Do wspomnień nakłonił mnie Hegemon, gdy pisał o swojej pracy na studiach.
Nie pamiętam już, którą pracę wykonywałam jako pierwszą w celach zarobkowych, ale chyba była to praca babki/ dziewki klozetowej.
Nie śmiejcie się, pecunia non olet...
Pierwsze zarobione pieniądze pozwalają lepiej się poczuć, a wydaje się je z większą rozwagą, niż podarowane.
Ta pierwsza praca była całkowitym przypadkiem, chodziłam wtedy do podstawówki, moja mama pracowała w Ciechocinku w restauracji, jako księgowa.
Pojechałam tam w odwiedziny i zaproponowano mi pomoc przy myciu kufli po piwie, czasami sprzedałam też komuś piwko, ale ktoś dopatrzył się w tym nieprawidłowości, więc usunięto mnie zza bufetu.
Sama więc wynalazłam sobie zajęcie, ambitne nie było, ale gości sporo, więc na talerzyk obok WC klienci kładli ciągle monety. W parę dni zarobiłam na dobre lody i coś tam jeszcze. Stare dzieje.
Później była to praca przy truskawkach. Naszym zadaniem było usuwanie szypułek, bo obrane owoce trafiały bezpośrednio do przetwórni.
Wolno nam było jeść truskawki do woli, nie można było tylko wynosić.
Pierwszego dnia jadłam największe, drugiego najsłodsze, trzeciego już nie mogłam patrzeć na truskawki.
Robota była żmudna, plecy bolały, płacili kiepsko od wagi koszyka.
Rąk nie mogłam długo doszorować, ale owoców najadłam sie za wszystkie czasy.
W szkole średniej najęłam się na cały lipiec w warsztatach szkolnych jako pomoc ślusarza. Uczniowie szkoły zawodowej mogli popracować latem przy produkcji małych elementów dla przemysłu, a my - czyli element napływowy z liceum pomagałyśmy ślusarzom.
W warsztatach tych pracował mój przyszły teść, stąd wiedza o możliwości zarobkowania.
Płacili na tyle dobrze, że z zarobionych pieniędzy nabyłam piękny sweter i jeszcze sporo zostało na resztę wakacji.
W czasie studiów koleżanka załatwiła nam pracę w drukarni. Zachęcali dobrymi zarobkami, praca na akord, także w soboty.
Do pracy chodziłyśmy na 5.45, dla studentki w wakacje to zabójcza pora.
Robota dla robota, zero myślenia, pośpiech, jedna przerwa na śniadanie.
Więcej przerw mieli palacze, co do dziś uważam za niesprawiedliwe...
Zarobki okazały się legendą, ale i tak warto było, zawsze to doświadczenie i własna kasa.
Napatrzyłam się natomiast na różne machlojki i kradzieże...jak miało być w Polsce dobrze, gdy pracownicy okradali własną? firmę, która dawała im pracę
Było trochę tych dorywczych prac, każdy młody człowiek ma spore potrzeby.
Trochę ich opisałam w zakładce Okruchy pamięci, muszę wrócić do uzupełniania, bo pamięć coraz bardziej dziurawa się robi.
Dlatego też byliśmy z mężem dumni, gdy syn od początku studiów także podjął dorywcze prace tu i tam, miał na koncerty, piwko z kolegami, a wreszcie na randki z ukochaną.
Jeśli pamiętacie swoje doświadczenia w tym względzie podzielcie się, proszę w komentarzach:-)
Byłam w drugiej klasie liceum gdy ktos z ciała pedagogicznego w szkole zapytał mnie czy nie chciałabym posprzątać mieszkanie jakiegoś starszego profesora od historii Z początku przeraziłam się gdy weszłam do tego mieszkania bo bałagan był niesamowity, A potem zobaczyłam że w drugim pokoju jest niesamowita ilość książek. I zaczęłam te ksiązki przeglądać i czytać i potem segregować. Wszystko to w towarzystwie tego profesora, który już nie wychodził z domu. Po paru dniach moja praca przekształciła sie w rozmowę i dyskusję a własciwie to w ciągłe moje słuchanie pana profesora. ByL niesamowicie mądrym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńA w klasie maturalnej to udzielałam korepetycji z języka polskiego i angielskiego dzieciom ze szkoły podstawowej. To wszystko za grosze ale one się wtedy bardzo liczyły, bo razem z mamą i siostrą żyłyśmy we trzy z pensji nauczycielskiej naszej mamy.
Wspaniały temat Asiu. :-)
Dziękuję za garść Twoich wspomnień, korepetycje tez mi się zdarzały, ale za darmo:-)
UsuńW szkole podstawowej w wakacje nabijalam liście tytoniu na drut, przed suszeniem. Sortowanie według wielkości i jakości.
OdpowiedzUsuńLubiłam to zajęcie, choć palce poklute, ale było wesoło. Zarobek niezły.
Były zbiory truskawek, pomoc kuchenna przy weselach.
Wiele prac wykonywałam społecznie, bo pieniądz nie wszędzie musi być nadrzędną rzeczą w życiu!
Moje Dzieci także zarabiały, np na ciuchy modne, sprzęt muzyczny, podróże, czy studia.
Własny grosz wydaje się oszczędnie i szanuje, ceni bardziej💰
Pozdrawiam serdecznie na miły tydzień 😀🌻🌞☕
Pewnie, że kasa nie jest najważniejsza, ale ułatwia życie :-)
UsuńJak sięgam pamięcią pracować zaczynałam w wieku 5 lat od pasania gęsi, potem krów, potem przy żniwach i wykopkach; zawsze za friko; no może za wikt i opiorunek. Każde wakacje to była harówka na polu, nadwyrężała moje skromne możliwości fizyczne, czego skutki [na zdrowiu] odczuwam do dziś.
OdpowiedzUsuńNie uwierzycie, ale najlepsze stopnie w szkole zbierałam w miesiącu wrześniu, gdyż po takiej ciężkiej fizycznie pracy wzmagał się zapał do nauki. Gdy tylko zdobyłam zawód, zrezygnowałam z wakacji.
Chyba miałam mniej niż 5 lat jak rodzice wysłali mnie za karę do gospodarza gęsi paść. Zawinęli rogalika w chusteczkę, węzełek zawiesili na patyku, patyk położyli na moim ramieniu i wystawili mnie za drzwi. Ależ płakałam! Najbardziej dlatego, że jako dziecko z miasta, nie wiedziałam gdzie szukać tego gospodarza.
UsuńNa wsi spędziłam kilka wakacyjnych miesięcy, pomagałam w opiece nad młodszymi kuzynami, by dorośli mogli pójść w pole...ciężko fizycznie nie było, ale odpowiedzialność duża...
UsuńW czasach gdy chodziłam do liceum nikt nie zatrudniał "nieletnich" do 16 roku życia. A w wakacje to za pracę w polu moje koleżanki miały co najwyżej darmowe jedzenie i spanie. Czasy były wtedy naprawdę ciężkie.I tym sposobem moje pierwsze zarobione pieniądze pochodziły dopiero z okresu regularnej, etatowej pracy.
OdpowiedzUsuńZa jedzenie jeździło się na wykopki i sadzenie lasu, nie lubiłam błota na polu i myszy...
UsuńJako dziecko miałam pierwszą pracę przy owocach, ale prawdziwą mam teraz i jestem bardzo zadowolona z niej ❤
OdpowiedzUsuńZadowolenie z pracy jest ważne, czasem atmosfera w pracy jest ważniejsza od zarobków.
UsuńMoja pierwsza praca to pomagałam sprzedawać na straganie w czasie wakacji różne różności. Strasznie byłam zadowolona z tego zajęcia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńJa sprzedawałam kiedyś lizaki na wycieczce do Berlina Zachodniego, szły jak ciepłe bułki i sporo płacili...
UsuńCzyli babcia zostałaś już w podstawówce!
OdpowiedzUsuńNa to wygląda:-)
UsuńPierwsze pieniądze to chyba dopiero pod koniec studiów zarobiłam za jakieś tzw. michałki w gazecie, czyli takie drobne formy. Co nie znaczy, ze nie pracowałam, ale to się nazywało pomaganiem starszym, więc mi co najwyżej na lody dawali.
OdpowiedzUsuńDrobnych prac było sporo, ale nie za wszystkie płacili...
UsuńJuż jako dziesięciolatka zajmowałam się podwórkowymi dzieciakami, to była praca za dziękuję.
OdpowiedzUsuńMieszkałam w mieście, jednak wakacje spędzałam u wiejskich rodzin, których miałam sporo w różnych częściach Polski.
I tak to jako dwunastolatka zrywałam liście tytoniu i nawlekałam na drut, to było traktowane jako pomoc sąsiedzka.
Także pomocą ale rodzinną był udział z żniwach w charakterze woźnicy ;) Powoziłam kosiarką ścinającą zboże, obok siedział wuj, który spychał porcje zboża, akuratne na snopki, z takiego podajnika. Miałam chyba z 16 lat.
A pierwsza praca za pieniądze, to było skubanie bobu. Miałam 17 lat i spędzałam wakacje u rodziny na Wysoczyźnie Elbląskiej, tam były plantacje, bo w Tolkmicku była przetwórnia. Wpierw zrywałam i skubałam bób u rodziny, a potem u ich znajomych i ci znajomi płacili mi za wyłuskiwanie bobu z łupin.
Jak wiele osób pracowało na wsi lub pomagało rodzinie...kiedyś kontakt z pracami polowymi i gospodarskimi był bardziej powszechny:-)
UsuńZaczęłam zarabiać wieeeele lat temu ciągnąc paleciaka w Tesco ;) A potem było róznie :)
OdpowiedzUsuńPaleciaki i inne ciężkie prace niejedne plecy zdruzgotały...
UsuńNo tak, pierwsze samodzielnie zarobione pieniądze "smakują" inaczej...Inaczej tez się je wydaje
OdpowiedzUsuńWszystko co łatwo przychodzi , mniej smakuje...
UsuńJako młodzieniec nie zhańbiłem się żadną pracą zarobkową. Dopiero w czwartej klasie technikum, zarobiłem za praktyki w kopalni, a później już tak zostało do emerytury. Dopiero na emeryturze poznałem praktycznie szereg licznych zawodów, a najbardziej podobało mi się być ławnikiem w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego - jeden dzień w miesiącu ;)
OdpowiedzUsuńOj, to napatrzyłeś się na wiele ludzkich historii...
UsuńPierwsza praca to była tzw. obowiązkowa praktyka zawodowa przed 1 rokiem studiów, musiał wtedy taki student najpierw zażyć pracy przy taśmie w fabryce lub innej fizycznej pracy, żeby nie stracić łączności z rzeczywistością, bo proponowane prace moim zdaniem nie miały żadnego innego sensu. Ja akurat nie musiałam w ten sposób pracować, sama sobie załatwiłam pierwszą pracę po skończeniu kursu na pilota wycieczek zagranicznych, o czym kiedyś pewnie napiszę, za to moja pierwsza praktyka w ramach tych studenckich była ciekawa: mnie się trafiła praca w szpitalu na Banacha. W sumie fajnie, że mi to przypomniałaś, też mogę mieć materiał na posta. :)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na Twoje wspomnienia, bardziej szczegółowe:-)
UsuńMoja pierwsza praca to była w budce z lodami, całkiem miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńTo nawet apetycznie brzmi!
UsuńJa chyba pierwszy raz pracowałam zarobkowo chyba przez miesiąc w wakacje pod koniec podstawówki (wtedy ośmioklasowa) w jakiejś organizacji studenckiej. Szczegółów nie pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci, że chodziłam do ambasad odbierać paszporty z wbitymi wizami. Potem to dopiero na studiach: korepetycje, pilnowanie dzieci, tłumaczenia. Większość tych prac wykonywałam na rzecz Japończyków (studiowałam na japonistyce), którzy płacili w dolarach. Dla nich były to grosze (np. 1 dolar za godzinę opieki nad dzieckiem), ale dla nas to były spore pieniądze w tamtych czasach.
OdpowiedzUsuńCzyli od początku miałaś kontakt w z wielkim światem:-)
UsuńW czasie szkoły nie pracowałam, ale zaraz po, podjęłam się pierwszej pracy i od tamtej pory zachowywałam ciągłość. Zawsze miałam stałą pracę, póki nie opuściłam kraju. Tak to bywa.
OdpowiedzUsuńTo w sumie wcześnie zaczęłaś dorosłe życie...
UsuńCzy ja wiem, wydaje mi się to normalne.
UsuńDla niektórych tak, ale nie dla wszystkich...
UsuńNo, popatrz, każdy chyba ma tego typu wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze to truskawki z rodzicami, bo mama jeździła zbierać po to, aby za te zarobione tam pieniądze, wziąć truskawek do domu i narobić nam zapasów na zimę. Były zawsze pyszne i pachniały słońcem.
Potem, w liceum był ohap w wakacje w takiej fabryczce, gdzie kisiło się ogórki i robiło przetwory z owoców. Pracowałam w lipcu, a w sierpniu wydawałam te pieniądze na podróż do Bułgarii, gdzie pracował mój wujek i gdzie mnie zapraszał, bo wyjeżdżało się na zaproszenie. :)
Na studiach MDK, dorabiałam w soboty, potem chcieli mnie zatrudnić.
Ostatnio też przez dwa lata dorabiałam w GOKiSie, bo mam papier animatora. :)
Dobrego!
W liceum wozili nas do przetwórni owoców i warzyw, praca za darmo i do dziś nie mogę patrzeć na pikle z ogórków!
UsuńNie mam zbyt wielkiego doświadczenia... Na IV i V roku studiów odbierałam z przedszkola synka znajomych. Po studiach poszłam do pracy i jestem w niej do dzisiaj...
OdpowiedzUsuńZa to na pewno dajesz z siebie 200% normy:-)
Usuń...bo nie mam innego wyjścia w naszym obozie pracy.
UsuńChyba nikt nie ma, właśnie idę wykonać 150 %
UsuńMoja pierwsza praca na serio to opiekunka PCK. Chodziło się do starszych ludzi i właściwie załatwiało im wszystko. Pamiętam starszą, stuletnią babcię. Zaczynała dzień od kieliszeczka spirytusu. Jadała tylko gotowana golonkę i kiełbasę. Tylko to. Kiedy robiłam jej zakupy i wydałam mniej niż mi dała, zawsze bardzo skrupulatnie oglądała paragon i egzekwowała resztę. Kiedy musiałam dołożyć na te golonki i kiełbasy ze swoich, głuchła i ślepła :-)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, taki prosty przepis na długowieczność...
UsuńSwoją droga, znane mi starsze osoby kieliszeczka nigdy nie odmówiły i na diecie nie były:-)
Jako przyszły elektronik już od II kl. liceum dorabiałem naprawami RTV i korkami z matmy.
OdpowiedzUsuńTo specjalności na wagę złota!
UsuńPierwsza pracą chyba gdzieś w ogólniaku na wakacjach rozładunek przyczep pełnych rożnych warzyw i owoców. Pracowałem w zakładach przemysłu owocowo-warzywnego. Jak sobie pomyśle to wciąż mnie plecy bolą. Ale szacunek do wysiłku fizycznego pozostał do dziś.
OdpowiedzUsuńOwoce i warzywa często pojawiają się w komentarzach:-)
UsuńŻadna praca nie hańbi, a dobrze mieć parę groszy swoich własnych na własne wydatki. Bo właśnie to było najlepsze w pierwszej pracy, że można było wydać na co się chciało, a przynajmniej ja tak robiłam. Co do umieszczonego obrazka, to faktycznie praca tylko te zalety ma xD. Też pracowałam przy zbiorach - praca bardzo słabo płatna i ciężka. Od 4-tej trzeba było być na nogach, czasem do południa, a czasem aż do wieczora i to bez przerwy, żadnego wolnego weekendu, żeby odpocząć.
OdpowiedzUsuńW takich sytuacjach możną się przekonać, który rodzaj pracy na pewno nam nie odpowiada.
UsuńNa studiach sprzątałam w sklepie z meblami. A na półroczną praktykę w czasie studiów wyjechałam do Niemiec i to była jazda bez trzymanki ...
OdpowiedzUsuńSłyszałam o wyjazdach studenckich, ja nie doświadczyłam...
UsuńUruchomiłaś lawinę wspomnień 😊 Drukarnia też była , do tej pory maszyna, która zastąpiła mnie w zbieraniu kartek, nosi imię Gabrysia 😊
OdpowiedzUsuńA kto ją tak nazwał?
UsuńWłaściciel drukarni :) Bo w zbieraniu kartek nie miałam sobie równych
UsuńPierwsza moja praca, to jak miałam 17 lat, stałam w sklepie w dni targowe i sprzedawałam płyty, o matko jak to dawno było :-)))
OdpowiedzUsuńA później na studiach latem studenci musieli przymusowo odpracować w wakacje 1 miesiąc w zakładach owocowo-warzywnych przy zamykaniu słoików z ogórkami. I było to w Lipnie :-) Na szczęście płacili za tę pracę.
Stare dzieje :-)
Okazuje się, że chyba wszystkie przetwórnie w Polsce posiłkowały się pracą uczniów i studentów:-)
UsuńZbieranie truskawek :)
OdpowiedzUsuńO, truskawki rządzą!
UsuńFajnie, że zainspirował cię mój wpis :-) przeczytałem wszystkie komentarze i dowiedziałem się dzięki temu, w jak różny sposób ludzie wchodzą w prace zawodową. Ja chyba najdłużej zarabiałem, jako malarz konstrukcji stalowych. To była dobrze płatna praca, tylko mało rozwojowa, a domyć się po skończonym dniu roboty nie było można
OdpowiedzUsuńDomyślam się, a do tego opary farb i niebezpieczne sytuacje...
UsuńMoja pierwsza praca... W czasie studiów zatrudniłyśmy się z koleżanką na miesiąc w ZUSie by zarobić na dalszą część wakacji;))) Wtedy dowiedziałam się, że praca za biurkiem przez 8 godzin to nie dla mnie.. Ja muszę być w ruchu i potrzebuję świeżego powietrza:))) To był bardzo dłuuugi miesiąc:)) Potem pracowałam na koloniach jako wychowawca i już było duużo lepiej:)))
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)))
To znajome, praca za biurkiem też nie dla mnie, więc nazywam siebie nietypową bibliotekarką...
UsuńPierwsza praca to noszenie zakupów starszej sąsiadce. Zarobek marny, ale satysfakcji dużo, a sąsiadka miła. Potem to już wyjazdy na obozy i kolonie, działałam w harcerstwie. Jak pomyślę teraz, nawet gdybym kokosy zarobiła, nie zgodziłabym się spać na żelaznym łóżku w sali, gdzie spała moja grupa 25 osób.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ja dziś nie jeżdżę na kilkudniowe wycieczki, nie i już...
UsuńPo pierwszej pracy człowiek już wie jaką wartość ma pieniądz :)
OdpowiedzUsuńO tak, zwłaszcza gdy jest go niewiele...
UsuńMoja pierwsza praca była w tej firmie, co moja ostatnia:) A w międzyczasie była firma handlowa, firmy turystyczne, operator telekomunikacyjny, szkoła jazdy... W życiu bym nie pomyślała, że po dwudziestu latach przerwy wrócę do korporacji, w której zaczynałam i stąd mam nadzieję za dwa lata odejść na emeryturę:)
OdpowiedzUsuńRóżnie się plotą ludzkie drogi, czasem to temat na książkę:-)
UsuńJa w wakacje dorabiałam jako wychowawczyni na koloniach i to nawet nie skończywszy sama 18-stu lat. Jedna z tych kolonii opisałam w notce Koszmarna Kolonia. A pieniądze odłożyłam na...pralkę automatyczną :) Byłam obrzydliwie rozsądna.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ja wydawałam wszystko na siebie...
UsuńBardzo ciekawy post! Ale że pomoc ślusarza... Nie pomyślałabym!
OdpowiedzUsuńJedną z pierwszych prac, jakie wykonywałam była pomoc na gospodarstwie rodzicom, układanie mozaiki (branża budowlana! :D) i sprzedawanie kwiatów w restauracjach ;D
Sprzedawanie kwiatów w restauracjach - jak na przedwojennych filmach!
UsuńW czasie licealnych wakacji, koleżanka zabrała mnie do pracy przy żniwach - czas "mocno odległy"... Nie pamiętam, ile pieniędzy zarobiłam, ale wiem, że sprawiłam sobie dwie sukienki, szyte według własnego projektu. Ale nie to jest najważniejsze. Wtedy zbudowałam sobie obraz upalnego lata, do którego porównuję to, co działo się tego roku. Lubię takie świadomościowe wędrówki w czasie!
OdpowiedzUsuńDo żniw trzeba mieć żelazne zdrowie:-)
UsuńJa ze swoich koszmarnych prac młodości najdotkliwiej zapamiętałam zbieranie stonki na poletku ziemniaków. Brrrr!!! Do dziś nie mogę tego wyrzucić z pamięci! ;(
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, w nas na wykopkach chłopaki myszami rzucali...
UsuńPierwszy staż w urzędzie skarbowym miałem koszmarny. Dobrze, że tylko miesiąc. Drugi trwający trzy miesiące był o wiele lepszy, przede wszystkim czułem się ważny w zespole.
OdpowiedzUsuńCzasem ciężko wszystko nawet ogarnąć. :)
Pozdrawiam!
Do trzech razy sztuka:-)
UsuńPierwsza wypłata chyba sprawia wiele radości i daje satysfakcje ;)
OdpowiedzUsuńradość i duma, że wreszcie można samemu decydować:-)
UsuńTo mówiła moja siostra:)
UsuńMoja pierwszą praca to zbieranie truskawek w wakacje, wtedy zarobiłam na moje pierwsze rolki, które troche kosztowały jak na tamte czasy,ale mam je do tej pory i dobrze mi służą :) Druga moja praca było opieka nad dwójka dzieci 3 latka miał chłopiec, a dziewczynka 6. Potem również w wakacje pracowałam jeden dzień w pizzerii i cały dzień smażyłam pieczarki, niestety nie dałam rady przyjść kolejnego dnia, zapach mnie strasznie drażnił i monotonność, bo ciągle musiałam robić to samo, a do pieczarek miałam taki wstręt, że przez dobre pół roku ich nie jadłam. Potem miałam parę prac jako opiekunka do dziecka i teraz juz od dobrych 3 lat pracuje w księgarni i uwielbiam moją pracę, wciąż studiuje i mam nadzieję, że w następnym roku już będę przedszkolanką :)
OdpowiedzUsuńNo w takiej pizzerii też nie dałabym rady...
UsuńWidać, że praca z dziećmi jest Twoim przeznaczeniem, oby wszystko poszło dobrze:-)
Ja zbierałam truskawki
OdpowiedzUsuńczyli znowu owoce górą!
UsuńMoja pierwsza praca była po ogólniaku, pracowałam przez krótki okres jako szkolna sekretarka .Bardzo mnie nudziła ta praca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Oj, dzisiaj szkolne sekretarki mają istne urwanie głowy, o nudzie mowy nie ma!
UsuńGdzieś już pisałem o tym, że moja pierwsza praca to praktyki studenckie odbywane w supermarkecie, ale wcześniej dorabiałem sobie do wakacji; raz w cukrowni, a potem także na składzie drzewa. Nie pamiętam, czy za praktyki miałem zapłacone; jeśli tak, to bardzo symbolicznie, ale za to jako jeden z niewielu pierwszoroczniaków dostałem wcale interesującą książkową nagrodę. jeśli chodzi o te prace w cukrowni czy przy drzewie, to mój zarobek nie był wielki, ale znacząco przyczynił się do jakości późniejszego pobytu nad jeziorem. Miałem oczywiście możliwość częstszej pracy w niedojrzałym jeszcze wieku, ale moi rodzice uświadamiali mnie, że "jeszcze się w życiu narobię", a zatem byli raczej przeciwni temu, abym skracał sobie wakacje, imając się różnych płatnych zajęć. A tak już zupełnie na poważnie moja pierwsza praca, jak najbardziej fizyczna wiązała się z zawodem ślusarza-wiertacza, albowiem w tak zwanym między czasie zdobyłem tytuł technika obróbki skrawaniem... pracę w szkole zacząłem już po wojsku.... :-)
OdpowiedzUsuń"międzyczasie" pisze więc oczywiście łącznie... przydarzył mi się spory byk...
OdpowiedzUsuńByki zdarzają się wszystkim i nie robię z tego tragedii, a początki pracy zawodowej masz identyczne jak mój mąż!
UsuńKażde wakacje spędzałam u dziadków, nie chciałam żadnych obozów, kolonii - czekałam na wolne 2 miesiące. Pracę w polu traktowałyśmy z siostrą nie jak pracę ale atrakcję i nobilitację, bo np. już można było usiąść na maszynie do młócenia i podawać snopki albo powrósła:) Ja siostrze zazdrościłam, że jej wolno było więcej, w końcu starsza o 5 lat ode mnie. Było układanie snopków w stodole itp. prace, za które dziadkowie zawsze coś "odpalali", żebyśmy miały własne, zarobione pieniądze. I jeszcze mi się przypomniało, że zbierałam w ogródku spady spod jabłoni i zawoziłam wózkiem do "browaru"- tak się zawsze mówiło, choć to były zakłady przetwórstwa owocowego, lecz przed wojną funkcjonował tam browar. Teraz znów działa, wskrzesił go Jakubiak(?)wtedy od Kukiza, a sprzedał Palikotowi - to jako ciekawostka. Potem w czasie studiów jeździłam jako wychowawczyni na kolonie i to były moje pierwsze formalnie zarobione pieniądze. Pamiętam dokładnie, że kupiłam sobie kurtkę ze sztucznego futerka i torbę z brązowego skayu. Oj, młodość...
OdpowiedzUsuńSciskam Cię, Joteczko, mocno, tyle wspomnień przywołałaś :)))
Lubię czasem powspominać i wiesz co? Ostatnio w skansenie odkryłam, że nasza młodość to już historia, bo to co oglądam w skansenach i muzeach pamiętam z własnego dzieciństwa:-)
UsuńNawet snopków na polach nie ma, leżą bele słomy, które uroku w sobie nie mają i malowniczości krajobrazowi nie dodają. A ja pamiętam jak w stodole cepami młócono, babcia mi pokazała u sąsiadki jako ciekawostkę. Prawdziwy skansen ;)))
UsuńPróbowałam cepowania, niezła siłownia, a pamiętasz z filmu?
Usuń- powymyślali te durackie maszyny bo siły w ręcach nie mieli...
Hah, pierwszą pracą za którą mi płacono było zabijanie much. Babcia już słabo widziała, więc ją wyręczałam. Płaciła 5 gr od sztuki ;) W tamtych czasach wszystko było tańsze więc płaca była przyzwoita. Później zaliczałam porę, truskawki i pomidory, a pierwszą pracą na jaką mam papierek było prowadzenie małego punktu usługowego tj. ksero, laminowanie i sprzedaż art. biurowych. Praca była fajna i zwalniałam się stamtąd z pewnym żalem, bo pomimo iż lubiłam moje zajęcie szef stał się wręcz nie do zniesienia. Nie martwiłem się tym jednak, bo przy okazji pracy tam poznałam mojego męża.
OdpowiedzUsuńO muchach czytam pierwszy raz...ja biegałam dziadkowi po fajki do kiosku i tabletki z krzyżykiem dla babci, więc odpalali mi parę groszy z emerytury:-)
OdpowiedzUsuńPo prostu muszę pomyśleć jakich umiejętności mi potrzeba, wtedy znajdę kursy albo inną formę nauki. Na razie podciągam się w Office.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Najważniejsze, że szukasz i że Ci się chce.
UsuńJak mawiała moja babcia " Żadna praca nie hańbi". I ja się z tym zgadzam. Ja to nie pamiętam za dobrze moich dawnych zajęć. Raz w czasie studiów robiłam w Avicie na kasie. Jak Jula pójdzie do przedszkola to zacznę znów szukać pracy. Myślałam o robocie w recepcji w hotelu, ale wtedy muszę ang perfect znać. Właśnie się biorę za powtarzanie. Od studiów trochę ang zaniedbałam i żałuję.
OdpowiedzUsuńMoja synowa zmieniając prace musiała podciągnąć angielski, zapisała sie na kurs intensywny i ćwiczyła w domu, bo syn dobrze zna ten język.
UsuńTrzymam kciuki, Kasiu!
Przypominam sobie korepetycje, które dawałam młodszemu chłopcu. Po prostu odrabiałam z nim lekcje. Zapłatą były łakocie! Byłam wtedy w szóstej klasie, chłopiec w czwartej. Lubiłam to zajęcie. Może to był początek mojego pedagogicznego powołania?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie.
Zapewne tak było, w końcu do korepetycji trzeba mieć cierpliwość:-)
UsuńMoja pierwsza praca? Staż w domu pomocy społecznej jako opiekunka. Dziś bym już się na to nie zdecydowała, ale wtedy nabrałam jakby więcej cierpliwości, nawet do tych trudnych mieszkańców. I kupiłam sobie sporo książek i telefon :)
OdpowiedzUsuńTo naprawdę trudne wyzwanie, zwłaszcza dla młodej osoby...
UsuńTo prawda, miałam zaledwie 22 lata i zdarzyły się w tej pracy rzeczy, na które nie byłam przygotowana.
Usuńnawet dla dojrzałych osób nie jest to łatwa praca, nie każdy moze pracować ze starymi, upośledzonymi czy kalekami...
Usuńa pomyśl czy teraz licealista chciałby tyrać tyle czasu, żeby zarobić na upragnionego ciucha? Ja tak zasuwałam na wymarzone dzinsy :) sprzedawałam hot-dogi. Do dziś nie zjem tego syfu gdzieś na mieście.
OdpowiedzUsuńZnajomy mego taty pracował w zakładach mięsnych, pasztetowej nie brał do ust...
UsuńJotko, mi rodzice nie pozwalali pracować jak to się mówi na czarno czy dorywczo. Dopiero pierwszy raz poszłam do pracy jak skończyłam 20 lat. Studia zaoczne, przez dzień praca i praktyki.
OdpowiedzUsuńNiemniej zazdrościłam lekko koleżanką, które sobie tam coś dorabiały, z drugiej strony moich rodziców było stać na moje drobne zachcianki. :D
Bywa i tak i tak, każda rodzina jest inna, ja pracowałam często z ciekawości, ale i z chęci decydowania o swoich wydatkach...
UsuńCall center... Ilekroć nie chce mi się rano wstać do obecnej pracy, wspominam tę pierwszą i nagle doceniam to, co mam.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, kiedyś dzwoniła do mnie operatorka i słyszałam ten hałas wokół niej...
Usuń