Pobyt w szpitalu nie należy do przyjemnych, ale jak to mówią, wszystko jest dla ludzi i jakoś to doświadczenie, jeśli jest naszym udziałem musimy przetrwać.
Oto kilka scenek, które wydarzyły się naprawdę.
Może Was rozbawią, może zasmucą, a być może obudzą wspomnienia ze szpitalnej sali z waszych pobytów w jakiejś lecznicy?
Dawno temu, gdy gościłam na laryngologii, dowiedziałam się, że kamienie można mieć nie tylko w nerkach czy woreczku żółciowym.
Moja sąsiadka ze szpitalnej sali miała kamienie w...śliniankach.
Dacie wiarę? 28 kamieni w tak małym organie jak ślinianki! z bólu chodziła po ścianach, funkcjonowała od zastrzyku do zastrzyku, a te robiła jej córka pielęgniarka.
Obie miałyśmy zabieg tego samego dnia, ja na małej salce, ona na sali operacyjnej, obie dostałyśmy "głupiego Jasia" - moja sąsiadka od razu niemal zapadła w sen, ja byłam dziwnie rześka - pani doktor stwierdziła, że potrzebuję końskiej dawki.
Niedawno znajoma leżała w szpitalu na jednej sali z sympatyczną staruszką. Kiedy do sali zajrzał ksiądz, starsza pani postanowiła sie wyspowiadać. Duchowny wydawał się zakłopotany i poprosił znajomą, by opuściła salę na czas spowiedzi.
Grzeszna pacjenta, widząc, że sąsiadka się waha, w końcu lekarz kazał leżeć, zwróciła się do niej słowami:
- kochaniutka, wyjdź na moment, ja mam mało grzechów, to długo nie potrwa...
Mój ojciec w czasie jednego z pobytów w szpitalu uratował być może życie znajomemu z pracy.
Zauważył na korytarzu wózek , na którym wieziono owego kolegę, a ojciec szedł na zastrzyk i pomyślał, że odwiedzi go później.
Jakie było taty zdziwienie, gdy nie mógł nigdzie go znaleźć, a był już wieczór.
Okazało się, że w końcu, na usilne prośby mojego taty siostry wszczęły poszukiwania i w samą porę, bo poprzednia zmiana zostawiła pacjenta w kiepskim stanie na sali przy otwartym oknie( zimą) i gdyby nie kolega, pacjent mógłby do rana zejść z ziemskiego padołu...salkę, nie wiadomo czemu ktoś zamknął na klucz.
Przyjaciółka mojej mamy zachorowała na raka piersi. Walkę przegrała, ale do końca zachowała swoiste poczucie humoru.
Gdy była już po zabiegu usunięcia piersi, lekarz z przychodni szpitalnej zapytał, ile waży, by dobrać kolejny lek. Ona na to:
- ale wagę podać z piersią czy bez, bo miałam spory biust... a pan dobiera według wagi.
Gdy mój mąż był pensjonariuszem jednego ze szpitalnych oddziałów, jego sąsiad z sali był już po operacji. Na obchodzie lekarz nalegał, by operowany zaczął wreszcie chodzić, bo to dobre dla krążenia, na co pacjent bardzo obruszony:
- Nie będę chodził, nachodzę się w pracy, ciągle jestem na nogach, ciągle biegiem. W końcu to szpital, tu chorzy leżą. Ja jestem chory i zamierzam poleżeć.
Trochę szokujące niektóre z tych sytuacji. Jak widać, nawet w szpitalu trzeba na siebie uważać, bo nietrudno o nieszczęście.
OdpowiedzUsuńOj trzeba, pomyłki się zdarzają, a nikt nie zadba o nas lepiej, niż my sami...
UsuńSpotkałam wczoraj znajomą,zapłakaną i załamaną. Jej 14-letniej wnuczce pękł tętniak i leży w szpitalu pod aparatami podtrzymującymi życie.
OdpowiedzUsuńZakłopotana, daremno szukałam w swej mózgownicy słów pocieszenia. Nic nie wymyśliłam. Czy w ogóle są takie słowa???
Tak są, ja z reguły w takiej sytuacji mówię: "bardzo mi przykro, nie wiem co powiedzieć, ale pamiętaj, że myślami, sercem i modlitwą jestem z Tobą".
UsuńPrzeważnie te słowa działały i w oczach pogrążonej w smutku osoby widziałam błysk nadziei :)
Pozdrawiam ciepło w tą chłodną i deszczową niedzielę :)
Trudno znaleźć takie słowa, to chyba też zależy od tego, z kim rozmawiamy, na ile go znamy. Wierzącym pomaga modlitwa, innym poczucie humoru, są też tacy, którym wystarczy przytulenie lub uścisk ręki.
UsuńAgnieszko, u mnie słonecznie, właśnie wróciłam ze spaceru:-)
Dziękuję za podpowiedzi. Czy będą przydatne - trudno przewidzieć.
UsuńZapewne będę musiała ograniczyć się do uścisku dłoni i przytulenia. Pogrzeb dziecka czyni z człowieka niemowę.
rzadko bywam w szpitalu, a jak już jestem, to zamykam się w bańce: słuchawki plus książka... ale nie jest to jakaś żelazna zasada, bo zdarza mi się też pogadać z ludźmi na sali... chyba najzabawniej było, gdy spędziłem trzy dni w szpitalu na okoliczność rezonansu magnetycznego... idiotyczne to było, bo wystarczyło, żebym podjechał z domu na umówiony termin, zrezonansowaliby mnie i po godzinie jest po sprawie... no, ale skoro procedura taka, to jak mus to mus... nawet fajnie było, bo nie było tłoku, czyściutko, jedzonko nawet i owszem, tak więc czułem się jak w domu wczasowym... ale na sali trafił się sadownik, plantator jabłek, ofiara kryzysu w tej branży /embargo do Rosji/ i cały czas japa mu się nie zamykała, tylko nawijał z sąsiadem o tych jabłkach... słyszałem to mimo słuchawek... co jakiś czas dawałem dyla z sali na dwór, ale nie będę przecież wciąż siedział na dworze... potem śniły mi się te jabłka wręcz... ja bardzo lubię jabłka, ale potem przez dłuższy czas nie mogłem nawet spojrzeć na jabłka, ani na nic, co się z jabłkami kojarzy...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
W czasie każdej bytności w szpitalu nie wyspałam się, szpital nie daje pospać...
Usuńkiedyś często i długo, teraz od dawna nie, ale mówią, że szpital to nie miejsce na żarty, mimo że i tam bywa śmieszno i straszno:))
OdpowiedzUsuńNiektórzy ratują sie żartami na każdy temat, wszystko zależy od ludzi :-)
UsuńKilka razy leżałam w szpitalu. Asiu może się i wygłupiłam. Miałam wyjść wcześniej po zabiegu, ale poczułam się gorzej, więc zostałam. Rano na obchodzie lekarz zdziwiony, że jestem.... a ja na to: "Panie doktorze tak mnie się tu spodobało, że postanowiłam zostać. Pielęgniarki zaczęły się śmiać, a lekarz dziwnie na mnie spojrzał i już tak cały dzień na mnie patrzył, jak spotkał mnie spacerującą na korytarzu. Później to sama się na to swoje zachowanie dziwiłam. No ale cóż rożne chwile są w życiu człowieka.......
OdpowiedzUsuńTeraz mi wpadło, może i o mnie ktoś gdzieś na blogu napisał. ;) .
Myślę, że się nie wygłupiłaś, sama najlepiej znasz swój organizm. Lepiej zostać nieco dłużej, niż wracać następnego dnia na sygnale...
Usuńwitam :) Tak wiem że można mieć kamienie w śliniankach i to zapewne duży ból. Szpitale ratują życie ale ogólnie kto może niech unika tego specyficznego miejsca... i nie pcha się tam profilaktycznie ;) gdy leżałem na laryngologii opatrunki w nocy zmieniała mi ...pacjentka obok z łóżka i ogólnie się mną opiekowała. Młoda uśmiechnięta z blond włosami do pasa i delikatna jak puch... myślę że był to anioł.
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, podobno każdy ma swego Anioła :-)
UsuńPani z małą ilością grzechów mnie rozczuliła
OdpowiedzUsuńMnie też, tym bardziej, że później poprosiła o umycie sztucznej szczęki, ale na to koleżanka już się nie zdobyła...
UsuńDusza oczyszczona, to i szczękę warto mieć czystą.
UsuńNa pewno tak:-)
Usuńnie mam dobrych skojarzeń ze szpitalem ...
OdpowiedzUsuńJa mam nie najgorsze, poza porodówką, bo tu była masakra!
UsuńTo, co przeżyłam i usłyszałam na KLINICZNYM oddziale położniczym nadaje się jedynie na blog, gdzie wcześniej wchodzący muszą zadeklarować, że mają 18 lat. Byłam bardzo wdzięczna GW za akcję "Rodzić po ludzku".
OdpowiedzUsuńSzpitale znam (dzięki Bogu) głównie od strony pracownika, ale mimo to nie przypominają mi się żadne wesołe momenty. No, chyba, że z obszaru wisielczego humoru ;)
Akcja rodzic po ludzku mnie nie sięgnęła, a szkoda, bo może miałabym więcej dzieci...
UsuńKamienie w śliniankach to wcale nic nadzwyczajnego, normalka.Gdy leżałam kiedyś na ortopedii dziwiła mnie ilość pacjentów płci męskiej z kończynami uciętymi mniej więcej w połowie łydki. Było ich multum i byli to "obcokrajowcy". W końcu się zapytałam jednej z pielęgniarek, co to za kuriozalna sytuacja i dowiedziałam się, że to żołnierze walczący w Afganistanie, ofiary min przeciwpiechotnych. A z zabawnych- na tejże ortopedii po operacji
OdpowiedzUsuńłękotki leżałam 4 pełne doby z nogami mocno uniesionymi do góry, niemal w pionie. Gdy mi w końcu pozwolono wrócić z nimi do poziomu nie mogłam uwierzyć, że leżę na prostym łóżku a nie na beczce.
Tak mój kręgosłup po tych czterech dobach zareagował na płaskie leżenie. Śmieli się ze mnie, bo wciąż sprawdzałam, czy aby na pewno leżę poziomo.
Niesamowite sygnały czasem daje nam nasz mózg, dla mnie niepojęte są zawroty głowy...jak wiele zależy od najmniejszych naczyń krwionośnych w głowie...
UsuńLeżałam na onkologi z panią już chyba po 70, którą bardzo śmieszyło to, że przed operacją kazano jej wyjąć z ust sztuczną szczękę, a ona miała swoje prawdziwe zęby, a nie sztuczne ;) Na tej onkologi to nas leżało 6 w jednej sali i czułyśmy się tam jak w klubie, żartowałyśmy, cytowałyśmy sobie Sztaudyngera, panie z innych sal przychodziły aby wyluzować się, bo na ich salach się nie dało.
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś sąsiadka z sali szpitalnej zapytała czy śpię w rajstopach...ona po prostu była bardzo blada, a ja mam raczej ciemną karnację:-)
UsuńOprócz czterech porodów (dwa w szpitalu,dwa w izbie porodowej) byłam 3 razy w szpitalu.Wszystko w związku z tym co spotkało mnie w 2008 roku-operacja kardiochirurgiczna.Pamiętam jedną sytuację gdy miałam spotkanie z lekarzem w przeddzień operacji.Padło pytanie czy chcę zastawkę biologiczną czy mechaniczną? Wiedziałam o co chodzi (pierwsza to konieczność wymiany po kilku latach) więc odpowiedziałam ,że chcę taką aby mi starczyła do końca życia. Lekarz oczywiście żartował gdyż wiedząc ,że mam 49 lat nie może być inaczej (byłam najmłodszą pacjentką w tamtym czasie )Okazuje się ,że nawet operację miałam metodą nowatorską (bez rozcięcia klatki piersiowej). Jedynie jeszcze 2 tygodnie po,straszyłam wszystkich "czarną" szyją-jakby jakiś wampir wypił mi krew. Jeszcze do dzisiaj pamiętam jak się nade mną użalali-"co oni z Tobą zrobili"?A ja byłam szczęśliwa ,że już po i dla mnie to był taki malutki "pikuś".Czas jednak zaciera pewne "fakty".
OdpowiedzUsuńWiedziałam, Grażynko, że jesteś niezwykła, nawet niezwykłe leczenie zastosowano w twoim przypadku. Oby wszystko działało jak należy, jak najdłużej:-)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńO szpitalach pisze się wiele złego. Sama leżałam niedawno, bo w styczniu i narzekać nie mogę. Opieka dobra, personel miły, od najniższego do ordynatora, jedzenie dobre.
Pozdrawiam i obyśmy zdrowi byli :)
Oprócz porodu, szpitala źle nie wspominam, może miałam szczęście, a może nie zawsze jest najgorzej.
UsuńJak to mówią, wszystko jest dla ludzi i szpital często jest potrzebny...
O tak, zdrowie najważniejsze:-)
Ja już od dawna przestałam liczyć swoje pobyty w szpitalu. W Krakowie, to prawie w każdym byłam, niestety takich zabawnych historii było niewiele, najczęściej się spotykałam z ludzkim cierpieniem, bólem, brakiem rozsądku i nieodpowiedzialnością. Oj niejedna książka by mogła powstać z tych moich szpitalnych pobytów. Jednak, to co mogę z całą pewnością stwierdzić, że człowiek chory, potrzebujący pomocy i opieki nie może się czuć bezpiecznie w tych placówkach służby zdrowia. Przeraża mnie ta cała atmosfera tam
OdpowiedzUsuńpanująca. Cały personel pracuje jakby za karę, wszyscy naburmuszeni i wyżywający się na tych biednych cierpiących ludziach, panuje dezorganizacja, znieczulica i kompletny brak empatii. Zastanawiam się co Ci ludzie tam robią, przecież nikt ich nie zmusza by wykonywali ten zawód. Ostatnio leżąc podczas Świąt na Urologii byłam zbulwersowana, wkurzona i rozżalona na to co tam się działo. Jeszcze z takim bałaganem, chamstwem i syfem się nie spotkałam. Nie wiem co dalej będzie, zapowiada się coraz gorzej. Niestety najbardziej ucierpimy my ludzie schorowani i wymagający ciągłe opieki. Przykre to bardzo, że tak mało człowieka w człowieku tam, gdzie wystarczy zwykły uśmiech, czy jedno dobre słowo.
Przepraszam Cię Asiu, ale nie potrafię nic pozytywnego napisać, bo nawet nie potrafię sobie przypomnieć pośród tego co ostatnio się dzieje w naszej służbie zdrowia.
Pozdrawiam Cię serdecznie i miłej niedzieli życzę :)
Ostatnio odwiedzałam ojca w szpitalu i powiem szczerze, że nic nie zmieniło się na lepsze, tłok, zaduch, ciasnota, zero intymności, pielęgniarki przeciążone pracą...jeśli nie będzie istotnej reformy, to zapaść murowana.
UsuńBuziaki, Agnieszko:-)
Gabuniu, łatwo jest o negatywną ocenę, a trudniej o empatię. Sama tego doświadczasz i czujesz, że to złe, a robisz dokładnie to samo.
UsuńAniu ja nie oceniam, a stwierdzam istotne fakty, a gdybym nie miała w sobie empatii, to w życiu bym sobie nie pozwoliła na takie traktowanie, tylko wykłócałabym się ze wszystkimi o swoje prawa, o ludzkie traktowanie, o wspomnianą przez Asię intymność i zrozumienie, tak jak większość osób to robi. Ja natomiast zagryzam wargi i staram się to wszystko znosić, z pokorą przyjmując każde upokorzenie i sprawioną przykrość, a wiesz Aniu nie jest łatwo, gdy człowiek bardzo cierpi, jest mu źle, boi się, a wkoło tylko nienawiść i przedmiotowe traktowanie człowieka. Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć.
UsuńAgnieszko, wiem o czym piszesz, bo doświadczyłam jednego i drugiego, wszystko zależy od ludzi, nie od procedur, trzeba mieć szczęście lub pecha by trafić na odpowiednich ludzi...
UsuńGabuniu, nie buduj ze swego cierpienia złotego muru, proszę Cię, byś nie próbowała mi udowodnić, że nie przeżyłam, to nie mam o czym mówić. Bardzo tego nie lubię.
UsuńMam takie doświadczenie, że w pewnym miejscu, gdzie było mi bardzo źle, postanowiłam zmienić nastawienie innych. To wydawało się niewykonalne, tyle rzeczowego traktowania, tyle nieuprzejmości, a nawet pogardy. Ale z czasem to mi się udało. Dotarłam do tych ludzi z sercem.
Nigdy nie wiesz z kim masz do czynienia. Nigdy nie wiesz jaką drogę musiał przejść ten człowiek, którego spotykasz. Nigdy nie wiesz, jakie problemy go przytłaczają i dlaczego jest taki.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie chcę Asi tu zaśmiecać jej bloga naszymi dyskusjami, które bardziej odbieram jako atak z Twojej strony, lecz pozwolę sobie jeszcze napisać kilka słów. Nie otaczam się żadnym złotym murem, ani tym bardziej nic nie próbuję Ci udowodnić, bo nie wiem co przeżyłaś, co czułaś i w jakich sytuacjach się znajdowałaś. Masz prawo mieć swoje zdanie. A ja mam prawo wyrażać swoje według siebie. Nie można Aniu zmienić wszystkich na siłę, co innego jest docierać do kogoś na neutralnym gruncie, a co innego w jakiejś placówce, w tym przypadku w szpitalu, gdzie nie bardzo się porozmawia z personelem medycznym, który często jest niedostępny dla pacjenta.
UsuńRozumiem też, że każdy może mieć zły czas, problemy różne, ale to go nie usprawiedliwia do poniżania i krzywdzenia innych. Dlatego staram się nie odwzajemniać tego negatywnego zachowania wobec mnie, tylko reaguję spokojnie i grzecznie, co przyznam jest trudne i z pewnością nie udało by mi się to, gdyby nie pomoc Pana Boga i moja miłość do Niego. Uważam więc, że gdy Bóg chce byśmy komuś pomogli, to na pewno się nami posłuży w odpowiednim czasie. Walką i uporem nikogo się nie zmusi by pokochał Boga, można najwyżej dzielić się swoimi doświadczeniami z wiarą i świadectwami, które są dowodem na istnienie prawdziwego Boga, a także swoim życiem dawać przykład innym co to znaczy iść z naszym Ojcem Niebieskim przez życie.
P.S. Przepraszam Cię Asiu za tą dyskusję, mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz :)
Masz rację Asiu wszystko zależy od ludzi i ich nastawienia do drugiego człowieka. Niestety na pewne zachowania nie mamy wpływu, bo nie wszystko jest takie proste jak by nam się wydawało.
Pozdrawiam ciepło Ciebie Aniu i Ciebie Asiu :)
O żadnym zaśmiecaniu nie ma mowy, po to przecież blogujemy, by wymieniać myśli, dzielić się poglądami, każde zdanie jest cenne, każdy ma inne doświadczenia i ma prawo do swojego zdania.
UsuńDziękuję , Agnieszko:-)
Z tym atakiem to trochę przesadziłaś. ;)
UsuńPrzecieram oczy ze zdumienia, jaka zmiana postawy. Zupełnie jakby inna osoba napisała to, a inna poprzednie słowa.
Tak, właśnie o to mi chodzi, o takie nastawienie i wyjście do drugiego człowieka z miłością.
Pozdrawiam Was obie. :)
Cieszę się że czas kiedy chorowałam i przebywałam w szpitalach mam już za sobą ale tam gdzie byłam (dawno, dawno temu)nie było tak źle... na oddziale tworzyliśmy jedną wielką "rodzinę" - pomocne w trudnych chwilach i kiedy musisz przebywac tam długi czas i spędzać pewne uroczystości
OdpowiedzUsuńKażdy w tym temacie ma i dobre i złe wspomnienia, jak widać:-)
UsuńZłe też mam... szpital temat rzeka ;)
UsuńO tak, bywa śmieszno i straszno...
UsuńW szpitalu nigdy nie byłam, ale takich sytuacji słyszałam wiele. Dobrze, że ludzie nawet chorzy umieją śmiać się i żartować.
OdpowiedzUsuńAle o kamieniach w sliniankach pierwsze słyszę.
Obyś nie musiała przebywać w szpitalu, a jeśli już to na krótko i z dobrą opieką:-)
UsuńW śliniankach? Łoj.... Straszne to. ;/
OdpowiedzUsuńJakby mi lekarz kazał leżeć, to choćby mnie ksiądz szatanem straszył, nie wyszłabym. :P Serio mówię. ;] Nie sądzisz, że w tej sytuacji to oni powinni wyjść? Poszeptać o grzechach na stołówce na przykład?
No chyba, że ta pani też miała przykaz od lekarza, by leżeć. I co wtedy? :P ;)
Koleżanka chciała uparcie leżeć, ale żal się jej zrobiło staruszki...ksiądz nie wykazał żadnej inicjatywy.
UsuńW Polsce jedynie co ,to dwa porody w łódzkich szpitalach.W Koperniku złe wspomnienia-78r. ciężki poród słaba opieka.Na Przyrodniczej -96r. drugi poród...tam czułam sie jak księżna ...I w Szwecji na onkologii..opieka,pokój hotelowy jednoosobowy,personel przy tobie jak przy prezydencie hahahha...
OdpowiedzUsuńA tak bez żadnych przygód. Uściski::))
Na szczęście na onkologiach różnych w Polsce są trochę lepsze warunki, niż na innych oddziałach...tak słyszałam.
UsuńNiektóre sytuacje są dosyć takie nietypowe i zwykle niespotykane.
OdpowiedzUsuńMi szpital z niczym przyjemnym się nie kojarzy.
Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Lekarstwa też nie są smaczne:-)
UsuńCieszę się że oprócz dwóch porodów w szpitalu być nie musiałam ale różne przypadki i widziałam i słyszałam
OdpowiedzUsuńCzasami aż łzy się w oczach kręcą :(
...albo włos na głowie się jeży...
UsuńOj, w szpitalu wiele się dzieje. Nie wiem sama, czy więcej dobrego czy złego. Moja mama teraz idzie na operację, ale zanim tam dotrze to właśnie przechodzi wiele badań, ludzi w kolejkach co niemiara, można przyjść rano, a wyjść wieczorem. Ale można też zawrzeć różne znajomości, na krótko, albo i na dłużej, kto wie. Wolę jednak unikać. Możliwość komentowania na moim blogu jest zablokowana jak na razie. Zaczęłam go pisać, muszę iść po książki, żeby móc pisać dalej, chcę coś przedstawić, a potem możliwe że udostępnię do komentowania. Nie wiem, czy będę miała czas, żeby tam pisać, i na ile go rozwinę, bo w sumie miała być strona internetowa, ale to mi nie wyszło, więc jest blog. Ten blog jest celem do zrealizowania, a czy mi się uda, kto to wie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo życzę mamie cierpliwości i pomyślnego zakończenia leczenia, a Tobie udanego blogowania:-)
UsuńDziękuję. ;)
UsuńRóżne sytuacje się dzieją w szpitalach, te opisane rzeczywiście są nietypowe. Ta sytuacja z otwartym oknem mnie przeraziła. :/
OdpowiedzUsuńMnie też, bo mogło trafić na mojego ojca np.
UsuńNie cierpię szpitali. Czasami dowcipy chorych w
OdpowiedzUsuńszpitalach odrywają ich od myśli zwiazanych z chorobami i cierpieniem.
Pozdrawiam:)
Chyba tak, to taka forma podtrzymania siebie na duchu:-)
UsuńLubię takie anegdoty :) Są w pewnym sensie drastyczne, bo jednak to szpital, ale mimo wszystko humorystyczne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sami pacjenci tworzą takie smaczki, więc chyba jest O.K.
UsuńZ powodzeniem mogłabym dopisać jeszcze kilka takich szpitalnych historii...
OdpowiedzUsuńO, na pewno, mam nadzieję, że niezbyt drastycznych?
Usuńja nie nawidze szpitala i jak juz tam trafiłam to cułam się gorzej niż powinnam tonie miejsce dla mnie tam każą lezec a ja nie z tych leżących mój lekarz się smiał "pani to najchętniej by już z sali operacyjnej poszła do domu " i miał racje chciałam by nieboraka wycieli i do domu wracac jak najszybciej
OdpowiedzUsuńJa byłam kilka razy, starałam się przystosować, ale nie zadomowić...
UsuńJotko, taki temat szpitalny u Ciebie... mam nadzieję, że nic się za tym nie kryje? Jakoś tak się zmartwiłam, bo jakiś czas temu pisałaś o problemie zdrowotnym, teraz - szpital...
OdpowiedzUsuńMoja intuicja szaleje od domysłów, więc - proszę, uspokój mnie, że wszystko dobrze i ten szpitalny temat to czysty przypadek.
Kochana, jak na razie jest wszystko O.K.
UsuńZłego diabli nie biorą, ja pyskata jestem, więc i z choroby się wypyszczę, jakby co...
A na poważnie, dziękuję za troskę, niedomagania każdemu się zdarzają:-)
Dziękuję za szybką odpowiedź.
UsuńJestem spokojniejsza. :)
Twój spokój to moja radość:-)
UsuńByłam tylko w szpitalu położniczym. Dwa razy. Jeden pobyt był niefajny, do drugiego o nic nie mogę się przyczepić. Za to zabawna historia zdarzyła się podczas pobytu w szpitalu dziadka męża. Miał wtedy 87 lat i problemy z żołądkiem (jeszcze z czasów wojny). Poza tym był dziarskim panem, mieszkał sam, a wokół kręcił się wianuszek sąsiadek. Teść zawiózł go do szpitala, a na drugi dzień dostał od ojca burę, za to, że zostawił go wśród "staruchów" i nawet nie ma z kim porozmawiać. W sali leżeli około pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatkowie.:)
OdpowiedzUsuń:) :) :) Pozazdrościć wigoru dziadziusiowi. :)
UsuńI brać przykład.
To prawda, tylko podziwiać, moja przyszła synowa ma takiego dziadka, niezniszczalny i pełen humoru:-)
UsuńOstatni raz jako pacjent w szpitalu byłam ponad 30 lat temu - czyli przy narodzinach. Później zdarzały się wizyty u dziadków, u rodziców, znajomych.
OdpowiedzUsuńRóżne osoby leżały na sali. Mam cichą nadzieje, że do szpitala jako pacjent już nie wrócę. Marco też.
ps. Jotko pytałaś o blog. Z przyczyn przykrych dla nas - w nazwie bloga musielismy dodać literkę r:
https://edi-i-marco-voyagerr.blogspot.com/ - voyagerr :) Fb blokował nam dostęp do tejże strony, podobno zostało zgłoszone, że piszemy przykre i obraźliwe posty. Jeśli jeszcze raz ktoś będzie tak działał, to już bloga nie będziemy łączyć z Fb. Dziś też już wiemy, że problem dało się przeskoczyć w troszkę inny sposób, ale człowiek mądry po szkodzie.
Ważne, że blog działa i ma się dobrze, a pisać posty możemy nadal.
Serdeczności.
Pobytu w szpitalu nie życzę, w żadnym razie!
UsuńTo dobrze, że problem się wyjaśnił, ja też miałam chwilowy problem z bloggerem, nie cierpię tego.
My także. Uściski :)
UsuńZ jakichś powodów szpital kojarzy mi się z „ Czterdziestolatkiem” i nogami do przodu. To chyba niedobrze?
OdpowiedzUsuńBywa i tak, ale generalnie raczej pomagają...
UsuńMoje wspomnienie z sali szpitalnej jest tak koszmarne... że nie powinnam o nim pisać.
OdpowiedzUsuńSkoro tak, to lepiej, żeby odeszło w zapomnienie...
UsuńAsiu ale mi nie chodzi o pozostanie, bo o tym zdecydował prowadzący mnie lekarz, tylko o to co powiedziałam do lekarza /już innego/ na drugi dzień podczas obchodu.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym podobnie, lekarz nie miał może poczucia humoru?
UsuńTeż tak pomyślałam.
UsuńKiedyś usłyszałam, że w szpitalu najważniejsze są ściany
OdpowiedzUsuń- do tej pory staram się nadać temu sens (hm...)
Mój ojciec stwierdził, że w szpitalu wyostrzył mu się wzrok, od wypatrywania szczegółów na suficie...
UsuńZ zamieszczonych historyjek mój uśmiech wywołała ostatnia.
OdpowiedzUsuńO kamieniach w śliniankach wiedziałam- to zasługa medycznego wykształcenia.
A teraz chyba zamęczyłam swojego ortopedę bo uciekł surfować na Bonaire;-)
Pozdrawiam!
Surfować, powiadasz? To niech uważa na nogi ;-)
UsuńO kamieniach w śliniankach słyszałam, ale ogólnie pobyt w szpitalu - lepiej omijać wielkim łukiem. Chociaż Bogdanowi przypadł do gustu szpitalny bufecik - kawiarenka. Zawsze to coś Pozdrawiam Asiu
OdpowiedzUsuńPanom czasami też podobają się młode pielęgniarki ;-)
UsuńCiekawe historie! Nawet w szpitalu - takim niespecjalnie wesołym miejscu (no chyba, że się jest na porodówce i czeka na dzieciątko ;)) zdarzają się zabawne historie :)
OdpowiedzUsuńSami pacjenci chyba tego potrzebują:-)
UsuńWitaj ponownie, odmrażam Cię w zakładkach:-)
O kamieniach w śliniankach usłyszałam po raz pierwszy od znajomego hipochondryka, więc myślałam, że sobie jaja robi. Ale od czego internet? Sprawdziłam i wiem, że coś takiego istnieje. A historie szpitalne - znam jeden, gdzie ludzie traktowani są po ludzku, nie jest to niestety nasz powiatowy, zwany umieralnią. Mąż dwa razy tam leżał, jakoś się wywinął, ale niewiele brakowało.
OdpowiedzUsuńO podobnej umieralni też słyszałam, że też takich miejsc nikt nie kontroluje...
UsuńNie lubię leżeć w szpitalu, a to ze względu na to, że codziennie cała rodzina odwiedza chorych w sali i nie ma prywatności.
OdpowiedzUsuńMąż jednej współpacjentki przychodził rano do żony, a wychodził wieczorem. Kiedyś jej zaproponowałam, aby siedzieli w ładnej i nowoczesnej świetlicy. Niestety, mąż dalej przesiadywał w sali.
Gdy w innym szpitalu chciałam oglądać w świetlicy mecz piłki ręcznej, bo były jakieś mistrzostwa, okazało się, że nie mogę, bo w tym czasie w świetlicy odbywały się jakieś modły sympatyków Radia Maryja.
Znam to z autopsji, niestety, nie wiem jakie teraz są posiłki, ale gdy ja leżałam bywały dobre na rozwijanie wyobraźni, trzeba było zgadnąć, co akurat jesz...
UsuńNagle nie wiem czemu wszystkie śmieszne i straszne szpitalne historie wyleciały mi z głowy....ale mam coś, co zdarzyło mi się...dwa razy :) A mianowicie w sali obok leżał Pan z więzienia...na wszystkie badania w kajdankach, w obstawie dwóch wielkich ogromnych panów...skazany był mojego wzrostu i o połowę szczuplejszy, a ja mam niespełna 160 w kapeluszu...
OdpowiedzUsuńWidocznie wina jego była dużego kalibru...
UsuńZbyt wiele razy byłam, dlatego pobyt znam od podszewki. W szpitalu sufit jest ważny, bo liczy się muchy i ściany, bo jest się czego trzymać, a pielęgniarek jest za mało i są źle opłacane, więc komfortu nie będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O tym suficie wspominał także mój tato, mogliby coś na nich malować...
UsuńJa o szpitalach nie chce wcale mówić, nie bywalam, ale moja mama owszem, w Niemczech i takich zimnych jak ryba lekarzy jak tam, nie można sobie wyobrazić. Zresztą przez prosty błąd doprowadzili moja mamę do śmierci. A co do tego co napisałaś, niesamowicie uśmiałam się z ostatniej scenki:) :) :)
OdpowiedzUsuńOjciec mojej koleżanki leczył się w niemieckim szpitalu, ale prywatnie, więc nie narzekał...bogaty syn sfinansował wszystko.
UsuńPrywatnie owszem, na pewno był zadowolony...
UsuńNo ba! Ale kogo stać na taki luksus?
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńZ "zabawnych-niezabawnych" sytuacji pamiętam taką:
Byłam na zmianie opatrunku, gdy jakiś mężczyzna wpadł do gabinetu z kobietą na wózku, wykrzykując:
- Pomocy! Pomocy! Żonę ugryzło jakieś nieznane zwierzę!
Poszarpana, krwawa miazga zamiast łydki nie wróżyła niczego dobrego, ale opatrujący mnie empatyczny pan doktor, rzuciwszy okiem, zakrzyknął:
- Nieznane zwierzę? To trzeba było do weterynarza!
Nie muszę chyba dodawać, że był jedynym śmiejącym się ze swojego, pożal się, Boże, żartu.
Pozdrawiam:)
No tak, wyobrażam sobie, jak musiała czuć się ta kobieta, w takich momentach nie jest nam do śmiechu.
UsuńNie powinnam mieć złych wspomnień ze szpitali, a jednak mam. Pozostała mi trauma z wczesnego dzieciństwa. Miałam 5 lat, gdy trafiłam na oddział zakaźny z żółtaczką. Zamknęli mnie tam na 3 tygodnie, odcięli od kochanych rodziców i dręczyli codziennie (lub prawie), torturowali pobieraniem krwi z żyły i najczęściej nie trafiali. Jak miałabym wierzyć, że w szpitalach ktoś chce mi pomóc, z takim bagażem? To takie nieludzkie instytucje. W moim umyśle jedynie tylko trochę lepsze od więzień ( bo przecież mnie, jako dziecko uwięziono, bez żadnej mojej winy). Niby rozumiem, że w szpitalu pomagają, ale dla mnie to jest zło konieczne, ostateczność. Nawet 3 porody w szpitalu były dla mnie trudne do przetrwania (znów brak odwiedzin), a wtedy innych możliwości rodzenia nie było. Ech,ciekawe, czy za pieniądze w prywatnych szpitalach traktują pacjentów podmiotowo? (nie dowiem się, bo nie stać mnie na takie luksusy).
OdpowiedzUsuńJa z porodu tez mam jak najgorsze wspomnienia.
UsuńJeśli masz koszmary po szpitalu jako dziecko, to nic dziwnego, wtedy sie z dziećmi nie patyczkowano, narzeczona syna miała szytą na żywca ranę na twarzy...a miała wtedy 6 lat!
Szpitale są dla ludzi, byle personel miał więcej empatii...
OdpowiedzUsuń