Rozmawiałyśmy dziś z koleżankami o kursach i szkoleniach, na których niektórzy z nas bywają, z własnej inicjatywy lub z przypadku, odpłatnie lub w ramach rożnych grantów, chętnie lub przymuszeni. Wiele z tych szkoleń jest niestety mało przydatnych, ktoś je wymyśla, ktoś inny prelegentom słono płaci, przymuszeni słuchacze tolerują, byle wytrwać do przerwy na kawę. Zaświadczenia z odbytych szkoleń mnożą się, teczki osobowe puchną, a że często zda się to przysłowiowemu psu na budę...no cóż. Pracodawca ma czyste sumienie, pracownik jest posiadaczem stosownego zaświadczenia, prelegentowi wzrosło na koncie, nie ma się do czego przyczepić.
Pół biedy, jeśli koszty poboczne nie są kuriozalne, a z takiego szkolenia coś się jednak wyniesie.
Bywają jednak różnorakie imprezy grantowe, sponsorowane wcale nie prywatnie, a przez UE, gdzie przejada się wielkie kwoty w sposób nieuzasadniony. Seminaria i konferencje, których uczestnicy nocują w drogich hotelach, jadają bliny z kawiorem oraz inne bażanty, gdzie każdy otrzymuje w prezencie torbę gadżetów do niczego nieprzydatnych, w przerwach baseny i inne atrakcje. Prelegenci nie tylko dobrze zarobią, ale podróżują luksusowo i za cudze. Czy to musi być aż z takim przepychem, albo czy kluby poselskie muszą obradować wyjazdowo w luksusowych ośrodkach? Tymczasem zwykły śmiertelnik na zebranie przychodzi z własna herbatą, za szkolenie płaci, po zdobyciu dodatkowych kwalifikacji mu nie dołożą, a gdy prosi o fundusze na podstawowe środki pracy, to słyszy odpowiedź: znajdź sobie sponsora.
Jest wiele szkoleń przydatnych w pracy, ale są też, szkolenia gdzie wykładowcy chcą tylko "odfajkować" zajęcia, zebrać kasę i to są pieniądze wyrzucone w błoto.
OdpowiedzUsuń