas może nie nadejść i zostaniemy sobie z tymi niezrealizowanymi celami.
OdpowiedzUsuńMasz rację, czasami to błędne koło lub labirynt, z którego nie widać wyjścia...
UsuńDwadzieścia lat żyłam z chmurą "czarnej godziny" nad głową. Nie używaj, nie wydaj schowaj, zakop, oszczędzaj... i szczerze mówiąc te wszystkie godziny - jak tak patrzę z perspektywy - były czarne. O czarnych godzinach wiem wszystko:) Dlatego już ich nie ma i nigdy nie będzie :)Porcelana - ta najładniejsza jaką mam - jest używana na codzień bo "codzień" to największe święto - jakie znam . Amen :)
OdpowiedzUsuńI niech tak zostanie, Gabrysiu. Dubeltowo pięknych chwil życzę i żadnych czarnych chmur:-)
UsuńPrzeczytałam i uśmiecham się. Zgadzam się z Tobą, że życie trzeba przeżyć tu i teraz, bo jest zbyt krótkie i potrafi nas zaskakiwać. Nie ma co odkładać na później. Staram się po prostu żyć.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja, bo czas ucieka, a tyle ciekawych rzeczy przed nami, prawda?
UsuńJotko, masz 100 proc. racji. Staram się nie odkładać, zwłaszcza rzeczy - przykład z porcelaną, bielizną mam przerobiony, co znaczy, że takich rzeczy nie odkładam. Ale choć głowa wie, to i tak zostaje pewien margines i palny, że kiedyś... Np. gdy będę na emeryturze to adoptuję pieska. A tak naprawdę chciałabym go już teraz. Tłumaczę sobie, że wtedy nie będzie długo sam w domu, ale czy nie lepiej by mu było samemu u mnie niż w grupie w schronisku?
OdpowiedzUsuńNo widzisz, a ja ciągle sie łapię na tym, że jednak czegoś mi żal, chociaż robię postępy...
UsuńZwierzaki rozmaite przerabiałam, tylko w czasie wyjazdów nie mam z kim zostawić, fakt, że teraz coraz więcej miejsc przyjaznych np. dla psów, ale jak tu jeździć z papugami czy chomikiem?
Och, na pewno każdy z nas to przerabiał, teraz można się pośmiać;)
OdpowiedzUsuńOd kiedy zobaczyłam, że "lepsza sukienka" zrobiła się za ciasna, zmieniłam podejście. Żyję pełnią życia każdego dnia. Napisanie książki też kiedyś odkładałam do czasu na emeryturze. Ale któregoś dnia zdałam sobie sprawę, że wtedy będę starsza, inaczej będę myśleć, a może wcale nie będzie mi się chciało... Nie warto niczego odkładać na kiedyś, niech nas cieszy teraz:)
I bardzo dobrze zrobiłaś, później to nie byłoby to samo:-)
UsuńNo popatrz, a w telewizji co chwila jakiś bank albo firma ubezpieczeniowa grzmi, żeby odkładać i oszczędzać...
OdpowiedzUsuńMyślę, że obie skrajności są złe. Nie można żyć tylko chwilą, w ogóle nie zastanawiać się, co będzie za miesiąc, rok. Z takiego myślenia wziął się m.in. kryzys w 2008 r i wiele osobistych tragedii.
"Mam dziś dobrą pracę i pieniądze" - to pakuję się w kredyt z opłatami na poziomie 2700 miesięcznie, bo żyję tu i teraz!
Tyle że żadna praca nie jest wieczna, a komornik zwykle ma niewiele zrozumienia dla hedonizmu dłużnika...
Druga skrajność też jest bez sensu, bo jutro może nas na ulicy trzasnąć samochód i kiedy skorzystamy z tej bielizny...?
Sztuka życia to sztuka wypośrodkowania.
Bardzo trafnie to podsumowałaś, grunt to nie wpadać ze skrajności w skrajność, jedna powoduje zgorzknienie, druga bezdomność ...
UsuńMam to wszystko już za sobą. I całe szczęście. :) .
OdpowiedzUsuńBrawo, Tereniu, zmierzam Twoimi śladami:-)
UsuńKtoś kiedyś powiedział - Chcesz rozśmieszyć Boga zacznij robić plany...
OdpowiedzUsuńTo prawda, dlatego nie robię dalekosiężnych, ani zbyt kosztownych...
UsuńTo stare bżydowskie przysłowie, przytoczę je w oryginale (jidysz):
Usuń"Men tracht und Gott lacht!".
pardon, lapsus; powinno być: "żydowskie".
UsuńA nie wiedziałem że żydowskie...
UsuńWiele podobnych mądrości od nich zapożyczyliśmy :-)
UsuńWiele razy zdarzało mi się coś odkładać na później - najpierw zrobię to i to, a potem będę miała czas na tamto.
OdpowiedzUsuńKilka rzeczy tez mam takich, których np nie używam, bo mi szkoda.
Czas to zmienić. :-)
Życie ucieka. :-)
Ja cały czas nad tym pracuję...
UsuńNie uznaję "czarnych godzin" - nie czekam na nie .... zresztą jak mam coś zostawiać na później jak ja zawsze chcę już, teraz natychmiast zaraz :) i tak wolę
OdpowiedzUsuńDzięki takim ludziom jak Ty świat idzie naprzód, kochana:-)
UsuńMam teraz temat do przemyślenia...
OdpowiedzUsuńI o to chodzi :-)
UsuńTekst o mnie. Uwielbiam odkładać nie tylko na później, ale i na czarną godzinę, czyli "kiedyś może się przydać". Wprawdzie zbieram tylko ciekawe rzeczy, ale nie jestem pewna, czy komuś moje stare rzeczy się przydadzą.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Ja cały czas łapię na tym, że coś odkładam lub czegoś mi żal, to trudna praca wyzbyć się takich przywarów...
UsuńKtoś kiedyś stwierdził, że:
OdpowiedzUsuń"... Nie sztuka umrzeć i zostawić spadek, sztuką jest umrzeć i zostawić długi ...". ;)
Dawniej to był cynizm, teraz staje się narodowym motto.
Aż tak to nie, jednak rozsądek każe mi używać życia z umiarem :-)
UsuńNajlepiej, jotko, założyć sobie, może nieracjonalnie, że wszystkie czarne godziny mamy już za sobą i... carpe diem!
OdpowiedzUsuńOsobiście nigdy nie byłem skłonny do odkładania czegokolwiek na pzryszłość z oszczędzaniem pieniędzy włącznie.
Wszystkie moje nawet te ekscentryczne zachcianki, o ile się dało, realizowałem na bieżąco.
ściskam i niezmiennie zapraszam
Pierwsze założenie bardzo mi się podoba :-)
UsuńNad realizacją zachcianek ciągle pracuję...
Tak, znam to "potem" z autopsji i chyba udało mi się wygrać z nim walkę. "Potem" może nie być.
OdpowiedzUsuńAle niebezpieczny jest także styl życia: "wszystko od razu i natychmiast". Najczęściej na kredyt.
Kredytów jak ognia unikam, co najwyżej jakieś raty... lubię spać spokojnie :-)
UsuńJa też ☺
UsuńTrudna sprawa to "odkładanie na później". Myślę, że jest to strach przed podjęciem wyzwania, zmiany w życiu, spróbowania czegoś nowego...teraz takie modne stwierdzenie krąży: wyjdź spoza swoją strefę komfortu. I jest to prawda, bo jak wiecznie będzie skuleni w kącie to nic nie zobaczymy, niczego nie spróbujemy, niczego się nie nauczymy.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony - prosto pisać - gorzej wcielić w życie ;) Trudno jest wziąć życie za rogi bo wymaga to czasem wielu poświęceń.
Pozdrawiam!
Fajna nazwa: własna strefa komfortu, coś w tym jest, że w takiej strefie czujemy się bezpiecznie, ale czasami warto zaryzykować...
UsuńJa mam odwrotnie - zawsze mówię, że będą rozsądna, bardziej systematyczna od jutra. I nigdy nie odkładam na później picia z pięknej porcelany. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńPodobno nie tyle ważne co się pije, ile z czego się pije :-)
UsuńUważam, że trzeba żyć tu i teraz, a nie jak mówią niektórzy - czekać na "życie wieczne".
OdpowiedzUsuńTo podobnie jak ja :-)
UsuńZgadzam się, nie warto chować ładnych rzeczy po kątach, odkładać spraw na lepsze czasy. Trzeba korzystać, działać. Zauważyłam, ze pokolenie naszych rodziców, pewnie przez siermiężne czasy, w jakich przyszło im żyć (kiedy byli w kwiecie wieku) uwielbia takie manewry. Moja mama, prawie siedemdziesięcioletnia kobieta, ciągle trzyma ładne narzuty na łóżka w szafie, a używa jakichś wyblakłych staroci z gryzącej wełny. Kiedy założyłam na ozdobne poduszki nowe poszewki, ta przyglądała się mojemu dziełu dziwnym wzrokiem. Co? zapytałam. Takie ładne, szkoda... usłyszałam odpowiedź. Tak, siermiężne lata to nic dobrego. Obyśmy nigdy nie musieli ich przeżywać.
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że to ma związek z czasami, gdy wszystko sie oszczędzało, przerabiało, kombinowało, bo musiało starczyć na długo. Nasze dzieci już żyją inaczej i czasami to one pokazuję nam inną drogę...
UsuńOstatnio używam tego, co w młodszych nagromadziłam. I wręcz pozbywam się wielu przedmiotów. Przeprowadzka na wieś była takim momentem remanentów. Sporo rzeczy zostawiłam w mieście synowi i synowej (tylko to, co chcieli zatrzymać). Nie warto dusić się nadmiarem rzeczy. Przecież i tak wszyscy bogaci czy biedni "pójdziemy boso".
OdpowiedzUsuńTo prawda, w pewnych okresach życia robi się porządki i bardziej cenimy sobie upływający czas...
UsuńWszystko już chyba zostało napisane w komentarzach. Pewnie najrozsądniej żyć tu i teraz, ale nie zaniedbywać przyszłości, tylko coś tam jednak odłożyć, w czymś się zabezpieczyć. Tylko nie myśleć dogmatycznie, że zabezpieczenie, to na emeryturę, bo może przydać się w innym czasie. Ja tak miałem - zacząłem wiele lat temu odkładać na jakiś fundusz emerytalny, aż przyszedł naprawdę kiepski czas finansowo, a ja nadal na ten fundusz odkładałem. Dopiero gdy zrobiło się naprawdę tragicznie poszedłem po rozum do głowy, wyciągnąłem wszystkie pieniądze (oczywiście ze stratą) i one mnie uratowały na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony widzę ludzi przezornych, jak moi rodzice, którzy odłożyli na czarną godzinę i teraz mają na leki i lekarzy, z drugiej znam kilka "niebieskich ptaków", którzy żyli na zasadzie "jakoś to będzie" i chociaż wielu wieszczyło im marny koniec, na razie nic im nie jest. Chyba bardzo dużo zależy od charakteru. Jedne musi chociaż coś oszczędzić, inny żyje na luzie...
Oszczędne życie nie musi oznaczać całkowitej ascezy, chodzi o to chyba, żeby umiarkowanie korzystać z pewnych przyjemności, zrobić czasem coś dla siebie, ale nie żyć na kredyt.
Usuń