sobota, 14 marca 2015
Wiosenne mordowanie stóp
Zawsze cieszę się na wiosnę, bo cieplej, milej, słoneczko grzeje, na spacer dusza ciągnie, by napawać się śpiewem ptaków. Ale że w zimowych butach już za ciepło, więc wyciąga się z szafy buty lżejsze, wygodne, bo w ubiegłym sezonie rozchodzone i co? Wracam z obtartymi piętami, tu ciśnie, tam piecze, ówdzie odkrywam odcisk, którego dotąd nie było. W starych butach? Jeszcze gorzej jest w nowych i większa niespodzianka: wczoraj nowe buty były O.K. a dziś obtarłam nogi do krwi! Niech ktoś mi to zjawisko wytłumaczy. Kończy się tym, że gdy wypada ubrać się pięknie i jak to mówią odsłonić co nieco, ja mam tak zmaltretowane stopy, że najchętniej włożyłabym kozaki lub poszła boso. Nawet drogie buty nie gwarantują, że kupisz i chodzisz, próbowałam. Mam już obsesję i z zazdrością patrzę na kobiety, które w upały noszą sandałki na gołe stopy. Może brak mi jakiegoś składnika w skórze, czy o co chodzi? Powie ktoś: w końcu się dopasują, czasami tak, ale wtedy już buty nadają się do wyrzucenia. Cóż, widać nie może być tylko dobrze, bo brak problemów przewraca nam w głowach...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz