Poszliśmy na zakupy, bo w lodówce światło i w drodze powrotnej mąż nabrał ochoty na mały kubełek z KFC.
Czemu nie, raz do roku można.
Przed wejściem widzimy dwie młode mamy z piątką dzieci w sumie, pchały dwa wózki z maluchami.
Do lokalu dwoje drzwi, mąż trzyma zewnętrzne, ja wewnętrzne, by towarzystwo mogło bezpiecznie przejść, taki odruch.
Mamuśki z dziećmi przeszły, ani dzień dobry, ani dziękuję...
Szczegół, nie jestem drobiazgowa.
Mąż tylko zwrócił uwagę, że panie ubrane jak na plażę lub do siłowni, a tatuaży miały tyle, że wystawę grafiki można by z ich udziałem zorganizować na miejscu.
Zamówiliśmy nasz kubełek, zajęliśmy miejsce.
Panie z dziećmi także zamówiły (trochę to trwało) i zaczął się spektakl. Najpierw przywołały obsługę, by dostawiono specjalne krzesełka dla dzieci i je w nich posadzono, po uprzednim umyciu krzesełek oczywiście.
Jedna z mam odebrała zamówione kubełki, frytki i kubki z napojami. Druga zaczęła rozdawać dzieciom jedzenie. Zdziwiłam się, że tak małe dzieci dostają frytki i colę, ale co mi tam.
Rajwach przy stoliku był straszny, frytki fruwały, kubki z colą przewracały się, ale przecież dolewać można do woli.
Spadały różne przedmioty, a to butelka, a to zabawka, ktoś z klientów próbował podnosić, ale ile można?
Mamusie dobrze się bawiły, gadały przez telefony, podziwiały wzajemnie paznokcie i nowe tatuaże, dzieci testowały cierpliwość pana z obsługi, starszego emeryta, który zapewne dorabiał w lokalu do skromnej emerytury.
Na szczęście zjedliśmy szybko nasz mały kubełek kurczaka na ostro i małe frytki i mogliśmy wyjść na zewnątrz.
Coraz trudniej znaleźć spokojne miejsca, coraz trudniej o cierpliwość.
Już mi żal "pana z obsługi, starszego emeryta, który zapewne dorabiał w lokalu do skromnej emerytury..." na co mu przyszło na stare lata???
OdpowiedzUsuńZnosić fanaberie małolata. Skąd u niego tyle cierpliwości?? Wytrzymaliście tylko "mały kubełek kurczaka na ostro i małe frytki..." zaś on musi trwać na posterunku długo,długo dłużej...
Nie chciałabym być na jego miejscu; o NIE !
Ja też nie, tym bardziej, że niektórzy traktują obsługę jak niewolników.
UsuńHa, ha, ha, skąd ja to znam? Unikam jak ognia takiej knajpy, gdy widzę akurat rodzinkę z małymi dziećmi (jeszcze nic nie musi się dziać). Gdy mnie najdą, szybko znikam, rejwach źle wpływa na mój proces trawienia.
OdpowiedzUsuńNa mój też, tym bardziej, że hałasu mam dość w pracy...
UsuńNo, teraz wystarczy narodzić dziecioków, żeby poczuć się damą :) Matki Polki , kurna.
OdpowiedzUsuńRośnie nam nowa arystokracja, a wiadomo, że "szlachta nie pracuje" :) Te maluchy to do końca swoich dni będą na zasiłkach.
Istnieje taka obawa, bo innego życia nie poznają, wiele z tych mam nie pracuje zawodowo, tatusiowie często także nie, za to wymagania mają spore...
UsuńA teraz, Jotko, pewnie się nieco zjeżysz - ale dla mnie gorsza od takiej rodzinki bywa szkolna wycieczka. Ze względu na charakter pracy bywam skazana na kawę przy autostradach czy innych głównych trasach dosyć często. MacDonalds czy KFC daje nadzieję na znośną kawę i czystą toaletę. Chyba, że akurat podjechał autokar z dziatwą szkolną... sama przez lata byłam po tej drugiej stronie, w tym autokarze, ale teraz obserwuję to zjawisko i włos mi sie jeży, co dzieciaki potrafią wymyśleć. I tylko raz, ze dwa-trzy tygodnie temu, widziałam niezwykle sprawne panie, idealnie tymi dziećmi kierujące, bez krzyku, bez przepychania, spokojnie, same miłe słowa, w tym proszę, przepraszam i dziękuję, usmiechy rozdawane wokół. Czyli się da, nie wiem, czy ja tak umiałabym.
OdpowiedzUsuńA takie "madki", jak opisałaś - cóż, współczuję. Jak mojego męża najdzie na kubełek ( ja mięsa nie jem) to mu zamawiam lub przywożę z trasy do domu:).
Rozumiem to doskonale, mało to razy wstydziłam się za cudze dzieci?
UsuńNa urlopie wycieczki, półkolonie i podobne omijam szerokim łukiem...
O jeny, to jest zapewne codzienność ludzi pracujących w McDonaldach czy KFC. Wiesz, Jotko, niby szczegół, ale wypadałoby podziękować komuś za przysługę, nawet drobną, bądź uśmiechnąć się i skinąć głową. Niektórzy są leniwi i karmią tym szajsem swoje dzieci, nie zastanawiając się, oc będzie w przyszłości, bo ja też uważam, że raz do roku można, ale domowym obiadem to to nie jest. A Cola to już w ogóle ... Sam cukier, pobudzający, jakby dzieci same w sobie nie miały wiele energii i była im potrzebna dodatkowa. Ja też bym się szybko ewakuowała z takiego miejsca. Nic przyjemnego jeść posiłek w takim hałasie i obserwując po prostu ludzką głupotę.
OdpowiedzUsuńWiesz, zastanawiam się, skąd w ogóle traktowanie z góry ludzi z obsługi lokalu, to przecież pracownicy, a nie niewolnicy, sami także bywają klientami.
UsuńJak dla mnie stąd, że niektórzy mają nierówno pod sufitem. Sami nie pracują, tylko zarabia np. mąż, ale szczycą się jak nie wiem co. Ani dzień dobry, ani dziękuję, ja jestem klient i jestem panem, a ty obsługujesz mnie, więc jesteś nikim. Ja sama staram się zamówić, zjeść i po sobie posprzątać i nieraz osoby z obsługi są wdzięczne, bo mają kocioł, a np. we dwie są na sali. Kiedyś jedna dziewczyna tylko obsługiwała, klientów cały lokal, stolików nie miała czasu przetrzeć, więc jak zobaczyła, że odnoszę jej wszystkie talerze z naszego stolika to mi 3 razy dziękowała. To naprawdę nic strasznego komuś pomóc choć tak drobnym gestem, nawet jak to tej osobie za to płacą i nie ma potrzeby wywyższania się. Ta osoba uczciwie pracuje, nie kradnie i nie robi nikomu czegoś złego. A praca każda jest ciężka, bo darmo nikomu nie płacą.
UsuńU nas jest restauracja o nazwie Nierówno pod sufitem, serio:-)
UsuńObserwujemy czasem, że nawet tam, gdzie proszą o odnoszenie naczyń do okienka, ludzie zostawiają chlew na stole, czy tak trudno odnieść talerz i kubek?
Poszłabym tam z miejsca! Bez specjalnego zapraszania. ;D
UsuńA no właśnie!
Podobno smacznie i tanio:-)
UsuńCzasem zastanawiam się, skąd w ludziach bierze się taka obojętność wobec innego człowieka, kompletne nieliczenie się z jego potrzebami /przede wszystkim potrzebą spokoju/. Wychowanie?...Czy raczej jego brak...
OdpowiedzUsuńWszędzie podobnie, na osiedlu także, każdy żyje sam dla siebie, to co, że przeszkadza innym?
UsuńHej. Nie trzeba być ubranym jak na plażę i mieć tipsy i kilka obrazków na ciele wymalowanycj by się tak zachowywać... Frytką i ja poczęstuję Jagodziankę, ale cola to chyba lekka przesada... Byle im tylko na zdrowie poszło... Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś lubi tatuaże, to bardzo proszę, jego skóra, jego kasa, ale strój jakiś w miejscu publicznym jednak obowiązuje...to prawda, nie wiążę typu zachowania z ubiorem czy tatuażem, taka zbieżność.
UsuńW tego typu miejscach byłam w życiu 3 razy, w tym 1 raz w Wilanowie, gdzie raczej mam z małymi dziećmi nie bywa, bo park przypałacowy nie ma nic dla dzieci i dwa razy byłam w Turcji, głównie z uwagi na europejską toaletę, bo wtedy w większości tureckich kawiarni były tzw. "dziury w podłodze" na rozkrok grożący mi kontuzją stawów biodrowych, jako że jestem wzrostu nikczemnego.
OdpowiedzUsuńPrzyznam Ci się,że jakoś mnie tatuaże nigdy nie zachwycały i nadal nie zachwycają, odbieram je jako poważne oszpecenie oszpecenie ciała. Dzieci i coca cola- moja przyjaciółka, rodowita Kolumbijka- zawsze dawała swym dzieciom, nawet gdy miały najwyżej 2 lata coca colę i frytki, z tym, że frytki wrzucała dzieciom do zupki. Osobiście dostawałam drgawek na ten widok, ale jej córki dobrze to znosiły i wyrosły na fajne dziewczyny.
Moja z kolei dostawała zawsze kilka łyżeczek prawdziwej...kawy. I od razu się jej humor poprawiał. Może dlatego,że ja całą ciążę piłam kawę? Ale herbaty nie chciała pić. Z nietypowych dań- jak miała rok jadła kiszone ogórki.Uwielbiała.
Miłego;)
Moja koleżanka swoim malutkim dzieciom dawała wszystko prosto z lodówki, zwłaszcza napoje, to podobno hartuje gardło.
UsuńMój syn namiętnie lubił pizzę i zapiekanki...
To była "włoska szkoła", nawet mleko niemowlętom serwowano z lodówki a mieszankę dla niemowląt robiło się wsypując odpowiednią ilość proszku do butelki i zalewając ja woda z kranu. Moja znajoma przeżyła taki szok, gdy się nieopatrznie za Włocha wydała i wyemigrowała. Gdy wpadła do nas do biblioteki z wizytą, to cała płeć piękna naszego biura słuchała tego jak bajki o żelaznym wilku.
UsuńKiedyś zimny wychów powodował, że dzieci mniej chorowały, podobno nawet zbyt częste mycie rąk nie jest dobre...
UsuńCzyli trafiliście na wózkowe terrorystki-tak je nazywam. Nie pomagam, nie ustępuję itd. takim osobniczkom, a lokale w których gości akurat takie towarzystwo omijam szerokim łukiem. Karmić dziecko frytkami i poić colą? Nawet im się nie chce porządnego obiadu dzieciom zrobić- przecież lepiej iść na łatwiznę. Nie trzeba stać przy garach i zmywać potem.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Jotko:-)
Takie postępowanie skutkuje m.in. tym, że później dzieci nawet w szkole nie chcą jeść "normalnych" obiadów...
UsuńNie zdziwiłabym się gdyby te "mamy" były w następnej ciąży, przecież przyda się kolejne "pińcet", a co dalej? Nie sięgają tam, za daleko...
OdpowiedzUsuńMasz rację, jedna z nich była, bo od wejścia krzyczała, że ciężarne obsługuje się bez kolejki...
UsuńPińcetplusy - czy trzeba większej patologii?
OdpowiedzUsuńAż strach, co to będzie za parę lat...
UsuńPrzykro to bardzo, ale coraz częściej widzi się takie obrazki. Znika zwykła ludzka przyzwoitość. I małe są szanse, że w przyszłości będzie lepiej. Dzieci takich osób pewnie powielą styl życia bezmyślnych rodziców.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już nawet opinię, że to szkoła powinna uczyć jak się zachować w restauracji...
UsuńPrzerażają mnie takie sytuacje i brak szacunku dla innych osób, nie mówiąc juz o tym, że najlepiej nabałaganić i odejść bo przecież' ktoś inny posprząta'.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś w Mcdonald widziałam rodzinkę z dzieckiem poniżej roku, które ledwo co siedziało a już jadło sobie frytki, przerażające jest to, że takie maluchy jedzą takie niezdrowe rzeczy.
Ciekawe, kto u nich w domu sprząta?
UsuńI powie ktoś: "żyjesz w ciekawych czasach." Czy to są ciekawe czasy ??? Jakie czasy - tacy ludzie i takie wychowanie, a może raczej jego brak.
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem czy ciekawe, o barwy życia musimy zadbać sami, a o to coraz trudniej...
UsuńBrak mi słów po prostu ... na taką bezmyślność, bezrefleksyjność i nie wiem ,co jeszcze.
OdpowiedzUsuńJa zawsze myślę o tych dzieciach, jako o przyszłych uczniach w szkole...
UsuńTo taka nowoczesna kultura masowa. Żygać się chce.
OdpowiedzUsuńNowoczesna? to raczej troglodyci...
UsuńEch, co zrobisz. Dawniej też były takie matki, tylko inaczej się prezentowały światu. Ja w takich wypadkach zastanawiam się, jacy byli rodzice. Jaka matka wychowywała taką córkę, co jej zaprogramowała, na czym ona dalej jedzie już samodzielnie? Zdaje mi się, że to wynik samotności, tej najgorszej, emocjonalnej. Nieumiejętność kontaktu z uczuciami skutkuje brakiem empatii i poszukiwaniem uwagi na zewnątrz. Tatuaże o tym świadczą. Choć lubię ładne, artystyczne tatuaże.
OdpowiedzUsuńTrzeba wioski, by wychować dziecko...i matkę, i ojca...
Tatuaże to ich wybór, może zbyt duża ilość nie bardzo mi pasuje... bardziej powinny się skupić na dzieciach, bo też ich wybór, mam nadzieję, a nie przypadek?
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńPrzecież dzieciom wszystko wolno, a rodzice po to wychodzą, aby mieć luz.
Dziwne mamy czasy i obyczaje.
Pozdrawiam najpiękniej i przygotowuję się na wyjazdowe wesele:)
I wszystkie dzieci nasze są ;-)
UsuńSuper, to życzę wyśmienitej zabawy, na szczęście jest oddech od upałów!
No cóż, czy to nam się podoba czy nie przyszłość należy do pokolenia, które urodziło się już z kontem na Facebooku i Wi-Fi w pępowinie. A te mamusie , których nie było komu wychować toż to wytwór wcześniejszego pokolenia . Efekt kloszowania, bezstresowego wychowania i wmawiania od kołyski jesteś pępkiem świata itd, itp... dziś skutki widać gołym okiem.
OdpowiedzUsuńOkreślenie bezstresowe wychowanie zrobiło kiedyś furorę i teraz mamy, co mamy...
UsuńTakie "mamusie" nie wzbudzają mojej sympatii.a trzeba przyzna,że spotyka się ich sporo
OdpowiedzUsuńNa pewno będą miały zdrowsze nerwy i spokojniejszy sen...
Usuń" Coraz trudniej znaleźć spokojne miejsca, coraz trudniej o cierpliwość." prawdziwe i dające do myślenia
OdpowiedzUsuńAzyl w zaciszu domowym i to nie zawsze...
UsuńCzasem to nie azyl... czasem to co ma być azylem nim nie jest i trzeba szukać dalej
UsuńJotko, szlag by mnie trafił i na pewno głośno powiedziałabym, co sadzę o tych mamuśkach i ich niewychowanych 2500+.
OdpowiedzUsuńWe mnie jeszcze drzemie nauczycielka.
Ja sobie odpuszczam, w czasie prywatnym nie wychowuję cudzych dzieci...
UsuńMamuśki, paznokcie i smartfony... czasem chciało by się powiedzieć - wróć dwudziesty wieku...
OdpowiedzUsuńWtedy też pewnie były powody do narzekań ;-)
UsuńZauważyłam, że jest to coraz częstszy obrazek w naszej rzeczywistości. Dzieci roznoszą otoczenie, a rodzice jakby mieli klapki na oczach...
OdpowiedzUsuńZa to nerwy mają ze stali, nic ich nie rusza...
UsuńMimo wszystko współczuję tym mamom, skoro tak wychowują swoje dzieci, będą miały przykrą starość.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Najpierw my się z nimi męczymy w szkole...
UsuńWiesz, te mamuśki nie dorosły jeszcze do posiadania dzieci, chociaż im się ich już sporo przydarzyło. To taki typ, który nigdy nie dorasta, a własna przyjemność jest ważniejsza od troski o dzieci. Przecież dzieci w końcu też wyrosną, a że krzywo na krzywym przykładzie? A kogo to (z tych mamusiek) obchodzi? Chamieje nam społeczeństwo (mamuśki tych mamusiek pewnie podobne do córek albo właśnie krańcowo różne).
OdpowiedzUsuńZauważam wyraźną zmianę - przychodzą do szkoły bezstresowo wychowywane dzieci, uzależnione często od smartfonów i gier i roszczeniowi rodzice - na szczęście mądrych też nie brakuje.
UsuńNiestety podobny obrazek zdarzało mi się obserwować.Komentarze przy tym takich mamusiek ,one żądają bo za to płacą .Czasami wstyd mi za takie mamuśki ale jak tak pomyślę dlaczego mnie ma być wstyd?Może dlatego ,że one uważają ,że jest wszystko w porządku bo przecież "klient nasz pan".Dobrze ,że w miarę szybko się ewakuowaliście .
OdpowiedzUsuńA wystarczyłoby pomyśleć, że sami nie chcielibyśmy być tak traktowani.
UsuńDowcip z pieskiem odlotowy! Uśmiałam się do łez.
OdpowiedzUsuńDzieci są szczere do bólu:-)
UsuńMoje dzieci nie jedzą fast foodów :) Nie ma to jak zdrowe jedzenie :) A jak już 6-latek chce coś fast to robimy zdrową domową pizze :)
OdpowiedzUsuńWiele jest możliwości, ale trzeba chcieć...
UsuńSpotkałam kiedyś w MacDonaldzie panią, która oskarżała koncern o alergie starszego dziecka, co nie przeszkadzało jej przyprowadzić do tej restauracji młodsze.
Oj, nawet nie wiesz jak bliską mi sytuację opisałaś :)
OdpowiedzUsuńOsobiście nie rozumiem takich ludzi, którzy traktują dzieci jako dodatek do stylizacji chyba. Chodzą z nimi wszędzie, robią bałagan, roszczeniowa postawa... Jak dzieci są za małe, aby się zachować, to się siedzi w domu. Zwłaszcza, że KFC to nie jest miejsce przystosowane do obsługi małych dzieci, a wiem, że istnieją tego typu miejsca.
Pozdrawiam!
Chodzić z dziećmi można wszędzie, ale trzeba uczyć pewnych zachowań, restauracja to nie dom...a dom to nie chlew.
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńNiestety, takich obrazków coraz więcej. Nie tylko w fast foodach. Przedstawiciele bezstresowych hodowli opanowują też sklepy, parki i chodniki.
Pozdrawiam:)
Dlatego z niektórych miejsc uciekam daleko...
UsuńChyba takie same odczucia bym miała jak Wy :-)
OdpowiedzUsuńNie wiadomo czy śmiać się czy płakać
i co z tych dzieci wyrośnie ?
Może gdy pójdą do szkoły, nabiorą ciut ogłady?
UsuńGdzieś tam wyżej w komentarzu przeczytałam, że mamy tych mam pewnie podobne...wydaje mi się, że to raczej młode kobiety, z raczej biednych, może albo zapewne patologicznych domów...A że dziś łatwiej o cokolwiek niż za czasów ich mam to korzystaj z czegoś...co jest dość niedrogie , coś czego same w dzieciństwie nie miały...nie idą do restauracji...nie dlatego , że dzieci są jak każdy widzi ...Ale dlatego że KFC to KFC, a nie jakiś tam Wierzynek :)
OdpowiedzUsuńMoże i tak być, ale bycie rodzicem jednak do czegoś zobowiązuje, czas dorosnąć, a nie oczekiwać od innych, że za rodziców wszystko załatwią, z wychowaniem dzieci włącznie.
UsuńW takich miejscach to częsty jest ten rozgardiasz :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, może dlatego, że w ogóle sporo dzieciaków tam bywa...
UsuńDzisiaj spotkaliśmy młodą dziewczynę na ulicy i dłuższy czas zajęło nam ustalenie, czy była bardziej rozebrana, czy ubrana (upału nie było)...Ale sądząc po opisie, to była taka przyszła mamuśka...;o)
OdpowiedzUsuńMąż znajomej stwierdził, że gdy idzie do kościoła, to rozebrane nastolatki go rozpraszają ;-)
UsuńNie cierpię rozwydrzonych dzieci. Szlag mnie jasny trafia jak jestem w jakieś restauracji/knajpie/barze zupełnie nieprzystosowanych do dzieci i próbuję zrelaksować się podczas posiłku przy kompani wrzeszczących najmłodszych.
OdpowiedzUsuńW niektórych miejscach to i dorośli nie pozwalają się zrelaksować...
UsuńTakie sytuacje i miejsca budzą we mnie odraze... A na temat takich mamusiek to można rozmawiać długo
OdpowiedzUsuńTo co się dziś dzieje to jest żenujące...
No niestety, dotowanie rodzin to nie wszystko...sama kasa nie zapewni wyrównania szans towarzysko-kulturalnych.
UsuńWitaj letnim porankiem
OdpowiedzUsuńI co mam dodać? Wszystko już zostało powiedziane. Ja także staram się zawsze otworzyć drzwi mamie pchającej wózek z dzieckiem, Nie spotkałam jeszcze takiej, która nie podziękowałby mi za to. Ale wiem, że są takie, o których piszesz. Trochę ogarnia mnie lęk o przyszłość. Bo przecież te młode mamy dają przykład kolejnemu pokoleniu.
Ze strachem myślę też o klimacie, który zmienia się. Jaką przyszłość dzięki naszym staraniom szykujemy dzieciom? Za oknem z nieba leje się albo żar, albo gwałtowny strumień wody. Czy tak będą wyglądać kolejne lata?
To o czym piszesz i te zmiany w pogodzie naprawdę są niepokojące.
Dlatego najchętniej schowałabym się w spokojnym zacienionym miejscu z książką w ręce i salaterką truskawek.
Tobie również takich chwil życzę i pozdrawiam ciszą poranka
Siądź z książką na fontanny krawędzi kamiennej,
W której ogród odbija się i błękit czysty,
Połóż przy sobie uschły kwiat, pożółkłe listy,
Wstążkę i mandolinę, instrument piosenny.
I kiedy słońce kończyć będzie bieg swój dzienny,
Najsłodszy ranek szczęścia przypomnij świetlisty
I wieczór najsmutniejszych łez, gdy ametysty
Niebios zlewały na cię zmierzch bólem brzemienny.
I gdy dwie łzy upadną na kwiat, listy, wstążkę,
Oparłszy skroń na dłoni, otwórz cicho książkę,
A zrozumiesz, co znaczą słowa: zmierzch, żal, smutki.
I gdy podniesiesz czoło po zadumie długiej,
Zaznacz tę stronę modrym kwiatem niezabudki
I nigdy już nie czytaj jej w życiu raz drugi.
Leopold Staff
Zarówno klimat, jak i zachowania niektórych ludzi budzą grozę, ciągle wypadki, pożary, utonięcia...dokąd to wszystko zaprowadzi?
Usuń