Tytułowe określenie znalazłam w jednej z książek i tak mi się spodobało, że sobie zapisałam, aby podzielić się swoimi refleksjami na ten temat na blogu.
Zez duchowy to taki stan, który powoduje u nas brak skupienia na jakimś zadaniu, jakie mamy do wykonania, niezależnie od tego czy robimy coś dobrowolnie i ochoczo czy pod pewnym przymusem. Mówiąc inaczej - wszystko nas rozprasza i odwodzi od wykonywania tej czynności, na której postanowiliśmy się skupić. Znajome?
Każdy z nas pewnie czegoś takiego doświadczył.
Koleżanka opowiadała mi kiedyś, że jej mąż nie mógł sie skupić w kościele na modlitwie, bo siedziały przed nimi dwie urodziwe panny, z których jedna prezentowała w klęku bardzo skąpe stringi, druga ciekawy tatuaż i módl się tu człowieku...
Sama pamiętam swoje przygotowania do matury ustnej z historii - czego ja nie robiłam, byle odwlec zakuwanie: naczynia myłam, kogel mogel kręciłam, nawet Bolka i Lolka obejrzałam.
A czy zdarzyło Wam się czytać książkę i po kilku stronach zaczynaliście od nowa, bo nie pamiętaliście o czym było? Ileż to razy spoglądałam też na zegarek by sprawdzić godzinę, by po chwili pytać siebie: to która była na zegarku?
Takie sytuacje nazwać można właśnie zezem duchowym. Niby robimy coś świadomie, niby kierujemy uwagę na daną czynność lub osobę, a tu niespodzianka, nasze drugie ja było w innym wymiarze...
W trakcie przygotowywania potraw wystarczy zboczyć myślami na inny tor i potem okazuje się, że ciasto bez proszku do pieczenia poszło do pieca lub nie pamiętamy czy wsypaliśmy sól...
Nie na darmo czasem uczniowie tłumaczą się: ale ja się całe popołudnie uczyłem...natomiast skutek opłakany, no po prostu zez duchowy.
Dopisek: oglądałam maraton Wings for Life pełna podziwu dla biegaczy na całym świecie, trzymałam kciuki za naszych biegaczy, których było kilkoro w finale. Okazuje się, że im nawet pomaga zez duchowy, bo gdy przychodzi kryzys, gdy ból nie pozwala skupić sie na celu, zaczynają zerkać w myślach na prawo i lewo, byle odwrócić uwagę mózgu od swoich słabości: recytują wiersze, nucą piosenki, rozmyślają o planach na przyszłość, o rodzinie itd.
Ciekawa jestem, czy Was także dopada czasem ZEZ DUCHOWY?
Dopada, a jakże. Mnie najczęściej, gdy mam jakiś problem, zmartwienie, coś mi fizycznie lub psychicznie dolega. Nie spocznę wtedy w tym zezowaniu dopóki problemu jakoś nie ogarnę.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię mieć czegoś na głowie, czuje się osaczona i ta świadomość mnie rozprasza strasznie...
Usuńbardzo ciekawe, obrazowe określenie. nie spotkalam się z nim wcześniej, fajnie, że zapisałaś i dzielisz się nim z nami :) ja w sumie rzadko go doświadczam...ale Mężowi się nie dziwię, swoją drogą, kto tak ubiera się do kościoła ;)
OdpowiedzUsuńWidać modlitwa nie dość żarliwa była:-)
UsuńJestem więc w stanie permanentnego zeza duchowego:).Bardzo ciekawe określenie, dobrze oddaje ten stan umysłu...i ciała. A co do Wings for Life - jeden mój znajomy był bardzo wysoko, tuż za czołowa dziesiątką... przebiegł ponad 50 km. Niesamowite po prostu, że już nie wspomne o szczytnej idei....
OdpowiedzUsuńNa rowerze nie dałabym rady, a oni jeszcze się uśmiechali i udzielali wywiadów:-)
UsuńTeraz tego nie zauważam, ale dawniej kiedy miałam więcej czasu na czytanie to owszem - czytam, czytam, kartki przewracam i muszę cofnąć się o kilka kartek, bo nie wiem co jest grane :)
OdpowiedzUsuńCzęsto mi się to zdarza, niestety, może mam duchowe ADHD?
UsuńCzęsto postanawiam sobie skupienie na tu i teraz, na tym co w danej chwili robię. Niestety tak się nie da. Gonitwa myśli wyprzedza fakty. A zezuję czasami jak się złe czuję, wtedy staram się odwrócić uwagę od złego samopoczucia czymś innym. Z czytaniem nawet nie mam problemów , skupiam się w jednym kierunku 😀😀
OdpowiedzUsuńOch ta gonitwa myśli, nigdy nie można tego okiełznać...
UsuńW ostatnim czasie nie potrafię skupić się na czytaniu książek:( Chociaż kilka interesujących pozycji leży na nocnym stoliczku...
OdpowiedzUsuńMiewałam takie okresy w życiu, że nie czytałam książek, raczej czasopisma, nawet nie wiem dlaczego...
UsuńZez duchowy...bardzo podoba mi się takie określenie,które dosyć często mnie dopada.Co prawda kilka lat temu coś takiego mnie rozproszyło,że robiąc ciasto drożdżowe ,po wstawieniu go do pieca zauważyłam -o dziwo-że rozczyn pozostał sobie w miseczce i czekał....na co? a takie odwlekanie czegoś niezbyt miłego i szukanie czegoś czasami "na siłę" o to ja także mam.Zastanawiające dlaczego tak często mnie to dopada.
OdpowiedzUsuńJa też , Grażynko nie znam odpowiedzi, może takie niespokojne z nas dusze?
UsuńO tak - teraz jak marznę nie mogę się na niczym skupić.... porażka to delikatnie powiedziane.
OdpowiedzUsuńJak marznę, to w ogóle nie myślę, mózg mi zastyga...
UsuńTo ja chyba mam permanentnego zeza duchowego, a myślałam, że to niewyspanie ;) dają na to rentę?
OdpowiedzUsuńRentę to może nie, ale dodatek pielęgnacyjny być może, jak dobrze uzasadnisz...
UsuńPewnie, że się zdarza. :) Nawet czasem za często taki zez. W sumie to ciekawe określenie.
OdpowiedzUsuńBieganie to nie moja bajka. Ale faktycznie jak słyszę o tych odległościach jakie udaje się tym ludziom przebiec jestem w szoku i podziwiam ich za to.
No ja tam nie wiem, trudno porównywać, bo jednak takie pytanie przy całej sali, kto nie podpisał pracy to lekko deprymuje. :)
Tak miałem kiedyś z Andrzejem Sapkowskim, Andrzejem Pilipiukiem i jeszcze paroma pisarzami. Cóż na tym polega dobry warsztat, chce się z niego jeszcze więcej poznawać dzieł.
Pozdrawiam!
Moja bajka to też nie, mogę chodzić, jeździć rowerem, ale biegać to nie...jednak zazdroszczę, tym co mogą :-)
UsuńOj dopadają takie zezy duchowe ;) czasem zabawna rzecz, a czasem niekoniecznie ;p
OdpowiedzUsuńPozdro ;)
Jak wiele sytuacji, czasem zabawne, a innym razem wręcz przeciwnie.
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTeż miewam:)
Szczególnie, gdy jakaś natrętna i niemiła myśl wciąż kołacze i kołacze...
Nauczyłam się, że zamiast ją ignorować - trzeba się na niej skupić przez jakiś czas. Wtedy odchodzi:)
Przynajmniej w moim przypadku:)
Pozdrawiam:)
Odchodzi lub pojawia się w snach, w przedziwnej postaci...
UsuńFajne to określenie;) Zdarza mi się od czasu do czasu ze dwie kartki w książce przeczytać nie czytając albo patrzeć na zegarek by za chwilę zastanawiać się która godzina ha ha. Staram się wtedy rozpracowac tę natrętną myśl, która rozprasza, załatwić co jest do załatwienia i wrócić do książki na spokojnie;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ale nie wszystko daje sie załatwić od ręki, prawda?
UsuńDoświadczam tego codziennie, i to pierdyliard razy :) ale , coraz częściej, potrafię się już hm.. opanować :) Nazwa - idealna
OdpowiedzUsuńStaram sie tez nad tym panować, ale czasami myśli biegną własnym torem i czasami lubię ich posłuchać...
UsuńA ja od dość dawna staram się każdą, nawet drobną czynność wykonywać bardzo, bardzo świadomie a nie automatycznie.Wtedy jakoś mi to szybciej i bardzo składnie idzie. Ale i tak nie pomaga mi to do wykonywania pewnych czynności bez "przymierzania się wpierw jak pies do jeża". Mus jest zawsze musem, a jego świadomość zawsze mnie denerwuje i zniechęca.
OdpowiedzUsuńA bardzo trudno jest opakować coś co "muszę" w opakowanie z napisem "mogę, ale nie muszę".
Miłego;)
Pod ostatnim Twoim zdaniem także mogę się podpisać:-)
UsuńOj mnie ostatnio za często dopada, na niczym nie mogę się skupić, bo czekam na ciepło i pogodę ,żeby popływać ech...
OdpowiedzUsuńW takie zimno, jak dziś rano mózg mi zamarza normalnie...
UsuńProponuję zeza duchowego wpisać na listę jednostek chorobowych, ogólnodostępnych i przewlekłych. Bo chyba dopada każdego z nas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Jestem za i jeszcze odszkodowanie do tego :-)
UsuńNo proszę! A one na mnie wrzeszczą, zamiast mnie z zeza wyleczyć...
OdpowiedzUsuńWrzeszczeć na chorego? Nieładnie!
UsuńTylko razy doświadczyłam tego stanu i jeszcze pewnie nieraz mi się zdarzy, a nie wiedziałam, że jest na to nazwa. ;D I to nawet adekwatna nazwa. ;) Ale uczniowie mogliby mieć wymówkę, gdyby zapoznali się z tym pojęciem ;D. Tylko czy nauczyciele uznają...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Ja bym uznała, zez duchowy to nie przelewki, byle nie codziennie:-)
UsuńMam tak i to nawet bardzo często. Fajnie wiedzieć, że tak to się nazywa.
OdpowiedzUsuńTez mi się ta nazwa spodobała od pierwszego wejrzenia:-)
UsuńBardzo pomysłowa nazwa i fajnie brzmi :)
UsuńBieganie za bardzo mnie męczy, nogi mam potem nie do użytku.
OdpowiedzUsuńNo czyli pogoda zbliżona jest widzę.
Hmmm... chyba coś słyszałem o tym filmie, ale nie jestem pewny.
Pozdrawiam!
Wszyscy psioczą na zimno głównie, w końcu maj inaczej się kojarzy :-)
UsuńLubię te momenty o których tak trafnie napisałaś:
OdpowiedzUsuń"... W trakcie przygotowywania potraw wystarczy zboczyć myślami na inny tor i potem okazuje się, że ciasto bez proszku do pieczenia poszło do pieca lub nie pamiętamy czy wsypaliśmy sól ..."
ale nie dlatego, że zapominam o czymś, tylko dlatego, że te myśli biegnące innym torem przenoszą mnie do miłych zdarzeń z przeszłości.
A na "zez duchowy" w moim przypadku najskuteczniejszym środkiem jest maksymalne zdenerwowanie się na coś, lub kogoś. Wtedy otwierają mi się wszystkie klepki w mózgu i z debila robi się Einstein. ☺☺
Tak na serio ten "zez duchowy" to nasz nieodzowny hamulec bezpieczeństwa.
Masz rację, w wielu sytuacjach to hamulec bezpieczeństwa...
UsuńOczywiście mnie też to dopada, myślałam, że ze zmęczenia się to bierze... Ja to jestem taki niedźwiadek - jak coś nie gra, idę się przespać i cało zło znika ;-)
OdpowiedzUsuńO, to masz dobrze. Ja odwrotnie, nie mogę wówczas spać wcale...
UsuńA mnie sie tak zdarza w trakcie prowadzenia auta. Jadę jak na autopilocie, myślę o swoich sprawach i ze zdziwieniem stwierdzam, że już czas skręcić albo już dojeżdżam. A bywa, że muszę się cofać, bo nie wracam stałą drogą, tylko mam coś innego do załatwienia. Muszę uważać, bo to niebezpieczne dla mnie i innych też(chociaż rejestruję niby ruch na drodze, ale chyba podświadomością).
OdpowiedzUsuńP.s Będę za tydzień w Twoim mieście i szczęśliwie nie autem ;)
Ja często chodzę na autopilocie i potem dziwię sie, że jestem w tym, a nie innym miejscu.
UsuńCzyżby skierowanie do sanatorium? Nawet jeśli nie, to może gdzieś na siebie wpadniemy?
A ja myślałam, że to już Alzheimer, albo chociaż starcza demencja...
OdpowiedzUsuńZez duchowy, jakże to pocieszająco brzmi! Od razu lepiej.
Prawda? Każdy z nas chyba musi mieć taki odgromnik dla natłoku myśli:-)
UsuńChyba wszystkich dopada :/
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, tylko różnie się to nazywa...
UsuńMyślę, że nieświadomość godziny po spojrzeniu na zegarek to nie zez a rutyna. Bo patrzymy, żeby wiedzieć czy jest późno, ile jeszcze mamy czasu. Czy jest 5:41 czy 5:38 nie ma większego znaczenia, więc nie zapamiętujemy. Ale zawsze mam zeza przy słuchaniu audiobooków, wykładów, przemówień. Myśli mi uciekają, bo to nudne jest
OdpowiedzUsuńTaki zez dopada głównie chyba przy wykonywaniu rutynowych czynności lub czegoś, co robimy z musu.
UsuńJotko, ja jestem jednym wielkim zezem duchowym! Nie znałem tego pojęcia, ale po przeczytaniu Twojego postu odnalazłem się w nim w 100% :))))))
OdpowiedzUsuńTo kamień z serca, bo myślałam, że tylko ja mam podwójnego zeza!
UsuńJotko, określenie cudowne. A ja już myślałam że to tzw. peselica (od peselu oczywiście)
OdpowiedzUsuńA ja nie znałam określenia peselica :-)
UsuńZnam, mam i wypleniać próbuje :D
OdpowiedzUsuńJa już nawet nie próbuję :-)
UsuńMaj powinien być taki, że poza wiosennymi burzami reszta to Słońce i dość ciepłe dni. :) A tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńNo ba. Nos to jednak ważna sprawa, zwłaszcza jak się nosi okulary cały czas jak ja. :)
Pozdrawiam!
Maj to także miesiąc zakochanych, ale czy można zakochać się w taki ziąb? A jak tu iść na randkę do parku?
UsuńTo albo trzeba zaczekać na lepsze dni pod względem pogody. Albo wyciągnąć kasę i iść do jakiejś kawiarni. Albo przyspieszyć wszystko i do domu iść tej drugiej osoby albo do naszego. :) Bo w parku nie da rady.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W kawiarni może być przyjemnie...
UsuńTo ja już od dawna jestem taka zezowata...
OdpowiedzUsuń:-)
To tak jak ja:-)
UsuńJakoś rozwiążemy i tę sprawę, choć miło nie będzie raczej.
OdpowiedzUsuń:) Mi się skojarzyły klasyki z USA, takie potrawy znane i lubiane w jakimś miejscu, które w menu knajp zawsze są.
Ważne jest tylko to, by sądy wiedziały jak się zachować w tych nowych zasadach w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami. Ale miejmy nadzieję, że wszystko zadziała jednak.
Pozdrawiam!
Fachowcy od prawa twierdzą, że ważna jest nie tyle wysokość, ile nieuchronność wyroku...
UsuńOj to ja też jestem zezowata.
OdpowiedzUsuńTo witaj w klubie, Tereniu:-)
UsuńTo dlatego, Jotko, tak rzadko chodzę do kościoła, aby nie nabawić się duchowego zeza. Piję, rzecz jasna, do tych gumek w stringach i pozdrawiam z Calaise :-) lato...
OdpowiedzUsuńDomyśliłam się:-) U nas też już lato, przynajmniej chwilowo...
Usuń