sobota, 14 maja 2016
Strzyżona majówka
Uwielbiam wiosenną zieleń, jej bujność i soczystość, nigdy potem kolor traw nie jest tak nasycony, tylko w maju tak kwitną kwiaty... Majową sielankę zakłóca mi tylko nieustające koszenie trawników. Gdy tylko trawka urośnie na wysokość kilku centymetrów i zażółcą się mlecze na plan dnia codziennego wracają ONI - kosiarze ze swoim głośnym sprzętem. Gdy mieszka się na miejskim osiedlu koszenie traw towarzyszy moim porankom od maja do października, w dodatku pracuję w budynku pośród morza zieleni, co jest miłe dla oka, ale mniej miłe dla ucha.
Gdyby koszono trawniki kosiarkami elektrycznymi, pół biedy, bo ciszej pracują, ale nie - kosiarki są spalinowe, głośne, upierdliwie wwiercające sie w głowę, które czasami jest spragniona ciszy.
Kiedyś koleżanka użyczyła mi domku nad jeziorem, myślę sobie: wreszcie odpocznę od miejskiego gwaru, posłucham dzięcioła... nic bardziej mylnego. Sąsiad z lewej naprawiał dach, sąsiad z prawej kosił trawę, sąsiad z domku nad jeziorem ciął drewno do kominka...
W drodze do pracy towarzyszy mi ostatnio ciągły śpiew kosiarek i oto, co powstało w mojej głowie pod wpływem tego koncertowania:
Strzyżona majówka
Trawostrzyżenie
kosiarkowanie
nieustające przycinanie.
Technobzyczenie
silnikogranie
uszu i ciszy
maltretowanie.
Trawostrzyżenie
kosiarkowanie
codzienne duszy
torturowanie.
Przestrzeniodrżenie
współwibrowanie
niemiłosierne
hałasowanie.
Trawokoszenie
kosozgrzytanie
miłych poranków
zawłaszczanie.
Łąkokoszenie
syzyfotrwanie
bujności życia
ograniczanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uśmiechnęłam się szczerze czytając ten wiersz - ktoś w końcu powiedział to, o czym ja zawsze myślałam :)Świetnie napisany, tyle ciekawych neologizmów, wiersz łatwy w odbiorze chyba przez te krótkie wersy. Super!
OdpowiedzUsuńCiepełka
Martyna
Dzięki kochana za takie pochwały i cieszę się, że też zauważasz taki problem :-)
UsuńOj Asiu ale ileż wyszukałaś "nazewnictwa" tego " śpiewu kosiarek",zdolna z Ciebie osóbka.Zgodzę się z tym ,ale jednocześnie nie wyobrażam sobie naszej działki bez skoszenia trawy od czasu do czasu.A jest przy tym hałas bo niestety mamy tę "bardziej dokuczającą" kosiarkę .Może dlatego ,że moja Dukla jest małym miasteczkiem to mniej jest tej jak to nazywasz "technobzyczenia". Życie w większym mieście to też zwiększenie tego wszystkiego ,ale znów radocha ,że mieszkasz w takim mieście.A tak jak piszesz o tej wiosennej zieleni.....dopiero niedawno zwracam uwagę na to ile jest odcieni,ba nazwę to kolorów zieleni. A pomyśleć ,że kilka lat temu zieleń ....to był dla mnie niemiły widok....Chyba dojrzewam....
OdpowiedzUsuńDo wielu rzeczy dojrzewamy Grażynko, ja kiedyś cieszyłam się z mieszkania w mieście, a teraz chętnie przeniosłabym się w jakieś spokojne miejsce...
UsuńOj Asiu, muszę Cię zmartwić. Mój Bogdan co dwa tygodnie ma siedem godzin koszenia, tyle mamy terenu do skoszenia, że marzy juz o takim koszącym traktorku. Wsiada i brrrm brrrm jedzie i kosi. Koszenie jest wpisane w naszą codzienność, bo zaroślibyśmy trawą , a Teodor utonąłby w morzu kleszczy. Taki juz urok mieszkania na wsi - trzeba to polubić. Nigdy nie myślałam o tym w taki sposób jak Ty, dla nas i dla sąsiadów to codzienność. Tylko, że my kosimy co dwa tygodnie, a sąsiedzi są oddaleni na tyle, że tego prawie nie słychać . Jeśli to masz non stop - no to się nie dziwię. Wiersz cudny
OdpowiedzUsuńNo tak, każdy ma swoje racje, pewnie gdybym miała dom też trzeba by kosić, ale słuchać tego, gdy chcesz odpoczywać, a do tego remonty mieszkań i psy szczekające lub wyjące , bo właścicieli nie ma całymi dniami w domu to ponad moje siły...
UsuńŻeby koszenie trawy tak poetycko wyrazić 😉 chylę czoła 😉 wiersz fantastyczny. A tzw. "pokos" traw stety albo niestety co jakiś czas musi się odbywać i masz rację, że nie są to miłe uszom dźwięki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😉
No tak mi jakoś wyszło, widocznie to trawokoszenie sprzyja rymowaniu :-)
UsuńWłaśnie u mnie warczą dwie kosiarki...elektryczne to się nadają na malutkie trawniczki, w dodatku trzeba ciągnąc kable - spalinowa jednak jest przy większych powierzchniach konieczna. Kiedy mieszkałam w bloku, dostawałam szału od warczenia od świtu, ale uroda trawniczków kazała mi się z tym godzić. Teraz sama sobie hałasuję, i powiem CI, że bardzo lubię kosić trawę - to dla mnie totalny relaks tak sobie wędrować diwe czy trzy godziny za kosiarką...
OdpowiedzUsuńJak kosiarka cicha to nawet przemyśleń rozmaitych można dokonać :-)
UsuńWłaśnie sobie uświadomiłam, że "kosozgrzytanie" można odczytać dwojako. Kosy, wkurzone na biegające po okolicy koty, własnie zamiast pięknie śpiewać, straszliwie zgrzytają :)):):):):)
UsuńSuper skojarzenie, nie wpadłam na to :-)
UsuńZnam to z autopsji. Mieszkając na dziewiątym piętrze bloku, kiedy wszystkie dźwięki wydane na dole, u góry są słyszalne ze zdwojoną siłą, nienawidziłam koszenia trawy. Jeśli zostało zakończone po jednej stronie bloku, natychmiast zaczynało się po drugiej. I tak całe lato. Masakra!
OdpowiedzUsuńTeraz na szczęście mam niewielu sąsiadów i to dość odlegle położonych. Kosiarek nie słychać.
A wierszyk przeuroczy. I taki pełen neologizmów. Brawo!
No niestety osiedla maja to do siebie, że wszystkie negatywne zjawiska są spotęgowane...
UsuńDzięki za miłe słowa:-)
,,uszu i ciszy maltretowanie" - podoba mi się ;D. Cały wiersz świetny. ;) Nie lubię zapachu skoszonej trawy, ale lubię patrzeć na zieleń. Właściwie to trochę nie wiem, co jest złego w nieskoszonej trawie? Na poboczach owszem trzeba kosić, ale trawniki? Raz na jakiś czas by wystarczyło, a nie ledwo odrośnie i koszą ... Budzą, hałasują, zakłócają spokój. Pokręcone to trochę.
OdpowiedzUsuńDokładnie, takie syzyfowe prace, w jednym kącie skończą, to w drugim odrasta :-(
UsuńLena trzeba kosić trawniki, bo szybko zarastają, trawa obsycha i chwasty zaczynają rosnąć, a nasi sąsiedzi kupili domek obok nas i już ponad rok nie koszą wcale koło domu i nawet krzaki już zaczęły rosnąć i strasznie to wygląda, tak, że niestety jak się chce mieć ładny i zadbany trawnik koło domu, trzeba go ścinać co 2 tygodnie :)
UsuńPozdrawiam
Co dwa tygodnie to rozumiem, ale na osiedlu to wypada...ciągle!
UsuńWiersz ma świetny klimat :) Ja sama znam ten ból, kiedy rozpoczyna się sezon koszenia i nieustający warkot nie pozwala się skupić na czytaniu książki...
OdpowiedzUsuńworld-chinese-rat.blogspot.com/
Witam u mnie, dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie to przeszkadza:-)
UsuńOj, znam ten ból. I to z całkiem drogich wczasów :) Piękna willa, wspaniały taras, pachnąca poranna kawa i...to co powyżej :))))
OdpowiedzUsuńPowinni zwrócić część opłaty za pokój z powodu zakłócania spokoju!
UsuńMy na szczęście jesteśmy otoczeni garstką sąsiadów, więc jakoś tak ten warkot nie jest odczuwalny, ot gdzieś tam ktoś przez chwilę powarczy i tyle :) Moi rodzice mają traktorek, więc rodzinnie pożyczamy, mąż lubi tak sobie pojeździć i pokosić. Asiu zapraszam do nas u nas jest zdecydowanie ciszej i nawet domek obok nas jest do sprzedania, tak, że jak coś, to zawsze się możesz przeprowadzić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i miłej niedzieli życzę :)
Chwilowo z kasą krucho, ale jakby co, wezmę pod uwagę. Chyba muszę zagrać a totka:-)
UsuńNiedziela ma być barowa, więc chyba zaszyję się w fotelu i nadrobię zaległości książkowo-filmowe:-)
Serdeczności kochana:-)
No to Asiu jak będziesz przejazdem w Krakowie lub okolicach, to zapraszam serdecznie :)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPiękne te Twoje "technobzyczenia", "przestrzeniodrżenia", "kosozgrzytania".
I rytm urzeka :)
Z mojej perspektywy "trawokoszenie" to "pyłkowdzieranie", bombardowanie nosa i zatok, "krtaniomiażdżenie" i "mózgozgniatanie", redukowanie dopływu tlenu...
Mam potworną alergię na to, co unosi się wtedy w powietrzu. Nie mogę oddychać, myśleć, patrzeć. Puchnę od środka i na zewnątrz.
Najgorsze jest to, że z oczywistych powodów trudno się przed tym ustrzec :(
A wiersz naprawdę piękny. Taki "mironowski" :)
Pozdrawiam :)
Oj, to bardzo współczuję, miałam w liceum koleżankę, która w maju była wyłączona z życia przez alergię, bo wtedy nawet skutecznych leków nie było, cudem udało się jej zdać maturę!
UsuńTakie pochwały z Twojej strony to dla mnie zaszczyt:-)
Ale wierszyk wymyślałaś - czytałam go półgłosem i język mi się plątał, jak przy klasycznym "w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie..." :-P Co prawda, to prawda, ale jakże ta skoszona trawa upojnie pachnie... :-)
OdpowiedzUsuńZapach trawy lubię, ale gdy tak leży w stertach i zaczyna gnić, to już dla mojego nosa zbyt dużo...
UsuńNo faktycznie, jakoś tak dla cudzoziemców wyszło :-)
Szok! Nie spodziewałem się, że uciążliwa kosiarka może być przyczyną tak pięknego wiersza. Okazuje się, że wszystko jest potrzebne... no, może prawie wszystko.
OdpowiedzUsuńChyba wszystko może stać się inspiracją, nawet na trzeźwo:-)
UsuńPiękny wierszyk :) Oddaje rytm mechanicznych dźwięków...
OdpowiedzUsuńA propos koszenia - to święta prawda... Wszyscy koszą. Ale zdradzę Ci takie miejsce, gdzie wiosna wygląda szczególnie pięknie i cicho - Wisełka na wyspie Wolin. Do morza idzie się 1 km przez las (nikt tam nie kosi, bo to Woliński Park Narodowy), a plaża o tej porze roku jest pusta. Tylko morza szum, ptaków krzyk :)
Dzięki, Wolin już jakiś czas temu mnie zainteresował, ja z kolei polecam wydmę Czołpino, którą dochodzi się do plaży pustej i pięknej, bo także w Parku Narodowym:-) Ludzi tam na lekarstwo, bo droga przez wydmy jest trudna. W pobliżu jest latarnia morska, a z niej niesamowite widoki...
UsuńA znam :) Faktycznie - tam jest bardzo pięknie i kosiarek brak :)
UsuńMam sąsiada który raz w tygodniu znęca się nad wszystkimi bo uzywa kosiarki żyłkowej - ja pierdziuuuuuu - potrafi tak swoje 10 arów kosić i przez kilka godzin maltretować nasze uszy
OdpowiedzUsuńNo właśnie taki szwadron kosiarzy z żyłkowymi wkracza czasem na nasze osiedle, wtedy czuję się jak ulu...
UsuńOni tymi podkaszarkami całe hektary traktują, masakra!
Jak by nie można było "normalną" kosiarką tego zrobić - szybciej i ciszej , ale po co ludziom życie ułatwiać
UsuńAh jak dobrze znów wrócić do Internetów! Za długo ta przerwa trwała, ale niestety nie dość, że ostatnie tygodnie intensywnie robocze to i majówka pracująca :/ Nawet strzyżenie trawnika przez sąsiadów nie przeszkadzałoby mi, gdybym mogła gdzieś pojechać i się zrelaksować :) Powiem więcej...uwielbiam zapach skoszonej trawy :D!
OdpowiedzUsuńWitaj znowu:-) No właśnie , na osiedlu to nie mamy gdzie uciekać od osiedlowych hałasów...
UsuńTym wierszem zyskałaś moją zwiększoną sympatię :) Nie wiem co tych ludzi teraz opętało wszystko strzygą , przystrzygają , obcinają - odnoszę wrażenie , że przyroda w naturalnym swym kształcie im przeszkadza ... drzewa są be, bo czasem jakaś burza je łamie- są więc zagrożeniem, a do tego gubią liście i tym sposobem śmiecą , trawa jak tylko śmie odskoczyć od gruntu musi dostać w łeb kosiarką , a za chwilę przychodzi ostrzejsze słońce i wypala resztę tego co po koszeniu z niej zostało, krzaki są złe bo zasłaniają a i mogą być siedliskiem jakiejś zwierzyny , kret wróg na bij zabij, pies, kot przeszkadza , ptaki też bo robią gniazda i obsrywają to i owo z lotu ptaka,dzieci hałasują , a sąsiad jest upierdliwy itd, itp... czasem zastanawiam się czy ci ludzie choć raz w tygodniu lubią samych siebie .
OdpowiedzUsuńCóż, zapominamy, że to my na tej planecie jesteśmy gośćmi, a nie odwrotnie:-) Ale sąsiedzi potrafią być upierdliwi, to fakt, a wystarczy szanować potrzebę spokoju ludzi obok nas...
UsuńUśmiechnęłam się, czytając Twój wiersz. Udatnie oddaje odczucia wobec tego kosiarkowania :) Nie ma to jak szaleni kosiarze od świtu zakłócający błogi spokój. Chciałoby się na balkon choć wyjść, posłuchać śpiewu ptaków, ponapawać się wiosną. Poza niewątpliwym, przykrym dla ucha hałasem, kosiarze niosą z sobą widmo pyłków unoszących się, gdzie popadnie. Dla osób z astmą, do których niestety się zaliczam, to dodatkowa uciążliwość.
OdpowiedzUsuńI po co tę trawę tak przycinać, czy nie piękniejsza jest wysoka, zielona? A tak, gdy upały przyjdą, zamiast zieleni zostaną nam wypalone, smętnożółte suche resztki. I tak co roku, niestety.
No tak, trawy, a potem kwitnące drzewa, to dla alergików prawdziwe pole minowe...współczuję bardzo!
UsuńKosiarze "umysłów" wracają wraz z pięknym majem. W mieście bardzo mnie to irytowało, ale teraz mieszkając na wsi nie mam już tego problemu. Wiersz bardzo trafnie oddaje naszą majową rzeczywistość. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW mieście na osiedlach- blokowiskach wszystkie doznania dźwiękowe i zapachowe są zwielokrotnione. Może kiedyś uda mi się zmienić miejsce zamieszkania, pomarzyć wolno:-)
UsuńUwielbiam zapach świeżo skoszonej trawy, ale sam dźwięk całego procesu jest naprawdę trudny do wytrzymania... Na moim osiedlu "pan kosiarek" pojawia się średnio co dwa dni i od rana raczy nas tym uciążliwym charczeniem sprzętu. Od razu trzeba zamoknąć wszystkie okna, a gdy w domu jest duszno naprawdę nie idzie wytrzymać.
OdpowiedzUsuńDźwięki dużego osiedla do przyjemnych nie należą i czasem musimy wybierać: hałas albo świeże powietrze.
UsuńJa nie mogę, Asiu, ależ Ty jesteś pomysłowa!!! Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeczytam taki wiersz! Ale zgadzam się z Tobą, to rzeczywiście bardzo denerwujące...Ja co prawda, nie mam takiego problemu, na razie mały kawałek trawnika i sąsiedzi dalej...Ale rozumiem Twoje zmęczenie słuchu, a przy tym pewnie ból głowy. Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńNo widzisz, jak musi mi ten hałas wchodzić w głowę, że takie dziwne słowa wymyślam :-)
UsuńNajbardziej nielubiany przeze mnoe dźwięk, to kosiarka pracująca z samego rana. Jednak ostatnio zauważyłam, że pól biedy jeśli koszą wtedy, gdy nie robię nic ważnego. Niestety zaczęli nam kosić trawę przed szkolą, gdy pisaliśmy maturę! Koszmar... Co do tekstu, to ma fajne neologizmy.
OdpowiedzUsuńWitam, w trakcie matury wszelkie roboty powinny być wstrzymane! Kiedyś siedziałam w komisji podczas matury pisemnej z angielskiego, a za oknem pracował traktor czy jakaś inna machina, koszmar!
UsuńI proszę jak twórczo wykorzystałaś te niedogodności :) U mnie na osiedlu chyba jeszcze nie było koszenia... albo na 4. piętrze nie słychać.
OdpowiedzUsuńJa mieszkam na trzecim i niestety słychać bardzo.
UsuńBez dwóch zdań, Jotko, jesteś poetką co niemiara, nawet z tak prozaicznej czynności jak koszenie trawników potrafisz wykrzesać płomyk poezji.
OdpowiedzUsuńKosiarze grasujący w mojej okolicy niemożliwie hałasują, ale za to mamy boski zapach trawy. Kiedyś, ujrzawszy, jak kosiarka niszczy piękne kwiaty koniczyny zapytałam kosiarza po co to robi, bo przecież z kwiatami trawnik wygląda piękniej. Odpowiedział, że dzięki koszeniu trawa rośnie gęściej. W moim mieście po skoszeniu trawy w miejscach podlegających ZOM dziennie uzbiera się kilka setek ciężarówek trawy.W tegorocznym budżecie partycypacyjnym Warszawy pojawiły się propozycje, aby zamiast trawników stworzyć łąki kwietne, co uważam za wspaniały pomysł. Ulica mogłaby pachnieć np. maciejką.
Pozdrawiam
Oj tam zaraz poetką, rymuję odkąd pamiętam, ale czasami mam przerwy:-) Jednakowoż dziękuję:-)
UsuńJestem za kwietnymi łąkami! Zapach świeżo koszonej trawy lubię, ale gdy leży i zaczyna gnić, to już nie. Kiedyś oglądałam program o partyzantach miejskich, którzy nielegalnie, cichaczem sadzili wszędzie kwiaty, fajne to było:-)
Na moim osiedlu zazwyczaj koszą popołudniami. To jeszcze mogę ścierpieć. Ale gdy zaczynają kosić rano i to akurat wtedy, gdy mogę sobie dłużej pospać, to szlag mnie trafia - niestety.:)
OdpowiedzUsuńU mnie to albo kosiarze albo szczekające psy, gdy boli mnie głowa, to musiałabym ukryć się chyba w ubikacji, bo nie ma okna.
Usuń