Babia Góra ma swoją mniejszą siostrę zwaną Małą Babią Górą, nie jest to jednak do końca właściwa nazwa, bo ta mała liczy sobie też sporo, aż 1517 m, ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B i wejść na Małą BG. Poszliśmy już innym szlakiem, na szczęście mniej uczęszczanym przez turystów, bo niedziela, więc zjechało sporo ludzi z Krakowa, Bielska-Białej i całego chyba Śląska. Myślałam, że nie zdarzają się już turyści w klapkach i bez odpowiedniego wyposażenia (pogoda w górach zmienną jest), a jednak. W drodze powrotnej spotkaliśmy nawet towarzystwo, które pić zaczęło już chyba na dole, bo wchodzili krokiem mocno chwiejnym, a przewodnik stada tak jodłował, że chyba nawet muchy wystraszył.
No cóż, różne są style wypoczywania.
W Tv, której mamy tutaj raptem 3 programy obejrzeliśmy reportaż o nakazie ciszy nocnej od 23 do 6 rano w jakiejś letniskowej miejscowości i o tym, jak to oburza turystów, którzy chcą się bawić. Nie wiem jacy turyści mają siłę bawić się do rana, a potem iść np. w góry. Bywając w Zakopanem widywałam takich "turystów", którzy spali do południa, a resztę dnia spędzali na Krupówkach.
Sorry, ale spać długo i pić to mogę w domu za mniejsze pieniądze. Ale to jest podobno wolny kraj... Dlatego wybieram pensjonaty małe, czasem z polecenia, gdzie jest cisza, spokój i do szlaków blisko.
A Mała Babia Góra ładniejsza chyba od dużej, ciekawsza trasa z licznymi punktami widokowymi, a ze szczytu piękna panorama na polskie i słowackie góry, można też rozłożyć się pysznie na trawie na wysokości 1517m i zjeść co nieco, gdy 200m wyżej same skały.
Zacznę chyba grać w totka, bo widziałam tu tyle domów na sprzedaż, takich małych, gdzieś na górce, że zamarzył mi się domek letniskowy pod Babią Górą, ale nie dysponuję funduszami. Pozostaje gra hazardowa...lub spadek, którego się nie spodziewam.
Pozdrawiam wszystkich spod Babiej Góry, z pensjonatu Jelonek. Nasz czas tutaj dobiega końca, w środę będę już w domu, ale jeszcze po drodze może uda się zwiedzić zamek w Bobolicach.
A! zapomniałam napisać, że w nocy mąż słyszał jakieś hałasy pod naszym oknem w pensjonacie, okazało się, że właścicielom lis ukradł kurę. Gdy pani Basia oznajmiła to mężowi(gopodarzowi), on ze stoickim sposobem odrzekł: no co, przecież do sklepu nie pójdzie!
Po każdym wyjeździe - też gramy :) Mieliśmy już kupować dom w Dusznikach, w Wiśle, ostatnio rejony nadburzańskie " na tapecie":)
OdpowiedzUsuńJa myślę, że jak już w końcu znajdziemy to miejsce właściwe - to wygramy.
Z kurami - u nas jest podobnie, tylko nie lis, a jastrząb się częstuje i to zazwyczaj tymi najmłodszymi.
Bardzo mi się podoba to Twoje sprawozdanie - dziennik pokładowy :) i szkoda, że tak szybko urlop Wam dobiega do końca.
Pozdrawiam serdecznie Joasiu
Gabrysiu, kończymy w Zawoi, ale może uda się w sierpniu gdzieś pojechać z synem, bo w te wakacje mało go widuję, taki plan życiowy... A to ten wasz jastrząb
Usuńteż ma niezłą stołówkę, tutaj także widujemy szybujące ponad górami drapieżniki, piękny widok!
A siadła byś se chwile ..... Tylko łazisz i łazisz :))))
OdpowiedzUsuńNo tak już mam, że jak gdzieś jadę, to do bólu...a jak mi się nie chce, to mąż popędza!
UsuńA to tu tkwi sekret - mąż Cię gonił :)))))
UsuńNo trochę tak, ale w tym roku po raz pierwszy okazało się, że to ja mam lepszą kondycję :-)
UsuńOjejku, ale Wam fajnie. Ja miałam wybrać się w rejony Krakowa na urlop (dostanę aż całe 2 dni :) ) a tu się okazuje, że chyba nie tym razem. Auto się zepsuło i pochłonęło mnóstwo oszczędności :(
OdpowiedzUsuńAniu, też to przerabiałam, bywały lata, że jak kupiło się lodówkę czy telewizor, albo potem auto, to siedzieliśmy w domu, bo pieniędzy nie starczyło na wyjazd. Teraz jak kasa się znajdzie, to czasem zdrowia zabraknie, cóż... życie!
UsuńFajnie jest pojechać w góry, ale bardziej mi pasują wczesną jesienią, lub późną wiosną, niż latem. Mniej ludzi i temperatury trochę niższe, przyjemniejsze do chodzenia...
OdpowiedzUsuńTemperatury w tym roku skrajne, jak na lipiec, albo 35 albo 14 i słońce na przemian z deszczem. Wędrówki to nie ułatwia, fakt!
UsuńMiło się czyta relacje z miejsc w których się było. A w ubiegłym roku byłyśmy w tych samych okolicach ;)
OdpowiedzUsuńPodobne dusze ciągnie w podobne miejsca...
UsuńPozdrawiam ciepło:-)