środa, 1 marca 2017
Anegdoty o muzykach...
Gdy słońce świeci, a w powietrzu czuć zapach wiosny- dusza w nas śpiewa, to dobry pretekst by rozweselić się anegdotami o znanych muzykach.
Zebrałam dla Was kilka humorystycznych opowieści z malutkiej książeczki PLOTKI Z PIĘCIOLINII.
1. Przyjaciel pyta Schuberta czemu jest taki zmartwiony? Ten odpowiada, że zgubił okulary. Na to gość, że koniecznie trzeba ich poszukać. Ale bez okularów ich nie znajdę i w tym cały problem, odpowiedział kompozytor..
2. Brat Beethovena, Jan przywiązywał wielką wagę do posiadania majątku. Na nowy rok wysłał kompozytorowi życzenia podpisując się:
Johann Beethoven - właściciel ziemski. Na co kompozytor odpowiedział podpisując się: Ludwig van Beethoven – właściciel rozumu.
3. Jeden z krytyków zapytał wiekowego już Liszta dlaczego nie pisze wspomnień. Ten odpowiedział, że życie zajmuje mu tyle czasu, że na pisanie wspomnień już go nie starcza .
4. Czy nie zechciałaby pani nauczyć się moich pieśni? – zwrócił się Kazimierz Wiłkomirski do pewnej śpiewaczki. Ależ ja wykonuję pańskie utwory na koncertach, odpowiedziała urażona. Właśnie dlatego proszę by się ich pani wreszcie nauczyła...
5. Leo Slezak wytargował od pewnego dyrektora teatru bardzo korzystny kontrakt. Wręczając mu dokument dyrektor powiedział: nie jest pan taki głupi na jakiego wygląda.
- Czego nie mogę powiedzieć o panu, odpowiedział słynny tenor.
6. Gdy Piotr Czajkowski postanowił ostatecznie porzucić pracę w ministerstwie sprawiedliwości i wstąpić do konserwatorium w Petersburgu, jego dziadek gderał: oj, Pietia, Pietia – zamieniłeś prawo na dudy, co za wstyd!
7. Pewien koneser win zaprosił Brahmsa do swojej piwnicy na degustację. Podając kieliszek gościowi rzekł: oto Brahms mojej piwnicy. Kompozytor posmakował, obejrzał kolor i rzekł: podaj pan lepiej Beethovena...
8. Anton Bruckner był bardzo nieśmiały i małomówny w towarzystwie kobiet. Gdy posadzono go na przyjęciu obok pięknej niewiasty, ta rzekła: mistrzu, na pana cześć włożyłam swą najładniejszą suknię. Jeśli o mnie chodzi, to mogła pani na siebie nic nie wkładać...
9. Jedna z wielbicielek Toscaniniego zwróciła się doń po koncercie: dziś znów udowodnił pan, że ma nadal 20-letnie serce. To dlatego, łaskawa pani, że dawno już nie robię z niego użytku, odpowiedział sędziwy artysta.
10. Verdi został zaproszony przez jakiś prowincjonalny teatr do poprowadzenia Traviaty. Orkiestra była przygotowana, maestro miał udzielić ostatnich wskazówek, próba rozpoczęła się i w pewnym momencie Verdi zapytał: wszystko bardzo ładnie, tylko proszę mi powiedzieć czyja to muzyka?
Na koniec anegdota z życia i nie tyle o muzykach, co o wizycie w operze. Jako licealistka pojechałam z klasą na spektakl operowy do Poznania. Nie za bardzo wiedzieliśmy na jaką operę jedziemy. Internetu wtedy nie było, znawcami nie byliśmy, a okazało się, że występuje zespół śpiewaków z Węgier. Nie rozumiałam o czym śpiewają, niewiele pamiętam, zresztą w wieku kilkunastu lat bardziej interesowały mnie inne atrakcje wyjazdu, poza tym spektakl operowy późnym wieczorem po zwiedzaniu miasta to nie był dobry pomysł...w dodatku w drodze powrotnej zepsuł się nasz autokar i czekaliśmy w nocy gdzieś w polu na przysłanie innego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mam tak jak Liszt- życie zajmuje mi tyle czasu, że pisać, ba!, nawet czytać nie mam kiedy.
OdpowiedzUsuńCi węgierscy śpiewacy chyba śpiewali po włosku? Z moich doświadczeń wynika, że pieśni operowe są niezrozumiałe w jakimkolwiek języku.
Sęk w tym, że śpiewali po węgiersku, niestety :-) Ale masz rację, czasami arie trudno zrozumieć nawet po polsku, jeśli nie znało sie wcześniej słów.
UsuńOpera plus język węgierski - to już brzmi jak anegdota 😀
OdpowiedzUsuńW dodatku nie znałam libretta, ale kostiumy bardzo mi się podobały:-)
UsuńDziadka Czajkowskiego to bym raczej nie cytowała - brzmi co najmniej dwuznacznie :)
OdpowiedzUsuńAle masz trafne skojarzenie, nie wpadłam na to!
UsuńMuzycy stanowią wdzięczny temat do żartów:), najwyraźniej. Dziś w operach wyświetla się treść libretta... jako nastolatka tez bym węgierskich muzyków nie doceniła:)
OdpowiedzUsuńDziś z librettem i innymi szczegółami można zapoznać się wcześniej lub mają w teatrach multimedialne udogodnienia. Właśnie nie wiem czemu oni nie śpiewali po włosku?
UsuńNie wiem czemu, ale z reguły wycieczki szkolne zawsze mają jakieś "kolce". My w podstawówce byliśmy na wycieczce w Krakowie i Oświęcimiu. W Krakowie okazało się, że na ten sam termin zabukowano nocleg dla dwóch szkół i w efekcie dwie klasy czyli ok. 70 osób + opiekunowie spaliśmy w jednej sali. Spaliśmy to za dużo powiedziane- całą noc latały w powietrzu plecaki, buty, części garderoby a porykiwania nauczycielek o spokój i uporczywe zapalanie przez nie światła niewiele pomogło.
OdpowiedzUsuńPowrót też był interesujący, bo mieliśmy trasę "łamaną"-
pierwsza przesiadka w Katowicach, druga w Częstochowie, trzecia, już w nocy w Kutnie. Do Warszawy dojechaliśmy o czwartej nad ranem i część dzieciaków włóczyła się po mieście do rana.
A anegdotki bardzo miłe.
Miłego;)
Nie tylko szkolne bywają pechowe, to zależy od przewoźnika i często biura podróży nie mają własnego taboru tylko wynajmują...albo organizator oszczędza na noclegach lub obiadach. Dlatego nie lubię wycieczek zorganizowanych...
UsuńWśród tysięcy dowcipów jakie snują się po sieci znalazłem jeden, który opisuje relacje muzyka z widownią. Oto on:
OdpowiedzUsuń"... Wybitny skrzypek angielski Karol Esser (1736-83) swoją sławę zawdzięcza osobliwemu wydarzeniu. Już na swym pierwszym koncercie został wygwizdany. Nie tracąc pewności siebie, Esser przeczekał chwilkę, po czym odłożył smyczek i następny utwór odegrał szarpiąc struny, przy tym gwiżdżąc melodię. Wprawiło to publiczność w takie zdumienie, że gdy skończył grać, rozległy się gromkie brawa. Wtedy Esser skłonił się nisko i rzekł:
- Zdawało mi się, że upodobania szanownych państwa idą raczej w kierunku gwizdania aniżeli gry na skrzypcach. Słusznie pomyślałem więc, że jeśli następny utwór zagwiżdżę, będziecie państwo zadowoleni! ..."
Dzięki za wzbogacenie kolekcji, takie sytuacje jak w Twoim dowcipie mogłyby i dziś się zdarzyć, tylko nie jestem pewna czy publika zareagowałaby odpowiednio do sytuacji na końcu...
Usuńwszelakiej maści artyści lubią opowiadać lub by o nich opowiadano jakieś dykteryjki ... :) Fajny wpis ~jotko :)
OdpowiedzUsuńMój pierwszy kontakt z operą też zawdzięczam szkolnej wycieczce w czasach licealnych ... i to oczarowanie zostało mi do dziś :)
A mnie oczarował teatr pantomimy Tomaszewskiego SEN NOCY LETNIEJ...
UsuńLubię czytać anegdoty o artystach ;) Szczególnie spodobała mi się druga historia :) Co do wyjazdów - w liceum moja klasa wybrała się na wycieczkę do teatru. Przybyliśmy na miejsce spóźnieni, bo w autokarze podczas jazdy pękła opona...
OdpowiedzUsuńTakie zbiorowe wyjazdy często obfitują w niemiłe niespodzianki, dlatego wolę wyjazdy indywidualne.
Usuń"życie zajmuje mu tyle czasu, że na pisanie wspomnień już go nie starcza" czasem mam tak samo. żałuję :)
OdpowiedzUsuńMasz po prostu inne priorytety, każdy okres w życiu ma swoje prawa.
Usuń3,4 i 8 - najlepsze ;D. Popsute autobusy to zmora, no ale rzeczy są rzeczami, mają to do siebie, że się psują, człowiek za to choruje... Z drugiej strony to też jakaś przygoda, bo zepsuł się podczas wycieczki i w dodatku w nocy.
OdpowiedzUsuńWtedy odbieraliśmy to jako kolejną przygodę, dziś nie byłabym zachwycona...
UsuńNajbardziej podobała mi się z Beethovenem. :-)
OdpowiedzUsuńA zepsuty autobus to makabra dla wycieczkowiczów, ale i dla opiekunów grupy również.
Na szczęście autobus dotarł i bezpiecznie wróciliście. :-)
To fakt, chcieliśmy nawet wywalczyć zwolnienie z pierwszych lekcji, bo wróciliśmy późno, ale nie udało się...
UsuńGdyby tak choć raz na jakiś czas, zaszokować kogoś swoją ciętą ripostą ;) Słowa Leo " czego nie mogę powiedzieć o panu" muszę zapamiętać i stosować w odpowiedniej chwili :)
OdpowiedzUsuńJa niestety też nie jestem mistrzynią riposty, czasami wymyślę coś po czasie...ale to nie to samo :-(
UsuńFajne anegtotki :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się :-)
UsuńŚwietny wpis! Bardzo przyjemne anegdoty - poprawiły mi humor. :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie ta pierwsza anegdota, bo ostatnio szukałam swoich okularów ponad kwadrans.. Tak to jest jak odłożę okulary w inne miejsce niż zazwyczaj, a potem dosłownie skanuję pokój w ich poszukiwaniu. A gdy w pokoju ich nie ma.. Cóż - jest jeszcze tyle pomieszczeń w domu. :)
Pozdrawiam serdecznie, M.
Biega, szuka pan Hilary, gdzie są moje okulary?
UsuńEch, zasłuchałem się w tę wypowiedź Brucknera... wypowiedział sie całkiem do rzeczy :-)
OdpowiedzUsuńNawet znam jednego pana, który powiedziałby podobnie...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńAnegdotki na poprawę nastroju wybrałaś świetne :)
Pamiętam opowieść Ewy Bem o pierwszej podróży za ocean, podczas której w jakiejś budce natknęli się na hot dog o tajemniczej nazwie "Gitarra". Któryś z muzyków go zamówił. Ponoć buła była tak naładowana, że kiedy ją ugryzł, z drugiej strony wszystko wyciekło. Gość odruchowo chwycił bułę w lewą rękę i wyciągnął ją w bok, a prawą próbował oczyścić ubranie ruchem - jak się domyślasz - charakterystycznym :)
Poczucie humoru sprzedawcy hot dogów nie do przecenienia.
Pozdrawiam :)
Świetne, faktycznie dobrze skojarzone, ciekawe czy klient był rozbawiony?
UsuńBardzo ciekawy wpis:) Nie znałam tych anegdot z życia muzyków:) Pozdrawiam wiosennie;)
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że czasami warto się pośmiać...
UsuńSześć lat szkoły muzycznej, niezliczone ilosci zajęć teoretycznych od audycji muzycznych po kształcenie słuchu i ani jednej anegdotki nam nie sprzedali. Oj niedobrze... Pójdę z reklamacją.
OdpowiedzUsuńTaka swojska twarz muzyki poważnej :-)
UsuńA myślałem, że to tylko ja mam kłopot z okularami, a tu okazuje się, że jestem w wielce doborowym towarzystwie:))) Twoja opowieść o węgierskich śpiewakach przypomniała mi historię mojego kolegi, który będąc członkiem jakiejś ważnej delegacji na Białoruś ostał zaproszony na występ baletowy. Kolega rzeczonej formy sztuki nie cierpi, ale kazali, to poszedł. Przyznał potem, że pod koniec trzeciej godziny przedstawienia, zaczął poważnie myśleć o samouduszeniu się krawatem:))
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że i w przybytkach kultury można przeżywać mrożące krew w żyłach przygody :-)
UsuńBardzo ciekawe te anegdoty.Ale przy okazji-co do opery to nie jestem zbytnią zwolenniczką ani koneserką.W czasach licealnych jak pamiętam jeździłam z klasą do kina (najbardziej utkwiła mi w pamięci "Anna Karenina") i do teatru -na wspaniałe sztuki Zapolskiej ,Fredry....W operze nigdy nie byłam ,jak byłam ostatnio w W-wie moja córka chciała mnie zaprosić -wybrałam,że może to być operetka (ale nie zmartwiłam się gdy okazało się ,ze nie jest to możliwe w tamtym czasie).Za to byłam na musicalu Mamma mia,w teatrze na komedii i w kinie...czyli na jakiś czas "ukulturalniona" zostałam.Pozdrawiam Cię Asiu i przy okazji cieszę się ,że zaglądając tu wcześniej myślę..."co ta Asia dzisiaj wymyśli..?"
OdpowiedzUsuńCieszę się Grażynko, że podobało Ci się. Wyszukując te ciekawostki sama się dobrze bawiłam, chociaż książeczka mała i druk męczący dla oczu.
UsuńŚwietne anegdotki, sama pewnie bym się na nie nie natknęła. Najbardziej spodobała mi się pierwsza - znajomy problem poszukiwania okularów. :)
OdpowiedzUsuńKsiążeczkę z anegdotami wygrzebałam gdzieś na półce, niechaj ma nowe życie...
UsuńPrzyjemne w odbiorze anegdotki, wielcy ludzie zwykle zostawiają po takie sobie. A ja z muzyka poważna bardzo długo miałam zupełnie na bakier, dopiero w tym roku odkryłam orkiestrę pod batutą Andre Rieu, który muzykę poważną przedstawia w sposób dla mnie lekkostrawny. Zauważyłam, że słucham ich z prawdziwą przyjemnością :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie tylko fajnie się słucha, ale i ogląda, mam płytę i mogę słuchać w dogodnym czasie.
UsuńNajbardziej podobał mi się dowcip o Beethovenie. Jak widać dawniej bardziej ceniono rozum niż pieniądze.
OdpowiedzUsuńNo pewnie nie wszyscy, ale nie brakowało mądrych ludzi :-)
UsuńAsiu super anegdotki. Najbardziej podobała mnie się 1 i 8 .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :) .
Czasami dobrze poczytać coś na poprawę nastroju :-)
UsuńTrzeba od czasu do czasu uśmiechnąć się, aby życie nie przytroczyło do podłogi.
OdpowiedzUsuńKapela zebrała się na próbę, tylko jeszcze gitarzysty brakuje. Czekają, czekają, w końcu wpada gitarzysta z dwiema butelkami wódki.
– Co ty?! Z alkoholem na próbę?!
– Nie, z gitarą na popijawę!
Sprytne! Koleżanka opowiedziała mi dziś dowcip z życia - na lekcji muzyki mówiła o Chopinie, że jego serce znajduje sie w Warszawie, a uczeń zapytał: czy to serce jeszcze bije?
UsuńPozdrawiam wiosennie:-)
Ja nie przepadam za muzyką poważną i nie jestem znawcą, ale anegdoty świetne - od razu humor mi się poprawił:)
OdpowiedzUsuńTaki był zamiar, anegdoty są dobre na każdą okazję :-)
UsuńPodoba mi się ta zamiana prawa na dudę;-)
OdpowiedzUsuńW anegdocie też mi się podoba, w realu już nie bardzo :-)
UsuńCiekawe anegdoty.:) Leo Slezak był odważny wypowiadając swoje słowa. Widocznie był szczery do bólu.;)
OdpowiedzUsuńCo do wycieczek - zawsze uważałam, że były nudne. Pomijając wyjazd w góry. Ale wraz z upływem lat, zmienia się punkt widzenia, dojrzewa się do pewnych rzeczy i inaczej odbiera się to, co wydawało się być mało interesujące.
Poza tym , w wieku 17-18 lat inne rzeczy i sytuacje wydają się fascynujące, niż 30 lat później...
UsuńJa do Twoich anegdot mam cytat Hetfielda, wokalisty Metalliki: "Kiedyś w San Francisco i w Los Angeles obrzucono nas butami. Nie wiem dlaczego? Może chcieli w ten sposób powiedzieć: „Kolesie, jesteście świetni. Macie za to nasze buty!” No ale potem musieli iść boso do domu?". To jest przykład wiary w swoje możliwości.
OdpowiedzUsuńSytuacja z okularami trafia mi sie bardzo często...
Ciepełka
Martyna
Przykład wiary w siebie na pewno, bo w niektórych kulturach obrzucanie butami oznacza obelgę...
UsuńBardzo lubię ciekawostki i różne anegdoty :) Druga ujęła mnie chyba najbardziej :D
OdpowiedzUsuńW takim razie cieszę się:-)
Usuń