Matki, żony, kochanki, gospodynie, szefowe,podwładne, opiekunki, pielęgniarki(okazyjnie)- można długo wyliczać. Jeśli nasi mężczyźni próbują choć w nikłym stopniu sprostać części naszych obowiązków uważa się ich za bohaterów. Jeśli natomiast kobiety zaniedbują którąś ze swych babskich powinności nazywane są złymi żonami, leniwymi gospodyniami,wyrodnymi matkami. Nie, nie jestem feministką. Podobno feministkami zostają kobiety, którym nie udało się założyć rodzin. Tak naprawdę każda z nas powinna być trochę feministką dla własnego dobra.
Chcę tylko powiedzieć, że we wszystkich tych dziedzinach życia, które dedykuje się kobietom nie musimy być perfekcyjne. Świat się nie zawali, jeśli zamiast gotować obiad, zaprosimy rodzinę na pizzę, posprzątamy trochę mniej dokładnie, a zamiast czteropaku ulubionego piwa męża kupimy bukiet kwiatów, żeby w domu było weselej. Kiedyś w radiu jakaś pani psycholog zmieniła moje zapatrywania na macierzyństwo stwierdzeniem, że dziecko nie potrzebuje 3-daniowego obiadu i perfekcyjnie wyprasowanych ubranek, ale matki szczęśliwej i wypoczętej, która z chęcią poczyta mu bajkę. Albo jeszcze lepiej jeśli bajkę poczyta tato, a mama pójdzie do siłowni.
Miałam kiedyś w pracy koleżankę, która bardzo dbała o męża i dom, rezygnowała z wielu przyjemności i pasji, żeby wzorowo wypełniać swoje "obowiązki" żony i matki. I co? Mąż i tak zostawił ja dla młodszej, aktywnej, która gotowała kiepsko lub wcale, ale podróżowali dużo razem, mieli wspólne pasje. Syn po skończeniu studiów przeniósł się do dużego miasta i została sama w pustym mieszkaniu, rozżalona na życie i świat, i na męża, dla którego tak się poświęcała.
Inny przykład: żona wspierająca karierę naukową swego męża, podpora w każdej sytuacji, znosząca jego ciągłą nieobecność i powroty w towarzystwie innych naukowców, dla których przygotowywała wystawne kolacje.O jej potrzeby nikt nie pytał. Po 35 wspólnych latach mąż profesor odszedł od żony do kochanki, która była bardziej reprezentacyjna dla pana profesora, niż zużyta małżonka bez pasji (oprócz kulinarnych).
Tak więc drogie panie, schowajmy czasami fartuszek, złapmy za pędzel, szydełko, wsiądźmy na rower, idźmy z koleżanką na kawę - dla siebie, dla swojego lepszego samopoczucia... a kurz, niech leży, nikomu krzywdy nie robi:-)
Joasiu pozwolisz, że tego posta poślę paru moim koleżankom? Nic dodać... trafiłaś w samo sedno. Nawet śmiem myśleć, czy przypadkiem nie czytasz tej samej książki - co ja :) Dosyć dawno kupiłam sobie książkę Lekcje Madame Chic, ale odłożyłam ją, nie trafiła w "czas". Niedawno z braku czegoś do czytania, sięgnęłam po nią i okazało się, że teraz tak i to bardzo - tak. Może dlatego, że podświadomie czekałam na drugą część, która niedawno się ukazała.
OdpowiedzUsuń"W domu Madame Chic". Czytam i czytam i teraz czuję, że trafia, a wydawałoby się że w pewnym wieku nic już nie trzeba zmieniać. Niby drobiazgi, ale takie o których nigdy bym nie pomyślała, a jednak. I ten Twój post... coś w tym jest :)
Polecam się... A książki, o której wspominasz nie czytałam. Wszystko raczej z obserwacji i ploteczek przy kawie. Skoro myślimy o tym samym, to znaczy, że znalazłyśmy się jak dwa ziarna w korcu maku, albo jak te anioły z jednym skrzydłem, mając dwa - polecimy, kto wie dokąd...
UsuńNie ma nic gorszego niż kura domowa, w dodatku bezrobotna, która nie potrafi nic więcej oprócz gotowania i nie ma żadnych zainteresowań. Kobieta powinna mieć jakąś wiedzę, żeby można było porozmawiać z nią na każdy temat. Powinna pracować zawodowo i spełniać się nie tylko jako żona i matka, bo od takich mężczyźni potem odchodzą. Mam przykład znajomej: typowa kura domowa, wykształcenie podstawowe, nigdy nie pracowała, jest na utrzymaniu męża. Jedynym jej osiągnięciem jest urodzenie dwójki dzieci. Siedząc w domu roztyła się i mówi, że się nudzi i szuka towarzystwa. Nie ma z nią o czym rozmawiać, dlatego jest sama.
OdpowiedzUsuńNiektórym kobietom nie przeszkadza, że ich świat ogranicza się do tych niewielu domowych czynności, może nie poznały nic innego, może nie mają takich ambicji...
UsuńPół biedy, jeśli są szczęśliwe i dzieci wychowały na porządnych ludzi. Kiedyś chciałam zaprosić znajomą na kawę, ja miałam urlop, ona nie pracowała zawodowo.
Nie przyszła, bo nastawiła pranie, potem obiad itd. Dodam, że jej mąż też miał urlop, więc obiad mógł zrobić. Chyba, że nie miała ochoty na moje towarzystwo, trudno.
Najgorsze "koleżanki" to te, które zaprasza się, a one nie przychodzą i odwołują w ostatniej chwili. Miałam taki przypadek, czekałam z kawą i ciastem niepotrzebnie. Jestem słowna, więc już nie miałam ochoty na kontakt z tą osobą.
UsuńNie dziwię się, to brak szacunku dla osoby zapraszającej i jej starań.
UsuńNie wiem dlaczego, ale jakoś tak 8 marca mi się przypomniał...
OdpowiedzUsuńNo, skojarzenie całkiem sensowne, bo niektórym kobieta poza kuchnią komponuje się w okolicach Dnia Kobiet... Ale Ty przecież do nich nie należysz?
UsuńOczywiście, że nie! Poza tym, jestem zdominowany przez kobiety, więc nie mam innego wyjścia...
UsuńO, to taki trochę ciemiężony jesteś... Ale coś mi mówi, że się nie dajesz :-)
UsuńDawno temu miałam tendencje do perfekcyjnego sprzątania, ale już dawno mi przeszło. Skutecznie, acz rozsądnie. Kurz nie spędza mi już snu z powiek, ale z drugiej strony nie pokrywa też szczelnie każdego centymetra mieszkania (okna może, ale nic nie poradzę, że nienawidzę ich myć ;) ).
OdpowiedzUsuńWszelakie domowe porządki są trochę jak prace Syzyfa. Każdy ma jakąś sferę nielubianą i jej unika jak ognia, aż nie trzeba wreszcie odgruzować...
Usuń:) hi hi ... czy to odzew na mój post
OdpowiedzUsuńhttp://jagatoja.blogspot.com/2015/04/perfekcyjna-pani-domu.html ?? ??
Właśnie tak :-)
UsuńO Ty okrutna i niedobra ... Pierwszy raz w życiu mnie tak napadło .. może to efekt bezrobocia ??
UsuńNo co Ty, ja tak w geście zrozumienia dla Twoich wysiłków. Wszystkie tak mamy i nie możemy przestać...
Usuń