Pisałam co nieco o typach czytelników, ale dziś będzie o szczególnym typie czytelników dziecięcych, którzy dzielą się na podtypy. Z odwiedzinami uczniów w bibliotece wiąże się także kilka anegdot, które postaram się przytoczyć, a niektóre brzmią jak w znanych dowcipach z serii "przychodzi baba do lekarza"...
Są dzieciaki, które wypożyczają JEDNĄ starannie wybraną książkę i przychodzą dopiero po następną. Są tacy, którzy przychodzą codziennie, pokręcić się miedzy regałami i czasami coś dopożyczą. Jeszcze inni biorą po kilka książek, często nie zwracając uwagi na tytuł. Niektóre dziewczynki lubią, by wybrać im kilka książek na dany temat i w czytelni przeglądają, z namysłem wybierają od 1 do 3. Zdarzają się czytelnicy, którzy nie wypożyczą książki, jeśli nie ma ilustracji lub czcionka jest zbyt mała. Są czytelnicy pytający o określone tytuły, czasem mają je zapisane na mikroskopijnych kartkach.
Często spotykanym typem czytelnika biblioteki szkolnej są spacerowicze czyli dzieciaki, które nie lubią wychodzić na przerwę i przechowują się w czytelni, nie mam nic przeciwko, jeśli sięgają chociaż po czasopismo...Najbardziej "zajmującym" czytelnikiem jest taki, który zajmie bibliotekarzowi całą godzinę, wymyślając różne zagadki i żądania i NICZEGO NIE WYPOŻYCZY! Zawsze przy takiej okazji przypominam anegdotę o kliencie, co to pyta panią w piekarni czy są czerstwe bułki i gdy pani odpowiada, że są oczywiście, to klient odpowiada: to po co żeście tyle napiekli?
Anegdoty z życia wzięte:
1. Uczeń prosi o chudą książkę. Zwracam mu uwagę, że chudy może być człowiek lub pies, a książki są cienkie, na to uczeń: a mój tata mówi, że on z matmy to jest cienki Bolek...
2. Kolega tego pierwszego prosi o byle jaką książkę, bo pani kazała wypożyczyć. Podpowiadam, żeby mówił raczej jakąkolwiek, bo byle jaka to nieładnie brzmi, a on na to, że wszystko jedno, bo i tak nie lubi czytać...
3. Trójka uczniów przybiega z misją wypożyczenia słowników na lekcję. Pytam o rodzaj, patrzą na siebie porozumiewawczo i jeden mówi: fizjologiczne...Chyba chodzi o frazeologiczne? Niepewnie kiwają głowami...
4. Siostra katechetka przysyła uczniów z klasy IV po kilka Biblii. Podaję opasłe tomiska , na okładce dużymi literami PISMO ŚWIĘTE NOWY I STARY TESTAMENT, biorą po 3, wychodzą, po chwili drzwi się uchylają i jeden z uczniów niepewnie zwraca mi uwagę: ale siostra prosiła o Biblie...
5. Przed feriami często uczniowie wypożyczają lektury i Kuba z V klasy przychodzi po książkę ANNA Z ZIELONEJ GÓRY. Pytam, czy nie chodzi czasami o ANIĘ Z ZIELONEGO WZGÓRZA? Jeśli to ta sama, to może być, byle nie była za gruba...
6. Wesołe zazwyczaj bliźniaczki z II klasy przychodzą jakieś nie w sosie. Pytam: dziewczynki, co dzisiaj takie miny? A, bo proszę pani , mamy dziś sprawdzian z WF-u! I to jest takie straszne? No pewnie, bo ktoś jest giętki, a ktoś nie, a z przewrotów nie ma korepetycji...
7. Nicola Z II klasy pyta kiedyś: a pani się tu nie nudzi tyle godzin? Z Wami, nigdy!
8. Koleżanka przed feriami sama wyprodukowała anegdotę: chłopak z VI klasy tuz przed zamknięciem przybiegł zdyszany po TAJEMNICZY OGRÓD. Koleżanka podeszła do półki i na pamięć sięgnęła po lekturę. Uczeń podziękował i wyszedł. Podliczając ilość wypożyczeń zauważyłam, że wziął Małą księżniczkę tej samej autorki. Uśmiałyśmy się obie, tym bardziej, że winny był brak okularów na nosie , a obie książki miały zielone okładki. Ale chłopak też chyba nie przeczytał tytułu, bo nie wrócił by wymienić...
Asiu wygląda na to ,że nie nudzisz się w pracy.Już Ci chyba wspominałam ,że będąc w klasach 1,2 szkoły podstawowej moim marzeniem było zostać bibliotekarką. Długo myślało mi się ,że polega to na tym ,że siedzę sobie w ciepełku i czytam książki "na okrągło" i mam taki duży wybór.Anegdoty z życia wzięte.....wprawiły mnie w dobry nastrój....chociaż i tak nie mam złego.A jeżeli chodzi o typ czytelnika to idę do biblioteki z konkretną "listą życzeń" a wcześniej sprawdzam ,że to co chcę jest do wypożyczenia.Nie chwalę się ,ale będąc czytelniczką ponad 30 lat już same panie z biblioteki znają moje gusta ,a nawet guściki....
OdpowiedzUsuńWiele osób nadal tak widzi pracę bibliotekarzy...
UsuńDobrze Gabrysiu, że panie wiedzą co lubisz, bo nic nie jest bardziej wkurzające niż wtykanie czegoś niestrawnego...sama tego nie lubię:-)
Szkoda ,że nawet na drugie nie mam Gabrysia bo to imię mi się wyjątkowo podoba.Czyżbyś Asiu wolała do mnie "mówić" Gabrysiu?Następna napisała Gabrysia więc chyba stąd ,zresztą to właściwie zupełnie nie ważne. Ale tak przy okazji chcę Ci napisać ,że oglądałam film" Marsjanin" ,o którym wcześniej pisałaś. Ten drugi zaczęłam,ale ponieważ jakoś była .."do d...." poczekam .Ten co oglądałam..podobał się mnie i mojemu Mietkowi.
UsuńOj, ale gapa ze mnie, przepraszam, chyba właśnie dlatego, że pisałam do Ciebie, a na dole zdjęcie Gabrysi, obiecuję być bardziej uważną. Jestem ciekawa ile Oskarów zdobędą oba filmy...
UsuńPamiętam jaka byłam dumna, kiedy znalazłam się w grupie... nie wiem jak ona się nazywała - na przerwach pomagałyśmy w bibliotece. Oprawiałyśmy książki a juz szczytem marzeń był dzień kiedy wypadał mi dyżur WYPOŻYCZANIA :) Te biblioteczne czasy z mojej szkoły podstawowej wspominam chyba najmilej. Anna z Zielonej Góry - jak dla mnie pobija wszystko :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa Aktyw biblioteczny, wiem, trochę z innej epoki:-)Dobrze, że masz takie wspomnienia, bo ja wolałam bibliotekę publiczną...
UsuńKsiążka z biblioteki w czasach szkolnych kojarzy się przede wszystkim z obowiązkowymi lekturami. A, że dziecko nie wie co zawiera Biblia świadczy niezbyt dobrze o rodzicach. A przecież jest nawet biblia dla dzieci. Ja swego czasu nabyłam taką, z informacją w postaci obrazków.
OdpowiedzUsuńAby dziecko garnęło się do książki samo z siebie musi mieć przykład w domu rodzinnym. Acz zdarzają się wyjątki od reguły.
Do "dorosłej" biblioteki chodzę z konkretną potrzebą i wkurza mnie, jak pani bibliotekarka usiłuje mi coś wcisnąć nie mającego żadnego związku, ani z autorem, ani z tematyką książki, którą chcę wypożyczyć. Zaczęłam podejrzewać, że chodzi o to, aby dobrze wyglądały statystyki. Wypożyczam 2-3 książki, a ona przynudza, że mogę 5. Masakra.
Miłego dnia
Dobrze podejrzewasz, ale ja nie mam im tego za złe, bo rozmawiałam z zaprzyjaźnioną panią z biblioteki publicznej i prawda jest taka, że rozlicza się je ze statystyk, tak jak w banku z ilości udzielonych kredytów. Absurd? jak wiele w naszym kraju...
UsuńTeż mam w domu piękną ilustrowaną Biblię dla dzieci i szkoda, że katecheci z tego nie korzystają, bo oryginalna jest trudna dla uczniów podstawówki...
Ważne,że wiedzą gdzie i po co jest biblioteka. Anna wymiata. Uważam,że tak właśnie powinno się ten tytuł tłumaczyć ;)
OdpowiedzUsuńOch, tłumaczenia czasem doprowadzają mnie do rozpaczy: Małgorzata we wspomnianej lekturze czasem tłumaczona jest jako Rachel, o Puchatku czy Pippi nie wspomnę. Kiedyś chciałam czytać na głos z uczniami Małego księcia, ale miałam różne wydania i co chwila dzieci wykrzykiwały, że maja inny tekst!
UsuńTakich anegdot nigdy za mało! Chociaż ta o Biblii mnie zasmuciła...
OdpowiedzUsuńDzieci są niesamowite, cieszę się za każdym razem, gdy widzę jakieś z książką. Sama oblegałam bibliotekę i wypożyczałam tyle książek ile tylko się dalo ;) Pozdrawiam ciepło! :*
Staram się zapamiętywać lub zapisuję. Ja też wypożyczam zawsze więcej, bo na 6 czasem tylko 2 są ciekawe...a na nudne szkoda mi czasu:-)
UsuńDokładnie tak! Jest na świecie tyle książek, że nie ma po co się męczyć z taką, która do nas nie pasuje ;)
UsuńPewnie wiesz, że na przerwie do biblioteki często zaglądają dzieci, które, mówiąc oględnie, nie najlepiej czują się z rówieśnikami. To nieraz jest ich jedyny azyl. Jasne, że nie wszystkie, ale tak też bywa.
OdpowiedzUsuńJa też, bezapelacyjnie przyznaje palmę pierwszeństwa Ani :) Może napiszemy jakąś petycję o zmianę tytułu w polskim wydaniu?
Masz rację, a ile tematów przewija się przez bibliotekę, nie mówiąc o arsenale drobiazgów, których dzieciaki potrzebują i po to do nas przychodzą:gumka do włosów, logo szkoły(dawniej tarcza),szklanka wody, ściereczka, chusteczka, papier toaletowy, korektor, długopis itp.
UsuńA petycję napisałabym do tłumaczy ogólnie...
Jotka przychodząc do Ciebie na bloga czuje sie jak to dziecko co to nie lubi czytać książek ale przychodzi do biblioteki , bo lubi panią z biblioteki, lubi sobie z nią pogadać , bo ta znajduje dla niej czas i wydaje się słuchać tego co się mówi ....Kiedy bylam dzieckiem chodziłam do biblioteki właśnie dla pani bibliotekarki , która byłą osobą miłą i słuchała mnie słysząc co mówię
OdpowiedzUsuńAniu, to największy komplement, balsam na moje uszy, wszak życie toczy się w realu,a nie w książkach....
UsuńAleż świetne te anegdoty! Zapiszę je sobie, bo warto! Wydawałoby się, że praca bibliotekarki (którą zresztą chciałam być) to stabilizacja i według niektórych monotonia...a tu proszę, jakie pole do obserwacji, psycholog by się nie znudził;)))) Dobrego tygodnia Asiu:)))
OdpowiedzUsuńO stabilizacji i monotonii zawsze mówi ktoś z zewnątrz, ale nie dziwię się, nawet moje koleżanki ze szkoły gdy wpadną na chwilę, a jest akurat cicho i pusto, mówią : ale tu u Was miło, też bym tak chciała...a my czasami marzymy o godzince spokoju, żeby spojrzeć, co tam nowego w "Świerszczyku".
UsuńSerdeczności kochana:-)
Anna z Zielonej góry i dzieciaki, które przyszły po Biblie rozbawiły mnie najbardziej ;)) Widzę, że biblioteka szkolna to miejsce bogate w przeróżne historie trochę jak salon fryzjerski ;) Nie wiem czy to tylko w moim liceum czy ogólnie w liceum biblioteki nie są już taki ciepłym miejscem, panie bibliotekarki zadzierają nosa i czasem aż wolę pofatygować się do miejskiej biblioteki niż załatwić coś w szkolnej...
OdpowiedzUsuńO bibliotekarzach krążą podobne historie jak o lekarzach, urzędnikach itd. Ja w liceum też miałam pecha do bibliotekarki, ale ostatnio to bardzo się zmienia, wszystko zależy od ludzi, pewnie o mnie też ktoś może coś niemiłego powiedzieć, bo np. trafił na mój gorszy dzień... jak to w życiu :-)
UsuńOsoby pracujące z dziećmi mają tyle śmiechu w swojej pracy i chyba nigdy się nie nudzą, bo dzieciaki potrafią zaskoczyć swoim abstrakcyjnym myśleniem. Mam znajomą która jest polonistką i zdaje się, że też zbiera "złote myśli" swoich uczniów z wypowiedzi i wypracowań :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj tak, koleżanki czasami czytają mi takie różne perełki czyli humor zeszytów szkolnych, fajna lektura:-)
Usuńta.... coś na wzór
OdpowiedzUsuńPrzychodzi facet do sklepu:
- Poproszę cukier w kostkach,
- Przykro mi nie ma,
- To po proszę jakąś inną tanią bombonierkę dla teściowej?
Dobreeeee! W sumie zazdroszczę osobom, które potrafią wymyślać takie dowcipy :-)
UsuńŚwietne anegdotki. Wszystkie, ale ta o Ani najbardziej mnie się podobała, właśnie czytam tę serię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :) .
Parę lat temu też sobie odświeżyłam serię o Ani i niezmiennie bardzo mi się podobała :-)Polecam tej autorki BŁĘKITNY ZAMEK,jeśli nie czytałaś :-)
UsuńZawsze lubiłam chodzić do biblioteki. Ostatnio odświeżyła to po kilkuletniej przerwie i chyba przy tym zostanę :)
OdpowiedzUsuńTo chyba nieuniknione, jeśli się dużo czyta, bo szafy nie są z gumy...
UsuńSzkoła to kopalnia anegdot :) Ja w dzieciństwie to w bibliotece mogłam spać - niestety wyganiano mnie do domu :)
OdpowiedzUsuńŻeby w nocy mogła dziać się magia, gdy światła gasną chochliki harcują...
UsuńSzkolną bibliotekę wspominam bardzo dobrze. Było to jedyne pomieszczenie edukacyjne, do którego wchodziłem bez żadnych obaw!
OdpowiedzUsuńOj, niektórzy mają uzasadnione obawy, że wcisnę im książkę...taka jestem!
UsuńI potem jeszcze sprawdzasz czy przeczytali?
UsuńO nie, tego nie robię nigdy!!! sama pamiętam takie panie, które w ten sposób potrafiły wielu uczniów zniechęcić do czytania, sama też nie czytam do końca, jeśli książka nie podoba mi się.
UsuńW sumie wesoło mas w tej pracy. Tylko jak znam życie, to musisz też mieć anielską cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńOj, znasz życie doskonale...nie wiem czy mam anielską, ale staram się :-)
UsuńAnegdotki pierwsza klasa, a biblioteki ja zawsze uwielbiałam. Chyba imię zobowiązuje- uwielbiam książki jak Ania z Zielonego Wzgórza :)
OdpowiedzUsuńAniu, niedługo Twoje dzieło będzie stało na półkach...mam nadzieję, że Iława jest dumna?
UsuńPiękne wspomnienia będą towarzyszyć nawet, gdy przyjdzie emerytura. A przy młodych, sam człowiek staje się młodszy. Zawsze chciałam pracować w bibliotece, ale koleżanka wyprowadziła mnie z błędu, że będę sobie poczytać. Podobno nie ma czasu na czytanie. Serdeczności zasyłam.
OdpowiedzUsuńTo właśnie paradoks, bibliotekarz nie ma czasu na czytanie...Czasami znajdzie się chwila, żeby chociaż nowości przeglądać, ale pozytywne jest to, że jednak dużo ludzi czyta - ile razy odwiedzam osiedlową bibliotekę, to zawsze stoję w długiej kolejce.
UsuńOde mnie także serdeczności :-)
piątka mnie rozbroiła:D u nas była taka seria 100bajek i szło prawie tylko to... na nic innego dzieci uwagi nie zwracały.
OdpowiedzUsuńU nas też jak się uprą na jakąś serię, to na nic innego nie można ich namówić, media robią swoje...
UsuńBardzo fajny temat, a z anegdot uśmiałam się, że ho ho :) Najbardziej mi się podobała 1 i cienki tata z matmy :) Anna z Zielonej Góry, nieźle sobie to chłopak wykombinował, tak w lot powstała książka o polskiej bohaterce:)
OdpowiedzUsuńDo biblioteki szkolnej bardzo lubiłam chodzić, zawsze pachniało tam książką, tajemnicą w nich skrywaną, drukiem, papierem. Dużo lektur mi się podobało zwłaszcza w tych młodszych klasach SP.
Pani wymyśliła żebyśmy założyli sobie taki zeszyt, w którym mieliśmy napisać krótkie streszczenie i narysować jakiś obrazek do książki, której przeczytaliśmy.
U mnie w domu książki czyta mój syn i ja, a mąż czytanie traktuje jak karę. Nie rozumiem go zupełnie. Ja jakbym tylko miała dużo czasu, to czytałabym i czytała :) Wydaje mi się, że nie jest to tylko kwestia wychowania, ale też charakteru, osobowości.
Do biblioteki miejskiej też chodziłam, a że było skromnie i szybko przeczytałam te książki, które głównie mnie interesowały, to przestałam chodzić.
Pozdrowienia serdeczne ślę :)
Teraz też funkcjonują zeszyty lub dzienniki lektur, czasami robimy konkurs na najładniejszy. Rodzicom zdarza się przedobrzyć i rysują w tych uczniowskich zeszytach...
UsuńDzieciom taki zeszyt lektur daje fajny obraz tego ile i co przeczytały.
Miło, że zaglądasz :-)
Twoja praca to musi być kopalnia anegdot :D!
OdpowiedzUsuńUwielbiałam szkolną bibliotekę. Jak jeszcze byłam w nauczaniu początkowym to pamiętam dostałam od Dyrektora nagrodę za największą ilość przeczytanych książek :P Jakiegoś pluszowego misia czy coś... Misia już niestety nie mam, ale książki kocha do dziś :)!
No fakt, praca ciekawa i angażująca emocjonalnie, czasami żartuję, ze bibliotekarka w szkole jest panią od wszystkiego...a czytelnicy? Bywają tacy jak Ty i bywają inni...
UsuńPozdrawiam serdecznie :-)