Co roku czekamy na ten festyn, Pożegnanie lata w skansenie Dziekanowice. Godzinka drogi od domu, na trasie Gniezno, więc wyprawa na cały dzień. Pogoda dopisała, kondycja także, wycieczka więc udana.
Przy okazji festynu w skansenie dzieją się ciekawe rzeczy, zwłaszcza dla młodego pokolenia, które wielu prezentowanych prac i narzędzi nie pamięta. Dla dzieci najlepsze były zwierzęta - owce i kozy, kucyk i konie w kieracie.
Powyżej - przygotowanie do młócki oraz warsztat wiejskiego kowala.
Po lewej panie przygotowują zaczyn na chleby, część ciasta już garuje w koszykach przykrytych ściereczkami. Po prawej - kiszenie kapusty w beczkach, można było spróbować soku lub głąba z kapusty. Wszystkie czynności wykonywane w oryginalnych starych chatach, na oryginalnych urządzeniach.
Obróbka lnu, to także pracochłonne zajęcie, a krzepa potrzebna na każdym etapie.
W kolejnych chatach - warsztat szewca oraz stolarza, ten akurat wytwarzał zabawki dla dzieci.
Wikliniarz co roku wyplata swoje kosze na różne okazje - kosze na grzyby, na drewno kominkowe, kosze rowerowe, lampiony ogrodowe. Praca na żarnach, to także niezła siłownia, wielu próbowało kręcić i spocili się nie na żarty!
Zajrzeliśmy też do młyna, bo i wyposażenie ciekawe, i widoki z okien na jezioro oraz na skansen.
Na placu miedzy karczma a kościołem występy kapel oraz kabaretu z Gniezna i Nowego Tomyśla.
Śmiechu było sporo, bo i gwara zabawna i teksty radosne.
Najbardziej podobała mi się recytacja wiersza A. Fredry "Paweł i Gaweł" w gwarze wielkopolskiej, niestety nie odtworzę z pamięci, żałuję, że nie nagrałam.
Ale zapamiętałam takie ciekawostki gwarowe ( wiele używała moja babcia, bo Wielkopolska i Kujawy po sąsiedzku):
- Ty stary glajdusie, uszuszwoliłeś portki, jak żeś loz bez pole !
- Wstawej z wyra, wdzij lumpy i na banę leć.
- W antrejce na ryczce leżą pyrki w tytce.
- Dejcie mi pół funta świetojanek w tytkę!
Karczma zapraszała na degustację podpiwku. Smaczny to i lekki napój z dodatkiem chmielu, w smaku podobny do kwasu chlebowego.
Nie omieszkaliśmy zajrzeć do dworu, obok którego rosły jabłonki, zerwaliśmy kilka pięknych jabłek. Na całym terenie skansenu rosły jabłonie, dynie, zioła, kwiaty.
Na straganach sprzedawano chleby, dynie, piwa regionalne, ryby i wędliny, sery i ciasta.
Dla smakoszy miody, dla głodnych potrawy przygotowane przez Koła Gospodyń Wiejskich - pyry z gzikiem, chleb ze smalcem, szare kluchy, placki, bigos i kiełbasa z grilla.
Na koniec obejrzeliśmy wystawę DIABŁY, ale o tym w kolejnym poście.
W drodze powrotnej krótki spacer po Gnieźnie i obiad we włoskiej restauracji, pychota!
Jeśli macie ochotę, to co roku w drugą niedzielę września, można pożegnać lato w Dziekanowicach lub przyjechać na żniwa chmielowe!
Jak to obiad we włoskiej? Oj, tyle jadła w skansenie "domowego".
OdpowiedzUsuńTe skanseny to po prostu bajka, siedziałabym w takim od rana do nocy i chłonęła ten klimat.
A wiesz, ze te powiedzonka babcine zabrzmiałoby by podobnie na Śląsku? Tylko nie pyry, a kartofle i nie lumpy a galoty. A śwętojanki zamieniłoby się na szkloki:):):)Reszta tak samo.
Próbowaliśmy drożdżówek ze śliwkami i chleba ze smalcem (mąż), do powrotu zgłodnieliśmy, a kuchnia skansenowa za tłusta...
UsuńTak też myślałam, w końcu zwiedzacie jarmarki a na nich jadło prawie to samo. Rzeczywiście, jedzonko włoskie może być dużym urozmaiceniem.
UsuńW dodatku stoliki w ogrodzie, fontanny, pawie itp.
Usuńtaki prawdziwy skansen mamy w Klukach, niedaleko od nas, pisałam o nim, o koniach w butach i kopaniu torfu. A zupełnie pod nosem Swołowo, wioska, która powoli zamienia sie skansen. Niestety na tych dożynkach, i innych imprezach wszędzie to samo, chleb ze smalcem, ogórek, pierogi i ciasta...Naczelnik był już zniesmaczony. Jedynie gęsina w listopadzie stanowi wyjątek. ale klimaty fajne.
OdpowiedzUsuńByliśmy kiedyś w Klukach, bo mieszkaliśmy w Smołdzińskim Lesie, przepiękna okolica, chętnie bym tam wróciła.
UsuńMasz rację, co roku podobne stoiska, ale lubimy ten klimat, teren skansenu rozległy, większy niż w Klukach, więc pół dnia spędzamy na świeżym powietrzu.
ooo mieszkałaś w Smołdzinskim Lesie? :-) w takim pięknym miejscu i się wyprowadziłaś? no nie ładnie jotko nie ładnie.
Usuńotóż lubię jednak kameralne miejsca. bardziej.
A gziki, kluski i tłuszcze zwierzęce, to jest masakra jakaś.
No nie, źle się wyraziłam, nocowaliśmy tam w czasie urlopu, polecił nam znajomy i bardzo nam się podobało!
UsuńNo masakra, a ja tak lubię wszelkie kluchy!
Podpiwek to smak mojego dzieciństwa
OdpowiedzUsuńUwielbiałam!
A ja piłam chyba pierwszy raz, jedynie pamiętam smak kwasu chlebowego.
UsuńBBM: W skansenie zawsze i pooglądać i posilić się można…
OdpowiedzUsuńTo prawda, a i zapasy zrobić:-)
UsuńSmalec własnoręcznie topiony, gzik(niektórzy mówią gzika), podpiwek, kupowany w GS-ie w butelkach jak oranżada czy szare kluski(przez moją matkę zwane "żelaznymi" właśnie ze względu na ich kolor), to wszystko smaki mojego dzieciństwa. W każdym regionie Polski powinien być taki skansen, pokazujący czynności, ubiory i kuchnię właśnie danego regionu. To nauka dla młodych pokoleń. Pozdrawiam serdecznie Iwona Zmyślona.
OdpowiedzUsuńChyba jest tych skansenów sporo, wystarczy poszukać w sieci, niektóre daleko, ale zdarza się zwiedzić w czasie wakacji.
UsuńLudziom kiedyś żyło się naprawdę ciężko. Pewnie dlatego żyli tak krótko. Dobrze to sobie przypomnieć, żeby nabrać właściwego dystansu, zanim się zacznie narzekać ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ciężko pracowali od świtu do zmierzchu, a i tak mieli ochotę na zabawę i wspólne śpiewanie:-)
UsuńJak sobie wypili. A wypić musieli, bo część wypłaty od jaśnie państwa dostawali właśnie w wódce, w karczmie, która też należała do jaśnie państwa.
UsuńI tak zostało, bez gorzałki nie ma zabawy, niestety!
UsuńJotko, znakomita relacja. Potrafisz wyszukać tyle ciekawostek i je dla nas zrelacjonować. Podziwiam Twoje zaangażowanie oraz zaradność poprzednich pokoleń. Taki festyn świetnie promuje region. Fajnie, że można samemu spróbować wielu oryginalnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMiód malina!😉
Dziękuję, staram się pokazywać wszystko, co i mnie zachwyca.
UsuńCo roku niby wszystko podobne, ale i nowości się zdarzają...
Lubię skanseny, zawsze coś nowego można zobaczyć, piekny dzień zaliczyliście, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj, tak piękny dzień, pełen miłych momentów:-)
Usuńpodpiwek, taki kraftowy, czy domowy, ale niesieciowy, to zawsze jest atrakcyjna propozycja...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Kiedyś częstowali cydrem, tez ciekawy smak!
Usuńtys piknie... choć Polska zawsze była krajem jabłczanym, to kiedyś cydr był czym egzotycznym, wręcz nieznanym, dopiero zmiany klimatu /oraz innych uwarunkowań/ otworzyły zielone światło w tym kierunku i powstania ciekawych projektów, a z czasem tradycji...
Usuńpierwszy cydr odkryłem we Francji podczas upałów i okazał się lepszym pomysłem od piwa, które zresztą w tamtych okolicach było dość marne...
Teraz cydr jest w wielu sklepach i tani nie jest!
Usuńi tego akurat, ceny znaczy, za bardzo nie rozumiem ;/
Usuńp.s. nie mam za bardzo do tego cierpliwości, ale klucz pewnie tkwi w stawkach akcyzy. mimo to nadal nie rozumiem :)
UsuńJa także nie, podobnie bardzo drogie są lokalne piwa( 15 zł) i wina (od 45 zł w górę).
Usuńwyroby kraftowe /alkohole lub wyroby spożywcze/ nigdy zbyt tanie nie były, gdyż ich marka regionalności zawiera w sobie obietnicę nadzwyczajnej jakości, a do tego jeszcze podczas imprezy, to jeszcze podbija cenę... nie ma sprawy, jeśli obietnica jest dotrzymana, człowiek wyda sporo, ale chociaż smacznie za to poje i popije... gorzej jest, gdy towar okazuje się być dość przeciętny albo wręcz marny...
Usuńtak jest obecnie na rynku piwa kraftowego... pojawia się sporo produktów dość drogich, ciekawie opakowanych, które okazują się być zwykłymi sikaczami, po prostu oszukaństwo... temat jest o tyle delikatny, że dotyczy sfery gustów, gdzie norm żadnych nie ma...
Zgadza się, to dotyczy wszystkich wyrobów regionalnych, takich jak sery, chleb, wędliny itd. Parę razy nacięliśmy się na jakości, a cena była spora!
UsuńUwielbiam Dziekanowice, chciałam jechać na pożegnanie lata ale bałam się, że się usmażymy, a teraz patrzę na Twoje zdjęcia i mi żal. No nic, pojadę ze szkolnymi dzieciakami na pożegnanie zimy ;)
OdpowiedzUsuńNie było tak źle, wiaterek od jeziora, było sporo ludzi z dziećmi, mnóstwo cienia, bo wszędzie drzewa, no i to jednak nie lipiec...
UsuńDzięki za odwiedziny, a gdzie można Cię spotkać w necie?
Nigdzie ☺️ jeśli o bloga pytasz :) Przyszłam tu od rybeńki. Pozdrawiam 😊
UsuńTym bardziej mi miło, uściski:-)
UsuńDobrze, że takie festyny jeszcze są organizowane, bez nick o wielu zawodach już dawno byśmy zapomnieli.
OdpowiedzUsuńMarek z E
No właśnie, poza tym skansen i lokalni producenci się promują :-)
UsuńLubię te Twoje relacje
OdpowiedzUsuńJakbym sama ten podpiwek piła 😉
Cieszę się, niebawem o diabłach będzie.
UsuńCudowne imprezy, za moich czasów zupełnie nieznane. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńA jest tych skansenów teraz sporo...
UsuńZazdroszcze jotko! Wspaniale spedzony czas.
OdpowiedzUsuńDodam ze popelnilas wielki grzech majac wybor bigos, placki, kluchy poszlas na obiad do wlochow!!!!!
Moze widze to jako grzech z mego miejsca siedzenia nie majac tu polskich restauracji .
Kiedy właśnie kuchnia włoska mi bardzo pasuje:-)
UsuńFajne miejsce. :D Ja teraz usiłuję zrozumieć kaszubski. XD
OdpowiedzUsuńO, kaszubski jest trudny, życzę powodzenia:-)
UsuńPod Opolem jest skansen, muzeum wsi opolskiej, byłam kilka razy, ale nie robią tam takich fajnych rzeczy 😐 Zawsze byłam ciekawa wyplatania koszy itd. Szkoda tylko tych koni w kieracie. Dziękuję za jak zwykle świetny reportaż
OdpowiedzUsuń😍
Konie tylko pokazowo, na szczęście.
UsuńMoże organizują okolicznościowo, musiałabyś sprawdzić na ich stronie.
Umiesz wypatrzeć ciekawe wydarzenia, nie chodzi jedynie o krajobraz, lecz również historie związane z życiem i zajęciami ludzi na tym terenie. Starsi jeszcze pamiętają, ale dla młodych niektóre prace są niewyobrażalne. Pamiętam, jak mój wnuk dziwił się, że kiedyś trzeba było wstać z fotela, aby zgasić telewizor.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
A tak, teraz nawet pilotem kotary się zasuwa...już kiedyś uczniowie się dziwili, że nie było Lego, a guma do żucia tylko w Pewexie ;-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko interesujące, czytałam z niekłamaną przyjemnością.
Gwarowe smaczki - rewelacja.
A jeśli chodzi o gzik, to dowiedziałam się o jego istnieniu zaledwie parę lat temu:)
Pozdrawiam:)
Gwarowe smaczki, lokalne przysmaki, nawet humor kabaretowy związany z regionem:-)
UsuńFaktycznie fajne wydarzenie.
OdpowiedzUsuńWiele ciekawych elementów dla każdego wieku :-)
UsuńAle super klimat! Od razu poczułem się jak u babci na wsi. Te teksty to czysta perełka – „antrejka” i „tytka” A co do tych smakołyków, to aż zgłodniałam – pyry i chleb ze smalcem to klasyka! Chciałbym być na takim festynie :)
OdpowiedzUsuńPo obżarstwie na Zakintos powstrzymywaliśmy apetyt, ale można było najeść się do woli i popróbować gratisowo powideł, podpiwku, dyni, chleba...
UsuńSuper fotorelacja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dzięki, pozdrawiam deszczowo:-)
UsuńPrzyznam się bez bicia- nigdy nie jeździliśmy na takie imprezy, bo oboje z mężem nie lubiliśmy po prostu tłoku. W różnych skansenach bywaliśmy, ale tylko wtedy gdy nie było tam żadnej imprezy. No niestety po przechorowaniu żółtaczki wszczepiennej typu B i usunięciu pęcherzyka żółciowego mam dość ograniczony repertuar tego co mogę bezkarnie zjeść. Ostatni raz chleb ze smalcem to jadłam z 10 lat temu a i tak to odchorowałam. Ale bardzo się cieszę, że byliście oboje zadowoleni z tej wyprawy no i ciut zazdroszczę tego chlebka ze smalcem.
OdpowiedzUsuńChlebek ze smalcem, to głównie mąż, ale tylko dla utrwalenia smaku, ja skusiłam się na ogórasa kiszonego i drożdżówkę.
UsuńZ wiekiem na wszystko trzeba uważać, nawet na lubiane smakołyki, niestety...
Aż żal, że to lato tak gwałtownie sobie poszło...
OdpowiedzUsuńAle dzięki, że przypomniałaś mi, że istnieje coś takiego jak podpiwek. Będę musiał się tym zająć, w przerwie między nalewkami.
Nalewki jesienią to też dobry trunek:-)
UsuńNo, lubię takie imprezy, takie wypady i tę gwarę, którą mówiła moja mama (spod Poznania pochodziła) i robiła nam pyry z gzikiem, gdy byliśmy niegrzeczni, więc często rozrabialiśmy, żeby je robiła częściej niż w wielki piątek. :DDDD
OdpowiedzUsuńSzkoda lata, jeszcze w niedzielę pływałam, bo było 30 na plusie... Dzisiaj 10... I coś mnie bierze... Więc tym bardziej Twój post mnie pocieszył, zachwycił, ogrzał mentalnie. Uściski!
Nie daj się, witaminki, cytrynka, imbir i ciepły kocyk!
UsuńDobrego weekendu!
Oj, takie relacje ze skansenu jak Twoja to ja lubię!
OdpowiedzUsuńAż przyjemnie było czytać i oglądać!
Pozdrawiam
Dziękuję i zapraszam na kolejne!
UsuńTen skansen znam od czasów, gdy powstawał. Mieliśmy do niego z działki kilkanaście kilometrów. I chyba akurat pierwszy raz trafiliśmy na żywy skansen. Utkwiła mi w pamięci woń zupy, gotowanej w jednej z chat. Do dziś nie wiem, czy to gotowanie (w strojach sprzed lat i w sprzętach historycznych) było częścią "ekspozycji", czy po prostu panie pilnujące wykorzystywały czas, żeby się w wolnej chwili pożywić. Wtedy uznałam, że efekt jest niesamowity, jakbym cofnęła sie w czasie do prawdziwej wsi sprzed wieku :) I pamiętam ten mój zachwyt już ze 30 lat. A gwarą mówiła moja babcia spod Poznania. I ja też bywałam w dzieciństwie "uślungrana", jak mówił mój tato . A sama dbałam o to, żeby moje dzieci znały świętojanki i wiele innych wyrazów "po naszymu". :)
OdpowiedzUsuńGotowanie na spróbowanie, można było mieszać, próbować składników i gotowych potraw!
UsuńJedna z moich babć pochodziła z kujawskiej wsi, więc znała mnóstwo tych gwarowych wyrażeń.
Ile ja tu widzę dobroci, ile rarytasów!
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Oj, kusiło wszystko!
UsuńŚwietna impreza i tyle atrakcji :) My się wybieramy do skansenu w Chorzowie - jak sójka za morze, a to rzut beretem.
OdpowiedzUsuńPod latarnią najciemniej, znam to!
UsuńMy do naszego muzeum trafiliśmy późno...
Wspaniała wycieczka, ile cudownych atrakcji... Znałam powiedzenie w anrejce na ryczce stały pyry w tytce jeszcze z czasów szkoły, gdy uczyliśmy się o gwarze. Przywołałaś wspomnienia. Ściskam serdecznie Asiu.
OdpowiedzUsuńOch, te gwary! niby jeden kraj, a tyle różnic!
Usuń