poniedziałek, 30 maja 2016
Jej wybór...
Znam JĄ od zawsze, ale właściwie nie poznałam dobrze. Jest starsza ode mnie na tyle, że nigdy nie byłyśmy blisko i widujemy się rzadko.
Żyjemy w dwóch różnych światach, inne mamy zainteresowania i potrzeby, inny model rodziny. Gdy ja byłam jeszcze studentką ONA miała już dwoje dzieci, przerwała pracę zawodową, by wychować córeczki, a gdy przyszedł czas powrotu do pracy zaszła w trzecia ciążę.
Skończyła zawodówkę, po szkole pracowała krótko, bo wcześnie wyszła za mąż i pojawiły się dzieci. Odwiedzałam JĄ rzadko, bo nie bardzo miałyśmy o czym o rozmawiać, chociaż jesteśmy kuzynkami. Jakieś zdawkowe informacje o rodzinie, kto umarł, kto się ożenił, kto się przeprowadził. Zawsze w trakcie rozmowy właściwie nigdy nie usiadła, zrobiła kawę, ale tylko dla mnie, a sama , jakby ze ścierką przyrośniętą do dłoni, z uporem maniaczki wycierała blaty, przestawiała, domykała szafki (siadałam chętnie w kuchni, tak jak u jej mamy, to było serce domu)
Mówię kiedyś:
- Usiądź wreszcie choć na chwilę, bo mnie denerwuje to twoje latanie od zlewu do okna i z powrotem.
- Nie siadam, gary do mycia, budyń muszę nastawić, bo dziewczyny ze szkoły wrócą, a w wannie skarpety do prania czekają (obie młodsze córki trenowały sport, starsza studiowała medycynę)
- Budyniu nie musisz robić, a skarpety już mogą prać same albo do pralki wrzuć!
- Pralka białych nie dopierze… a jeszcze placek muszę zrobić, bo najstarsza imieniny ma, to siostry jej zawiozą , tak dużo się uczy…
Gdy zdarzało się, że siadłyśmy w pokoju, to zasypiała ze zmęczenia w fotelu. Takie było JEJ życie. Jedyne wyjścia towarzyskie to uroczystości rodzinne i msza w niedzielę, jedyne wyjazdy to zamiejscowe pogrzeby w bliskiej okolicy i raz czy dwa do córki na studia.
Jej mąż miał działkę, z której przywoził owoce i warzywa, które ONA z kolei przetwarzała w strasznych ilościach, na słoiki, butelki i weka wykupili nawet dwie piwnice.
Nigdy nie widziałam, żeby coś czytała, oglądała, co najwyżej cerowała...
Gdy córki były już duże wróciła na chwilę do pracy, bo mąż zaczął chorować i musiała pomóc podreperować domowy budżet. W pewnym okresie pojawiła się szansa odejścia na rentę, bo nogi i kręgosłup bardzo JEJ dokuczały, ale jakoś o leczeniu nie pomyślała, chociaż córka skończyła już medycynę i robiła specjalizację.
Skorzystała z przejścia na rentę, ale te wkrótce cofnięto, a na jej miejsce w pracy przyjęto kogoś innego. Do emerytury było daleko, więc musiała wrócić do pracy. Po wielu staraniach coś tam znalazła, ale za małe pieniądze i zajęcie obciążające dla jej chorób.
Córki wykształciły się, rozjechały po świecie, jedna po nieudanym związku wróciła do rodziców z wnukiem, którym ONA oczywiście sie opiekowała, bo mama dziecka uzupełniała kwalifikacje...
Ilekroć spotkałyśmy się w sklepie czy na ulicy potrafiła tylko narzekać na zmęczenie, swoje dolegliwości, z czasem doszedł temat wnuka.
Niedawno spotkałam JĄ na ulicy, pochwaliła się, że bluzkę od córki dostała i że mąż z córką i wnukami pojechali na wycieczkę.
- A ty? – spytałam
- A ja przy garach…
- Czemu nie pojechałaś, obiad mogliście zjeść po drodze…
- E.. . ja tam łazić nie lubię, a oni będą zwiedzać, trochę odpocznę od hałasu…
Smutno mi się zrobiło i tak się zastanawiam, czy do takich wyborów zmusiło JĄ życie, czy za wcześnie te wszystkie obowiązki na nią spadły i nie starczyło sił na nic innego, czy po prostu nie ma wielkich wymagań wobec świata i ludzi w ogóle…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To znany w psychologii mechanizm obronny, który czasami przechodzi w formę przypominającą syndrom kompensacji. Osoby tym "dotknięte" uważają, że nie sprawdziły się, lub zawiodły otoczenie, i najczęściej rekompensują ten stan podejmowaniem nadmiernych, chociaż czasami zbędnych, obowiązków.
OdpowiedzUsuńTutaj sama rozmowa w "cztery oczy" niczego nie zmieni, to powinna być decyzja wszystkich domowników, o ile uważają oni, że należy coś zmienić. Trudna sprawa, bo o tym co spowodowało taką sytuację wie tylko sama zainteresowana, która nie zawsze chce się z tego zwierzać.
Andrzej Rawicz (Anzai)
Nie wiem czy ona sama chce coś zmienić, niby narzeka, ale sama w ten kierat sie wpędza...
UsuńPierwsze co mi się nasunęło to .....miałam dwójkę dzieci i też byłam cała szczęśliwa ,że wrócę do pracy ,a praca ciekawa -a co ważne wśród ludzi...I właśnie już obgadałam z "naczelnikiem moim" i wszyscy się cieszyliśmy ,a tu ..trzecia ciąża...i powrót do pieluch i innych "przyjemności".Oj wtedy byłam zawiedziona....zmęczona i zła na cały świat.Były wtedy te lata ,w których "pozwoliłam sobie" na bycie przysłowiową kurą ,a może wtedy mi sie tak wydawało ,bo wsparcie mojego mężczyzny miałam. Ale chyba czasami lubię się zrobić taką "nieszczęśliwą" ...że nikt o mnie nie dba ,nikt nie rozumie.
OdpowiedzUsuńTeraz bez szaleństw,ale staram się corocznie wybrać w jakieś miejsce,coś zobaczyć i robić to wszystko co jest dla mnie przyjemnością
A w rodzince jestem "kierowniczką" od zwoływania -logistyki spotkań rodzinno-koleżeńskich.Właśnie takie mieliśmy w sobotę,było 26 osób i taką mieliśmy "siłę" ,że burzowe pohukiwania...chmury...przegnaliśmy i to niczym szczególnym ....po prostu śpiewaliśmy różności,do skutku.A tak na koniec to myślę,że na nasz wybór mają wpływ różne rzeczy,okoliczności ..czyli nie jest to takie proste i oczywiste ,ze tak sobie wymarzyła...Oczywiście to moje ,subiektywne zdanie.
Grażynko, jesteś innym typem osobowości, energia i pogoda ducha aż biją od Ciebie. Moja kuzynka chyba po prostu nie miała nigdy takich potrzeb, nigdy nie widziałam, żeby choć gazetę czytała...
UsuńAleż te Wasze śpiewy musiały być cudne, prawdziwy chór antyburzowy:-)
U nas teraz burze przechodzą...
Są ludzie, którzy gdy już mają rodzinę, to skupiają się na tym, by jej członkom niczego nie brakowało. Mają przeświadczenie, że jeżeli ona(ta osoba), tego nie zrobi, to nie znajdzie się nikt inny by ją wyręczyć. Domownicy się do tego przyzwyczajają, nie mają ochoty niczego zmieniać, bo tak wygodnie. Gdyby jeszcze, te wiecznie zapracowane kobiety, umiały odpocząć od hałasu, to pół biedy, ale one zazwyczaj wynajdują sobie kolejne, nowe zajęcia, bo inaczej nie umieją. Żal jest takich ludzi ale też nie ma co próbować zmieniać ich na siłę, bo gdy nie zrozumieją naszych intencji, to obie strony będą nieszczęśliwe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie to określiłaś, chyba właśnie tak jest.
UsuńA do tanga trzeba dwojga, więc jeśli ona sama nie chce, to widocznie nie ma takich potrzeb.
Fajny ten Twój nick...
:) Miałam taką ciotkę, która uwielbiała ganiać ze ścierą po domu zmuszając nas do biegu za nią w celu porozmawiania. Wiecznie narzekała na cały świat i była wykorzystywana przez dzieci a później wnuki..porażka. Jak zmądrzałam przestałam ją odwiedzać, bo wysysała ze mnie całą energię. Tez nosa poza dom nie wyściubiła - twierdziła że ona się między ludzi nie nadaje. Ale ta dla odmiany wykształcona była i przez całe dorosłe życie pracowała. Więc chyba wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy - to chyba natura człowieka sprawia jacy jesteśmy
OdpowiedzUsuńTeż prawda, moja koleżanka ma taką teściową, poza pracą nie miała żadnych zainteresowań, a gdy przestała pracować, stała sie taka jak Twoja ciotka...już 20 lat czeka na śmierć :-(
UsuńHa ha ha ... o skąd ja to znam ... mój brat złośliwie mówi, że nasza cioteczka jak ropa naftowa - ciągle straszy że się skończy a skończyć się nie może
UsuńDobreee, nie znałam, pożyczam:-)
UsuńJa myślę, że to właśnie "Jej wybór", jak słusznie zatytułowałaś swój post ;)
OdpowiedzUsuńIstnieją kobiety, które poświęcają się tylko dla rodziny, samej nie oczekując nic od życia...Czy są szczęśliwe? Sama jestem ciekawa.
Właściwie też jestem ciekawa, ale nigdy jej o to nie pytałam...
UsuńPowiedziała bym głośno że rok siedzę w domu z własnego wyboru - nie nazywam tego poświęcaniem i jestem szczęśliwa ale boję się, że znów w ziemię zostanę wdeptana,że nikt przy zdrowych zmysłach z własnego wyboru nie rezygnuje z pracy zawodowej... Widocznie nie jestem w pełni władz umysłowych
UsuńKochana, co to znaczy siedzę w domu? Przy twoich licznych zajęciach i zainteresowaniach starczyłoby na dwa "siedzenia w domu".... Ja lubię swoja pracę, ale ostatnio doskwierają mi poboczności, na które nie mam wpływu, a które powodują, że też chętnie posiedziałabym w domu. W końcu mam 31 lat pracy, może gdy skończy studia i zmienią się przepisy emerytalne, bo według poprzednich już mogłabym cieszyć się tym, co najbardziej lubię...u nas jednak przepisy działają wstecz:-(
UsuńJa w zasadzie te nie pracuję. Ale do kury domowej mi daleko.
UsuńJotko, a na pomostówkę nie możesz?
Nie mogę, "za młoda jestem" :-)
UsuńMasz rację - akurat teraz mam czas na swoje pasje i zajęcia na które nie miałam czasu do tej pory. Mam czas zadbać o siebie stąd też karnet na siłownię. Mam czas na życie. Ale sama wiesz jak ludzie postrzegają osoby niepracujące zawodowo. Siedzi i nic nie robi a wręcz cofa się w rozwoju.
UsuńZnam emerytów, którzy dopiero po zakończeniu pracy zawodowej żyją jak pragnęli i trudno zastać ich w domu...
Usuńkiedy czytałam Twój wpis miałam wrażenie, że jest to opowieść o kimś, kto kiedyś w przeszłości zrobił coś złego (lub mu się wydaje, że do czegoś takiego doszło) i w tej chwili chce siebie ukarać na wszelkie możliwe sposoby.
OdpowiedzUsuńmakrela
Tak mogłoby sie wydawać, albo wpojono jej dziwne zasady życia w rodzinie, kobieta jako żona i matka - to dwie wyłączne role...
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
A mi szkoda takich kobiet.:( Być może poświęcają się dla rodziny, bo uważają, że to najlepsze co mogą zrobić. Niestety zapominają często o sobie, o swoich potrzebach. Nie przyjmują do wiadomości tego, że również mogą wyjść z domu, udać się na wycieczkę, że moga odpocząć. A bywa i tak, że pomimo swojego wyboru, są niedoceniane przez rodzinę i dodatkowo wykorzystywane.
OdpowiedzUsuńTo prawda, zapomniała zupełnie, zawsze to mąż sie leczył, mąż jeździł do sanatorium lub córkom potrzebna była pomoc. Jakoś nie słyszałam, żeby o nią tak dbano, raz miała usuwane żylaki, bo już nie mogła chodzić...
UsuńTeż miałam okazję natknąć się na tego typu osoby, w sumie ja sama po części taka jestem. Moja natura i charakter ciągną mnie do ludzi, różnych zajęć, mam masę pomysłów na siebie, ale tak na prawdę choroba stopniowo przez cały czas zmienia całe moje życie, które teraz można by nazwać wegetacją. Dlatego całkowicie poddałam się obowiązkom domowym i moim panom, którzy nauczyli się, że jestem i większość zrobię. Jednak moja silna osobowość przyczyniła się do tego, że jestem takim trochę szefem swojej domowej firmy, w której podejmuję ważne decyzje i załatwiam różne sprawy. Może po części czuję się ograniczona, ale staram się tłumaczyć sobie to tak, że skoro siedzę cały czas w domu to dlaczego mam się nim nie zająć i nie sprawiać tym swoim facetom przyjemności? Zawsze myślę najpierw o innych potem na końcu o sobie, chciałabym uszczęśliwić cały świat, wiem, ze to głupie, bo tak na prawdę nikt tego nie docenia, ale taka jestem i już. Miałam wiele pasji i marzeń, ale niestety los pokierował mną inaczej.
OdpowiedzUsuńDlaczego Twoja kuzynka ma takie życie? Może wyniosła to z domu, może na początku sytuacja ją do tego zmusiła, a potem już się przyzwyczaiła i bała się wprowadzić jakiekolwiek zmiany. Może jej osobowość i charakter były zbyt słabe by się sprzeciwić, by dążyć do realizacji swoich marzeń i spełniania siebie. Myślała, że jak poświęci swoje życie dla najbliższych, to będzie im łatwiej i lepiej, że może wtedy los się odwróci i oni o nią zadbają. Przypuszczam, że jej samej byłoby ciężko jednoznacznie wytłumaczyć swoje postępowanie.
Ściskam Cię serdecznie Asiu :)
Agnieszko, nie jesteś taka, sama piszesz, że ciągnie Cię do ludzi, że jesteś głową rodziny, a choroba i ograniczenia zdrowotne, to co innego. Czytasz, piszesz blog, dyskutujesz. Ona nawet ułamka tych rzeczy nie robi, od decyzji wszelkich jest mąż, a atrakcją jest wyjście do sklepu.
UsuńKażda z nas czasem lubi dopieścić rodzinę, zwłaszcza gdy dzieciaki przyjeżdżają w odwiedziny, ale czasami lubię pójść do restauracji...
Buziaki przytulaki :-)
No tak masz rację Asiu, chyba jednak daleko mi do typu kobiety, który opisałaś. Faktycznie, staram się korzystać z wszelkich wyjść gdziekolwiek, czy w jakiś sposób się spełniać. Tak na prawdę nie wyobrażam sobie jak można tak żyć. Jeżeli jest tak jak piszesz to znaczy, że twoja kuzynka jest słabą kobietą, która potrzebuje tego by ktoś za nią decydował i nią kierował. Przypuszczam, że jako dziecko nie była doceniana stąd brak jej poczucia wartości i ciągle ją krytykowano, więc dlatego ma bardzo zaniżoną samoocenę.
UsuńTulę serdecznie :)
To smutne. A spotkałam parę kobiet, które właśnie takie życie mają. Tylko to raczej kobiety, które nigdy nie stawiały na swój rozwój i szybko miały dzieci. Nie potępiam, może im to pasowało, może tego właśnie chciały, może poprzez macierzyństwo się realizowały, bo przecież też można. Całe życie przy garach... To mi się kojarzy ze stereotypami i mężem tyranem, któremu żona nie może podpaść. Chociaż w tym przypadku chyba mąż był w porządku ;). Ta kobieta kilka razy podejmowała pracę, zastanawia mnie jak jej tam było, jak jej się pracowało, czy była zadowolona, czy tylko myślała o tym, co po powrocie musi zrobić w domu. Bo jeśli o tym myślała, to sądzę, że to przebywanie w kuchni i ciągłe sprzątanie jej pasowało po prostu. A może miała przeświadczenie, że nikt od niej nie zajmie się domem i nikomu na to nie pozwalała? Chociaż to, że nawet na wakacje nie chciała jechać jest też zastanawiające i jakoś nie umiem znaleźć na to wytłumaczenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. ;)
Pisząc kolejne komentarze dochodzę do wniosku, że jednak stawiałabym na typ osobowości. Kiedyś wracałam z pracy, spotkałyśmy sie w pobliżu mojego domu, zaprosiłam ja na kawę, ale odmówiła, bo ma w domu robotę, a też wracała z pracy...
UsuńPozdrawiam spod burzowej chmury:-)
Taki człowiek po prostu. ;)
UsuńJa aktualnie też pod burzową chmurą. ;)
Ja jestem męskim odpowiednikiem tej osoby. Z tą tylko różnicą, że do pracy chodzę...
OdpowiedzUsuńPamiętam, żaliłeś sie kiedyś na swój los, biedaku ;-)
UsuńJotko, może zwyczajnie ją zapytaj.
OdpowiedzUsuńChyba kiedyś zapytam i pewnie mi odpowie, że jest szczęśliwa, bo córki wykształcone i pracują i będzie miała rację, prawda?
UsuńTak. Swoją rację. Może nie miała odwagi na żadną inną? A może naprawdę się w tym spełniała? Trochę późno na pokazywanie JEJ, że można było inaczej. To byłoby okrutne. Tak czuję.
UsuńMyślę, ze dziwiłaby się, że my się dziwimy...
UsuńBardzo przykre to co napisałaś o tej kobiecie. Zastanawiam się czy to rzeczywiście jej wybór , czy jest po prostu już na takim etapie zniechęcenia i niskiej samooceny że nic jej się od życia nie należy . Córki chyba wyrosły na super egoistki że nie zauważają potrzeb i przyjemności matki tylko dowalają jej dodatkowe obowiązki :( . To naprawdę przykre .
OdpowiedzUsuńOstatnio dawno już nie bywam u nich, więc nie wiem, jak to jest z tymi relacjami rodzinnymi. Córki prezenty przywożą, ale czy pomogą np. w zrobieniu obiadu to nie wiem...
UsuńŻal mi tej pani...niby zaspokaja potrzeby całej rodziny, krząta się i robi budynie, ale czy naprawdę jej rodzina tego potrzebuje na tyle, aby to docenić? Nawet w rozmowie z Tobą nie potrafi być "tu i teraz" tylko ciągle realizuje jakieś zadanie. Przykre. I mam podobną intuicję jak Makrela... Nawet jeśli nie zrobiła nic złego kiedyś, to może tak jej dawno temu obniżono poczucie wartości, że musi obecnie być przydatna, bo inaczej nic nie znaczy.
OdpowiedzUsuńJa często powtarzam zdanie usłyszane kiedyś w audycji radiowej na temat roli kobiety i matki:dziecku nie jest potrzebny 3 - daniowy obiad, ale wypoczęta i szczęśliwa mama, która książkę poczyta i na spacer pójdzie, a mąż? Bywają mężowie, którzy wolą zaniedbane połowice, żeby inni sie za nimi nie oglądali...
UsuńMężowie (co niektórzy) wolą zaniedbane połowice, ale na ulicy oglądają się za tymi zadbanymi... :)
UsuńI racja - myślę, że rodzinie potrzebna jest osoba adekwatna - odpowiadająca na ich potrzeby, a jednocześnie realizująca własne potrzeby i cele :)
No powiem Ci, ze Jej mężowi aż oczka latają za każdą spódniczką...i z tego co pamiętam, zawsze tak było.
UsuńI, zobacz, co jej przyszło z tego poświęcenia?! :)
UsuńMnie się wydaje, że to chyba już taki charakter. Mam koleżankę która ciągle biega i wiecznie jest zdyszana. Robi wszystko i nic. Ciągle sprząta, po nocach nie śpi, bo piecze ciasteczka dla rodziny. Później je wyrzuca bo rodzina ich nie zjada. Wykonuje całą masę przetworów, których mieszkając w bloku nie ma gdzie przechowywać, ale tak trzeba. O trzeciej nad ranem kończy myć podłogi. A kiedy pan mąż idzie na towarzyską imprezę, to raczej jej nie zabiera bo ona nie ma czasu na fryzjera czy ogólne zadbanie o siebie. Obserwuję , rozmawiam - ale te typy tak mają i nic na to nie poradzisz.
OdpowiedzUsuńI powiem Ci więcej, że takich kobiet jest sporo, mam koleżankę, która nie zaśnie, zanim wszystkiego nie powyciera i wstaje o świcie żeby przed pracą odkurzyć, a jest sama z mężem...ale to już chyba powinno się leczyć ;-)
UsuńTroje dzieci to wystarczy żeby się zagrzebać w garach (nie czytać książek).
OdpowiedzUsuńWidać, że prace domowe (bycie przydatną dla rodziny) wrosły w Nią korzeniami. Pewnie inaczej żyć już nie potrafi, i podczas wyjazdu z rodziną, wcale by nie odpoczęła.
Użalamy się nad innymi ludźmi, kiedy żyją w sposób jakiego my byśmy nigdy nie wybrali, bo mierzymy świat swoją miarą. Nie potrafimy spojrzeć na ich życie Ich oczami. Rozumienie cudzych decyzji jakby nas przerastało. A przecież gdyby nie zrządzenie losu to my moglibyśmy być na ich miejscu.
Pozdrawiam
Masz rację, ale też wielu ludzi planuje jakiś tam model rodziny, który ich nie przerośnie, jeśli ma sie jakieś inne zamierzenia, niż dbanie o liczną rodzinę...
UsuńWszyscy mamy wybór i każdy wybiera po swojemu.
Pozdrawiam upalnie od rana:-)
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńKażdy chce się czuć potrzebny...
ONA znalazła taki sposób. Lepszy czy gorszy od innych? Nie wiem.
Z Twojej notki przebija smutek. To nie Twoja bajka, prawda?
Moja też nie...
Piszesz, że narzeka... na dolegliwości,na zmęczenie...
Ale... każdy trochę narzeka :)
Kiedy się solidnie napracuję, mówię często:
"Ale mnie bolą nogi, ręce; ale jestem zmęczona..."
I wtedy słyszę żartobliwe pytanie:
"Więc czemu się tak "obrzydliwie radośnie" uśmiechasz?"
A ja dalej się uśmiecham i myślę sobie:
"Bo ja uwielbiam być tak cholernie zmęczona :)"
Trudno oceniać innych, więc pozostawię Twoje pytania bez odpowiedzi.
Ale... może JEJ te przytoczone przez Ciebie "doprane skarpety" dają tyle samo satysfakcji, co Tobie napisany wiersz...
Wiem, że to może brzmieć "bluźnierczo" :)
Ale myślę, że Ty rozumiesz, co chciałam napisać, prawda?
Pozdrawiam :)
Lena Sadowska.
Doskonale rozumiem i dlatego staram się nie oceniać, ale gdzieś tam w duchu dziwię sie takim ludziom, że zamykają się na świat...
UsuńTakże często złorzeczę na to i owo, ale wewnętrznie uśmiecham sie do efektów tego, co mi sie udało, nie jestem pewna tylko czy Ona nawet tę satysfakcję jest w stanie poczuć...
Serdeczności:-)
Witaj.
UsuńDziwić się każdy ma prawo :)
Mam taką kuzynkę, której sensem życia jest POSIADANIE pieniędzy.
Ubiera się bez rewelacji, nie maluje się, nic nie kupuje, nigdzie nie bywa i nie jeździ. Żadnych pasji, zainteresowań... Prócz jednego - kolejnego zera na koncie.
Mnie sprawia radość obdarowywanie, pieniądz jest środkiem. Dla niej - kwintesencją życia.
Jest przy tym przyzwoitym człowiekiem - nigdy nie odmówi pomocy (również finansowej), jest życzliwa, sympatyczna.
I ja właśnie dziwię się jej upodobaniu. Ale - akceptuję. Jeśli to jest jej sposób na szczęście...
Pozdrawiam :)
Lena Sadowska.
Asiu a zapytaj ją, czy jest szczęśliwa. Bardzo jestem ciekawa, co by odpowiedziała?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :) .
Może będę miała okazję...ale nie wiem czy się odważę.
UsuńPozdrawiam Tereniu serdecznie:-)
Jesteśmy tak różnorodni. Każdy z nas wybiera inne życie lub częściej pozawala na to, aby los za niego zrobił. Być może ta kobieta jest szczęśliwa, albo uważa, że tak powinno wyglądać życie. Są tacy, którzy muszą non stop pracować. Taki był mój były teść. Jak nie miał pracy, to był marudny i czepialski, jak mu się wymyśliło zadanie, to się nawet uśmiechał. Potem narzekał na zmęczenie. Sam nie rozumiał ludzi, którzy lubią chwilę posiedzieć, pomarzyć, nic nie robić. Nie rozumiał też tych, którzy jeżdżą i zwiedzają. Każdy z nas jest inny, nie można oceniać cudzych wyborów z własnej perspektywy...
OdpowiedzUsuńStaram sie nie oceniać, myślę, że w miarę obiektywnie opisałam Jej życie, ale tak zwyczajnie dziwię sie, skąd u niektórych ludzi tak mały apetyt na to, co życie niesie...
UsuńWiesz, raczej jest odwrotnie. Niewielu ma apetyt na życie, większość po prostu w nim trwa... niestety
UsuńI to jest właśnie dziwne, a niektórzy powołują sie na brak kasy, a ja sama miałam w życiu okresy,kiedy kasy brakło, ale mimo to chcieliśmy synowi świat pokazać, na piechotę, rowerem, tramwajem...
UsuńJotko, wiesz, że to wszystko nie zależy od kasy, tylko priorytetów. Dla jednego sensem życia jest ciekawość świata i poszukiwania, dla drugiego mycie garów. Dobrze być w tej pierwszej grupie :-)
UsuńCz takie życie to JEJ wybór? Hmm,pewnie w młodości złożyło się na to wiele czynników,a potem to już tak samo poszło.Znam wiele kobiet,dla których sprzątanie,pranie i gotowanie są życiowym priorytetem.To nie ich wina.Taki schemat rodziny był powielany przez pokolenia, znam rodziny,gdzie nadal jest.Dużo zależy od wychowania i wzorców rodzinnego domu.Dla takich kobiet jak ONA, szczęściem jest dopilnowanie wszystkiego w domu i rodzinie.A jeśli ktoś to pochwali,to czują się spełnione.Inne być nie potrafią i nie ma co krytykować ich ani przerabiać na swój styl.Wystarczy porozmawiać o pogodzie albo nowych przepisach na ciasto.Zdziwiłabyś się Jotko,ile osób wcale nie czyta książek,nie wszyscy też urodzili się z wysokim ilorazem inteligencji,ale wszyscy mają takie samo prawo do bycia w społeczeństwie.Dla takiej NIEJ,czasem cenny jest czyjś ciepły usmiech.
OdpowiedzUsuńOczywiście, wiele jest różnych osób, różne mają priorytety, każdy ma swój sposób na życie. Zawsze ilekroć ją spotykam, rozmawiamy o zwykłych sprawach. Najważniejsze to być dobrym człowiekiem!
UsuńMoja mama ma taką koleżankę. Schorowana, koło osiemdziesiątki. Najpierw wręczała córkę wychowując jej dzieci, teraz zajmuje się prawnukami. Nie ma czasu na odpoczynek. I chyba go nie szuka. Myślę nawet, że zabieganie trzyma ją przy życiu. Niektórzy ludzie tak mają.
OdpowiedzUsuńTo prawda, wydaje im się, że gdy na chwilę przysiądą to starość ich dopadnie na amen...
Usuńznam taką jedną panią... ponad 80 lat, musi się domem zająć, zięciem(córka nie żyje) i jeszcze dziećmi, które średnio się interesują czy trzeba w domu coś pomóc, za to na dwudaniowy obiadek przyjeżdżają chętnie... szkoda słów...
OdpowiedzUsuńZnam tez takich, co przyjeżdżają w dniu wypłat emerytury, jakiś dziwny zbieg okoliczności...
UsuńPewnie to jej wybór i w tym odnalazła swoje miejsce na Ziemi; a czy jest szczęśliwa? Pewnie na swój sposób tak. Natomiast ten typ życia to zupełnie nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, każdy czuje sie szczęśliwy w swojej bajce...
UsuńŻyciowe choć bardzo smutne... Oglądam taką historię od ponad 30 lat z moją mamą w roli głównej. Dom, gary, obiad... Płacz, lament, zmęczenie.. Oczekiwania, którym nikt nie umie sprostać.. Ogromne braki w miłości własnej, której również nikt nie jest w stanie załatać swoją miłością...
OdpowiedzUsuńTo chyba zostaje w człowieku: te braki w dzieciństwa; te braki miłości, obecności matki czy ojca, bo pole, bo gospodarka, bo na chleb trzeba zarobić a tak w ogóle to siedzieć i odpoczywać nie wypada - trzeba coś robić, bo tylko robota uszlachetnia... I takie błędne koło.. Pokoleniowe błędne koło.
Może tak chce naprawdę; może nie umie inaczej; może nie jest świadoma, że Jej wolno inaczej; że ma jakieś prawa a nie tylko obowiązki... Tylko ona to wie - a może właśnie nie wie...
Przykra ta historia.
Jak pamiętam, podobnie żyła jej matka i szybko zapadła na demencję, choć to nie był jeszcze ten wiek...
UsuńSama napisałaś, że bardzo wcześnie wpadła w ten kierat, chyba nie bardzo była świadoma, że można inaczej... Najbardziej przykre jest to, że teraz już pewnie zdrowie nie pozwoli jej sobie tego "odbić" a i rodzina nie jest zdeterminowana, by ją odciążyć, odwdzięczyć się za lata troski i pokazać jej inną stronę życia...
OdpowiedzUsuńNo niestety, nogi i kręgosłup już nie pozwalają jej cieszyć się nawet spacerami, ale nadal się krząta, jak to Ona...
OdpowiedzUsuńW wielu kobietach istnieje ciągle stały imperatyw: muszę być wspaniała, naprawdę dobra, dać z siebie wszystko. Wewnętrzny głos, który podpowiada: nie myśl o sobie, to nieładnie, bądź miła, dbaj o dobrą atmosferę w domu, jesteś matką, jesteś żoną, jesteś pracownikiem - daj z siebie wszystko. Z nienagannym wypełnianiem różnych ról, gubią gdzieś same siebie i ważne relacje z innymi ludźmi. Nie realizują swoich planów, nie rozumieją własnych pragnień. Nie czują się pewne siebie i nie wierzą, że zasługują na miłość i docenienie. Zabiegają o uwagę i uczucie, potrzebują kolejnych dokonań i poświęceń, aby udowodnić sobie i światu, że są jednak coś warte, że ze wszystkim sobie poradzą. Starają się za wszelką cenę zasłużyć na uznanie, być lepsze, doskonalsze, jakby nie czuły się w porządku takie, jakie są. Wyrzekają się swoich potrzeb, często nawet nie mają czasu by się nad nimi zastanawiać . Żyją jak roboty , a ewentualną pustkę zapełniają kolejnymi zadaniami do wykonania /np. wychowanie wnuków/ . Dramat przeżywają zwykle dopiero wtedy gdy wyeksploatowane zostają w pustym gnieździe i zaczynają niedomagać ... Smutne to , ale życie powinno uczyć . A jeśli ktoś nie chce się uczyć, nie lubi wyciągać wniosków z własnych doświadczeń to już jego wybór ... Nie ubolewam nad takimi cierpiętnicami .
OdpowiedzUsuńNa pewno brak jej pewności siebie i nie jestem pewna czy kiedykolwiek miała swoje plany i pragnienia, była raczej jak robot domowy, który dostosowuje sie do potrzeb domowników.
Usuńrobot o zawężonych horyzontach, uzależniony od pana męża - no i jest jak jest :( Radykalnych zmian raczej nie będzie ;)
UsuńTo, że nie rozumiem kogoś, to, że nie znam powodów dla którego ktoś działa tak a nie inaczej, to, że inni sa inni... to życie. Powiedziałabym, że sama wybrała, jeśli to był wybór.
OdpowiedzUsuńPoza tym jest jeszcze jedno - strach. Skoro nigdy ( lub dawno) nie była na obiedzie w restauracji, to się boi...
Masz rację, to taki chyba typ, który sie boi i bez męża ani rusz...
UsuńWitaj Asiu:) Smutna historia, ale ja jednak skłaniam się ku temu, że Twoja kuzynka wypełniała tylko jakąś rolę społeczną, którą po prostu źle interpretowała. Gary, dzieci, cerowanie....To ogranicza, a rodzina szybko się przyzwyczai do wygody. Poza tym, myślę, że każdy z nas ma różne horyzonty i potrzeby. Znam takie kobiety, których życie ogranicza się tylko do ugotowania obiadu, a są takie, które gotując z przyjemności i dla przyjemności idą w niedzielę na obiad, zapraszane przez mężów. Należę własnie do takich kobiet. Uwielbiam gotować, ale jadać w restauracjach także;) Wszystko zależy od perspektywy spojrzenia, no i właśnie horyzontów...Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńTrafne spostrzeżenie, Moniko. Właśnie chyba tych horyzontów brak, ale jak sie nie czyta, nie dyskutuje, nie poznaje otaczającego świata, to skąd horyzonty?
UsuńSerdeczności:-)
Bo w życiu chodzi o to, aby być czasami egoistą.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza kobiety powinny z tego prawa skorzystać...
UsuńOczywiście, że to Jej wybór. Ale żaden mężczyzna nie dokonałby takiego wyboru.
OdpowiedzUsuńSama znam kilka takich kobiet.
Dziękuję za ten tekst Jotko.
Pewnie masz rację, jako kobiety mamy to chyba pod skórą...
UsuńPo Twoim opisie,
OdpowiedzUsuńwydaje mi sie, że był to jej wybór.
Poświęciła się dla rodziny.
Niektóre osoby tak mają i nic na to nie poradzimy.
Miłego dnia :-)
Nic nie poradzimy i chyba nie trzeba na silę tego zmieniać...
UsuńSą kobiety, które muszą się poświęcać, czerpią z tego poświęcenia siłę i czynią sens swojego życia. Muszą się poświęcać, muszą cierpieć, muszą tyrać. Tak mają, chociaż nikt od nich nie wymaga, nie ma nawet takiej potrzeby, ale przywykły do cierpiętnictwa i poświęcania się. Myślę, że trzeba uszanować ich wybór, skoro nie są zmuszane do niczego.
OdpowiedzUsuńMyślę, że osoba przeze mnie opisana chyba nie czuje się specjalnie pokrzywdzona i tak funkcjonuje od dawna.
UsuńMyślę, że może Twoja kuzynka lubi takie życie. Zawsze potrzebna dzieciom, mężowi, wnukowi teraz. Zawsze w domu, przy przysłowiowych "garach", gospodyni domowa, dumna z tego właśnie. I jeżeli tak jest faktycznie, to chyba dobrze, bo jest szczęśliwa. Odnalazła swój sens istnienia - to Dom i Rodzina.
OdpowiedzUsuńByć może tyle właśnie jej do szczęścia wystarczy...
UsuńMnie się smutno robi na wieści o takich osobach i tak jakoś przykro. Pewnie takiego dokonała wyboru i być może wcale jej nie przykro. Taką wybrała rolę w życiu i takie miejsce w rodzinie dla siebie. To rola pełna poświęcenia i raczej nie doceniona przez najbliższych. Na pewno jako młoda osoba- Twoja kuzynka - miała marzenia, ale zostały zepchnięte na bardzo daleki plan, a potem już całkiem zapomniane. To smutna historia. Dała całą siebie dla rodziny, nie żądając nic w zamian. Widać - takie Jej powołanie.
OdpowiedzUsuńMożna by nazwać to chyba powołaniem lub ograniczeniem własnych potrzeb do minimum. Wielu osobom wydaje sie to smutne...
UsuńAle smutne. Takie niewdzięczne życie. Ale to troszeczkę wygląda tak, jakby sama sobie takie życie wybrała. Może bała się spróbować innego? Typ takiej kochanej Babci, że zawsze myśli o innych, wszystko dla nich robi, rzadko sprawia coś dla siebie albo i w ogóle. Ale narzekanie zawsze na miejscu.
OdpowiedzUsuńKuzynka? Też mam i sobie chwalę :P. Mamy całkiem odmienne relacje, niż Wy. Mieszkamy około trzy kilometry od siebie, często się umawiamy na rolki, wielokilometrowe spacery, bieganie albo rowery. Mówimy ze sobą o wszystkim, dosłownie. Podczas jednego spaceru zdążymy obsmarować, zrównać z błotem i nabluzgać na połowę świata, jeżeli był jakiś ciężki dzień albo śmiać się jak wariatki w szczerym polu. Też mamy inne zainteresowania, całkowicie - ona gotuje wspaniałe rzeczy, uprawia mega dużo sportu. JA siedzę w książkach, godzinami mogłabym gadać o muzyce, zespołach, nowych koncertach i sztuczkach, jakich ostatnio nauczyłam Cześka Świnię. Karolina zwykle wlecze się z nami, mniej lubi sport, kocha gitarę. Trzy charaktery, ale nie wyobrażam sobie życia bez Kasi i Karoliny - kto by mi wieczorami przygrywał intro "Boulevard of Broken Dreams" Green Day'a albo robił niesamowite (i zdrowe zarazem) niebiańskie podwieczorki, albo przywoływał do porządku, kiedy czekoladek (z mojej winy) gwałtownie ubywać?
Ciepełka
Martyna
Fajnie przeczytać, że macie z siostrą i kuzynką tak fajne relacje, mimo, albo dzięki temu, że tak się różnicie i uzupełniacie zarazem...
Usuń