Dziś dziewczynka zapytała: czy ma pani psa, który jeździł koleją? Chodziło oczywiście o książkę, ale naszły mnie wspomnienia o zwierzakach, które przewinęły się przez nasz dom, a właściwie domy, mój rodzinny i ten już z mężem i synem.
Jako dziewczę dorastające miałam psa, którego śmierć przeżyłam dwukrotnie. Raz, gdy potrącił go samochód i nie wykazywał oznak zycia, ale po zaniesieniu do domu, kąpieli i zawinięciu w koce, odzyskał wigor i był z nami jeszcze jakiś czas. Drugi raz odszedł naprawdę, to na mamę przypadło uśpienie przyjaciela domu. Nie rozmawiała z nikim przez 2 dni. Drugi pies pojawił się wkrótce potem, ale ja już wyszłam za mąż.
Mieliśmy z mężem akwarium z rybkami, papużkę falistą i żółwie czerwonolice. Do rybek nie mieliśmy szczęścia, papużki też nie są długowieczne, a żółwie tak urosły, że nie mieliśmy miejsca na nowe terrarium i oddaliśmy je do sklepu zoologicznego, aby ucieszyły kogoś innego.
Po przeprowadzce do nowego mieszkania była zoologiczna przerwa i pojawił się na świecie junior.
Dzieci jak to dzieci domagają się na ogół psa. Ja na psa zgody nie wyrażałam, bo spędzałby samotnie długie godziny w pustym mieszkaniu. Stanęło na chomiku. Oczywiście najpierw zarzekałam się, ze żadnych gryzoni w domu nie chcę, co syn wypominał mi bardzo dłuuuuuuuugo oraz to, ze o chomika dbam lepiej, niż o własne dziecko. Po chomiku pojawiły się papużki, tym razem dwie, żeby nie czuły się samotne. Bardzo przeżyłam, gdy umierały. Były jeszcze dwa kolejne chomiki, ale jeden - Roborowskiego nie dał się oswoić. Gdy pochowaliśmy ostatnie zwierzę w parku, mąż zakazał wszelkich zwierząt w domu, bo ryczę jak bóbr,gdy odchodzą, a on nie ma zamiaru na to patrzeć.
Pozostały mi więc zwierzaki w sklepach i ogrodach zoologicznych, ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa, a w piwnicy klatka i terrarium czekają...
ha ha ha .... skąd ja to znam ....
OdpowiedzUsuńI dlatego to nasze życie pełne jest niespodzianek...
UsuńNo właśnie to odchodzenie czworonożnego przyjaciela jest straszne. Mój piesek żyje i ma się dobrze, ale ma 10 lat i ja już się boję tej śmierci, a objawy starości zaobserwowałam. Dlatego nie wiem, czy po nim będzie jakiś inny. To chyba taka miłość na cale życie. Jedna i jedyna.
OdpowiedzUsuńPiesek mojej koleżanki ostatnio zachorował, ale dzielnie walczą o lepsze życie dla niego...
UsuńNa myśl o tym, że moja Pyśka kiedyś nas opuści ryczę jak bóbr; nie wiem jak ja to przeżyję; czy dobrym wyjściem jest zakup następnego psa czy należy przeżyć żałobę i dać sobie trochę czasu, bo życia bez psiaka sobie nie wyobrażam :)
OdpowiedzUsuńKażdy ma to inny sposób, jedni od razu biorą następnego, inni wręcz przeciwnie, czas pokaże...
UsuńSmutny temat wybrałaś na dzisiaj... ale to jest nieuchronne, takie przemijanie. Ja też już parę chomików, pożegnałam i jednego pieseczka. Malutki był,ze schroniska. Był z nami 2 dni, ale niestety był chory i nic nie dało się zrobić. Obecnie mamy już 8 lat Teodora - foksteriera, 14 lat oswojoną sarenkę Kubę, no i kury. W kurzej ilości zawsze jest "ruch" bo niestety często porywa nam je jastrząb. Ale teraz juz mamy na niego sposób, fruwające kawałki szmatek na sznurkach. Na chwilę obecną kur jest 10, z czego jedna ma imię - Rozalka bo została "adoptowana":) ale o tym innym razem. Pozdrawiam już prawie majowo, chociaż jakoś chłodno nam się maj zapowiada.
OdpowiedzUsuńSamo życie... Ale Ty masz Gabrysiu prawdziwy zwierzyniec i pewnie niejedną historię mogłabyś opowiedzieć. Czy może masz w szufladzie jakieś zgrabne opowiadanko albo wierszyk? Podobają mi się imiona Twoich braci mniejszych :-)
Usuńja na balkonie często podglądam ptaki, a dziś na spacerze oglądałam kąpiące się szpaki. Na przekór pogodzie cieszę się na czas wolny i miłe chwile, których i Tobie życzę:-)
W szufladzie nie, ale przypomniałaś mi Joasiu...dzieciom obiecałam na spotkaniu w szkole, że napiszę coś o moim zwierzyńcu :) A zakładka „Gabrysia dzieciom” czeka :)
UsuńRybki. Najspokojniej przechodzi się odejście a raczej odpłynięcie rybek! Pamiętam swojego Puszka... Tyle lat. Eh...
OdpowiedzUsuńTo właśnie ciekawe, że rybki nie wywołują takich emocji, może dlatego, że rybki nie można przytulić...
UsuńMiałam śliczną kotkę perską sześć lat, niestety zachorowała na nerki i trzeba było ją uśpić, bo bardzo się męczyła. Płakałam trzy dni...
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że prawie każdy ma za sobą takie przeżycia i pamięta się je długo.
UsuńWychowałam się z psami i te zwierzęta kocham najbardziej, choć tak naprawdę mam słabość do wszystkiego, co żyje (oprócz robali). Miałam rybki, chomiki i świnkę morską. Po ostatnim psie sama sobie narzuciłam ograniczenie, bo przeżywam strasznie każde odejście zwierzaka. Zresztą, na psa chwilowo nie mam czasu ze względu na nieregularny i intensywny czas pracy. Nie chcę męczyć nieboraka.
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie problem, wielu ludzi ma psy, ale czasami zastanawiam się po co, skoro tylko im przeszkadzają.
Usuń