Pani minister od edukacji napisała do szkół pismo i rozgorzały dyskusje.
Z pisma wynika, że nauczyciele mają za dużo wolnego, bo oprócz ferii i świąt są jeszcze inne okazje, kiedy uczniowie mają wolne od lekcji. Rodzice dzieci w tym czasie pracują i uczeń w domu nudzi się.
Co trzeba zrobić? Zatrudnić nauczycieli na tzw.dyżury, żeby nie mieli za dobrze i ściągnąć uczniów do szkoły ( chociaż nie ma lekcji ustawowo )
i zapewnić im zajęcia opiekuńcze. Tak to się nazywa, ale nikt nie potrafi sprecyzować, co uczeń miałby w tym czasie robić? Byle się nazywało, że szkoła "pracuje".
Nie będę się rozwodzić nad tym, ile faktycznie kto pracuje i ile zarabia, bo nie warto - minister i obywatele wiedzą lepiej. Może tylko powiem, że niechętnie spoglądam na akcje typu: noc w szkole, noc w bibliotece, noc z Andersenem, noc z Harrym Potterem - każdy psycholog potwierdzi, że noce dziecko winno spędzać w domu.
Szkoła i tak organizuje uczniom wiele czasu wolnego, choć według niektórych rodziców ciągle za mało ( jedna z moich uczennic chodzi na 8 kółek), a do tego szkoła muzyczna, karate, judo, konie, basen, wolontariaty itd.
Przypomina mi się niedawna dyskusja w mediach o żłobkach i przedszkolach tygodniowych, które cieszą się wśród rodziców coraz większym powodzeniem. Mam w związku z tym pomysł: zaraz po urodzeniu oddajmy nasze dzieci do żłobka i odbierzmy je dopiero w wieku 18 lat lub po maturze, a wówczas nasze życie zawodowo - towarzyskie nie poniesie straty i obowiązek wobec państwa zostanie spełniony...
(grafika:Rob Shenk, Flickr, licencja CC BY-NC-ND 2.0)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz