Gdy wracasz z wakacji, urlopu, wizyty u rodziny lub przyjaciół zawsze coś przywozisz. Pamiątki, mapki, bilety, smakołyki, owoce zebrane w lesie lub w zaprzyjaźnionym ogrodzie itp.
Kiedyś nawet wieźliśmy ze Śląska zamrożoną rybę, wielkiego karpia, owiniętego w gazety i ręczniki, i o dziwo dojechał w stanie zamrożonym do domu:-)
Z Krety wieźliśmy oliwę i miejscowe trunki, na szczęście nic się zbiło, nie uszkodziło, choć na lotnisku w poznaniu z walizki jakiejś pani ciekła tłusta oliwa, wolałam nie myśleć, jak wyglądają jej ubrania...
W Kazimierzu, jak pisałam wcześniej zakupiliśmy obraz. Dlaczego ten?
Bo klimatyczny i ta para pod parasolem, no i nie był zbyt drogi!
Także z Kazimierza pamiątki i książka ze zwiedzania domu Marii i Jerzego Kuncewiczów.
Oscypki to musowo dla rodzinki, bo tylko te prosto z gór smakują jak należy.
Motki włóczki od przyjaciółki, która robi na szydełku chusty, ale ta akurat włóczka zamówiona w ciemno nie sprawdziła się, a mi się przyda. W jednym motku jest aż 1000 m!
Gdyby ktoś chciał nabyć chustę na zimę, to zajrzycie TUTAJ
Sadzonki aloesu, które już trafiły do doniczek, niechaj rosną i cieszą oko.
Obowiązkowe magnesy, na lodówce jeszcze sporo miejsca na kolejne.
Owoce jeżyny leśnej, które zbieraliśmy sami, a po powrocie do domu trafiły do zamrażarki. Przy zbieraniu z krzewów zjedliśmy chyba drugie tyle, umyte były po deszczu.
Bywa też tak, że spotykamy się ze znajomymi lub rodzinką i wymieniamy zdobyczami z rozmaitych podróży. Dzięki takiej wymianie upominków i wrażeń dostałam kalendarz z zabytkami Mediolanu, a smakowałam włoskiego drinka, szwajcarskiej i czeskiej czekolady oraz pomidorów wyhodowanych własnoręcznie z nasion przez bardzo pracowitego seniora z Wielkopolski.
No i oczywiście przywiozłam spory zapas książek na jesienne wieczory i tysiące zdjęć, bo pamięć ulotna jest!
A co Wy kupiliście lub dostaliście w tym roku?
P.S.
cały czas polecam drugi blog, mało czytania, jedna fotka, ale pogadać jest o czym...
Coś tam przywożę, i coś tam dostaję ... Natomiast pamiętam jak ok. 1955 r. mój starszy kuzyn przywiózł z wakacji morską wodę "zamkniętą" w małej buteleczce. Było ogólne próbowanie ...
OdpowiedzUsuńZ Lichenia też pielgrzymi wożą wodę w buteleczkach:-)
Usuńobraz jak zdjęcie w sepii - takie zdjęcia mają w sobie szczyptę magii. potrafią sprawić, że rzeczywistość przenosi się w świat wyobraźni.
OdpowiedzUsuńOd razu wpadł nam w oko i to światło!
UsuńPoza drobiazgami (zobowiązaliśmy się rodzinnie do ograniczania "przydasi") z każdej wyprawy przywozimy kąsek dla Luckiego (jeśli musi zostać)...;o)
OdpowiedzUsuńOj, my też ograniczamy i budżet nas ogranicza!
UsuńHo ho...
OdpowiedzUsuńMłody przywiózł z Torunia nawet konsolę, którą kupił w jakimś lombardzie.
Ja kilka lokalnych dukatów, magnesy, książkę o twierdzy toruńskiej, etykiety od lokalnego piwa...
W Toruniu to pewnie piwo piernikowe, bo i lody piernikowe mają:-)
UsuńDokładnie. :)
UsuńLokalnych browarów namnożyło się w Polsce, mąż kupował piwo w Zawoi:-)
UsuńNo to masz sporo tego. Ja staram się minimalizować i skupiam się teraz na zdjęciach oraz filmach z wycieczek. Trochę trwało zanim pozbyłam się wszystkich folderów, mapek, breloczków itp, które przez lata wyblakły i raczej nie cieszyły urodą.
OdpowiedzUsuńTeraz segreguję zdjęcia w albumach, głównie te z wycieczek szkolnych, gdzie zdjęć jest multum, ale tylko parę tak naprawdę wartościowych.
Mapek i biletów pamiątkowych mamy sporo, reszta to często upominki z podróży dla bliskich :-)
UsuńKiedyś z Bieszczad też przywiozłam oscypki. Rodzina się nimi zajadała. Piękny obraz, macie gust. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKażdy region ma swoje przysmaki, warto popróbować tego i owego:-)
UsuńMagnesy na lodówkę obowiązkowe. Z zagranicznych podróży zwykle jakieś kulinarne specjały. A czasem też jakąś ładną biżuterię, która potem przypomina mi o wakacjach przez długi czas.
OdpowiedzUsuńA tak, na Krecie kupowałam bransoletki , dwie zostawiłam sobie:-)
UsuńBardzo malo przywoze, najczesciej nic bo gdy z poczatku tak robilam to szybko zbieralo mi sie przeroznosci ktore wlasciwie niczemu nie sluzyly tylko zagracaly - okazalo sie ze wcale nie wracamy do nich ogladajac czy wspominajac. Niemniej rozumiem tych ktorzy kolekcjonuja i ciesza nimi oko. Kazdy robi po swojemu.
OdpowiedzUsuńJestem "odwrotna" pod innym wzgledem tez - nie uznaje lodowkowych magnesow, nie podoba mi sie oblepianie nimi lodowek. Mam dokladnie dwa, oba otrzymane od wnukow czyli niejako zmuszona .......
Natomiast oscypki przywiozlabym bez zastanowienia.
My co roku przywozimy mniej, bo dom nie jest z gumy, a magnesy wieszam z boku lodówki, ale widziałam tablice magnetyczne, lepsze chyba rozwiązanie, bo nie przeszkadza w myciu lodówki.
UsuńObrazek nastrojowy i magnesy oko przyciągają :)) Też nowe z podróży przywiozłam. Oscypki bardzo lubię, ostatnie z Karpacza jadlam. A z powakacyjnej wymiany wśród znajomych trafiły nam się świeczki z Grecji :) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńO, zapomniałam o greckich mydełkach, tez część rozdałam:-)!
UsuńMy obowiązkowo magnesy - każdemu kto się wcześniej zapowie. W tym roku przytargaliśmy olej, wina, bimberek i kremiki. Trochę problemów było ze spakowaniem się (limit 20 kilogramów czasem jest nie do przeskoczenia..), ale na szczęście można było część ubrań przełożyć do podręcznego ;)
OdpowiedzUsuńNam też przywożą znajomi magnesy. A z koleżankami z pracy wymieniamy się podczas wakacji MMS-ami z widokami. I to też jest fajna pamiątka.
To prawda, tez mam w telefonie zdjęcia ze Szwajcarii, Włoch, Czech, Egiptu i znad morza...
UsuńTworzywo przyrodnicze do swoich prac najczęściej przywożę, a kilkanaście lat temu to nawet spore kamienie targałam ;)
OdpowiedzUsuńKamyki małe i duże tez przywoziłam jako ozdoby do doniczek:-)
UsuńJa przywożę wiele rzeczy, mam wrażenie że z każdego urlopu coraz więcej 🙂. Magnesy na lodówkę dla siebie i nie tylko, zakładki do książek, naparstki dla przyjaciółki, koszulki z Hard Rock Cafe dla pewnej cudownej nastolatki, ołówki, herbatę albo chociaż ciekawą puszkę na herbatę. To są rzeczy, które przywożę zawsze a oprócz nich są jeszcze pamiątki okazjonalne, jak np. mały żółty tramwaj z Lizbony, podstawki pod kubki z Jordanii albo okładka na paszport, którą przywiozłam teraz z Holandii. Po prostu jak mi się coś podoba to biorę 🙂. Teraz np. z jordańskiej pustyni przywiozłam sobie własnoręcznie uzbierany piasek w kilku kolorach i w domu wsypaliśmy go warstwami do słoika i wygląda cudnie. Mam też trochę soli z brzegu Morza Martwego, kamień znaleziony w Angkor Wat, mieszadełko do miodu z Bergamo, takie tam pierdółki, których o zgrozo z każdej podróży przywożę coraz więcej. I kiedyś przywiozłam ser kupiony na hiszpańskim targowisku, różne rodzaje. Pech chciał, że oddałam walizkę a samolot był opóźniony i mi ten ser trochę rozmiękł. Do tego stopnia, że tym specyficznym smrodkiem z sera owczego tak bardzo śmierdziały mi ciuchy, że musiałam je kilka razy prać😄
OdpowiedzUsuńNo tak, dojrzały serek nie pachnie fiołkami:-)
UsuńAle fajnie mieć w domu drobiazgi z różnych stron świata, to jakby mieć kawałek każdego kraju blisko siebie.:-)
Dużo rzeczy z wakacji. :) Też kiedyś przywoziłem masę takich przedmiotów, jednak po pewnym czasie wyrzucałem, zwłaszcza papiery wszelakie.
OdpowiedzUsuńAle mam oczy, myślałem, że na zdjęciu z włóczką jest kapusta czerwona. :D
Szczerze mówiąc zespół poznałem dopiero słuchając płyty. :) Ale całkiem miłe granie w mojej ocenie.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Fajne skojarzenie z tą kapustą, faktycznie tak wygląda!
UsuńZ Hiszpanii przywiozłam oliwę, magnes tancerkę flamenco chociaż magnesów nie zbieram, stos kamieni i muszelek z plaży, ciekawe nasiona i zasuszone liście roślin których nie znałam i tysiące zdjęć w aparacie.
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam od brata breloczek z Hiszpanii.
UsuńJak wykorzystujesz przywiezione liście i nasiona?
Mam w planach wpis o dziwnych pamiątkach. :)
OdpowiedzUsuńW tym roku przywiozłam magnesy, metalowy brelok do kluczy (który mi się podoba, ale nie wiem, czy chcę używać, bo trochę ciężki), oliwki, katalońskie wino, żelki Haribo, których nie ma w Polsce i kilka książek z antykwariatu. A dostałam konfiturę z fig. ;) Magnesy lubię i przywożę zawsze, jak tylko znajdę jakiś, który mi się spodoba, poza tym chętnie alkohol i produkty spożywcze (dżem z gujawy, gruziński ser /przemycony, bo nie wolno wwozić nabiału spoza Schengen/, chrupki z plantana, kawa z palarni na kolumbijskiej plantacji, herbata z koki, dziwne słodycze, sosy), a tak to różnie: wazonik, zakładka do książki, bransoletki, meksykańskie laleczki, ołówki, maska z Wenecji, hiszpański wachlarz, mam aloes i kaktusa z Kanarów... Plus oczywiście tony zdjęć. Dobrze zachowane bilety też trzymam, nie zajmują dużo miejsca, a miło na nie trafić. Trzymam też paragon z kolumbijskiego kantoru na dowód, jakich informacji tam zażądali. Z najciekawszych, które dostałam, to cudowna drewniana japońska laleczka, solniczki z flagą Szwajcarii albo... estońskie skarpetki. ;)
Oscypki z gór to niemal obowiązek!
Wspaniałe pamiątki, a każda to jakaś opowieść.
UsuńCiekawa jestem opowieści o dziwnych pamiątkach z podróży!
Dostałam od wnuczki czerwono-złotą metalową bombonierkę w kształcie serca z pyyyysznną czekoladą z wycieczki do Szwajcarii (kupiła w fabryce Lindt), a z kolonii w Sopocie przywiozła mi magnez na lodówkę z napisem "Najlepsza babcia na świecie". Bardzo się wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, my dostaliśmy od rodziców Leosia kubki dedykowane dla babci i dziadka z podpisem Wasz Leoś:-)
UsuńGłównie zdjęcia, duuużo zdjęć 😅 Ale to tak przy okazji, bo w sumie to najlepsze były lody na starówce i już ich nie ma i nie będzie, bo smakują tak dobrze tylko latem, poza tym w końcu dotarłem do Łodzi szukać swoich żydowskich przodków i znalazłem...wspaniałe kamienice. Popluskałem się jak dzieciak w dzikiej rzece z dala od cywilizacji w małej miejscowości koło Łodzi 😀 Wspomnienia zachowane na zdjęciach, do których można napisać niejedną historię 😉 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO tak, czasami jedno zdjęcie przywołuje zapomniane emocje i przynosi nowe refleksje.
UsuńPrzywożę głównie wspomnienia I zdjęcia. Ale też i książki związane ze zwiedzanymi miejscami. Podobnie jak Ty przywiozłam sobie z Domu pod Wiewiórką "Klucze" Marii Kuncewiczowej chociaż byłam pewna że już te książkę mam....będzie prezent dla kogoś bliskiego...
OdpowiedzUsuńJa kupiłam też notesik, w którym żal mi pisać ;-)
Usuńraczej nie mam zbytnich inklinacji do souvenirów, jednak mimo to różne, rozmaite duperelki się przywozi... do rutyny należą już kadzidełka z ezo shopów i wlepy reklamowe z weed shopów, czy inne jakieś ciekawe też... te pierwsze się zużywa na bieżąco, a tymi drugimi obklejam w domu wszystko, co się da...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
W kuchni mam tablicę korkową, na którą przyczepiam różne takie, ostatnio po prostu przypominajki...
Usuńteż mam taką tablicę korkową, nawet sporą, ale traktuję ją bardzo praktycznie i niczym nie przyozdabiam, bo jak zacznę, to tak ją z czasem zapaprzę, że zgubi się jej bazowa funkcja...
Usuńno fakt, potem szukaj tego, co najpilniejsze...
UsuńTo raczej ja dostaję,niż sama przywożę, bo dawno już nigdzie nie jeździłam, nad czym niezmiennie ubolewam, ale cóż- taki czas... ;(
OdpowiedzUsuńKolejny etap, nie zawsze je akceptujemy, ale co zrobić?
UsuńTo byłam ja- tam wyżej. ;)
OdpowiedzUsuńAz boje się wspomnieć, że blogger chyba mnie polubił...
UsuńW domu rodzinnym są jeszcze rozmaite pamiątki przywożone z wczasów FWP, na przykład jakieś gipsowe głowy do zawieszenia na ścianie albo talerze z reprodukcjami obrazów 😁
OdpowiedzUsuńJa, jak wiesz, głównie książki i filmy przywożę i symbolicznie po jednym magnesie, niby sobie mówiłam, że przecież w nowej kuchni będzie lodówka w zabudowie, ale i tak kupiłam... może faktycznie taka tablica magnetyczna byłaby rozwiązaniem, trzeba pomyśleć o miejscu na nią.
Też myślałam, że to coś do jedzenia, te motki włóczki 😂
Głodnemu chleb na myśli?
Usuń🤣🤣🤣
UsuńLubię przywozić magnesy, to moje ulubione pamiątki z podróży. Książki czytam na czytniku, dlatego przestałam kupować. Jakoś nigdy nie pomyślałam żeby wozić jedzenie z podróży 😄
OdpowiedzUsuńCzasami trudno przewieźć, ale Polak potrafi:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńSympatyczne te Wasze pamiątki z wakacji:) Takich nigdy za wiele, bo, jak żadne inne, mają moc przenoszenia w miłe miejsca i chwile:)
My przeważnie przywozimy przyprawy, regionalne alkohole i słodkości, a ja - "bogactwa naturalne" i tkaniny:)
Pozdrawiam:)
A tak, alkohole także, mnóstwo jest na przykład miejscowych browarów, serowarni, cukierni, piekarni...
UsuńTak, to takie cenne drobiazgi, pełno w nich wspomnień. Ja często przywożę kamyki. hehe Z Kazimierza Dolnego też mam. Niech aloes Ci pięknie rośnie. Myślę, cóż to przywiozłam ostatnio, no i też kamyczki. zdjęcia oczywiście również. Pozdrawiam cieplutko, przytulam. <3
OdpowiedzUsuńKamyczki trafiają się tak piękne, że trudno się oprzeć:-)
UsuńJestem ciekawa , co wyjdzie z włóczek no i aloes widzę już ma swoje miejsce:) My jeszcze nie zakończyliśmy sezonu :) Coś tam jeszcze z kolejnych wyjazdów napewno przywiozę :)
OdpowiedzUsuńU nas zostały wypady weekendowe, choć wrzesień już zaplanowany inaczej...
UsuńNigdy niczego nie przywożę z podróży. :P
OdpowiedzUsuńZdjęcia i wspomnienia na pewno!
UsuńW dawniejszych czasach przywoziłem z podróży różne, tanie zazwyczaj, gadżety... jakieś książeczki informujące o mieście, regionie, mapki, drobne pamiątki, czasami książki, a nawet egzemplarze lokalnych gazet. Potem to już mi przeszło, choć sentyment do tych pamiątek pozostał.
OdpowiedzUsuńMy staramy się ograniczać i część rozdajemy:-)
UsuńBardzo ciekawe pamiątki i upominki z podróży, niektóre bardzo smakowite ;))) Obraz bardzo ładny, taki klimatyczny.
OdpowiedzUsuńOczami wyobraźni zobaczyłam tę lejącą się oliwę z walizki Pani podróżniczki... nie zazdroszczę ;))
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
ja też jej współczułam, ale widocznie źle zabezpieczyła butelki...
UsuńMoją pamiątką z wszelkich podróży od lat są zdjęcia i wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńTo najcenniejsze pamiątki:-)
UsuńPewnie, takie rzeczy przypominają, dają miejsce na wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńA czasami zapominamy sporo...
UsuńDo tej pory mam muszelki przywożone pół wieku temu z nadmorskich plaż, stosy widokówek z najróżniejszych miejsc, ale najważniejsze są zdjęcia odświeżające wspomnienia.
OdpowiedzUsuńOdnośnie pani z oliwą - załatwiłam sobie w podobny sposób ulubione białe spodnie. Wracałam metrem od taty i wiozłam zapakowane kotlety w sosie (u niego robiłam) i bezmyślnie postawiłam torbę na kolanach... nie dało się plam doprać :( Ale to były jedne spodnie, u tamtej pani pewnie cała walizka ...
No bywa tak, ja niosłam kiedyś sieci do wyrzucenia i nie wiedziałam, że worek dziurawy, pobrudziłam kurtkę...
UsuńA mnie się rozsypały śmieci na schodach...😃
UsuńBardzo ładne zdobycze Jotko :) A ja lubię przywozić ściereczki kuchenne z nazwą miejscowości, albo alkohole, głównie wina ( jeśli można przewieźć) i biżuterię srebrną też mam z wielu miejsc. Oj, z wielu...Sroczka ze mnie nie lada... Jeden malutki pierścioneczek np. przywiozłam z Krymu, gdy tam byłam w 2011 - z cyrkonią i napisem cyrylicą :) Od tamtej pory cały czas go noszę z innymi obrączkami. Z ostatniej wyprawy na Camino wróciłam ze srebrnym krzyżykiem filigranowej roboty, zakupionym w słynnym Padron. Jestem sentymentalna....
OdpowiedzUsuń... i lubisz piękne rzeczy, a te, o których piszesz muszą być wyjątkowe!
UsuńPamiątki z podróży ograniczyliśmy do książek i lokalnych trunków. Często też kupuję na pamiątkę kartki w muzeach, które odwiedzamy. Tanie, a ładnie później wyglądają w ramkach. Czasem zdarzy mi się przywieźć ceramikę albo biżuterię :)
OdpowiedzUsuńMy co roku tez ograniczamy ilość pamiątek, ale samych biletów i folderów jest sporo:-)
UsuńJa obowiązkowo kupuję magnes na lodówkę. Zdarzają się też inne rzeczy, np. pocztówka. To prawda, że jak oscypek to tylko ten z gór. ;)
OdpowiedzUsuńNa te magnesy to powoli miejsca brak:-)
UsuńMy tradycyjnie z Ekwadoru, wyroby czekoladowe, kawa, kakao i tym podobne…prawie każdy właśnie na to czeka…kiedyś woziliśmy więcej pamiątek ale to nie zdało egzaminu.
OdpowiedzUsuńMarek
Wszyscy czekają na to, z czego Ekwador słynie, no i podniebienie wygrywa...
UsuńU nas obowiązkowo są magnesy i breloczki do kluczy, czasami pocztówki i ciągle dostaje pytanie po co mi one skoro robię milion zdjęć :) oczywiście wino, oliwę, przyprawy... ale kiedyś na Rodos spotkismy małżeństwo co wiodło 5 kg kamieni 🙈 nie wiem po co, skoro potem i tak je wywalą..
OdpowiedzUsuń5 kg kamienia to już niezła waga, że tez chciało im się dźwigać!
UsuńZ wyjazdów przywożę magnesy, ale szukam nietypowych (chyba, że typowe widoczki są tanie, bo zagranicą się cenią). Już mi brakuje miejsca na lodówce. Przywożę tez mapy i foldery, na pamiątkę, może na przyszłość?;) Czasem przywożę jakieś miejscowe smakołyki. A od dzieci i przyjaciół dostałam w tym roku dzwonki (ze Szwajcarii), magnesy, książkę o zamkach Dolnego Śląska, przewodnik po Szwecji i 1000 koron na wyjazd do Szwecji (od syna, ale to na urodziny). Wykorzystałam skwapliwie :)
OdpowiedzUsuńKamienie też przywożę. I muszelki z różnych mórz. I nie wywalam, kładę w ogrodzie, mam już niezłą kolekcję ;)
UsuńHaniu, to masz niezłą kolekcję pamiątek, jest co oglądać i wspominać cały rok, super!
Usuń