Dwie niby różne książki, ale w każdej z nich znajdziecie refleksje na temat życia , wnikliwe obserwacje współczesnego świata oraz próby odpowiedzi na pytania, które wszyscy sobie zadajemy, a wszystko potraktowane z lekkością i humorem.
Pierwsza to felietony Krzysztofa Daukszewicza, pisane przez kilka lat do pisma ŁOWIEC POLSKI, sowicie okraszone świetnymi anegdotami, druga to rozmowy mnicha z tynieckiego klasztoru z przedstawicielami mediów: Marcinem Prokopem, Anną Dymną, Krzysztofem Skórzyńskim i innymi.
Chociaż Daukszewicz pisał felietony dla pisma łowieckiego, to jego obserwacje dotyczące sytuacji i ludzi są uniwersalne, a i dystans do samego siebie, specyficzne poczucie humoru są niezwykłe, nie każdy tak potrafi śmiać się z siebie.
Na dowód przytoczę dwie anegdoty:
Kompromis:
Synek pyta tatę co to jest kompromis. Niełatwo dziecku to wytłumaczyć, więc ojciec posłużył się przykładem. Wyobraź sobie, że musimy kupić auto, bo stare się rozsypuje, ale mama chce nowe futro, bo stare też się rozsypuje. Po wielu negocjacjach w kuchni, restauracji i sypialni ustaliliśmy, że kupimy nowe futro, które będziemy trzymać w garażu.
Wyprawa:
Daukszewicz przed kolejnym wyjściem do lasu wybiera długo koszulę przed lustrem, bo podczas ostatniego spaceru został skrytykowany przez przygodnych piknikowiczów, że wygląda jak łajza.
Żona pyta:
- co ty robisz o 5 rano przed lustrem?
- wybieram koszulę
- a na jaką okazję?
- wybieram się na sarny, na polowanie...
- a jak ta twoja sarna ma na imię?
Bohaterem drugiej książki jest ojciec Leon Knabit z klasztoru benedyktynów w Tyńcu. W rozmowach ze swoimi gośćmi porusza zwykłe i niecodzienne tematy, refleksje o życiu i duchowości przeplatają się z anegdotami, których zakonnik zna wiele, bo i życie miał bardzo bogate i znał osobiście wielu ciekawych ludzi. Osoba ojca Leona nie jest dominującą w rozmowach, nie wciska on wszędzie swoich mądrości, nie odwołuje sie do dogmatów wiary, jest jakby katalizatorem tematów, umiejętnie podsuwa jakąś myśl, jakieś podsumowanie, nie moralizuje, nie ocenia.
Wyczuwa się zarówno wielkie doświadczenie życiowe, ale i empatię, zrozumienie dla wad i rozterek zwykłego człowieka.
Odwiedza go w Tyńcu wiele osób, niektórzy dla mądrej rozmowy, inni dla wyciszenia w murach klasztornych, jeszcze inni zapraszają do siebie, bo ojciec Leon chętnie podróżuje...
On sam wydaje się osobą, z którymi wielu z nas chętnie przebywa. W rozmowie z Anną Dymną pojawił się taki wątek. Bywają bowiem osoby, których obecność działa na nas jak balsam, w dodatku nie oczekujemy nawet jakiejś konkretnej z nią rozmowy, wystarcza nam wspólne milczenie, które więcej znaczy i więcej daje, niż lektura czy dialog z innym człowiekiem. I nawet nie potrafimy sprecyzować, na czym ten fenomen polega...
Są ludzie, których unikamy jak ognia, bo działają na nas destrukcyjnie, wprowadzają w naszej psychice jakiś chaos i są ludzie, których obecność w naszym życiu, nawet na odległość wprowadza w sercu i głowie jakiś ład.
Wielkie to szczęście spotkać kogoś takiego na swej drodze, nie uważacie?
Podobnie jak Ty uważam, że za mało piszemy o tych, których warto słuchać i naśladować, zamiast oburzać się na arogantów i dyletantów. Uderzam się i we własne piersi. To nic, że zło jest bardziej hałaśliwe - należy zrobić więcej hałasu wokół dobra, a tego wcale nie jest mniej, raczej wprost przeciwnie.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie, że trzeba więcej pisać i mówić o pozytywnych przykładach, jest tylu ciekawych i wartościowych ludzi wokół.
UsuńJakos nie moje klimaty...z reszta, dniowki mam, nie mam kiedy czytac i to jest jakas tragedia :/ ja to jednak uwielbiam nocki bo mam wtedy kiedy czytac <3 a zapas fantastyki czeka ^^
OdpowiedzUsuńTo odwrotnie niż ja, w nocy lubię spać, a najlepiej czyta mi się w dni wolne, z wypoczętym umysłem...
UsuńNie kojarzyłem Dauszkiewicza z myślistwem. Kiedyś lubiłem, humor który on obecnie prezentuje, trąci troszkę myszką, są to z reguły jego wersje dość znanych anegdot.
OdpowiedzUsuńOjca Knabita chyba można posłuchać, jest taki cykl "Sekrety Mnichów". Nie wiemy czy to to kiedyś oglądałem w TV, czy jakiś inny reportaż o nim, w pierwszej chwili nie skojarzyłem tego nazwiska, ale jak zaczęłaś trochę o nim opowiadać to mi się przypomniał.
Bardzo mądry człowiek, ale nie przemądrzały, nie wywyższający się, skromny, ale podążający za światem współczesnym...
UsuńJak ta twoja sarna ma na imię xD xD. Lubię słuchać lub czytać takie anegdotki. Fajne propozycje czytelnicze. Osobiście bardzo sobie cenię osoby, z którymi mogę zwyczajnie pomilczeć. Milczenie jest takim ukojeniem dla duszy, zresztą poprzez milczenie też można się porozumiewać. Jeśli ktoś ma stałą potrzebę mówienia, to zwykle uciekam od takich osób, bo mnie to w pewnym momencie wykańcza.
OdpowiedzUsuńOsoby, które mówią dla samego mówienia, bo nie lubią ciszy bywają męczące, ale może tym gadaniem chcą coś zagłuszyć?
UsuńWłaśnie też pomyślałam o tym, że mają jakiś problem ze sobą.
UsuńK.Daukszewicz i ojciec L.Knabit to dwaj osobnicy nieustannie zarażający optymizmem, dobrym humorem i dzielący się dobrym słowem. Generalnie należy wyrazić ubolewanie, że współcześnie tyle czasu i uwagi poświęca się głupocie. A mądrość i ludzie naprawdę inteligentni mający wiele do przekazania żyją poza głównym nurtem .
OdpowiedzUsuńMówi się, że dobroć i skromność są mało medialne, ale ja już tą medialnością jestem niekiedy zmęczona...
UsuńUwielbiam ludzi z poczuciem humoru, a tych co potrafią śmiać się z siebie jeszcze bardziej. Z ludźmi uduchowionymi mogłabym przebywać 24 na dobę:)Ich aury pięknie promieniują i człowiek wspaniale się czuje w takim towarzystwie:)
OdpowiedzUsuńMoże dlatego, że takie osoby po prostu potrafią też słuchać?
UsuńOsoby , o których tu wspominasz Asiu są mi znane.Daukszewicza to raczej znam z programów w telewizji. Natomiast czytałam "Tajemnice zakonu" właśnie Ojca (Leon Knabit) z klasztoru w Tyńcu.Już same wypowiedzi ojca Leona pokazały mi ,że rzeczywiście rozmowa ,bycie obok może być balsamem, czymś co przynosi "dobre myśli",optymizm....A są i takie osoby ,przed którymi bardzo chętnie przechodzilibyśmy na drugą stronę ulicy.Czasami nie doceniamy tych ...z "balsamem",przyznaję się także do tego.
OdpowiedzUsuńTaka osobą była moja babcia Stefania, wystarczyło u niej w kuchni posiedzieć, wypić herbatkę...
UsuńLudzie pogodni i z poczuciem humoru, to skarb (chociaż czasem się okazuje, że te żarty z samego siebie, to rozpaczliwa ucieczka przed depresją). Lubię ludzi stabilnych emocjonalnie, w ich towarzystwie odpoczywam i czuję się swobodnie. Nawet jeśli nie tryskają humorem :)
OdpowiedzUsuńCzasem tzw. dusza towarzystwa bywa męcząca, a zawodowi klauni płaczą w środku, w głębi duszy. Nie zawsze oczekujemy by nas zabawiano, prawda?
UsuńDaukszewicza lubię. Może będzie jego książka w "mojej" bibliotece?
OdpowiedzUsuńJeśli znajdziesz, to na pewno lektura poprawi Ci humor:-)
UsuńFelietony Daukszewicza znam doskonale, gdyż w pracy prenumeruję Łowca. Co prawda nie wszystko mi się podoba, ale że to Krajan, to mu wybaczam:))) Nie znam natomiast Ojca Leona, ale po Twojej recenzji i zobaczeniu okładki chyba kupię tę książkę :))
OdpowiedzUsuńOjciec Leon powołuje sie często na Tischnera, to podobna osobowość.
UsuńNajbardziej spodobał mi się właśnie sposób prowadzenia rozmów, czy to osoba młoda czy starsza, każdy czuje się równoprawnym partnerem dialogu.
Lepszej rekomendacji nie trzeba :))
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńO ojcu Knabicie wiem niewiele, ale humor Krzysztofa Daukszewicza, mimo, że trochę niedzisiejszy, zawsze jest "na poziomie" :)
To prawda, Jotko, niektórzy ludzie jednym zdaniem potrafią wprowadzić atmosferę wzajemnej niechęci, a inni - samą obecnością ją rozładować. Mój Brat należy do tej drugiej kategorii. Wspaniale się z Nim bywa :)
Pozdrawiam :)
Myślę, że zapis rozmów z mnichem spodobałby Ci się, wydaje się taką ciepłą osobą, a nie zasuszonym zakonnikiem.
UsuńMój Tata bardzo lubił Daukszewicza - mam do niego sentyment...
OdpowiedzUsuńJa lubię też jego komentarze w Szkle kontaktowym...
UsuńNie słyszałam, ale będę śledzić. ;-)
UsuńMnie bardziej od dowcipów Daukszewicza (faktycznie nieco trącących) podoba się sposób w jaki je opowiada.
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba umieć opowiadać, a on to potrafi...
UsuńCo prawda nie czytałam żadnej z tych książek, a nawet więcej, z twórczością Daukszewicza było mi nie po drodze, ale to nic, skomentuję, ponieważ slow life i związaną z tym uważność bardzo cenię. Tu niestety przychodzi smutna refleksja - czasami ciężko być slow. To wcale nie jest takie proste, kiedy żyjemy w jakimś określonym kręgu, gdzie dominują inne wartości. Np. takiemu zakonnikowi pewnie o wiele łatwiej to przychodzi. Ostatecznie, po to się chyba idzie do zakonu... Jednak ważne jest to, że autor nie zamyka się w zakonie przed światem, a daje świadectwo całym sobą, że takie uważne życie jest dobre, a tym samym zachęca do jakiejś refleksji nad codziennością. Inspiruje do dobrej zmiany (jakkolwiek by to nie zabrzmiało, hehe).
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że nawet zakonnicy maja problem i nie wszyscy potrafią wytrwać... w tym przypadku slow life znaczy właściwie zatrzymanie się, by zadumać się o wartościach...
UsuńOd jakiegoś czasu mam subskrybcję takich "perełek" ojca Leona, które przychodzą na adres mailowy. Uważam że jest fantastycznym człowiekiem pełnym dystansu do siebie i do religii, z której niektórzy potrafią zrobić przytłaczającą i ponurą konieczność . Masz racje Asiu ,są ludzie w których ciepłe można naładować baterie i do takich się lgnie, a są ludzie z którymi nie da się dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu, bo masz wrażenie że zabierają nawet tlen. Oczywiście wszystkim nam życzę kontaktów tylko z tymi pierwszymi ❤
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ponura i przytłaczająca konieczność...
UsuńO ojcu Leonie kiedyś słyszałam, ale po raz pierwszy czytałam jego słowa i spodobał mi się sposób prowadzenia rozmowy. Widać, że umie słuchać i zadaje właściwe pytania.
Lubię poczucie humoru pana Daukszewicza. Szczególnie w "szkle kontaktowym". Charakterystyczna ekspresja z jaką wyraża swoje obserwacje potrafi rozbawić do łez. I bardzo lubiłam jego rozmowy z panem hrabią. Może uda mi sie te książke przeczytać
OdpowiedzUsuńJa lubię też jego piosenki, a książka jest zaskakująca, bo wg mnie wcale nie o myślistwie...
UsuńBo humor jest dobry na wszystko.
OdpowiedzUsuńCzasami jest też "ostatnią deską ratunku" i potrafi rozgonić najciemniejsze chmury.
Wszystkiego dobrego Jotko.
Masz rację, często mówimy, że grunt, to mieć dobry humor lub dobry żart tynfa wart :-)
UsuńMądrego zawsze warto posłuchać... bo prawdy życiowe, nawet podane w formie anegdot, są niezwykle cenne.
OdpowiedzUsuńTaka rozmowa może dać więcej, niż wszystkie przeczytane poradniki...
UsuńHyhyhy mój Rodziciel prenumeruje Łowca Polskiego chyba od 20 lat. Więc akurat z twórczością Pana Daukszewicza jestem prawie na bieżąco.
OdpowiedzUsuńA ja nawet nie wiedziałam, że jest takie pismo :-)
UsuńDaukszewicza lubię słuchać, szczególnie z akompaniamentem. Natomiast na spotkaniach z nich byłam dwukrotnie. Zawsze błyszczy humorem i pogodą ducha.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Nie spotkałam go na żywo, ciekawe czy prywatnie też jest duszą towarzystwa czy wręcz przeciwnie...
UsuńCzasami próbują nas otaczać tzw. wampiry energetyczne. Każda rozmowa z nimi kosztuje nas wiele zdrowia...i pozbawienia energii.
OdpowiedzUsuńTo prawda, gorzej gdy nie można uniknąć kontaktu z nimi.
UsuńMój tata był myśliwym (niestety), do wypadku. Teraz ja kupuję mu Łowca żeby sobie przeglądał, ale niewiele z niego zapamiętuje. Nie wiedziałam, że Daukszewicz do niego pisze, wtedy sama bym go najpierw przeleciała (Łowca, nie Daukszewicza):)). Bardzo lubię gościa.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą wciąż zastanawiamy się, która forma jest poprawna. Tu Łowiec Polski, a w kinach Królewna Śnieżka i łowca...
Też się zdziwiłam: łowca czy łowiec...ale sprawdziłam w słowniku j.polskiego i powinno byc łowiec.
UsuńOjca Leona cenię bardzo. Kiedyś moja mama się z nim przyjaźniła. Leon Knabit należy do tego wymierającego pokolenia wspaniałych księży jak Tischner czy ksiądz Twardowski. Imponuje mi, że ojciec Leon jest blogerem i nawet był prelegentem na Bolg Forum Gdańsk - dwa lub trzy lata temu.
OdpowiedzUsuńNo popatrz, jaki ten świat jest mały. Szkoda, że wśród duchownych mało jest takich osób lub mało się o nich mówi.
UsuńMasz rację - wielkie to szczęście spotkać na drodze kogoś, kto swoją obecnością dużo daje. Ale jak to w życiu bywa, innego typu osobniki też się pojawiają i dzięki nim doceniamy tych te lepsze osoby, które są wokół nas :)
OdpowiedzUsuńNo tak, coś w tym jest. na podobnej zasadzie nie docenialibyśmy urlopu, gdyby nie praca zawodowa...
Usuń