Znowu ministrowie wyszli przed szereg i chcą walczyć z nadwagą u dzieci poprzez wycofanie słodyczy, chipsów i innych "niezdrowych" rzeczy ze sklepików szkolnych. Tak jakby to sklepiki szkolne winne były błędów żywieniowych młodych ludzi. U nas w szkole nie ma sklepiku od lat, usunięte zostały automaty z napojami gazowanymi, pod szkołą też nie ma kiosku ani sklepu. I co? Liczba uczniów ze sporą nadwagą rośnie, co widać gołym okiem. W plecakach uczniów często więcej słodyczy, niż pożywnych kanapek, a chipsy zjadają dzieci w drodze do szkoły. Jeżdżę na wycieczki i widzę ile śmieciowego jedzenia rodzice kupują na wyjazd z klasą, oprócz tego dzieciaki kupują co popadnie w automatach i sklepikach w różnych miejscach.
Szkoła bierze udział w różnych akcjach promujących zdrowe odżywianie, dzieci z klas 1-3 dostają codziennie soki, owoce i warzywa fundowane przez państwo, ale przecież nawyki żywieniowe wynosi się z domu, a to w domu dziecko spędza większość czasu, obserwuje dorosłych i rówieśników.
Poza tym pieniądze na śmieciowe jedzenie dają właśnie rodzice lub dziadkowie. Zobaczcie, ilu klientów mają sieci MacDonald czy KFC w tygodniu, a zwłaszcza w weekendy. Kiedyś w moim mieście, a myślę że w wielu innych też rozgrywały się batalie przeciwko budowaniu restauracji fast food, a przecież bywanie w takich miejscach i jedzenie frytek, hamburgerów itp. nie jest obowiązkowe. U nas KFC jest od kilku lat, a ja jeszcze tam nie byłam, a w MacDonald's bywam na kawie i lodach ewentualnie. Sorry, raz jadłam tortillę w drodze powrotnej z wakacji.
Myślę więc, że obarczanie sklepików szkolnych winą za otyłość dzieci jest dużą przesadą, bo już w drodze do szkoły dzieciaki kupują masę słodyczy i chipsów, a poza tym umieją liczyć: w Biedronce jest taniej...
(Źródło:motywator dietetyczny)
Poryszyłaś bardzo ważna kwestię, żywienia dzieci.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że zlikwidowanie, czy likwidowanie sklepików w szkołach i tego co się w nich sprzedaje, nic nie da.
Najważniejsze jest to, aby sami rodzice zrozumieli, że dzieci powinny być dobrze i zdrowo odżywiane.
Należałoby ograniczyć im słodycze, chipsy, ograniczyć bywanie w McDonald...aby nie dopuścić do otyłości swojego dziecka, bo dziecko je to co mu smakuje i gdy dostanie "kieszonkowe" to zawsze sobie kupi.
Należy z nimi o tym rozmawiać, bo one są mądre i gdy będziemy im tłumaczyli
to zrozumieją.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Z tego, co obserwuję, to dzieci mające problem z wagą przyprowadzają do szkoły rodzice z podobnymi problemami. Dzięki za ciekawy komentarz, czytałam z przyjemnością:-)
UsuńSposób myślenia osób, które są odpowiedzialne za te wszelakie fantastyczne pomysły zawsze mnie rozkłada na łopatki; tu trzeba pracy u podstaw i solidnego prania mózgów rodzicom; większości nie chce się naszykować dzieciakowi zdrowego śniadania, łatwiej dać parę złotych i błogosławieństwo na zakupy np. w Biedronce.
OdpowiedzUsuńTo prawda, często dzieci przychodzą bez śniadania, a na drugie dostają słodycze lub kasę lub nic....
UsuńBo ludzie mają zmysł smaku do niczego, genetycy powinni nad nim popracować...
OdpowiedzUsuńTo jest pomysł, genetycy nie takie rzeczy poprawiali...
UsuńZgodzę się z tym, że dziecko dużo czasu spędza w szkole, lecz nie zgodzę się, aby winę za jego nadwagę ponosiła szkoła, czy sklepik szkolny. Gdzie w tym wszystkim są rodzice? Dziecko wraca do domu, opycha się czym popadnie i z butelka coli, z chipsami w dłoni zalega przed komputerem czy playstation. Jeśli rodzice nie nauczy dziecka odpowiedzialnego, racjonalnego żywienia, nie zachęci do aktywności fizycznej, to nie może obwiniać za to innych. Poza tym dziecko może cierpieć na różnego typu choroby jak np. cukrzyca, problemy z tarczycą, które również wpływaj na wagę.
OdpowiedzUsuńAniu, wszystko to prawda, jest wiele chorób, które powodują problemy z prawidłową wagą, ale chyba właśnie osoby chore najbardziej uważają na to co jedzą, a spora liczba zdrowych nie zastanawia się co wrzuca na ruszt...
UsuńTo chyba wina tego że to co najbardziej szkodliwe jest najsmaczniejsze. I jak to cholercia połączyć ze sobą ? ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, podobno niektóre smaki wręcz uzależniają, jeśli ktoś uzależni się od soli czy cukru, to ciężko się przestawić. Ja kiedyś dawno temu słodziłam herbatę, a teraz nie przełknęłabym , kawa też gorzka, a soli prawie nie używam...
UsuńI tak i nie...
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ale częściowo.
U nas np. problem z nadmierną chęcią do słodyczy...zaczął się w przedszkolu, gdzie starsza z każdej byle okazji dostawała coś słodkiego. Oczywiście interweniowaliśmy, że można nagradzać inaczej, niekoniecznie cukierkiem, ale jednak na niewiele się to zdało...
Dzisiaj jest skutek taki, że w domu nadal jest mało słodyczy, starsza córka stara się wymuszac. Nie udaje sie, ale marudzi...
Młodsza gdy dostaje deser, poskubie, a gotowych sklepowych lodów nie tknie. Co innego starsza, której kubki smakowe pod tym względem niejako dojrzały.
Dla mnie problem jest złożony.
Szkoła może nie jest winna, ale napędza problem. To fakt.
Przede wszystkim zmieniłabym szkolne obiady, a kucharki wysłała na szkolenie o zdrowej żywności, ale podobno powoli zmienia się także i to.
UsuńMcDonald's-y zawiniły a sklepiki szkolne powiesili artykuł trafia w sedno hipokryzja "nierządu" w Polsce
OdpowiedzUsuńSzuka się zła tam, gdzie go nie ma, większą część życia dzieci spędzają w domu, nie w szkole...
Usuńzło tą ustawą to dopiero jest wyrządzone
Usuń