Kobieta zalegała wygodnie w fotelu, czytała, łykała witaminki, bo przewiana jakaś się czuła, z mężem film jakiś obejrzała... Weekendowa beztroska obfitowała w dobry nastrój i pyszności wszelkie, co pozwalało zapomnieć o parszywej pogodzie za oknem. Z godziny na godzinę kobieta czuła się coraz lepiej, jeśli idzie o psychikę i coraz ciężej w kwestii masy ciała. W końcu, jakoś pod wieczór w głowie naszej bohaterki odezwał się głos rozsądku: rusz się kobieto, pogimnastykuj swoje leniwe ciało, bo stawy rdzewieją, mięśnie wiotczeją i bilans kaloryczny wychodzi na plus. Spacer odpada bo z nosa kapie, ciemno i dżdżysto...lepiej na puszystym dywanie członki porozciągać. Po krótkiej rozgrzewce zaczęła kobieta serię ćwiczeń: brzuszki, nożyce, wykopy, skłony. Dużo tego nie było, cóż łatwiej pomyśleć, niż wykonać. Ale kobieta zaraz poczuła się lepiej, na duszy i na ciele.
Następnego ranka zdziwienie odjęło jej mowę, bo ledwo z łóżka wstała, a tu plecy bolą, w krzyżu sztywność, strach się schylić, coś uwiera, coś przeszkadza. Jednak pogoda lepsza, więc pan mąż rzuca hasło: jedziemy na wycieczkę, kości rozruszasz, mięśnie rozgrzejesz. Przeziębienie jakby ręką odjął, tylko te plecy, ale co tam - jakoś rozruszać się dało umęczone ciało i w drogę. W ciągu dnia było jako tako, ale na wieczór już niewesoło, można rzec - coraz gorzej. Ofuknięta przez męża, że ćwiczeń bez rozciągania się zachciało, sięgnęła kobieta po maść odpowiednią, która chwilową ulgę przyniosła (przy okazji polecam DICLOZIAJA - pomaga na wszystko).
Tak oto skończyły się sportowe weekendowe zapędy kobiety dojrzałej - typ nieusportowiony. Miała być zwinna, wiotka i powabna, a wyszło jak wyszło. Nie dość, że trudno zmobilizować się do jakiejkolwiek gimnastyki w te szare jesienne dni, to jeszcze skutek odwrotny... Ale kobieta uparta jest i małymi kroczkami osiągnie cel, na razie się boi...
Przed ćwiczeniami trzeba najpierw zrobić rozgrzewkę. Nie mogę zmusić się do ćwiczeń w domu, wolę robić to w grupie z trenerką, dlatego chodzę na fitness.
OdpowiedzUsuńStarałam się rozruszać przed, ale widać za krótko...
Usuńchyba znam tą kobietę ;) jakoś blisko mi do niej ;)
OdpowiedzUsuńKażda z nas ma coś do poprawki :-)
UsuńDziękuję za polecenie maści. Słyszałam już o niej dużo dobrego. Chyba jutro ją kupię. Kiedyś ćwiczyłam bardzo starannie. Zamykałam się na godzinę w pokoju i hej. Nawet miałam orbitrek na którym zaczynałam każdy dzień, ale potem tarczyca mnie pokonała i musiałam wyluzować. Teraz nie mam już takich ambicji, staram się dużo chodzić i spacerować.
OdpowiedzUsuńMyślę Joasiu, że dla pani w średnim wieku spacer dobry na wszystkie mięśnie :)
To tak jak ja, nie mam wprawdzie problemów z tarczycą, ale w okresie nasilenia migren trudno myśleć o ćwiczeniach. Każdy skłon, każdy energiczny ruch to młot w głowie...a maść skuteczna, wypróbowana na wszystkich członkach rodziny...
UsuńOj.... Kobieto.... Zacznij ze mną truchtać a nie straszne będą Ci weekendowe wygibasy
OdpowiedzUsuńPróbowałam, zrobiłam dwa kółka wokół stawu i zdechłam....
UsuńRozczaruję Cię - kiedy zaczynałam swój trucht po 2 minutach zdechłam - ale się zawzięłam - wychodziłam codziennie i ko kilku tygodniach dychę machałam -- 10 km znaczy się . Co prawda zajmowało mi to ponad godzinę ale satysfakcja nie do opisania
UsuńSzacun wielki, dychę i więcej wychadzam prawie codziennie, ale truchtać? No way!
UsuńNIGDY NIE MÓW NIGDY😄
UsuńWłaśnie i mnie przydałby się ktoś, kto by mnie pogonił...Pozdrawiam i podziwiam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tyle wymówek mamy zwykle na podorędziu, że przydałby się jakiś motywator...
UsuńJa postanowiłam zrezygnować z windy. Przynajmniej do piątego piętra (mieszkam na 21). Kolana się zbuntowały. No znak z nieba po prostu.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, nie można się katować, to nieludzkie:-)
UsuńPrzy ćwiczeniach fizycznych warto trzymać się kilku zasad. Po pierwsze nawet 5 minut gimnastyki codziennie jest lepsze, niż 2 godziny raz w tygodniu na fitness, siłowni, czy czymś takim. Po drugie na dworze lepiej niż w pomieszczeniu (witamina D i takie tam inne bonusy:-). Polecam nie forsować się na początek. A najlepsze na takie dni, jak za oknem, to kijki i nordic walking. Jak się chodzi nieprawidłowo to jest duży zysk (nie bolą kolana, ani kręgosłup), a jeżeli chodzi się prawidłowo, to dodatkowo świetnie wzmacniają kręgosłup i jeszcze zapewniają pracę niemal wszystkich mięśni, bez obawy o urazy.
OdpowiedzUsuńTe kijki mnie prześladują już drugi rok, chyba zamówię od Mikołaja pod choinkę, świetnie, ze mi przypomniałeś :-) Chodzić to mogę godzinami, nawet po górach...
UsuńAsiu,teoretycznie tak,ale z praktyką to kiepsko...u mnie oczywiście. Co prawda w czas letni i jesienny często dosyć jeździliśmy z mężem gdzieś w okolicach lasu i tam albo na grzyby albo po prostu spacerowaliśmy.Teraz częściej pewnie będę szukać wymówki-pada,wieje....W tamtym roku udało nam się z koleżanką wybrać na kilka (tylko)spacerów w okresie jesienno-zimowym.Czasami jak mnie coś napadnie "pofikam" sobie,a to brzuszki ,a to nożyce,skłony.....ale to jest "kropelka" ....A tak przy okazji odnośnie maści ( i innych rzeczy),która pomaga na wszystko...mam bardzo ograniczone zaufanie,bo może jestem osamotniona ,ale moim zdaniem "co pomaga na wszystko to nie pomaga na nic"....może trochę uogólniam,ale.....chyba na mnie mają wpływ te różne reklamy....Moja obecna "gimnastyka" to najczęściej przewracanie kartek..w książce ,którą czytam...Pozdrawiam Cię Asiu....z dzisiaj takiej trochę minusowej Dukli...
OdpowiedzUsuńGrażynko, nie można do niczego się zmuszać, bo to nie sprawia przyjemności. Ja tez nie ufam specyfikom na wszystko, ale ta maść jest naprawdę dobra na bóle mięśniowe, wypróbowana, ma postać kremu, ładnie pachnie i nie zostawia śladów, a tubka duża za przystępną cenę.
UsuńTeż się nie potrafię zmobilizować do ćwiczeń tak często jak powinnam się mobilizować; teraz jeszcze ta pogoda dodatkowo zniechęca do działania - zdecydowanie lepiej zakopać się w kocyku z gorącą czekoladą niż aktywność fizyczną uprawiać :)
OdpowiedzUsuńWieczorami ja też pod kocykiem zalegam, świeczuszki zapalam, zima to nie moja bajka...
Usuń:) Ale ja też uwielbiam pod kocykiem i ze świeczkami w tle.....Wszystko to sprawa podejścia i tego czego naprawdę chcemy, co chcemy zmienić , co nam przeszkadza.... Ja cały tydzień żyje na pełnych obrotach aż do piątku do godz 22:00 ale w piątek po tej godzinie zaczyna się mój inny świat :) Świat na wolniejszych obrotach , z kanapą w salonie i świecami , z drinkiem w ręku przy fajnym filmie gdzie " nie mąż" smyra mnie po szyi.....Nigdzie nie chce mi się wychodzić i marzę by na dworze np teraz, o tej porze roku spadł śnieg , by było cicho , wolno , i nastrojowo ( bez podtekstów tylko :) )
UsuńA wy myślicie że ja wychodzę truchtać z dziką radością ?? Też wolę tyłek usadzić w ciepłym miejscu . Ale wiem , że po takim siedzeniu dłużej niż kilka dni już nie wyjdę wcale biegać a i jeszcze w drzwi się nie zmieszczę
UsuńJa też do piątku zapie.... ile wlezie, a w sobotę czasem nie chce mi się nawet do sklepu, ale do spaceru zmuszam się zawsze, to mój "must have".
UsuńNie jest to proste. Dlatego ja zamiast codziennej gimnastyki conajmniej godzinę maszeruję szybkim krokiem. Wtedy nie bolą te mięśnie nadwyręzone w czasie gimnastyki a przy okazji płuca pracują. Nawet jak pada deszcz to idę na taki szybki spacer.
OdpowiedzUsuń:-)
Spacery tak, nawet w brzydką pogodę, nie cierpię tylko wiatru. Dziennie do pracy i z powrotem chodzę kilka kilometrów.
UsuńDobrze mówisz :) Dziewczyny ja będę zawsze namawiała do uprawiania sportu, ruchu , gimnastyki.....W jakiej formie to już indywidualna sprawa każdego ale polecam chcieć się zmęczyć, bo to naprawdę cudowny stan odprężenia a wtedy wszystko co nie wiąże się z ruchem a z odpoczynkiem jest jeszcze piękniejsze :)
UsuńBez powietrza, bez ruchu czuję, że puchnę, a gdy zmęczę się na maksa, wtedy nawet kawa lepiej smakuje...
UsuńTwórca joggingu zmarł na zawał w trakcie joggingu. Obciążenia dziedziczne. Przed genami nie uciekniesz. To tak, żebyś się za bardzo nie zamartwiała i nie dała zwariować ;) Ja myślę, że służy nam to, co daje przyjemność - największych zabójcą jest stres.
OdpowiedzUsuńTu masz rację, nic tak nie wykańcza jak stres. Coś nas boli, kłuje, spać nie daje itd. Fizycznie niby nic, a boli...ale jak tu żyć bez stresu?
UsuńNie wiem jak ja to robię ale naprawdę uważam sie za osobę która sie nie stresuje.....owszem czasem się wkurzę, czasem mam doła a innym razem jest mi smutno . Umiem jednak wyciągnąć się z tych stanów poprzez myśli i właśnie sporo zajęć ....Duże zmęczenie jest w pewien sposób bardzo relaksujące i przynosi spokój i ukojenie. Po siłce jestem tak zmęczona a zarazem odprężona że nie chce mi się nawet myśleć :), chodzić :) a o jakiś emocjach no nie ma mowy :) To jest taki stan lekko narkotyczny :) Polecam :)
UsuńE tam. Znam przyjemniejsze sposoby na zmęczenie się ;)
UsuńJotko, nie da się żyć bez stresu. Każda zmiana jest stresem, mniejszym lub większym. Dlatego nie należy sobie dokładać następnych.
UsuńJa sobie świadomie nie dokładam, to życie za mnie decyduje i nie pomaga rozsądkowe podejście, bo każdy ma np. inny styl pracy. Ja lubię na spokojnie, planowo i metodycznie, ktoś inny na wariata i na ostatnią chwilę i czasem nie da się tego pogodzić.
UsuńCzłowiek (czyli kobieta również) nie jest stworzony do ćwiczeń, bo ćwiczenia go męczą. Gdyby był stworzony, to by go nie męczyły!
OdpowiedzUsuńMyśl złota, chociaż nie moja...
No muszę ( i czynię to z przyjemnością) nazwać Cię Złotoustym!
UsuńPowiało genderem :)
UsuńWitam Serdecznie
OdpowiedzUsuńNo to się pośmiałyśmy a teraz na poważnie będzie. Od lat jem 5 posiłków dziennie po ok 350 kcal i pięć razy w tygodniu chodzę na siłkę a potem aeroby....Efekty tych lat widać nawet jeśli mam gorszy okres ale prawdą jest to że jest to naprawdę ciężka praca wymagająca samodyscypliny itd. Ja mam wypracowane przez lata systemy na pewne sprawy :) Np gdy przyjdę z pracy nie siadam na kanapę lecz na krzesło przy stole , bo wiem że na kanapie zapadnę w stan letargu i żadna siła nie wyciągnie mnie z domu na siłkę. Albo nie kupuje produktów do jedzenia, które są smaczne ale i kaloryczne, a te które są już w lodówce, bo " nie mąż" je kupił są zabrane z pola widoku. Tak więc nie zobaczysz u mnie w lodówce pysznych wędlin , majonezu, żółtego sera itp. Tego musisz w mojej lodówce poszukać :) Moje życie jest bardzo zorganizowane i zdyscyplinowane ale ja to lubię i nie robi mi to problemu :) Nie znaczy to wszystko jednak, że nie bywam ową " kobietą ", której się najzwyczajniej nie chce ......Oczywiście, że bywam tą kobietą , że znajdę schowane przez " nie męża" cukierki w kanapie w salonie i zeżrę wszystkie a papierki wyrzucę :) Alb w lodówce zajrzę do tajemniczej szuflady " nie męża' gdzie skrywa przede mną majonez i żółty ser. A potem robię sobie z tego pyszne zapiekanki z sosem majonezowo - keczupowym.....Ale to są epizody, bo wiem ile później pracy trzeba włożyć by spalić to co się zjadło w nadwyżce....( na przykład kromkę chleba białego ok 120 kcal spala sie w ok półgodziny na bieżni z lekkim ustawieniem pod górkę i w szybkim marszu) Mnie takie życie odpowiada , jest to mój sposób na siebie , mój sposób na życie ha ha ha z lekkim pierdolcem kultu ciała ale zaznaczam z lekkim. :)
Aniu, podziwiam szczerze i rozumiem, ale uspokoiłaś mnie tymi chwilami słabości, bo to znaczy, że nie jesteś robotem:-) A Twoje podejście do diety i pracy nad rzeźbą świadczy o sile charakteru czyli co dzień odnosisz sukces!
UsuńW sumie też jestem nieusportowiona, jedynie biegać lubię i to robię bez przymusu, a wszystko inne z rozsądku i bez wiekszej przyjemności. Nawet do rozciagania trudno jest mi się przyzwyczaić i robię to bardziej w kratkę niż systematycznie :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja pewne rzeczy też robię albo z rozsądku albo napadowo...ale to chyba dlatego, że generalnie nie lubię przymusu, dość mam w pracy.
UsuńNie ma uniwersalnego sposobu dla wszystkich. Dicloziaja z założenia łagodzi, zmniejsza obrzęki, koi, ale mnie nie pomogło. Natomiast zbawienne okazały się ciepłe kompresy żelowe. Co do gimnastyki trzeba ją rozpoczynać z ostrożna. Na początek, codziennie po 10 - 15 minut. Potem ciepły prysznic.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, każdemu pomaga co innego, nawet tabletki przeciwbólowe. Niektórzy chwalą pyralginę, a mnie nie służy itd.
UsuńZawsze dużo się ruszałam - biegałam, jeździłam konno, chodziłam na siłownię, skakałam na skakance, chodziłam na siatkówkę... dopóki dysk mi nie wypadł i lekarz zabronił wszelkich wstrząsów. Pozostało pływanie (latem w jeziorze, bo z basenu musiałam zrezygnować - zbyt wrażliwa jestem na pływające tam różne mikroby) i chodzenie z kijkami, czyli nordic walking. Ale ostatnio zaniedbałam i to. Przywala mnie ilość pracy i stres z nią związany. Jak już zrobię, co mam zrobić, mam już wszystkiego dość. Czy to świat zwariował i pracodawca, czy może ja już za stara na taką gonitwę, a może jedno i drugie?! Ja stara, na dworze zimno, wiatr łeb urywa... odechciewa się nawet kijków...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O jak mi ulżyło! Bo już myślałam, że tylko mnie tak robota wykańcza, że tylko kocyk i herbatka...Pozdrawiam :-)
UsuńŚwietny post i ciekawe komentarze:) Uwielbiam spacery, czasami biegam, staram się regularnie, różnie wychodzi. To świetny sport, podczas biegania najlepiej mi się myśli i kocham to fizyczne zmęczenie ciała.
OdpowiedzUsuńA z innych sportów to rzeczywiście kocyk, herbatka i książka;))) Pozdrawiam:)
Moniko, ten ostatni sport jest najmniej forsowny, milutki i nie wymaga wielkich nakładów sił i środków :-)
OdpowiedzUsuń