Druga majowa wycieczka to wyprawa do miejscowości Koło nad Wartą.
Na podróż zamówiliśmy piękną pogodę, nie za gorąco, choć przez okna auta nieźle grzało.
Po dotarciu na miejsce zatrzymaliśmy samochód w cieniu drzew w rynku, obok kolskiego ratusza. Budowla ciekawa, wielokrotnie przebudowywana, jej początki sięgają XIV wieku.
Na zdjęciu poniżej dwa czołowe zabytki tej miejscowości czyli kościół farny, którego budowę datuje się na przełom XIV-XV wieku oraz kościół i klasztor bernardynów.
Kompleks zabudowań klasztornych powstał na wyspie rzecznej w połowie XV w., po sprowadzeniu do miasta zakonu bernardynów. Jego budowę ukończono w 1482 r. Kościół późnobarokowy został wybudowany w latach 1773 - 1782.
Obydwa zabytki zamknięte, czytamy napis - robienie zdjęć zabronione. Zajrzeliśmy jedynie przez kraty, wewnątrz Fary skromnie, chłodno, w kościele bernardynów bardzo zielono, a w zasadzie zielonkawo od marmurów... zainteresowanych szczegółami odsyłam do zasobów Internetu.
Po wypytaniu miejscowego bywalca ławek w pobliżu ratusza, ruszyliśmy w kierunku rzeki Warty i mostu, bo skierowano nas tam w poszukiwaniu ruin zamku. Mijali nas liczni rowerzyści, całe rodziny na niedzielnej wycieczce, nawet żałowaliśmy, że nie mamy rowerów, bo droga do ruin okazała się długa, ale jakże ciekawa!
Przed wejściem na most dostrzegliśmy pomnik na niewielkim wzniesieniu. Okazało sie, że jest to pomnik powstańców 1863 roku ustawiony nad odnogą Warty, około 100 m od mostu. Symboliczną mogiłę usypali w tym miejscu w 1905 r. weterani powstania styczniowego. W 1924 r. na kopcu ustawiono betonowy pomnik, zniszczony niestety w 1940 r. przez hitlerowców. Odbudowany w 1962 roku na 600-lecie założenia miasta. napisy na pomniku głoszą, że jest także miejsce pamięci o żołnierzach poległych w kolejnych wojnach światowych.
Drugie zdjęcie pokazuje ślad po fortyfikacjach wojskowych z okresu II wojny, których zauważyliśmy kilka.
Po obu stronach rzeki usypano wały ograniczające rozlewisko Warty, a po obu stronach wałów roztaczają się piękne widoki na odległe pola, lasy, spotkaliśmy sarnę, bażanta, zająca... i ludzi, którzy nad rzeką urządzali majowe pikniki.
Szliśmy drogą na szczycie wału, przez co widoki były jeszcze lepsze, a przed nami widniały ruiny nadwarciańskiej warowni.
Zwiedziliśmy ruiny tego zamku gotyckiego położone na lewym brzegu Warty z dala od miasta. Nawet to, co pozostało świadczy o wielkości tejże budowli, która została wzniesiona przez Kazimierza Wielkiego przed 1362 rokiem czyli jeszcze przed lokacją miasta.
Martwi jednak to, że miejscowi nie potrafią docenić atrakcji turystycznej swego miasta i bazgrzą po murach, zostawiają śmieci, wjeżdzaja motocyklami niemal na mury...
Ostatnie zdjęcia pokazują detale wspomnianego kościoła bernardynów, które zauważyliśmy w drodze powrotnej, przyglądając sie dokładniej zabytkowi.
Schody nietypowe raczej jak na kościół, rozchodzące się na dwie strony i piękna kołatka, ciekawe kto z niej korzystał by dobijać się do kościelnych drzwi?
Jak zwykle sprawdziły się nasze wycieczkowe zapasy, bo wokół ani lokalu gastronomicznego, ani sklepu, poza sklepem monopolowym oczywiście...
Była gdzieś w mieście jakaś pizzeria, ale nie mielismy siły szukać, więc zjedliśmy nasze kanapki:-)
Lubię takie wycieczki samochodowe od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńCoś się obejrzy, coś się zwiedzi ,
zmieni klimat i miesce zamieszkania.
Pobędzie ze sobą ...
Też zabieramy ze sobą kanapki ,
bo tak wygodniej ...
Fajnie tak się zrelaksować od czasu do czasu :-)
To prawda, same zalety, a z własnym prowiantem nawet taniej:-)
UsuńAsiu jaka super wycieczka, trochę Ci ich zazdroszczę:) Polska jest piękna i bardzo mi jej brakuję, historia, stare kościoły, zamki, nasze lasy, pola...Dzięki Tobie mogę popatrzeć, uwielbiam Twoje wyprawy. Nie wiem co zrobię, to będzie trudna decyzja, bo jak jestem tu to tęsknię za krajem, jak jestem w Polsce to za Londynem, ale myślę, że wrócę, za bardzo związana jestem z korzeniami. Miłej soboty, super post.
OdpowiedzUsuńJolu, zawsze tak jest, że tęsknimy za tym, czego nam akurat brakuje. Chętnie jeździmy, ale gdy nie ma nas w domu ponad dwa tygodnie to już z ochotą wracamy:-)
UsuńI znów zaserwowałaś mi fajna wycieczkę,a ponieważ bardzo lubię te "dawne" klimaty więc chętnie nawet popatrzę na ruiny.Zauważyłam tak jak Ty ,że niektórzy nie potrafią się zachować w takich miejscach ,śmieci,bazgranina to to co też często widzę i mnie denerwuje.Jakbyśmy tylko nie czynili tego co sami byśmy nie chcieli aby nam czyniono świat wokół nas byłby lepszy,bardziej kolorowy i optymistyczny.Tak myślę.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMasz rację, Grażynko, każdy chce mieć czysto i pięknie, ale ktoś w końcu śmieci i niszczy, na zasadzie - po nas to tylko potop, a szkoda...
UsuńA wiesz Joasiu, że mieszkałam w Wielkopolsce, wiele razy przejeżdżałam przez Koło i Turek, bo miałam w okolicy znajomych, ale nigdy do głowy mi nie przyszło zwiedzić te miasta. Poznaję je teraz dzięki Tobie i chwała Ci za to, że jestes taka rewelacyjna przewodniczką:)
OdpowiedzUsuńBo to tak jest, Agnieszko, ja czasem staram się patrzeć na swoje miasto oczami kuracjuszy i turystów, gdy podsłucham jak im się podoba:-)
UsuńDzięki, korzyść obopólna, bo ja dzięki Tobie poznaję cuda natury:-)
Tydzień temu byłam koło Koła i zwiedzałam te ruiny nad Wartą. Pomazane, w wieży pełno śmieci (głównie butelek). I też spotkałam motocyklistów, może nawet tych samych...
OdpowiedzUsuńChyba nieświadomie podążam Twoim tropem ;)
U mnie notatka z mojej majowej wycieczki będzie tradycyjnie z gigantycznym opóźnieniem, bo jeszcze nie wyczerpałam zasobów kwietniowych opowieści.
Największe wrażenie zrobił na mnie zamek w Besiekierach.
Takich zaległych opisów też mam sporo...może gdzieś spotkamy się na trasie, ale byłaby niespodzianka:-)
UsuńW Besiekierach nie byłam!
To ruiny w zasadzie, ale niezwykłe, bo otoczone fosą – polecam, a też blisko tej okolicy.
UsuńJest tylko mały mankament, wisi tablica ostrzegająca przed sypiącymi się cegłami, trzeba być po prostu ostrożnym. Teren jest niewielki.
Muszę sprawdzić, nie zawsze trafia się w takie miejsca...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka:) Sprawiła mi wiele przyjemności. Nawet nie wiesz - jak wiele:)
Tęskno mi już do tych swojskości.
Tu jest wiele ciekawych miejsc, ale...
Pozdrawiam:)
Cała przyjemność po mojej stronie:-)
UsuńKanapki to podstawa każdej wycieczki :) My też nie raz się zdziwiliśmy, jak na przykład nie można nigdzie, ale to nigdzie zjeść obiadu, bo wszędzie były komunie. Bardzo udana jak widać wycieczka i pogoda jak marzenie
OdpowiedzUsuńKomunie albo wesela, kiedyś wyżebraliśmy kawę w restauracji tuż przed imprezą:-)
UsuńZabolało, że niektórzy nie szanują ruin, pięknego fragmentu historii. Bardzo Ci dziękuję Asiu za kolejną wycieczkę.:) Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to wkurza, niech piszą farbami po swoich murach i śmiecą u siebie w domu!
UsuńJakby na to nie spojrzeć, Polska do turystyki i turystów tyłem stoi.Zarówno do własnych jak i tych "z importu". Jest wiele pięknych miejsc, w które naprawdę nie trzeba dużo zainwestować by było co zwiedzić, gdzie zjeść i odpocząć.Byłam kiedyś w Kole, ale tak w połowie lat 60' - niewiele pamiętam poza tym, że jedzenie było koszmarne.
OdpowiedzUsuńA ta kołatka jest prześliczna!
Miłego;)
Fajnie byłoby po dotarciu do ruin wypić coś zimnego, że o ławkach nad rzeką nie wspomnę...czasami w Internecie miejsca i zabytki wyglądają lepiej, niż w rzeczywistości.
UsuńNa szczęście wiele także zmienia się na lepsze, to chyba zależy od gospodarzy danego regionu.
Tak to czasem jest z tym jedzeniem, że najlepiej mieć swoje. Pamiętam jak w gimnazjum byłem na wycieczce we Francji i nic mi bardziej nie smakowało niż bułka z przywiezionym z Polski pasztetem. :) Ciekawe to było połączenie, miejscowe pieczywo i nasze ,,żelazne" racje z kraju.
OdpowiedzUsuń:) O to chodzi, jedzenie może i proste ale jakie dobre.
Już obmyśliłem plan działania z tym stażem.
Pozdrawiam!
Warto popróbować nowych smaków, ale czasem te nowości przekraczają nasz budżet:-(
UsuńLepiej zawsze mieć przy sobie jedzenie i picie, też zabieram ze sobą. Szkoda, że ludzie śmiecą, bazgrzą, psują, sami mogliby na tym skorzystać. Przecież lepiej jest mieszkać w czystym, ładnym miejscu. Ale skoro publiczne to panuje przekonanie, że nie nasze wspólne, dla nas, tylko niczyje, ale to w sumie też nie tłumaczy tego, dlaczego ktoś to niszczy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, tak samo jest na osiedlach w miastach, a przecież tam mieszkamy, codziennie przechodzimy i patrzymy na te dewastacje.
UsuńChyba się nie zdziwisz jak napiszę, że ja to jestem tak szurnięta że jak nawet zastanę zamkniete drzwi do jakiegoś historycznego obiektu. który chcę zwiedzić .... to też mi to nie przeszkadza - bo mogę puścić wodze fantazji i wyobrażać sobie jak tam jest i co tam jest za tymi drzwiami.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o wypisywanie na murach tekstów "kocham Jolkę" czy podpisywanie się na nich to najwięcej tego jest w Grecji - tak przynajmniej wynika z moich dotychczasowych podróży. A przecież nie wszędzie byłam.
Nie dziwi mnie:-) My także zaglądamy choć przez kraty lub okna, jeśli to możliwe...
UsuńWszystko to tak bardzo nie moje strony, że chłonę jak gąbka. Dwa ostatnie zdjęcia - fascynujące!
OdpowiedzUsuńO, to będzie jeszcze coś w Twoich klimatach nieco później, bo obiecałam komuś...
UsuńŚwietna wycieczka. Chyba wiele lat temu przejeżdżałam przez Koło służbowo, ale nić nie pamiętam. Z przyjemnością poczytałam i pooglądałam.
OdpowiedzUsuńA propos śmiecenia. Tutaj w Japonii własne śmieci zabiera się ze sobą. Początkowo brak koszy jest irytujący, ale jak sie człowiek przyzwyczai, to zawsze ma przy sobie jakiś woreczek plastikowy na odpadki. Zdarzają sie wyjatki, ale generalnie jest czysto.
I tak powinno być, my też własne śmieci zabieramy, czasem w bagażniku do domu przywieziemy...
UsuńWiele miejsc zmienia sie z czasem, dlatego warto zajrzeć nawet w znane strony:-)
Otóż to, że infrastruktura u nas nie działa. Z jednej strony mówimy, że nie ma pracy, a z drugiej strony nie chce się pracować, bo trzeba sklepik otworzyć i zadbać o zaopatrzenie. Nic nie rozumiem z tego. W swojej miejscowości mam podobnie. W niedzielę nie ma co myśleć o zjedzeniu prostych i tanich posiłków, jeśli ktoś nie marzy o mulach w restauracji.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Też mi sie tak skojarzyło, że niby nie ma pracy, a wystarczyłoby punkt jakiś obok ruin otworzyć czy w rynku, ale nie ma komu lub nie ma pomysłu...
UsuńCzy ty nie możesz przez chwilę w domu posiedzieć?
OdpowiedzUsuńNie mogę :-)
UsuńPoza tym w Łazienkach właściwie za każdym razem coś mnie zaskakuje. :)
OdpowiedzUsuńKukułka według mnie czy ta sarna to pół biedy, gorzej jak do miast wchodzą dziki czy nawet niedźwiedzie. To dopiero może być groźne dla człowieka jak i dla zwierząt.
Pozdrawiam!
Coraz mniej miejsca zostaje dla zwierząt, a to my jesteśmy gośćmi na Ziemi...
UsuńLubię Asiu te wirtualne podróże, które mogę odbywać dzięki Tobie:)
OdpowiedzUsuńNamawiam męża na blog fotograficzny, by więcej było do obejrzenia, ale oporny jest...
UsuńBardzo podobają mi się ruiny zamku, lubie takie opuszczone i klimatyczne miejsca :)
OdpowiedzUsuńJest ich wiele, na całe życie wystarczy:-)
UsuńNigdy nie byłam w Kole. Zachęcasz mnie do wycieczek po Twojej okolicy!!! Wszystko przede mną!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Nie tyle moja, co trochę dalsza okolica, bo jeździmy coraz dalej...
UsuńCzęsto zapominamy,że małe miasta, również mają coś ciekawego do zaoferowania:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a można połączyć kilka miejsc w jedną wycieczkę:-)
UsuńJeszcze nigdy nie byłam w tamtych rejonach - może czas się wypuścić...
OdpowiedzUsuńKażdy ma jakiś nieznany sobie rejon, zawsze warto:-)
UsuńMieszkam sobie na Wartą, między dwoma urokliwymi miasteczkami, i w pobliżu pięknego pałacu w Wiejcach. Nie wklejam linku, gdyż nie wiem czy Twój blog je toleruje. Wpisz w Google Pałac Wiejce, jeśli chcesz zobaczyć. Nawet tam przez pewien okres pracowałem. Zwiedzić można, ale nie polecam żadnych usług – straszna drożyzna.
OdpowiedzUsuńW Kole to ja nigdy nie byłem.
Ciekawe linki mile widziane, już sprawdzam, dzięki:-)
UsuńZawsze chciałam zwiedzic ruiny. Od dziecka marzyłam, by frafic w ich okolice, bo zawsze wydawały mi się magiczne. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to marzenie zrealizować.
OdpowiedzUsuńDobrze, że były jakieś kanapki! My byliśmy w Częstochowie ze znajomymi, a tam albo pozamykane wszystko, albo nic znaleźć nie mogliśmy.
Pozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Ruin i odrestaurowanych zabytków u nas mnóstwo, życzę realizacji marzeń więc.
UsuńJotko, kanapki zawsze warto mieć! Nad Biebrzą nie ma ani jednego punktu z żarciem (są tylko na krańcach Doliny), więc już dawno nauczyliśmy się, że kawał kiełbasy (ja) i sera (Iwona) ratuje życie:))) PS. Ruiny - przefajne!
OdpowiedzUsuńWiem to od dawna, zwłaszcza teraz, gdy w niedziele handel szwankuje...
UsuńBardzo lubię takie wyprawy
OdpowiedzUsuńi jestem w stanie wytrzymać
na kanapkach. :))
Zawsze warto odwiedzać nowe miejsca!
Zabrać można nie tylko kanapki, na szczęście:-)
UsuńByle pogoda była i dobry humor!
To racja, w Polsce problem może nie jest tak poważny jak dajmy na to w dżunglach na świecie, nie znaczy to, że miejsca dla zwierząt jest dostateczna ilość.
OdpowiedzUsuńTeż chyba nie sięgnę po jego dalsze pozycje książkowe, tak samo jak nie sięgnę raczej po książki promowane na wewnętrznych stronach okładki. One już za daleko są od mojego światopoglądu, tylko bym się zdenerwował.
Pozdrawiam!
Przyjemniej czytać to, co nam leży, zwłaszcza w pewnym wieku, szkoda życia na zmuszanie się do pewnych rodzajów literatury lub autorów.
UsuńZazdroszczę Ci zdrowia na takie wycieczki. Chętnie bym zwiedziła wszelkie zabytki w mojej okolicy, ale już nie jest mi to dane.
OdpowiedzUsuńNamawiam syna, aby kupił kołatkę do drzwi swojego domku, ale podejrzewam, że niezbyt długo by się uchowała.
Zdrowie jest bardzo zwane, bo wycieczki bywają męczące, nie mówiąc o zmianach pogody, które bardzo odczuwam, zwłaszcza przed burzami...
UsuńKołatki bywają piękne, choćby dla ozdoby warto zainstalować:-)
podziwiam pasję, zdrowie, zapobiegliwość i w dodatku ochotę, by o tym wszystkim opowiedzieć:)) Uważny podróżnik dostrzeże piękno i historię rozsypaną w detale. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, im człowiek starszy tym większa świadomość uciekającego czasu, a samopoczucie nie zawsze jest zadowalające, ale co tam...
UsuńA z tym bazgraniem po zabytkach to chyba jakaś plaga, bo i u nas co rusz widzę coś takiego. Aż serce człowieka zaczyna boleć na ten widok. Ale oprócz tego warownia całkiem, całkiem... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ci bazgrzący u siebie w domu też tak malują?
UsuńWażne jest to, że jednak udało mi się ustalić gdzie jest ta firma i zapisać się do procesu rekrutacji.
OdpowiedzUsuńO to ciekawe, że poza Warszawą też byli jacyś ważni goście. Może to też ktoś z Węgier albo krajów ze środkowo-wschodniej Europy.
Pozdrawiam!
Nie mam pojęcia, nie zapamiętałam flagi...
UsuńA to ciekawe, że sklep monopolowy wszędzie się znajdzie, ale miejsce, gdzie można zjeść już nie.
OdpowiedzUsuńCiekawa wycieczka, a Ty interesująco nam o niej odpowiedziałaś 🤗
I to już druga taka niedziela, za pierwszym razem w monopolowym mieli napoje i lody, na szczęście!
UsuńMI kojarzy się Koło z trójkątem Koło-Konin-Turek, coś o tym było na geografii dawno temu ;) Świetna wycieczka :)
OdpowiedzUsuńA ja skojarzyłam z wyposażeniem łazienek:-)
Usuń