Co jakiś czas media donoszą o śmierci samotnej osoby, której zwłoki odnaleziono przypadkowo w różnym stanie rozkładu.
Najbardziej utkwił mi w pamięci opis przedziwnego zbiegu okoliczności - mężczyzna w średnim wieku opiekował się chorą, leżącą matką. Traf chciał, że wybrał sie na zakupy, uległ poważnemu wypadkowi, zapadł w śpiączkę, a gdy go z niej wybudzono, okazało się, że w domu została chora kobieta, która w czasie jego pobytu w szpitalu zmarła z głodu i wycieńczenia. Nikt z sąsiadów nie interesował się losem staruszki , bo kobieta przecież była pod opieką syna...
W różnych relacjach powtarza się oburzenie dziennikarzy na temat znieczulicy sąsiadów. Historie opowiadające o samotnej śmierci za ścianą zmusiły mnie do przyjrzenia się sytuacji w najbliższym otoczeniu i zastanowienia, czy zawsze problem tkwi w znieczulicy?
Ludzie żyją w wiecznym pędzie, niektórzy mieszkają samotnie i nie wszystkich sąsiadów, zwłaszcza w podeszłym wieku widujemy codziennie. Mam na przykład sąsiadkę, która co jakiś czas wyjeżdża do jednego z dorosłych już dzieci, czasem na kilka dni, na weekend lub na wakacje. Gdybym nagle przestała ją widywać, pewnie pomyślałabym, że znowu przyjechał po nią wnuk i jest na wsi u rodziny. Tutaj jednak istnieje szansa, że gdyby tak jednak nie było, ktoś próbowałby się z nią skontaktować telefonicznie.
Niektóre starsze osoby korzystają z opieki sióstr PCK, ale nie mam wiedzy na temat czy taka opieka funkcjonuje także w weekendy, święta itp.
Jest także grupa osób celowo izolujących się od sąsiadów z różnych powodów. Gdy odwiedzałam moich rodziców, zauważyłam nowego lokatora w bloku, ale gdy zapytałam mamę kto to taki i czy mieszka sam, odpowiedziała, że to dziwny pan, raczej odludek. Obecnie nawet na umieszczenie nazwiska w spisie lokatorów spółdzielnia mieszkaniowa musi mieć zgodę lokatora. Czy my jako sąsiedzi mamy obowiązek ingerowania w prawo tego człowieka do anonimowości, skoro to jego wybór?
Spotyka sie także osoby, między innymi bezdomne, które odmawiają jakiejkolwiek pomocy, także medycznej i może sie zdarzyć, że są znajdowane martwe gdzieś w piwnicach, na działkach, w parkach.
Pamiętam też doniesienia o wyniszczeniu lub śmierci osób, które bliscy wyrzucili z domu, zamieszkały w jakiejś komórce i niemal na oczach całej wsi przymierały głodem i cierpiały od ran. Nikt nie reagował w obawie przed zemstą konfliktowego sąsiada. Z drugiej strony bywało, że cała wieś brała sprawy w swoje ręce, by ukarać osobnika maltretującego fizycznie i psychicznie mieszkańców. Taki lincz w obronie koniecznej, ale prawo ma ten temat odmienne zdanie.
Zadziwiające, ilu wśród nas jest samotnych ludzi - z wyboru lub na skutek zdarzeń losowych. Myślę, że nie należy być nachalnym w szukaniu kontaktu z takimi osobami, ale naszą powinnością jest zorientowanie się, czy taka osoba nie potrzebuje pomocy, niekoniecznie materialnej.
Cieszą doniesienia o akcjach włączania starszych, samotnych osób w życie osiedla, miasta, organizowanie dla nich wycieczek i spotkań towarzyskich i co cieszy jeszcze bardziej, to udział bardzo młodych osób w takich przedsięwzięciach.
Zdarzało się, że usłyszałam o takim przypadku w telewizji. W swoim otoczeniu na szczęście jeszcze nie. I oby nie. Te wszystkie wymienione powody, dlaczego tak się dzieje, zgadzam się z nimi. No i obrazek z Robinem... Myślę, że to zjawisko będzie postępować ze względu na niż demograficzny.
OdpowiedzUsuńU mnie w mieście kiedyś zdarzył się taki głośny przypadek, gdy samotny pan zmarł i jego ciało tydzień leżało w domu. To okropne!
UsuńAlbo ostatnio tego więcej, albo media teraz bardziej nagłaśniają.
UsuńMyślę, że ciężko tu wybrać jedną opcję. Z jednej strony to nie tak, że jesteśmy w stanie sprawdzać, co się dzieje z naszymi sąsiadami. Po pierwsze można to odebrać, jako byśmy byli wścibscy, a po drugie ludzie są tak zabiegani, że czyjaś nieobecność czasami jest niezauważalna, jeśli nie żyjemy z tą osobą blisko. Z drugiej strony jeśli jednak utrzymujemy z sąsiadami dobre kontakty i zauważamy ich brak, to można pójść i zapytać, rozeznać się.
OdpowiedzUsuńPrzypadek, o którym napisałaś jest skrajnie niefortunny i ciężko szukać winnego, bo niesprawiedliwe byłoby obwinianie sąsiadów za niewtykanie nosa w nie swoje sprawy.
Z wieloma sąsiadami mam dobry kontakt, ale kilkoro jest nowych i raczej nie kwapią sie do poznawania starych sąsiadów.
UsuńPowiem ci, że u nas jest to samo. Mieszkam w bloku, więc cięzko się z sąsiadami nie znać. Ale tak wyszło, że jesteśmy chyba jedną rodziną, która tu mieszka od samego początku. Coraz więcej osób się wyprowadza albo poumierało, więc przychodzą nowi i aż dziwnie na klatce się przywitać, bo się ich nie zna, a nikt też nie wykazuje chęci by się poznać.
UsuńTrudny temat, bo rozwiązań jest moc, ale przecież żadnej władzy nie zależy na integrowaniu się społeczeństwa. To co opisałaś to skrajnie nieszczęśliwy przypadek, ale jak wytłumaczyć to, że w dużym mieście w blokach, przez okres 3 lat zmumifikowały się zwłoki samotnej staruszki? Wprawdzie kilka instytucji (ZUS, administracja, poczta) na krótko interesowały się sytuacją, nikt jednak nie "popchnął" sprawy dalej.
OdpowiedzUsuńCzyli brak konsekwencji ze strony instytucji, wszystko powierzchowne, zainteresowanie do pewnego stopnia i zrzucanie odpowiedzialności na innych.
UsuńChyba nie ma na to dobrego rozwiązania od strony ludzkiej. Od strony państwa, szczególnie samorządu, pewnie by się i znalazło. Musimy się go dopracować, bo społeczeństwo się starzeje, a jest to społeczeństwo coraz bardziej mobilne - kiedyś rodziny zamieszkiwały wspólny dom w małych miejscowościach pokoleniami, więc i kontakt był stały.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ta mobilność powoduje, że czasem nie chce sie zawierać bliższych znajomości lub pęd życia powoduje, że chcemy mieć po prostu spokój.
UsuńWiesz, Jotko, gdybym była samotną staruszką, którą by się zainteresował ktoś obcy, młody i silny, przeraziłabym się, podejrzewając złe intencje. Dlatego uważam, że to zadanie dla instytucji.
UsuńTakie teraz czasy, że zrobiliśmy sie podejrzliwi, a w gestach życzliwości upatrujemy niecnych zamiarów...i czasem to niestety prawda.
UsuńTeraz nawet jest akcja "zjedz obiad z seniorem" czy coś w tym style 0 na pewno po to, żeby uczulić ludzi na starzejące się niestety społeczeństwo.
OdpowiedzUsuńA tak, słyszałam o czymś takim. Czasem jest to jedyna okazja do wyjścia z domu, do lokalu, zwłaszcza osobom na wózkach czy o kulach.
UsuńPoruszyłaś bardzo ważny temat. Na pocieszenie powiem Ci tylko, że stare osiedla żyją w dawnej komitywie - sąsiedzi sobie pomagają, odwiedzają się, plotkują na ławeczkach przed klatkami (tego nienawidzę) - życie kwitnie, towarzyskie także.
OdpowiedzUsuńTam, gdzie ludzie się przerotowali i starszych wyparli młodsi - zabiegani, zapatrzeni w swoje życie - sąsiad nie zna sąsiada. Więcej! Nie wie nawet kto mieszka w tej samej klatce. Młodzi bardziej koncentrują się na własnej rodzinie, która w ich mniemaniu powinna być niepowtarzalna - dzieci, które prowadzi się na tyle zajęć, że nie starcza im czasu na zabawę na podwórku (zresztą kto wypuszcza teraz dzieci na podwórko? przecież zły może zrobić im krzywdę!) i rodzice łapiący parę etatów lub pracujący od rana do wieczora. Czy prowadząc takie życie można rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec kogoś, kto w samotności starzeje się we własnym domu? A może nawet potrzebuje pomocy...
Ludzie skupieni są tylko na najbliższym otoczeniu - mąż, żona, dzieci, ewentualnie rodzice, teściowie. I tyle.
Miłego dnia, Jotko :)
A wiesz, że u mnie w bloku dzieje się zupełnie inaczej? Gdy się wprowadzałem żyli tu sami starzy ludzi, niechętni nowym, nie odpowiadający na słowa "dzień dobry" - tak naprawdę prawie nikogo nie znałem, bo nikt nie chciał być znany. Od kilku lat mieszka tu sporo młodych ludzi i nareszcie znam sąsiadów, rozmawiamy ze sobą, czasami wzajemnie zapraszamy. To chyba wszystko zależy od tego jacy ludzie są, a nie ile mają lat...
UsuńChyba oboje macie rację, są domy, gdzie wszyscy sie znają od dawna i wspierają, a czasami skutkuje to tez wścibstwem, gdy sąsiadki chcą wiedzieć o nas wszystko. Są też domy, gdzie lokatorzy powymieniali sie lub jest dużo wynajmowanych mieszkań i brak chęci do poznania innych. Zauważam też, że w domach, gdzie wprowadzają się ludzie w podobnym wieku, czasami o zbieżnych zainteresowaniach te kontakty sąsiedzkie są fajne i chyba faktycznie zależy to od tego jacy są ludzie...
Usuńbardzo sobie cenię to, że w miejscu, w którym aktualnie mieszkam po sąsiedzku mówimy sobie, kiedy któreś z nas wyjeżdża. ale to jest możliwe jedynie w niewielkich społecznościach. jak patrzę na te nowoczesne apartamentowce, w których mieszkania w większości są na wynajem, to wiem, że tam takie relacje nie byłyby możliwe.
OdpowiedzUsuńFakt, molochy na wynajem nie sprzyjają kontaktom sąsiedzkim, bo nigdy nie wiemy, kto mieszka obok...
UsuńBardzo mądry wpis. Ja sama mam sąsiadkę bywającą w domu tylko na kilka miesięcy w roku tak więc gdyby jej coś się stało bardzo możliwe, że nikt by nie wiedział, bo od wielu lat jesteśmy przyzwyczajeni, że mieszkanie stoi puste.
OdpowiedzUsuńZ mieszkania piętro niżej u mnie sąsiedzi wyjechali do Anglii, wpadaja 2-3 razy w roku, czasem wpadnie tylko sąsiad i gdyby coś, to też by trwało ustalenie, gdzie aktualnie przebywa...
UsuńBardzo to smutne...takie osamotnienie. Jeśli z wyboru, dalej smutne, ale ok, każdy ma wolną wolę. Jeśli z konieczności, to po prostu tragedia.
OdpowiedzUsuńSzymborska powiedziała kiedyś, że samotnym jest się z wyboru, a osamotnienie to już nie wybór i nie to samo...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPowtórzę za innymi - to trudny temat. Każdy ma prawo żyć "po swojemu". Nie zawadzi jednak od czasu do czasu zagaić "z głupia frant", czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Najwyżej zostanie się "obhuczanym" :)
Ale jeśli już się zagai - to trzeba liczyć się z tym, że druga osoba skorzysta. A wtedy trzeba być konsekwentnym :)
Pozdrawiam :)
Oczywiście, na tym polega uważność na drugiego człowieka, po to pytam, by potem zareagować, w przeciwnym razie to tylko pozory dla uspokojenia sumienia: przecież zapytałem...
UsuńMuszę przyznać, że historia o kobiecie, która zmarła na skutek pozostania bez opieki syna szokuje mnie głównie ze względu na służby szpitalne. Wydaje mi się, że obowiązkiem tychże jest poszukanie bliskich poszkodowanego, a dojście do schorowanej matki chyba nie było niemożliwe...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sąsiadów również nie uważam by była to znieczulica. Sama mam wielu starszych sąsiadów, ale to, że ich nie spotykam przez pewien nie oznacza przecież, że coś się im stało. Równie dobrze mogli gdzieś wyjechać, albo zwyczajnie się mijamy. Po za tym dziś już coraz trudniej jest rozpoznać ludzi mieszkających na tej samej ulicy, przeprowadzki są częstym zjawiskiem, tak więc pojawianie się nowych i znikanie starych twarzy uważamy za normę
W tamtej sprawie był taki problem, że pacjent był nieprzytomny, do drzwi mieszkania pukano, ale nikt nie otwierał i zabrakło konsekwencji lub dobrej woli...
UsuńStarość nie radość - chciałoby się rzec. Ale czy osoby starsze zasługują na samotność, na zapomnienie. Czy osoby starsze nie zasłużyły sobie na odrobinę empatii ze strony młodszego pokolenia? Wiele pytań można by zadawać...
OdpowiedzUsuńMasz rację, niekiedy tak się złożyło, niekiedy młodzi nie znajdują wspólnego języka ze starymi, czasem starzy ludzie stają się niepotrzebnym balastem, a bywa, że nie dają się lubić...
UsuńKochana, temat rzeka. Oto znam starszą panią (choć młodsza ode mnie), która tak uprzykrza życie swoim bliskim, że należy im współczuć. Nie zdziwiłabym się, gdyby pewnego dnia nie zjawili się, a sąsiedzi z pewnością nie zajrzą. Tak wybrała, a obrażanie, kłótliwość to cechy, które nie przysporzyły jej szacunku.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam.
Tak też bywa i niekiedy nawet rodzina nie daje rady wykrzesać w sobie iskry życzliwości, także znałam takie osoby. Smutne to, tym bardziej, że niektóre z tych "niemiłych " osób są podobno takie z przyczyn medycznych.
UsuńDlatego właśnie na przekór niektórym kibicuję mojemu wujkowi i nowej cioteczce :) Moja babcia wychodziła drugi raz za mąż jakoś tak ok. siedemdziesiątki. Byłam wtedy jeszcze dzieckiem i niewiele pamiętam, ale też reakcje były różne. Kiedy ten drugi dziadek zachorował - ona powiedziała „ kto by się nim teraz opiekował, gdybyśmy się nie pobrali ?” Może odbiegłam nieco od tematu, ale nikt nie lubi być samotnym, a czasami te główne „motylki w brzuchu” przychodzą w jesieni życia, lecz może wstyd, a może presja dzieci wnuków powoduje, że brak odwagi... tylko potem właśnie „śmierć za ścianą” o której nie wiedzą nawet ci, którzy najgłośniej krzyczeli.
OdpowiedzUsuńGabrysiu, w moim otoczeniu też są lub były osoby zaczynające nowe życie 70 + co ma dwie zalety: są szczęśliwe i nie stanowią "problemu" dla rodziny, a ci co krzyczą - po prostu zazdroszczą im szczęścia...
UsuńMyślę, że bardzo trudno wyczuć granicę ingerowania w cudze życie. Mam taką znajomą, nie bardzo bliską. Kilka razy się spotkałyśmy na neutralnym gruncie, kilka razy odwiedziłyśmy się w domach. Rozmawiałyśmy na tematy ogólne. Wspominała, że ma jakieś problemy, ale bez szczegółów,a ja nie dopytywałam nie chcąc być wścibska. Okazało się, że jej sytuacja jest dramatyczna, kilka razy chciała mi powiedzieć, ale nie wiedziała jak. Teraz mam wyrzuty sumienia, że nie pomogłam kiedy tego najbardziej potrzebowała. Wszystko przez delikatność
OdpowiedzUsuńNo tak, a czasami nawet gdy pytamy, to nie każdy odważy się podzielić swoimi rozterkami - z dumy, nieśmiałości, skromności...
UsuńPamiętam przykrą sytuację z dzieciństwa. Na osiedlu grasował agresywny chłopak, dziś zresztą typowy dresol itp., a pod małym tunelem obok bloku "zamieszkał" bezdomny. Ów chłopak regularnie wchodził do jego kryjówki i obsikiwał mu koce albo wylewał sos z ziemniakami z garnka itp. Traktował to jako zabawę.
OdpowiedzUsuńTo już podpada pod okrucieństwo i nękanie, w sumie pod paragraf.
UsuńPrawdę powiedziawszy nigdy nie zastanawiałam się nad tą sprawą. Czy brak zainteresowania życiem sąsiadów to przejaw znieczulicy? No, nie wiem.
OdpowiedzUsuńFakt,w miastach ludzie częściej skupiają się na tym, co ich dotyczy bezpośrednio. Nie widzę skutecznego rozwiązania, zwłaszcza, że nikogo do niczego nie można zmusić.
Pozdrawiam słonecznie
Ja też nie znam recepty, tym bardziej, że przedstawiciele instytucji nie są w stanie objąć opieką wszystkich potrzebujących, a anonimowość ludzi w dużych skupiskach wzrasta.
UsuńAle być może, jeśli każdy z nas będzie miał kilku bliższych sąsiadów to już anonimowość zmaleje, chociaż nie całkowicie, bo jak mówisz nikogo nie można zmusić...
Asiu ten temat,który poruszyłaś jest bardzo na miejscu . Więcej na ten temat myślę od kilku lat po lekturze dla mnie bardzo ważnej książki Basi Smal "Wędrowiec".Z tego co wiem nie jest to zupełna fikcja literacka...Nie wiemy z jakiego powodu np. ktoś staje się bezdomny,bo nie zawsze jest to związane np. z alkoholizmem (ale dosyć często).Nie jestem tu jakimś chwalebnym kimś,kto powie ,że pomaga tym ,którzy tej pomocy potrzebują.To jest dosyć złożona sprawa...z bliskiego mi otoczenia widzę,że ktoś odbiera chęć pomocy jako "wtrącanie się w nie swoje sprawy",trudno jest czasami pomóc ,gdy ktoś traktuje i chce "własne brudy prać we własnym domu".Są różne zachowania ludzi tych z jednej strony-potrzebującej i tych ,którzy mogliby tej pomocy udzielić.Ale cóż tu mówić ,będąc ostatnio u mojej siostry ...mieszka w W-wie w bloku już od przeszło 20 lat mijają się tam sąsiedzi jakby byli nieznajomymi na ulicy.Takie male miejscowości jak Dukla jest o tyle bliżej kontaktów ludzkich,że nawet gdy wprowadza się nowa rodzina staramy się mówić sobie normalne "dzień dobry".Niedługo każdy zamknie się w "swoim kokonie" i nie wpuści tam nikogo.Jak myślę....do czego to prowadzi...? a przecież chyba zgodzisz się ,że nikt nie jest samotną wyspą.Źle gdy.....samotność czasami jest wybierana jako sposób na życie...Tyle napisałam ale jak widzę i tak dużo więcej siedzi w mojej głowie. Czasami trudno jest napisać słowami....
OdpowiedzUsuńTo prawda, nikt nie jest samotną wyspą i mówi się, że człowiek z natury jest istotą społeczną, ale może tak jak wszystko sie zmienia, to i ta opinia ulegnie zmianie? kto wie...
UsuńMyślę ,że same akcje niczego nie zmienią ... potrzebna jest przebudowa mentalna ludzi , powrót do humanizacji życia społecznego,do wychowania w poszanowaniu dla uniwersalnych wartości moralnych czyli szacunku, uczciwości, odpowiedzialności, odwagi, samodyscypliny, pokojowości, przyjaźni, miłości, solidarności, sprawiedliwości, humoru, optymizmu, piękna i mądrości. Innymi słowy praca od podstaw... by miano CZŁOWIEK znów brzmiało dumnie . Niestety w moim odczuciu nie zanosi się na to. A co za tym, samotności i izolacji będzie coraz więcej .
OdpowiedzUsuńZ tego, co słyszę od znajomych pracujących w różnych instytucjach, to zainteresowanie bliźnich ogranicza się często do pisania donosów na sąsiadów...
UsuńTrudny temat, sama mieszkam w bloku i znam jedynie sąsiadkę z naprzeciwka, którą rzadko widuję oraz dwie inne panie trochę mniej niż sąsiadkę, a jedną tylko z widzenia - mówimy sobie dzień dobry i czasami coś z grzecznosci zagadamy. W bloku jest anonimowo, ludzienie chcą się wtrącać do innych, nawet jeśli za ścianą niepokojąco płaczą dzieci, czy słychać awantury zakrawające o przemoc domową, a co dopiero, kiedy nic nie słychać... Na wsi inaczej to wygląda. Tam wszyscy sie nawzajem sobą interesują, czasami wręcz do rzesady, co też bywa irytujące (jedną nogą już mieszkam na wsi). Czasami myślę, że może Ci potrzebujący też nie powinni się wstydzić, tylko głośno wołać o pomoc. Inna sprawa, kiedy z powodu choroby nie dają rady skontaktowac sieze światem. Tak się na świecie porobiło i jak to zmienić? Chyba najlepiej zacząć jednak od siebie, robić tyle ile się da we własnym otoczeniu i może mówić o tym...?
OdpowiedzUsuńMądrze napisałaś, warto zacząć od najbliższego otoczenia i mówić jak najczęściej, kropla drąży kamień...
UsuńZnam ten temat bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńSam mam sporo klientek, które mają 80-90 lat, mieszkają samotnie, korzystają z pomocy społecznej i opiekunek, a ich dzieci mają ich w dupie. Czekają aż umrą, by przejąć mieszkanie.
Będzie coraz gorzej, bo ludzie żyją coraz dłużej..
Pozdrawiam:)
Podobnie dzieje sie w rodzinach, gdzie opiekę sprawuje jedna osoba, reszta rodziny czeka tylko na spadek...
UsuńBardzo dobrze że o tym napisałaś. Moje uznanie za ten tekst.
OdpowiedzUsuńGdy byłam ostatnio w sanatorium siedziałam przy posiłkach przy stole z jedną panią, która powtarzała 3 razy dziennie, że ma najcięższą z najcięższych pracę. Ale nie mówiła jaką, aż w końcu ja sama zapytałam gdzie pracuje i co robi.
Odpowiedziała, że pracuje w "ratuszu" i razem z kilkoma innymi osobami kilka razy dziennie odbiera zgłoszenia sąsiadów, którzy mówią np. "że pies u sąsiadki już wyje trzeci dzień", albo że: "na korytarzu od miesiąca coś straszliwie śmierdzi" albo że "w drzwi tej sąsiadku obok są wetknięte rózne reklamówki i listy" .Wtedy ona razem z odpowiednimi służbami /lekarz, policjant/ udaje się pod te drzwi. Są one z reguły wyważane i ......
To co tam jest za drzwiami nie nadaje się do opisu...
W dużym mieście, jakim jest stolica takie wydarzenia to podobno są bardzo częste.
Na wsiach i w małych miasteczkach to przynajmniej zauważą szybciej, że ta staruszka co się koło domu krzątała to już się nie krząta...
Nie zazdroszczę tej pani, ciekawe jaki znalazła sposób na odreagowanie takich sytuacji, bo na pewno odbija sie to na jej psychice...
UsuńU nas w bloku jest osoba, która nie dopuści do takiej sytuacji. Wie wszystko o wszystkich i, rzadkie zjawisko, jest nawet lubiana...
OdpowiedzUsuńTo naprawdę nietypowe zjawisko, ale możecie spać spokojnie :-)
UsuńMąż ze względu na pracę musiał mierzyć się z wieloma sytuacjami...nie chce wchodzić w szczegóły, ale raz miał przypadek zwłok, które przeleżały w mieszkaniu ponad 1,5 roku. nikt nie zauważył, że coś jest nie tak...
OdpowiedzUsuńO matko! a zapach? trudno uwierzyć, że nikt nie wyczuł...
UsuńStraszne, gdy takie sytuacje się zdarzają i też nie zawsze jest to wina sąsiadów. Mam sąsiadkę,staruszkę która nie lubi kontaktów z ludźmi i omija nas, sąsiadów szerokim łukiem, rzadko też wychodzi. Czasem też wyjeżdża do swoich dzieci. Myślę sobie, że gdyby coś jej się stało, to nawet byśmy nie wiedzieli.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, niektórzy celowo się izolują, więc trudno winić współlokatorów o brak zainteresowania.
UsuńNajsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że bardzo często te osoby mają rodzinę, która się nimi nie interesuje, bo... nie potrafi czegoś przebaczyć, czegoś, co wydarzyło się bardzo dawno.
OdpowiedzUsuńZ problemem odrzucenia, zaniedbania i samotności spotykam się bardzo często w mojej pracy i wtedy jest mi naprawdę przykro. Skoro ludzie mogą traktować tak swoich najbliższych, to dlaczego w ogóle mają czelność domagać się swoich praw w innych sytuacjach ? Dlaczego? Jakim prawem wypowiadają się w sprawie uchodźców czy też poczętego życia ? Niech każdy spojrzy na siebie i zastanowi się, co może zrobić dla swoich bliskich. Czasem naprawdę niewiele potrzeba.
Bardzo dobre porównanie, czasem jest tez tak, że ktoś pomaga obcym, angażuje sie w akcje charytatywne, a nie dba o krewnych czy przyjaciół. Z drugiej strony poczucie krzywdy lub trudny charakter krewnego mogą skutecznie zniechęcić do okazywania jakiekolwiek zainteresowania. Ale znam też przypadek, że dwie córki pewnego pana, pomimo żalu do ojca o zaszłości opiekowały sie nim do śmierci. Różnie więc z tym bywa.
UsuńJa w mojej odpowiedzi napiszę cytat "Każdy chciałby żyć długo i szczęśliwie, ale żaden z nas nie chce starości, w samotności..."
OdpowiedzUsuńCzasami los powoduje, że zostaje ktoś sam, a jeśli zachoruje, to dopiero jest problem...
UsuńNajłatwiej powiedzieć, że znieczulica. To są naprawdę trudne sprawy. Myślę Asiu, że tu zawodzą służby do tego powołane. Powinno się je jakoś przeorganizować, żeby np. taka opieka społeczna była bliżej tych starych samotnych, żeby w odpowiednim momencie reagowała. Sąsiad nie zawsze jest mile widziany i dlatego ludzie nie mają odwagi...., albo po prostu nie wiedzą jak....... Teraz jest taki świat, że człowiek zszedł na dalszy plan. Smutne to bardzo. :) .
OdpowiedzUsuńWiele w tym prawdy Tereniu, ale pani pracująca w opiece społecznej skarżyła sie kiedyś, że oni mają zbyt mało pracowników, żeby dobrze pełnić swoje funkcje...
UsuńMnie trochę dziwi jedna sprawa - te starsze panie, tzw. osiedlowy monitoring. Niby wiedzą wszystko i o wszystkich i nie ma co nawet zaprzeczać że jest inaczej, a później nagle coś się dzieje i nikt nic nie wie, ludzie umierają, czy tam nawet znęcają się nad kimś w domu... Niepojęte.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, bo co innego obserwować i zaspokajać ciekawość, a co innego pomóc, choćby poprzez zainteresowanie problemem odpowiednich osób.
Usuń