sobota, 22 października 2016

Nie oceniaj po okładce...

Mówimy - nie szata zdobi człowieka, nie oceniaj książki po okładce. Dużo w tym prawdy, ale jednak udając się do księgarni czy do biblioteki często zwracamy uwagę na szatę graficzną książki, podobnie jak jemy oczami. Porównanie wcale nie takie odległe, wzrokiem kierujemy sie przy wyborze wielu rzeczy. Spróbujcie zaprzeczyć...
Z zawodowego punktu widzenia ważna dla mnie jest nie tyle okładka, ile staranność wydania. Okładki są o tyle ważne, że twarde zapewniają większą trwałość i grzbiety są porządnie zszywane, są też bardziej eleganckie i lepiej nadają sie na prezenty, mniej wygodne są gdy czytamy przed snem w łóżku. Jeszcze lepiej, gdyby okładka miała tez obwolutę, bo to chroni okładkę, ale te zdarzają sie obecnie rzadko.
Staranność wydania zapewniała niegdyś renoma wydawnictwa. Takie firmy jak Nasza Księgarnia, PWN, Instytut Wydawniczy PAX, Biblioteka Narodowa dawały gwarancję dobrej jakości i rozsądnej ceny. Książki zawierały ponadto wszelkie informacje potrzebne bibliotekarzom czy antykwariuszom do właściwej identyfikacji książek.
Nie chcę Wam robić wykładu bibliotekarskiego, to nie ten blog - ale książki powinny zawierać informacje o roku i miejscu wydania, o osobach współtworzących dzieło i wiele innych elementów. Tymczasem dziś mamy tyle wydawnictw, nawet firm wielobranżowych, że o dobrą jakość naprawdę trudno. Każdy dziś może wydać sobie książkę, na własny koszt nawet, ale chociaż sowicie zapłaci, nie uzyskuje gwarancji dobrego efektu.
Nie wspominam o umowach z firmami, bo na tym się nie znam, pewnie bywają uczciwe, bywają też mniej uczciwe. Kto wydawał kiedykolwiek tomik wierszy czy opowiadań, ten wie.
Pojawia się na przykład wiele błędów w druku, zauważalnych gołym okiem, więc ja się pytam gdzie był korektor? Kiedyś do książki dołączona była chociaż errata, a dziś przy komputerowym składzie błędów więcej, niż przy żmudnej pracy zecerów. Dla ludzi w pewnym wieku ważna jest także wielkość i czytelność czcionki, tym bardziej dla dzieci, które uczą się czytać. Wbrew pozorom czcionka bardzo ozdobna nie jest pożądana, bo jest mało czytelna, jak ta poniżej:
W książkach dla młodego czytelnika istotne są także ilustracje, a niektóre mogą dzieci nawet wystraszyć. Obserwuję często, jak dziecko rezygnuje z wypożyczenia książki, która zachęciła swoją okładką, ale czcionka w tekście jest tak mała, że nawet w okularach mam problem przeczytać cokolwiek.
Niechlujnie wydawane są także tzw. lektury szkolne, może dlatego, że na nie zawsze jest zapotrzebowanie, bo jak nie czytelnik indywidualny, to biblioteki kupią. Zmorą bibliotekarza jest także brak numeracji stron, pół biedy jeśli książka liczy kilkanaście stron, ale gdy kilkadziesiąt to już problem, bo trzeba je policzyć, a to pracochłonne i bez sensu.
Błędy w druku także bywają różnego kalibru. Czasem są to pomylone litery lub całe wyrazy, ale gorzej, gdy błędnie sporządza sie wykazy ilustracji w tekście, skorowidze, przypisy. Utrudnia to bardzo lub uniemożliwia nawigację po książce.
Inny rodzaj usterek to kiepski papier lub marna jakość farb drukarskich, które przy dłuższym używaniu barwią nam palce.
Jako czytelnika oraz jako bibliotekarza martwi mnie także komercyjne podejście do literatury, które powoduje, że chodliwe tytuły osiągają zaporowe ceny, mimo kiepskiej jakości wydania. A gdzie szacunek dla szlachetnej sztuki wydawniczej?
Dla sprawiedliwości muszę przyznać, że zdarzają się jednak piękne egzemplarze, bibliofilskie wręcz wydania, kontakt z którymi jest wrażeniem iście magicznym i sprawia, że nigdy nie zamienię książki na ebooka.
Życzę wszystkim nie tylko pięknych doznań w sferze wyobraźni i emocji, ale także niezapomnianych doznań estetycznych w zetknięciu z formą materialną literatury. Nie oceniajmy książek po okładkach, ale doceniajmy sztukę wydawniczą i bądźmy wymagającymi klientami rynku wydawniczego.

63 komentarze:

  1. Z powodu braku tv w Wiśle i dostępu do gotówki ;) byłam częstym gościem w księgarni, którą zresztą znam i kocham. Prowadzą ją od lat te same kobiety (jak to miło razem się starzeć :) ), które po prostu znają swój fach. Kupowanie (wybór) wyglądało tak: najpierw pytanie o autora, a kiedy dostałam do ręki do wyboru nowe pozycje, to okładka była akurat najmniej istotnym dla mnie elementem. W sumie w ogóle żadnym. Podstawowe kryterium to zawartość (można się szybko zorientować po notce na obwolucie), no i LITERKI :D Maczek już nie jest dla mnie, a czytanie ma być przyjemnością, nie katorgą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierając książki w bibliotece czy księgarni teraz zwracam uwagę właśnie na czcionkę, niestety...

      Usuń
  2. Witaj Asiu! To prawda np. w tej pierwszej książce Stokrotki /nie wiem, czy zaglądasz do Niej?/ było naprawdę sporo błędów i zdjęcia nie podpisane. Od razu odechciewa się czytać. Myślałam, że w tej branży nic takiego nie może się zdarzyć, a jednak...... Pozdrawiam Asiu w ten sobotni, u mnie pochmurny i deszczowy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam obydwie Jej książki i właśnie przeprosiny autorki za błędy w druku nasunęły mi pomysł na wpis.
      U nas też pochmurno lub mgliście, na zmianę. Ale pozdrawiam ciepło :-)

      Usuń
  3. Nie oceniajmy książek po okładkach, ale jak Cię widzą tak Cię piszą :) Też wolę solidne wydanie książek niż szmatławce na szarym papierze, które już w połowie mają wszystkie kartki luzem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, w końcu za jedno i drugie płacimy...

      Usuń
  4. Dla mnie okładka jest bardzo ważna, dzięki niej sięgam po książkę na półce (chyba, że od razu wiem, czego szukam), ale też zawsze czytam notkę o treści i dokładnie przeglądam, co w środku. Masz rację Joasiu, że mamy teraz wiele wydawnictw i sztuka wydawania książek niestety upada - piszesz o tym wiele. Mnie chyba najbardziej zrażają błędy. Na co dzień zajmuję się słowem pisanym i wiem, że w większości wydawnictw czasopism zrezygnowano już dawno z korekty... Tak, tak, to pierwsze działania wydawców zmierzające do oszczędności. Efekt - wiadomy, a i ludzie "oswajają" się z błędami. Nie chcę być czarnowidzem, ale może w tych wielu nowych wydawnictwach książkowych jest tak samo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, takie oszczędności niczego dobrego nie wróżą. Ja też lubię ładne i ciekawe okładki - okładka to jak przedpokój w domu, zaprasza lub przeciwnie :-)

      Usuń
  5. Mnie również ciężko się przekonać do e-booka, chociaż miejsca na książki w domu coraz mniej...

    Dziękuję Ci bardzo za ten wykład, bowiem znów poczułem się jak w bibliotece :)

    Spośród wymienionych przez Ciebie błędów, dotychczas zetknąłem się tylko z dwoma przypadkami: drobna czcionka (co przy moim problemie ze wzrokiem jest masakrą), oraz jakość papieru. Bywały i bywają takie pozycje, w których papier jest - sam nie wiem jak to określić: tak cienki, tak delikatny?, że trzeba kartki przewracać ostrożnie i powwolutku, aby nie podrzeć...

    Pozdrawiam gorąco! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, papier to też ważna sprawa. Na papierze bardziej zna się mój brat, ale dla mnie połączenie dobrego papieru z fajną okładką to połowa sukcesu. Nie lubię tak cienkiego papieru, że druk prześwituje na drugą stronę...
      Serdeczności posyłam:-)

      Usuń
  6. Jako wzrokowiec patrzę na to, co przykuwa wzrok, krótko mówiąc. Ale pierwsze jest, co na zwracam uwagę to tytuł, potem okładka, a potem czytam krótki opis z tyłu. Okładka jest jednym z ważnych elementów książki, tak jak plakat reklamujący film. Wiele się dowiedziałam z Twojego wpisu, za co dziękuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :-) To prawda, okładka to rodzaj reklamy, albo nas zachęci, albo wcale. Czasami bywa też myląca...

      Usuń
  7. Okładki niejednokrotnie doprowadziły mnie do książek mojego życia, tak było np. w wypadku "Małego życia" :)

    Mnie również bardzo denerwują błędy w książkach, często sam tłumacz używa określeń, które w języku polskim nie powinny mieć miejsca. Mam na przykład problem ze słowem "otwarł", polonistka powiedziała nam, że to karygodny błąd, a w wielu książkach bohater nie otworzył oczu, a "otwarł"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tłumaczenia to jeszcze inny rozdział, zwłaszcza w przypadku lektur omawianych w szkole. Mam w swojej bibliotece różne wydania np. Ani z Zielonego Wzgórza czy Małego księcia, których nie można czytać wspólnie na głos, bo różnice w tłumaczeniu są zbyt duże...

      Usuń
  8. Poruszyłaś jakby swój temat zawodowy, ale widać w komentarzach, że bliski każdemu Czytelnikowi. Ty patrzysz na książkę jako całość przez pryzmat swojej pracy i z pewnością dostrzegasz więcej niż przeciętny Czytelnik, natomiast przypominam sobie, że kiedyś poszukiwałam metryczki książki i bardzo byłam zdziwiona, bo informacje były właściwie szczątkowe. Pomimo wielkiego bogactwa tytułów na rynku, tak jak piszesz różnie bywa z jakością. Ale dobrze, że solidnie wydane książki nie są rzadkością i takich poszukujmy.
    Pozdrawiam ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie zboczenie zawodowe. Na wyjazdach też zwracam uwagę na miejsca poświęcone książce, a biblioteki w pałacach i dworach bywają tak piękne...

      Usuń
  9. dobrze wydana książka kosztuje ... a że idziemy w kierunku dużo i za możliwie najniższą cenę to jest jak jest ... lubię gdy książka jest ładnie oprawiona, ma ciekawą szatę graficzną, pachnie farbą drukarską :) Dlatego pewnie nie przepadam za e-bookami :) Oczywiście, treść książki się liczy, ale co szkodzi ubrać ją w elegancką "szatę " by spotęgować przyjemność ? :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Czy długonoga blondynka nie może być jednocześnie mądra ?

      Usuń
    2. Może. Jestem bardzo mądrą długonogą blondynką :-). Ale z pokorą stwierdzam, że mądrzejsza niż dziś będę dopiero jutro :-).

      Usuń
    3. A ja jestem krótkonogą szatynką i z równą pokora stwierdzam, że im dłużej żyję, tym mniej wiem...

      Usuń
  10. Witaj, Jotko.

    Już kiedyś pisałam, że jakość woluminu jest ważna. Nie lubię na przykład książek klejonych, które rozłażą się w czytaniu. Zawsze też wybiorę taki, który ma kartonową okładkę, ponieważ te bardzo twarde utrudniają czytanie.
    Jeśli chodzi o szatę graficzną, to równie ważna jest wielkość czcionki jak i jej kolor, a także układ wersyfikacyjny. Raz w życiu trafiłam na okropieństwo nie do przebrnięcia - był to "Zły" Tyrmanda drukowany ciurkiem (może spotkałaś się z takim wydaniem zawodowo: brak akapitów, dialogi rozpoczynające się w środku wersu, brak odstępów między rozdziałami, itd.)
    Jeśli chodzi o korektę, to najgorzej jest z poezją. Czasem jedna litera zmienia wymowę całego utworu (wzięty-wcięty), ale prawdziwy problem pojawia się przy neologizmach.
    Generalnie - partactwo mnie denerwuje, jest oznaką braku szacunku do czytelnika i do autora (mam na myśli utwory tworzone, a nie - produkowane).
    Na szczęście można jeszcze znaleźć niezłe wydania za przyzwoitą cenę :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej mi wstyd, gdy kupię książkę w prezencie i okazuje się, że ma nie tylko błędy, ale także puste strony, a nie mogłam tego sprawdzić, bo była zafoliowana. Podobnie z płytami, które mogą zacinać sie przy odtwarzaniu.
      Nawet tutaj trzeba naszukać się okazji cenowo-jakościowych.

      Usuń
  11. A ja, jak zwykle, nieco na przekór. ;)
    W stanie wojennym uczestniczyłem w przepisywaniu na maszynie do pisania poczytnego wówczas "Pamiętnika Fanny Hill". Ktoś przemycił jeden egzemplarz z Zachodu i zaczęliśmy przepisywać na takich woskowanych matrycach do powielacza. W "drugim wydaniu" domowym przepisywano na kilkunastu cienkich przebitkach maszynowych, a całość zszywano metalowymi zszywaczami. Mam taki jeden egzemplarz. Ciekawe, czy ktoś z Czytelników też się zetknął z takim "wydawnictwem"?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy byłam w liceum i na studiach wiele książek kupowało się z drugiego obiegu, biegaliśmy po antykwariatach, komisach, by wyszukać różne smaczki. Przepisywane na maszynie też pamiętam, zwłaszcza skrypty dla studentów, wtedy za bardzo mi to nie wadziło, może dlatego, że piękne wydania znałam tylko jako zbytki sztuki wydawniczej. To były czasy ascezy w temacie szata graficzna.

      Usuń
    2. Wcale się nie dziwię, że masz takie " zboczenie zawodowe " :)Od pewnego czasu zwracam większą uwagę na wielkość czcionki, bo wzrok już nie ten. Natomiast zanim zajrzę do środka, to nie ukrywam, że ważna jest dla mnie okładka, która czasem jest naprawdę wyjątkowa, jak dobry plakat.

      Usuń
    3. Pamiętam takie wydanie Fanny :) u nas też krążyło

      Usuń
    4. @ Jotka
      Na studiach kopiowano i przepisywano wszystko, od bryków, poprzez skrypty, konspekty, aż do oryginalnych wydań. Na nowo uruchamianych kierunkach ci co nie byli na wykładach przepisywali nawet notatki od kolegów.
      @ Gabriela Kotas
      Dziękuję za odpowiedź. Byłem ciekawy, czy poza Łodzią też to się przyjęło. Pamiętnik nie był dziełem, ale w czasach PRL była to nowość.
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Dziękuję za pożyteczną wiedzę oraz przybliżenie książki każdemu, kto kocha biblioteczny kurz. Czy wiesz, że do tej pory przychodzę przynajmniej dwa razy w tygodniu do biblioteki, by poczytać w tej atmosferze?
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy lubią właśnie ten charakterystyczny zapach, bo w księgarni zapachy są teraz różne. Do biblioteki na moim osiedlu przychodzi sporo osób poczytać czasopisma, a u mnie dzieciaki odpoczywają od szkolnego hałasu...

      Usuń
  13. Okładka, to jest to co przyciąga oko kiedy nie bardzo wiem co kupić, a coś kupić chcę. Zazwyczaj jednak kupuję z góry upatrzoną pozycję, niezależnie od tego jaką ma okładkę. A jeśli chodzi o ceny książek - gdzieś przeczytałam że powinny być równe cenie pół litra wódki, bo człowiek powinien mieć wybór. Cena niestety przekracza nawet solidne 0,7 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo słuszna uwaga. Kiedyś już zauważyłam, że na książki stać tych, którzy ich nie kupują lub nie mają czasu czytać.
      Jako autorka wydająca drukiem swoje dzieła wiesz jak ważne są okładki i starannie je dobierasz :-)

      Usuń
  14. Hm.... i zgadzam się z większością przedmówców, i nie. Kupuje bardzo dużo książek, i jako osoba nienawidząca bibliotek ( bo wtedy ksiażkę trzeba oddać) będę nadal kupować. Czyli muszę liczyć się z pieniędzmi i z miejscem - dlatego dosyć lubię wydania kieszonkowe, a nie bibliofilskie - są tańsze i więcej się mieści na półkach. Ok, takie Małe zycie mam w twardych okładkach - ale wiele innych świadomie szukałam w miękkich. Wzrok mam już straszny i zaćma zapukała do mych drzwi, ale nadal nawet wolę mały druk, i tak i tak oślepnę.
    Natomiast do szału doprowadza mnie niechlujna redakcja lub wręcz jej brak, słabe tłumaczenie, i zwyczajnie słabe teksty. Jak dla mnie literatura to zdania które mają w sobie coś więcej niż podmiot i orzeczenie, słowem pisanym lubię się delektować , a nie czytać o tym, że "Westchnęła. Pocałunek był długi. Kocham cię, ale odejdę. Och, och. Wrócił..." I potrzebuję dobrej historii... sama nie umiem opowiadać, więc szukam...
    A okładka? Nie ma dla mnie aż takiego znaczenia, niemal nie zwracam na to uwagi. Nazwisko autora, dobra notka na okładce, i mogłaby być zwyczajnie biała. Wolę chyba takie totalnie minimalistyczne, jak już. I lubię serie wydawnicze... pomijając wszystko inne ładnie wyglądają na półce:):):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi słyszeć, że cierpią Twoje oczy i pewnie przez to Twoja dusza. Na szczęście są audiobooki, na tę najgorszą okoliczność.
      Masz rację, cykle i serie mają czasami tak ciekawie zaprojektowane grzbiety, że na półce wyglądają jak obrazy.
      Mam nadzieję, że z Twoimi oczami nie będzie tak źle...

      Usuń
  15. Wszystko to prawda.
    Najważniejsze jest jednak to co zawiera książka.
    I to nie tylko treść.
    Także język jakim jest pisana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem więcej, w niektórych książkach liczą sie emocje autora i historia powstania dzieła. Czytam Twoją drugą książkę z przyjemnością :-) Delektuję się, czytam raz od końca, raz od początku, czasem oglądam tylko zdjęcia rzeźb...

      Usuń
    2. Bardzo mi miło.
      Dziękuję.

      Usuń
  16. Pamiętam czasy kiedy książki były wydawane na bylejakim papierze, w bylejakich okładkach, klejone. Ale najważniejsze, że były. A jednak staranność wydania jest ważna. To trochę jak z kawą- w papierowym kubku nie smakuje.
    Kiedyś pisałam o "The strange library" Murakamiego. To bardzo ładna książka. Jej wygląd jest co najmniej tak ważny jak treść. Mam już dwa wydania angielskojęzyczne, teraz marzę o japońskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre dzieła kupujemy dla ich szaty graficznej własnie, oglądamy jak obrazy w galerii, to jeszcze jedna ich funkcja.
      Życzę zrealizowania japońskiego marzenia:-)

      Usuń
  17. Coś a propos oceniania po okładce: znajoma poprpsiła, bym jej pozyczyła "coś dobrego do czytania", więc wcisnęłam jej w rękę Marqueza "Miłość w czasach zarazy". Po 2 miesiącach zapytałam jak się jej książka podoba i ile już przeczytała. I usłyszałam: "ta książka ma czarną oprawę, a ja nie czytam książek w czarnej oprawie". Powiem szczerze-zatkało mnie na dobre, bowiem książka miała czarne płócienko okładki, ale na tej oprawie była jeszcze bardzo kolorowa obwoluta.
    I ona nawet nie zajrzała do środka!!!! Nawet nie wiadomo czy się śmiać w takim wypadku czy jednak raczej płakać.
    Wydawnictwa ze względów oszczędnościowych rezygnują z korekty po wydrukowaniu tekstu i wg mnie jest to duży błąd.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spotkałam się jeszcze z taką argumentacją, ale różne są zboczenia i kółka zainteresowań, jak mawia moja koleżanka...

      Usuń
  18. Korektor to niezbędny etap kontroli jakości, tak, jak w przypadku każdego innego produktu. Na forach, w ramach oszczędności, rezygnuje się z funkcji moderatora. W fabrykach odzieży (w tej branży byłam przez lat) rezygnuje się z, kiedyś wieloetapowego, procesu kontroli jakości, licząc na to, że z reklamacją wróci mniej osób, niż będzie tych, którzy do reklamacji znajdą w produkcie podstawy, to dąży się do oszczędności metodami, które wlaśnie na jakości odbijają się najbardziej. Ponieważ kontrola jakości z etapów produkcji (każdego produktu, książki także), jest wycinana, zanikają zdolności do poprawnej oceny jakości i samo pojęcie dobrej jakości powoli się rozmywa. To niestety jest największa bolączka naszych czasów, bo jakość to największa wartość, we wszystkim, cokolwiek wiąże się z pojęciem "życia".

    OdpowiedzUsuń
  19. Natomiast żeby nie było, że jest aż tak źle, podam dwa budujące przykłady, w ktorych coś mnie uwiodło, urzekło przy kupowaniu, choć obydwie książki, na które w tej chwili patrzę, są w miękkich oprawach. Pierwsze wydawnictwo, które mam na myśli, to wydawnictwo Sic!, które poza wszystkimi niezbędnymi informacjami o autorze, wydaniu, dofinansowaniu, współpracy, redakcji technicznej i korekcie, projekcie okładki, realizacji technicznej i druku, wykonało też piękny gest w stronę tłumaczy, pisząc na obwolucie o ich dotychczasowych dokonaniach. Z tym się dotychczas nie spotkałam. Natomiast drugie wydawnictwo, na którego dwie książki w miękkich oprawach w tej chwili spoglądam, nazywa się Claroscuro. Poza rzetelnymi informacjami na okładce i w środku, uwodzi projektem graficznym okladek. Są niebanalne, jak dla mnie, takie trochę niedzisiejsze, bardzo magiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ja też spotykam piękne i dopracowane wydania, czasem dostaję takie cudeńka od brata, który "w papierze pracuje" i podrzuca mi takie w prezencie. Zanim zacznę czytać lub schowam na później do szafy, delektuje sie okładką, jakością papieru. Podoba mi się też zabieg dołączania do książek zakładek, reklamujących inne utwory tego samego autora lub wydawnictwa.
      Dziękuję za obszerne i wartościowe uwagi na temat :-)

      Usuń
  20. Zwracam uwagę na okładki wsensie, że lubię, kiedy zawiera one dobrze opracowane streszczenie książki, jakieś opinie, notkę o autorze. Reszta się niby nie liczy, jednak w dobie dobrze ilustrowanych okładek, przyznaję, że czułabym niedosyt na widok skrajnie minimalistycznej okładki, takiej typu tytuł i nazwisko autora na jednolitym tle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minimalistycznych okładek mieliśmy pod dostatkiem w latach 80-ych, teraz chcemy cieszyć sie fakturą i kolorem :-)

      Usuń
  21. Ja czytam od czwartego roku życia, książka papierowa ma dla mnie niesamowitą magię i też sobie nie wyobrażam przenieść się na ebooka. Dla mnie to tylko rozwiązanie doraźne - wyjazdowo-wakacyjne.

    OdpowiedzUsuń
  22. Twój wpis dał mi do myślenia jak to jest u mnie.Lubię nowe książki (jestem z tych wąchających także) ale nie mam nic przeciwko książkom ,które mają już "za sobą lata".Mam sporo książek własnych lecz głównie i często odwiedzam bibliotekę ,która w ostatnim czasie jest wspaniale "idąca" jeżeli chodzi o ochotę czytelników.Chętnie znajdują się tam książki ,o których wcześniej wspomnę...to takie miłe.Obecnie nie kieruję się okładkami lecz konkretnymi tytułami,autorami (często zachęcona przez znajomych czytelników).Nieraz zastanawiam się napotykając "błędy" ....nieraz nawet wybaczam takie literówki ,ale błędy ortograficzne -to trudno jest wybaczyć,a przecież korekcja -ktoś nad tym czuwa. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też myślałam, że jak składa się książki komputerowo, to nie powinno być błędów, a tu widzisz...

      Usuń
  23. Pisałam też już kiedyś o okładkach (http://pojedyncza.blog.pl/2016/07/24/pokaz-co-czytasz/ ), ale Ty poruszyłaś ważny temat błędów i niechlujnych wydań. Wydawać by się mogło, że przy dzisiejszej cyfryzacji błędów powinno nie być prawie wcale, a tu proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdy komputer podkreśla błędy, to poprawić je musi człowiek...

      Usuń
  24. Nie patrzę na okładkę, tylko czytam, co jest napisane z tyłu książki, czyli streszczenie. Jeśli wyda mi się ono ciekawe, wtedy wypożyczam daną książkę.
    Na szczęście rzadko trafiam na widoczne błędy ortograficzne czy stylistyczne, chociaż się zdarzają.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię streszczenia na okładkach, ale z drugiej strony przynoszą rozczarowanie, zależy kto pisze notkę...

      Usuń
  25. W ogóle nie koncentruję się ilustracji na okładce, raczej na streszczeniu o czym dana książka jest.
    Ostatnio czytam przede wszystkim "polecone", więc nawet nie spoglądam na streszczenie, bo po co?
    Po niektóre książki ustawia się prawdziwa kolejka! Ostatnio wypożyczyłam "Zanim się pojawiłeś". 15 osób czeka na tę książkę! Muszę szybko czytać ;)
    Oczywiście popularność tej książki zapewne jest ściśle zsynchronizowana z filmem o tym samym tytule.

    Pozdrowienia ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze sama ilustracja mnie interesuje, raczej dobór pomysłu do treści czy klimatu książki, no i staranność wydania oczywiście.
      Serdeczności :-)

      Usuń
  26. Jak dla mnie okładka jest mega ważna, zawsze jak szukam książki w księgarni czy bibliotece to zawsze najpierw patrzę co jest na okładce, bo jak mi się nie podoba to rzadko kiedy zabieram ją ze sobą :) chyba że mi ktoś poleci coś, to wtedy tak nie patrzę, ale jak szukam czegoś sama to najpierw musi mi się przypodobać ilustracja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna okładka może być takim bonusem przy zakupie ciekawej treści :-)

      Usuń
    2. Jak najbardziej :D ale najpierw w oko wpada ona dopiero potem treść :D

      Usuń
  27. W bibliotece mam dwa podejścia do książek:
    1. Znam autora/tytuł/kojarzę serię/mam pozycję na liście "do przeczytania", wtedy okładka nie ma żadnego znaczenia, choć z dwóch wybieram książkę mniej zniszczoną
    2. Nie znam autora ani książki, nie chcę wypożyczyć niczego konkretnego, wtedy kieruję się okładką i wydaniem.

    Szkoda, że większość książek jest klejona, nie lubię przełamanych grzbietów, to tak, jak złamanie kręgosłupa kotu. Drastycznie, wiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym grzbietem miałam dokładnie takie samo skojarzenie...

      Usuń
  28. Ja tak jak Maks zaczynam od przeczytania rewersu książki, potem wertuję. Ale czasem kupuję/wypożyczam w ciemno, dla nazwiska autora, po którym wiem czego się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń