Nie będzie o jedzeniu, bo o ucztach duchowych chcę napisać. Zamówiliśmy w Internecie dwie płyty Blu-Ray z koncertami jakże różnych wykonawców.
Pierwsza płyta to koncert Andre Rieu z orkiestrą, zarejestrowany w Maastricht. Co urzekającego jest w tym nagraniu? Genialny dyrygent, świetna orkiestra, soliści z całego świata, międzynarodowa publiczność i różnorodny repertuar. Słuchacze rozmieszczeni jak typowa publiczność, siedzący w kawiarnianych ogródkach, wreszcie mieszkańcy okolicznych kamienic, bo koncert na świeżym powietrzu ma miejsce.
Utwory w szerokim przekroju, od arii operowych i operetkowych, przez fragmenty z musicali po popularne piosenki. Nie zabrakło także akcentów humorystycznych. Serce rosło patrząc na tych wszystkich ludzi zgromadzonych na placu i śpiewających prezentowane przez orkiestrę i solistów utwory. Dyrygent pełni także rolę konferansjera i łatwą angielszczyzną zapowiada kolejne kawałki.
Ze sceny pada zdanie, które zapada mi głęboko w serce : WSPÓLNE ŚPIEWANIE CZYNI CZŁOWIEKA SZCZĘŚLIWYM.
Koncert kończy się pokazem sztucznych ogni, a uczta muzyczna trwa ponad dwie godziny.
Kolejna płyta to koncert Michaela Buble.Jakże odmienna w klimacie od poprzedniej, kameralne spotkanie popularnego piosenkarza z publicznością, głównie żeńską w intymnej atmosferze małej sceny. Pięknie zaśpiewane znane i mniej rozpoznawalne utwory. Świetny kontakt piosenkarza z widzami, zwłaszcza z fankami w różnym wieku. Kolejne dwie godziny pięknej muzyki - do wykorzystania na spotkanie sylwestrowe w gronie przyjaciół.
To była uczta domowa i odseparowanie się od kiepskich filmów w telewizji lub politycznych jałowych dyskusji.
Druga uczta to skorzystanie z zaproszenia jednej z filii Biblioteki Miejskiej w moim mieście na spotkanie z młodymi filharmonikami. Spotkanie wprawdzie przygotowane było z myślą o bardzo młodym uczestniku, ale skorzystałam i ja. Konferansjer opowiadał ciekawie o instrumentach, orkiestrze symfonicznej, koncertach, na jakie zaprasza Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy.
Był teŻ balsam dla duszy czyli muzyka na żywo, od utworu Haendla na początku, poprzez Ave Maria po hejnał mariacki i O sole mio pod koniec spotkania. Brzmienie instrumentów i głos młodego tenora przeniosły mnie w wyobraźni na salę koncertową. A jakie to były decybele!!!
Nie przypuszczałam, że taki mini koncert młodych filharmoników w czytelni biblioteki miejskiej sprawi mi tyle przyjemności.
Wspólne śpiewanie czyni człowieka szczęśliwym - to fakt! Nie wiem jak to się dzieje, ale choć fałszuję, a pośpiewam sobie choćby z dziećmi to jakoś lżej na sercu! :)
OdpowiedzUsuńA ucztę muzyczną miałaś! Tylko zazdrościć!
Też lubię pośpiewać i dobrze, że są koncerty całe na płytach:-)
UsuńTo co opisujesz przypomniało mi pobyt Andrei Bocellego w Łodzi:
OdpowiedzUsuńhttp://zloteprzeboje.tuba.pl/zloteprzeboje/1,124660,11641139,Andrea_Bocelli_w_Lodzi___RELACJA_.html
Miałem szczęście uczestniczyć nie tylko w koncercie, ale też jako jeden z wielu elektroakustyków odpowiedzialnych za imprezę. Gdy A. Bocelli śpiewał w wypełnionej sali operowej, na zewnątrz przed teatrem czekało kilkanaście tysięcy osób, które nie mogły już dostać nawet wejściówek. I wtedy zapadła decyzja organizatorów: A. Bocelli zaśpiewa z balkonu kilka krótkich arii dla swoich słuchaczy! I to było prawdziwe przeżycie. Śpiewał pona d pół godziny. Masz więc racje, że aktywny udział widowni ma olbrzymie znaczenie, a słuchaliśmy m.i. tego:
https://www.youtube.com/watch?v=KPrf-svWUAQ
Czyli podobnie jak Kiepura! Miałeś bliskie spotkanie z artystą i fajnie, że uszanował tych, którzy nie dostali biletów!
UsuńAndre Rieu i jego muzyków bardzo lubię słuchac i oglądać - to są zawsze bardzo radosne chwile. Pamiętam kiedyś był taki świąteczny zestaw... wyjątkowo urokliwe. A co do śĻiewania, to przypomniał mi się taki wpis do pamiętnika, jakies dziecko przyniosło: Idź tam, gdzie słychac śpiew. Tam ludzie dobre serca mają - źli ludzie, uwierz mi, ci nigdy nie śpiewają. Może naiwne, ale jakże trafne:)>
OdpowiedzUsuńWcale nie naiwne, też to właśnie wpisała mi do pamiętnika moja pierwsza wychowawczyni.
UsuńBył też świąteczny zestaw M.Buble,ale trochę drogi, może dostanę kiedyś tańszy:-)
Uwielbiam Michaela Buble:-) Jego głos jest niesamowity:-) Najbardziej lubię słuchać utworów świątecznych w jego wykonaniu.
OdpowiedzUsuńZachwyciłam się jego wykonaniami popularnych kawałków :-)
UsuńPowiedzmy sobie szczerze - Polacy nie są wcale rozśpiewanym narodem. Należenie do chóru szkolnego większość traktuje jako karę za niepopełnione jeszcze grzechy, a im ktoś starszy tym ma mniejszą chęć współuczestniczenia we wspólnym, spontanicznym, amatorskim śpiewaniu. Posłuchać - posłucha, ale głosu z krtani nie wydobędzie, na trzezwo zwłaszcza.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Ja należałam do różnych chórów przez cały okres szkolny i lubiłam to. Teraz znowu od jakiegoś czasu jest moda na śpiewanie, koleżanka prowadzi koło wokalne w szkolne i chętnych jest mnóstwo - myślę, że to zasługa programów typu Mam talent czy Must be the music.
UsuńU mnie w domu rodzinnym śpiewało się przy każdej okazji i to niekoniecznie po wypiciu procentów.
A ja po przecięciu nerwu jednej ze strun głosowych podczas operacji, niestety nie śpiewam, choć lubiłam i w czasach szkolnych do chóru należałam. A mój starszy Krasnalek (w styczniu skończy 8 lat) już drugi rok należy do Berliner Mozart-Kinderchor i nawet go w ub. w święta BN podziwiałam gdy śpiewał w Berlińskiej Filharmonii.
UsuńMiłego;)
O, to gratuluję wnuka! Pewnie duma Cię rozpierała :-)
UsuńTo bardzo dobry pomysł urządzić sobie w domu prywatny koncert :)
OdpowiedzUsuńOj, tak! Mamy kilka koncertów na płytach i polujemy na następne w promocji, bo płyty tanie nie są:-(
UsuńTakie uczty duchowe najlepsze są w połączeniu z ucztami dla ciała... I też nie mam na myśli jedzenia!
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci, ze koncert w Maastricht obfituje w obrazki spożywania wina i szampana, więc apetytu narobili mi strasznie, a tu w barku pusto...
UsuńLubię muzykę w każdym wydaniu i tę na żywo i tę z nagrań... zwykle garnę się do ludzi którzy lubią śpiewać , grać lub chociaż tylko tańczyć :)
OdpowiedzUsuńKiedyś mówiło się , że muzyka łagodzi obyczaje ... dziś sądząc po obyczajach można by rzec , że jednak ciągle zbyt mało z nią obcujemy :)
Bardzo mi się podoba twoje ostatnie zdanie - podpisuję się obiema rękami.
UsuńBardzo trafne spostrzeżenie :-) Nuci sie przecież mimowolnie, gdy człowiek ma dobry nastrój, a w dobrym nastroju jesteśmy dla siebie milsi...
UsuńAndre Rieu znam od dzieciństwa :) Babcia często wieczorem włączała różne koncerty w niemieckiej telewizji i się słuchało. Niestety najczęściej była to niemiecka Volksmusik, której nie cierpię. Czasem jednak zdarzały się koncerty klasyczne. Był też jakiś jeden holenderski dyrygent, który czynił cuda z muzyki, ale nie pamiętam jego nazwiska, jedynie wygląd :)
OdpowiedzUsuńTo masz dobre wzorce, osłuchałaś się z muzyką od najwcześniejszych lat:-)
UsuńWSPÓLNE ŚPIEWANIE CZYNI CZŁOWIEKA SZCZĘŚLIWYM - piękne słowa i zgadzam się z nimi. ;) ,,Ave Maria" jej, to naprawdę dobry utwór, który robi wrażenie wykonany na żywo.
OdpowiedzUsuńZawsze wzruszam się przy Ave Maria, zwłaszcza śpiewanym na żywo.
UsuńBardzo fajny pomysł z takimi domowymi koncertami, spróbuję "przeszczepić" na swój grunt. Myślę, że z muzyką i śpiewem nie jest u nas tak źle, dość wspomnieć tłumy na letnich koncertach chopinowskich w Łazienkach Królewskich w Warszawie, o Warszawskiej Jesieni...
OdpowiedzUsuńU nas w parku odbywają sie całe lato koncerty, na które przychodzi mnóstwo ludzi, nie tylko posłuchać, ale i ponucić, co odważniejsi tańczą.
UsuńKoncerty na płytach są teraz naprawdę dobrej jakości.
Ave Maria zawsze wyciska mi z oczy łzy....hm...
OdpowiedzUsuńTo witaj w klubie :-) Tak samo mam przy Allelujah :-)
UsuńPrzy słuchaniu Allelujah coś mnie ściska za serce.
UsuńTen typ tak ma ;)
Andre Rieu jest mi znany. Uwielbiam walc, który napisał Anthony Hopkins, a Rieu postanowił by wszyscy ten walc usłyszeli.
OdpowiedzUsuńDla zainteresowanych i dla Ciebie Asiu wstawiam link.
https://www.youtube.com/watch?v=h8QmV8wxEeE
Nie wiedziałam tego, dziękuję Ci za ten link, posłuchałam z przyjemnością, lubię walce, zawsze marzyłam, żeby zatańczyć walca w balowej sukni...na wielkiej sali :-)
UsuńDwie uczty u Pani od biblioteki, pomyślałam oczywiście o jedzeniu, a tu coś innego, coś wspaniałego. Takie koncerty, jak ten z pierwszej płyty, powinny być organizowane w każdym mieście. Może to naiwne co napiszę, ale może ludzie zbliżali by się do siebie, może stawaliby się bardziej życzliwi dla siebie. Asiu, czy to nie byłoby piękne, jakby cały Ciechanów zatańczył w takt tak pięknej muzyki na deptaku? Pozdrawiam. :) .
OdpowiedzUsuńJestem Tereniu tego samego zdania! Moi rodzice opowiadali, że w latach ich młodości odbywały się w soboty potańcówki na rynku, ludzie przychodzili, by potańczyć wspólnie na świeżym powietrzu. A majówki? Piękna sprawa...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy bardziej podoba mi się Andre Rieu jako skrzypek czy jako dyrygent :)
A jeśli chodzi o Michaela Buble, to wydaje mi się być odzwierciedleniem tęsknoty słuchaczy za szeroko pojętą kulturą w muzyce.
Masz rację - nie ma chyba drugiego takiego języka, który potrafi połączyć ludzi i przełamać każdą barierę :)
Pozdrawiam :)
To samo powiedział dyrygent na koncercie, choć mówimy różnymi językami, a rozumiemy sie doskonale i razem śpiewamy...
UsuńO Michaelu Buble mogę się wypowiedzieć, ale tylko dlatego, że podoba mi się "Felling Good". :) Tak trochę stylistycznie nawiązuje do piosenek z Bonda. Zawsze zresztą w soundtracku do nich był taki jakiś fajny numer.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nawet występuje w stylu młodego Bonda.
UsuńTakie koncerty to prawdziwa uczta dla duszy :)
OdpowiedzUsuńI nuci się jeszcze długo potem...
UsuńNie tylko Ty miałaś ucztę, ja też i za to Ci dziękuję.
OdpowiedzUsuńKiedy słucham muzyki, potrafię nawet zupę przypalić.
Serdeczności.
A ja nie mogę się powstrzymać od śpiewania, chyba że nie znam języka utworów. Tańczyć też mi sie zdarza, więc gdy słucham przy odkurzaniu, to porządek będzie marny...
UsuńO tak, coraz częściej korzystam z takich sposobów odseparowania się od polityki. Coraz więcej u mnie muzyki, coraz mniej TV.
OdpowiedzUsuńMoże gdyby telewizja nie była reklamowa...
UsuńI ja u Jotki byłam, herbatkę piłam, z kruszonką placek zajadałam i koncertem się zachwycałam :)
OdpowiedzUsuńPo pierwszej wizycie nachęciłaś się na telewizor, to pewnie teraz na odtwarzacz blu-ray? Pokusy czekają wszędzie :-)
UsuńUczty dla "smakoszy".
OdpowiedzUsuńDawno już nie słuchałam tych rodzajów muzyki. Ostatnio krążę wokół "Królowej łez" Chylińskiej a zespołem Metallica.
Podobno trzeba słuchać różnych rzeczy :-)
Usuń