Znałam panią Czesławę jako dziecko i nastolatka. Pracowała w banku, ubierała się elegancko, nigdy nie widziałam jej z siatkami zakupów. Jej mąż był stroicielem fortepianów, pani Czesia była jego drugą żoną. Czasami odwiedzali ich synowie pana domu, światowi ludzie, dla mnie stanowili taką samą egzotykę, jak przybysze z dalekich lądów. Państwo T. przyzwyczajeni byli do pewnych luksusów: perfumy, dobre trunki, codziennie gazeta do śniadania i świeżutkie pszenne pieczywo, najlepsze wędliny (wówczas nierealne), bomboniery itp. Skąd to wiem? Bo jako dziecko biegałam po te gazety i pieczywo zmuszana przez babcię, która z nami mieszkała, a do państwa T. czuła jakąś dziwną atencję. Gdy zmarł stroiciel fortepianów pani Czesława została sama jak palec, synowie męża przestali ją odwiedzać, a ona sama żyła we własnym świecie, nie utrzymując specjalnie kontaktu z sąsiadkami.
Przejście na emeryturę zapoczątkowało upadek pani T. gdyż załapała się na emeryturę ze starego portfela (za mało żeby żyć, za dużo żeby umrzeć) i zaczęło brakować na podstawowe potrzeby, nie mówiąc o tych luksusowych. Najpierw pożyczała od moich rodziców np. na opłacenie telefonu lub spłatę zadłużenia za prąd lub gaz. Potem zaczęła oszczędzać na jedzeniu, kurczyła się w sobie , co widać było gołym okiem. Pomocy nie chciała przyjąć, bo niczego nie potrzebowała (jej słowa). Czasami wyrzucałam jej śmieci lub coś kupowałam, czasami to co kupiła sama, a jej nie smakowało przynosiła dla naszego psa. Nie potrafiła zrezygnować jednak z perfum, wizyt u fryzjera, koniaku.
Gdy zachorowała, jedna z sąsiadek, która była pielęgniarką zaopiekowała się panią Czesławą, umówiła wizytę, załatwiła opiekunkę z PCK.
Lekarz powiedział, że pacjentka jest niedożywiona, zamorzyła się i traci siły witalne. Opiekunka przynosiła obiady, ale podopieczna mało co lubiła. Opiekunka zasugerowała, ze uczesze panią Czesię, to zaoszczędzą na wizytach u fryzjera. Na to pani T. oburzyła się, że z wizyt u fryzjera nie zrezygnuje. Kiedyś opiekunka wściekła się, bo pani T. za ostatnie pieniądze koniak kupiła, a do renty jeszcze daleko było.
Na kilka lat straciłam z oczu panią Czesławę, a gdy zobaczyłam ją po długiej przerwie, prawie jej nie poznałam. Z kobiety eleganckiej, pachnącej perfumami, dostojnej zmieniła się w zasuszoną starowinkę, w zniszczonym ubraniu, która w końcu trafiła do domu opieki, gdyż nie była w stanie mieszkać sama, a i sąsiadki obok też były już stare i schorowane.
Taka w tej historii skojarzyła mi się refleksja, że dla odrobiny luksusu i zachowania resztek godności pani Czesława była w stanie poświęcić zdrowie, a może i życie...
Asiu ,z uwagą przeczytałam tę "smutną historię".Pierwsze co mi się nasunęło to to ,że zbliżająca się starość powoduje powoli "kurczenie się osoby".Pierwszy przypadek kiedy dotarło to do mnie tak wyraźnie to w 2007 roku ,gdy mój teść...dosłownie z dnia na dzień stawał się mniejszy.....Teraz patrzę na Babcię Janię i za każdą wizytą u Niej .....zauważam to samo.Czasami zdarza mi się słyszeć..że "oj panu Bogu nie udała się starość"....ale czasami też można pomyśleć,że sami także w dużej części dokładamy swoje "trzy grosze"......pozdrawiam Cię Asiu.....i cieszę się ,że u Ciebie tu spotykam się z tzw."życiową mądrością".
OdpowiedzUsuńJa tez zawsze dziwiłam się, jak starzy ludzie kurczą się w oczach. To, że nie udała się panu Bogu starość słyszałam często od moich babć właśnie i ludzi starszych generalnie. Czasem stan fizyczny pogarsza się szybciej niż psychika, niestety...
UsuńMnie nachodzi inna refleksja: jeśli życie to zagadka, to starość jest super niewiadomą.
OdpowiedzUsuńDokładnie, tym bardziej, że nie wiemy jaka będzie nasza...
UsuńTa historia pokazuje, jak ciężko "przestawić się" z bogactwa na biedę...a gdy jest odwrotnie, to też zdarza się, że pomimo pieniędzy słoma dalej z butów wystaje..
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że tutaj dużą rolę odegrała duma...i chyba brak pokory.
Pozdrawiam Asiu:)
Często duma przyćmiewa instynkt samozachowawczy, a niektórzy wręcz mówią, ze lepiej żyć krótko, ale pełną piersią, cokolwiek to znaczy...
UsuńJestem w stanie zrozumieć panią Czesławę. Rezygnacja ze wszystkiego byłaby przyznaniem się przed sobą do życiowej porażki. To jakby zdradzenie samej siebie.
OdpowiedzUsuńNaszła mnie taka refleksja - kiedy człowieka stać na luksusy nie myśli o przyszłości. Troska o własną przyszłość to domena ludzi niebogatych.
Pozdrawiam
Jest w tym dużo racji, bo chciała chyba zachować pozory dawnego luksusu, pewnie tęskniła też do czasów młodości, cóż nie wiemy jacy sami będziemy...
UsuńTak nie powinno być ... Po to się pracuje całe życie żeby na starość wylądować w domu opieki ?? I żeby żałować sobie raz w miesiącu na koniak, który uwielbiała.....Tak nie powinno być...
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie, a poza tym co to za stary portfel? Ludzie pracowali obok siebie, robili to samo przez tyle samo lat i jedna osoba miała dwa razy mniej emerytury niż inna, która poszła na emeryturę rok lub dwa później.
Usuńdlatego nie dziwię się kobitce, że za ostanie pieniądze kupowała odrobinę luksusu
Usuńz jednej strony wiem, że stawki emerytur w Polsce są takie, że wyżyć ciężko. Ale z drugiej strony oszczędzałabym na czym by się dało, żeby mieć na rachunki i jedzenie, a tylko czasem na coś, co lubię.
OdpowiedzUsuńNo ja raczej chyba też wolałabym mieć pewność, że będę miała gdzie spać, niż popijać koniak...
UsuńMarzę, by się znaleźć w takim domu, ale nie będzie mnie stać. Ta pani nie miała dzieci, więc płaciliśmy za jej pobyt wszyscy. Ale nie narzekajmy, bo mamy emerytury, póki co. Młodzi nie będą mieć. Znajoma kazała sobie obliczyć i wyszło jej 400 zł, więc na nic nie starczy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, mi wyliczyli w pierwszej wersji 370 zł, potem trochę więcej, chyba że będę pracować do 67 lat. Nie wiem czy dam radę...
UsuńJak widać łatwo można przyzwyczaić się do luksusu, a trudno z niego zrezygnować. Ciężko oglądać takie zdjęcia, te ręce są obrzydliwe....
OdpowiedzUsuńOj tak, zwłaszcza gdy ktoś chce zachować pozory w gorszych czasach i nie dopuszcza myśli, że teraz trzeba zmienić priorytety...a ręce, cóż nie każdy starzeje się aż tak drastycznie, to chyba geny...
UsuńZastanawiam się Joasiu, czy ja czasami trochę nie przypominam pani, o której piszesz. U mnie to jest "choroba" kupowania książek. Gdybym miała ostatnio 30 zł i do wyboru książkę lub coś do jedzenia, to na prawdę miałabym ciężki orzech... Zawsze obiecuję sobie że są biblioteki, ale nowa książka tak pięknie pachnie :) A tak poważnie, to podzielam chyba zdanie Pani L. że chyba chciała do końca zachować chociaż złudzenie dobrobytu.Może ta chwila z koniaczkiem to odrobina szczęścia w jej samotnym życiu i "powrót" do lepszych czasów ?
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, nawet te wizyty u fryzjera trzymały ją w "tamtym" świecie. A poza tym, wszystko co traciła kojarzyło się jej z młodością, która tez się skończyła...
UsuńPrzerażające ale za to jakie prawdziwe... często ludzie którzy przyzwyczają się do luksusu nie potrafią z niego zrezygnować nawet jeśli to wszystko grozi spadkiem na dno... Najgorsze jest to, że oni pomocy nie chcą... Koszmar.
OdpowiedzUsuńTrudno pomagać komuś na siłę, uszczęśliwiać wbrew jego woli i trudno patrzeć jak starzejąca się kobieta próbuje zachować resztki godności...
UsuńWzruszający tekst i dający do myślenie...
OdpowiedzUsuńCo dla nas jest ważne??? Co po nas zostanie???
Pozdrawiam
Czasami warto przemyśleć sobie to i owo, jesień i ponure wieczory sprzyjają temu.
UsuńPozdrawiam:-)
w ponure wieczory trzeba wpuścić promyki słońca:):)
UsuńŚwięta prawda, ale myśli chadzają swoimi ścieżkami...
UsuńSmutna historia; wolę nie myśleć co nas czeka na starość, a wizje nie są zbyt obiecujące.
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam z czego będę musiała zrezygnować, żeby na podstawowe rzeczy starczyło...
UsuńMyślę, że nie jedna starowinka ma za sobą takie eleganckie życie.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane.
Pozdrawiam
Często takie zderzenie z rzeczywistością spotyka ludzi po przejściu na emeryturę i otrzymaniu pierwszej kwoty emerytury...aż strach, jaka będzie moja.
UsuńSerdeczności:-)
Smutne i prawdziwe. Rozumiem tę kobietę, to jej przywiązanie do koniaku i fryzjera, pewnie były to jedyne rzeczy, które psychicznie trzymały ją przy życiu. Jakieś kurczowe, może nielogiczne, ale bardzo ludzkie trzymanie się resztek pięknej przeszłości...
OdpowiedzUsuńNie wszystko bywa logiczne i zgadzam się , że takie drobne przyjemności były dla niej ważniejsze, niż inne przyziemne aspekty życia...
UsuńMyślę tak jak Hegemon, że to tragiczna historia, choć u ludzi, zwłaszcza starszych pewne nawyki i przyjemności tak mocno są w nich zakotwiczone, że nie potrafią inaczej żyć. Pani Czesława w imię kieliszka koniaku zapominała o prawdziwym życiu.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas, Aniu ma pewnie takie febliki, z których nie chcemy lub nie umiemy zrezygnować...
UsuńBoje się starości , bardziej niż śmierci....Najgorsze we mnie jest to, że mimo upływających lat tam w środku siebie , chyba w głowie jestem tą samą 25 letnią kobietą tylko dużo, dużo mądrzejszą a może po prostu świadomą ......Boje się, że utknę we własnym kiedyś starym ciele jako młoda kobieta, nie mogąc się pogodzić z tym ciałem i porządkiem tego świata.....
OdpowiedzUsuńJa bardzo boję się niepełnosprawności i uzależnienia od opieki osób trzecich. Źle to jest wszystko urządzone, ze ciało nie nadąża za psychiką...
Usuń